Skocz do zawartości
Forum

Tęsknota za toksycznym związkiem


Rekomendowane odpowiedzi

witam !!mam 31 lat i jestem po 4letnim toksycznym związku chociaż toksycznym to mało powiedziane ,poznalismy sie 4 lata temu po 5ciu miesiącach znajomosci wzieliśmy ślub tzn. ona wzieła ze mną ja do końca nie chciałem ale też nie potrafiłem powiedziec NIE,od czterech miesiecy zyjemy w separacji codziennie dziekuje Bogu że odeszła ode mnie ale też nie umiem zapomniec o niej.Czy to jest normalne???życie z nią było wichrem!!ciągłym biegiem ,koszmar.Ja na odwrót jestem spokojny i tego samego oczekiwałem od niej -stabilizacji.Człowiek może sie przyzwyczaic do wszystkiego nawet do wariactwa dzis mieszkamy osobno i brakuje mi tego szalenstwa nie wiem juz za czym tęsknie bardziej za nią czy za tymi szalonymi emocjami ktore ona gotowała nam co dzien i moje ptanie jest czy to jest normalne??ja juz nie wiem sam może, ktos miał lub ma podobne przezycia i postara mi sie to wytlumaczyc,serdecznie dziekuje i pozdrawiam!!

Odnośnik do komentarza

Witaj,
Jako twój rówieśnik na Twoje pytanie odpowiem Ci jednym stanowczym słowem NIE! To nie jest normalne. Sam się wpakowałem w taki związek przypieczętowany ślubem kościelnym. Od początku znajomości była sielanka miodem i mlekiem płynąca, a po ślubie wyszło szydło z worka i zaczęła z żony wychodzić zgnilizna. Brutalne ale niestety lub stety prawdziwe.
Chcesz wiedzieć więcej? Poszukaj sobie na tym forum mojego posta pt. toksyczny trójkąt z teściową. Może to Ci otworzy oczy na skalę tego problemu, z którym Ty też się borykasz i motasz z pytaniem: zostać czy odejść.
Do mojego przykładu dodaj jeszcze dziecko i oczami wyobraźni przenieś się o jakieś 10 lat w przód. Tak sobie swoją przyszłość w małżeństwie wyobrażasz?? Wątpię.
Drugi temat to toksyczni teściowie... nieodcięta pępowina... na netkobiety.pl.
Mi już pozostało tylko ratowanie małżeństwa sądowym skierowaniem na terapię małżeńska przy rozwodzie, bo rozwodu chce partnerka sterowana przez teściową.
A Tobie życzę miłej lektury i poszukiwania tego zagadnienia w necie - artykułów jest multum.
Powiem tylko tyle, jeśli masz Waść w sobie godność i szacunek do samego siebie to spieprzaj z tego związku, kosztem nawet straty ślubu kościelnego, bo w to miejsce cywilnych możesz mieć dziesiątki. Chcesz się psychicznie wykończyć, to bez urazy - życzę złotych godów i wytrwania w związku.

Odnośnik do komentarza

zgodzę się z Baksem. Spieprzaj jak najszybciej. Poniżej dwa przykłady.
#1 jeden z moich byłych. Na maxa toksyczny związek. Koleś chciał mieć przy sobie inteligentną z sukcesami dziewuchę, ale zarazem w 100% zależną, niepewną siebie sierotę. Kłóciliśmy się o wszystko. O to, że przez przypadek spotkałam znajomego i poszłam na kawę nie mówiąc mu o tym, o to, że jestem astmatykiem i duszno mi było w knajpie i chciałam wyjść (tak o to też się kłóciliśmy. Usłyszałam, że jemu nei jest duszno i siedzimy dalej) i o maaaaase innych rzeczy. Propagandę miał niezłą - doprowadził mnie do takiego stanu, że raz mu wykrzyczałam: 'skoro jestem tak beznadziejna to czemu jesteś ze mną' nie wiele później rozstaliśmy się. Ja durna chciałam do niego wrócić. Do tej pory racjonalnie nie potrafię wyjaśnić dlaczego. Byłam niesamowicie rozbita. Udało mu się - zrobił ze mnie zależną sierotę. Skończyło się wizytą u psychologa. Nie wiedziałam właściwie kim jestem. Nie doprowadź się do takiego stanu. Masz tu przykład toksyczności i skutków.

#2 była dziewczyna mojego ostatniego byłego. Laska miała ogólnie nasrane w głowie. Przysłowiowy kisiel zamiast mózgu. Wkręciła się na maxa w swój wygląd, czyt. operacje plastyczne i bulimia. A on znią był z wyrzutów sumienia. Poznali się we Francji. Rzuciła wszystko i wróciła do Polski. Dla niego. Każdy jego znajomy odradzał ten związek. A ten tkwił w nim dzielnie wszystko znosząc. Akcje zdrowotne, chore zazdrości, zaburzenia seksualne. Przy tym wszystkim strasznie go owinęła wokół palca. Robił wszystko dla niej. Jak go poznałam to już zdążył ochłonąć. Tylko nie wyleczył spustoszenia, które mu zrobiła. A przynajmniej nie wszystko.

Przykładów toksycznych relacji mam znacznie więcej. Tak na dobrą sprawę to trudniej mi znaleźć zdrowy i normalny związek.

Podsumowując spieprzaj jak najdalej. Nie zrób siebie takiej osoby jak ja w #1 i jak mój były w #2.

Odnośnik do komentarza

dzięki Wam Moi Drodzy!!Bags napewno skorzystam z lektury makowa_panna tylko utwierdzasz mnie w przekonaniu że kłótnie o byle co to czysta Toksykologia (ja tylko nie bylem oskarżany przez nią o ataki z 11 wrzesnia,,haha)ostatnie 4 lata spoglądałem w lustro i widziałem innego kolesia napewno nie siebie teraz wszystko wraca do normy dzięki i pozdrawiam:)!!

Odnośnik do komentarza

Makowa_panna, czytając Twoje wypowiedzi i obserwując z perspektywy czasu swój "rewelacyjny" związek, dochodzę do wniosku, że wiem dlaczego zarówno Ty chciałaś do niego wrócić, tak jak i ja chcę jeszcze ostatkami sił zawalczyć i wrócić do żony, małżeństwa i tej sielanki sprzed ślubu. To ze ślepej miłości do partnera. Ślepej bo nie widziałaś przez nią tego piekła, które przeszłaś. Oboje wiemy doskonale o czym mowa i Mateusz ma szansę dzięki nam i takim przykładom przejrzeć wreszcie na oczy. Ja mam jeszcze ostatki nadziei, że uda mi się wyrwać moją ukochaną, potrząsnąć ją skutecznie przy pomocy sądu i wyleczyć żonę z tego kretynizmu. I wciąż zadaję sobie pytanie czy warto aż tak się poświęcać. Ale ostatnia deska ratunku dla mojego związku to już tylko sąd. Chyba, że żona wcześniej dostanie olśnienia i zechce zwiać z tego bagna do mnie.
Kolego, Ty patrzysz na ślepo, będąc zakochany po uszy w swojej partnerce. Nie dostrzegasz ogromu spustoszenia jakie niesie ta cała patologiczna i toksyczna otoczka, widząc tylko żonę i być może bezgraniczną miłość do niej. Tak samo jak ja masz naturę spokojnego człowieka a żona robi ci wietnam w psychice. Ja mam w swoim związku toksyczną teściową i żonę na ślepo zapatrzoną w matkę. Toksyczny trójkąt i nieodcięta pępowina w jednym. Masakra na maksa. Chłopie, nie spieprzaj a spier... tam gdzie pieprz rośnie pókiś jeszcze zdrów - bez urazy - pod deklem.
Mówię Ci to szczerze i od serca. Tak samo zapewne chce Ci to przekazać Makowa_panna. My - i nie tylko My -już w tym wpadliśmy po uszy, psychika nasza jest do "remontu" a przed Tobą żarzy się na całego czerwona lampka i wszystkie dzwony w kościołach biją na alarm, byś brał nogi za pas i poszedł stamtąd ogniem.

Odnośnik do komentarza

Albo zaproponuj żonie terapię małżeńską. To Ci mogę jeszcze poradzić, jeśli ten problem jest tylko w niej i jej psychice.
Jak się zgodzi na to, to masz szansę jeszcze zawalczyć o normalne małżeństwo. Jeśli nie będzie zgody... no cóż, odpowiedzi na to co dalej i dobre Nasze rady masz wyżej. Powodzenia.

Odnośnik do komentarza
Gość na bakier

Mysle, ze jak najbardziej normalne..Tesknisz, bo to byla przygoda, cos wyjatkowego, jak fajerwerk, a teraz tego nie ma i masz jakby puskte, ale tez spokoj, ktorego tak chciales. Wiec czego tak naprawde chcesz od zwiazku? Emocji, namietnosci, niepokoju ale tez rozkoszy czy stabilizacji, spokoju?

Odnośnik do komentarza

" (ja tylko nie bylem oskarżany przez nią o ataki z 11 wrzesnia,,haha)" to ja opiszę dokładniej może to da jeszcze bardziej do myślenia. Inaczej jest jak się czyta analogię u kogoś innego i to jak się wszystko kończyło, a inaczej jak się w czymś takim tkwi.

#1 jak się okazało w trakcie związku miał tylko jednych dobrych znajomych, którzy mieszkali w wawie (ja jestem z wro) więc kawałek drogi. Nie zliczę ile razy słyszałam tekst: "bo rpzez ciebie nie pojechałem do znajomych, a miałem tyle okazji, ale widziałem się wtedy z tobą" raz z ciekawości ja do niego: "a kiedy ostatnio ich widziałeś?" on: "noooo.... od czasów studiów to bardzo rzadko. On ma żonę, dziecko więc raczej mejlujemy" - czyli widział go z jakieś 3 - 4 lata temu. Był u niego lekki remont. On: "przez ciebie ojcu nie pomagałem, bo widziałem się z tobą" prawda była taka, że raz poprosiłam go o założenie rolet, które sama zakładałam. Chciałam juz zobaczyć czy on w ogóle dałby radę pomóc ojcu. Nie dałby rady.

#2 raz udało mi się go wyciągnąć na koncert. Za który ja płaciłam. (on pracuje jako kierownik w branży IT, ja wtedy w banku na infolinii = nasze wypłaty baaaardzo się różniły więc nic by mu się nie stało gdyby zapłacił) Uzgodniliśmy, że pomimo, iż jest w środku tygodnia to zostajemy do końca, bo mi bardzo zależało na kapeli. On w połowie: "wracamy!" ja: "ale dlaczego, przecież..." on: "wracamy!" ja: "to ty wracaj, ja zostaje ze znajomymi, nic zlego mi się tu nie stanie" Do tej pory pamiętam zdziwienie na twarzy. Dwie godziny później. Smsowa afera, bo nie potrafił autobusami miejskimi trafić do domu i błądził. Nie muszę wyjaśniać, ze to była moja wina. Ranek - opierd... przez telefon, że przeze mnie on się nie wyspał, przeze mnie nie usiadł w autobusie i przeze mnie długo na niego czekał.

#3 pojechaliśmy na spontaniczną wycieczkę do pragi. Była tak spontaniczna, że aż ponad miesiąc się do niej przygotowywał. Rzecz jasna kosztami dzielimy się po połowie. Ja załatwiałam wszystko. A on jedynie wybrzydzał. Koniec był taki, że i tak pojechaliśmy do tego hotelu, który ja wskazałam, ale tak sprawą zakręcił, że to niby on go wyszukał. Wkopał mnie, bo debil skończony nie wiedział, że kartą kredytową jedynie się rezerwuję online, a w realu można gotówką płacić. I tym samym miałam zbyt dużo $. Na koniec już we Wro dostałam mejla: "masz mi oddać...." i wszystko wyliczył. LPG razem 234,32zł/2 = .... i tak dalej.

#4 są moje urodziny. Wynajęłam sporą część knajpy. Wszyscy pijani i uśmiechnięci. Zbieg okoliczności - w ten sam dzień co była impreza była też nasza bardzo mała rocznica - wytrzymaliśmy ze sobą ileś tam mcy. Ja do niego: "spójrz, nie zauważyłam wcześniej jaki dzisiaj dzień jest" on:" no i co z tego?" ja: "a co nie jesteś szczęśliwy ze mną" on:"wg mnei to za mocno się spieszyliśmy z niektórymi sprawami..." ja: zdębiałam. Rano. Opieprz bo knajpa była dla palących i jak się obudził to podtruł się lekko dymem papierosowym, czyli bolała go głowa.

Pomijam, że jest jedynym facetem jakiego poznałam, który na tekst od dziewczyny :"kotuś, to może chodźmy do ciebie" wiadomo w jakim celu. Odpowiedział: "wiesz, nagle rozbolała mnie głowa, a rano muszę wstać" WTF?

Jak ostatniemu powiedziałam, że mnie głowa boli - na prawdę bolała. To ten na stację poleciał po tabsa. Poczekał godz. i już nawet nie myślałam o głowie he he :D

Takich afer miałam bardzo dużo. Obrywało mi się za wszystko. Do tego należy dodać, że w momencie kiedy byliśmy razem to pan miał 30 lat i nawet nie myślał, by się wyprowadzić z domu od rodziców. A rodzice? Mama go nauczyła, że zawsze obiad jest na talerzu. Tylko szkoda, że nigdy tym obiadem nie zostałam poczęstowana. Za to słyszałam: "to ty tu zostań w pokoju, ja pójdę na chwilę do kuchni, bo mama pierogi zrobiła" Nooo...

Nie wiem, czy to była ślepa miłość. Chyba bardziej głupota. A może chęć zaspokojenia podstawowych potrzeb bliskości. Nie wiem. Wiem, że było strasznie. Wiem, że nigdy więcej nie dopuszczę do takiego stanu rzeczy. I mam nadzieję, że ktokolwiek kto to przeczyta coś z tego wyciągnie.

Odnośnik do komentarza

na bakier - trochę się z Tobą nie zgodzę. Nie chcę się zagłębiać w szczegóły o tym, czy Ty masz pojęcie o czym mowa w problemie i rozterkach Mateusza czy też nie. On stoi na rozstaju dróg i nie wie co wybrać. Czy miłość do żony czy sajgon, który miał dotychczas serwowany na drodze do szczęścia. Jest w separacji - zapewne tymczasowej i nie przydzielonej sądownie - i szuka na forum pomocy, co z tym fantem dalej zrobić. Pójść w lewo za żoną, w prawo za toksycznymi używkami, czy może połączyć drogi razem i pójść w ślepą uliczkę przed siebie na stracenie psychiczne tym toksycznym związkiem. Powinien wybrać drogę miłości do żony, bez tych toksycznych "emocji i ciągłego niepokoju". Życie z tym bagażem go zniszczy i co z tego, że u boku będzie miał swoją ukochaną? Prędzej czy później stanie się wrakiem człowieka, patrzył w lustro i już siebie nie poznawał. A co będzie potem? Za 5, 10, 15 lat???, pojawi się z tej chorej miłości dziecko i ono będzie się "karmić" tym co zobaczy. Tego by chciał uczyć dzieciaka i by dorastało w takiej "miłości"? Stabilizacja i jej poczucie w związku na co dzień to podstawa, emocje ,namiętność czy rozkosz dodają tylko "smaczku". I tu nie trzeba rozwijać tematu, bo każdy wie o czym mowa. Tylko niech On sobie sam odpowie na pytanie, czy akuratnie takie "rozrywkowe" używki są Jemu potrzebne do szczęścia we dwoje?
Jak mawia powiedzenie "sex, drugs and rock and roll", to jest "wskazane" do szczęścia w związku i po jaką cholerę ma używać zamiast tego, takich toksycznych "zamienników" używek serwowanych przez żonę. Jak ma się kopać teraz z koniem - w tym toksycznym związku - to niech lepiej stadninę zmieni a z pewnością to wyjdzie Mu i nowej partnerce na dobre.

Odnośnik do komentarza

Powiem tak z własnego doświadczenia. na początku była miłość, zauroczenie i potrzeba bliskości (pocałunki, czułości, sex itd.). Ale skupić się można czy też trzeba teraz na formie tej miłości. My dla partnera zrobimy wszystko a druga strona dla nas? Ciągłe pretensje, manipulacje i protesty. To nie, tamto nie, bo to nie po ich myśli. Oni są władcami nas i broń boże się postawić, zaproponować rozwiązanie na drodze kompromisu. Toż to atak na ich godność. To nie jest prawdziwa miłość tylko dyktatura z miłością w tle, wypaczona i działająca w jedną stronę. Robią to dla nas z "miłości" ale zupełnie się z nami i naszym zdaniem nie liczą. Na czymś takim mają być budowane właściwe relacje i zaufanie w związku?
W pewnym momencie człowiek dostaje kubeł -o ile nie cysternę - zimnej wody na łeb i dochodzi do wniosku: jaki ja jestem pier... że jeszcze w tym związku jestem i tyle czasu byłem. Istna głupota i paranoja. Ale ta głupota ujawnia się po fakcie. Zanika miłość i pojawia się... głupota bycia w związku. Ale kto mógł to - w naszym wypadku - wcześniej przewidzieć??? My teraz o tym wiemy i mamy nauczkę, ale znajdzie się "nowe mięso armatnie" i popadnie czasem bez reszty w taką patologię. Mateusz jeszcze w porę zaczął wołać w studni o pomoc. My się można powiedzieć odbijamy od dna ku powierzchni i przy okazji On się nawinął.
Także przyjacielu w potrzebie... zatrzymaj się na chwilę w tym małżeńskim grajdołku i gruuuubo się zastanów czego pragniesz od partnerki i swojego małżeństwa. Bo z toksycznym związkiem na swoich barkach - mówiąc brutalnie wpędzisz się do grobu. A droga ku szczęściu w związku nie tędy wiedzie...

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie,
Mateusz zapytałeś się dlaczego tęsknisz za związkiem. Toksyczne związki są bardzo uzależniające, są jak narkotyk. Twoja separacja jest jak odwyk, a na odwyku brakuje tego, co nas uzależniło. Ponadto przez cztery lata Twoje życie było podporządkowane i zorganizowane wokół "szalejących" emocji Twojej żony. Teraz brakuje Ci po prostu czynnika, który (paradoksalnie) nadawał Twojemu życiu kierunek.
Teraz jest czas, żebyś rozpoczął swoje życie na nowo.
Trzymam kciuki i pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość nadinka82

Witaj
Sama byłam w toksycznym związku. Tzn nie było to małzenstwo ale spotykalismy sie i mieszkalismy razem. Poczatkowo wielka miłosc, taka którą ciezko sobiewyobrazic. Potem zazdroosc mojego partnera...mi to nie przeszkadzało ze chodzil ze mna dosłownie wszedze!!! bo bardzo go kochałam i było mi to na reke. Szydło z worka wyszło jak zamieszkalismy razem. Paranoja mojego chlopaka ze zdradzam go z roznymi ludzmi dostawal szalu zamykal mnie w domu szarpal i oskarzał. Bałam sie go. Po kazdej kłótni ciął sie albo starszyl samobójstwem. Non stop mnie okłamywał, naduzywał alkoholu. Do tego wszystkiego jego rodzice oczekiwalai ode mnie ze go zmienię ze to moja wina ze on taki jest.Rozstawalismy sie i wracalismy do siebie. mineło 7 lat a ja nadal sie nie otrząsnełam, nie jestem tą sama osobą, mam depresje i leki, po nocach snią mi sie koszmary ale tęsknie za ta miłoscią, jestem teraz w związku jest dobrze, spokojnie a ja wciąz czuje ze czegosm mi brakuje.

Odnośnik do komentarza

Cześć Wszystkim !!

Hmmm ja też jestem po rozstaniu z toksyczną kobietą, najgorsze jest to że pracujemy w tej samej firmie i jedyne co czuje idąc do pracy to jedno wielkie rozdrapywanie ran!

Zaczęło się tak jak u każdego : wielka miłość, wydawało mi się że poznałem kobietę tak idealną .... Sielanka trwała prawie dwa lata, przeprowadziłem się, sprzedałem wszystko co miałem w rodzinnym mieście żeby zbudować nowy dom. Kiedy zaczęliśmy mieszkać ze sobą (wynajmować) czułem się ciągle zmęczony, miałem wrażenie że coś wysysa moją energię, kompletny brak zainteresowania moimi problemami gdzie w przeciwną stronę było pełne skupienie na problemach, obsesyjna zazdrość o wszystko ( miałem wyjazdy na spotkania regionalne to słyszałem regularnie "miłego ruchania" a jak już tam byłem to miałem cyklicznie telefony). Ilość wypowiedzianego słowa KOCHAM w ciągu doby tak mi zbrzydło że teraz mnie drażni. Kiedy nie odpowiadałem twierdząco na to że wgląda pięknie to słyszałem że ja już jej nie kocham albo nie lubie albo coś tam . Oczekiwała ode mnie że będę jej poświęcał 100% czasu po pracy.Jeździła ze mną wszędzie !!! Kiedy miałem słabsze dni słyszałem że nie mam jaj, że nie wiem czego chce, jak się nie podoba to mogę się wyprowadzić, a jak wspomniałem o moim domu w rodzinym mieście usłyszałem agresywnie że mój dom jest tam gdzie ona i że nie mam innego domu już. Potem było mantrowanie o dziecku, potem o dwójce a potem o 4 !!! i tak regularnie. Kiedy próbowałem z nią zerwać bo zrozumiałem że nie mogę być więźniem we własnym domu na przyszłość to przeżyłem koszmar. Ilość wiadomości o tym że życie mi zniszczy o tym że już ma nowego faceta i na zmianę że mnie kocha, że wyciągnęła wnioski itd itd. W życiu nie sądziłem i próbowałem sobie wytłumaczyć jak to jest możliwe że kobieta która mnie kocha tak mnie niszczy emocjonalnie !!!. Wróciłem bo myślałem że naprawdę wyciągnęła wnioski z tego co robiła, kiedy zapytałem ją czemu tak mnie niszczyła odpowiedziała : nie gadajmy o tym przecież jestesmy szczęśliwi - temat zamieciony pod dywan. Zacząłem się dystansować w jej kierunku po tym całym show, wyprowadziłem się ze wspólnie wynajmowanego mieszkania (czekałem na odbiór kupionego od dewelopera). Ta zaczęła poznawać nowych facetów nie broniłem jej tego ale widziała że jestem zazdrosny (normalne chyba) zaczęła się kolejna gierka aż w końcu powiedziałem dość. Męczyło mnie spędzanie czasu z nią, irytowało mnie powoli wszystko ale trwałem w tym. Wkurzało mnie nawet to że za wspólny wyjazd który całkowicie sfinansowałem nie usłyszałem słowa dziękuję - usłyszałem że ona jedzie tam leżeć i pachnieć. Kiedy jechałem przez pół Polski z nią nigdy nie zapytała mnie czy może odpoczne i ona poprowadzi czy mi pomoże - NIGDY. Słyszałem tylko że to ja jestem ten zły, że to ja powinienem się zmienić. Odszełem - totalnie zero kontaktu - przestałem przychodzić do biura ( praca na home office) i kolejna fala wiadomości o tym że życie jej zniszczyłem o tym jak mnie kocha i o tym że Ona obrzucając mnie błotem dziwi się że Ja nie chce utrzymywać z nią kontaktu. Przeszedłem piekło, jestem w trakcie zmiany pracy bo idąc do biura przeżywam stres że ją spotkam. Dodam że z tego wszystkiego wyciągnęła mnie moja przyjaciółka, którą również gnębiła - otworzyła mi oczy i zamykała drzwi na klucz kiedy się obwiniałem i chciałem do
toksycznej kobiety iść. Odwyk w 100% - dzisiaj jestem silniejszy ale jeszcze nie w pełni sił. Trzymam qciuki za tych co walczą !!!!

Odnośnik do komentarza

To ja tez sie "dopisze'' .bylam w toksycznym zwiazku przez 3,5 roku.Bardzo załuje tych lat i wylanych łez. Zmarnowalam kilka lat swojego życia na kogoś kto był niewarty jakiegokolwiek zaufania czy poświecenia. Ciągle tylko zle i zle. Bylam non stop wpedzana w poczucie winy. To wyniszczyło mnie od wewnatrz i zewnatrz. W dodatku bylam z tym wszystkim sama, nie mialam nikogo dosłownie. Ale udało sie mi z tego wyrwać i to byla jedna z najlepszych decyzji w życiu. Teraz wiem to doskonale.

Ludzie, uciekajcie z takich relacji jak najszybciej gdy tylko poczujecie się zle. Nie zwlekajcie. Bo to wyniszcza od środka, rujnuje was. Lepiej samemu niz z tosksyczna bezwzgledna osoba.

Odnośnik do komentarza

Najgorsze jest to ze tacy ludzie dobrze sluchają i działają podprogowo. Używaja słów które dla nas sa ważne tak jak dla mnie była miłość, słowo kocham (wynikające z rozpadu małżeństwa i braku zainteresowania żony), ambicje (sam jestem bardzo dynamiczny lubie wyzwania businessowe). Na poczatku takie osoby kreują swój nieprawdziwy wizerunek, udają kogoś kim nie są. Natomiast dostrzegamy to dopiero kiedy idealna historia zaczyna mieć luki w przekazie i faktach. Dla przykładu ( jestem fanem tatuowania i prawie 50% ciała pokryte są tatuażami. Kiedy toksyczna kobieta na początku mówiła że moje hobby jest ok i to coś inspirującego tak po pewnym czasie slyszalem historie że Ona tk w sumie nie toleruje tego. W mojej glowie powstał znak zapytania : to jak to finalnie jest lubi czy nie? Wyczuła to i na basenie powiedziała mi że sie zastanawiała i jednach chciałaby tatuaż sobie zrobić na biodrze i co o tym myśle. Odpowiedziałem jej żeby przestała udawać kogoś kim nie jest, a to że ja je mam to moja sprawa. Powiedziałem jej w tym samym momencir że planuje dokończyć rękaw to znowu pojawiła się ta ciemna psobowość i usłysAłem że jak zrobie to mogę do niej nie przychodzić. Kolejny przykład to kiedy doprowadziłem do stanu że to ona ni powiedziała że odchodzi. W drugą stronę to taka osoba ci nie pozwoli odejść znam to z autopsji. W przypadku kiedy to ona napisała mi ze odchodzi użyła manipulacji najwyższych lotów „ z miłości daje ci wolność” absurd. I każdy kto jest uwikłany w taką relacje musi doprowadzić do tego ze to ta toksyczna strona chce odejść. Jest to bardzo trudne natomiast ja odpowiadajac na jej pytania dlaczego tak łatwo to przyjąłem odpowiadałem że robie to czego ode mnie oczekuje - daje jej spokój. I urywacie kontakt - ona bedzie chciala A wszelka cene go itrzymać, bedzie cie obrażac, kochać, plakać itp a kiedy bedziecie trwac przy swoim ona bedzie was jeszcze mocniej atakować i cale wasze otoczenie. Ostatnią wiadomoś jaką otrzymałem tydzień temu to „kocham cie i zawsse bede kochać” oczywiście nie odpowiedziałem na nią ale mam to ztyłu głowy że to nie koniec. Reasumując, takie osoby popadaja w skrajności, kompletnie oderwane od rzeczywistości w tym co mówią i robią. Jak ktoś chce pogadać po za forum to zapraszam na maila.

Odnośnik do komentarza
Gość dopisuje się plus1

dopisuje_sie, utożsamiam się z tym co piszesz.

Ja przeniosłam się do miasta tej osoby mieszkać razem, powiem tylko tyle, że czułam się przez cały czas irracjonalnie zmęczona. Po dwóch latach okazało się, że mam problemy hormonalne i, w efekcie, ginekologiczne.

Po tym jak z tego odeszłam, ale jeszcze miałam zeń kontakt i zdarzyło mi się z nim przebywać, to gdy nagle słyszałam charakterystyczny ton zapowiadający niefajne rzeczy, czułam ciarki.

Pozdrawiam i życzę dobrych decyzji wszystkim osobom w problematycznym położeniu. :)

Odnośnik do komentarza

U mnie tak własnie było, popadał ze skrajnosci w skrajnosc. Raz zle ,raz moze byc, raz dobrze - z tym,ze dobrze było najrzadziej. A wszystko z mojej winy. W zwiazku mnie upokarzał, obrazał, sprawiał przykrosc i wypatrywal mojjego egoizmu we wszystkim. Gdy zblizał sie koniec, a on to czuł nastapila zmiana. Jak grom z jasnego nieba. Nagle to on popełniał też bledy, nie widzial pewnych rzeczy, byl za surowy ale nie pozwoli mi odejsc bo mnie kocha. Najlepsze było na koniec gdy rzekomo sie rozpłakał. Totalna hipokryzja i niezle aktorstwo. Trzeba sie wtedy odciąc definitywnie. Poziej to zaczał mnie juz nekac telefonicznie bo nie odbieralam.
Najwazniejze to podjac decyzje o odejsciu i sie nie ugiąć w zadnym wypadku. Defintywnie zerwac kontakt. Innej rady nie ma na takich ludzi. Wtedy człowiek dopiero odżywa... i uświadamia sobie w czym naprawde tkwił latami.

Pozdrawiam również wszystkie zainteresowane tematem osoby- głownie te uwiklane w takie relacje.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...