Skocz do zawartości
Forum

Czy facet może wybaczyć zdradę?


tom79

Rekomendowane odpowiedzi

Układa się bardzo dobrze. W życiu prywatnym od jakiegoś czasu wszystko ok. Naprawdę wszystko zmieniło się o 180 stopni. Można naprawdę wyjść z najgorszych problemów ja jestem tego przykładem. Nie znaczy to oczywiście , że nigdy nie będzie gorszych dni ale będziemy sobie radzić z tym razem a to na pewno jest dużo łatwiejsze. Ostatnio zmieniłem pracę i to też mi poprawia humor. Więc wszystko ok. Pozdrawiam .

Odnośnik do komentarza

Wszystko co złe co jakiś czas wraca nawet nich to będą tylko myśli albo jakiś skojarzenia z tym co się kiedyś wydarzyło . Dlaczego tego nie można wymazać ze swojej głowy. Cholera nie raz bym po prostu zostawił wszystko i zniknął aby zacząć życie od nowa. Ale przecież jestem ojcem , mężem więc muszę być szczęśliwy i nie mam prawa do złego humoru bo przecież wszystko odgrzebuje .

Odnośnik do komentarza

”Nawet nie wiem, co napisać taka ogromna pustka w mojej głowie. Tyle miesięcy żyć w stresie (prawie jak Ty – 2 lata), może to już jest jakaś depresja. Nic mnie nie interesuje tylko czekam, aby któregoś dnia było jak kiedyś”.
Lepiej bym tego nie ujęła 
Przeczytam Twój wątek…Twoją historię i jedyne co nas łączy a zarazem dzieli to WALKA. Walka o związek….o miłość.
Ty zdradzony a walczysz….ja zdradzająca i walczę. Walczę już 2 lata i 2 miesiące. Jestem u kresu wytrzymałości walcząc resztami sił mocno pracuję nad tym by mojego męża nie znienawidzić.
Pisząc, będę posługiwała się stwierdzeniami …opiniami, tudzież radami z Twojego postu.
„poczucie winy, żal, ogrom bólu i zwątpienia. Ta codzienna huśtawka emocji od poczucia chwilowego spokoju, że będzie ok, do oceanu łez i desperacji trwała kilka miesięcy”… u mnie trwa nadal. Potem przychodzi czas na żal, smutek gdzieś tam głęboko ukryty i wieczna niepewność co przyniesie jutro...
To jest coś co nasze przypadki łączy.

Taaa…jestem tą drugą stroną – można by rzec lekkimi słowami- tą złą….zdradzającą. Co sobie myślałam? Czego szukałam? Niekończące się pytanie „dlaczego”?
W moim, jak w wielu przypadkach było dokładnie tak samo…ot (znów się posłużę cudzymi słowami wyczytanymi na forum, ale jak bardzo trafionymi i o powtarzającym się wątku)
„ hipotetycznie mamy zbudowane fundamenty małżeństwa, obydwoje pracujemy z czasem coraz miej czasu poświęcamy dla siebie, nie zauważamy że pomału (mąż) przestaje być oparciem dla żony, zatraca się nić wspólnego porozumienia i trafia się amant. Przewraca kobiecie w głowie słodkimi obietnicami, czy ona się w nim zakochuje? Nie, lecz jest tak zauroczona, że traci głowę aż staje się coś niemiłego… wiesz ona nie poszła z pierwszym lepszym od tak ,to w niej narastało dłuższy czas”.
Trochę przełożę to na swój model…Pokochałam swojego męża tak bardzo, że chciałam i dawałam mu wszystko…piękna, mądra, zadbana, zaradna żona na 2etatach, by niczego mu nie brakowało. Ugotowane, posprzątane, wyprane…problemy rozwiązane – by się nie stresował. Cudny, mądry syn – dzisiaj ma 16 lat.
Żyłam swoim mężem i dla niego….obnosiłam się swoim szczęściem i miłością. Nawet nie wiesz, jak ludzi to boli. Wyrażanie opinii, że „ja nigdy….absolutnie” jest kuszeniem losu, które na moje nieszczęście bardzo z tych słów zadrwiło.
Ubezwłasnowolniłam swojego męża….dając mu wszystko, odebrałam możliwość podejmowania swobodnych decyzji. Mój największy błąd.
Mąż mnie kochał bardzo…miłością tak ogromną, że nie chciał się nią z nikim dzielić. Kiedyś powiedział mi, że zamknąłby mnie w złotej klatce, bym była tylko dla niego.
Dzisiaj jest zazdrosny o kota, którego nie lubi bo okazuje mu uczucia…smutne 
W całym tym naszym szczęściu jeszcze czegoś brakowało i brakuje do chwili obecnej …komunikacji – dzielenia się swoimi osobistymi radościami, problemami…brakowało i brakuje rozmowy. Kiedy był, czy jest problem on jest….żyje, ale nie ma rozmowy „ słuchaj, coś musimy zrobić….może powinniśmy zrobić tak albo tak. Jak sądzisz, jakie rozwiązanie jest najlepsze?” Tego nigdy nie było. Kiedy pojawiał się problem musiałam i muszę rozwiązywać go sama. Wszystko zawsze było moim monologiem. Nic do niego nie trafiało. Zamykał się w sobie i zachowywał się (ja to nazywałam) jak mebel. Przepraszam, ale innego określenia nie umiem znaleźć. Przestałam z tym walczyć. Ale brakowało mi jego wsparcia, a czasem męża ramienia do wypłakania się. Otaczałam się przyjaciółmi, którzy mi to dawali - możliwość konwersacji (jestem gadułą), rozwiązywania problemów, pomagania sobie, wspierania w trudnych chwilach.
Uchodzę za twardą kobietę o silnej osobowości. Sądzę, że jestem bardzo ambitna. Lubię wytaczać sobie cel, do którego dążę. Jestem uparta. Jesteśmy zupełnie inni z mężem i zawsze myślałam, że dobrze się uzupełniamy. Wierzyłam, że miłość wszystko zwycięży.
Mąż dawał mi czasem wręcz nachalną miłość. Jego pytania, ciągłe pytania „czy mnie jeszcze kochasz” doprowadzały do szału….ileż bym dzisiaj dała, by usłyszeć to pytanie.
Oczywiście, że pojawił się cytowany wyżej „amant”, który zawsze miał dla mnie czas, dobrą radę, wspierał mnie na każdym etapie. Nie zorientowałam się zupełnie – jak nastolatka. Przyznał się, że pracował nade mną ponad pół roku. Do dzisiaj jestem dla niego „wspaniałą, nieosiągalną dla innych kobietą” (do jakiegoś czasu też dla niego). Kobietą, która wszystko może i wszystko potrafi. Która zawsze osiąga cel.
Nie chcę tu autoprezentacji….ale taka byłam – ostatnie 2 lata mnie złamało. Niewiele mi z tego zostało. Upór, dążenie do celu…samozaparcie – zostało, ale wiara w siebie – umarła.
Ostatnio poleciła mi moja prawniczka książkę „Dlaczego mężczyźni kochają zołzy” – to było jak czytanie autobiografii pod każdym względem. Odnajdywałam siebie i w zołzie i „zbyt dobrej”. Dzisiaj mogę powiedzieć, że się zatraciłam. Resztkami sił odgrzebuje w sobie siłę „zołzy”, by się podnieść, by zobaczyć w sobie kobietę która udźwignie to wszystko.
Różnica u Was jest taka, że Ty mimo zdrady żony, chcesz o nią walczyć …walczyć o waszą miłość. Ja walczę samotnie. Mój mąż, cierpiał okrutnie jak się dowiedział o moim romansie. Zafundował mi emocjonalną „jazdę bez trzymanki”. Skoki emocjonalne i wahania nastroju dają kilka dni spokoju a potem od nowa. Powtarzam sobie i jemu, że się nie poddam, że warto walczyć, ale przestaje wierzyć w powodzenie mojej walki. Jestem zmęczona i obolała od słów, które do mnie kieruje, sposobu w jaki mnie traktuje. Dla odpokutowania winy, zatracam siebie.
Zanim wszystko wyszło na jaw – z poczucia winy, chciałam dać mu poczucie wartości. Załatwiłam kredyt na mieszkanie, podpisaliśmy intercyzę, by było jego własnością. Założyłam mu firmę, kupiłam samochód.
Z czym zostałam? Co mam?
Kiedy zrozumiałam, ile mogę stracić…znów powołam się na słowa „docenisz, kiedy stracisz” nabrały nowego znaczenia. Widziałam jego ogromny, przeszywający ból….Boże, uwierz mi – nie zapomnę tego do końca życia! Dosłownie poczułam jego cierpienie.
Błagałam o wybaczenie jego, Boga i siebie samą.

Syn, już nastolatek wpierał nas. Oczywiście ja z nim rozmawiałam. Mąż się nie zmienił – dla niego rozmowa nie istnieje w dalszym ciągu. Żyje i pielęgnuje w sobie gniew, upokorzone EGO…co gorsza wypiera z pamięci dobre chwile i rozpamiętuje, doszukuje się tylko tych złych…czasem nawet dopisuje historię. Słyszę same cierpkie słowa. Od 2 lat nie usłyszałam „kocham cię” nawet w trakcie tych kilku dobrych dni.
Chyba czas się poddać…czas zacząć życie od nowa z niczym, bo wszystko jest dla niego.
Mimo wszystko i tak określił wczoraj, że nic dobrego nie wniosłam do jego życia. Żałuje dnia kiedy mnie poznał. Kolejna awantura – wykrzyczane słowa.
Zabiorę syna ze sobą. Może powinnam w końcu się poddać i dać mu żyć – nawet jakby miał sobie zmarnować życie, czego obawiam się najbardziej.
Nie rozumiem tylko, dlaczego nie umie wyciągnąć żadnych wniosków z tej sytuacji. Dlaczego nie widzi w tym żadnej swojej winy. Nie żebym się usprawiedliwiała…ale żeby mógł otworzyć oczy i jak ja na siebie, tak on na siebie spojrzeć jakie popełniliśmy błędy.
Gdzie jest ta jego wielka miłość do mnie? Na forum przeczytałam „że kiedy kochasz wybaczasz wszystko – szczęście nie zależy od kogoś a od nas samych”

Szukając odpowiedzi wszystkich moich pytań, znalazłam się na Twoim wątku…Twojej historii i jakże miło wierzyć, że gdzieś są ludzie którzy tak bardzo kochają, że umieją wybaczyć.
Niestety nie mnie jest to chyba dane. Ani ja, ani mąż nie będziemy mogli raczej poszczycić się słowami„ Dzisiaj nie pracujemy nad tym by do mnie wrócił/a tylko nad tym by wypracować zmiany w tym co do tego doprowadziło . Wina w takich sytuacjach zawsze jest po obu stronach”.

Pozdrawiam i trzymam kciuki.

Ps. Proszę przybliż temat tych spotkań małżeńskich – zamierzam wyprowadzić się w czerwcu jak dobrze pójdzie (względy materialne), ale może o ile będzie dobra chwila do tego czasu namówię męża na ostatnią rzecz dla nas …

Odnośnik do komentarza
Gość Whale Jonah

Szanowny Facecie. Radzenie komu kolwiek w takich sytuacjach jest bardzo ryzykowne . Po pierwsze - nie znajdziesz odpowiedzi w internecie. Ludzi tak naprawde mało to obchodzi w sieci co Ty tam przeżywasz i co myślisz, wiekszosc z nich syci sie Twoją nie ciekawą sytuacją - pociesza ich fakt , że inni mają gorzej. Nie ufasz jej i ona Tobie też. Kobieta to nie własnośc. A wina zawsze leży po środku. Zrozumienia poszukał bym u ludzi których kochasz.Zdystansował sie do całej sytuacji, A sama terapia jest ostatecznoscią. Mówie - jako terapeuta . facet i mąż.

Odnośnik do komentarza

tylko Boga prosić, bym do takiego terapeuty nie poszła. Od razu by nas to podniosło na duchu. Bez urazy dla przedmówcy.
Aczkolwiek zapewne jest w tym trochę racji, że ludzi mało interesuje życie innych i sycą się tylko i wyłącznie nieszczęściem innych. Nie trzeba szukać daleko - najszybciej znajdzie się ich w rodzinie. Ot, nasza polska cecha.
Nie mniej znajdzie się też kilka osób nie pozbawionych empatii, które potrafią odnaleźć się w sytuacji i kilkoma słowa być jak balsam na serce.
Dla innych takich jak Tom...czy ja ulgą jest przelać słowa na papier, tudzież forum, czy emaila....nawet gdyby to miał być monolog.

Odnośnik do komentarza

Ja z wątku toma czytałam początek,historia jest trochę inna ,bo tam doszło do zdrady emocjonalnej i wychodzi na to ,że poradził sobie ,wszystko wróciło do normy.

Nie zgodzę się ,że my tu cieszymy się czy interesujemy się nieszczęściem innych,
interesujemy się ich życiem właśnie i staramy się w miarę możliwości podnieść na duchu,czy coś doradzić,

nik-mo widać ,że Twój mąż nigdy sobie nie poradzi z tą zdradą ,dobrze ,że postanowiłaś odejść,
trudno stało się ,
trzeba zacząć nowy rozdział w życiu.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...