Skocz do zawartości
Forum

Problem w związku - strach


Gość tomek12233

Rekomendowane odpowiedzi

Gość tomek12233

Cześć. Piszę, ponieważ samemu jest mi ciężko uporządkować myśli. Mam nadzieję, że ktoś z Was wie, dlaczego dzieje się tak, jak się dzieje i doradzi jakieś wyjście. Przez prawie cztery lata spotykałem się z dziewczyną. To była moja pierwsza, licealna miłość. Moi znajomi w trakcie tego związku nazywali mnie "pantoflarzem", po rozstaniu zrozumiałem dlaczego. Na początku związku miałem znajomych, ona również. Kiedy zaczęliśmy dłużej ze sobą "chodzić", wówczas powiedziała mi, żebym zakończył znajomość z moją przyjaciółką jeszcze z czasów podstawówki. Zrobiłem to, by byłem tak zaślepiony. Ogólnie z perspektywy czasu widzę, że robiłem wszystko ku jej zadowoleniu. Między nami było uczucie, przez niemal cały czas czułem te tzw. motyle w brzuchu. Ja nalegałem na spotkania, skakałem wokół niej - dosłownie. Kiedy widziałem tylko choć fragment niezadowolenia na jej twarzy, od razu dopytywałem, pocieszałem. Ona na samym początku naciskała na kontakt fizyczny, w końcu stał się on nieodłączny, jak to ma zwyczaj w związku, choć teraz wydaje mi się, że było to dla mnie za wcześnie. Jestem wrażliwym gościem, który był wtedy nieco fizycznie "wykorzystany". Przez pierwsze dwa lata było świetnie, później zacząłem mieć dylematy czy to na pewno to, czego chcę od swojej dziewczyny/kobiety. Nie zgadzaliśmy się w kwestiach światopoglądowych itd., ale byliśmy związani ze sobą. Byłem w stanie porzucić swoje pasje, dla niej . Byłem w stanie ominąć urodziny mojej mamy czy dziadków, byle tylko ona była zadowolona i siedzieć z nią nawet, gdy ona stroiła fochy. Później byłem rok na studiach - przez cały rok omijałem wszystkie imprezy i jeździłem do naszego miasta, żeby się z nią spotykać. Jednym słowem ominęło mnie wiele. Ona wtedy przeżywała najmocniejszy czas zakochania we mnie, czułem to, a to przez to, że wszyscy znajomi się rozjechali i zostałem jej tylko ja. Kiedy zaczęła studia w innym mieście niż ja, już na drugim roku, szybko znalazła sobie chłopaka, okłamując mnie że to jej przyjaciel. Ja, wierny jak pies zawsze jej ufałem. w końcu po niemal 4 latach zerwała ze mną przez telefon. Straciłem zaufanie nie tylko do kobiet, ale też do ludzi, bo zostałem nieludzko zdradzony.Od tego czasu minął ponad rok. Zdałem sobie sprawę, że na moim piedestale przez ostatnie lata cały czas była ona i ułożyłem sobie w głowie na nowo, że to ja muszę być dla siebie najważniejszy. Z czasem, kiedy byłem sam, zaczęły przychodzić mi do głowy myśli, że jestem nic nie warty i nikogo nie interesuję (moja ex mówiła mi często, że nie jestem atrakcyjny itd.). W końcu po niemal roku spotkałem dziewczynę, która dzieli moje zainteresowania. Zafascynowałem się nią, wtedy czułem te motyle, na nowo. Wszystko zaczęło mnie cieszyć, bo czułem, że miłość wypełnia moje serce. Okazało się, że z wzajemnością. Miałem ochotę spędzać z nią każdą chwilę. Czułem, że ją kocham, więc jej to powiedziałem. Ona odwzajemniła te słowa. Po paru tygodniach zacząłem jednak czuć się całkiem inaczej. Do głowy wchodzą mi same porównania - jak to było kiedyś, jak kochałem kiedyś. Zaczynam się zastanawiać czy na pewno kocham, bo kiedyś byłem w stanie oddać wszystko za spotkanie, przepraszać za własną opinię, kupować prezenty byle tylko zaspokoić żądania mojej ex. Ta dziewczyna jest wyjątkowa, bo nie ogranicza mnie i kocha mnie takiego jakim jestem (moje pasje także). Szukałem kogoś takiego od zawsze. Powiedzcie, dlaczego nie potrafię tego docenić, żyć tym co jest teraz? Co chwila w głowie pojawiają mi się myśli, które mnie stresują. Że to nie ma sensu, że to nie jest miłość. Kiedy myślę o spotkaniu zaczynam się stresować, jednak kiedy się spotykamy czuję się normalnie, cieszę się że z nią jestem, mam ochotę być blisko i tulić ją. Gdy jednak wracam do domu moją głowę znowu zajmują te myśli o bezsensowności. Fakt jest taki, czego jestem pewien - zależy mi na niej. Strasznie mi na niej zależy i wiem, że chcę się pozbyć tych myśli, być pewny uczuć. Boję się, że ją zranię, bo ona na to nie zasługuje. Nie wyobrażam sobie jej też z kimś innym, chcę by była ze mną, a ja chcę być dla niej jak najlepszy. To skąd te myśli? Proszę, pomóżcie mi. Wiem, że byłem w dosyć dziwnym związku, ale chciałbym, żeby teraz było inaczej. Zastanawiam się, czy ja tak naprawdę w ogóle czułem taką prawdziwą (prawdziwą, w sensie normalną, zwykłą) miłość, czy może byłem omotany przez dziewczynę, która szukała tylko kompana do zaspokojenia fizycznych potrzeb, kumpla do pośmiania się i spędzania czasu. Proszę o pomoc, będę wdzięczny za jakieś słowo otuchy, bo jest mi z tym ciężko. Chcę z nią być, ale bez tych myśli, porównań. Dodam, że spotykamy się 3 miesiące. Nie wiem, może to kwestia czasu? Ale mam już dość tych myśli, które raz odstępują, a raz wracają. Pozdrawiam serdecznie,

Tomek

Odnośnik do komentarza

Byłeś w jakimś chorym związku z pierwszą dziewczyną, na pewno nie na tym polega zdrowa miłość, więc jak naszybciej wybij ją sobie z głowy, bo ona tak potrafiła Tobą manipulować, że jadłeś jej z ręki, a od chorych związków bardziej się uzależniamy.

Ta dziewczyna owinęła Ciębie wokół palca, wydawało Ci się, że kocha, a ona Cię wykorzystała i porzuciła.

Sorry, ale nigdy nie zachowuj się jak jeleń, cielę czy piesek, wobec dziewczyny, bo nie na tym polega miłość.

Potraktuj to jako doświadczenie i nauczkę na przyszłość, i nie psuj sobie związku tą manipulantką.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Mam teorie, ze kazdy związek jest po cos, czegos nas uczy. No to chyba w poprzednim związku dowiedziales się, ze dziewczyna jest zdolna pozbawic Cie osobowości, uzaleznic od siebie w sposób ujmujący Ci Twojego poczucia wartosci. Skoro nie bylo to dobre doswiadczenie to czemu jakby za tym tęsknisz? Zycie łącząc Cie z poprzednią dziewczyną dało, Ci lekcję, tyle, ze Ty jakby z tej lekcji slabe wnioski wyciągasz.

Ty rozważasz w takim stylu.Skoro wobec poprzedniej dziewczyny umialem się zatracic w całosci, byc człowiekiem, ktorym pomiatano a ja odbieralem to jako zaszczyt i najwyzszy stan zakochania. To jesli teraz jest tak calkiem zwyczajnie, nie muszę stawac na uszach i klaskać to chyba to jeszcze nie jest milosć, nie jest to głęboka miłosć tylko co najwyżej milostka. To czy ja potrzebuję takiej znajomości?

Może nie potrzebujesz. Może poprzednia znajomośc zupelnie spaczyla Ci psychikę i po prostu potrzebujesz jakieś innej jędzy, dla ktorej pomiatanie drugim człowiekiem to norma?

A jakie relacje wyniosles z domu? Czy mimo ,na pewno nudnego małżeństwa rodziców (piszę nudnego ,bo następne pokolenie nie do końca jest wprowadzane w emocje miedzy starszymi a ponadto dzieciom zawsze prawie z powodu znajomosci obojga rodziców od podszewki wydaje sie, ze w znanym srodowisku wieje nudą) uwazasz, ze ich związek jest udany? A moze i Twoim rodzice nie umieli sobie unormowac między sobą stosunków, może pochodzisz z rozbitej rodziny, moze widziałes jakies miotania się uczuciowe, któregos rodzica i uwazasz, ze miotania sie to kwintesencja uczucia?

Nie trzeba sie bac, tylko uczciwie ze sobą pogadac czego oczekujesz od plci przeciwnej, co Ty sam potrafisz kobiecie zaoferowac i jak postępujesz, czy umiesz dązyć do założonych celów? Banie się to chyba żadne uczucie w miłosci, to raczej jakas destrukcja. I albo umiesz tę destrukcję opanowac, albo odejdz od dziewczyny, bo bez potrzeby zawracasz jej gitarę.

Odnośnik do komentarza
Gość tomek1233

Dziękuję za Wasze odpowiedzi. Nie jestem z żadnej dysfunkcyjnej rodziny - moi rodzice są parą od czasów studiów, a teraz są po ślubie już ponad 35 lat. W domu raczej między nimi bywa nudno, choć wiadomo, czasem się kłócą. Ale normalnie - jak to w związku. Macie rację w kwestii toksycznosci tamtej relacji. A człowiek - on też się zmienia w kwestii uczuciowej, prawda? Że wtedy, bez tego wszystkiego co przeżyłem byłem ślepo zapatrzony, to trudno bym teraz podobnie jak wtedy robił wszystko dla niej. Chociaż prawda jest taka, że ta dziewczyna może liczyć na to, że zrobię wszystko, bo mi na niej zależy, ale widzę, że ona dla mnie też zrobiłaby wszystko. Od kobiety oczekuję tego, żeby była partnerem, żebyśmy mogli razem spędzać czas, razem płakać i się śmiać. Oczekuję wsparcia, ale sam chcę je też dawać. Może to prawda, że szukam dziury w całym. Dodatkowo mam niestwierdzoną nerwicę, której nabawilem się po tamtej relacji. Zastanawiam się, czy nie byłoby dobrze pójść do jakiegoś specjalisty, który jakoś by mi pomógł w kwestii nerwów i tych myśli. W moim życiu układa się wszystko tak, jak nigdy przedtem. A ja wszystko jakoś podświadomie staram się popsuć. Pierwsza miłość i pierwsze doznania damsko-męskie są na pewno o wiele silniejsze niż te później. Sam przylapuję się jednak na tym, że to co traktowalem przez parę lat jako miłość niekoniecznie było miłością, a uzależnieniem. Teraz wiem, że drugi raz nie popełniłbym takich błędów, już z żadną osobą, a mimo to gdzieś tam brakuje mi tego, żebym musiał błagać dziewczynę o to by np. pozwoliła mi na coś (tamta mi zakazywala, ta mówi, że jeśli coś jest moim życiem, to czemu ma mi stać na przeszkodzie). Długie uzewnętrznienie wyszło znów, ale dziękuję, naprawdę, że odpisaliście. Pozdrawiam, Tomek

Odnośnik do komentarza

Jak najbardziej skorzystaj z pomocy psychologa, bo eks zryła Ci psyche.
Musisz się uwolnić od tego uzależnienia o którym piszesz w końcówce wypowiedzi.
W związku absolutnie nie pytamy o żadne pozwolenie, bo to domena dzieci.
Musimy mieć swoje zdanie, informujemy partnera i oczekujemy akceptacji, jeśli jest, to ok, jeśli nie, to argumentami staramy się przekonać partnera, jeśli nie da się przekonać, to musimy sami zdecydować czy zrobimy coś na własną odpowiedzialność czy nie.
Tym bardziej decyzyjności oczekuje się od partnera, choć każdy powinien decydować o tym, na czym się lepiej zna.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza
Gość tomek12233

W takim razie pewnie się wybiorę, bo widzę, że to natrętne myśli sterują mną poniekąd. Przecież gdybym chciał przestać się z nią spotykać, po prostu bym to zrobił. A tutaj cieszę się z wspólnie spędzonych chwil, ale myśli są. W mojej rodzinie była już nie u jednej osoby nerwica i wśród objawów ponoć pojawiają się myśli, które ciężko odgonić. Mam nadzieję, że uda mi się, bo bardzo zależy mi na mojej nowej dziewczynie. Pozdrawiam, dziękuję za kolejną odpowiedź. Tomek

Odnośnik do komentarza
Gość tomek12233

Jeszcze chcę dopowiedzieć Wam, że o tę aktualną dziewczynę mocno się starałem, pisaliśmy ze sobą niemal do rana, spędzaliśmy tak czas rozmawiając czy oglądając filmy, ale na dłuższą metę nie dało rady tego robić (praca, studia). I po takich intensywnych dwóch miesiącach musieliśmy wrócić do obowiązków (w końcu nie mamy 16 lat :) ). I wtedy latałem jak na skrzydłach, teraz czuję coś takiego, że mam ochotę z nią spędzać czas, robić różne rzeczy, ale gdzieś w głowie pojawia mi się jakaś dziwna myśl, że wcale nie chcę tego robić, pojawia się strach, bardziej nawet stres. Kiedy ona już się zjawi koło mnie, to te myśli najczęściej zanikają. I już zaczynam odliczać do kolejnego spotkania, a z drugiej stronie kłębią się w głowie te negatywne myśli. Myślicie, że zauroczenie mogło minąć? Że moje uczucie zakochania było złudne? W końcu gdyby mi naprawdę na niej nie zależało, stałaby mi się obojętna, nie chciałbym z nią siedzieć i raczej kombinował jak się wyrwać z takiej znajomości. A ja mam takie momenty, że kiedy widzę jej twarz to jestem szczęśliwy, kiedy razem jesteśmy, leżymy wspólnie czy coś razem robimy. A gdy jestem sam, wciąż interesuję się co u niej, na bieżąco ze sobą piszemy, a ja z tyłu głowy mam taką myśl. Czy może sam sobie generuję problem, z którym nie jestem w stanie sobie poradzić? Nie jestem typem faceta, który fascynuje się wyglądem kobiet, nie łażę na ulicy rozglądając się za spódniczkami. Jestem wierny raczej porozumieniu umysłów, z moją dziewczyną takie wyczuwam, szczerze mówiąc nawet mocniejsze od tego, które miałem z tamtą, toksyczną, byłą. Ale nie czuję takich silnych emocji, jak do tamtej. Czy to z powodu tego, że tamta była pierwsza, czy może tak uzależniająca? Momentami mam wrażenie jakbym był za mgłą, to znaczy, to wszystko co się działo, ten intensywny okres poznawania się, był taki, że wręcz nie spałem, bo do rana przesiadywaliśmy razem, ciągle tylko cieszyłem się wspólnie spędzonymi chwilami. A teraz mam wrażenie, że moje uczucia są uśpione, kiedy patrzę jej w oczy czuję, że ją kocham. Wiem, że na te dylematy może wpłynąć ta zdrada mojej byłej, ale wiem tez, że ta dziewczyna nie jest nią. Może potrzeba tu czasu? Zdaję sobie sprawę, że nie chciałbym zostawić swojej aktualnej dziewczyny, tylko raczej pozbyć się tych myśli z głowy, które nie dają mi spokoju. Bo te chwile, które spędziliśmy razem przez ostatnie miesiące, to były moje najszczęśliwsze momenty od dawna. Zastanawiam się tym samym czym jest miłość, przejrzałem parę postów tu na forum, ale wiem, że to jest pytanie, na które trudno znaleźć jedną odpowiedź. Miłość, jak mniemam, zmienia się. Chodzi mi tu o zmianę - pierwsza miłość, druga etc. Teraz choćbym chciał, to czuję, że dla tej wspaniałej dziewczyny nie zrobiłbym takich głupot, jakie robiłem dla poprzedniej. Po prostu wiek, ale też to co zmienia się w hierarchii wartości, w głowie, robi swoje. Może nasza znajomość musi dojrzeć, bo trzy miesiące to trochę mało jak na "parę do ślubu". Jednego jestem pewien, spotkałem najwspanialszą dziewczynę na świecie. I nie wiem gdzie jest problem. Być może go nie ma? Przepraszam za długi post. Pozdrawiam, Tomek.

Odnośnik do komentarza

Potrzebny Ci psycholog, więc się wybierz i nie rozkminiaj przeszłości, odetnij się, nie porównuj do tej toksycznej uzależniającej realacji.

Pierwsza miłość, a tu główną rolę odgrywa pierwszy seks chłopaka, automatycznie jest uczuciem jak sra***a, u Ciebie była do tego połączona z całkowitym wyłączeniem mózgu.
W następnych relacjach do głosu dochodzi rozum i to jest normalne.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...