Skocz do zawartości
Forum

Co czuje osoba, która chce się powiesić?


Rekomendowane odpowiedzi

Reszkaa
czemu? dlaczego tak bardzo chcesz odebrać sobie zycie?
Gdybyś miała takie problemy jak my to też być tak zrobiła, chciałabyś nigdy się nie urodzić, nigdy tego nie przeżyć, zresztą tego nie da się opisać słowami to trzeba przeżyć wtedy się zrozumie jak to jest...

Odnośnik do komentarza

Witam dzisiaj się przekonałem że dziewczyna mnie zdradza nie odbiera od demie tel pokłóciliśmy się kilka dni temu ale wszystko wróciło do normy i pogodziliśmy tak bardzo ją kocham że nie potrafię bez niej żyć i muszę się powiesić już mam przygotowaną linkę z wyciągu z siłowni. Nigdy z nikim nie rozmawiałem na ten temat i teraz muszę to komuś wyznać a najlepiej jak się kogoś nie zna to można pisać co się ma na sercu to była moja pierwsza dziewczyna i pierwsza miłość poznaliśmy się 3 lipca 2012 roku ktoś pomyśli że to krótko ale idzie się zakochać w kobiecie na zabój wiązałem z nią plany i założyć z nią rodzinę tak bardzo ją kocham że prace zmieniłem dla niej mamy razem kotka co się wabi fryta i to wszystko legło w gruzach grunt mi się ugną pod nogami myślę cały czas o śmierci bo jak żyć bez kobiety którą się tak mocno kocha.

Odnośnik do komentarza

daj spokój, to że dziewczyna Cię zdradziła nie oznacza że masz się za to kara, a śmierć to właśnie kara bo odbierasz sobie możliwość normalnego szczęśliwego życia. Karzesz siebie za coś czego nie zrobiłeś i co było od ciebie nie zależne.
Popatrz na to z drugiej strony. Odeszła od ciebie i zwróciła Ci wolność, możesz teraz realizować swoje plany, rozwijać się, ponownie kogoś dla kogoś będziesz całym światem. Nie odbieraj sobie tego, tylko dla tego, że ona nie potrafiła Ci tego dać...

Odnośnik do komentarza

Życie jest piękne i tylko czeka abyście je odkryli.
Na pewno jesteście bardzo dobrymi osobami tylko strasznie was doświadczyły problemy.

Ale to nie powód aby kończyć z samym sobą.
Kiedyś usłyszałem piękne cytaty:

"Ból jest nieunikniony, ale cierpienie to wybór."

i kolejny:

"Jak myślisz, co robi Bóg?
Kiedy prosisz go o szczęście, to czy zsyła Tobie szczęście, czy też szansę na szczęście?
Albo jeśli prosisz o miłość, to czy zsyła gorące uczucia, czy też szansę na okazanie tego?

Ja uważam, że masz szansę"

"Człowiek przeznaczony jest do zwycięstw, a nie upadków"

"Dlaczego upadamy?
...aby powstać"

Proszę was abyście wzięli sobie to do serca, bo naprawdę najpiękniejsze chwile są przed wami.

Odnośnik do komentarza

Taki czlowiek, co zdobywa sie na "rzekomą odwagę" - jak to wiekszosc osob uwaza, ktorych kiedys ciezko doswiadczylo zycie, jest tak naprawde czlowiekiem zagubionym, ktory sie boi...
Taki czlowiek jest samolubny, bo mysli tylko o sobie, nie patrzy przyszlosciowo, nie dostrzega tego co powinien, nie dostrzega tego, ze on zamknie juz oczy, ale to co zostawi w sercach wielu osob, ktorzy tu zostana, ktorych tu zostawi, tych co mieli kiedykolwiek jakikolwiek z nim kontakt, to bedzie dla nich NIEWYOBRAZALNY BOL...
Bol z kolei wzbudzi zwatpienie niektorych, i sprowadza na zla droge, bo wielu sie zastanawia, nad tym dlaczego tak uczynil?
Czy tak to powinno wygladac?
Czy to byl jedyny sposob?
Czy sa sprawy, problemy nie do rozwiazania?
Wielu pomysli : Odwazny!
Pomogl sobie i nie bal sie smierci,
A ja powiem : ŚLEPY!!!
Bo nie dostrzegal tego co powinien, nie chcial sobie pomoc, tylko sie poddal, nie widzial tego, ze moglby uzyskac pomoc od najblizszych, ze smierc nic dobrego nie przyniesie, nie tylko jemu, ale przedewszystkim ludziom, ktorych zostawil...
Przez takich samobojcow coraz wiecej ludzi zaczyna sie poddawac, napisze poddawac, choc tak naprawde to nie walka tylko strach..
Jedna zasada, mamy tutaj po to siebie, by wzajemnie sie wspierac, pilnowac, pomagac..
Nie walczymy sami, walczymy grupą, bo wspierajac siebie i rozumiejac juz nie borykamy sie z problemem we wlasnym wnetrzu i nie walczymy w pojedynke, lecz mamy wsparcie, i wniosek jeden, lepiej walczyc w grupie ze zlymi myslami niz samemu, bo zawsze znajdzie sie osoba, ktora podpowie cos madrego co dotrze do osoby, ktora juz wie zaczyna poddawac...
Nie bojmy sie otwierac przed innymi, nie bojmy sie swoich problemow, razem razniej:-)
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Nie da się rozwiązać problemu uciekając od niego, a każdy można rozwiązać łatwiej niż się to wydaje.

Tak naprawdę blokada jest w nas samych i tylko od nas zależy czy uporamy się z naszymi trudami.

Tak naprawdę to trzeba zrobić ten pierwszy krok, a później będzie już coraz prościej! Założę się, że z wielu problemów, które zostawicie już za sobą będziecie się śmiać i na 100% jestem pewien, że będziecie dziękować losowi/Bogu za to, że nie popełniliście żadnego głupstwa i się nie poddaliście.

Problemy tak naprawdę nas hartują i dają umiejętność radzenia sobie z nimi z coraz lepszym skutkiem i coraz mniejszym wysiłkiem.

No i przede wszystkim bardzo warto znaleźć sobie pasję. Każdy ma ją w sobie, tylko trzeba ją odkryć.

Ignorujcie te samobójcze, dramatyczne, ponure i smutne myśli. Pokażcie kto tutaj jest panem! Nie dajcie się nimi rządzić. Gwarantuje wam, że gdy zaczniecie je olewać to zaczniecie być szczęśliwi a to szczęście będzie wzrastało.

Pozdrawiam was wszystkich :D

Odnośnik do komentarza

kiedyś napisałem taki oto wiersz.

Czy to Ty prosiłeś się o życie?
Nie! Dali je Tobie Twoi rodzice.
Oni wybrali dla Ciebie taką drogę
A Ty powiedz sobie – Ja nie chcę, nie mogę!!!
Chciałbyś żyć jak wielu – szczęśliwie
A tu na przekór – jak zawsze złośliwie
Co chwilę upadek i przygnębienie
Potem rozpacz i zastanowienie
Myślisz może: co złego zrobiłem?
Po co w ogóle ja się urodziłem?
Męczą te pytania całymi tygodniami
Czarne myśli już krążą nad naszymi głowami.
Po co żyć? Po co się marnować?
Czy nie lepiej się zabić i od razu pochować?
Żyjesz tylko nadzieją, marzeniami
Może w końcu pokocha, może Cię nie zrani.
Z dnia na dzień w coraz większej rozterce
Ból rozpaczy rozdziera Twoje biedne serce.

Dlaczego inni mają mieć lepiej od Ciebie?
Spróbuj się podnieść i wziąć za siebie.
Jednak nie ma już chęci na to i ochoty
W głowie pozostały pustki tylko i głupoty.
Chciałbyś żyć jak inni w szczęściu i miłości?
Lecz dla Ciebie już nie ma szans i możliwości!!!

Zakończ wreszcie sam tę mękę i cierpienie
Odejdź w ciemność, odejdź w zapomnienie
Wybierz sam drogę najlepszą dla siebie
Niech Cię nikt nie goni
Niech nikt nie przeszkadza
Podejdź do tej myśli jakby do ołtarza
Zastanów się głęboko czy nikt nie ucierpi
Potem weź sznur i spójrz w oczy śmierci.
Przewieś przez żyrandol, niech zwisa pętelka
Już przed Tobą otwiera się autostrada wielka
Już wyjeżdżasz na tę drogę radości i chwały
Te ziemskie problemy za Tobą pozostały
Teraz możesz jak ptak – wzbić się i szybować
Wieczną żywotnością na zawsze rozkoszować
Tam Ci nikt nie powie: ześ jest niepotrzebny!
Twoje życie się zacznie, jakby lot podniebny.

Nie będzie już trosk ani zmartwień żadnych
Nie będzie już rządzących, ani też podwładnych
Życie? Czym jest? Czy warto się rodzić?
By się później męczyć, przez męki przechodzić?

Dla niektórych jest szczęściem
Dla innych utrapieniem.
Życie jest jednak snem
A śmierć przebudzeniem.

bylo to 24 grudnia. okolo 2000 roku. dokladnie nie pamietam. wiem ze byla wigilia, bylem sam, matka wyjechala do znajomej, siedzialem i pisalem ze znajomymi przez net i tak mnie nagle naszlo. 20 lat temu moj ojciec sie powiesil. co prawda nie klamce ale co to za roznica? zycie mnie nie oszczedzalo. teraz przezywam kolejny dramat zyciowy, kiedy to podczas mojej nieobecnosci w kraju zona zabrala wszystko co mialem, zabrala corke i wyprowadzila sie. od prawie pol roku nie widzialem corki. w sierpniu skonczyla 5 lat. sam zastanawiam sie co zrobic. najgorsze jest to, ze osoby u ktorych spodziewal bym sie najwiecej wsparcia, najwiecej przysparzaja mi bolu. i co? ma zrobic tak jak we wierszu? mam pojsc w slady ojca? ale co to da?

Odnośnik do komentarza

Ja żałuję tylko, że jak miałem te swoje ciężkie dni, to nie zajmowałem się niczym innym, tylko rozmyślaniem. To zastanawianie się nad tym jak bardzo jest mi źle tylko pogarszało problem. Gdybym tylko zajął się czymś innym, np: rysowaniem, które jest moją pasją, albo ćwiczeniami to pokonałbym swoje problemy od razu.

Spróbowaliście biegania? Wiecie jak relaksuje?

Coś wspaniałego!

Odnośnik do komentarza

Ja codzien zyja ta mysla,m ze to jest wlasnie ten dzien, w ktorym odejde...
Mimo, ze ciesze sie tym, co widze dokola, nie moge juz nijak w tym uczestniczyc, jestem wiezniem swojego kalekiego ciala.
Sport, podroze byly calym moim zyciem, zostalo mi to odebrane.
Najgorsze, ze z wlasnej winy.
Przygotowywalam (nadal przygotowuje)sie do tego kroku mentalnie bardzo dlugo, caly czas przytrzymuje mnie przy tej wegetacji swiadomosc cierpienia, jakie zadam swoim bliskim wybierajaca haniebna, samobojcza smierc. Nie moge, po prostu nie moge ';przezyc'' mysli, ze mialabym zrobic cos takiego swoim ukochanym rodzicom, ktorzy zainwestowali we mnie tyle czasu, troski, uwagi, srodkow materialnych i.. nadziei... Bola te wszystkie piekne wspomnienia cudownego, beztroskiego dziecinstwa, boli swiadomosc wlasnej porazki, w porownaniu z sukcesami rodzenstwa... z drugiej strony nie chce byc rodzicom ciezarem do konca zycia, wiedzac, ze nie mam juz szans zyc samodzielnie i zarabiac na swoj byt , a nie przysluguje mi zadna renta ;(
jestem miedzy scylla a harybda...

Probowalam sie powiesic... to straszne uczucie, w ciagu paru sekund zaczynasz zatracac czucie w calym ciele, przechodza czlowieka dziwne prady, a w glowie slyszysz znieksztalcone dzwieki jak gdyby robiono Ci rezonans magnetyczny... Jedyne o czym wtedy myslalam to "Jakie to jest idiotyczne, mysle ze chocby najgorsze zycie tutaj jest lepsze, anizeli smierc, ''nie chce umierac''. '' do czego to doprowadzily mnie zle, zyciowe wybory'' , '' nie mam p[rawa tego robic, Boze blagam, zlituj sie i zabierz mnie stad sam, zabierz mnie do siebie''.... za kazdym razem zostawialam sobie mozliwosc cofniecia sie.... jednak gdyby nie bylo za mna komody, ktora jakos tak fortunnie, niefortunnie stoi pod drzwiami i nie mialabym mozliwosci ostatkiem sil podciagnac sie i usiasc na niej, pewne jest, ze juz by mnie tu nie bylo, bo gdy doplyw natlenowanej krwi zostaje odciety, czlonki mdleja doslownie w ciagu sekund, czujesz jak by to cialo bylo nie twoje... i jest to rzecz przerazajaca...

Odnośnik do komentarza

A dlaczego uważasz, że jesteś ciężarem dla rodziców? Ja też się opiekowałem Bliskimi, którzy leżeli cały czas w łóżku i nie byli Oni dla mnie żadnym ciężarem. Absolutnie. I wręcz cieszyłem się, że mogłem im jakoś pomóc i ulżyć. To dopiero najpiękniejsza rzecz w życiu :)

Nie jesteś w stanie sobie wyobrazić jak ogromny ból zadasz swoim bliskim. Naprawdę nie rób głupstw.

Odnośnik do komentarza

W styczniu tego roku powiesił się mój mąż. Mam 4-letnią córeczkę. Weszłam na ten wątek, bo nie daje mi spokoju myśl o nim - co czuł, dlaczego to zrobił, czy się bał, itd... Rozpacz, w jakiej nas pozostawił jest nie do opisania. Ból, który zapiera dech w piersiach. I poczucie winy. Dlaczego nie zauważyłam, że myśli o samobójstwie, dlaczego z nim nie spędziłam tego dnia, mogłam przecież wziąć urlop... Tysiące myśli, pytań, wątpliwości. Dla naszego dziecka śmierć ojca była szokiem. Do tej pory woła "tatusiu wróć do mnie" i widzę, jak pęka jej serce. Jestem wstrząśnięta tym, że tak wielu z Was myśli o śmierci. To nie jest dobry pomysł. Problemy są po to, żeby sobie z nimi radzić. Jeśli nie macie wsparcia w rodzinie, poszukajcie wśród znajomych. Jest wiele osób , które Wam pomogą, ale muszą wiedzieć o Waszym problemie. Po pogrzebie mojego męża, jego znajomi pytali co się stało, dlaczego, dlaczego do nich nie zadzwonił, dlaczego nic nie powiedział? No właśnie, dlaczego? Zadzwoń albo napisz do kogoś bliskiego, albo zwykłego znajomego, który Cię wysłucha. Osoby z zewnątrz problemu mogą wskazać Ci inną, lepszą drogę. Nigdy nie rezygnujcie z siebie. Bądźcie swoimi najlepszymi przyjaciółmi. Dbajcie o siebie i o innych, a jutro będzie lepiej.

Odnośnik do komentarza

Nigdy nie jest warto się zabijać. Zawsze jest warto żyć.

Owszem, bywa ciężko, ale po upadku się podnosimy i wtedy jest ta satysfakcja.

Te dobre chwile warte są pokonania oceanu przeciwności. A pokonane przeciwności umacniają nas i pokazują, jak pomóc sobie i innym.

Odnośnik do komentarza
Gość concord2803

Jak Tu zaczac ;/ Co napisac.
Stracilem pol roku temu kogos na kim Bardzo mi zalezalo i z kim bylem 12 lat. Teraz nie moge sie podniesc choc udawalem sam przed soba ze nie ma to wiekszego znaczenia.
Pol roku temu doszlismy do wniosku ze koniec. Powodow bylo wiele, z mojej strony byla to wielka zazdrosc, manipulowanie. Dziwne to co pisze ale dzis juz wiem ze mialem wiele cech manipulatora, wykorzystywalem to w ohydny sposob. Choc napewno poswiecalem sie temu zwiazkowi to jednak nie bylem w stanie go samemu uratowac, do takiego tanca potrzeba jest dwojga ludzi bo samemu nic czlowiek nie zrobi. Stalo sie, doszlo do rozstania, przelewalem uczucia na dziecko ktore zostalo i z ktorym zlapalem bardzo dobry (tak mi sie wydaje) kontakt. Ale tak sie tez nie da. Dziecko dzieckiem, jest kochane i nie chce jej krzywdzic choc pewnie nie jeden raz to zrobilem prze swoj ciezki dosc charakter. Dzis potrafie z nia robic wszystko, kiedys nie potrafilem, brakowalo checi- to tez w sumie jest okrutne.
Po rozstaniu zrobilem cos co wydawalo mi sie wtedy najlatwiejsze, zyletka i do przodu. Po pol godziny "kapania", strach, ze nie bede mial mozliwosci przekonania sie czy mozna to jeszcze jakos naprawic, choc w sumie takie naprawianie sensu nie ma, trzeba zbudowac cos nowego- tak sobie pomyslalem. Zaczalem sie starac o odzyskanie tego co utracone, ale nie bylem byc moze na to gotowy, bylem pelen zlosci ktora co bym nie zrobil to wszystko psula. Blisko pol roku staralem sie jej wyzbyc, bo to tez cecha manipulowania, ze czlowiek jest zly na wszystko dookola i wszedzie szuka winnych bo a to to, a to tamto.
Teraz jest w sumie jeszcze gorzej, cech sie wyzbylem ale nie potrafie byc juz zly. Dobijam sie byle czym. Dni plyna w miare spokojnie, ale co z tego? Mam juz szczere zachowania i nadal nie pogodzilem sie z rozstaniem. Kocham jak malo kiedy kochalem ale nic nie moge lub tez nie potrafie z tym dalej zrobic. Ostatnio zaczelismy sobie powoli z nia rozmawiac ale zamiast sie wsciekac ze przez ten czas zrobila to czy tamto jest mi po prostu strasznie smutno. Tlumacze sobie zachowania zrzucajac teraz cale zlo swiata na siebie co tez nie jest dobre.
Np seks z ciekawosci jak to jest z kims innym, rozwalilo mnie to na lopatki- jestem wdzieczny za szczerosc, ale nie potrzebuje takich informacji. Strasznie to w sumie bolesne, ogolnie boli fakt tego ze wiem choc nie musialem, nie chcialem. Byl czas ze ciekawosc mnie zjadala powoli bo interesowalem sie tym co robi, zreszta nie twierdze ze teraz sie nie interesuje, ale nie chce tracic jej dobrego obrazu, sa rzeczy ktore nie powinny zostac mowione gdy ktos obrzydliwie teskni za tym co bylo. Po jej stronie pewnie uczucia jak mowi nie ma, rozumiem. Ale ja jednak kocham mimo to i wiem ze bardzo ciezko jest mi cokolwiek z tym zrobic. Ja uczucia sie nie wybede, nie mam jak choc probowalem juz chyba wszystkiego, powoli staje sie wrakiem czlowieka w sumie. Ludzie ktorzy mnie znali nie poznaja mnie dzis. Zmienilem w sobie wiele na lepsze dla NIEJ ale czy ma to sens? Zmienilem wiele cech ktore byly bardzo niedobre, staram sie byc szczerym czlowiekiem choc nie jest to latwe i wciaz czekam na szanse ktorej pewnie nie dostane. Chec ukarania sie za to jest wciaz wielka ale teraz jest inaczej, chce zyc bo wiem ze jest po co, bo boje sie ze strace szanse na rodzine ktora sie rozdzielila. Denerwuje mnie bezsilnosc do tego stopnia ze boje sie sam siebie. Ja wiem ze to chore ale juz mi brakuje sil. Gdy bylem wiecznie zly bylo to inne, bylo latwiejsze, ale ile mozna udawac obojetnosc? Nie da sie wiecznie.

Co do samego rozstania zawinilismy oboje, nie staralismy sie o Nas. Byla zdrada po mojej i jej stronie. Zreszta to nie jest wazne bo zostalo juz wyjasnione. Ona mysli ze niedawno tez ja zdradzilem ale Tu sie niestety myli, nie zdradzilem, moze dlatego nie moge sie pogodzic ze strata, bo nie bylo tej winy o ktora jestem posadzany. Zaluje strasznie wielu rzeczy ale nie wiem jak ja przekonac ze dzis jestem gotowy do czegos innego, bez posadzania ze klamie. Im bardziej szczery tym wiekszy klopot bo ogolnie otwieranie sie przed innymi to kolejny moj problem, nie potrafie. Tu jestem anonimowy, nikt mnie nie zna- ale tak naprawde nawet pisac ten post jest mi trudno. Mowienie w oczy zaczelo mi sie powoli udawac, i szczerze mam do wyrzucenia wiele ale tez nie potrafie, przekonanie ze mi nie wierzy rozwala mi klepy. Staram sie jednak bardzo pokazac ze nie musi tak byc. Mimo tego co mi mowi, co pokazuje ja czekam jak na zbawienie. Staram sie nie okazywac tego dziecku bo jest zbyt kochana zeby przejmowala sie tym co jest nie tak miedzy "tatusiem i mamusia" ale czasami tez sie nie da. Kazda noc to katastrofa i strach jak ta noc bedzie wygladala.

Zycie moze byc dobre, ja wiem. Mam otwarte drzwi do innego zycia, byc moze rownie dobrego, moze lepszego bo od zera. Ale ja go nie chce. Chce pokazac ze nigdy nie popelnie dawnych bledow, ze jestem dla niej, ze chce ja wspierac i byc dla niej kims waznym. Nie wiem jednak jak to zrobic. Wiem ze moje checi sa szczere bo jak stracilem to zrozumialem ile to jest warte, ale co z tego? Nie potrafie tego pokazac, staralem sie na samym poczatku ale wieczne tego wysmiewanie sprawilo ze teraz nie potrafie. Nie winie Tu nikogo, tylko siebie, po pol roku powienienem olac i zyc dalej, zbudowac sobie nowy "domek" wg siebie i swoich piotrzeb, ale ja mam potrzeby tylko te zeby ta rodzine odzyskac i wiem tez ze juz nie mam sily powoli, ze znow mi jej brakuje. Kocham wiedzac ze nie ma to sensu, przypominam sobie codziennie dawne dni, analizuje bledy i naprawde wiele ich znalazlem, ale to nic nie daje.

Przez te pol roku to ja mialem powiedziane wiele przykrych slow ale nie wiem czemu ja o tym nie pamietam, moze wywalam to z siebie jakos nieswiadomie, nie wiem tego. Zawsze przez pierwsze pare minut byla zlosc a potem przewalanie tego na siebie, tlumaczenie sobie ze to moja wina choc niekoniecznie tak bylo, zdeptala mnie w sumie ogolnie tak bardzo ze nic ze mnie nie zostalo. Nie mam mocnego postanowienia co do siebie, dla niej zmienie wszystko choc wiele z tych rzeczy nie jest po mojemu i czulem sie lepiej gdy to lub tamto zachowanie bylo jednak inne i latwiejsze. Ale wiem juz ze to ze jest deko trudniej wiele mnie nie kosztuje. Z kazda jednak godzina oddalam sie od swiata, ktory kiedys przynosil jednak wiele radosci. Dzis to jeden wielki bol, chore mysli, obawa ze przegralem wszystko bezpowrotnie. Strasznie mi ciezko sie na tym swiecie jeszcze utrzymac co tez w sumie jest chore w jakims stopniu, nie bardzo mam na to wszystko sily.

Potrzebuje szansy ktorej nigdy (pewnie) nie dostane, i to tez jest chore ;/

Odnośnik do komentarza
Gość Mikel1234

Concord
Przeczytałem Twój post i chcę napisać Tobie kilka rzeczy:

Nad złością trzeba panować i dobrze, że się tego nauczyłeś.
I uwaga - Przesadne poczucie winy jest złe. Wyciągnąłeś wnioski z dawnego życia i znalazłeś błędy. Wyciągnąłeś wnioski i próbujesz to naprawić. To już połowa sukcesu.

Musisz zauważyć jedną rzecz. Nie możesz się przesadnie obwiniać i obwiniać za rzeczy, które nie są z Twojej winy. To odbiera Ci pewność siebie, a ta jest potrzebna do decyzji i sprawnego działania.

I nigdy się nie poddawaj!

Mam pewien pomysł. Kup swojej Lubej bukiet kwiatów. Może też zaproś Ją gdzieś? Pokaż, że zmieniłeś się na lepsze :)

Odnośnik do komentarza

wieszałem się juz 2 razy a tylko dlatego ze przyjaciel kturego widze do dziś się powiesił i nie przezył dlatego chcem tego samego co on ale ja mam jakies głupie szczescie kturego dni sie wieszam to mnie odcieli mało tego żona

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...