Skocz do zawartości
Forum

Niekochana


Gość Baśka74

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Baśka74

Jak przezwyczaic się ,że mąż mnie już nie kocha. Jestem 23 lata po ślubie mam 45 lat. Dopiero Teraz uświadomiłam sobie, że przegrałam swoje życie, byłam chyba zbyt dobra a teraz jestem sama. Mąż przestał mnie szanować, nie ma między nami już rozmów, jeżeli jest jakiś problem to tylko krzyki i kłótnia. Mąż jest bardzo rozrywkowy i tzw babiarz przy innych jest cudowny dla kobiet nie wspomnę a w domu tragedia. Niestety to jego znajomi postrzegają mnie że ze mną coś jest nie tak i mu współczują. Podejrzewam, że wcześniej mnie zdradzał nie mam dowodów ale jego zachowanie samo mówiło. Teraz też jest w kimś zauroczony. Proszę poradzić jak uwolnić się od tej toksykologii ponieważ ja dalej go kocham i też bym chciała żeby w drugą stronę to działało. Jednego dnia jest kochany a drugiego masakra i tak od tylu już lat

Odnośnik do komentarza

A powiedz czemu wciaz tkwisz w tym malzenstwie? Skoro wyglada na to ze to od dawna nie jest juz malzenstwo. Pomysl o rozwodzie. To bez sensu w tym tkwic i sie gnebic. Nie jestes stara masz jeszcze szanse na spotkanie kogos i poczucie sie znow kochana.
Macie dzieci? Jesli tak to juz dorosle wiec pomysl o sobie i sie uwolnij z tej toksykologii.
Czemu niektorzy tak sie bronia przed rozwodem... zastanawia mnie to. Czesto rozwod to jedyne sluszne i wlasciwe rozwiazanie.

L'amore non ha un senso, L'amore non ha un nome , L'amore bagna gli occhi, L'amore riscalda il cuore
L'amore batte i denti, L'amore non ha ragione
L'amore esiste...

Odnośnik do komentarza
Gość piaseksypki

Rozwód to jest jakieś wyjście, ale nie jedyne i nie pierwszego wyboru. To jak przy antykoncepcji: jest prezerwatywa, pigułka i wazektomia. Trzy słowa w jednym szeregu, ale nie są sobie równe, kiedy trzeba je wcielić w życie.

Piszesz, że w twoim małżeństwie nie ma rozmów, są kłótnie. Nie ma więzi, masz poczucie samotności. To co napisałaś to jeden wielki głos żalu i smutku, bez konkretów. Jak wygląda twoje życie? Czy pracujesz na co dzień gdzieś w firmie, czy raczej zajmujesz się cały dzień domem, czy macie dzieci, czy mieszkają z wami, czy są dorosłe, czy dzielicie się obowiązkami i jak, czy finansowo stoicie nad przepaścią i nie domykacie budżetu co miesiąc, czy jednak są jakieś oszczędności, o co się kłócicie, jak już się kłócicie?

Na tyle, na ile o sobie opowiedziałaś, to ja bym ci odpowiedział, że zacząłbym od odbudowania siebie. Opisałbym twoją sytuację następującymi słowami z książki: "Im bardziej Puchatek zaglądał do środka, tym bardziej Prosiaczka tam nie było". Im więcej skupiasz się na niewdzięczności męża za brak uwagi i szacunku dla ciebie, tym mniej jest ciebie takiej jaką byłaś dawniej, a więc trudniej ci zdobyć jego uwagę i szacunek i zatrzymać go w domu, zwłaszcza że, jak piszesz, lubi sprawdzać, czy trawa jest zieleńsza po drugiej stronie płotu. Ponieważ niewiele piszesz, więc trudno napisać coś konkretniej, ale zawalcz o siebie, swoje pasje (były kiedyś jakieś?), swoje plany. Pokaż mu, że nie jest aż tak nieumiarkowanie ważny dla ciebie, że nie wszystkie twoje myśli dotyczą tylko jego, że jak on ma swoje plany, to ty też. Że jak znika na cały wieczór, to następnego dnia ty znikasz na cały wieczór. Tak właśnie, na cały, ze wszystkimi konsekwencjami typu: nie ma obiadu, nie ma wyprasowanej koszuli na rano, itp. Improwizuję teraz, bo nic o tobie nie wiem, może wcale nie robisz mu obiadów, tylko on tobie, może też on nigdy nie nosi koszul, może jest domatorem, a problem jest w czym innym. Dlatego trudno mi coś konkretniej ci poradzić poza tym jednym: zachowuj się symetrycznie do jego zachowania. Żeby to zrobić, to musisz sobie wymyślić, np. z jakiego sensownego powodu wyszłabyś z domu na cały wieczór? Do tego potrzebne są te plany i pasje, o których pisałem wcześniej. Czyli potrzeba ci więcej pomyśleć o sobie.

Odnośnik do komentarza
Gość Baśka74

Wszystkim kim kiedyś byłam umarło we mnie. Byłam kiedyś duszą towarzystwa - mamy dzieci,jedno dorosłe,jedno niepełnoletnie. Jestem jak robot. To mój krzyk rozpaczy poświęciłam całe życie , tylko on i dom potracilam koleżanki, bo jak mam teraz po tylu latach do nich zadzwonić, nie mam na nic już siły boję się że dopada mnie depresja, po tylu latach ciężko mi zadbać o siebie ponieważ dbałam tylko o niego. Koszul mu już nie prasuje ale mu to nie przeszkadza. Rozwód może i tak,ale gdzie mam się podziać mieszkanie komunalne wspólne, pracuję w biurze, on fizycznie ledwo przeżywamy co miesiąc, zobowiązań mamy wiele nawet jest i komornik , na wynajem mnie nie stać dlatego piszę, że przegrałam swoje życie. Może i nie jestem brzydka tylko zaniedbana jednym słowem zdziczałam. Nawet gdzieś tam podświadomie myślałam żeby kogoś poznać kto przywróciłby mi wiarę i dał siłę, ale znowu włącza się kac moralny no bo jak ja mogę mężatka szukać kogoś albo ten ktoś pomyśli że szukam przygód. Nie mam pomysłu już na nic a potem potulnie zrobię mu kolację i tak w kółko....

Odnośnik do komentarza

Wedlug mnie sedno tkwi w tym, ze szukasz poczucia wlasnej wartosci w kims innym, szukasz kogos kto ci je da, a to jest niemozliwe.
I szukasz na zewnatrz zamiast w sobie.
Zastanow sie co lubisz robic, co sprawia ci przyjemnosc, i zacznij to robic, sama. Sens jest taki ze odnajdziesz w tym siebie, nie zone, nie matke, tylko siebie. Sama sobie ofiarujesz prezent.
Nie mozna ciagle dawac i nie mozna tez ciagle swoich potrzeb realizowac na koncu, nikt cie za to nie bedzie szanowal, wlacznie z twoimi dziecmi.
A chyba tego nie chcesz.
Rozumiem twoja sytuacje bardzo dobrze, wiele lat temu tez taka bylam, ale uwolnilam sie. Dostalam sie na studia, w dodatku je skonczylam. To wlasnie wtedy nauczylam sie liczyc tylko na siebie, rozpoznawac swoje mocne i slabe strony, poznawac siebie na nowo. Ale byl czas ze rozpaczalam tak jak ty, ze maz mnie nie kocha. Teraz wiem, ze to glupota byla. Tez przejmowalam sie brakiem pieniedzy, w ogole wszystkim. Na szczescie, traktuje tamten czas jako pewien etap w zyciu, ktory byl mi potrzebny bo dal mi kopa do samorealizacji. Bez niego, nie osiagnelabym tak duzo, a osiagne jeszcze wiecej.
To co sie teraz dzieje u ciebie, to tylko pewien etap, moze jest ci potrzebny do tego by zaczac zyc naprawde, nie w tzw comfort zone, czyli w strefie komfortu. Bardzo trudno jest wyjsc z tej strefy, ale jesli cos ma sie zmienic to warto podjac ten wysilek.

Odnośnik do komentarza

Kobieta pisze, że kocha męża i pragnie, zeby on ja tez kochał, a wy o rozwodzie....
No niestety ,nikogo przymusic sie do miłości nie da. Ożywić trupa, tez nie można, a z twojego opisu wynika, ze wasze małżeństwo umarło. Dlatego rzeczywiście zacznij myśleć raczej w kategorii ,,ja,, a nie ,,my,, . Pewnie, że będzie Ci bardzo trudno zmienić swoje życie, ale jesli nie teraz, to kiedy? Wszystko wydaje sie trudne, a nawet niemożliwe, ale jak człowiek sie zawezmie, to uwierz mi, ze nie takie przeszkody jest w stanie pokonać.
Tylko trzeba umieć znalesc w sobie siłę i tu wlasnie grupa wsparcia byłaby bardzo przydatna.

@onkaY...autorka ma dziecko niepełnoletnie a nie niepełnosprawne

Odnośnik do komentarza
Gość piaseksypki

Jest taka strategia, bardzo agresywna, która mówi, że jeżeli karty nie są dobre i gra nie idzie po naszej myśli, to trzeba wywrócić stolik. Moim zdaniem to by u ciebie zadziałało.

Zacznij od tego, że "wyjdź do ludzi". Można to zrobić na kilka sposobów. Nie wiem, czy tam gdzie mieszkasz, są takie możliwości, ale powiedz swojemu mężowi, że postanowiłaś się dalej uczyć. Że idziesz na studia, np. podyplomowe, albo kurs, co akurat jest dla ciebie dostępne. Tak, pamiętam, że pisałaś o komorniku. Może jednak znajdzie się coś finansowanego w ramach jakiegoś np. programu unijnego? Gdyby się udało, wciągnij w to dzieci. Powiedz im, że chciałabyś znaleźć czas, żeby po pracy, w czasie wolnym chodzić na zajęcia i potrzebujesz, żeby pomogły ci z obowiązkami domowymi. Przestrasz męża swoją determinacją. Będzie może bagatelizował, albo nawet wyśmiewał. To ze strachu. Doprowadź do tego, żeby poczuł, że mu się jego strefa komfortu sypie. On jest taki bohater, bo wie, że w domu ma wszystko na miejscu, pod nos. A teraz przebuduj to. To nic niezwykłego. Takie przemiany ludziom się zdarzają: ktoś złamie nogę i ma 8 tygodni gipsu a potem rehabilitację, albo trzeba wziąć do domu starego rodzica, bo sam sobie już nie daje rady, itp. Wtedy jest takie przebudowanie organizacji w domu, nowy podział obowiązków. A ty mężowi powiedz, że musisz iść na kurs. Właśnie teraz, bo takie masz marzenie i całe życie miałaś, ale były obowiązki, dzieci, itd. A teraz jedno dziecko jest dorosłe, drugie też już dobrze sobie samo radzi, więc część obowiązków przejdzie na nich, a część na niego. Trudno. To nie na zawsze, tylko na jakiś czas. Oni zawsze na ciebie mogli liczyć, teraz ty liczysz na nich. To nie oznacza też jeszcze, że zmieniasz pracę. Ale chcesz mieć w życiu więcej możliwości niż teraz.

Znów improwizuję z tym studiami czy kursem, ale czytając twój wpis wyczuwam uśpiony potencjał do wykorzystania. Masz niebanalne słownictwo, a jak się czyta twój wpis na głos, jest ciągłość i brzmią emocje. Ważne, żebyś na tych zajęciach na zewnątrz poznała kogoś nowego, bo w biurze to pewnie to samo towarzystwo od lat? Więc np. kurs/studia. Zwłaszcza że teraz jest maj i to właściwa pora na takie decyzje co do nauki, bo jest okres rekrutacyjny. Z tych nowych kwalifikacji i nawiązanych znajomości coś dalej wyniknie. Byłaś kiedyś duszą towarzystwa, a to jak z jazdą na rowerze, tego się nie zapomina.

Odnośnik do komentarza
Gość Do Autorki

jeżeli nie jesteś typem masochistki, to zadbaj o siebie i zrób tak jak ktoś wyżej poradził: znikaj z domu, pozostawiając "chłopa" na łasce losu z wszelkimi kłopotami związanymi z utrzymaniem domu i rodziny. No, ale żeby mąż to zauważył, że możesz uciec w ramiona innego, to musisz mieć odpowiednią aparycję, cokolwiek umieć, np. taniec, pływanie etc. cokolwiek wiedzieć, być oczytaną. Mam nadzieję, nie jesteś ołmą 100 kg, umiejącą tylko stać przy garach i latać ze ścierką i utyskującą na męża i los.

Odnośnik do komentarza
Gość Baśka74

Dziękuję za wszystkie odpowiedzi, były dla mnie jak kubeł zimnej wody. To prawda- choćby gorzka jestem w tej swojej strefie komfortu zamiast z tego wyjść lepiej tak jak w moim przypadku narzekać i oczekiwać nie wiem czego. Jest ciężko i to bardzo mam nadzieję, że uda mi się chociażby małymi kroczkami nauczyć się być tym kim byłam kiedyś. Przyjaźnie też można nawiązać- nowe wszystko można tylko tak jak wspomniałam brakuje mi już siły. Jest zawsze wybór albo się podnieść albo zginąć niestety.

Odnośnik do komentarza

Napisalas wczesniej ze juz wszystko sie w tobie wypalilo, spojrz na to z drugiej strony, na zgliszczach buduje sie cos nowego. Nie wraca sie do tego co bylo ale buduje, nowe, lepsze, nowoczesniejsze.
Gdyby spalil sie stary dom, budowalabys taki sam na zgliszczach? Na pewno uzylabys doswiadczenia, swoich upodoban, by zbudowac nowszy dom.
Wyobraz sobie swoje zycie za piec lat? Czy chcialabys by tak wygladalo jak teraz? Nie szkoda ci tych pieciu lat?
Co bys naprawde chciala od zycia?
Nie powracaj do siebie takiej jaka bylas kiedys, bo jestes inna kobieta, z innymi doswiadczeniami. Raczej zbuduj siebie na nowo, tak jakbys dopiero sie urodzila i miala mozliwosc wybrac takie cechy jakie chcesz. Jakie by one byly? Jaka chcesz hyc. To wszystkie mozesz zmienic, masz na to wplyw. Pomysl nad tym.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...