Skocz do zawartości
Forum

Dość życia z własnym mężem


Rekomendowane odpowiedzi

Witam serdecznie,
mam poważny problem,który przerasta już całą moją psychikę.W zasadzie siedzę od 10 minut i zastanawiam się od czego zacząć?
No to może od początku..
Z moim obecnym mężem poznaliśmy się w kwietniu 2005r.
Po ok miesiącu znajomości zostaliśmy parą.
Moi rodzice byli przeciwni temu związkowi,miałam zaledwie 16 lat,uczyłam się w szkole średniej.M.jest 4 lata ode mnie starszy.Pierwsza z naszej paczki miałam "dorosłego chłopaka".
Imponował mi.Był dorosły,niezależny finansowo mimo że kończył technikum wieczorowe.
Mimo złości moich rodziców spotykaliśmy się u mnie kiedy ich nie było w domu.
Musiałam opiekować się młodszą siostrą,kiedy rodzice pracowali.
Pasowało mi,że M przychodził do mnie,z nim straciłam dziewictwo praktycznie po 2 miesiącach znajomości(taki był napalony na sex i tak mnie wobec siebie nakręcił).
M.dbał o mnie przed ślubem,a że byłam trzymana"krótko"przez rodziców pasowało mi,że dawał pieniądze na drobne wydatki.Byliśmy 2 razy na wczasach w górach,nie interesowali mnie przeciwstawieni temu rodzice,którzy uważali,że za wcześnie na miłość,sex i związki partnerskie.My rozstawaliśmy się i wracaliśmy.Kiedyś chciałam od niego odejść..na prawdę.
W końcu po dwóch latach naszego związku zaszłam w ciążę,którą i planowałam i nie.
Chciałam tej ciąży,bo chciałam odejść z domu.Miałam dość swojego dotychczasowego życia,siedzenia w domu, obowiązków,opiekowania się młodszą siostrą(kiedy moje koleżanki miały swoje ) i ciągłego wołania-nauczyłaś się?pozmywałaś naczynia?Wtedy byliśmy tacy zakochani w sobie,że wręcz byliśmy pewni,że podołamy wszystkim obowiązkom.
Ciąża...cóż to było dla naszych rodzin..19 lat,swieżo rozpoczęte studia zaoczne w kierunku pedagogicznym...planowanie ślubu..z każdej strony jakaś presja,wciąż nerwy,dodatkowo teściowa,straciła męża,mój mąż jedynak,stracił swojego ojca.
Planowanie ślubu nie było dla mnie niczym pięknym,bo to nie ja planowałam..ani mój mąż..Teściowa,moi rodzice,oni podejmowali za nas decyzje.W maju 2008 roku miał przyjść na świat nasz syn,teściowa upierała się żeby nasze wesele odbyło się po terminie żałoby w kwietniu..miesiąc przed rozwiązaniem..W końcu podjęliśmy jakieś kompromisy(co prawda ja już nie umiałam wytrzymać i ze łzami w oczach prosiłam żeby ślub odbył się na koniec stycznia ew pocz lutego)teściowa już przypinała mi pierwsze szpile.
W końcu padła data 2 lutego 2008r.
Teściowa zrobiła jak mówiła,przyszła ubrana na czarno,z grobową miną,tak jakby z przymusu.
Po kościele zaraz zaciągnęła nas na cmentarz,gdzie przypędziła za nami połowa rodziny mojego męża opłakując śmierć mojego teścia,kiedy my wsiedliśmy już do auta by odjechać na salę przywitać gości weselnych,moja teściowa ze swoją rodziną stali na cmentarzu dalej płacząc...W zasadzie,to sama miałam ochotę się wtedy rozpłakać,z nerwów...i tak oto zostaliśmy mężem i żoną..
Po weselu,musiałam przyjść mieszkać do domu męża(proponowałam wyjazd za granicę do pracy).On jedynak,teściowa-wdowa,wszystko miało być takie piękne..Ona miała nam pomóc,taką bynajmniej wykazała sama chęć.Ja nie miałam ochoty zostać po pierwszych tych sygnałach z nią w jednym domu,ale mąż wzbudził we mnie litość-"Nie zostawiajmy mamy samej".Z drugiej strony,co miałam zrobić,jakby nie patrząc,matka mojego męża.Było mi jej szkoda,chciałam dobrze,sama myśląc że jak przyjdzie dziecko,będzie mieć zajęcie i nie będzie tak użalać się nad sobą.
No i czar bardzo szybko prysnął,jak bańka na wodzie...Planowaliśmy pierwsze zakupy z naszych 'czepkowych' pieniędzy.Chcieliśmy mieć swój kąt.I tu zaczęły się nasze kolejne,ale już poważne sprzeczki.Teściowa jeździła z nami wszędzie,jak mieliśmy wybrać narożnik,meble,dywan,płytki do kuchni pralkę czy nawet kolory ścian.Zawsze wysłuchiwałam jej zdania,jednak kiedy i tak podjęłam swoje,ona strzelała focha,przestawała ze mną rozmawiać na zakupach-nagle liczył się tylko jej syn..bo on miał jej posłuchać.Po powrocie z zakupów byłam obgadywana na całą rodzinę,że kupuję coś wbrew jej,że nie szanuję pieniędzy,że w domu jest wszystko a to JA wydziwiam,żeby tylko wyczyścić portfel.M.zawsze był czysty wobec niej.Mimo to zagryzaliśmy zęby.Robiliśmy swoje.Ja wieczorami płakałam,prosiłam go o rozmowę z teściową,o jaki kolwiek krok.
Wkońcu po trupach dotarliśmy do mety i w połowie kwietnia miałam już swoją kuchnię i jeden pokój.
Za wcześniejszym pozwoleniem zajęliśmy też z mężem nieużywaną nigdy nową łazienkę(zrobioną przed śmiercią taty)
Teściowej wszystko przeszkadzało,że ręczniki układałam na pralce,przeszkadzały jej nasze kosmetyki,nasze nowo zakupine dywaniki.Przestawiała,kombinowała,chowała co popadnie po swoich szafkach.Pranie w koszu z bielizną segregowała-moje zostawiała,męża brała do swojej łazienki i prała ręcznie.Ja nadal wyzywałam "pod nosem".Czekałam,prosiłam męża o rozmowę.
W końcu przyszedł 27 maj.Na świat przez cc przyszedł nasz pierwszy syn.
W szpitalu leżałam 6 dni.po 6 dniach wyszłam do domu.Zastałam szok.Przez nasz pokój jakby przeszło tornado.W pokoju brudno,w kuchni brudno,nawet w łóżeczku J. były ciuchy tatusia,zaryzłam zęby,wzięłam się obolała za sprzątanie,pomogła mi moja mama.Do tego wszystkiego,miałam problemy ze sobą po porodzie.w dniu kiedy przyszłam do upragnionego domu,otworzyła mi się rana po cc,wylało się chyba z półtorej litra ropy,doszła do tego gorączka,lekarz który mnie prowadził całą ciążę,powiedział po zbadaniu mnie że przejdzie,jednak gorączka wzrosła.Pojechaliśmy z mężem ,synkiem i mamą do szpitala.Lekarze przekazali mojemu mężowi,że gdyby nie ich interwencja,do rana nie byłoby mnie już na świecie,bo doszło by do zapalenia otrzewnej.Płakałam ze szczęścia,choć nie zdawałam sobie sprawy z tego w jak poważnym stanie byłam.Kolejne dwa tygodnie ze swoimi problemami przeleżałam w szpitalu z moim małym szczęściem.Mój mąż wpadał na chwilę,częściej była u mnie moja mama.
Po powrocie do domu znów zaczęło się piekło.
Teściowa prawiła mi morały o wychowywaniu dziecka,przychodziła do pokoju kiedy mnie nie było,bujała małego,żeby go tylko obudzić.Kiedy mąż pracował,ta dawała mi szkołę życia,aż ten pierwszy raz w sierpniu,miałyśmy między sobą taka wymianę zdań,która bardzo mnie tąpnęła,nie pozostałam jej dłużna(wręcz wyzwała nasze dziecko od bachorów,a mnie od materialistki,bowiem przyszłam zabrać jej to co krwawicą stawiała ze swoim mężem),teściowa wyrzuciła mnie za drzwi z wówczas 3 miesięcznym dzieckiem.Poszłam mieszkać do rodziców,mąż przyszedł za mną.Poszliśmy na kompromis,teściowa obiecała,że przestanie się wtrącać.Ja sobie obiecałam-jedna awantura-wyprowadzamy się z tego domu.I słowo się rzekło.Kolejne 'ale' kolejne 'wtyczki'teściowej(która nigdy nie stała z boku,jaka była taka była,ale zawsze wołałam ją siebie na obiad czy w niedzielę na śniadanie,kawkę i ciasto.Zawsze chodziliśmy tam gdzie ona nas poprosiła,nawet kiedy J.miał miesiąc,wyciągnęła nas na imieniny swojej siostry gdzie było ok 12 osób podziwiających ohami i ahami oraz buziakami nasze dziecko,biorących mimo moich uwag z rąk do rąk["no daj się nacieszyć,nic mu się przecież nie stanie"])
Znaleźliśmy mieszkanie w bloku,bardzo się cieszyłam że w końcu zaznam spokoju,szczęścia u boku męża,który studiował i pracował,żeby zarobić na naszą wówczas 3 osobową rodzinę.Teściowa chciala wydrapać mi oczy,zabrałam jej syna,byłam niedobra.Powiedziała mi w twarz,że zrobi wszystko,żeby nasze małżeństwo zakończyło się rozwodem.
I tak w pierwszą rocznicę naszego ślubu pakowałam swoje ciuchy do nowego mieszkania,myśląc,że to nowa szansa dla naszego małżeństwa.
W bloku było ok.W końcu zaczęło się między nami układać.Przestaliśmy się kłócić o "byle gie."
Mój mąż pracował,studiował,pisał pracę licencjacką,którą ja w wolnym czasie sprawdzałam a ja zajmowałam się domem i naszym synem.Z tego powodu los postanowił nas znów "uszczęśliwić",kiedy na teście ciążowym w wieku 21 lat zobaczyłam 2 grube kreski.
Mój świat legnął w gruzach.moje spokojne życie zamieniło się w traumę,depresję i nie wiem co jeszcze.Byłam tak załamana drugą ciążą,że chciałam się pozbyć drugiego dziecka.Dla mnie nasza obecna sytuacja była nie do przyjęcia drugiego dziecka na świat.Mąż zarabiał 1200zł miesięcznie na naszą trójkę po opłatach zostawało nam na życie 300zł(Bardzo pomagali nam moi rodzice,którzy łatali nasze dziury finansowe-nasze dziecko miało od nich wszystko).Szukałam w internecie tabletek,które pozwoliły by mi usunąć ciążę.dostałam je.W między czasie dostałam również "szału"chciałam podciąć sobie żyły..Przestałam być szczęśliwa,z mężem nie odzywałam się prawie całą ciążę.O sexie wówczas nie było nawet mowy,od momentu zrobienia testu ciążowego.
Był styczeń 2010r.Nadchodził czas zapłaty za wynajem mieszkania-za rok z góry.
Postanowiliśmy,że zamiast brać kredyt na spłatę czesnego za kolejny rok,weźmiemy kredyt na wyremontowanie dwóch pokojów u teściowej w domu.Pod warunkiem,że przedzielimy się i zrobimy oddzielne wejście.udało nam się wziąć 10tys zł kredytu.zaplanowaliśmy wszystko po najniższych kosztach,tak żeby zdązyć przed porodem.Najważniejsze było dla mnie wówczas osobne wejście,mała łazieneczka i pokój dla dzieci.Ciułaliśmy jak mogliśmy,udało nam się.Za pieniądze z kredytu doprowadziliśmy dwa pokoje do stanu użyteczności(teściowa nie była zadowolona-w końcu zabrałam jej kolejny"salon"),zrobiliśmy z naszego dawnego pokoju salon z aneksem kuchennym,z drugiego pokoju zrobiliśmy łazienkę,pokój dla dzieci i kawałek został jeszcze na na korytarz.I znów się cieszyłam,mimo skrzywionej miny teściowej.Za zwrot podatku na dziecko kupiliśmy synkowi mebelki dziecięce.Zrobiliśmy mu baardzo kolorowy pokoik,z którego cieszyłam się najbardziej.
I znów chwilowo żyłam złudzeniem,że może będzie lepiej.Ta stabilizacja pozwoliła zapomnieć mi o tym co było wcześniej,choć do teściowej już byłam uprzedzona.Umiałam wówczas zdefiniować i rozszyfrować każde jej zachowanie i zdanie w moim kierunku.W końcu w kwietniu 2010r przyszła na świat nasza druga córka.Ze względów finansowych,mój mąż wyjechał do pracy z moim tatą,moja mama zajmowała się moim syneczkiem.Zostałam sama po urodzeniu drugiego dziecka.Kiedy mężowie pomagali swoim żonom podnieść się z łóżka,ja ze łzami w oczach i z zaciśniętymi zębami podnosiłam się sama żeby doczłapać się do łazienki i umyć.
po 7 dniach wróciłam do domu,sama z dwójką dzieci,zagryzłam zęby,przysięgłam,że dam radę.Teściowa przywitała swoją wnusię,cieszyłam się,że i ona się cieszy.Ale nie chciałam od nikogo pomocy.Tego samego dnia przyszedł kryzys w karmieniu.Moja córka którą karmiłam 7dmy dzień piersią bardzo się denerwowała,nie mogła się najeść,płakałam,prosiłam Boga,żeby już wstał dzień.Nikogo nie było.Mąż i tata byli 500km od domu,mama odstawiła mnie tekstem że musze wytrzymać całą noc ,no bo gdzie ona znajdzie teraz aptekę żeby dostać mleko.Wytrzymałam.Rano,wówczas moja 14 letnia siostra zamiast pójść do szkoły szukała od 6.00 czynnego sklepu,byle dostać mleko-role się odwróciły,ja pomagałam wychować ją,teraz ona pomagała mnie.
Po tygodniu męczarni wrócił mąż,kłóciliśmy się,z resztą jak od początku naszego małżeństwa.Ja zawsze byłam zła.
On nie widział problemu,no bo czym niby miałam być zmęczona?siedzeniem w domu z dwójką dzieci?Gotowaniem?Sprzątaniem?Przecież to "normalne obowiązki".
Seks stał się raczej powinnością niż przyjemnością.z początku raz w tyg później raz w miesiącu.
Co dzień oczywiście były o to sprzeczki.Bo on ma swoje potrzeby(kilka razy zrobił to wbrew mnie-gdy spałam).Nie interesowały go dzieci,dom.Wszystko spadło na moje barki.Mój mąż skończył studia,wspiął się na wymarzone stanowisko pracy.Zrealizował się.Ja zostałam w domu.Bez szkoły,bez pracy,z dwójką dzieci w wieku 22 lat .Ciągle było coś nie tak,wciąż szukaliśmy pretekstu do kłótni.To,co się działo między mną a teściową popsuło całkowicie nasze relacje.Przestałam go już wtedy chyba kochać.On ignorował dzieci,założył własną firmę,wychodził rano,przychodził ja dzieci już spały,żeby spokojnie dobrać się do żony.
Zero rozmowy,zero przytulenia.Najważniejsze jego potrzeby.
Najczęściej po głowie chodzi mu seks,co mnie bardzo odpycha,wręcz czuję obrzydzenie tym człowiekiem.Na każdym kroku kiedy do mnie podchodzi obłapuje mnie wykorzystuje momenty kiedy mam zajęte ręce,żeby "robić swoje".Każde moje schylenie się po cokolwiek,kończyło się obłapywaniem. Nawet jedzenie obiadu przestało być normalne,ponieważ tematy seksu zaczęły być porszanie przy dzieciach.Dzieci widzą,jak mąż chodzi i mnie obłapuje.Mają w tym momencie 3 i 5 lat-rozumieją co swoje a już na pewno-podłapują słówka.
Mój mąż porusza tematy seksu i nas przy swoich znajomych.Są to teksty typu"zobacz jak moja żona się wypina-kochanie dzisiaj będę zapinał Ciebie" albo przykład kiedy jadł z nami mój kuzyn"kochanie pyszne pierożki.dzisiaj będę lizał Twojego pierożka"
Nie mogę się swobodnie poruszać po domu,nie mogę się wykąpać,nawet kiedy zamknę drzwi on sobie je przekręca z drugiej strony,żeby się władować po to żeby się ze mną kochać.Im dłużej tak za mną chodzi tym większe obrzydzenie czuję jego osobą.
Nie pomijając faktu,że nie dba o siebie.Nie myje zębów,czasem nawet nie chce mu się wykąpać,śpi w tym w czym chodzi.Krzyczy na dzieci i wciąż szuka im zajęć po to by podejść do żony i przelecieć ją choćby przy kuchennym blacie.
Jego nie interesują moje potrzeby.Dla niego jestem tylko kurą domową,kochanką,która ma spełniać jego zachcianki i matką,która wychowa jego dzieci.Rozlicza mnie z każdego wydanego grosza,wciąż na mnie krzycząc,że za dużo wydaję.
Szczędzi pieniędzy na wszystko,dzieciom nie są potrzebne ubrania ani zabawki,wszystko co dostały moje dzieci jest dzięki mnie,bo sama dorabiałam w domu jak mogłam przez ostatnie 3 lata naszego małżeństwa.Handlowałam czym się dało,nawet używanymi ciuchami moich dzieci,robiłam biżuterię,bombki metodą karczochową,zostałam managerem w firmie tupperware,zarobiłam wtedy pieniądze na życie,na dzieci i parę moich drobiazgów typu lampa,stolik kawowy czy nowe zasłony. Zabawki,których przestały używać nasze dzieci powystawiałam na aukcje,dzięki temu uzbierały na nową trampolinę.Mojemu mężowi przeszkadzało wszystko,czego się złapałam,wciąż były jakieś pretensje w moją stronę,wyzywał na mnie,kiedy prosiłam podczas prezentacji,żeby zajął się dziećmi,nie interesowało go czy są ze mną obcy ludzie,którym mój mąż pokazywał swoją twarz,przez swoje zachowanie,
Dla mojego męża liczy się tylko praca,pieniądze i sex.
Gdy zachoruje dziecko a nie mam z kim zostawić drugiego,szukam pomocy u rodziny lub obcych ludzi,gdy zachoruje teściowa,może liczyć na mojego męża.On po prostu wie,że musi jechać i tyle.Ja muszę sobie radzić sama.Zaczęłam nawet piec ciasta i torty artystyczne,żeby sobie dorobić.Zaczął mnie rozliczać ile to za prąd,ile moja robota jest warta,znów coś mu przeszkadzało.
Ostatnio pękło coś we mnie.Nie chcę już ciągnąć tego dłużej.Jestem 5,5 roku po ślubie a jestem nieszczęśliwa,zgaszona,zgnojona.
Nie mam ochoty na niego patrzeć,z nim rozmawiać,nie śpimy w jednym łóżku od 4 dni.Nie obchodzi mnie,że zostanie sam,uważam,że sobie zasłużył na taki los.Ile razy miałam wyciągać rękę?ile rozmów pierwsza zaczynałam?Zawsze padały za i przeciw,zgadzałam się na kompromisy,ze łzami w oczach mówiłam o swoich marzeniach,zawsze chciałam jak najlepiej.
Wszystko się rozsypało.Dla mnie nasze małżeństwo jest skończone,nie wierzę,że on się zmieni,zawsze obiecywał zmiany,których tak na prawdę nigdy nie ujrzałam.
Chcę,żeby moje dzieci miały spokojne dzieciństwo,bez kłótni między rodzicami,bez tych wszystkich obleśnych widoków wtykania męża łap,gdzie popadnie.Dzieci zatykają uszy,kiedy my się kłócimy.
Tylko,co jest najlepsze..On nagle się obudził?Otrząsnął?Łazi za mną,denerwuje mnie tekstami że mnie kocha i nie pozwoli mi odejść,bierze dzieci pod psychikę tekstami typu"co będzie jak taty już nie będzie?"Zrzuca winę na mnie.To ja chcę zabić nasze małżeństwo,bo chcę je skończyć,nie dając mu szansy

Odnośnik do komentarza
Gość halinka5000a

Chyba standardowa rada w Twojej skomplikowanej sytuacji to terapia małżeńska. O ile oczywiscie widzisz szanse na to, ze kiedys na nowo pokochasz męża. Osobiscie uwazam, ze Twoj maz jest winny obecnej sytuacji, ale Ty troche tez. Moze wyjazd tylko we dwoje, chociaz na kilka dni by wam pomogl? Wydaje mi sie ze Twoj maz na prawde Cie kocha, chociaz okazuje to troche zbyt nachalnie. W waszym zwiazku ewidntnie brakuje pociagu seksualnego. Rozumiem Twoja niechec skoro maz nie ba o siebie, ale czy rozmawialas z nim o tym? Moze postaw sprawe jasno. Np dzisiaj bedzie seks ale o 22 widze Cie czysciutkiego i pieknie pachnacego w sypialni. Z pewnoscia by spelnil Twoj rozkaz. Oboje przestaliscie o siebie dbac nawzajem. W Sensie relacji partnerskiej. Jesli mąż wylicza Cie z kazdego grosza daj mu liste zakupow i niech Sam zobaczy jakie zycie jest drogie.

Odnośnik do komentarza

Faktycznie to co mówisz to jestes bardzo zaradną osobą. Możesz ksiażke napisac. Wydaje mi sie ze potrzebna jest wam seperacja aby mąz zobaczyl ze pali mu sie grunt pod nogami ze wraca do domu a was nie ma, wtedy doceni ile mial ile ty znaczylas dla niego. wtedy zacznie sie starac.

Odnośnik do komentarza

Co??? Terapia?? W tak CHOREJ sytuacji? To chyba jakieś kpiny! Czy Wy macie w ogóle litość nad tą dziewczyną?! Paulinka, uciekaj od tego zboczeńca jak najdalej! Przecież on Cię ZGWAŁCIŁ! I to KILKA RAZY!(napisałaś wyraźnie:kilka razy zrobił to wbrew mojej woli) A to całe jego zachowanie wobec Ciebie, które opisywałaś potem... Tak obleśne, tak pozbawione szacunku do Ciebie, że aż się RZYGAĆ chce. On już teraz jest kompletnie pozbawiony skrupułów. Kompletnie się z Tobą nie liczy. Masz rację, ktoś taki nie zmieni się od tak. Uciekaj od niego, zanim do reszty zniszczy Ci psychikę! Już teraz, tak jak piszesz, czujesz się nieszczęśliwa i zgnojona. Chcesz dalej tak się czuć? Na pewno nie. I gdy to zakończysz, na pewno w końcu odzyskasz równowagę psychiczną. Ale tylko wtedy będziesz miała na to sznsę.
Trzymaj się, przerwij wreszcie to piekło. Dasz radę! Powodzenia...

Odnośnik do komentarza

Przepraszam Cię, Olo, to nie Ty proponowałeś terapię, więc nie powinnam pisać "Wy", tak jakbym się również do Ciebie zwracała.
Co do tego, co pisałam do Ciebie, Palusinka, to w całości to podtrzymuję. A jeśli chodzi o psychologa, to jest on potrzebny Tobie, a nie Waszemu małżeństwu. Po tym wszystkim, co ten drań Ci zrobił, i nadal robi, pomoc psychologa naprawdę bardzo by Ci się przydała...:(((((((((((((((( Tak więc radzę Ci jeszcze raz, przerwij tę chorą sytuację, i zapisz się do psychologa.

Odnośnik do komentarza

Aha, tę koncówkę teraz dopiero doczytałam:

palusinka
Tylko,co jest najlepsze..On nagle się obudził?Otrząsnął?Łazi za mną,denerwuje mnie tekstami że mnie kocha i nie pozwoli mi odejść,bierze dzieci pod psychikę tekstami typu"co będzie jak taty już nie będzie?"Zrzuca winę na mnie.To ja chcę zabić nasze małżeństwo,bo chcę je skończyć,nie dając mu szansy

Nie dość, że Cię zwyczajnie gnoi, traktując Cię w opisany wcześniej przez Ciebie sposób(stąd nic dziwnego, że czujesz się zgnojona:((), to teraz, gdy masz tego dosyć, próbuje Cie wbić w poczucie winy... I wcisnąć Ci kolejny kit. Jeszcze dzieci w to miesza... Kolejna podłość z jego strony... Ale nie pozwól mu kolejny raz zamydlic sobie oczu. Widać, jest w tym dobry, skoro tyle razy udało mu się omamić pustymi obietnicami poprawy. Ale nie dopuść, żeby kolejny raz mu się to udało! Dlatego nawet nie wspominaj mu o terapii małżeńskiej. Wiadomo, że w Waszej sytuacji jest to kompletnie bez sensu, a tylko dostarczysz mu w ten sposób kolejnych sposobów na manipulowanie Tobą. Odetnij sie od niego najszybciej, jak możesz. Najważniejsze teraz dla Twojego zdrowia psychicznego jest, żeby wreszcie przestała Ci sie dziac krzywda.

PS. Wcale Ci się nie dziwię, że napisałaś, że przestałaś go kochac. Po tym, ile krzywdy od niego doświadczyłaś, to zupełnie normalne.:((( I tak jak Ty uważam, że on zasługuje na bycie samemu. A nawet na gorsze rzeczy. Ale co będę się o tym rozpisywać, szkoda nerwów po prostu...

Odnośnik do komentarza
Gość halinka5000a

Standardowa rada na wstępnie od Francy-rozstać się. Bo to przecież najprostsze i najlepsze rozwiązanie. Chyba nigdy nie miałaś okazji odejść od męża z dwójką dzieci, nie mając pracy i mieszkania. Ja też na szczęście nie, ale wiem niestety jak to wygląda. Autorka dostanie 800 zł alimentów, bo ma 2 dzieci. Niby to zależy od dochodów, ale wątpię, żeby mogła udowodnić w sądzie, że mąż ma wyższe. Jak się ma własną firmę to wiele rzeczy oficjalnie wygląda inaczej. Teraz idźmy dalej. Wyprowadza się od męża. Początkowo pewnie zamieszkała by u rodziców, ale prędzej czy później trzeba się będzie wyprowadzić (skoro wcześniej wyprowadzili się do mieszkania w bloku, zamiast do rodziców Autorki, to raczej nie ma tam zbyt dużo miejsca). Czyli Twoja wspaniała rada Franco kończy się następująco: 25 letnia, samotna matka dwójki malutkich dzieci, nie ma pieniędzy na nic, bo mieszkanie trzeba opłacić, akurat alimenty na to pójdą, a i tak nie wystarczą. Jeśli znajdzie pracę to albo jako sprzątaczka, albo kasjerka w sklepie. Średnio dochodowe zajęcie. Oczywiście są grupy wsparcia, domy samotnej matki itd... Ale nie każdy chce z nich skorzystać i nie każdemu pomogą w wystarczający sposób.
Palusinka - zmuś męża żeby się zmienił. Na chwile się odetnij, Olo dobrze mówi. Separacja-tak, rozwód-niekoniecznie. Zachowanie Twojego męża, według mnie jest teraz takie, bo widzi co się dzieje i panikuje, jest zdesperowany i zrobiłby wszystko żeby Cię przy sobie zatrzymać. Nie znam Was, nie wiem jak między Wami było i jak jest teraz, ale małżeństwo ZAWSZE powinno się próbować ratować. Zwłaszcza kiedy są małe dzieci. Ja nie mówię żebyś się zgadzała na takie traktowanie, walcz o swoją godność, ale i o małżeństwo też. Postaw mężowi ultimatum. Bądź konsekwentna. Jak wyjedziesz na kilka dni to się zdystansujesz. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie kochasz męża. To już tylko on mógłby zmienić, starając się o Ciebie. Porozmawiaj z nim na spokojnie. Poważnie o waszych problemach, wieczorem, jak dzieci już będą spały. Nie warto marnować życia na obrażanie się i ciche dni. Powiedz mu wszytko co czujesz, opowiedz jak byś chciała żeby było i zapytaj jak on to wszystko widzi. Nie może być tak, że żyjesz w małżeństwie nieszczęśliwa. Ja nadal uważam, że terapia by wam pomogła. Jeśli Twojemu mężowi nie będzie na Tobie zależeć, odejdź. Może się otrząśnie.

Odnośnik do komentarza

Dziękuję za odpowiedź każdej z Was.
Halinko,
u mojego męża problem z łóżkiem jest każdego dnia.Nie ma dla niego pory,żeby nie mógł.On ma ochotę codziennie,cały dzień przełazi za mną klepiąc mnie,obłapując,czy są przy nas dzieciaki,czy nie.
Poza tym,on wie,że nie zaakceptowałabym go brudnego podczas seksu,ale to już jest standradowe pytanie z jego strony:"Mam się iść umyć?Pobzykamy się?"Nie spyta,jak minął dzień?Nawet synek kiedy przychodzi z przedszkola,jest przez niego ignorowany,bo tata jest w warsztacie i ma robotę a nie dzieci.To kolejny jego standardowy tekst"No to albo mam robotę i chcesz kasę albo będę siedział z dziećmi!"-Kiedy ja na prawdę rzadko wysyłam dzieci do niego.Moje dzieci w zasadzie podczas wakacji nie mogą bawić się na podwórku,bo po całym są porozwalane samochody,motocykle i inne różne części.Już raz córka porysowała motocykl.Stało się to pod moją nieobecność.Ale tak wyzwał małą że ze wrzaskiem przybiegła do mnie bo się wystraszyła.
Nie mam pomocy od nikogo oprócz mojego taty i młodszej siostry,
Mieszkam z teściową,która się do mnie nie odzywa(jestem złem koniecznym w ich rodzinie-nie odzywa się do mnie cała rodzina teściowej),z mężem który mnie co chwilę o coś"ochrzania",bo mu dzieci przeszkadzają,bo "łażą"pod nogami.
Ja jak mogę staram się z nimi przebywać poza domem,bo na podwórku,pomimo iż mają swoje zabawki wciąż krzątają się jemu pod nogami.On na nich wyzywa,one się denerwują.Z drugiej strony to trochę uzasadnione dla mnie.
Dzieci tęsknią za nim.Kiedy urodził się J.,mąż pracował na zmiany,w weekendy miał szkołę a po pracy pisał pracę licencjacką,po szkole wyjechał na miesiąc do pracy poza miejsce zamieszkania,wrócił,znów pracował ale na dwa etaty.Dziś pracuje od rana do późnego wieczora.Dzieci widzą go tylko przy obiedzie,ale on i tak nie ma ochoty na wymianę zdań z nim.Poza tym kiedy przychodzi niedziela,mąż robi wszystko,żeby tylko dzieci dały mu spokój.Komputer,tv,słodyczy po uszy..byle mógł się spokojnie dobierać do małżonki..I tak moje dzieci zaczęły uciekać w męskie towarzystwo ,bardzo lubią męską płeć,gdy ta wykazuje im zainteresowanie.Jest mi wtedy bardzo przykro.

Co do wyjazdu,to ja nie chcę z nim jechać nigdzie.Zbrzydł mi,nie chcę z nim spać,bo jak śpię sama to zasypiam w takim komforcie psychicznym,z takim spokojem.A każdego dnia kiedy zasypiałam z nim,codziennie miałam wymianę zdań o jego potrzeby,o seks itp.

Olo
zaproponowałam mu separację.On odpowiedział,że nie pozwoli mi odejść.Mieszkamy w domu z teściową,ale jesteśmy przedzieleni.Prosiłam,żeby szedł spać do teściowej.On odburnął,że tu jest jego łóżko i nie będzie się poniewierać u matki.A ja mam spać z nim bo to mój obowiązek.Tylko że ja nie chcę z nim już nawet sypiać:(
Tyle rozmów ile z nim przetoczyłam,tyle tłumaczenia,płaczu,wszystko 5,5roku mojego rzucania słów na wiatr..

Franca
właśnie zanim dziś weszłam tu na kompa,pomyślałam o pomocy psychologa..Jestem faktycznie wykończona tą całą sytuacją.
Na dodatek jeszcze M.sprawdza mój telefon,bilingi,historię przeglądania,pod każdym względem mnie filuje,
Nie jestem szczupłą osobą,w ciągu dwóch miesięcy z nerwów schudłam 14kg,
przez to poczułam,że wraca też moja pewność siebie,mogę wkońcu założyć spódniczkę,każdy zaczął mnie chwalić więc i ja zaczęłam rosnąć z dumy;)zaczęłam się malować,wyszłam do ludzi,
a mój mąż po prostu przestał mnie interesować.
Kiedy z nim siadałam i chciałam się po prostu przytulić,on wkładał mi rękę w majtki.KAŻDE moje przytulenie się "tak po prostu"było dla niego sygnałem,że chcę się "bzykać"
Im częściej on o tym mówił,tak po prostu,wszędzie,w sklepie,przy znajomych w domu,mnie to od niego odepchnęło.Jak słyszę z jego ust seks to mam ochotę uciekać gdzie pieprz rośnie.
Nie mogę nawet rozłożyć łóżka,ponieważ jak tylko się schylę on zaczyna mnie obłapywać i rzuca mną czasem na łóżko.

Odnośnik do komentarza

Palusinka Twój mąż nie jest zadnym zboczencem czy draniem jest seksoholikiem .Jesli da Ci namowic na terapię u seksuologa to bardzo dobrze.Jest szansa ze Wasze pożycie ulegnie radykalnej przemianie.Poki co ,oczywiscie jeśli widzisz szansę na to zeby ratowac malzenstwo to zrobcie wszystko i wykorzystajcie wszystkie mozliwe sposoby zeby dac sobie te ostatnia szansę.
Rozwod to naprawdę ostateczność.Lepiej na razie rozważyć separację i dać niestety męzowi ultimatum Albo sie idzie leczyć albo rozwazysz rozwod.Nie jestem zwolenniczka stawiania kogoś pod scianą ale w tym przypadku chyba nie ma innego wyjscia .Zgadzam sie z halinką ,rowniez terapia malzenska moglaby tutaj pomóc jak i terapia inwidualna .Pozdrawiam Ciebie serdecznie.

Odnośnik do komentarza

Oczywiście, że jest zboczeńcem, skoro kilka razy ją zgwałcił!! Trudno o gorszą rzecz, jaką można by zrobic człowiekowi! Teraz również bardzo ją krzywdzi! I co, ma z nim dalej być, i narażać się na dalszą krzywdę?? Dlaczego? Bo jest jego żoną?? Bez sensu. Już dość się przez niego nacierpiała, więc chyba wystarczy, no nie? Sam fakt, że schudła 14 kilo z tego stresu, mówi za siebie. Matko...

Palusinka, tak jak pisałam wcześniej, NIE WSPOMINAJ mu nawet o terapii małżeńskiej, z powodów, o których Ci wcześniej pisałam. Tyle razy juz Ci wciskał kit. Nie pozwól, by zrobił to kolejny raz. Zadbaj wreszcie o swoje zdrowie psychiczne, i uwolnij się od niego. Zobaczysz, że wtedy poczujesz się duzo lepiej, niż teraz. A nikt nic przy tym nie straci na tym.

Palusinka, mówiłas, że masz dobry kontakt z siostrą i tata? Czy mogłabyś z którymś z nich porozmawiać? Czy mogłabyś im powiedzieć o tym, co on Ci w przeszłości zrobił, i jak Cie traktuje teraz? Przydałoby by Ci sie teraz wsparcie ze strony kogoś bliskiego, zwłaszcza po tak trudnych przeżyciach, które masz za sobą.

Odnośnik do komentarza

~halinka5000a
Autorka dostanie 800 zł alimentów, bo ma 2 dzieci. Niby to zależy od dochodów, ale wątpię, żeby mogła udowodnić w sądzie, że mąż ma wyższe. Jak się ma własną firmę to wiele rzeczy oficjalnie wygląda inaczej. Teraz idźmy dalej. Wyprowadza się od męża. Początkowo pewnie zamieszkała by u rodziców, ale prędzej czy później trzeba się będzie wyprowadzić (skoro wcześniej wyprowadzili się do mieszkania w bloku, zamiast do rodziców Autorki, to raczej nie ma tam zbyt dużo miejsca). Czyli Twoja wspaniała rada Franco kończy się następująco: 25 letnia, samotna matka dwójki malutkich dzieci, nie ma pieniędzy na nic, bo mieszkanie trzeba opłacić, akurat alimenty na to pójdą, a i tak nie wystarczą. Jeśli znajdzie pracę to albo jako sprzątaczka, albo kasjerka w sklepie. Średnio dochodowe zajęcie.

No fajnie. To ma z nim dalej być po to, żeby nie mieć problemów finansowych? Do tej pory mi sie wydawało, że tylko bycie ze sobą z miłości ma sens, I nadal tak uważam. Poza tym, jesli już chodzi o finanse... Przecież ona sama pisała, że mąż praktycznie nie dawał nic z pieniędzy na dzieci. Tak więc odchodząc od niego, nie straci jego wsparcia finansowego, bo i tak prawie w ogóle go nie miała. Natomiast będzie miała od niego przynajmniej alimenty, więc jej sytuacja finansowa tylko się przez to poprawi. Pracę na pewno jakąs znajdzie. Poradzi sobie, tak jak wcześniej sobie radziła. Dorabiała sobie na różne sposoby, i sama napisała, że tylko to było źródłem wydatków na dzieci.

~halinka5000a
jest zdesperowany i zrobiłby wszystko żeby Cię przy sobie zatrzymać.

Jakoś gdy wcześniej ją krzywdził, olewał ją i dzieci, łamał obietnicę poprawy, to jakoś nie odczuwał żadnego dyskomfortu z tego powodu, ani potrzeby zmian. I teraz nagle miałby chcieć sie zmienić? Jasne. Chce ja za wszelka cenę zatrzymać przy sobie, bo taki układ jak wcześniej pasował mu. Szkoda, że nie zastanowił się, czy pasuje innym ludziom. zdystansujesz.

~halinka5000a
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie kochasz męża.

Co?? Nie, przecież najgorsze jest to, że ją kilka razy zgwałcił? Jak możesz jej w ogóle w takiej sytuacji wypominac brak uczuć?? Może pomyslisz w końcu, jak Ty bys się czuła, gdyby ktoś Cię kilka razy zgwałcił, co? Jak jeden krzywdzi drugiego, to powinno się stawać po stronie skrzywdzonego, prawda? Tym bardziej zdecydowanie, im większa krzywda się dzieje. A tu mamy do czynienia z naprawdę wielka krzywdą. A ostatnią rzecz, którą należy robic, to robić z krzywdzącego ofiarę, a z osoby krzywdzonej kata.
Palusina, nie daj sobie wmówić, że masz obowiązek dłużej to znosic, że to Ty jesteś winna, że to z Tobą jest coś nie tak, że myslisz albo robisz cos złego. Jaka w tym wszystkim Twoja wina? Żadna. Porozmawiaj o tym wszystkim z siostrą, albo tata, i uciekaj od tego typa, po naprawdę ciężko patrzeć na to, co się z Tobą dzieje...:((((((((((((((

Odnośnik do komentarza
Gość halinka5000a

Franca, mam wrażenie, że sama kiedyś zostałaś zgwałcona... To bardzo przykre, co się dzieje w małżeństwie Palusinki, ale znam przypadek, kiedy facet zupełnie normalny, bardzo dobry człowiek też miał myśli, żeby zrobić "to" kiedy jego żona będzie spać. Tylko tutaj kwestia była taka, że byli małżeństwem od pół roku, z seksem czekali do ślubu, a po ślubie żona "dała" mu 2 razy. W noc poślubną i kiedyś tam jeszcze. Faceci czasem robią taką potworną dla kobiet rzecz, bo masturbacja im już nie wystarcza, a namawianie żony na stosunek, wręcz błaganie o niego i tak nie przynosi rezultatów. Ja tutaj nie usprawiedliwiam zachowania męża. To karygodne co zrobił. Uważam tylko, że wina zawsze leży po dwóch stronach, po jego stronie jest jej więcej, oczywiście.
Zastanawiam się tylko czy rozwiązaniem tej sytuacji (gdyby się można było cofnąć w czasie) było by znalezienie sobie kochanki przez męża Palusinki. On by był zaspokojony, a ona nie byłaby pożądana przez męża.
Kwestia miłości. Mówiąc "Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie kochasz męża." miałam na myśli brak chęci do działania. Skoro go nie kocha, nie zależy jej, to walczyć o związek jest trochę bezsensu z jej strony. W sensie, że Palusinka nie widzi potrzeby naprawy małżeństwa, nawet jeśli się zdecyduje to będzie miała mniej siły i łatwiej się będzie zniechęcać (staram się dokładnie wytłumaczyć żeby Franca znów nie interpretowała moich słów opacznie).

Palusinko
Moim zdaniem żadne z was nie jest szczęśliwe w tym małżeństwie, ale zawsze można próbować naprawić wasze relacje. Musicie tylko oboje chcieć.
Jeśli chodzi o kwestie finansowe. Jeśli zdecydujesz się na rozstanie, może warto by było najpierw iść na jakiś kurs doszkalający albo rocznej szkoły policealnej. No nie wiem, cokolwiek, żebyś mogła mieć łatwiejszy start po rozstaniu. Dzięki temu będziesz mieć jakiś cel. Jeśli Twoje dzieci chodzą do przedszkola to sprawę miałabyś nieco uproszczoną, a skoro masz zdolności artystyczne może spróbuj czegoś z kosmetologią lub fryzjerstwem. Dzięki temu łatwiej Ci będzie znaleźć pracę. Jeśli jednak Twoje dzieci nie chodzą do przedszkola, możesz iść do szkoły zaocznie. Wtedy uczyłabyś się tylko w co drugi weekend.
Nawet jeśli zdecydowałabyś się zostać z mężem, taka szkoła mogłaby Ci pomóc, wyrwałabyś się z domu, poznała nowych ludzi.
Twój mąż potrzebuje naprawdę mocnego wstrząsu żeby się ogarnąć. Wydaje mu się, że skoro ciężko pracuje to nie musi się opiekować domem. Bardzo wielu mężczyzn tak myśli. Mój tata też taki był, ale moja mama bardzo się z nim kłóciła i wymuszała na nim to żeby spędzał z nami czas, gdy byliśmy młodsi (ja i moje rodzeństwo). Teraz mam bardzo dobry kontakt z tatą. Może Twoje dzieci mają jeszcze szanse na zdrową relacje z ojcem. Skoro spłodził niech teraz wychowuje.
Czy rozmawiacie ze sobą? Tylko nie krzycząc, ale tak normalnie jak dorośli ludzie? Czy wychodzicie gdzieś czasem całą czwórką? W niedziele na spacer, na basen, na plac zabaw? Gdziekolwiek? Może przejmij inicjatywę i po prostu każ mu coś zrobić. I nie ma, że mu się nie chce. Zachowaj się trochę jak jego przełożony we wojsku. Ma coś zrobić i koniec kropka. Czy on tęskni za swoim ojcem? Czy miał z nim dobre relacje? Jeśli tak to spytaj się go czy nie chciałby żeby jego dzieci go kochały i za nim tęskniły. Im są starsze, tym więcej rozumieją i niedługo dojdzie do momentu kiedy znienawidzą własnego ojca. On chyba tego nie chce. Czy kocha wasze dzieci? Jeśli tak to niech im to okazuje. Ale nie cukierkami tylko wspólnie spędzonym czasem. Dzieci powinny być dla niego priorytetem. Kiedyś przecież taki nie był. Kiedyś się kochaliście, byliście razem szczęśliwi. Co się w was zmieniło, że już tak nie jest? Byłaś w depresji gdy zaszłaś w drugą ciąże, on Ci nie pomógł tak jak tego potrzebowałaś. Problemy w waszym związku zaczęły się bardzo dawno temu, praktycznie od samego początku waszego małżeństwa. Wiele zależy tutaj od Twojego nastawienia do sprawy i tego czy Twój mąż chce zmienić wasze życie. Powinien chcieć Twojego szczęścia jeśli Cię kocha. Nadal uważam, że jeśli zdecydujesz się na próbę ratowania małżeństwa to powinniście iść na terapie. Jeśli nie będzie chciał to zacznij przygotowywać się do rozwodu, ale rozsądnie. Przygotuj wszystko tak, żebyś dała sobie rade bez niego.

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie,
Moim zdaniem powinnaś na jakiś czas wstrzymać się z decyzją o rozwodzie. Wydaje mi się, że to czego potrzebujesz to "odpoczynek" od męża, od teściowej, od sytuacji w domu, po to by nabrać dystansu, zastanowić się nad swoim życiem.
W tym momencie czujesz zbyt duże "obrzydzenie" do męża, żeby dojść z nim do jakiegokolwiek porozumienia. Jeśli masz taką możliwość to wyprowadź się, zobacz czy rozłąka zmieni coś w Twoich uczuciach do męża. Jeśli taka przerwa nic Ci nie da, wtedy nadejdzie moment, by zastanowić się nad rozwodem.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

~halinka5000a
Franca, mam wrażenie, że sama kiedyś zostałaś zgwałcona...

Halinko, muszę przyznać, że nikt przed Tobą mnie aż tak nie zdziwił tutaj... A muszę przyznać, że wiele rzeczy mnie wcześniej dziwły na tym forum. Powiedz, skąd ten pomysł Ci przyszedł do głowy?

Kwestia miłości. Mówiąc "Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie kochasz męża." miałam na myśli brak chęci do działania. Skoro go nie kocha, nie zależy jej, to walczyć o związek jest trochę bezsensu z jej strony. W sensie, że Palusinka nie widzi potrzeby naprawy małżeństwa, nawet jeśli się zdecyduje to będzie miała mniej siły i łatwiej się będzie zniechęcać (staram się dokładnie wytłumaczyć żeby Franca znów nie interpretowała moich słów opacznie).

Aha, tutaj masz rację. Wcześniej źle to zinterpretowałam. Niewątpliwie to mój błąd. Ale teraz, po tym wyjaśnieniu już rozumiem, o co Ci chodziło. I w takim razie CAŁKOWICIE się zgadzam z Tobą w tej kwestii. W sumie dzięki też za wyjaśnienia, bo nie miałaś obowiązku go pisać.

Jeśli zaś chodzi o to, co robić, to w zasadzie to, co Pani psycholog napisała, według mnie jest bardzo rozsądnym wyjściem. Właściwie we wszystkim z nią się zgadzam, z tą tylko różnicą, że według mnie po zastosowaniu się do tych rad relacja Palusinki i jej męża już nie ożyje. Zbyt wiele się wydarzyło, według mnie...:((((((

Co do kursów doszkalających, to faktycznie fajny pomysł. Jednak równie dobrze Palusinka może się zapisać na taki PO odseparowaniu się od męża. Wcale nie musi czekać z tą separacją, aż taki kurs ukończy.

Palusinko
Moim zdaniem żadne z was nie jest szczęśliwe w tym małżeństwie, ale zawsze można próbować naprawić wasze relacje. Musicie tylko oboje chcieć.
Jeśli chodzi o kwestie finansowe. Jeśli zdecydujesz się na rozstanie, może warto by było najpierw iść na jakiś kurs doszkalający albo rocznej szkoły policealnej. No nie wiem, cokolwiek, żebyś mogła mieć łatwiejszy start po rozstaniu. Dzięki temu będziesz mieć jakiś cel. Jeśli Twoje dzieci chodzą do przedszkola to sprawę miałabyś nieco uproszczoną, a skoro masz zdolności artystyczne może spróbuj czegoś z kosmetologią lub fryzjerstwem. Dzięki temu łatwiej Ci będzie znaleźć pracę. Jeśli jednak Twoje dzieci nie chodzą do przedszkola, możesz iść do szkoły zaocznie. Wtedy uczyłabyś się tylko w co drugi weekend.
Nawet jeśli zdecydowałabyś się zostać z mężem, taka szkoła mogłaby Ci pomóc, wyrwałabyś się z domu, poznała nowych ludzi.
Twój mąż potrzebuje naprawdę mocnego wstrząsu żeby się ogarnąć. Wydaje mu się, że skoro ciężko pracuje to nie musi się opiekować domem. Bardzo wielu mężczyzn tak myśli. Mój tata też taki był, ale moja mama bardzo się z nim kłóciła i wymuszała na nim to żeby spędzał z nami czas, gdy byliśmy młodsi (ja i moje rodzeństwo). Teraz mam bardzo dobry kontakt z tatą. Może Twoje dzieci mają jeszcze szanse na zdrową relacje z ojcem. Skoro spłodził niech teraz wychowuje.
Czy rozmawiacie ze sobą? Tylko nie krzycząc, ale tak normalnie jak dorośli ludzie? Czy wychodzicie gdzieś czasem całą czwórką? W niedziele na spacer, na basen, na plac zabaw? Gdziekolwiek? Może przejmij inicjatywę i po prostu każ mu coś zrobić. I nie ma, że mu się nie chce. Zachowaj się trochę jak jego przełożony we wojsku. Ma coś zrobić i koniec kropka. Czy on tęskni za swoim ojcem? Czy miał z nim dobre relacje? Jeśli tak to spytaj się go czy nie chciałby żeby jego dzieci go kochały i za nim tęskniły. Im są starsze, tym więcej rozumieją i niedługo dojdzie do momentu kiedy znienawidzą własnego ojca. On chyba tego nie chce. Czy kocha wasze dzieci? Jeśli tak to niech im to okazuje. Ale nie cukierkami tylko wspólnie spędzonym czasem. Dzieci powinny być dla niego priorytetem. Kiedyś przecież taki nie był. Kiedyś się kochaliście, byliście razem szczęśliwi. Co się w was zmieniło, że już tak nie jest? Byłaś w depresji gdy zaszłaś w drugą ciąże, on Ci nie pomógł tak jak tego potrzebowałaś. Problemy w waszym związku zaczęły się bardzo dawno temu, praktycznie od samego początku waszego małżeństwa. Wiele zależy tutaj od Twojego nastawienia do sprawy i tego czy Twój mąż chce zmienić wasze życie. Powinien chcieć Twojego szczęścia jeśli Cię kocha. Nadal uważam, że jeśli zdecydujesz się na próbę ratowania małżeństwa to powinniście iść na terapie. Jeśli nie będzie chciał to zacznij przygotowywać się do rozwodu, ale rozsądnie. Przygotuj wszystko tak, żebyś dała sobie rade bez niego.

Odnośnik do komentarza

~halinka5000a
Franca, mam wrażenie, że sama kiedyś zostałaś zgwałcona...

Halinko, muszę przyznać, że nikt przed Tobą mnie aż tak nie zdziwił tutaj.:ooo A muszę przyznać, że wiele rzeczy mnie wcześniej dziwiły na tym forum. Powiedz, skąd ten pomysł Ci przyszedł do głowy?

~halinka5000a
Kwestia miłości. Mówiąc "Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie kochasz męża." miałam na myśli brak chęci do działania. Skoro go nie kocha, nie zależy jej, to walczyć o związek jest trochę bezsensu z jej strony. W sensie, że Palusinka nie widzi potrzeby naprawy małżeństwa, nawet jeśli się zdecyduje to będzie miała mniej siły i łatwiej się będzie zniechęcać (staram się dokładnie wytłumaczyć żeby Franca znów nie interpretowała moich słów opacznie).

Aha, tutaj masz rację. Wcześniej źle to zinterpretowałam. Niewątpliwie to mój błąd. Ale teraz, po tym wyjaśnieniu już rozumiem, o co Ci chodziło. I w takim razie CAŁKOWICIE się zgadzam z Tobą w tej kwestii.

Jeśli zaś chodzi o to, co robić, to w zasadzie to, co Pani psycholog napisała, według mnie jest bardzo rozsądnym wyjściem. Właściwie we wszystkim z nią się zgadzam, z tą tylko różnicą, że według mnie po zastosowaniu się do tych rad relacja Palusinki i jej męża już nie ożyje. Zbyt wiele się wydarzyło, według mnie...:((((((

Co do kursów doszkalających, to faktycznie fajny pomysł. Jednak równie dobrze Palusinka może się zapisać na taki PO odseparowaniu się od męża. Wcale nie musi czekać z tą separacją, aż taki kurs ukończy.

Przepraszam za zdublowanie posta, ale za pierwszym razem źle użyłam opcji cytowania, przez co zapewne w ogóle nie da się połapać, o co tam chodzi, co gdzie jest, itd.

Odnośnik do komentarza

Po pierwsze to nigdzie nie napisałam ze to co robi mąz Paulinki jest dobre.To jest straszne i nigdy nie powinno miec miejsca.Ale spotkałam się kiedys z podobnym zachowaniem i okazało się ze facet był uzalezniony od seksu ,byl seksoholikiem.Wiem bo mam z tym małzenstwem kontakt ze terapia byla bardzo pomocna.]Moze rzeczywiscie z mojej strony było to naduzycie pisząć że mąż Paulinki jest seksoholikiem.Powinnam napisac byc moze ,albo jest taka mozliwosc z jest seksoholikiem .To co zrobi auterka powinno byc tylko i wyłacznie Jej decyzją .Nigdy piszac na tym forum nie wsadzam nikomu do glowy swoich racji.Zawsze sa to tylko propozycje rozwiązania problemu.Tak więc Franco po raz nie wiem ktory moja prosba do Ciebie .Badz laskawa omijać moje posty.Ostatnio co jakis czas wchodzisz z kims w konflikt.Moze dobrze byloby gdybys jednak pozwolila napisać każdemu swoje zdanie .Trochę pokory by Ci sie przydało.Ale po co ja to piszę przecież do Ciebie i tak nie dotrze ...niestety.

Odnośnik do komentarza

Aha, Halinko , co do tego, co napisałaś na początku... Zgadza się, to jest potworność. Tyle, że to, że ktoś ma za mało(jego zdaniem seksu), wcale tego nie tłumaczy. Jeśli obchodzi go tylko to, żeby się wyładować(co już samo w sobie jest okropne), to niech sobie wibrator kupi, albo odejdzie. Ale niech nie wyrządza tak strasznej krzywdy człowiekowi.

Eeeh, dlaczego prosisz mnie o to, żebym nie robiła czegoś, co sama robisz? Dlaczego Ty możesz nawiązywać do moich postów, a ja do Twoich nie? Jak na razie, to nie widzę w tym żadnej logiki...:/

Odnośnik do komentarza

Dlatego też postawiłam mu ultimatum,które sądzę i tak nic nie zmieni,ponieważ on na siłę chce mnie w sobie z powrotem rozkochać.Chodzi wciąż za mną,dziś wręcz przytknął mnie do ściany,nie mogłam się wyrwać,ponieważ złapał mnie za nadgarstki.Nie chcę z nim rozmawiać a on zachowuje się jak pajac wg mnie.Przy moich rodzicach(którzy myślą,że ich obecność zmieni moje podejście do sprawy-ponieważ oni są zdania,że problemu nie ma,tak jest w każdym małżeństwie,a poza tym zdaniem mamy jestem bezrobotna itp)
Powiedziałam mu już wczoraj,że jeśli do września nic się nie zmieni,jeśli ja nie zmienię swojego zdania na jego temat,to będzie musiał pozwolić mi odejść(Wcześniej zaproponowałam mu separację,na którą absolutnie się nie zgodził,bo on sobie wstydu nie będzie robić).
Najgorsze jest to,jakim on jest fałszywym człowiekiem przychodząc (kiedy moi rodzice są od dwóch dni-jakby mnie pilnowali i chcięli zobaczyć na własne oczy jaka jest syt.(takie mam odczucia))i wołając na mnie "kochanie,koteczku,skarbie",nie nawidzę go za to,że próbuje omamić moją rodzinę.Przez jego zachowanie nie utrzymują z nim kontaktu jego znajomi a o rodzinie na grillu-zapomnijcie..
Wręcz jest zazdrosny o to,że ja mam wielu znajomych i pewnie spotkałyście się już z tekstem,że rzekomo to "koleżanki pi@$$%"mi w głowie!
Co za typ.Ja jestem taką osobą,która owszem,popełnia błędy,ale kwestia rozwodu jest dla mnie zbyt poważna,żeby prosić o zdanie na ten temat koleżanek.No,ale w jego rozumowaniu jest zupełnie odwrotnie.
Były już syt..że nie pracował chwilowo na miejscu,zjeżdżał co dwa tyg.,ale ja czułam się taka spokojna psychicznie.W domu miałam posprzątane,miałam czas dla dzieciaków na wyłączność,ze wszystkim sobie sama dawałam radę.
Jak on jest w pobliżu,czy pracuje w przydomowym warsztacie ja po prostu nie umiem o niczym myśleć,jak on tylko przekracza próg domu,że będzie się do mnie dobierał.Nie mogę sprzątać,nie mam ochoty nic robić,nie mam na to wszystko siły.

Proszę Was ładnie, nie kłóćcie się na tym temacie,to dla mnie rzecz jasna,że każda z Was ma swoje zdanie(po to tu przyszłam),moje zdanie na ten temat jest takie,że nie chcę ratować tego małżeństwa,chcę żeby mi to ktoś uświadomił z zewnątrz,bo ja wewnętrznie czuję się cienko..i w zasadzie najbardziej chodzi tu o finanse,których na dzień dzisiejszych nie ma!Jak się zaczęło psuć już 2 miesiące temu tak fest,zaczęłam odkładać pieniądze z rodzinnego,założyłam własne konto,teraz po cichu zaczynam wyprzedawać wszystko,co będzie mi zbędne,żeby zdobyć jakieś środki na przetrwanie..
Oczywiście,to co napisałam jest tylko 1/10 tego co przez te 5,5lat małżeństwa przeszłam,nie umiałam tego wszystkiego spamiętać,poza tym kierują mną takie emocje i wewnątrz wręcz mnie rozrywa,że moi rodzice nie chcą mi pomóc,bo zdaniem mojego taty"rozwód można wziąć jak jeden drugiego zdradził,czy jak się ludzie biją ew piją alkohol,TU,można iść na kompromis"!!!Ja się pytam??jaki kompromis?5 lat walczyłam!Na prawdę!Zawsze pierwsza wyciągałam rękę,tłumaczyłam prosiłam,kiedyś wręcz dałam mu do przeczytania książkę super niani,bo on ma odwieczny problem z wychowaniem dzieci.Nie przyłożył się,a teraz jak sytuacja jest na tyle poważna,że chcę odejść on do mnie rzuca"siedzisz na kompie bez sensu,to usiądź i poczytaj,nasze małżeństwo da się uratować"!Matko.

Odnośnik do komentarza

eeeh..
A poza tym ja nie mam zwyczaju ludzi nazywać zboczencami czy draniami ,dupkami itd ...to nie w moim stylu .To po prostu niestosowne.Tak uwazam.

A ja uważam, że należy mieć jakąś rozsądną hierarchię wartości. Tak więc, kiedy dzieje się coś strasznego, to najważniejsze jest się temu sprzeciwić, i to w zdecydowany sposób. A rozczulanie się w tym momencie nad mało eleganckimi zwrotami naprawdę można odłożyć na inną okazję. W końcu savoir vivre to w tym momencie nie jest największy problem. Zresztą, naturalną ssprawą jest też to, że gdy dzieje się coś bardzo złego, tak jak tu, to człowieka czasem ponoszą emocje, i siłą rzeczy o tym savoir vivre zapomina. To również moim zdaniem należy mieć na względzie.

Odnośnik do komentarza

palusinka88
Dlatego też postawiłam mu ultimatum,które sądzę i tak nic nie zmieni

Palusinka, skoro nie sądzisz, że to coś zmieni, to po co to zrobiłaś?

palusinka88
Chodzi wciąż za mną,dziś wręcz przytknął mnie do ściany,nie mogłam się wyrwać,ponieważ złapał mnie za nadgarstki.Nie chcę z nim rozmawiać a on zachowuje się jak pajac wg mnie.

Masakra... Cały czas w ten sposób Cię traktuje... Załamać się można normalnie...

palusinka88
Przy moich rodzicach(którzy myślą,że ich obecność zmieni moje podejście do sprawy-ponieważ oni są zdania,że problemu nie ma,tak jest w każdym małżeństwie,a poza tym zdaniem mamy jestem bezrobotna itp)

To czemu nie powiesz im prawdy? Skoro jej nie znają, to nic dziwnego, że nie widzą problemu.

palusinka88
Powiedziałam mu już wczoraj,że jeśli do września nic się nie zmieni,jeśli ja nie zmienię swojego zdania na jego temat,to będzie musiał pozwolić mi odejść.
Najgorsze jest to,jakim on jest fałszywym człowiekiem przychodząc (kiedy moi rodzice są od dwóch dni-jakby mnie pilnowali i chcięli zobaczyć na własne oczy jaka jest syt.(takie mam odczucia))i wołając na mnie kochanie,koteczku,skarbie,nie nawidzę go za to,że próbuje omamić moją rodzinę

O rany... Do września? To chcesz się z nim tak kisić jeszcze 3 miesiące? Dziewczyno, wykończysz się w ten sposób!

palusinka88
Były już syt..że nie pracował chwilowo na miejscu,zjeżdżał co dwa tyg.,ale ja czułam się taka spokojna psychicznie.W domu miałam posprzątane,miałam czas dla dzieciaków na wyłączność,ze wszystkim sobie sama dawałam radę.
Jak on jest w pobliżu,czy pracuje w przydomowym warsztacie ja po prostu nie umiem o niczym myśleć,jak on tylko przekracza próg domu,że będzie się do mnie dobierał.

No i sama widzisz. Było już tak, że on nie mieszkał z Tobą na codzień. I co? Sama piszesz, że żyło Ci się o wiele lepiej. Dlatego posłuchaj tych wszystkich rad odnośnie separacji, i zobaczysz sama, że znowu Ci ulży, znowu poczujesz się znacznie lepiej, niż teraz. Nie dziwię, się, że reagujesz nienawiścią na jego fałszywość. Nawet zwykłemu obserwatorowi z zewnątrz dosłownie nóż się w kieszeni otwiera, jak słyszy o czymś takim... Brrr...

palusinka88
Proszę Was ładnie, nie kłóćcie się na tym temacie

Postaram się, ale zrozum, kiedy sytuacja jest tak poważna, jak Twoja, trudno czaem pohamować emocje. Ja staram się zrozumieć Ciebie, więc proszę, Ty też staraj się mnie zrozumieć.:(

palusinka88
moje zdanie na ten temat jest takie,że nie chcę ratować tego małżeństwa

W pełni to rozumiem, i zgadzam się z Tobą.

palusinka88
chcę żeby mi to ktoś uświadomił z zewnątrz,bo ja wewnętrznie czuję się cienko..i w zasadzie najbardziej chodzi tu o finanse,których na dzień dzisiejszych nie ma!Jak się zaczęło psuć już 2 miesiące temu tak fest,zaczęłam odkładać pieniądze z rodzinnego,założyłam własne konto,teraz po cichu zaczynam wyprzedawać wszystko,co będzie mi zbędne,żeby zdobyć jakieś środki na przetrwanie..

Jeśli chodzi o finanse, to tak jak wcześniej pisałam, skoro on wcześniej nie chciał na nic łożyć, to po rozstaniu i tak będzie Ci lżej, bo przynajmniej będzie musiał alimenty płacić.

palusinka88
Oczywiście,to co napisałam jest tylko 1/10 tego co przez te 5,5lat małżeństwa przeszłam,nie umiałam tego wszystkiego spamiętać,poza tym kierują mną takie emocje i wewnątrz wręcz mnie rozrywa,że moi rodzice nie chcą mi pomóc,bo zdaniem mojego taty"rozwód można wziąć jak jeden drugiego zdradził,czy jak się ludzie biją ew piją alkohol,TU,można iść na kompromis"!!!Ja się pytam??jaki kompromis?5 lat walczyłam!Na prawdę!Zawsze pierwsza wyciągałam rękę,tłumaczyłam prosiłam,kiedyś wręcz dałam mu do przeczytania książkę super niani,bo on ma odwieczny problem z wychowaniem dzieci.Nie przyłożył się,a teraz jak sytuacja jest na tyle poważna,że chcę odejść on do mnie rzuca"siedzisz na kompie bez sensu,to usiądź i poczytaj,nasze małżeństwo da się uratować"!Matko.

Nie no, masakra...:((((( Zwłaszcza, że piszesz, że to co tu napisałaś to 1/10 wszystkiego...:((((( Aż ciężko sobie wyobrazić, przez co musiałaś już przejść... A Twój ojciec kompletnie nie ma racji według mnie. To nieprawda, że jak nie ma zdrady, to nie można się rozwieść. Przecież to, co tu opisywałaś, jest znacznie gorsze od zdrady! Są bardzo różne sytuacje, różne problemy, więc nie można uogólniać tak, jak to robi Twój ojciec. Jednak myślę, że gdyby wiedział, jak ten człowiek traktuje jego własną córkę, to zmienił by zdanie.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...