Skocz do zawartości
Forum

Związek pomiędzy uczennicą a nauczycielem


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie. Trudno mi pisać ten post, cóż też jestem neurotyczna, choć ja mam szansę jeszcze to zmienić. Mężczyzna którego kocham już nie. Zacznę od tego, że ja mam 16 lat, a on 31 i jest moim byłym nauczycielem. Nie potrafię sobie z tym poradzić już od trzech lat. To była miłość od pierwszego wejrzenia, silna i ogłupiająca. Zauroczenie, kochałam jego wyidealizowany obraz. Człowieka będącego moim zupełnym przeciwieństwem. Energia, optymizm, pewność siebie, ekstrawertyzm. Osoba niezwykle charyzmatyczna, choć nie jest przystojny zawsze otacza go mnóstwo kobiet (uczennic, nauczycielek), elokwentny, inteligentny. Przez całe półtora roku pozostawałam w cieniu tego wszystkiego, nie wierząc, że kiedykolwiek mógłby polubić kogoś takiego jak ja. Byłam z jego przedmiotu zawsze najlepsza, ale nigdy nie umiałam z nim rozmawiać. Wtedy miałam właśnie wszystkie te typowe objawy nieszczęśliwego zakochania. Wahania nastroju, złość, smutek, kołatanie serca, nadaktywność na zmianę z zupełnym brakiem zainteresowania czymkolwiek, głodzenie się i napady obżarstwa. Po prostu szalałam. W drugiej klasie jako jedyna przeszłam do kolejnego etapu konkursu. Minimalnie zwiększyło to ilość mojego kontaktu z nim. Zaczęłam uczyć się jak z nim rozmawiać. Wtedy zaczęłam też zauważać ile jest luk w tym jego idealnym wizerunku i że podobny jest do mnie. Męczyłam się wtedy z zazdrością o to że nie jestem jak dziewczyny, które z nim swobodnie flirtują, żartują. Nie umiałam zrozumieć kim on naprawdę jest. Czy należy do mojego świata, czy do nich. Zaczęłam wtedy znajomość z dziewczyną chorą na zaburzenia lękowe, która studiuje psychologię. Bardzo pomogła uporządkować mi wiele rzeczy. Kiedy czułam, że rozrywa mnie nadmiar uczuć i emocji, ona była światłem, które mnie leczyło. Zrozumiałam, że jestem człowiekiem, który ubzdurał sobie, że jego szczęście jest poza nim i muszę nauczyć się przechodzić nad swoimi uczuciami, gdy one bolą. Każdego dnia starać się zagłuszać je i żyć obok nich, żeby zły ból nigdy nie wydarł kawałka mnie i nie zostawił pustki. To trochę mi pomogło. Starałam się być całą sobą na NIE. Unikałam go, gnoiłam w swoich myślach… W pewnym momencie zadziałało, nie bolało już tak bardzo. Ale do dziś nie mogę sobie poradzić z paroma rzeczami. Z tym że uzależnia mój nastrój, z napadami tęsknoty i obsesyjnym myśleniem. To brzmi jakbym nie nauczyła się radzić sobie z niczym, ale tak nie jest. Mniej więcej w kwietniu zeszłego roku poprosił mnie o numer gg. I znowu czekałam. Po czasie nauczyłam się nie mieć obsesji na tym punkcie, bo rozmawialiśmy sporadycznie. Od września zeszłego roku dużo się zmieniło. Kiedy cały czas poznawałam go troszeczkę, powoli, wtedy zaczęłam nagle odkrywać jaki jest. Znalazłam kogoś takiego jak ja. Niepewnego, zakompleksionego, ofiarnego, wrażliwego, poetę, zagubionego. Ale doświadczonego przez czas, skrzywdzonego, zupełnie pogodzonego ze sobą, zrezygnowanego, dla którego ucieczką i lekarstwem są powierzchowne znajomości, żarty, nadaktywność – to nas różni, to co wypływa z wieku. Taka romantyczna dusza w podartym podkoszulku… Właściwie chyba on pierwszy zauważył to. Mówi, że jestem nim, jego lepszą wersją, że czasem nawet wie, co ja czuje, co myślę. Widziałam coraz więcej jego wad i miałam wtedy okres buntu przeciwko nim, niezgody na nie, odrazy, ale potem zaakceptowałam je i kochałam go jeszcze mocniej. Zaczęliśmy spędzać ze sobą więcej czasu. Wytworzyła się między nami specyficzna, silna więź. I nie jest to rodzaj „tatusiowania”. Sam ostatnio stwierdził, że mamy ze sobą toksyczny związek. I jeszcze silniej przeżywałam moją zazdrość, a szczególnie odrzucenie. Zdałam sobie sprawę, że przy tym jak bardzo wspaniałym jest człowiekiem, ma niesamowicie dużo wad, czasem okropnych. Wiele razy mnie zawiódł, zranił. Ja czasem też jestem straszna, ale on jest za silny, zbyt uodporniony przez życie, żeby moje słowa mogły go zranić. Choć może czasem… Toksyczne jest to, że mimo że tyle razy czułam się przez niego jak śmieć, to do niego szłam po przytulenie. I choć potrafiłam słownie po prostu go kopać, powiedzieć mu wszystko i jak najbardziej brutalnie, on zawsze wtedy pisał, wracał, przychodził. Tyle razy on albo ja powinniśmy skończyć tę znajomość. I dlaczego tego nie zrobiliśmy? Jakieś pół roku temu zrozumiałam, że miłość to nie żądania. Nie: „masz być taki”, „masz poświęcać mi czas”, „masz się mną zajmować”, „masz być ciągle miły i kochany”. Ja tego nie dostanę zawsze od kogoś kto boi się jakichkolwiek związków z ludźmi, kto czuję się jakby żył w innym świecie, kto ludzi traktuje jako postacie nierealne. Ale zrozumiałam że warto go uratować, on niesamowicie dużo daje z siebie innym ludziom, nie znam nikogo kto tak bardzo żyje dla innych, i warto próbować go uszczęśliwić. Postanowiłam zostać jego aniołem... Robiłam dla niego małe i duże miłe, kochane rzeczy. Doprowadziłam do tego, że ciągle słyszałam „dobrze że jesteś”. Ale dla mnie nie było dobrze. Wszystko zaczęło być jeszcze bardziej skomplikowane, chore, zaczęło mnie boleć z podwójną mocą. Staliśmy się dla siebie ważni. Teraz uwielbia bawić się w wyszukiwanie naszych podobieństw. Łączy nas niesamowicie dużo wspomnień, głównie dobrych. To jest pozorne szczęście. Ale jeszcze trzy lata temu nie spodziewałam się, że to może tak daleko zajść. Reakcje uczuciowe neurotyków są powolne… Mam to dalej ciągnąć? Czekać, męczyć się… Będę mieszkać w internacie, daleko, oboje będziemy zajęci. Obiecujemy sobie kawki i takie tam. Ale co jeśli zapomni? Może mam ukrócić ten kontakt? Nie wiem czy byłabym w stanie… Ale chciałam zapytać tylko o jedno… Czy powiedzieć mu, że go kocham? Czy to coś zmieni? Boję się, że ucieknie, uzna że mnie rani i skończy znajomość ze mną. A może jednak nie? A może nareszcie będę wiedziała na czym stoję? Moja przyjaciółka powiedziała tak: „I tak od września będziesz się męczyć. Może się męczyć wiedząc, że nigdy nic (wtedy można przynajmniej się zabić), możesz się męczyć wiedząc że kiedyś, może coś, że jest szansa, a możesz się też męczyć nie wiedząc nic”. I dla niej to ostatnie jest najgorsze. Powiedzieć mu? Chciałabym… To dałoby mi jakąś wolność może… I tak chcę nareszcie się przełamać i spróbować pokochać kogoś innego. Jak strasznie to brzmi. I myślę, że teraz jest za wcześnie, żeby mu to mówić… Ale nie wiem… Pobiłam chyba rekord długości pytania. Ech… Dziękuję, jeśli ktoś to przeczytał.

Odnośnik do komentarza

Zauroczenie w nauczycielu nauczycielce czy pielegniarce jest czeste bo zakochujemy sie w kims starszym, odpowiedzialnym kims kto nas uczy opiekuje sie nami, wtedy gdy tego potrzebujemy. To mlodziencza fantazje z ktorej wyrosniesz, chociaz teraz Ci sie pewnie wydaje ze to wielka milosc.

Nothing compares, no worries or cares
Regrets and mistakes they're memories made
Who would have known how bittersweet this would taste?

Odnośnik do komentarza

Boję się, że jeśli mu powiem to po prostu odpowie, że mi przejdzie... A jeśli zaczekam, nawet jeszcze z trzy, cztery lata, spróbuję z kimś w swoim wieku, i dopiero wtedy mu powiem, to będzie coś znaczyć.
Ale dzięki austeria :) Kolejna osoba, która mówi żebym powiedziała, to daje do myślenia...

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie,
Mnie zastanowiło jedna myśl w Twoim poście. A mianowicie - "warto go uratować, zostałam jego aniołem". Zastanów się, czy to co do niego czujesz, nie jest jakąś romantyczną misją, którą sama na siebie nałożyłaś, wbrew sobie i raniąc samą siebie.
Pomyśl o tym, na co liczysz po tym jak wyznasz mu miłość, czego oczekujesz?
Moim zdaniem raczej powinnaś mu powiedzieć o swoich uczuciach (abstrahując od tego, że z jego strony związek z Tobą jest nieetyczny). Odczarowałoby to trochę to, co Was łączy, opadła by aura tajemniczości i wtedy sama byś się przekonała, czy to prawdziwa miłość.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...