Skocz do zawartości
Forum

Czy warto się starać o związek, czy go zakończyć?


pinessska

Rekomendowane odpowiedzi

witam,
mam 27 lat, moj partner, wlasciwie byly 28. Relacja trwa ponad 3 lata, 2 lata mieszkalismy razem w jego domu. Jestem wyksztalcona, pracuje na 2 etaty, on bez matury, stalej pracy, ma 6 letnia corke z poprzedniego zwiazku, co nigdy nie mialo dla mnie znaczenia. moi rodzice i znajomi nihdy nie akceptowali tego zwiazku, powiedzmy tolerowali ze wzgledu na mnie. od czerwca razem nie mieszkamy.
nasz zwiazek byl burzliwy. to osoba z ktora przezylam najepsze ale i najgorsze momenty zycia.
z poczatku wiadomo, ukladalo sie. kiedy sie wprowadzilam bylo mi ciezko. mialam wrazenie ze nie jestem wazna, w zasadzie nie liczyl sie z moim zdaniem, wazniejsi byli koledzy, do dzis pamietam powroty z pracy do domu ze lzami w oczach na sama mysl ze zastane go znow z kolegami na kanapie grajacego w playstation. nie mialam sily rywalizowac z jego znajomymi. uwazal ze to normalne. kiedy wprowadzil sie do nas jego brat bylo jeszcze gorzej, codzienne imprezy, alkohol, nikt nie szanowal tego ze rano wstaje do pracy. zastanawialam sie ile jeszcze wytrzymam. doszlo do tego kontrolowanie. sprawdzal mi telefon, zloscil sie, balam sie cokowiek powiedziec zeby go nie urazic. wszystko obracal przeciwko mnie. oczywiscie tez nie bylam idealna, w momentach kiedy mnie odtracal robilam sie zimna, zlosliwa i nerowowa. najbardziej przeszkadzal mi fakt ze nie moglam powiedziec z czym sie zle czuje, co mi nie pasuje, bo zle to sie konczylo. 3 razy byly momenty ze nie wytrzymywalam i wracalam do rodzicow, myslssam ze sobie przemysli, ale bylo jeszcze gorzej bo w jego mniemaniu nie wrocilam na noc do domu, mimo ze wiedzial gdzie jestem. w lutym okazalo sie ze jestem w ciazy, w marcu - w 3 miesiacu poronilam... co prawda zawiozł mnie do szpitala, ale potem sama musialam sie uporac ze strata. i tak do czerwca kiedy jego kolega zrobil u nas w domu impreze urodzinowa (dowiedzialam sie jak pojawil sie z zakupami) i posliznelam sie spadajac ze schodow, rozcielam brode, zostalam sama. ja krwawilam towarzystwo pilo. pojechalam na pogotowie i juz nie wrocilam tam. rodzice zabrali moje rzeczy. dopiero po tygodniu odezwal sie do mnie. nie zeby zapytac czy wszystko ok i czy nic mi nie jest, ale zeby powiedziec ze miedzy nami nie wszystko skonczone. mialam zal do niego. 2 tygodnie pozniej okazalo sie ze znowu jestem w ciazy. chcialam dziecka ale bylam przerazona. zastanawialam sie czy mu mowic. zadzwonilam do niego bo nie chcialam tego ukrywac. byl na jakims montazu, zaznaczylam ze to niczego nie zmieni, ucieszyl sie, powiedzial ze mam sie nie martwic, ze przeciez jest przy mnie. to byly najmilsze slowa jakie od 2 lat od niego uslyszalam. po powrocie z jego pracy mielismy sie spotkac zeby omowic wszystko. zadzwonilam uslyszalam ze on nie bedzie zabiegal o spotkanie bo ja nawalilam i ja to naprawiac powinnam - w sensie wyprowadzilam sie. i ze jezeli mysle ze jak jestem w ciazy bedzie za mna latal to jestem w bledzie. nie rozumialam jak mozna z dnia na dzien zmienic nastawienie. zadzwonil dnia nastepnego zeby sie spotkac. niewiee mialam do powiedzenia,w trakcie rozmowy uslyszalam ze mi nie ufa, ze nie wie czego chce, ze to przemyslal, ze za duzo sie wydarzylo. ja powiedzialam tylko ze urodze i nie bede z nim ze wzgledu na dziecko. po kilku dniach relacje sie ocieplily, spotykalismy sie, bylo milo, moze nie jak kiedys ale czulam sie przy nim dobrze. pojechal na oboz sportowy, dzwonil codziennie, choc nie pytal jak sie czuje i jak znosze ciaze, w ostatni dzien jego obozu znow poronilam... przyjechal, byl przy mnie. zblizylismy sie do siebie. dobry byl to okres mimo paru spiec i kilkudniowego milczenia z jego strony. ostatni miesiac byl dobry interesowal sie, zabiegal o spotkania. do czasu... tydzien temu dzwonil od rana, byla to sobota, z racji wykonywanego zawodu mialam nagly wyjazd sluzbowy - reprezentaowanie szefa w uroczystosci. nie mialam mozliwosci odebrania ani napisania smsa. oddzwonilam po spotkaniu. powiedzial ze za pozno i nie chce mnie widziec, ze nawet nie chce wiedziec co robilam. rece mi opadly, przejelam sie ale postanowilam dac temu spokoj. w czwartek zadzwonilam celem zakonczenia naszych spraw. nie chcialam miec niewyjasnionych sytuacji i dorabiania ideologi, poza tym chcial sie spotkac zeby porozmawiac o splacie zobowiazan finansowych ktore ma wobec mnie. zjedlismy razem kolacje. bylo na tyle milo ze nikt nie poruszyl tematu zakonczenia znajomosci. nie dawalo mi to spokoju, zadzwonilam wczoraj i stanowczo powiedzialam ze musimy wyjasnic to wszystko jak dorosli ludzie. odpowiedzial ze nie chce mnie codziennie widywac i ze pomoglam mu w dokonaniu takiego wyboru. juz nie bylam zla. nie jestem. skoro najwyrazniej myslimy o roznych sytuacjach. mam zal do niego jedynie o to ze to co bylo nigdy nie mialo znaczenia. pytanie moje brzmi nastepujaco: dlaczeo i czym sie sugeruje czlowiek tak postepujac? to ze nie docenil tego co dla nieo i jego rodziny zrobilam to jedno, to ze dla wygody zawsze wolal sie poklocic zeby sie nie tlumczayc z niczego to drugie, to ze zawsze dla latwosci odwracal kota ogonem trzecie. da mnie wszystko jest jasne, nie chce miec z tym czlwoiek nic wspolnego, zastanawiam sie tylko czy warto sie spotkac zeby raz na zawsze ten cyrk zakonczyc czy zostawic wszystko jak jest.

Odnośnik do komentarza

witam, jestem w kropce i nie wiem co dalej..Mojego partnera znam od szkoły podstawowej. jestesmy ze soba 1,5 roku.Po długim okresie niewidzenia sie, spotkalismy sie przypadkiem. Okazalo sie ze mamy ze soba wiele wspolnego w tym pasję -piłke nożna. I to ona nas połaczyla. Juz po miesiacu odnowionej znajomosci coś"piknęło". To bylo szalone, wspaniale, jedno wyczekiwało drugiego..Sielanka. Rozumiemy sie w lot, jedno wie o drugim wszystko, jestesmy prawdziwymi przyjaciółmi.Po pół roku , mimo że sie bronilam jak moglam-stalo sie-zakochalam sie jak glupia. nie chcialam tego bo trauma z poprzedniego 10letniego zwiazku byla. Trauma odrzucenia, smiesznosci itp.On o tym wiedzial i wiem ze tez mial podobne przezycia - rozpad małzenstwa , wiele poźniejszych zwiazków z ktorych wychodzil z ranami .życie nas nie rozpieszczalo.po moim wyznaniu nie zrejterowal, bylo dalej wspaniale.Nie mieszkamy razem, wiec spotykamy sie okazyjnie ale codziennie rozmawiamy ze soba, kazde spotkanie , wyjazd byl super.po jakims czasie zauwazylam ze on sie nie stara.. to ja organizowalam nasz czas, seks. Ale bylo ok. rozmawialismy kiedys kim ja dla niego jestem, jak widzi nas dalej . powiedzial i caly czas powtarzal ze jest mu ze mna dobrze, ze z nikim nie czul sie tak jak ze mna, ze zawsze uciekal kiedy jakas kobieta sie w nim zakochiwala-ode mnie nie. ze jestem kims naprawde wyjatkowym bo z podobnym bagazem doswiadczen.i nagle cos peklo. zaczal byc sztywny, wyczuwalam jakaś bariere w nim kiedy bylismy razem. Maska spadala tylko w czasie seksu-to sie czuje, oraz gdy byl po piwie-rozluzniony. rzadko czulam ze jest ze mna tak naprawde wewnetrznie blisko. wzielam byla za rogi, wszczelam rozmowe to bylo w grudniu- co sie dzieje. czy my to my, czy nas juz nie ma, czy ja kochajac go mam o co walczyc, bo cos sie rozpada.. moze jest inna? szczera to byla rozmowa, dowiedzialam sie ze on boi sie utracic niezaleznosc ale mam racje on sie nie stara. powiedzial ze my jestesmy, ze nie ma zamiaru tego konczyc, ze CHCE WALCZYC. i wszystko byloby ok gdyby .. no wlasnie . gdyby nie wiem co.. 3 tyg temu bylsmy na "randce" bylo wspaniale, jak dawniej. byl czuły, seksowny. Ale po piwie... planowalismy wspolny weekend. we czwartek zadzwonil z prosba o spotkanie. uslyszalam ze on nie czuje "iskry" tego czegos.. To bylo ale "zdechlo". zdechlo we wrzesniu (!) / od tamtego czasu i kochalismy sie i spotykalismy -nie zauwazylam niczego ../ i ze chce wrocic do etapu wczesniejszego. przyjazni i kumplostwa... tyle ze - zadalam mu to pytanie- zawsze byl sex. czy teraz ma byc? on nie wie..nie wie czy cos jeszce do mnie czuje.. moim zdaniem , co zreszta mu powiedzialam, ty nie chcesz kochac nie chcesz dopuscic do siebie uczucia. boisz sie byc zraniony
ty sie kontrolujesz. wystarcza 2piwa i jestes soba. opada blokada, przyznal mi racje ze moze tak jest .. musi to przemyslec.Czyli nie zamknął całkowicie drzwi..Pożegnalismy sie jak dawniej, rozmawiamy prawie tak samo, ale..... ja teraz nie wiem, nie chce go naciskac, wymuszac, ale go dalej kocham. Nie wiem czy walczyc , jak z nim postepowac...wiem ze w rozmowach o mnie z nasza przyjaciolka mówił jak mu było ze mna fajnie i nie wie co się porobiło gdzieś się poplątało,że jestem wspaniała i ma do mnie olbrzymi szacunek ale też powiedział iż jest taki zamknięty i nie wie czy to że u mnie to uczucie jest tak silne to go hamuje...
Prosze wiec o rade, ja juz po prostu głupieje..co ja mam robic?
ratunku ...
Afra

Odnośnik do komentarza

On musi sobie poukładać, pomyśleć, co dla niego jest ważne więc lepiej, byś teraz na niego nie naciskała.
Odczekaj cierpliwie choć wiem, że to trudne.
Mam nadzieję że zrobi pierwszy jakiś krok, byście znowu byli razem.
Na razie sytuacja jest niepewna.

Odnośnik do komentarza

Wiem.to trudne.. nie chce nic wymuszac..ja tez się nad soba zastanawiałam. . Moze jestem kobietą która kocha za bardzo? Tez chciałabym z nim pogadać czy mozna to uratować razem. Moze potrzeba nam terapii.. najgorsze ze mamy caly czas kontakt i wspolne wyjscia na mecze. I nie wiem jak sie zachować w rozmowie, w kontakcie...jak przyjaciółka - jak on chce , czy po staremu ale z dozą dystansu? Po tej ostatniej rozmowie pozegnalismy się jak zawsze-namietnym pocalunkiem. Teraz nie wiem kim mam byc..

Odnośnik do komentarza

Faceci nie lubią jak mają "wszystko podane na talerzu",
już wcześniej, jak pisałaś ,potem wszystko odbywało się z Twojej inicjatywy,
już powinnaś wtedy odpuścić ,
teraz jeśli Tobie nie odpowiada tylko przyjaźń którą on proponuje ,powinnaś zerwać znajomość i nie łudzić się ,że do Ciebie wróci bo chociaż może tak się zdarzyć ,to może być też na chwilę,
daruj sobie taką huśtawkę emocjonalną ,

trafiasz na podobnych facetów ,nie nadających się do trwałych związków.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Widzisz caly problem jest w tym ze gdyby on powiedział - trzeba to skonczyc. Nie kocham cie itp itd zostanmy przyjaciółmi - to byloby zamknięcie naszego związku i ja bym się zgodzila. Ale on chcialby by bylo jak dawniej. Tyle ze dawniej byl zwiazek oparty na przyjazni i sexie. Pol roku.a sama przyjazn przed sexem miesiac. I on nie potrafi powiedzieć do którego etapu chce wrócić. Zadalam mu to pytanie . powiedział nie wiem.tez chciałabym wiedziec co z sexem bo dla mnie i dla niego tez jest to cos co wiąże dwoje ludzi. Sa sobie wierni. Jeśli by sexu nie bylo jest to otwarcie na innych potencjalnych partnerów. A tak- zawieszenie. On nie wie. ..

Odnośnik do komentarza

Ale to Ty tu jesteś najważniejsza,co Ty chcesz ,co dla Ciebie jest dobre i to Ty powinnaś podjąć decyzję,
a nie czekać aż on na coś się zdecyduje,

dlaczego ,jeszcze nic, a już się tak od niego uzależniasz, od jego decyzji.

On chce tego, na co Ty się nie zgadzasz i do widzenia.

Jak podejmiesz radykalne kroki ,on się określi,inaczej będziesz tkwiła w niepewności.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza
Gość cytrynowa babeczka

.Wszystko wskazuje na to że dąży do poprzedniego stanu, czyli do seksu bez zobowiazań przez Ciebie zwanym seksem z przyjacielem.
Myślę że szczera rozmowa rozwiąże sprawę .Zadaj konkretne pytanie i oczekuj odpowiedzi .Być może nie wie jak Ci to powiedzieć...i stąd to niezdecydowanie .

Odnośnik do komentarza

Wygląda na to, że jednak on nie chce się z tobą wiązać na stałe.
Zauważył, że się mocno zaangażowałaś i się wystraszył.
Najpierw sama przemyśl, co ty chcesz, jaki układ byłby dla ciebie lepszy.
Czy nadal seks bez żadnych zobowiązań, bez perspektyw,- nie wiadomo, na jak długo- czy też warto poszukać nowego partnera, z którym mogłabyś ułożyć sobie życie.
Bo seks "bez zobowiązań" pozwala partnerowi na znalezienie sobie nowej partnerki.
Ty uważasz, że obowiązuje was wierność, czyli ze jesteście parą.
Nie jestem pewna, czy on tak samo myśli.
Jak już sobie poukładasz w głowie, to jednak przeprowadź z nim szczerą rozmowę i nie czekaj na to aż on coś zaproponuje, tylko sama przedstaw swoje warunki.

Odnośnik do komentarza

~unna
co do tej wiernosci - oboje uważamy to samo.To wiem. Sex zamyka nam obojgu drzwi, przed szukaniem nowego partnera. To że on sie wystraszyl- wiem . I ja to odgadłam i on..teraz musi on zdac sobie sprawe, z czego to wynika .jest klasycznym przykladem osoby z lękiem przed zaangazowaniem. Znalazlam taki opis ktory pasuje do niego :przyczyna lęku przed zaangażowaniem ma głębsze podłoże (dzieciństwo, relacje bazowe tj. z matką i ojcem, nieprzepracowane doświadczenia z byłymi partnerami) -
Po czym poznasz, że problem lęku przed zaangażowaniem dotyczy właśnie ciebie? Oprócz oczywistych oznak jak to, że po prostu jesteś swoich obaw świadomy (to już coś), mogą to być sygnały znacznie bardziej subtelne, a nawet mocno zawoalowane, np.:
* Twoje relacje są powierzchowne, puste, czegoś im brak
* Wycofujesz się z relacji, gdy ta zaczyna być rozwojowa i zacieśnia się
* Tęsknisz za relacją pełną bliskości i obopólnego zaangażowania, ale "jakoś tak wychodzi", że takiej nie masz i nigdy nie miałaś/łeś
* Często zmieniasz partnerów
* Nie otwierasz się przed partnerem, nie mówisz o sobie, "sprzedajesz" jedynie swój określony wizerunek
* Od zawsze lub od dłuższego czasu jesteś sam/sama (może być oczywiście tak, że tak chcesz i tak wybierasz, ale zastanów się, czy aby po prostu nie umiesz inaczej)
Jeśli "zdiagnozowałeś/łaś" u siebie problem, o którym mówimy, może dobrze byłoby skonsultować się z ekspertem. W gabinecie psychologicznym będziesz mógł/mogła przyjrzeć się ewentualnym przyczynom swoich obaw, popracować nad szkodliwymi przekonaniami po to, żeby nie odbierać sobie szansy na bliskość, jaka jest efektem właśnie zaangażowania w związek.
Przekonanie, że nie angażując się, unikasz cierpienia, jest pozorne. Po pierwsze: i tak prawdopodobnie cierpisz. Tak przynajmniej mówią pacjenci, choć nie zawsze od razu chcą to przyznać. Tęsknisz, czujesz się samotna/y, zazdrościsz innym, może chorujesz (masz migreny, nie masz energii, ciągle jesteś zmęczona/y) albo cierpisz na uzależnienie (palisz stosy papierosów, samotnie pijesz do lustra, objadasz się czekoladą). Więc to iluzja, że brak zaangażowania cię chroni. A po drugie: nie angażując się, odbierasz sobie możliwość na to, co w życiu chyba najpiękniejsze – bliską, satysfakcjonującą relację.
tez to mialam. Bylam u psychologa, zwalczylam to. Po analizie wszystkiego mysle, że dam mu troche czasu. nieduzo, ale troche. Niech na spokojnie przemysli wszystko, on nie lubi być naciskany, zreszta nikt z nas nie lubi. Nie chce go przyspieszac bo znow bedzie ze on cos powie a potem "po przemysleniu" zmieni zdanie. On musi byc pewien. Ja juz jestem -przemyslalam . Dla mnie najwazniejszy jest spokój . bez hustawek. to juz mialam,znam. U siebie tez to widze -tez mam problemy. Oboje mamy. Jesli on przemysli i dojdzie do wniosku ze chce bysmy byli razem , MUSI sie otworzyc, musi chciec . I jesli tego bedzie wymagac sytuacja - nawet porady psychologa. Nas oboje

Odnośnik do komentarza

Myslę ze sie zgodzi. musi tylko chciec... ale jest postęp...wlasnie sie dowiedzialam ze w rozmowie z nasza wspolna przyjaciolka powiedzial ze jest zamkniety w sobie i moje uczucie go przeraziło. czyli: skoro moją "diagnoze" jaka mu postawilam przedstawil jako swoją mysl, nie powiedzial - "bo ona mowi, że.." to znaczy ze zaczyna juz tak myslec. ze dopuszcza to do siebie. ale musze poczekac... musze przynajmniej na razie byc cierpliwa

Odnośnik do komentarza

szanuje mnie. ufa, jest szczery. w tym wszystkim nie ma z jego strony jakiegokolwiek niedoceniania mnie czy cos w tym stylu. sprawa moze miec jednak drugie dno. Musze z nim porozmawiac, przedstawic fakty które przecza temu co powiedzial. dowiedzialam sie o jednej rzeczy o ktorej mi sie nie przyznal - ale wynika z tego , że cos zataił przede mną by całą "winę" wziąć na siebie, by zadowolic innych a nie siebie, by siebie "ukarac", lub tez udowodnic komus cos. mam nadzieje ze w sobote się dowiem. bo jesli tak to znow odsuwa od siebie potencjalne szczescie - czy ze mna czy z kim innym...

Odnośnik do komentarza

hej hej . żeby zakończyc wątek - bo 2 lata byłam nie do życia, otóż:
1/nie jestesmy razem
2/ nie kontaktujemy się wcale
3/ nie uważam go już za znajomego
4/ nie uważam go za przyjaciela
w zasadzie próbowałam walczyc o przyjazn. On nie bardzo wiedział co ma ze sobą zrobic. Raczej wyglądało to na chęć odseparowania się ode mnie, ale oczywiscie z ust jego to nie padło. Za to robił wszystko by to okazac. Wzięłam byka za rogi. Wygarnęłam mu wszystko co mnie bolało, o co miałam "pretensje" itp. Miał teoretycznie o tym pogadac ale po co... Tchórzostwo wygrało. Zaczal sie spotykac ze swoja pierwsza dziewczyną moją przyjaciółką z podstawówki. Wprowadzil sie do niej, własnie urodzil im sie syn, Jest szczesliwy. Oczywiscie kontaktu ze mną nie utrzymuje, ale na znajomych mozna liczyc. Więc pomyliłam się w jednym. On nie to że nie potrafil kochac. On nie potrafił pokochać mnie. Czy to moja wina ? Moze tak, bo nigdy żaden facet nie pokochał mnie tak naprawde. Ale generalnie - przestałam za nim tęsknić , przestał dla mnie istnieć. Kocham go dalej ale to tylko moje uczucie. Żałuję tylko tych 2ch lat .Żałuję że się zakochałam, a przede wszystkim ze mu zaufałam. Że byłam aż tak głupia.

Odnośnik do komentarza

Przykro to słyszeć, ale wygląda, że fajną ,emocjonalną dziewczyną jesteś, to jakiś facet z odzysku Cię doceni. Nie żałuj tych dni, które na niego straciłaś, bo wewnętrznie dorosłaś, znów czegoś o sobie się dowiedziałaś. Niestety jak pisalaś wcześniej to życie Cię poturbowało i związki ludzi dojrzalszych bywają trudne, ale nie niemożliwe. Gdzieś zanajdziesz tego, z którym Tobie będzie po drodze ,a jemu z Tobą.

Odnośnik do komentarza

A ja zdradzam swojego męża, który od pewnego czasu ma mnie po to by mu sprzątać, gotować, ubierać, fundować wszystko. Znalazłam człowieka, przy którym staję się znów kobietą. Sex bez zobowiązań, chęć spotkania, może trochę zafascynowanie czymś nowym... Mój mąż przychodzi z pracy, je obiad, kładzie się i ogląda tv do wieczora. Kiedy wychodzę i wracam - on leży w tej samej pozycji. Robię mu kawę, potem kolację -on leży. Nie tłumaczę się gdzie wychodzę, bo nie pyta. Zaczynam myśleć o sobie i tyle. Nie będę się starać, nie chce mi się. Przyjaciel czeka, jestem przynajmniej na chwile, ważna. Zachwyca się mną. Jest mi dobrze. Nie wiem jak to się skończy, ale robię to dla siebie.

Odnośnik do komentarza
Gość Samotnamezatka

Hej mam tam samo tylko ze ja zamiast zdradzić uciekam do pracy pracuje od 7-21 bo wiem ze w domu nikt na mnie nie czeka. Nie umiem zdradzić próbowałam ale jednak nie umiem z innym mężczyzna sie kochać...

Odnośnik do komentarza

Afra -
Nie szukaj winy w sobie, po prostu nie dopasowaliście się.
Tak niestety bywa.
Przypomnij sobie miłe chwile i ciesz się nimi.
Przypomnij sobie czas przed rozstaniem i powiedz sobie, że już nigdy więcej takiej sytuacji, że dobrze, że rozstaliście się.
Nie pytaj się o niego, rozmowy o nim ucinaj natychmiast - odetnij się od przeszłości. To ważne, bo nawet jak się już nie kocha, to pozostaje głupia zazdrość i znowu coś w nas odżywa.
Głowa do góry, patrz w przyszłość. Jeszcze spotkasz wartościowego człowieka, którego pokochasz i stworzycie szczęśliwą rodzinę.

Odnośnik do komentarza
Gość normalny facet

Gówniarz i tyle. On się już nie zmieni. 28 lat to dorosły, ukształtowany facet. Skoro nadal jarają go koledzy i playstation jak nastolatka, to już mu tak zostanie. Olej dziada, chyba że chcesz mu matkować.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...