Skocz do zawartości
Forum

Bolesne rozstanie


Rekomendowane odpowiedzi

Myślałam, że poradzę sobie z tą sytuacją sama, ale chyba jednak nie daje rady.. mój problem dotyczy rozstania z chłopakiem.. a raczej z kimś, kto był bardzo bliskim przyjacielem..

Jakub... zaczelo się od pomyłkowego sms-a.. pomyliłam numery telefonów, bo pisalam z pamieci i wyszlo tak, ze wyslalam do niego.. na jego pytanie kim jestem odp. ze jestem jego przeznaczeniem.. to było pare ładnych lat temu... co najmniej z 6... i tak zaczal się kontakt najpierw sms-owy, potem na gadu.. 5 lat temu znalazł sobie dziewczynę... S. nie mialam z Kuba wspolnych znajomych, widzialam się z nim raz.. mniej wiecej po 2 latach ich wspolnego bycia razem dostalam sms-a od Kuby, że S. dostala jakiegos tam sms-a niby ode mnie (od jakiegos nr) i z tekstem, ze kuba zapraszal mnie do warszawy (gdzie studiuje i mieszka).. uznalismy to za zbieg okolicznosci.. a potem podobno S. dostawala kolejne sms-y.. niby ode mnie.. ja nie mialam zadnego celu pisac do niej cokolwiek, tym bardziej, ze nigdy nie widzialam jej na oczy.. ktoregos pieknego dnia siedzac z kolega w samochodzie dostalam wiadomość od Kuby.. ze nie jestem w stanie zepsuc tego zwiazku, bo oni się kochaja i takie tam.. poryczalam się wtedy, bo nigdy nikomu nie chcialam niczego psuc.. Kuba był dla mnie jak przyjaciel.. prawie jak brat.. ja jemu się wyplakiwalam, on mnie... po tym incydencie był brak kontaktu na rok.. chociaż w międzyczasie dostałam od niego sms-a z życzeniami urodzinowymi, a sama wysłałam mu życzenia na święta Bożego Narodzenia.. poza tym była cisza.. ktoregos dnia dostalam wiadomość z internetu, ze mam się odezwac do osoby z która kiedys mialam dobry kontakt.. niedawno przed tym zerwalam z chłopakiem, wiec myslalam, ze to jego sprawka, wiec się nie odezwalam do nikogo.. a w podswiadomosci myslalam, ze może to jednak Kuba.. no ale olalam.. za jakis czas dostalam kolejną wiadomość.. ze nie odezwalam się do tej osoby, albo napsialam nie do tej co trzeba.. wtedy napsialam Kubie wiadomosc na gadu, ze jest taka i taka sparawa i czy to aby nie on.. okazalo się, ze to jednak on pisal.. ze glupio było mu się odezwac po tym wszystkim.. i tak od sierpnia trwalo to do lutego.. czasem jakies gadanie o bzdurach, czasem na powazne tematy, zalilismy się sobie, plakalismy w rekaw.. po jednej takiej gadce na gadu napisal mi potem sms-a, ze to może mnie powinien kochac? ze to może my jestesmy sobie przeznaczeni?.. ale napisalam mu, ze wypił stanowczo za duzo piwa i wrocimy do tego na trzeźwo.. nigdy nie wrocilismy... w lutym 2010 odezwala się do mnie na facebooku jego urocza S. napisala, ze nie chca mnie w swoim zyciu, ze Kuba jej się oswiadczyl i ze ja tego nie zniszcze.. odpisalam, ze spoko. może mu przekazac, żeby się ze mna nie kontaktowal to i ja nie będę. jemu napisalam mniej wiecej to samo i kontakt znow urwal sie na jakis czas... w listopadzie 2010 dostalam znow na facebooku wiadomosc od S., ze zerwali z Kuba po 4 latach, ze ktos w jej kierunku wysłał wiadomość z wyzwiskami i ona szuka winnego i czy to może nie ja.. na miejscu tego kogos na bank bym się przyznala.. ;] a kilka dni po tym wiadomosc od Kuby.. ze rozstal się z S. po 4 latach, ze ona jest jakas chora, ze wszystko co o niej wiedzial było jakims jednych chorym klamstwem.. i tak to się w sumie zaczelo.. odpisalam mu, zlapalismy kontakt, 2 dni pozniej przyjechal, pogadalismy, zartowalismy itd. potem tylko na gadu stwierdzil, że zawsze na zdjeciach podobaly mu się moje oczy i ze na zywo sa jeszcze ladniejsze..
Zaprosil mnie do siebie na sylwestra.. i tak to się zaczelo.. na poczatku bylam strasznie nie ufna i nie wierzylam w to co mowi.. ale już podswiadomie czulam, ze nie jest mi obojetny.. ze nigdy nie był.. ze to nie była zwykla przyjaźń.. pogadalismy tak szczerze i on tez stwierdzil, ze nie może powiedziec, ze do 30go grudnia (bo od wtedy bylismy razem) bylam mu obojetna.. ze od pewnego czasu bylam jego marzeniem, którego on myslal, ze nigdy nie osiagnie.. ze nawet bedac z S. cos do mnie czul..
z Jakubem psuło się już od wakacji.. on pracował, nie miał czasu.. w lipcu widzieliśmy się raz po 3 tygodniowej przerwie.. byliśmy na weekend w Kołobrzegu.. to akurat wspominam zajebiście miło.. potem sierpień.. miał poprawke jedna i pojechalam z nim.. zdal oczywiście.. smialam się, ze przynosze mu szczescie.. ale już wtedy czulam, ze cos się zmienilo.. ale nie wiedzialam co.. cos było inaczej.. w sierpniu czesciej się widzielismy, ale tez lekko nie było.. jednej niedzieli wparowal do mnie bez zapowiedzi z różą i w ogole... bardzo milo mi się zrobilo po takiej niespodziance.. no, a potem wrzesnien.. miał strasznie duzo poprawek.. chcial zrezygnowac ze studiow.. bylam, wspieralam, nie chcialam, żeby rezygnowal.. mowil wtedy, że może znajdzie jakies mieszkanie w moim mieście i otworzy filie firmy swojego brata itd. bylby blizej.. to uczucie byloby stabilniejsze... no ale.. na poczatku na tych poprawkach szlo mu bardzo kiepsko.. pojechalam do niego ktorejs niedzieli.. zostalam do poniedzialku.. w poniedziałek egzamin zaliczyl.. znow przynioslam mu szczescie.. na poczatku nie chcial mnie wypuscic, a potem nagle chcial, zebym jednak wrocila do domu, bo on ma motywacje do nauki, a przy mnie nic nie zrobi... no dobra.. wrocilam do domu..
on pali.. od mniej więcej 2 lat.. strasznie mnie tym wkurza.. nie pasuje to do niego.. i niedlugo po tym poklocilismy się i o fajki... chcialam, żeby chociaz przy mnie nie palil.. jeśli nie od razu rzucic, to chociaz tyle dla mnie zrobic.. na poczatku strzelil focha, bo nazwalam go upartym oslem.. nie odzywal się caly dzien.. na drugi dzien napisalam mu sms-a, ze chce porozmawiać.. odp, że uczy się u kolegi i nie ma czasu.. ze jak będzie w domu to da znać.. dal znać wieczorem, pogadalismy, obiecal poprawe.. było w porzadku.. potem mielismy isc na wesele do mojej siostry ciotecznej, ale ja zachorowalam i ostatecznie tej soboty do mnie przyjechal na chwile.. zaprosil mnie do siebie na srode.. no to ok.. ale co się okazalo.. jak do niego napsialam, to stwierdzil, ze jednak nie da rady, ze ma cos tam z kolegą robic.. spoko.. zawiedziona troche bylam, ale niech robi.. tak sobie minal weekend i się nie widzielismy, bo nie miał czasu... w poniedziałek troche popisalismy, we wtorek napisalam rano do niego i wylaczylam telefon.. chcialam sprawdzic, czy się będzie dobijal.. wlaczylam wieczorem i był tylko jeden sms od niego.. odp na mojego.. troche mnie to zawiodlo... napisalam mu 'co tam?' ale nie doczekalam się odpowiedzi.. w srode rano napisalam mu, ze co się stalo, ze mnie olewa? czy zrobilam/powiedzialam cos nie tak? odp. ze teraz to kompletnie nie ma czasu, ze ten semestr miał być latwiejszy, a zapowiada się masakrycznie, a poza tym czuje, że to co jest miedzy nami się wypala... w ogole już wtedy myslalam, ze to koniec.. plakalam itd. mielismy pogadac w niedziele, ale przyjechal jednak w piątek.. pogadalismy troche i postanowilismy jeszcze tego nie konczyc, jeszcze pociagnac troche.. obiecal poprawe.. poza tym po nim widzialam, ze mu zalezy... a przyszlo co do czego, to było jak zawsze.. zaprosilam go w niedziele do siebie.. mialam wyprawiac urodziny dla rodziny.. ale w niedziele się wykrecil, ze jednak musi w domu do 16 zostać, bo costam.. to się z deka zdenerwowałam i napsialam mu, ze rownie dobrze moglismy zerwac tydzien temu, bo to i tak się nic nie zmienilo.. odp. ze on był przekonany, ze tak to się skonczy, ale jak na niego naskoczylam, że się we mnie odkochal, to jednak postanowil dac temu jeszcze szanse.. no i uzgodnilismy, ze tak będzie lepiej.. bo i tak nie ma czasu... nie wiem.. mowil, że mnie nie skkrzywdzi.. wie ile ja przeszlam, a ja wiem, jakie on miał perypetie... nadal go kocham i nie będzie mi latwo z tego zrezygnować.. robiłam z siebie tylko kompletna idiotke zasypujac go co jakis czas sms-ami.. szukam kontaktu po prostu.. jakby mi było malo.. przeprosilam za to, ale stwierdzil, ze spoko, ze nie robie z siebie idiotki, ze on wie, ze mi zalezy...
dochodzi tez kwestia tego, że stwierdził, że jak się spotykaliśmy, to pierwsze co to łózko, a potem nie było nawet o czym ze soba rozmawiać.. jeśli tak, to powinien wczesniej powiedzieć mi won. przeciez mnie znal, wiedzial, że ja wole sluchać niż mowić.. niby ustaliliśmy, że będziemy się widywać jako znajomi, ale no... nigdy tak na prawdę potem się nie spotkaliśmy już.. Co jest najdziwniejsze? ze ja widzialam po nim, że mu zależy.. tak się u mnie w domu we mnie wtulil i powiedzial, że mu mnie brakuje.. ze brakuje mu tego jak się zloszcze itd. czasem mysle, że źle zrobilam namawiajac go na to, żeby nie rzucal studiow.. może jakby rzucil i znalazl mieszkanie tu to byłoby inaczej.. na pytanie czy to na pewno chodzi tylko o brak czasu dostalam odp.. napisal, ze sam nie wie.. ze na pewno brak czasu przewazyl.. ale, ze może się stazeje i podswiadomie szuka kogos kto będzie o niego dbal w przyszlosci.. i tu mi wytknal, to ze jak bywalam u niego, to nawet jedzenia mi się nie chcialo zrobić... ze było miedzy nami milo, ale jak u nastolatkow, którzy nie patrza w przyszlosc.. seks, przytulanie, rozmowy o niczym.. napisal tez, ze mowil, ze mnie kocha, bo nie jestem mu obojetna i chyba nigdy nie będę...
płakałam, nie spałam, nie jadłam... ale powoli doszłam do siebie.. było ciężko, bo złamał mi serce... nigdy wcześniej w nikim tak się nie zakochałam.. nikomu tak nie ufałam.. nikt nie był dla mnie tak wazny jak on... nikt mi nigdy nie dał odrobiny ciepła.. z matka mam ciagle konflikty, a ojciec to pijak i nigdy sie nie interesowal tym, co sie dzieje w okol niego..
od tamtej pory próbowałam się z nim kontaktować kilka razy, ale zawsze olewał.. udało mi sie w koncu pod koniec grudnia między swietami, a nowym rokiem z nim porozmaiwac, ale niestety też tylko przez komputer... napisał mi wtedy, że sam nie wiedział czego chce.. że sypia po 4-5 godzin dziennie, co drugą noc nocuje u kolegi, caly czas projekty, sprawozdania.. i że na 1 miejscu postawił na studia, bo stanowczo za dużo pieniędzy na to poszło.. i że nie widział sensu nie mając czasu spotykać się ze mną raz na 3 tygodnie... po tamtej rozmowie znów płakałam, ale nie odezwałam się do niego.. czasem mi się przypominał i doprowadzało mnie to do szału, ale starałam się nie myśleć.. starałam się robić coś dla siebie... miałam chęć się do niego odezwać przy każdym większym dołku (na szczęście nie on był powodem), ale milczałam.. znajomych też już nie męczyłam swoimi uczuciami.. każdy uważał, że wie co dla mnie dobre, że mam o nim zapomnieć jak najszybciej... z tym, że cierpię na bezsenność i w nocy najbardziej dokuczało mi to, jak ze mną postąpił...
tak to trwało.. dziś mija pół roku od rozstania, a on już znalazł sobie pocieszenie.. jakoś dla innej znalazł czas... nie jest już zapracowany... pousuwał mnie ze znajomych na portalach społecznościowych w tą sobotę.. to własnie wtedy dowiedziałam się, że jest z nową.. (najśmieszniejsze w tym jest to, że ona była na pocieszenie między S. a mną, ale nic nie wyszło) mam do niego ogromny żal, że mówił jedno, a robił drugie.. jak mam o nim zapomnieć? wiem, że nigdy nie będzie mi obojętny, tak jak nie był do tej pory, przez cała nasza znajomość.. zawsze z problemami będę miała ochotę zwrócić się właśnie do niego... to normalne? co mam robić? jak się odciąć?
znów nie sypiam, nie jem i ciągle płacze...

Wszystkich zgniłych sumień cmentarz...
Ciemna strona ludzkiego serca...
Niewielu dotrzymuje tempa...
Jestem z Tob

Odnośnik do komentarza

Ojoj oczytałam się i oczytałam cały kubek herbaty wypiłam. Więc powiem Ci moja droga tak, że ja bym to zakończyła. Tak, wiem, brutalne, ale zobaczy tyle lat a on sie nie umiał okreslic. Do tej pory tak naprawde nie jest pewien tego co czuje do Ciebie bo jakby był pewien a przynajmniej cos czul i chcialby sprobowac, to by powiedział ok sprobojmy powalczymy o siebie. Ale tego nie bylo. No i tak jak piszesz - dla Ciebie nie mial czasu a dla innej miał.

Ja bym zrobiła tak, ze nie odzywałabym się. Wiem, że to boli ale zobacz tyle lat obok niego a bez niego a przez ten czas zbudowalabys juz fajny zwiazek. Nie mysl o nim, staraj sie rozejrzec za nowym facetem. Na pewno znajdziesz milosc, to kwestia czasu. Zerwij z nim kontakt, nie pisz, nie odzywaj sie, jak on sie odezwie odpowiadaj tyle co kultura wymaga ladna pogoda i takie tam. W razie jakby on sie rozstal z pocieszycielka i napisal do Ciebie powinnas postawic sprawe jasno: albo jestesmy para i probujemy albo urywamy znajomosc raz na zawsze bo tak to jestes zawieszona pomiedzy jego humorami i uczuciami i zmarnujesz kolejne 6 lat. Daj sobie spokoj, wiem ze to brutalne ale szkoda Twojego zdrowia i nadziei!

http://www.ticker.7910.org/an1cMls0g411100MTAwNDcxNGx8MzU1NjZqbGF8aW4gbG92ZQ.gif

Odnośnik do komentarza

też mi się tak wydaje. Niby wielka miłość, niby tyle czasu koło siebie chodziliście i on nadal nie wiem co ze sobą począć..... no litości, to za przeproszeniem kto ma wiedzieć. Ja też bym się nie odzywała, dała sobie spokój jeśli się namyśli to wie gdzie cię szukać.... może w razie czego niech dla odmiany on się postara. Ale wątpię w to by się odezwal. Daj sobie z nim spokój, spróbuj ułozyć sobie z kimś innym życie, nie marnuj kolejnych lat....

Odnośnik do komentarza

Witam,
Zakończenie związku jest porównywalne do żałoby po stracie kogoś bliskiego. Zarówno w przeżywaniu żałoby jak i w przeżywaniu rozstania można wyróżnić kilka faz. Na początku pojawia się szok – niedowierzanie temu, co się wydarzyło. Następnie zaprzeczamy rozstaniu, wmawiamy sobie, że wszystko wróci do dawnego porządku. Potem pojawia się złość na obecny stan rzeczy, na partnera i na siebie samych. Kolejna i najbardziej bolesna faza to rozpacz. Tutaj pojawia się poczucie winy, smutek, nastrój depresyjny, bezradność, osamotnienie. Jednak gdy minie ten okres powoli przychodzi ukojenie, stopniowe przystosowanie się do życia bez utraconej osoby i akceptacja.
Moim zdaniem powinnaś definitywnie zakończyć ten związek, pożegnać się raz na zawsze z mężczyzną, którego do tej pory kochasz. Wiem, że to trudne tym bardziej, że Wasza relacja opierała się na silnej przyjaźni.
Nie ma uniwersalnego sposobu jak radzić sobie po zakończeniu związku, jednak jest kilka "zadań", których wykonanie pomoże Ci poradzić sobie z nową sytuacją.
Po pierwsze musisz uświadomić sobie, że jego nie ma w Twoim życiu i już nigdy nie będzie. Nie jest to łatwe, bo zaprzeczamy temu, łudzimy się nadzieją, że może wszystko wróci, że da się naprawić relację. To wszystko sprawia, że nie jesteśmy w stanie definitywnie zakończyć związku, pożegnać go. A brak ostatecznego pożegnania to trwanie w iluzji relacji, która się skończyła.
Kolejny krok to dopuszczenie bólu. Nie wolno go ukrywać, ani tłumić, ani zmniejszać. Paradoksalnie sposobem na uwolnienie się od bólu jest doświadczanie go, uzewnętrznienie. Jeśli go nie dopuścimy i nie przeżyjemy, wróci. Gdy ból stopniowo znika przychodzi pora na przystosowanie się do życia bez kochanej osoby.
To normalne, że chcesz się do niego zwracać z problemami, że szukasz kontaktu, bo do tej pory nie uświadomiłaś sobie, że Wasz związek się zakończył. Jest to bolesne, ale powinnaś to w końcu zrobić.
Życzę powodzenia i pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Dobrze, zgadzam się.. Odciąć się, zakopać wspomnienia o nim... Pół roku już próbuję.. Jak na razie z marnym skutkiem... Czuję, że zawsze będzie mi bliski.. Może to śmieszne, ale jeszcze w nikim się tak nie zakochałam... To chyba taka pierwsza naprawdę prawdziwa miłość... Przez te pół roku totalnie zmarnowałam sobie życie...Chciałam zyskać w jego oczach, wziąć się za siebie, pokazać, że bez niego potrafię... Ale nie potrafię... Zostało mi dwa przedmioty do zaliczenia na maturze w tym roku, ale niestety, brak motywacji do nauki zrobił swoje.. Zawaliłam totalnie... Chciałam iść na kurs angielskiego, bo bardzo słabo umiem ten język i nic nie wchodzi mi do głowy... Szukałam dopóki mnie nie zostawił... Potem nie miałam dla kogo się starać.. Powinnam dla siebie, wiem.. Ale dopiero teraz to zauważyłam... To samo z prawkiem.. Chciałam pokazać, że nie jestem takim tłumokiem... Ale zdaje już 5 raz heh.. Jego rodzinie nie podobało się to, że nie jestem wykształcona, że nie mam nawet matury... Więc znalazł sobie lepszą, inteligentniejszą, bogatsza... Chyba tak na prawdę nigdy się dla niego nie liczyłam.. Byłam jak potrzebował wsparcia i pomocy, sam nie dał za wiele od siebie w tym związku.. Owszem na początku wkurzał się na mnie za to, że nie chcę jego pomocy, że zawsze wszystko robię sama, ale jak tej pomocy od niego chciałam, to wyszło jak zwykle.. więc przestałam prosić.. Popełniłam w życiu kilka błędów, czuję, że i ta przyjaźń zmieniona w coś więcej też była błędem.. Ale błędem którego nigdy nie będę żałować...

Wszystkich zgniłych sumień cmentarz...
Ciemna strona ludzkiego serca...
Niewielu dotrzymuje tempa...
Jestem z Tob

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...