Skocz do zawartości
Forum

Mąż boi się odejść od swojej matki


Rekomendowane odpowiedzi

iga1983
wiem ze będzie jeszcze gorzej bo już wiele razy tak było gdy wracałam.

Chociażby te słowa mówią same za siebie, i dają Ci odpowiedź na pytanie, czy warto w ogóle myśleć o powrocie.

Jeśli chodzi o to kim jestem... No cóż, myslę, że sama widzisz, Iga, dlaczego unikam mówienia o swoim zyciu. Z powodu tych wycieczek osobistych, które od czasu do czasu tu się zdarzają, typu "Bo Ty jesteś taki, siaki, i owaki". Jakby nie można było dyskutować z kimś, używając rozsądnej argumentacji.

Ale mogę Ci za to opowiedzieć jedną scenkę z życia moich rodziców:) Oni tez mieli na początku małżeństwa problemy z teściową. Pewnego dnia przyjeżdża do nich teściowa(czyli mja babcia), bez zapowiedzi zreszta, i zaczyna sie czepiać. Co jej tym razem nie pasowało? Mama była na spacerze z dzieckiem, tata w tym czasie przygotowywał coś do jedzenia. Teściowa uważała, że powinno być na odwrót, do dziś właściwie nie wiadomo, dlaczego. I nawija, nawija tacie, nakręca się, i próbuje nakręcic tate. Używa obraźliwych słów, określając moja mamę. I co mój tata na to powiedział? "Proszę wyjść z mojego domu".
Dodam, ze tata nie przestał odwiedzać swojej mamy, ani się o nia troszczyć. Ale to nie oznacza, ze musiał znosic, gdy obraża ona najbliższą mu osobę, no nie? Moi rodzice są ze sobą bardzo szczęśliwi aż do dzisiaj. Tobie tez życzę, abyś była taka szczęśliwa.

To była taka historyjka, trochę ku pokrzepieniu serc:) Mam nadzieję, że chociaż trochę Ci w ten sposób pomogłam.

Odnośnik do komentarza

adzik11
Iga ja na twoim miejscu przestalabym wozic mu te obiadki. Ty masz na glowie dziecko ,prace i oczywiscie tone problemow czy ktos sie martwi o Ciebie? Pomysl troche o sobie bo ty naprawde sie wykonczysz nerwowo. No a z tym ogrodem to mnie rozwalilas jeszcze czego moze jeszcze bedziesz sprzatac tesciowej w domu co? OSZALALAS??????? Kiedy idziecie na ta terapie?

Jeśli przestanę wozić obiadki zwyczajnie się pogniewa. Stwierdzi że mam go gdzieś. Tak jak było wcześniej
CO do wizyty to już w środę,
Co do ogrodu, wierz mi że on liczy że jednak ja to obiegnę i udowodni tym samym matce że mi zależy a jednak tylko o nią chodzi a nie o pracę, bo matka jego mi zarzuca że jestem nygus i uciekłam do miasta i że zwyczajnie nie chce mi się nic robić.
Ja się pytam. A kto do tej pory wszystko robił??? Raczej nie ona.
Zastanawiam się czy jej udowadniać i czy jest sens.
No i tak jak pisałam wcześniej, jest sobaota a ja siedzę sama. Chyba powinna zacząć rozglądać się za towarzystwem, bo ta samotność mnie jeszcze ardziej dobija.
Ja nie wiem jak ludzie mogą być latami sami? Nie wyobrażam sobie, bo przecież każda istota na świecie potrzebuje choćby przytulenia, odrobiny pieszczoty.
I tak właśnie jest ze mną.
A moze mąż zwyczajnie próbuje sił na zamiary, moze pomalutku zacznie się przyzwyczajać być sam, co ułątwi mu walkę o ten zapis, bo skoro mnie nie będzie to po co się starać. Zostanie po sataremu, a matka w końcu albo zapisze albo jak twierdzi w testamencie po jej śmierci dostanmie się każdemu co swoje.
Dlaczego mam wątpliwości, właśnie dlatego, ze chyba każdy kochajacy człowiek stanie nawet na rzęsach by tę drugą osobę zobaczyć. A on mi mówi że to nic ze jest sobota, ona nie ma siły. To chyba tylko pretekst. Zaczynam wątpić czy mnie kocha, bo nigdy nie był wylewny, ale już dawno nie usłyszałąm "Kocham Cię" ani też że nie. On chyba sam bada swój stan seca, umysł, duszę i chyba to tylko kwestia czasu.
Wystarczyłoby ze mu napiszę żeby przestał mi zawracać głowę i zeby nie kazał mi żyć nadzieją i jest koniec. On sie obraza i zacyna sie walak na słowa, tak jak już tu nieraz pisałam. ZNam go.
Nie umiem mu tak powiedzieć bo wiem ze by to był koniec.
Ja Was wszystkich przepraszam, być może zawracam Wam głowę i piszę o bzdurach, ale tak naprawdę mogę sie tu wygadać, jest mi lżej, nie mam nikogo takiego kto chciałby codzień słuchać moich rozsterek. Mam przyjaciół i znajomych, ale przecież nie można codzień kogoś obarczać swoimi problemami.

Odnośnik do komentarza

Iga, jak możesz w ogóle się zastanawiac nad tym, czy masz jej cos udowadniać, czy nie?? Jaki to ma sens?? Takiemu człowiekowi, jak ona? Naprawdę myslisz, ze jesteś jej to winna, ze masz obowiązek przed nią cokolwiek udowadniać?? No ludzie kochani...

iga1983

Wystarczyłoby ze mu napiszę żeby przestał mi zawracać głowę i zeby nie kazał mi żyć nadzieją i jest koniec. On sie obraza i zacyna sie walak na słowa, tak jak już tu nieraz pisałam. Znam go.

No to fajnie. Uważasz, że to w porządku z jego strony?

iga1983
Zaczynam wątpić czy mnie kocha

Nie dziwię Ci się.
Pamietaj, ze do tanga trzeba dwojga. Chocbys nie wiem jak go kochała, to nic to nie da, jeśli jemu nie zalezy na Tobie. Jedyna nadzieja w terapii, ze pomoze mu przejrzec na oczy. Może wtedy zmieni podejście.

Odnośnik do komentarza

z tym wożeniem obiadów dla mnie to też jakieś dziwne. niby dlaczego? a że się obrazi? bardzo dziecinne. ale mówisz o terapii, może rzeczywiście to coś zmieni? ja też tu piszę czasem o sobie i odpisuję na czyjeś posty, bo w życiu nie bardzo mam z kim pogadać.. :) pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

No i tu sie z Toba zgadzam czas na towarzystwo oderwij sie od tych problemow. Wiesz co twoim problemem jest chyba to,ze ciagle martwisz sie o to co Twoj maz pomysli ,ze go zranisz i tak dalej. Moze juz czas zeby to On sie pomartwil. Moze dobrze by bylo jakbys go olala na jakis czas. Nie zrozum mnie zle ja Wam zycze tego zebyscie w koncu doszli do porozumienia ale jak narazie to widze tylko ,ze to Ty sie starasz.Boje sie ,ze wkoncu ulegniesz i wrocisz do dawnego zycia a moim zdaniem to by byl blad. A i jeszcze jedno nie masz za co przepraszac bo nie zawracasz nikomu glowy swoimi problemami jak ktos nie chce to nie musi przeciez do Ciebie pisac.

Odnośnik do komentarza

nie wracaj. Ja też zbytnio nie mam dobrych relacji z teściową. Tylko że u mnie jest sytuacja że to ona przez pewien czas u nas się zatrzymała. I wiecznie a to źle dzieci ubieram, źle im gotuje, w niedziele i święta musi być biały obrus, na dwór miałam wychodzić o tej godzinie co mi teściowa mówiła, jak coś gotowałam to mi zaglądała i oczywiście kąśliwe uwagi, a to cebula nie w paski tylko w talarki, i po wielu kłótniach wyjechała. teraz wiem że żyję. Z mężem też nie mam łatwo.

Odnośnik do komentarza

Może to dziwne, ale jednak zastanawiam się, ale nie nad powrotem i mieszkaniem z teściową, ale nad powrotem do góry jak zdecydujemy się już zrobić górę. Wiem że to trochę potrwa.
Jeśli chodzi o obiadki, to faktycznie przez 1,5 miesiąca nie woziłam, ale nie potrafię tak. Czuję się w obowiązku, to mój mąż w dodatku nie jest mi obojętny.
Mam rozkołatane myśli, ale tak mi serce podpowiada. Nie u7miem sama siebie ocenić czy robię źle czy dobrze.
Może faktycznie gdybym zaczęła inaczej organizować czas wolny to zupełnie inaczej bym spojrzała na życie. Ale nie wiem narazie jak to zrobić. Wiadomo gdybym była sama to zupełnie inaczej, ale ja mam dziecko i nie wyjdę sobie tak po prostu wieczorem ze znajomymi.

Odnośnik do komentarza

adzik11
A moze zapros kolezanki do siebie i zrobcie sobie taki babski wieczor z winkiem z dobra komedia i plotkami o byle czym.Zobaczysz ,ze poczujesz sie lepiej:)

Właśnie! Może coś takiego udało by się zorganizować? A co do Twoich wieczornych wyjść, to nie mogłabyś od czasu do czasu poprosić mamy o pomoc przy dziecku, żebyś sobie mogła na to pozwolić?
Co do przyjaciół, to według mnie nie powinnaś się na nich zamykać. Dobrze, jeśli czasem możesz się im wygadać. Jeśli jest Ci smutno, to raczej chcieli by wiedzieć, czemu tak jest, i nie uznali by tego, że o tym mówisz, za zawracanie głowy.

Pamiętaj, Ty też jesteś ważna, musisz zacząć myśleć również o sobie.

Odnośnik do komentarza

Kochani jesteście wspaniali.
W głębi duszy czuję i wiem ze macie rację, że pewnie wiele razu wspomnę Wasze słowa jak mi radziliście, odradzaliście. Ale chyba jak do każdej decyzji zwyczajnie trzeba dojżeć. Ja chyba jeszcze niestety nie dojżałąm. Wciąz łudzę sie ze jutro będzie lepiej, am dni ze sie uśmiecham, zwłąszcza jak jest takie piekne słoneczko, ale przychodzą chwile zwątpienia, zwłaszcza wieczorem gdy zsotaję sama a mała już śpi. Czasem idę spać z kurami zeby tego nie czuć. Moim życiem jest praca, kocham ją i nie wyobrazam sobie jej nie mieć, tam mnie ludzie doceniają, zostałąm asystentką prezesa firmy od stycznia, czuję że sie rozwijam. Kiedyś np czekałam na długi weekend, teraz boję sie tej majowej przerwy, zbyt długa. Wiem mam rodzinę, ale zwyczajnie nie chce mi się pojechać, bo od razu mama mnie namawia bym została żeby trochę się oderwać, ale ja jestem zagubiona, nie chcę, od razu mnie ciągnie by wracać do mojej kawalerki. Bo to teraz mój dom, przynajmniej odzyskałam tu spokój, ale zyskałam samotność. Jak to mówia "wszystkiego mieć nie można". Czy ja wiem czy mam ochotę na znajomych, na wyjścia, to chyba jeszcze nie ten etap. Przyznam szczerze ze nie pisałąm tu o tym, iż miesiąc temu moja szefowa, zorganizowałą wypad babski do klubu. Oczywiście byłam za, mąz zgodził się zsotać z małą, ale oczywiście wiedziałam co mnie zceka i nie myliłam się. Do tej pory nigdy nigdzie nie wychodziłam i nie szczególnie dążyłam do tego, moze dlatego że mój mąż to typ samotnika, unika toważystwa, zawsze taki był. Nie wiem tylko dlaczego kiedyś mi to nie przeszkadzało, teraz czaem by się chciało chć na chwilę oderwać od rzeczywistości, ale wpadliśmy już w wir przyzwyczajenia i ciężko cos zmienic.
wracając do wypadu, to już po 2 godz. miałam sms-y jaka to fajoska impreza bez męża. Przyznam sie nez bicia, ze tak mnie to wyprowadziło z równowagi, że zalałam się na maxa, a moje towarzyszki wszystkie wiedziały co mnie czeka bo tak to pzreżywałąm. No i wróciłąm do domu, wszystko pamięta, ale nigdy nie byłam w takim stanie, nie lubie alkoholu. W każdym razie rano, a raczej już po powrocie miałam rozwód. Maz zabrał w tym czasie jak mnie nie było wszystkie swoje rzeczy i rano oznajmił ze to kponiec. Bo mi niby dupa ożyła i myślę o głupotach i szaleć mi się zachciało i takie tam. Jesteśmy 11 lat razem i nigdy, nigdzie nie byłam bez niego (dodam jeszcze że nie pamiętam kiedy gdzieś wyszliśmy, na piwo czy potańczyć, nie pamiętam) i wtym momencie właśnie mu to zarzuciłam. Momo wszystko był to wypad firmowy, same baby, które w dodatku się schlały. Ale co z tego, jeden wieczór odskocznie i 2 tygdnie walki z męzem. Ale przebrneliśmy to. I to chyba kolejny powód dla którego nie mam ochoty wyjść, bo jednak on na mnie liczy. Niby jesteśmy razem, ale wiem ze byle powód nas rozdziela. Tak jest między nami, nie ma silnej więzi która zwykle łączy związki.
Za dwa dni terapia, mam nadzieje ze spojżę na wszystko z dystansem. Może i jemu i mnie psycholog doradzi coś mądrego.

Odnośnik do komentarza

A może ten czas gdy jesteśmy z dala od siebie, widujemy się jak narzeczeńśtwo, a jednak dogadujemy wszystko przez telefon, ale rozmawiamy częściej niz kiedyś. Wiele spraw załatwiam dla niego, on też jak nie moze przyjechać to dzwoni. Nie wiem może jestem naiwna, może nie potzrebnie chcę ratować to co jeszcze jest. ALe w głębi duszy myślę sobie, ze może w ten sposób, moze włąśnie tego brakowało w tym zwiazku, by kazde z nas działało na włąsny rachunek, by coś od siebie robić dla tej drugiej osoby. Wiem ze ja tu dominuje, ale jednak on też wykazuje inicjatywę. Moze jeszcze nie wszystko starcone. Tak wiem znowu żyje nadzieją.Ale za 2 dni terapia.

Odnośnik do komentarza

No nie, to on Ci takie smsy wysyłał?? No kurcze... A potem wielce zdziwiony, ze przyszłaś nietrzeźwa do domu. Przecież gdyby Cie nie zdołował tymi głupimi smsami, to by pewnie do tego nie doszło!

Tak więc to chyba nie o to :

iga1983
I to chyba kolejny powód dla którego nie mam ochoty wyjść, bo jednak on na mnie liczy.

chodzi. Trudno taką postawę u męża określić "liczeniem na Ciebie". Powiedz, czy nie jest tak, że nie chcesz nigdzie wychodzić, bo po prostu boisz się jego reakcji? A w takim razie chyba nadal zapominasz o sobie, o swoich potrzebach. Radzę Ci jeszcze raz, jak najszybciej zmień podejście do siebie samej. Nie powinno byc tak, że jest wszystko tak, jak chce mąż, bo inaczej się obrazi. Może i coś w tym jest, że trzeba do tego dojrzec. Ale ja myślę, że samo się nic nie zrobi. Dużo zależy od Ciebie, od tego, co z tym zrobić. Od tego, co naprawdę chcesz z tym zrobić.

iga1983
Niby jesteśmy razem, ale wiem ze byle powód nas rozdziela. Tak jest między nami, nie ma silnej więzi która zwykle łączy związki.

To trzeba coś zrobić, żeby taka więź się pojawiła.

iga1983
Za dwa dni terapia, mam nadzieje ze spojżę na wszystko z dystansem. Może i jemu i mnie psycholog doradzi coś mądrego.

Może to pomoże we wzmocnieniu tej więzi.
Jednak podczas terapii powinnaś wyrzucić z siebie wszystko, wszystkie wspomnienia, które Cię dręczą, obawy, żale i inne emocje, żeby potem to jakoś wszystko poukładać. Chyba więc tak od razu nie nabierzesz do tego wszystkiego dystansu. To ma Ci pomóc na dłuższą metę, a nie sprawić, że juz podczas pierwszej wizyty będziesz zachowywała dystans i kamienny spokój.

Odnośnik do komentarza

[quote="adzik11" mam nadzieje ,ze nie wpadniesz na glupi pomysl zeby nie powiedziec czegos bo bedziesz myslala jak zareaguje lub co pomysli Twoj maz. [/quote]

Dokładnie Iga, mam tę samą nadzieję. Powiedz to, co mówiłaś tutaj, w tym wątku. Napisałaś:" teściowa znęcała się nade mną psychicznie"? To na terapii tez tak powiedz. A jesli terapeuta spyta Cię o przykłady, to podaj. Np. ten z tym, że według teściowej jesteś "poje...na jak Twój ojciec". Czego masz się wstydzić? Niech się wstydzi ten, kto wypowiedział do Ciebie te słowa! Psycholog musi mieć jak najpełniejszy obraz sytuacji, a takie rzeczy mają kluczowe znaczenie. Absolutnie nie nalezy niczego zamiatac pod dywan.
Odwagi, i powodzenia!

Odnośnik do komentarza

Z przykrością muszę Wam oznajmić iż nie byliśmy na spotkaniu z psychologiem gdyż w ostatniej pani wizytę odwołała z powodu nieobecności prowadzącego.
No i cóż znowu nic nie wiemy. Będę musiała nas umówić na inną wizytę a to znowu niestety czas.
Póki co nic się nie zmieniło, sytuacja jest taka jak była,tyle tylko ze wracam do domku i nudzę się cholernie. Co prawda wychodzę z małą na spacer, na plac zabaw, ale jednak brakuje mi tych moich zajęć w ogrodzie, to co lubiłam na co dzień. Popadam już w jakąś euforię, ale nawet gdybym chciała tam coś zacząć robić to się boję, dziwne mam uczucia gdy na podwórku jeśli jestem tam przez chwile mijamy się bez słowa z teściową. Masakra jest jakaś.
Najlepiej by było zamknąć ten etap w życiu, ale to bardzo trudne. Nie chcę tego, ale taka osoba jak ona chyba nigdy nic nie zrozumie swojego podejścia i minęły już 3 miesiące i nadal głowę dumnie nosi do góry.

Odnośnik do komentarza

iga1983
Z przykrością muszę Wam oznajmić iż nie byliśmy na spotkaniu z psychologiem gdyż w ostatniej pani wizytę odwołała z powodu nieobecności prowadzącego.
No i cóż znowu nic nie wiemy. Będę musiała nas umówić na inną wizytę a to znowu niestety czas.

Ojejku... Iga... Tak mi przykro... No naprawdę, taki pech:((( Ale staraj się tym za bardzo nie przejmować. Powinni byc lepiej zorganizowani ci ludzie od terapii, ale trudno. Raz się może coś takiego zdarzyć. Miejmy nadzieję, że ostatni. Nie pozostaje Ci nic innego, jak uzbroic się w cierpliwość. A na kiedy ta wizyta została przełożona?

Odnośnik do komentarza

Na kolejną czeka się miesiąc do półtory, chyba ze się jakieś miejsce zwolni. Sami mi muszą ustalić. Czekam.
Ale przyszła w końcu wiosna i już zaczynamy obie z małą inaczej organizować sobie popołudnie, nie mamy za wiele kiedy posiedzieć w domku, nie nudzimy sie. Jedynie wieczory to ogromna pustka.
Ale brakuje mi tej przestrzeni, wyjścia na ogród, moich roślinek. Do tej pory spędzałam bardzo aktywnie czas gdy tam mieszkałam, zawsze miałam zajęcie, aż nadto, a teraz taka ogromna pustka, nie mam czasem co ze sobą zrobić, biję się z myślami czy nie zacząć robić coś w ogrodzie bo oszaleję. Wtedy być może wypełniłabym tą pustkę, a z drugiej strony myślę sobie, to ja przecież stworzyłam ten ogród i szkoda by było żeby znowu wszystko zapuścić, zbyt wiele pracy w niego włożyłam. Nie wiem, waham się, zwłaszcza dlatego, ze jeszcze nie zapadły decyzje co do zapisu. Bo gdyby było już to ustalone to wtedy miałabym alternatywę.

Odnośnik do komentarza

Sytuacja między nami zaczyna się zmieniać. Oby nie zapeszyć, ale jest lepiej. Dziś mój mąz 1-szy raz od nie pamietam kiedy ale chyba od 1,5 roku był ze mną u rodziców. Niby niepozorna kawa, ale od tak dawna zwyczajnie bał się, nie wiem nie chciał po prostu jechać. Twierdził ze nikt go nie lubi, ale jest w błędzie bo naprawdę wszyscy są bardzo tolerancyjni jak na to co się stało i jak nadewszystko chciał zrezygnować z rodziny.
Było sympatycznie, 2 godzinki byliśmy ale przypomniały mi się dawne czasy, gdy zawsze z nami jechał.
Byłam też prawie całą sobotę na działce, bardziej z sentymentu, ale trochę przepieliłam swojae krzewy. Brakuje mi tego jak nie wiem co.
Właśnie minęły 3 miesiące, przynajmniej między nami jest lepiej, jak narazie skończyły się te pretensje o wszystko i o nic, wyrzuty, przestał mnie prosić bym tam wróciła, chyba zaczyna rozumiec ze jednak nie o niego tu chodzi, tylko o matkę która całe życie każdemu we wszystkim mąci.
Powiem tylko tyle, sama się sobie dziwię, ze po tym wszystkim jestem w stanie tak bardzo walczyć o tę miłość. Znajomi i bliscy również podziwiają fakt i ostatnie zdarzenia i to że mimo wszystko jak narazie jakoś przetrwaliśmy. Czy tak juz będzie zawsze??

Odnośnik do komentarza

iga1983
Sytuacja między nami zaczyna się zmieniać. Oby nie zapeszyć, ale jest lepiej. Dziś mój mąz 1-szy raz od nie pamietam kiedy ale chyba od 1,5 roku był ze mną u rodziców. Niby niepozorna kawa, ale od tak dawna zwyczajnie bał się, nie wiem nie chciał po prostu jechać. Twierdził ze nikt go nie lubi, ale jest w błędzie bo naprawdę wszyscy są bardzo tolerancyjni jak na to co się stało i jak nadewszystko chciał zrezygnować z rodziny.
Było sympatycznie, 2 godzinki byliśmy ale przypomniały mi się dawne czasy, gdy zawsze z nami jechał.

No to fajnie:)

iga1983
Właśnie minęły 3 miesiące, przynajmniej między nami jest lepiej, jak narazie skończyły się te pretensje o wszystko i o nic, wyrzuty, przestał mnie prosić bym tam wróciła, chyba zaczyna rozumiec ze jednak nie o niego tu chodzi, tylko o matkę która całe życie każdemu we wszystkim mąci.

To dobrze... Oby tak dalej.

iga1983
Czy tak juz będzie zawsze??

No, miejmy nadzieję, że teraz wszystko zaczyna zmierzać ku lepszemu. :)

Odnośnik do komentarza

Znowu wątpliwości.
To chyba się nie uda. On wciąż tłumaczy się że jest zmęczony, wiem że jest. Ale jeśli się kogoś kocha to zmęczenie nie może być silniejsze w dodatku prawie każdego dnia. Wciąż słyszę nie mam siły, nie przyjadę. Przyjeżda wtedy gdy się najmniej spodziewam. Nie wiem w dodatku pewne sytuacje coraz bardziej mnie utwierdzają że pewne rzeczy czy też ludzkie cechy po prostu nie są do zmiany. Staję na rzęsach ale to chyba bez celu. Przynajmniej ja nie widzę tego z jego strony. Bardzo go kocham to jest we mnie najsilniejsze ale czy warto ponad wszystko się podkładać jeśli 2 osoba tego nie docenia. Może docenia nie wiem bo nie okazuje tego po sobie.

Odnośnik do komentarza
Gość aaagaaataaa

o kurcze Iga, przeczytałam cały wątek, współczuję Ci serdecznie....... wg mnie jesteś ofiarą przemocy psychicznej, nie jest łatwo się z tego podnieść, ale najważniejsze, że zrobiłaś najważniejszy krok i uwolniłaś się od destrukcyjnego działania agresora-teściowej, SZACUN!!

miałaś siłę powiedzieć STOP więc znajdziesz też aby zakończyć całą tą sprawę, na pewno siedzi gdzieś w Tobie!!

momentami odnoszę wrażenie, może niesłuszne, jakbyś była uzależniona od męża, rozumiem, że go kochasz i że ci na nim zależy i że chcesz go odzyskać, ale np. nie wyjść samej bez niego nigdzie przez te lata, nie wiem jak to zrobiłaś.., właściwie cały czas obawiasz się tego, że może źle ocenić Twoje zachowanie, wozisz obiady, zabiegasz o uwagę, wykazujesz się inicjatywą, dajesz z siebie bardzo dużo, a nie otrzymujesz w zamian itp. bilans jest mocno niekorzystny dla Ciebie

co do ogródka, fajnie, że tak Cię to cieszy, ale jadąc tam i pieląc w mojej ocenie dajesz mężowi złudzenie, że wrócisz a teściowej satysfakcję, "i co, jednak przyjechała...", a samej na pewno żal Ci go zostawić bo dużo pracy włożyłaś w niego

co do terapii, może spróbuj w innym miejscu przyspieszyć, może chociaż sama pójdź na spotkanie z psychologiem w jakiejś organizacji wspierającej kobiety, nie wiem z jakiego miasta jesteś, ale z reguły w większych działają jakieś organizacje, stowarzyszenia, ośrodki interwencji kryzysowej itd..

jesteś wyczerpana psychicznie, czas jaki czekasz na spotkanie działa na Twoją niekorzyść, może chociaż rozmowa z psychologiem na infolinii Niebieskiej Linii

wg mnie skup się teraz na swoich potrzebach bardziej niż na potrzebach męża (wożenie obiadu) i na potrzebach dziecka, coś mi się wydaje, że sytuacja zawieszenia jeszcze może potrwać

wiesz, nigdzie też nie pojawiła się informacja, czy podjęłaś z mężem jakieś ustalenia co do opieki nad dzieckiem, bo wygląda na to, że mało czasu spędza z małą,
to samo z kasą, rozumiem kobiecą dumę, ale spłacasz kredyt za coś z czego nie korzystasz, a mąż zapłacił tylko za przedszkole, nawet nie zwraca za obiady. Czy wszystko co zarobi musi inwestować w zakład?

nie wiem, może odpuść na jakiś czas, nie zabiegaj o jego uwagę, nie daj się prowokować durnymi smsami, może daj jemu szansę żeby się wykazał

podziwiam Twoją siłę i wytrwałość, dużo ciepła ślę :)

Odnośnik do komentarza

Jak wielu tu "aaagaaataaa" jesteś barzdo mądrą osobą. Łzy lecą mi same jak czytam Twój i wiele innych postów. Wiem że nie powinnam zabiegać aż tak, wiem ze powinnam wyluzować, odpuścić faktycznie może na jakiś czas, bo wciąż słyszę "...nie wiem czy prztjadę..." dziś przecież sobota, była jak zwykle, widzę ze już po pracy, ale kręci się, krząta, udaje że jeszcze coś robi. Po prostu jakaś totalna olewka, chyba faktycznie jeśli dziś nie dojedzie do nas to pora by coś z tym zrobić. Ale on robi to celowo, dajac mi nadzieję po to bym też czekała i nigdzie nie jechała. Cały czas w niepewności. Już na chwilę było lepiej, teraz znowu zwątpienie chyba wiem dalczego.
Zaraz na samym początku jak się to wszystko stało uparcie szukał domu w okolicy. Teraz po 3 miesiacach faktycznie jest oferta godna zawieszenia ok, nawet 2 jedna w okolicy 2 kawałek dalej. I co usłyszałam? "to sobie kup i sobie tam mieszkaj". Czyli postawił tylko na jedną szalę, tylko tam i niegdzie więcej. A wcześniej rozważał taką opcję. Wydaje mi się ze znowu poczuł się całkiem bezpiecznie, bo ma obiady, ja zabiegam o niego, zupełnie jak kiedyś. A on zaczyna wygasać jak jak wulkan po erozji. Gaśnie i przyzwyczaja się do nowej sytuacji. To nic że mnie nie ma u jeogo boku. Mam wrażenie, ze im dłuzej to wszystko tak potrwa, zwyczajnie wygaśnie.
Co do małej to bardzo mało czasu jej poświęca, zupełnie jak kiedyś. Nic się nie zmieniło. Tylko na samym poczatku zaczą ją odbierać częściej z przedszkola i zawoził mamie, niby że wszyscy tacy stęsknieni za nią, a teraz znowu wszystko wróciło do stanu pierwotnego. Małą zawsze była tylko ze mną i tylko na mnie może liczyć, bo przecież nikogo więcej nie ma wokół. A co to za tata któremu o co dziennych sprawach moze opowiedzieć tylko w weekend. Połowy nie p[amieta z całego tygodnia.
Ktoś jak może spojży z boku to powie że to moja wina, bo się wyprowadziłam i ograniczyłam tacie kontakt z dzieckiem, ale przecież nikt mu go nie zabrania. A jest zupełnie tak jak kiedyś gdy mieszkałam tam, też go nigdy nie było, a jak był to w zakłądzie obok.
Faktycznie głupio jest mi gdzieś iść czy jechać samej z małą, niby mam partnera a go nie mam. Dziwna sytuacja.
Zauważyłam że jest taki jakiś dziwny jak zaczynam mówić o innym domu a nie o rozbudowie tego. Teraz jest sytuacja taka że nawet jeśli byśmy stawiali tę cholerną górę, to teraz jest wiosna i wszyscy maja pełne ręce roboty. Zanim dojdzie do zapisu, uzyskania pozwoleń, projekt i budowa a raczej jej finał, to upłynie najmniej rok. A to za długo jeśli mamy zyć w rozłace to to się nie uda. Gdyby choć zdecydował się byc tu z nami to zupełnie inna sytuacja. Nie wiem wątpię w to wszystko, dlatgo uważam ze jedynym wyjściem jest inny domek nawet obok ale tak by go kupić i wchodzić i mieszkać.
Jeśli chodzi o organizacje i pomoc specjalisty, to mieszkam w mieście ale tu nie ma jeszcze stoważyszeń akurat pod kątem rodziny, raczej psycholodzy do któych czeka sie wieki. Przepadła nam wizyta, nie mam terminu kolejnej, włąściwie to nie wiem czy będę miała jeszcze zapał tam iść skoro nie wypaliło, dottąd chciałam, ale jak widzę jak mąż się zachowuje i gaśnie w walce o nas to wcale nie chcę tam iść.
Co do mojego stanu, jestem silniejsza, zaczynam mniej mówic o tym co się stało, staram się też mniej myśleć, jest wiosna mamy więcej zajęć z małą, jest gdzie wyjść bo ciepło, ale mimo wszystko mój stan emocjonalny potzrebuje porządnej regeneracji. Mam nadzieję że długo to nie potrwa.
Jeśli chodzi o kasę to jak zwykle on realizuje swoje plany, mło wiem teraz co się dzieje ale jak wołam to zawsze po kilka razy bo wciąż nie ma. Takze nie sądzę by to się zmieniło. Pewnie ze mam braki i sam powinien pomyśleć ze jest mi ciężko. Ale jak pamiętam to nigdy nie maiałm takiego wsparcia, nie sądzę by to się zmieniło. Z drugiej strony myślę ze jeśli nawet kupimy coś niedaleko to i tak wszystko będzie na mojej głowie, bo on i tak będzie robił i inwestował tam. SObota godz 17 jeszce tam ssiedzi, gdyby chciał to juz by był z nami. Przecież jest sam sobie szefem i mógłby tak sobie zaplanować czas ze miałby go hociaż w weekend dla nas.
Sił mi już brak, ręce opadają a ja nic więcej zrobić nie mogę.
"Podam głupi przykład, ale wiem ze gdybym tam wróciła to znowu siedziała bym z ukochana tesciowa i córeczką w domu, a on w pracy, a ta zajebista atmosfera by mnie niszczyła każdego dnia, ale on by miał nas, miałby ugotowane, posprzątane, jednym słowem sielanka- tylko dla kogo?"
Coraz marniej widzę naszą przyszłość.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...