Skocz do zawartości
Forum

Wpadam w rozpacz i tracę sens życia - co robić


Gość Pp25

Rekomendowane odpowiedzi

Chyba chce się wygadać po prostu z niemocy i bezradności... Jestem jeszcze stosunkowo młoda osoba, dwadziescia pare lat, ale ilość problemów mnie przytłacza z dnia na dzien tak bardzo ze nie wiem co robic.... Nigdy nie bylam silna psych. ale jakos dawalam rade a teraz juz nie.
Mam chlopaka od kilku lat. Mam gdzie mieszkac. Mam troche znajomych. Dobre stosunki z rodzicami i po czesci tez z rodziną. Niestety aktualnie juz bez pracy jestem.. Doszly powolutku problemy ze zdrowiem i sie one poglebiaja. Sa to problemy roznej natury ale wszystkie zdrowotne. Nie mam ochoty nic ze soba robic... jestem znużona i zmęczona. Doszły tez problemy w zwiazku, brak porozumienia sie i klotnie. Chlopak tez ma problemy ze zdrowiem, w dodatku jest w nałogu. To tez powod nieporozumien. Czuje jakbym byla juz tak stara jak staruszka. Nic nie cieszy, zadne wyjazdy, zadne prezenty, zadne zakupy.. Zyje bo żyje. Gdyby mnie nie bylo, poza góra 3 osobami nikt by nie rozpaczał.
Jestem chyba taka czarna owca w rodzinie. Bo kazdy sie chwali zawsze co on to nie kupil, jakiego fajnego dziecka nie ma, jakiej super pracy to nie dostał a ja? Ja nic nigdy takiego nie moge powiedziec. Wiem ze maja mnie za nikogo. Wszyscy sie zdaja nie miec ani jednego problemu bo zawsze radosni, zadowoleni. Ja juz nie mam sily udawac i tuszowac moich emocji przy nich. Najchetniej, co z reszta zrobilam juz, to wybieglabym podczas takiego "milego" spotkania i sie rozplakala. Bylo juz tak ze wyszlam i polecialy łzy.. przy okazji ciotka to widziala. Szkoda ale widziala. Potem sie śmiala jak inni. Nie umiem udawac,ze jest ok gdy jest wszystko zle. Nie wiem czy moj zwiazek przetrwa. Coraz czesciej o tym mysle. Kochamy sie nawzajem ale ilosc problemow przytłacza i tego sie boje ze to przechyli szalę.
Czuje jakbym juz stracila sens zycia i bylo ono nic nie warte. A moje ciotki maja po 40 lat i ciesza sie życiem!! Chyba w głebi nie lubie calej rodziny. Mam dość tej szopki i ich uśmiechów wiecznych oraz pytan co u mnie , kiedy wyjdę za mąz itp.
Nie wiem czy to sie trzyma całosci to co napisalam. Jest to chaotyczne ale oddaje to jak sie czuje. Prawde mówiąc nie wiem co robić. Czuje sie jakbym stała na jakas przepaścią..

Odnośnik do komentarza

Javiolla. To nie są jedynie trudne chwile. Tylko raczej mi w to nie uwierzysz. Zakładam. Poza tym, zmienić... łatwo sie mówi. Ja już podejmowałam próby zmiany tych problemów tylko o tym tu nie wspomniałam gdyż nie przyniosło efektu zadnego.

Odnośnik do komentarza

Masz partnera z nalogiem i nie masz pracy.Juz te 2 problemy mogą nieżle czlowiekowi krwi napsuć. Poniewaz w Twojej rodzinie raczej ludziom sie układa, to zupełnie bez powodu jakbys się od nich odwracała. A odwracasz się, bo jestes tak ambitna, ze chcialabys aby i Tobie się różowo układało, a skoro sie nie uklada to cierpisz i jakby rykoszetem sie obrywa calej Twojej rodzince. Ty juz nie wierzysz, ze pytanie "kiedy wychodzisz za mąz" nie kryje podtekstów tylko jest życzliwym zmartwieniem Twoich ciotek aby i Tobie sie dobrze ułożylo.

Jak się ma za duzo zmartwień to robi sie człowiek nieufny, zgorzknialy, pełen kompleksow i nieżyczliwy światu.

Zdrowie- chodzi przeciez o Ciebie i to Ty masz obowiązek o nie dbac a nie mówić, ze Ci sie nie chce.
Brak pracy- raczej sprawa przejsciowa.
Chlopak w nalogu- sorry, ale to Twój wybor.Poczytaj sąsiedni wątek pt "Rada".

Odnośnik do komentarza

kikunia...

"Ty juz nie wierzysz, ze pytanie "kiedy wychodzisz za mąz" nie kryje podtekstów tylko jest życzliwym zmartwieniem Twoich ciotek aby i Tobie sie dobrze ułożylo."

Wiesz naprawdę bym chciał wierzyć, że tak jest. Nauczyłem się jednak, że się mylisz. Życzliwym zmartwieniem to jest wtedy kiedy zapytają raz czy dwa a później przestają naciskać. W innym wypadku to nie ma nic wspólnego z życzliwością jak w 80% przypadków.

Odnośnik do komentarza

Jak sie jest członkiem fajnego rodu, to ciotki czy wujki umieją sie cieszyć i tym ze im, czy ich dzieciom sie dobrze uklada a rowniez byliby zadowoleni jakby dzieciom brata czy siostry dobrze sie ukladalo. Jest to taka rodzinna jednosc, ze tworzymy klan, ktory wydaje na swiat jednostki zaradne i nieglupie. Czasem w klanie dochodzi do zbyt wielkich rywalizacji i są jakby mysli "a czy jemu aby za dobrze sie nie wiedzie"- wtedy to nie jest za fajne. Natomiast sami zainteresowani, ktorych to pytanie dotyczy ,oni są na etapie ukladania zycia zawodowego i osobistego i oni podlegają w swoich myslach bardziej rywalizacji wobec swoich kuzynów czy kuzynek i ogólnie reszcie świata i to oni sa dla siebie w swoich myslach bardziej rygorystyczni. A ciotki natomiast sa nieraz w kropce jak np jakies młodziutkie małżeństwo ma kłopoty i się wie drogą okręzną, że u nich żle a nie mozna otwarcie porozmawiać. Jedna polowka to obca w rodzinie i logiczne, ze by pogonila a i wobec własnego czlonka rodu z tego malżeństwa tez nie wiesz jak podejśc, żeby nie odczytal jako wscibstwa i nielojalnosci, ktoregos swojego rodzica, bo przeciez od niego wiesz, ze cos nie gra. A czasem i moglbys cos powiedzieć, bo wydaje Ci się rozumiesz pewne mechanizmy, sam przez cos przechodziłeś, ale milczysz, bo starasz sie wyznawać zasadę, ze jak dorosly nie prosi o radę to nie mozna mu do duszy z buciorami wchodzić.
Wszystko zależy w jakim klanie sie urodzileś.

To tylko dygresje. A dla autorki największym problemem jest nalog jej partnera. Klopoty zdrowotne czy jej czy jego mogą być trudne do przeskoczenia, ale powinni starac sobie z tym dawać radę. Natomiast wiązanie się z nalogowcem to jednak jakby przekreslanie swojego zycia juz na poczatku doroslej swojej drogi zyciowej.

Odnośnik do komentarza

luukas
kikunia...

"Ty juz nie wierzysz, ze pytanie "kiedy wychodzisz za mąz" nie kryje podtekstów tylko jest życzliwym zmartwieniem Twoich ciotek aby i Tobie sie dobrze ułożylo."

Wiesz naprawdę bym chciał wierzyć, że tak jest. Nauczyłem się jednak, że się mylisz. Życzliwym zmartwieniem to jest wtedy kiedy zapytają raz czy dwa a później przestają naciskać. W innym wypadku to nie ma nic wspólnego z życzliwością jak w 80% przypadków.

Muszę zgodzić się z luukasem, takie deprymujące wkoło pytania, choć nie do końca, są niczym innym, jak "po co masz mieć lepiej ode mnie";)

~Pp25 • Większość osób potrafi przyklejać uśmiech do twarzy, mimo wszystko, dlatego na zawnątrz wiele związków wygląda pięknie, ale w każdym są mniejsze i większe problemy.
Do tego nie mają empatii, albo nie chcą mieć, nie zadają sobie trudu, żeby pomyśleć jak ich gadka wpływa na Ciebie, może też myślą, że taka sztuczna troska, wpłynie na Twoją decyzję.

Powinnaś wybrać się do psychoterapeuty, ciężko w Twojej sytuacji, ze słabą psychiką, poradzić sobie samemu.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Oj potrafi potrafi. Ja nie lubię nagabywania i wypytywania. Ale niektórzy tak maja. Chyba to głównie kurtuazja.
Chłopak zdecydował się jakiś czas temu rzucić nałóg i trwa w tym jeszcze nadal w sensie rzuca. Liczę że podoła właściwie jest na dobrej drodze.
Poza tym jest jak jest. Cóż źle jest. Nie każdy ma kolorowo. I nie każdy może się uporać. Prawdę mówiąc mam za sobą już psychologa i terapeutę. Do psychologa chodziłam kilka lat i były to zwykle rozmowy które nic nie dały. W zasadzie chodziłam do paru psychologów. Terapeuta też nic nie wniosł. Więc zakończyłam wizyty. Nie miało to dalszego sensu. Wygadać to się i tu mogę. Często piszecie innym także żeby koniecznie do specjalisty iść. Ale czemu? Czemu koniecznie? Często to tylko próba ucieczki od wzięcia odpowiedzialności za swoje problemy i udawanie że ktoś inny nam pomoże. To bez sensu totalnie. Te spotkania z głównej mierze wyglądają tak że jest rozmowa i tyle. Brałam kiedyś też leki. Czułam że to placebo a nie lek . Że ktoś mi coś dał żebym się zamknęła. Skoro biorę leki to terapia działa. Leczenie jest. Właśnie że g **** prawda. Nic nie działało. A teraz znowu.. Nie chce się truć bez potrzeby. Szkoda organizmu.
Obecnie siedzę w domu i tymbardziej to do mnie dociera w jakiej beznadziejnej sytuacji jestem.
Może potrzebuje jakiegoś świeżego powiewu? Może jakiegoś impulsu sama nie wiem. Teraz jest tragicznie. Naprawdę nie chce po raz enty opowiadać komuś o moich problemach. Oni nie rozumieją tego. Jestem skomplikowana. Bardzo.

Dziękuję za wpisy niektórych.

Odnośnik do komentarza

~Pp25
Javiolla. To nie są jedynie trudne chwile. Tylko raczej mi w to nie uwierzysz. Zakładam. Poza tym, zmienić... łatwo sie mówi. Ja już podejmowałam próby zmiany tych problemów tylko o tym tu nie wspomniałam gdyż nie przyniosło efektu zadnego.

Zmienić się łatwo mówić, wykonać trudniej...wiem, przechodziłam przez to. Jednak trudniej nie oznacza niemożliwe. Podejmowałaś próby, czyli już jakiś punkt zaczepienia.
Interesuje mnie dlaczego tylko próby, a nie dokończyłaś tego co zaczęłaś? Jakie to były próby, ile i jak długo trwały?
Pytam, bo z doświadczenia wiem, że żadnego efektu nie ma wtedy, gdy ktoś nie chce nad sobą pracować lub ma słomiany zapał, brak mu konsekwencji, jest niecierpliwy i sceptyczny.
Nic się nie dzieje bez przyczyny.
Jeśli masz jeszcze na tyle sił i motywacji, by działać samej, to rób to. Ja tez wiele zdziałam sama. Skoro siedzisz tera z w domu to masz cały dzień, aby zając się zmianą siebie.

"Twoją rzeczywistą i ostateczną prawdą jest sposób, w jaki przeżywasz swoje życie, a nie idee, w które wierzysz"

Odnośnik do komentarza

Javiolla odpowiem Ci w ten sposób. Jakiś czas temu właśnie gdy miałam te wizyty na koncie rozmaite została u mnie zdiagnozowana depresja o stopniu umiarkowanym. Z początku leczenie było na poziomie psychologicznym ale dodano mi leki SSRI.
Trwało to dobrze ponad rok. Chciałam wcześniej zrezygnować ale dawałam sobie jeszcze czas. Nie pomogło.
Prawdę mówiąc to sama depresja to to nie była. Jestem pewna że do tego doszły lęki różnej maści i może nawet trochę z fobii społecznej. No przynajmniej w jakimś stopniu.
depresję mogłam już mieć w szkole tak podejrzewam. Wtedy też chodziłam parę lat do psychologa. Było to żenujące jak teraz pomysle. Rozmowy o niczym i głupie testy..
Ja o sobie myślę tak.. już od wielu lat wiem że jestem osobą o dość specyficznej psychice. Trudnej do zrozumienia. Ciężko mi się też otworzyć obcemu człowiekowi. Więc lekarz ma z reguły problem żeby do mojego wnętrza zajrzeć. Zawsze psychologowie spłycali moje problemy. Zawsze. Kiedyś nawet usłyszałam że coś sobie ubzdurałam! Lekarz mi to powiedział.. po co miałam to ciągnąć jak więcej nerwów mi to przynosiło niż pożytku? Odpowiesz mi ?

Jak widzisz próby były. Solidne nawet. Bardzo chciałam sobie pomóc wtedy i co więcej w to wierzyłam. Zostałam z niczym A problemów przybyło bo dorosłam. Standard. Jest coraz gorzej. Myślę cały czas co robić. Bo iść do psychologa łatwo. Łykać prochy też. Ale to nie o to chodzi żeby chodzić bo trzeba. Na razie stoję w miejscu.. obawiam się powtórki gdy pójdę i znowu zaufam komuś.. Jestem odpowiedzialna ale teraz mam ochotę często rzucić w cholerę te problemy.. fakt jest taki że się nie da. Jedynie to się poddać całkowicie A tego nie chce. Nie wiem w którym kierunku teraz iść.. stąd też już chciałam się wyżalić.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...