Skocz do zawartości
Forum

Nie mam dzieci, nie mam partnera/męża nie jestem zrozumiana


Gość Kether

Rekomendowane odpowiedzi

Skoro autorko nie masz dzieci a od wczesnej młodosci myslałas, ze będziesz miała liczną rodzinę ,tyle, ze wygląda iz nie masz takiego partnera, który nadawalby sie na ojca to mogę Cie zrozumiec, ze łapiesz sie wszystkich argumentow dla ktorych Ty wlasnie jedna nie mozesz, nie powinnas powolac na swiat dziecka- a to świat jest przeludniony...i wszystkie dalsze.

Niemniej dwa z nich wydają mi sie absurdalne. Opowiesci, ze moje dzieci powinny miec lepiej niz ja, rodzic, sa dla mnie szokujące. Może zrozumiale, jesli wywodzilas sie z bardzo biednej i moze licznej rodziny- bylas w klasie, na podworku jakims wysmiewanym ,obdartym straszydełkiem, które kazdego dnia i o kazdej minucie zazdrosciło innym całego ubrania, zeszytu z ładną okladką czy kolorowego piórnika. Jesli nie było tak lub podobnie, to zupelnie nie wiem o co moze chodzic. Ja bylam w swoim dzieciństwie szczęsliwą osobką to dlatego jak sama sie decydowałam na dzieci, to wydawało mi sie, ze będzie niezle jesli moim dzieciom bedzie równie dobrze jak mnie było. Wogóle nie myslalam, ze ma im byc lepiej.

Gdyby urodził sie chłopczyk, to nie umialabym go pokochać. Co za bzdura. Po to sie jest w ciązy i trwa ona 9 miesięcy aby zrozumiec, ze bedzie sie kochało kazde dziecko, które przyjdzie na swiat i gleboko sie modliło aby poród odbył sie bez komplikacji i dzieciątko było zdrowe. A powszechny pogląd, ze dziewczynkę latwiej wychować niz chłopaka bywa niestety w niektórych przypadkach bardzo zawodny. Twoje dziecko , obojętne jakiej plci ,to krew z Twojej krwi, kosc z Twojej kosci i nasze hormony raczej tak nas kształtują, ze kazdą plec jestesmy zdolni przyjąc z miłoscią.

Nie masz jeszcze na oku ojca swojego dziecka , a mloda nie jestes, to moze zdecyduj sie na zabieg mrozenia jajeczek- w ciągu najbliższych 5 lat duzo sie zdarzyć może w Twoim życiu.

Do @lukasa
Niestety w kwestii rodzenia dzieci rozmowa o tym temacie jest zupelnie rózna z męzczyzną a z kobietą. Z tego prostego powodu, ze facet np do 50 -tki moze sie "spełniać" i robic w życiu co mu w duszy gra. Raptem sie obudzi i z jakąs 25 latką strzeli sobie dziecko. Jego rówiesnicy niektórzy juz moze mlodymi dziadkami zostają a on tatusiem. I jako dojrzaly mocno tatus zgłupieje w fajny sposób na punkcie swojego potomka. Natomiast, niestety u nas kobiet bije nasz zegar biologiczny i w pewnym wieku juz tematu nie przeskoczymy. Dlatego przypominanie mlodym kobietom o zegarze biologicznym nie uwazam, ze jest jakąs zlosliwoscią ze strony bliżnich. Oczywiscie zalezy od stopnia zażylosci wobec tej dziewczyny. Dzis swiat jest tak "młody", ze ludzie jakby zapominają, ze na wszystko w życiu jest pora. A pora kobiet jest zdecydowanie krótsza niz męzczyzn, niestety.

Natomiast autorce zycze moze jakis zmian w życiu, miejsca zamieszkania, pracy, odkrycie jakiegos grupowego hobby aby miała inne szanse na spotkanie ojca swojego dziecka. I oczywiscie życzę jej aby ów "On" mimo, ze nie będzie idealny, byl na tyle interesujący i powaznie traktujący życie aby odważyla sie na życie z nim ,nawet jakby sie mial urodzic chlopczyk. Co szkodziłoby z fajnym facetem spróbowac- rozwiesc zawsze przeciez sie mozna. Ale podchodząc do sprawy malzenstwa dosc powaznie (jestem wobec Ciebie uczciwa tak jak tylko potrafie i tego tez oczekuję) a jednocześnie dosc na luzie (fajnie, ze jestes, ale jakby Cie miało zbraknąc to tez dam sobie radę) uzyskasz szansę na sympatyczną rodzinkę.

Natomiast świadome życie bez faceta (po co kłotnie, łzy ,rozstania),to takie jakby oddawanie walkowerem zycia jak sie jest dosyc mlodym i silnym.

Odnośnik do komentarza

Pierwsza część jest skierowana do Lukasa.
Widzę kolejną kwestię do przepracowania. Boisz się porażki. Tego że się nie sprawdzisz jako partnerka i matka. Że mężczyzna prędzej czy później Cię zdradzi, nie będzie szanować itd.
Tyle że to są Twoje obawy które mogą się nie tylko nie spełnić a może wyjść wręcz odwrotnie. Sama ustalasz scenariusz.
Musiałaś mieć ciężki start w dorosłość. Dom w którym dominującą rolę odgrywały pieniądze. A teraz, w dorosłym życiu sama w pewnym stopniu tym epatujesz.
W tym wszystkim najważniejsze jest to abyś odnalazła siebie w tym grajdołku. Jak już okreslisz siebie to i w innych kwestiach się odnajdziesz.

Odnośnik do komentarza

onkaY, witaj. Więc może odpowiem. Zacznę od tego że do zrobienia dziecka nie potrzebny jest mąż czy stały partner. Jeżeli kobieta chce dziecka to znajdzie możliwość aby zajść w ciążę. To akurat nie jest żaden problem. Uważam wprost przeciwnie do Ciebie, że rodzina nie oznacza zawsze tatusia, mężczyzny w rodzinie. Do szczęścia i wychowania dzieci nie potrzeba faceta - dawcy spermy. Kto wyznaczył standardy pełnej rodziny? Bo tak musi być? Bo facet musi być bo spłodził dziecko? Są osoby które uważają inaczej. Nie przemawiają do Ciebie argumenty że "osoby nie stać na dziecko". Ale nie jesteś też osobą która popiera wspomaganie przez Państwo osób które potrzebują pomocy bo narobili dzieci i należą do osób biednych. Ok. Od jakiej wysokości dochodów można byłoby pozwolić sobie na dziecko? Od takiej kiedy rodzic ma świadomość że stać go na urodzenie, wychowywanie i dalsze życie swoje oraz kształcenie dziecka jak i późniejszą pomoc. Trzeba chyba sobie z tego zdawać sprawę. Jeżeli nie to robi się dzieci żeby zrobić bo tak fajnie jest i jakoś to będzie. Ale ja nie chcę żeby było JAKOŚ. Nie wiem czy wyraziłam się jasno. Mi nie zależy na facecie. Dziecka mieć także nie będę. Pogdybać można. I gdybym gdybała to powiedziałabym że do zrobienia dziecka i wychowywania nie potrzebuję faceta, czyli jak to napisałaś - partnera na którym można by polegać bo nie każda kobieta tego potrzebuje i szuka w życiu. Ale gdyby dalej gdybać to potrzeba warunków, odpowiednich wyrównanych szans zarobkowych jakich kobiety nie mają na rynku pracy. Nie mamy takich szans nawet w porównaniu do standardów w UE, więc wyjeżdżamy żeby lepiej zarabiać. I faktycznie nie widzę perspektyw aby to się szybko zmieniło na korzyść tak aby kobiety było stać aby same wychowywały dzicko/dzieci. Chce aby mnie dobrze zrozumiano. Nigdy nie chciałabym znaleźć się w takiej sytuacji że do stworzenia rodziny czyli do tego abym była w stanie utrzymać dziecko, musiałabym polegać na facecie. Można tak gdybać. Nie chcę wnikać co do Twojej kuzynki bo jeżeli ona nie powiedziała Tobie czemu nie chce dzieci lub czemu nie ma, to też nie ma co snuć domysłów. Ja zmian się nie boję. Zmiany są dobre. Przynoszą zawsze coś nowego. Byłoby nudno gdyby życie było jednostajne. Ale ja też już wybrałam i jeżeli twoja kuzynka także wybrała karierę lub kształcenie to rozumiem. Mimo wszystko wyobraź sobie możliwości na dzień dzisiejszy kobiety chcącej samej wychować dziecko i takiej która wychowuje dziecko z partnerem/mężem tylko dlatego bo jest łatwiej materialnie. Mi chodzi o zmiany na korzyść kobiet. Nie każda uważa że pełna rodzina zawiera mężczyznę. Jeszcze raz napiszę, mężczyzna może być dawcą nasienia, ale ja nigdy nie chciałam i nie widziałam w wizji mojej rodziny żadnego faceta. Nigdy nie potrzebowałam. I nie uważam że pełna rodzina to tatuś, mamusia i gromada dzieci. Rozumiem że są osoby o innych poglądach i dobrze. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Oczywiście że możemy i z tego też korzystamy. Oczywiście Ty możesz nam też wmawiać że można wychowywać dziecko bez mężczyzny. Oczywiście możesz siebie oszukiwać że decyzja którą aktualnie podjęłaś jest słuszna. Oczywiście możesz nas też przekonywać że związek to nie dla Ciebie i pomimo jawnych podprogowych przekazów wcale mężczyzn się nie boisz i nie uważasz się od nich lepsza. Tyle że nie oszukasz swojej natury. No ale cóż, jak Ci tak dobrze to co nam do tego. My nie musimy Cię wcale rozumieć, grunt że Ty rozumiesz siebie.

Odnośnik do komentarza

TakaJakaś7, dziękuję za pozwolenie na oszukiwanie siebie. Nikomu nie wmawiałam i nie wmawiam swoich poglądów. Dzielę się nimi, a to różnica. W moim życiu były różne związki. Ale podjęłam decyzję jaką podjęłam ponieważ uważam że bycie z kimś nie jest korzystne. A jeżeli jest - to tylko do czasu. Tak yslę materialistycznie bo uważam że w dzisiejszych czasach tak trzeba. Wiele kobiet potrzebuje miec partnera albo wielu partnerów aby mieć zapewnienie o swojej nieprzeciętności i bycia tą osobą jedyną naj. Ja znam swoją wartość, nie potrzebuję przegladać się w oczach ani portfelu partnera/męża/żony, tylko niestety ciężko się żyje gdzieś gdzie ludzie nie chcą cie zrozumieć ani nie tolerują twoich przekonań czy wyborów. Bo pomimo wszystko nadal żyjemy ze sobą w społeczności o zastałych poglądach. Wiele kobiet samych wychowało dzieci które nigdy nie poznały i nie chciały nawet poznać mężczyzn którzy byli t.zw. ojcami. Jak rozumiem bardzo ciężko jest się niektórym otworzyć na coś czego nie rozumieją i nie chcą zrozumieć. Generalnie jest tak że ludzie boją się tego czego nie rozumieją. Ale masz prawo myśleć o tym po swojemu i próbować tłumaczyć sobie mój sposób myślenia i życia na swój sposób. Pozdrawiam jeszcze raz i życzę wszystkiego dobrego.

Odnośnik do komentarza

Skoro potrzebujesz zgody to proszę bardzo, do usług. Dzielę się nimi- no cóż, a więc chciałaś się po prostu pochwalić swoją decyzją. Bez sensu, reklamujesz nam zalety życia bez mężczyzny? Brawo, na forum gdzie się przede wszystkim pomaga rozwiązać czyjeś problemy Ty się po prostu dzielisz.
To pewnie mamy Ci przyklasnąć? Ok, przyklaskuje, ani nie wiąż się z żadnym mężczyzną ani nie rodź dzieci. Podjęłaś decyzję to sobie z nią żyj, nam ta wiedza jest zbyteczna, tym bardziej że my mamy inne podejście do życia. Może kiedyś znajdziesz u innych zrozumienie, bo u nas w tej kwestii nie znajdziesz, powodzenia.

Odnośnik do komentarza

TakaJakaś7, ludzie dzielą się swoimi problemami, opiniami dot. różnych poglądów w życiu. Nie umiesz czytać ze zrozumieniem, jesteś nietolerancyjna i piszesz o sobie w liczbie mnogiej. Skąd ci się wzięło proszenie o pozwolenie, nie wiem ale sama sobie wymyśliłaś, Ja ci tylko dla twojego świetego spokoju przyklasnęłam żebyś już sobie dała spokój. Właśnie takie osoby jak ty uważają że osoby jak ja nie mają prawa do swoich poglądów i stylu życia. Piszesz za innych. Na tym forum przeczytałam bardzo dużo róznych opinii na mój temat łącznie z twoją. I nie każda osoba miała takie samo zdanie jak Ty. Tym bardziej że nie wypowiadali się w tak arogancki sposób i mało kulturalny jak Ty. Także. Pokazałaś twój styl myślenia i rasę. To że nie jesteś na tyle otwarta na osoby takie jak ja. Skoro moje poglądy cię zdenerwowały jak widać, to po co odpisywałaś. Nie musicie mi przyklaskiwać towarzyszko. Umiem sama klaskać. Za każdym razem nawet jeżeli z kimś się nie zgadzałam to dziękowałam za podzielenie się ze mną tym w jaki sposób inne osoby postrzegają mój problem i jak go postrzegają, co one by zmieniły i co uważają za najważniejsze kwestie w tak podjętych decyzjach. Ważne było dla mnie to czemu tak bardzo ludziom jest tak cięzko pogodzić się z moimi poglądami tymi akurat dotyczącymi zakładania rodziny i posiadanie/nie posiadania dzieci. Wiem do czego służy to forum i niektóre opinie tutaj trochę mi pomogły. Wiem że to nie dla wszystkich tak jak np.dla Ciebie, mój problem nie jest istotny. Generalnie, chciałam także aby ktoś powiedział mi czemu nie ma wśród ludzi zrozumienia dla osób które decydują sie na taki styl życia i które słyszą od rodziny i znajomych że rodzina powinna być standardowa. Jeżeli piszesz że u Was nie znajdę zrozumienia to ok. Skoro napisałaś za wszystkich to pokazało jak bardzo można liczyć na bezstronne opinie. Ludzie faktycznie boją się tego czego nie rozumieją, a tego czego się boją - nienawidzą. Także dzięki. Wszystkiego dobrego.

Odnośnik do komentarza

Główną sprawą w mojej odpowiedzi do Ciebie była sugestia, ze kobieta w Twoim wieku moze zamrozić jajeczka- daje sobie w ten sposob jeszcze trochę czasu do tego aby ostatecznie wiedziec, czy zalezy jej na powolaniu życia.

Oczywiscie, ze kobieta jest w stanie wychowac dziecko solo. Tak bywalo naturalnie jak męzczyzn zabierala wojna, wywożono ich na Sybir, czy wspólczesnie facet siedzi w więzieniu lub pracuje gdzies bardzo daleko, gdy wiązemy sie z nim tylko na moment a potem jestesmy singielkami. Tyle, ze między nami jest roznica, ja juz urodzilam swoje dzieci i je wychowalam. Dlatego tez umiem za @kawą, @yonką powiedziec, ze kazdemu dziecku-dziewczynce czy chłopcu jest potrzebne dwoje rodziców, oczywiscie o ile takie mozliwosci są. Jednak podstawową róznicą miedzy nami jest jednak wyjscie początkowe- ja zawsze uwazalam, ze gdzies po ziemi chodzi facet dla mnie. A na dawne czasy wychodzilam za mąz jako "stara panna", bo w wieku 28 lat co chyba na dzisiejsze czasy mogloby być interpretowane na lat 40.Wiara w to, ze gdzies jest dla mnie facet byla jednoczesnie wiarą w to, ze ja będe z nim umiala żyć a on będzie mnie na tyle kochal, ze będziemy umieli dlugodystansowo być parą. Zycie jest życiem i przez te lata tylko ja wiem ile razy bylo mi cięzko i myslałam, ze może jednak lepiej bedzie samej. Tyle, ze tak jak byl czasem "szorstkim" męzem dla mnie, byl wspanialym tatą dla naszych dzieci. I w chwilach zalamań zawsze sama ze sobą rozmawialam : Ty głupia babo, tak pózno zdecydowalas sie wyjśc za mąz i rodzic dzieci. I tym Twoim dzieciom jest dobrze ze swoim tatą a Ty widzisz, ze to jednak element wybrakowany i chcesz dzieciakom życie rujnować? Jakie masz prawo? Trzeba jakos go umiec przebolec. I nie robilam rewolucji w swoim życiu. A potem znów przychodzily chwile miłosci, zauroczenia wlasnym facetem. Taka jakby sinusoida. Ile razy on o mnie myslał, ze czas juz w koncu tę babę porzucić to go na wszelki wypadek nie pytam.
Reasumując, moje załozenie bylo, ze jednak rodzina powinna byc pelna. A Twoje zalożenie jest - lepiej jest byc do konca swoich dni samej. No...moze mogłoby byc dziecko, ale tylko dziewczynka, ale...jednak mnie na nią nie stac.

Twoje życie, Twoje rozumienie świata i Twoje ukladanie sobie swiata.

Zainteresuj sie jednak tym mrozeniem jajeczek.

Odnośnik do komentarza

Javiolla
Z mojego punktu widzenia wygląda to tak:
drażnią Cię głupie pytania innych, gdyż jest to Twój słaby punkt.Podejrzewam, że marzysz o mężu (moze nazbyt idealnym) i dziecku. Niechęć do płci męskiej wywołana jest przeżyciami i urazami gdzieś głęboko zakorzenionymi.
Nie czujesz się szczęśliwa w takim stanie bo jednak czegoś/kogoś Ci brak. Gdybyś miała autentyczną potrzebę samotnego życia, gdybyś nie miała instynktu macierzyńskiego to pytania typu "kiedy dziecko?" śmieszyłyby Cie lub spływały po Tobie.

Przykład moze nieżyciowy, ale obrazowy. Jestem i zawsze byłam niepaląca. Gdyby mi co chwile ktoś nagadywał "weź zapal, a czemu nie zaczniesz palić, wszyscy palą a ty jakaś inna jesteś" to by mnie to szczerze zwisało. Nie czułabym złości, ani nie byłoby mi przykro. Ja po prostu nie czuję potrzeby, nie widzę sensu, dobrze mi jako niepaląca, lubię siebie taką i koniec.

a że tak jeszcze tą jątrzącą się ranę rozdrapie...a jakby tak pytali się co tydzień ? za każdym razem ? przy każdym spotkaniu i przy każdej okazji mimo, że ciągle byś mówiła nie ? dalej by to Cie nie denerwowało ?:)

Odnośnik do komentarza

luukas
Javiolla
Z mojego punktu widzenia wygląda to tak:
drażnią Cię głupie pytania innych, gdyż jest to Twój słaby punkt.Podejrzewam, że marzysz o mężu (moze nazbyt idealnym) i dziecku. Niechęć do płci męskiej wywołana jest przeżyciami i urazami gdzieś głęboko zakorzenionymi.
Nie czujesz się szczęśliwa w takim stanie bo jednak czegoś/kogoś Ci brak. Gdybyś miała autentyczną potrzebę samotnego życia, gdybyś nie miała instynktu macierzyńskiego to pytania typu "kiedy dziecko?" śmieszyłyby Cie lub spływały po Tobie.

Przykład moze nieżyciowy, ale obrazowy. Jestem i zawsze byłam niepaląca. Gdyby mi co chwile ktoś nagadywał "weź zapal, a czemu nie zaczniesz palić, wszyscy palą a ty jakaś inna jesteś" to by mnie to szczerze zwisało. Nie czułabym złości, ani nie byłoby mi przykro. Ja po prostu nie czuję potrzeby, nie widzę sensu, dobrze mi jako niepaląca, lubię siebie taką i koniec.

a że tak jeszcze tą jątrzącą się ranę rozdrapie...a jakby tak pytali się co tydzień ? za każdym razem ? przy każdym spotkaniu i przy każdej okazji mimo, że ciągle byś mówiła nie ? dalej by to Cie nie denerwowało ?:)

Dokładnie, dotyczy nie tylko singli, ale też szczególnie par, które są ze sobą parę lat, pragną mieć dziecko i nie mogą, a tu co rusz ktoś dopytuje się o potomstwo, ale też takich, które nie chcą mieć dzieci.
Ja sobie to potrafię wyobrazić, niektórzy nie.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

kikunia55, Witaj. Dzięki za odp. Nigdy nie myślałam o mrożeniu jajeczek. Ale już kilka razy słyszałam w tv o tym. W zwiazku z tym że jesteś już mamą która odchowała dzieci masz wieksze doświadczenie ode mnie i generalnie możesz powiedzieć o tym jak to jest być rodzicem. Ale także jak to jest być w związku długoletnim. Moje zwiazki były krótkie, w zasadzie tylko jeden był w miarę dłuższy. Ale jak dla mnie to była męka. To jest tak że znalazłaś swojego mężczyznę i go zaakceptowałaś, stworzyliście rodzinę i macie dzieci mimo że były te ciężkie chwile na przemian z dobrymi. Zastanawiam się czy w takich przypadkach kobiety są przy mężu bo go kochają czy bardziej są ze względu na dzieci. Czy już w takich sytuacjach gdy macie razem rodzinę nie nachodzą was najgorsze myśli m.in. o zdradzie partnera właśnie w takich chwilach gdy potrzebujecie wsparcia czy to w czasie ciązy czy już kiedy są dzieci. Zastanawiam się co w zasadzie tak naprawdę trzyma kobietę przy mężczyźnie bo rozumiem że chęć założenia rodziny, posiadanie dzieci. Ale napisałaś o tej sinusoidzie. O tym że trzeba przeboleć bo dzieci mają wspaniałego tatę. Ja nie chciałabym nigdy dojść do takiego momentu gdy jest dziecko ma ojca i w pewnym momencie stwierdzić że muszę przeboleć albo wytrzymać bo dziecko ma wspaniałego tatę. Za bardzo bym się męczyła w czymś co straciło dla mnie znaczenie, jakąkolwiek wartość o którą walczą ludzie dla szczęśliwego życia. Ja wiem że nie ma tak że tylko jedna strona jest tą alfą i omegą w takiej opcji standardowej rodziny. Dobrze że napisałaś jak mnie odbierasz bo moje założenie jest takie że na dziecko zdecydowałabym sie tylko wtedy gdyby stać mnie było abym mogła mu zapewnić to co zapewnia materialnie obydwoje rodziców. Nie umiem myśleć inaczej bo kwestie materialne są dla mnie najważniejsze aby móc zapewnić samej dziecku to co zapewniają dwie osoby. Cały czas uważam że jeżeli kogoś nie stać na dzieci nie powinien ich mieć. Być może to jest z mojej strony bardzo racjonalne i materialistyczne ale także uważam jak jedna z piszących osób, że kobieta wychowująca dziecko sama nie da rady z jednej najniższej pensji bo jest to niewykonalne zawsze będzie potrzebowała pomocy innych albo Państwa. Napisałam tak żeby nie było nieporozumienia. Bycie bez partnera/męża nie oznacza bycia samotną. A kwestia dziewczynki czy chłopca...od bardzo długiego czasu myślałam czy gdyby chłopiec to jakbym zareagowała dowiadując sie że nie dziewczynka. I nie potrafię sie przemóc. To jak zmuszanie się, na siłę aby mieć niechciane dziecko. Od zawsze chciałam dziewczynkę. Myśl o chłopcu powoduje że nie widzę w ogóle takiej możliwości. Nie umiem tego inaczej opisać. Masz rację nie stać mnie na to aby mieć dziecko i wychowywać je w takich warunkach aby miało wszystko to co uważam za najistotniejsze, najważniejsze co pozwoliłoby na spokojną przyszłość i brak zmartwień. Nie chcę układac świata, to bez sensu. Ale tak jak napisałam jeszcze jakis czas temu, wiele rzeczy, spraw życie zweryfikowało i martwię się tym że podjęłam tyle złych decyzji że teraz własnie nie mogę mieć takiego życia jakie dałoby mi radość i szczęście. Ciężko sie pogodzić z pewnymi złymi decyzjami.

Odnośnik do komentarza
Gość czarnarozpacz

przepraszam ze wcinam sie w watek ale nie musze to napisac. jestem w podobnej sytuacji. nie rusze dalej. dalej oszaleje. nie jestem co prawda kobieta 35+ ale nie mieszkam w duzym miescie i w czasach obecnych znalezienie kogos "normalnego" graniczy z cudem. wlasnie pol roku temu zostawil mnie facet bez konretnego powodu w sumie to byl taki niebieski ptak. troche pilam troche bralam narkotyki. skreslili mnie wszyscy znajomi ze wzgledu na to ale najdziwniejsze jest to ze z nimi zaczelam to robic tylko oni sie ogarneli i maja siebie to sa cwaniakami nie potrzebuja juz nikogo. w moim miescie jak nie mam meza dlugo to rodzina znajomych (zanim mnie skreslili) to ukradne meza kolezankom to jest jakas zmowa milczenia... nie moge sie przyjaznic z czyims mezem nawet... nie zostal mi juz nikt ten chlopak ktory mnie zostawil dalej chce sie ze mna spotykac ale na zasadzie ze "zobaczymy co z tego bedzie" czyli ma darmowa dziwke... wiem ze powinnam zerwac z nim calkiem kontakt ale w moim wieku juz nie mozna sie dasac ciagle wiem sie zastanawiam. probuje byc czysta nic nie biore i nie pije ale po ostatnim szalenstwie probowalam sie zabic, ci znajomi mnie odrtatowali ale powiedzieli ze rozwalilam im dzien ze mam wypierdalac i sie wiecej do nich nie odzywac. jestem trzezwa i czysta juz jakis czas ale dalej mam mysli samobojcze czuje sie parszywie kazdy mnie skreslil (a oni tez popelniali takie same bledy ale ja ich nie odrzucalam) z tego chlopaka tez nic nie bedzie on mnie traktuje jak towar nie kocha mnie tylko to jest na zasadzie ze mam mu pokazac czy bede odpowiednia dla niego. boje sie wejsc pod pociag czy cos znowu zamierzam zalatwic jakies tabletki. nie chce sie niczym odurzac to mi nic nie da. mam tez problemy finansowe (nie z mojej winy to dlugi rodziny) oprocz rodzicow bym byla sama jak PALEC. rodzice mnie nienawidza ale mam tylko ich to taki paradoks to lepsze niz samnotnosc. nie mam dzieci mam problemy hormonalne czekam na termin do szpitala bo jest podejrzenie czy w ogole moge miec dzieci. po nowym roku ide to sprawdzic. zaczelam chodzic na cmenatrz modlic teraz mnie wzielo na powaznie. miewalam stany depresyjne ale teraz to juz chyba regularna depresja sie z tego zrobila. mam cos ze zdrowiem ( ale to nie to hormonalne) z czym nie mozna mi pomoc i z czym sie nie moge pogodzic bo zabniedbalam to kiedys. zaczelam pic narkotyzowac sie troche (oczywicie to wszystko na niewielka skale) ale mimo to kazdy ma swoje zycie odrzucil mnie niby bede pijaczka i zlodziejka cudzych mezow. wiem ze nic sie samo nie zrobi ale ja chyba mimo trzezwosci dalej nie rusze. myslalam zeby sie powiesic ale tez sie troche boje. rodzice jak bylam dzieckiem (oni sa ze starych czasow) pozostawili mnie sama sobie. kiedys chcialam sie zabic tez w sumie teraz mysle ze z blahoststki bym nie zyla (teraz jestem dorosla moje problemy nie sa na poziomie 15 latka) - grozily mi nieprzyjemnosci z 1 przedmiotu w szkole nauczyciel straszyl (w sumie pol klasy ale wzielam to na powaznie) ze nie skoncze szkoly nie zdam klasy. moja matka bezrobotna ale nie angazowala sie w zycie domownikow jak byl jakis problem to udawala ze nie slyszy i wtedy tez nie slyszala. mogla isc do nauczyciela, zalatwic mi korki, zrobic cokolwiek ale nie zrobila NIC. rodzice mowili tylko ze powtrzac klase to koniec swiata buty zdzierac 2 rok a ja jako dziecko lykalam to. zdalam, ta nauczycielka straszyla nas tylko ale przez glupote w dziecinstwie bym juz nie zyla. przepraszam za wcinanie sie i te wypociny i nie na temat ale zaczne zbierac znowu tabletki chyba, nie wiem nie licze na cud ale z pewnymi rzeczami probowalam ale nie moge sie pogodzic oraz SAMOTNOSC ktora mnie zabije trzymanie wszystkiego w sobie i potem picie itp. sorry ze sie wcinam. z proby s nic nie wyszl0 zwymiotowalam. z jednej strony nie chce umrzec ale z 2 strony takie zycie to tragedia jak rodzice poumieraja (sa strasi) to juz w ogole bedzie tragedia mimo ze mieli mnie gdzies i gnoili mnie, ojciec nie angazowal sie w nasze zycie pracowal tylko (chcoaz czasami mi wiecej pomogl) matka to juz w ogole miala rozne dni raz ludzie mi mowili nawet ze zachowuje sie jak chora mowi ze mnie nie chciala ze jej zniszczylam zycie (a to ona zrobila z rodzinnego domu meline mimo ze nie pije ale jest zbieraczka) a raz jest spoko ale oni jak maja ze mna kontakt to mysla pewnie ze wymyslam i nie wiem co to problemy...
dobra wygadalam sie

Odnośnik do komentarza

onkaY, Witaj. Nie mam poczucia porażki. W pewnym sensie postawiłam na siebie. W tej chwili, już myśl o dziecku to kwestia gdybania, chociaż żyjemy w czasach gdy kobiety po 50tce rodzą i nie jest to tragedią. Raczej nadal jest to tematem który oburza wiele osób. Zgadzam się z częścią twojej opinii. Faktem jest niestety że "single" nie mają dużych szans na adopcję w Polsce. Mam świadomość tego że nie jestesmy ideałami. Jako ludzie i partnerzy równiez nie. Ale kiedyś do szczęścia uważałam że potrzebne jest dziecko bo tak czułam. Z czasem to się zmieniło. Życie mi pokazało te dobre i te złe strony bycia z kimś. Sama zadałam sobie pytanie czy ja tego chcę. Ponieważ inni znajomi, czy osoby w rodzinie są lub były ze sobą przez wiele lat, rozwodzili się, zakładali nowe rodziny, poznawali nowe osoby, wracali do siebie, były kwestie zdrad, separacji, związki z duzo starszymi mężczyznami i z osobami które są w moim wieku. Po pewnym czasie zaczęłam analizować czy chcę dziecko sprowadzać na taki świat jak ten, czy chcę to zrobić i albo się uda albo nie. Albo spróbuję "zagrać" z jakimś facetem w rodzinę, może się uda, ale nie oszukujmy się. Nie ma tak że ludzie całe zycie ze sobą spędzają i są szczęsliwi. Takich "graczy" pod publikę też znam. To nie jest tak że raz sobie postanowilam kiedy miała 20 lat że nie będzie dzieci i już. To jest tak że myślałam nad tym czy warto, czy ja będe szczęśliwa, czy dziecko będzie i czy chcę ryzykować poświęcając całe życie aby uszczęśliwiać innych w około. Bo to tak jest. Ja to tak odbieram. Długo byłam przekonywana przez innych że powinnam mieć dzieci, ale sama nie byłam pewna. Równiez dlatego że nie czułam się dobrze z facetami z którymi była. Nie wiem czy to jest ważne ale jestem kobietą która boi sie facetów. Nie czuję się przy nich pewnie. Nie czuję się też bezpiecznie. Wiec też nie widzę sensu abym miała na siłę byc z jakimś dlatego bo inni próbują coś wymóc na mnie np. tekstami "gdzie masz chłopa", "kiedy dzieci". I za każdym razem chcę podkreślić że chcę być dobrze zrozumiana. Wiesz, uważam że stawianie kwestii materialnych na najważniejszym miejscu nie jest złe. Może gdyby sytuacja zarobkowa, generalnie materialna kobiet się bardzo poprawiła też nie byłoby takich problemów z niechcianymi dziećmi, ubóstwem w rodzinach czy własnie niemożności adopcji przez jedną osobę. Osobiście znam kobietę która nie ma dzieci, jest naukowcem ale nie ma instynktu macierzyńskiego. Podobno była tez tak wychowywana. I jest już w wieku emerytalnym. Jednak ona równiez postawiła na samospełnianie, karierę. Nie adoptowała. Całe zycie to podróże i nauka. Tyle że ona jakby nigdy nie zawracała sobie głowy dziećmi, nie potrafiła rozmawiać z dziećmi, nawet starszymi. Więc kazdy ma jakieś swoje potrzeby. Też myśli czy w życiu jezeli zrobi tak to da to więcej szczęścia niż gdyby zrobić inaczej. Kalkulacja w pewnych momentach w zyciu jest nieunikniona. Trzeba coś wybrać. Ja nie chcę robić krzywdy ani sobie ani nikomu innemu.

Odnośnik do komentarza

~Kether
albo od razu stwierdzenia że zostanę starą panną bo nie znalazłam chłopa, nie mam dzieci, kiedy będę miała, jeszcze zdążę, kto mi poda szklankę wody na starość i t.p. Odpowiadałam że nikt mi szklanki nie poda, sama sobie wezmę, nie będę biegała po polach i krzyczała "szukam chłopa".

Stara panną będziesz dopiero w wieku 80 lat, bo na razie jeszcze stara nie jesteś i warto to podkreślać. Dziś już nie funkcjonuje takie sformułowanie. Mówią je chyba tylko starsze panie/seniorki, bo w ich czasach królowała mentalność, że wstyd zostać stara panną.
Na starość szklankę wody poda Ci pani w domu opieki, która może być milsza niż rodzina.
Niech podadzą 5 uzasadnień, że chłop jest kobiecie aż tak bardzo do życia potrzebny? Bo co(?) bo naprawić coś w domu? Fachowca się wzywa i załatwione ;)

Dobrą ripostę rzuciłaś i właśnie o to chodzi, aby nie pokazać po sobie, że Cie te pytania bolą, wkurzają, drażnią. Ludzie są czasem wredni i widząc, że Cię pytanie dotyka... będą drążyć dalej. Miej kilka gotowych odpowiedzi, kilka awaryjnych uniwersalnych. Dobrze jest odpowiadać pytaniem na pytanie. np. A masz problem z tym, że jestem panną? Ciocia mi zazdrości wolności i spokoju? Fajnie się żyje cudzym życiem? Innym rozwiązaniem jest szukanie haczyka na kogoś (jeśli się go zna i coś o im wie). np. wiesz, że ktoś ma problem z synem to pytasz: a Pawełek nadal wagaruje? To prawda, że Sabina jednak nie chciała iść na studia?

Bądź zdecydowana co do tego co mówisz, patrz im w oczy, nie unikaj wzroku, mów spokojnie, bez irytacji i z czasem się odczepią. Choć pewnie zawsze nowi się znajda i trzeba z nimi zaczynać od nowa.

Pomyślałam jeszcze czy nie byłoby dobrze znaleźć sobie jakiś cel w życiu, cel absorbujący. Jeśli byś np. pomagała w schronisku jako wolontariusz, to masz kolejny argument, ze swoją miłość przelewasz na zwierzaki, ze to są Twoje dzieci i nie masz czasu ani ochoty sobie zmieniać życia bo dobrze Ci tak.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

luukas

a że tak jeszcze tą jątrzącą się ranę rozdrapie...a jakby tak pytali się co tydzień ? za każdym razem ? przy każdym spotkaniu i przy każdej okazji mimo, że ciągle byś mówiła nie ? dalej by to Cie nie denerwowało ?:)

Wiesz, tu chyba bardziej chodzi o to, że oni widzą, że Cię to pytanie dotyka. Widzą Twoją irytację, a moze nawet cierpienie, które próbujesz skrywać. Im bardziej dajesz po sobie poznać, tym oni częściej będą mówić.
Dopóki nie zaakceptujesz sam tego stanu rzeczy, to będzie Cie bolało.

Myślicie, że mnie nikt nie nagadywał? Mam jedno dziecko i całymi latami słuchałam o drugim. Dopóki podświadomie faktycznie je chciałam, to mnie te pytania ruszały, było mi przykro i czułam złość. Jednak w pewnym momencie zaakceptowałam to, ze nie będę mieć drugiego dziecka. Uzasadniłam to najpierw sobie, a potem tym wszystkim co nagadują. Mówiłam głosem pewnym siebie i zdecydowanym, że nie będzie drugiego dziecka i koniec. Potem wręcz śmiałam im się w twarz gdy pytali, onieśmielałam ich tym śmiechem, czuli się niezręcznie i z czasem przestali pytać.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

A w pracy zawsze byłas ze swojej pracy zadowolona? Nie bylo tak, ze czasem w pracy było wspaniale, czasem tylko dobrze czy poprawnie a czasem nie chciło sie do niej isc. I co? Gdy było strasznie zle to oglądałas sie za nową inna pracą i czasem ja zmienilas a czasem samo nastawienie, ze odpuszczam, nie walczę nioslo nowe mozliwosci, ktore jakos sie urodzily a wczesniej nie byly wogóle dostrzegane.

Związek z partnerem to cos zupelnie innego. Jednak jesli facet nie jest uzalezniony od uzywek, jest pracowity, nie zdradza tylko wydaje sie byc szorstki, nie dosc Cie widzący, zapracowany, nie pomagający Tobie, apodyktyczny, ja zarobilem, ja decyduję na co wydamy- to przynajmniej w moim przypadku decyzja jak juz nie wyrabiałam "ja Cie dla dobra moich dzieci przetrzymam" była jak sie okazalo zbawienną. Poniewaz szanując siebie starałam sie nie wdawac w kłotnie, utarczki, robilam sie pozornie ugodowa i to go jakos uspokajało, dawało do myslenia i wracał facet zbliżony do takiego jakiego go pokochałam.

Oczywiscie rózne związki róznie sobie z zawirowaniami radzą. Jednak jesli jest miedzy nimi uczucie, to jakos zawsze jak nie rozum to intuicja z czasem podpowiedzą własciwą drogę.

A dlaczego boisz sie facetów? Masz to od swojego dzieciństwa: jakis tata niedojrzaly, jakis okrutnie wysmiewający Cie brat, jakies sytuacje z klasy, gdzie bylas outsiderką, bo jakas grupa wyrostków Ci dokuczala?

Faktycznie bojąc sie facetow masz nikle szanse na stworzenie względnie zgranego związku. Boisz sie, czyli nie jestes pewna siebie co znaczy, ze jestes na przegranych pozycjach. W towarzystwie faceta nie dosc wierzysz w siebie i swoją szczęsliwa gwiazdę. On to wyczuwa i nie musi sie z Tobą liczyć, bo Ty jakby sama ze sobą slabo sie liczysz jesli jestes w jego towarzystwie.

Odnośnik do komentarza

Jesteś za bardzo skupiona na sobie. A dokładniej to na Twoich relacjach z mężczyznami. Szukasz pomocy ale gdy ktoś idzie dobrym tropem to podkulasz ogon i szczelnie się zamykasz. Dopiero mocno rozjątrzona troszkę się odsłaniasz by po chwili znów się otulić, jeszcze szczelniej i ciaśniej.
Tak się nie da żyć, tylko krzywdę zrobisz sobie w ten sposób. Z Twojej postawy epatuje z jednej strony bezbronność na przemian z wyniosłością. Wcale nie jesteś pewna siebie, jo jest zamaskowany strach.
A wszystko to jest spowodowane jednym czynnikiem: wręcz już panicznym strachem przed mężczyznami. Do tego stopnia że nie chcesz syna. Boisz się zmierzyć ze strachem, tyle że ten strach tak czy inaczej Cię dopada, sama dobrze widzisz że on tak czy inaczej jest. Możesz dalej przed nim uciekać lub się z nim zmierzyć, wybór należy do Ciebie.

Odnośnik do komentarza

Kikunia55, Witaj. Nie zawsze byłam zadowolona ze swojej pracy. To nie jest tak że łatwo odpuszczam gdy coś źle idzie. Jestem uparta ale nie chcę być z kims na siłę tym bardziej jeżeli nie jestem nawet zadowolona z tego. O szczęściu nie mówiąc. Nie znam osoby która byłaby na 100% zadowolona ze swojej pracy, nigdy nie zmęczona i zawsze w tej pracy szło wszystko gładko. Może gdzieś taka praca cudowna jest. Ale rozumiem że to jest takie porównanie. Od zawsze miałam charakter indywidualistki. Wszyscy szli w jednym kierunku bo "tak trzeba", "taki standard". Ja nie zawsze widziałam w tym coś co było dla mnie ciekawe, dobre, raczej zawsze byłam otwarta na coś co ludzie od razu potrafili wykluczyć bo się nie zgadzało z ich kryterium normy. Byłam zbuntowana kiedy byłam młoda ale raczej byłam lubiana tylko wiem że cięzko było ludziom mnie często zrozumieć. Nie lubiłam i nie lubię szufladkowania. A na facetów trafiałam bardzo często zazwyczaj w naprawdę róznym wieku, z róznymi problemami, nieporadnymi, którzy sami nie wiedzieli jak jak się za życie wziąć. Z ojcem nie utrzymuję kontaktu. Nie był kimś z kim warto utrzymywać jakikolwiek kontakt i kto dobrze wpływa na dzieci. Z rodzeństwem też nie mam kontaktu. Ale nie widzę w tym problemu. Nie cierpię z tego tytułu bo nie pamiętam żadnych ciepłych uczuć wobec tych ludzi. Uważam że jeżeli jest coś co działa na człowieka toksycznie (według mnie) to powinno się od tego odciąć. Ja oceniam z kim chcę utrzymywać kontakty i to moja ocena, dobrze się z nią czuję.Też uważam że nie jestem jedyną osoba która nie utrzymuje z rodziną, ojcem czy innymi osobami jakiś bliskich kontaktów na siłę. Nie umiem udawać że coś jest ok kiedy nie jest. Do wielu decyzji musiałam szybko dorosnąć, zdecydować i pomóc też innym. Nie chce mi się stale być maszyną wspomagającą i pchającą wszystkich do przodu, zapominając o sobie lub rezygnując z siebie bo wszystkim jest źle. A w związku niestety druga strona zabiera z nas wszystko co najlepsze. Czekanie że może się coś poprawi to strata czasu. Rozumiem że można być kimś zauroczonym, nawet kochać ale nie zrezygnowałabym z siebie już nigdy na rzecz faceta. Tego żeby mu było dobrze czy żeby sobie myślał że ma rację. Nie odpuściłabym siebie dla kogoś kto wiem że z czasem i tak coś odwali. A faceci tacy są. Żaden nie jest wyjątkiem. Za dużo widziałam, za dużo słyszałam od kobiet które są już ok 40 lat w związkach i wiem że wielu rzeczy żałowały. Chociażby tego że gdy facet szedł "na baby"to wybaczały, dawały kolejną szansę bo są dzieci. Nikt mi nie wmówi że dorośli i dzieci są w takim wypadku szczęśliwi i można tak udawać w nieskończoność, iść na ugodę z facetem. Dla dzieci, dla rodziny. Jedni umieją iść na taką ugodę i udawać. Ja nie umiem, nie chcę i nigdy nie będę. To zwykłe okłamywanie samej siebie. Mój strach to nie jest to że widzę faceta i reaguję atakiem paniki, albo nie mogę się odezwać. Są takie sytuacje kiedy pewnych konkretnych zachowań mężczyzn nie lubię i nigdy nie zaakceptuję. Więc, faktycznie masz rację że nie stworzę szczęśliwego związku bo mi facet będzie po prostu przeszkadzał. Dlatego też napisałam że nie chce być nieszczśliwa i unieszczęśliwić kogoś. To sprawa postawiona fair.

Odnośnik do komentarza

TakaJakaś7, Witaj. Więc nie chcę się mierzyć ze swoim strachem zachodząc w ciążę i urodzić chłopca na zasadzie "może strach przejdzie i się uda". Ja raczej nie umiem udawać, ciężko mi przed kimś coś udawać i jestem szczerą osobą. Nie zamierzenie może coś wyglądać w ten sposób że się chcę ukryć. Prawda jest taka że nie chcę bo także nie mam potrzeby aby epatować przed kimś, zwłaszcza przed płcią męską swoimi uczuciami. Natomiast uważam że lepiej sie czuję jako koleżanka (bez podtekstów) niż jako partnerka. To mi wychodzi lepiej. Nie bardzo zależy mi na tym i nie patrzę tak jak kiedyś, kiedy miałam powiedzmy te 25 lat, na zdanie mężczyzn, nie traktuję ich dosłownie. O wiele łatwiej sie żyje. Bardzo dużo kobiet ma takie cisnienie aby żyć "zdaniem mężczyzn". To indywidualna i prywatna sprawa każdej kobiety. Tylko to też kwestia samopoczucia psychicznego i fizycznego.

Odnośnik do komentarza

~Kether
Więc nie chcę się mierzyć ze swoim strachem zachodząc w ciążę i urodzić chłopca na zasadzie "może strach przejdzie i się uda".
.
Popieram, kategorycznie to nie jest sposób. Tyle że Ty kategorycznie zamykasz się na mężczyzn. Z jednej strony może to i dobrze, bo gdybyś się chciała z tym zmierzyć to jest wielkie prawdopodobieństwo że przyciągnęłabyś narcyza.
Z drugiej strony to niedobrze że nie próbujesz się z tym zmierzyć. Kiedyś i tak będziesz musiała, chyba że ciągle i ciągle będziesz się tak kiwać. Tylko po co? Ból jest tak czy inaczej więc im szybciej się z nim zmierzymy tym lepiej dla nas.
Wiesz, Twoja historia jest bardzo zbliżona do mojej. Z tym że jakiś czas temu postanowiłam się z tym zmierzyć. Akurat z narcyzem już się zmierzyłam, w tej chwili zaś mierzę się w budowaniu siebie oraz realizacji międzyludzkich. Łatwo nie jest, jednak czuję się na tyle silna że wiem iż dam radę to przebrnąć.
Twierdzenie że inni Cię nie rozumieją jak dla mnie jest nieprawidłowe, widzę raczej że to Ty ich nie rozumiesz. W dodatku widzę że oni próbują Ci pomóc, w pokrętny, dziwny sposób, za to sposób znany im. W tej chwili jesteś zamknięta na innych, warto dla samej siebie się otworzyć.
ka-wa ma rację, to właśnie relacje z Ojcem, w dalszym planie z Matką i z rodzeństwem wpłynęły na Twoje obecne życie.
Na koniec taka mała dygresja którą staram się stosować i która daje efekty: jeśli chcesz być szczęśliwa pogódź się z tym że nie ma szczęścia.

Odnośnik do komentarza

Ka-wa, TakaJakaś7, wielokrotnie myslałam że to w większości moje relacje z ojcem i rodzeństwem mogą mieć wpływ na moje postępowanie i takie a nie inne poglady i sposób na życie. Ale to też nie jest tak że całe życie było złe bo ojciec był zły czy rodzeństwo. Miałam dobrą rodzinę. Natomiast gdy człowiek dorasta to chce mieć stabilizację, w każdym tego słowa znaczeniu. Ja spotkałam w swoim życiu samych niestabilnych męzczyzn z jakimiś problemami dla których tylko oni byli ważni lub zyli jak "Piotruś Pan" nie martwiąc się o to co w przyszłości. Każdy myślał o swojej wygodzie. Jakby rozumiem że rodzice nie zawsze muszą rozumieć dzieci i dzieci rodziców. Nie zawsze też ze sobą muszą się zgadzać bo "to lepiej wygląda" czy "jest korzystniejsze dla rodziny". Uważam że im jestesmy starsi to widzimy sprawy rodziny, dzieci, domu, zwiazków w zupełnie inny sposób. Mamy większe doswiadczenie - kazdy ma swoje. Chce też podkreslić że nie miałam złego dzieciństwa, czesto było wręcz bardzo dobre myślę że lepsze niż wiele dzieci na świecie. I to też z biegiem czasu muszę powiedzieć że nie znam 100% idealnych zwiazków/małżeństw. Trochę jak ze szczęściem. W sumie nie jako małe dzieci, ale na pewno już jako starsze i pełnoletnie osoby jesteśmy odpowiedzialni za to jak nasze życie się potoczy. Mając to istotne wsparcie o jakim ja myślę i jakie uważam za najważniejsze, dziecko/dzieci mogą dostać najlepszą szanse od losu i rodzica. Uważam tez że w pewnym momencie po prostu musimy zdecydowac z kim nam jest w zyciu po drodze. Jak już napisałam ja nie umie sie zmuszać do szczęścia z ludźmi którzy źle na mnie działają. Praca to praca, w niej spotyka człowiek bardzo dużo róznych charakterów i poglądów, więc nie mam na myśli pracy. Uważam że być może faktycznie się zamykam na jedno. Ale dzięki temu nie czuję się skrzywdzona i nie wyrządzam nikomu innemu krzywdy. Faktycznie każdy próbuje pomóc na swój sposób. Tylko to jest dobrze znany sposób w ich życiu który u nich się prawdopodobnie sprawdził. Mimo wszystko uważam że jestem w miarę otwartą osobą. Tak jak napisałam, może mniej wobec mężczyzn.
Mimo wszystko chciałabym zapytać kobiety które już są w związkach, mają dzieci, mężów/partnerów...Czy jeżeli wiedziałybyście że macie stabilną sytuację finansową i stać was od początku na wychowanie dziecka/dzieci, tak abyście nie musiały liczyć się z facetem i wiedząc to co już wiecie teraz o tym jak wasze małżeństwa/zwiazki wyglądają, czy zwiazałybyście się z mężczyzną, wyszły za mąż. Czy wolałybyście same wychowac dziecko, ale tylko wtedy gdyby było was stać i miałbyście stabilną sytuację? To troche pytanie na zasadzie, czy jeżeli wiecie że wasza przyszłość od poczatku mogłaby wyglądać inaczej i zależeć tylko od was jako od kobiet niezaleznych, czy zdecydowałybyście się? To jest bardzo istotne (dla mnie). Jeżeli możecie to odp.szczerze. Mam nadzieję że nikogo nie obraziłam tym pytaniem. Dziękuję za pomoc.

Odnośnik do komentarza

Tylko, że nasze poglądy na te sprawy niczego nie zmienią, bo Ty masz takie, nie inne i my tego nie zmienimy.
Jeśli piszemy, że dzieci powinny wychowywać się w pełnej rodzinie, to nie tylko na podstawie swojego doświadczenia, ale i życiowego, czyli obserwacji innych.
Tak samo jak ilość dzieci, wiem, że lepiej się chowa i szanuje rodzeństwo, jak jest ich kilkoro, żyją może i biednej, gorzej natomiast z rodzin bogatych, gdzie jest jedno czy dwoje.
Nie wyobrażam sobie mieć gromadki dzieci, ale jedno też jest "sierotą", więc jeśli ktoś się decyduje na dzieci to powinien mieć chociaż dwoje lub troje i zrobić to dla nich, nie dla siebie.
Tym samym decydując się świadomie na samotne macierzyństwo, po części krzywdzimy to dziecko, bo robimy to dla siebie.
Trzeba pamiętać, że dzieci wychowujemy dla innych.

Tak jak dzieci powinny mieć kontakt z dziadkami czy ciotkami.
Nie wiem dlaczego Twoja rodzina zrobiła się toksyczna, ale sama wychowując dziecko, automatycznie pozbawiłabyś go kontaktu z rodziną.
Myślę, że Ty nie chcesz mieć dzieci, nie każdy przecież chce, bo ktoś jak pragnie mieć dziecko, to nie myśli o płci, tylko, żeby było zdrowe, choć oczywiście o niej marzy, tym bardziej jak już ma jedno.
Wychowanie dziecka jest trudne, dlatego potrzebny jest nie tylko ojciec, ale i najbliższa rodzina, a mamy ją po to, żeby się wzajemnie wspierać, ale jak widać nie każdy potrafi.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...