Skocz do zawartości
Forum

Czy to miłość czy przyzwyczajenie?


Rekomendowane odpowiedzi

Witam
Tak w skrócie.Jestem w związku partnerskim od 12 lat.Nigdy tak naprawdę nie czułam tzw.motylkow w brzuchu w tym związku.Chcialam kogos mieć i znalazłam.Moj partner nie okazywał mi w ogóle uczuć ,do tego był alkohol a ja robiłam wszystko pod niego.Nie czułam motylków bo nigdy nie dał mi uczuć za to ja ślepo zakochana.Żylam nadzieją ,że się zmieni.Żylam z nim a jednak osobno.Po 12 latach powiedziałam sobie stop.Poznalam kogos,on się o tym dowiedział ,prosił ,błagał ze wszystko zaczniemy od nowa.Zostalam ,ale ja nic nie czuje do niego a nie potrafie odejść ,coś mnie hamuje i nie wiem co.Dusze się i wiem ,że gdyby zrobił dla mnie wszystko teraz to ja nie potrafie tego wziąć ani mu odwzajemnić.Nie potrafie mu zaufać w uczuciach skoro nigdy nie okazał mi tego.Nie interesował się mną ,dla niego ważne było tylko to ze jestem i tyle ,nie zdając sobie sprawy ze ja mogę powiedzieć w końcu stop.Wiem ,że nie będzie z tego nic ale odejść nie potrafie ,nie wiem ..czy to przyzwyczajenie?strach (tylko nie wiem przed czym).Proszę o poradę.

Odnośnik do komentarza

To jest strach przed zmianą. Chociaż nic ci nie pasuje, w tym układzie, to jednak znasz go i czujesz sie w nim pewnie. Nowe zawsze jest niepewne i istnieje ryzyko porażki.
Skoro wiesz ,ze powinnaś odejść, a nie mozesz znaleźć w sobie siły i motywacji, to udaj sie po wsparcie do psychologa. Będzie ci łatwiej to zrobić, bo szkoda życia, na nieudane związki. Dość czasu juz zmarnowalas na kogoś ,kto nie jest tego wart.

Odnośnik do komentarza

Dziękuje serdecznie za odpowiedz.Będę musiała tak zrobić bo naprawdę z dnia na dzień jest coraz gorzej.Wypalam się niszcząc siebie i dzieci.Lata lecą a ja stoję w miejscu.Patrzę na niego a kiedy zacznę patrzeć na siebie.Nie ukrywam ,że co zrobię krok do przodu i wydaje mi się ,że już jestem silna i dam rade to zaraz tezy kroki do tyły.Jeszcze tez wiem ,że ta osoba jest egoistyczna i mściwa.Ech...żyć się odechciewa :(

Odnośnik do komentarza

Mam trójkę dzieci ,w tym jedno tylko z nim a dwoje z poprzedniego małżeństwa.Stosunek do dzieci ma taki ,że żyje z nimi 12 lat pod jednym dachem a dla dzieci jest on obcy jak się okazuje.Liczyło się tylko kupić im coś i to wystarczy ,siebie dać nie potrafił.On roszedł się ze swoją żoną i chyba byłam zapomnieniem po żonie.Nie mogę mu zarzucić agresywności po wypiciu alkoholu bo bym go obraziła,ale alkoholu było bardzo dużo.Chowanie ćwiartek po kątach itd.prosilam,błagałam,tłumaczyłam,chciałam rozmawiać ,ale zawsze było „koniec tematu”.Poniewaz jestem osoba która nie potrafi pod jednym dachem żyć z kimś i się nie odzywać -wycofywałam się .Do tego zero uczuć,wystarczyło mu tylko to ze jestem ,nie ważne gdzie ale jestem.On miał swój świat ,butelka i telefon,facebook i to było życie...Jak powiedziałam sobie stop to usłyszałam „nie trzeba nic robić żeby przestać pic ,jeśli się nie chce to można nie pic” pytam teraz???? a jak prosiłam i walczyłam z tym to się miało daleko gdzieś...Ten ktoś kogo poznałam nie jest dla mnie gałęzią i nie myśle kategoriami „będzie super ,będę szczęśliwa i da mi to co mi brakuje”,nie to nie tak..szczerze to nie spotykam się z tym kimś ani nie utrzymuje kontaktu..mogę powiedzieć w czasie przeszłym ,że BYŁ KTOŚ...a nie ze jest.Nie patrząc na nic po prostu zmęczyłam się tym związkiem o ile tak można nazwać...Dochodzę do wniosku ,ze jeżeli ktoś nie potrzebuje uczuć to jak ma je komuś dać proste...mieszkamy w Londynie ,wynajmujemy mieszkanie za które ja płace...Mam wrażenie ,że przyzwyczailiśmy się tylko do siebie ,do obopólnej obecności a to chore jest.On teraz prosi mnie żebym dała od siebie „troszkę” ,ze on wie ze dałam bardzo dużo ,ale jeszcze mam dać troszkę ,pytam się co jeszcze ja mam dać ile jeszcze?Nadal to ja mam dac a on? Jedno jest pewne role się odwróciły ,ja zachowuje się tak jak on kiedyś tyle tylko ze ja nie pije i to mu nie odpowiada...owszem nikt mi nie kazał być z nim ,ale widocznie zależało mi bardzo i darzyłam go uczuciem przy czym on wyszedł z założenia „co bym nie zrobił ona będzie zawsze” a tu zonk.Nie mogę mieć własnego zdania przy nim bo od razu narzuca mi swoje myśli,zdanie i ja daje się manipulować...Jasne ,że mu teraz taka JA nie pasuje skoro pokazałam mu siebie od innej strony.Ech nikt nie powiedział ze będzie lekko.Utopilam się we własnym sosie ,sosie dobroci...

Odnośnik do komentarza

"Utopilam się we własnym sosie ,sosie dobroci..."

to teraz ja może coś powiem od siebie, i chciałbym zaznaczyć wbrew pozorom, że to nie jest atak na ciebie...mimo że tak będzie wyglądać :)

chciała byś myśleć, że to sos dobroci co ? przykro mi to nie dobroć z Twojej strony. Uwielbiam patrzeć jak ludzie myślą, że robią coś z dobroci. To zwyczajny konformizm i egoizm...a te dwie cechy nie mają nic z dobrocią wspólnego oprócz tego, że ludzie bardzo często biorą je za dobroć :)

było Ci dobrze jak było, więc po co to zmieniać ? to był konformizm. Dopiero coś ostatnio obudziło w Tobie jakaś dawną nutę wspomnienia, że chciało by się coś poczuć...i tu wchodzi ten egoizm (nie mówię wcale, że to nie jest zdrowy egoizm). Jednak upraszałbym aby nie maskować tych cech dobrocią serca .

Odnośnik do komentarza

Wiem ,że ciężko jest się wypowiadać na jakiś temat po przeczytaniu 1/3 czyjego życia i przeczytaniu jednej strony.Nie byl to egoizm ,dawałam od siebie dużo myśląc ,że ktoś odpłaci sie tym samym chociaż w jednej setnej procenta z tego co ja robiłam dla kogos i tyle...
Zachowując się teraz identycznie jak ktoś kiedyś ,to komuś to nie pasuje dlaczego? Przecież twierdził cały czas ,że on nie ma sobie nic do zarzucenia ,wiec dlaczego mu nie pasuje moje zachowanie teraz gdyż jest identyczne jak jego..coś nie tak? a jednak jest nie tak...Tak,teraz może jest to egoizm z mojej strony i chęć pokazania jak mi było „dobrze”.Wymaga się ode mnie czegoś czego samemu się nie robiło ani nie dawało...z resztą ,żeby był związek to trzeba wiedzieć co znaczy miłość i kompromis oraz szacunek,wiec o czym mowa....jeśli wygoda góruje (nie w moim przypadku)..

Odnośnik do komentarza

Ja też weszłam w związek chociaż tak naprawdę nie spodobał mi się od samego początku. Może dlatego ze długo nie wierzyłam w siebie a w domu matka zaczęła grzmieć czemu ty jeszcze nie masz chłopaka. To poszukałam w internecie w jakiejś grze społecznościowej. Miałam wtedy 23 lata i myślałam że to wstyd że jeszcze nie miałam chłopaka. Ba że nigdy się nawet nie całowałam. Żyjemy 10 lat w konkubinacie. Z tym że nie mamy dzieci, ani tym bardziej ja żadnych z poprzednich związków. Swoją drogą nie wiem jak mogłaś od tak wejść w związek wiedząc że masz 2 dzieci które chcąc nie chcąc zawsze powinny być dla matki najważniejsze. I zachodzenie w ciążę po mimo tak niepewnej sytuacji. Nie wróży to najlepiej. Sama mam obawy oddania się aż tak mężczyźnie by mógł "zasadzić ziarenko w tobie". U mnie za to doszło do sytuacji że już nie rozmawiam z konkubentem o tym czego chce bo nie raz usłyszałam że czegoś nie mogę. Dlatego nie proszę go już nawet o to że może już czas postarać się o dziecko, bo już nie raz mi mówił że nie ma na to pieniędzy.

Odnośnik do komentarza

Jakbym czytala o sobie.Tez mieszkam poza Polska.Tez zmarnowalam kawalek zycia na kogos,kogo bardzo kochalam/kocham?.Tez stalam sie w tej chwili jego kopia,przejelam jego egoizm,stalam sie wyrachowana i zimna.Szczerze,teraz ja mam tak samo na niego wyj.bane(przepraszam za slownictwo) jak on na mnie mial przez te wszystkie lata.Bylam,bo bylam i wiedzial,ze zawsze bede.Niestety nic nie moge Ci poradzic,bo sama mam podobny dylemat co zrobic.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...