Skocz do zawartości
Forum

Czy to choroba psychiczna na punkcie religii?


Gość naastazja35

Rekomendowane odpowiedzi

Gość naastazja35

Piszę tutaj, żeby się poradzić, ponieważ popadam w niepokój ostatnimi wydarzeniami. Trwa to jakoś tak od początku grudnia. Moja sytuacja prezentuje się tak: ja- lat 35, obecnie od kilku lat samotna, praca, studia zaoczne, od 13 lat byłam wręcz wrogiem Kościoła, wrogiem wiary, którą uważałam za głupotę. Troszkę w życiu przeszłam- dwa nieudane związki, gdzie zostałam oszukana, cięzkie choroby rodziców itp. ale nigdy nie czułam potrzeby, by wrócić do wiary, w której mnie wychowano. I nagle coś dziwnego stało się ze mną przed świętami, mianowicie poczułam usilną potrzebę wiary, nawrócenia- co wywołało we mnie lęk, gdyż racjonalnie patrząc poczułam się jak szaleniec. Uległam na tydzień przed świętami, weszłam do pustego kościoła, gdzie odczułam niesamowity spokój wewnętrzny. Myślałam, ze na tym koniec- gdyż walczyłam, by tego nie czuć, tłumaczyłam sobie to racjonalnie, że to bez sensu, ze nie mogę się temu poddać. No ale poddałam się! Od tamtej pory towarzyszy mi wewnętrzny spokój, modlę się codziennie wieczorem i ta modlitwa daje mi jakieś niewytłumaczalne zadowolenie, jakby ta wiara mnie umocniła psychicznie, uporządkowała we mnie wiele konfliktów i spraw, uspokoiła życiowo. No ale cały czas prócz tego towarzyszy mi strach o to, czy to nie objaw jakiejś choroby psychicznej, albo początek jakiejś obsesji religijnej (jak np. obrońcy krzyża z 2010 roku), nie wiem, jak to rozumieć- ja- osoba twardo stąpająca po ziemi, wyrzekająca się wiary przez lata, nazywająca ją bajkami, a teraz co? Chodzę na mszę, modle sie wieczorem, jakiś spokój odczuwam- no ale dlaczego? Czy ja nie oszalałam? jak to racjonalnie i zdrowo wytłumaczyć? Dodam, ze ukradkiem rano w niedzielę chodzę na mszę, zeby mnie nikt ze znajomych nie widział, bo byłabym pośmiewiskiem, nikt z moich znajomych już dawno nie wierzy w Boga, nie uznają religii, a mnie stało się nie wiadomo co? Proszę o jakieś rady! Czy to jakieś zaburzenie lub początki choroby psychicznej? Skąd tak nagła zmiana w systemie moich wartości i powrót po tylu latach do religii?

Odnośnik do komentarza

W tym co piszesz odczuwam dużo emocji, które tobą kierują. Piszesz "wiarę uważałam za głupotę" a teraz "odczułam spokój wewnętrzny". No to co się stało z tamtymi argumentami, których konkluzją było przekonanie, że wiara to głupota? Potrafisz je sobie przypomnieć? Czy to były tylko emocje, hejt? Póki co, piszesz teraz o spokoju wewnętrznym, a czy jak go zabraknie, to przestaniesz znów wierzyć? Konsekwencją wiary są uczynki, decyzje podejmowane w sprawach codziennych. Masz fazę na zgłębianie wiary, więc zrób to. Ale nie przez godziny medytacji w kościele (a przynajmniej nie tylko), tylko przez lekturę i rozmowy. Krytycy wiary często sami nie mają wiary, więc ich argumenty pomijają składnik, który ty być może teraz masz. Ich wypowiedzi teraz pomiń. Dotrzyj do tekstów osób wierzących. Ale nie filozoficznych, tylko takich bliższych życia. Skoro byłaś wychowana w wierze, od której z czasem odeszłaś, to twoje podejście teraz, tj. to co pamiętasz, może być dziecinne, ponieważ wiara nie "budowała i rozwijała się" w tobie w trakcie dorosłego życia. Niestety, na dokładkę publiczna przestrzeń wypowiedzi w sprawach wiary jest mocno "zaśmiecona" emocjami. Wszyscy krzyczą. Sama staraj się podchodzić do tego racjonalnie, szukaj logiki w tym co czytasz. Jeżeli te teksty będą do ciebie przemawiały, będziesz odbierać ich treści jako wprowadzające harmonię w życie, to dobrze. Zwróć uwagę, czy to cię nie prowadzi do dzielenia ludzi na lepszych i.. tych drugich. To czerwona lampka ostrzegawcza. Jeżeli ten twój zapał z czasem zblednie i wróci stare podejście do życia, to znaczy, że była to tylko fala egzaltacji. Przyszła i poszła.
Jeszcze jedna ważna rzecz: nie zostawaj z tym sama. Powiedz o tym komuś bliskiemu, kto twardo stąpa po ziemi, ale nie jest wrogiem wiary. Spotykaj się i pytaj, jak on/ona ciebie teraz postrzega.

Weź pod uwagę, że piszesz na forum "psychologia", a nie "religia". Nie spodziewałbym się tutaj odpowiedzi na pytanie, czy przeżyłaś nawrócenie, jak np. André Frossard czy św Paweł..

Odnośnik do komentarza

Jesli ci to sluzy to w czym problem?
Jesli chodzilabys na joge i medytowala, a to tez pewien rodzaj modlitwy to pewnie nie uznalabys tego za cos nieodpowiedniego. Nie rozumiem, kazdy czlowiek ma wlasna droge o spokoju i szczescia. Sa rozne religie, rozne sciezki. Gorzej by bylo zadnej w zyciu nie odnalezc.

Odnośnik do komentarza

Podobnie jak mój przedmówca, uważam, że jeśli ci to pomaga a jednocześnie nie krzywdzi nikogo, nie powinnaś się tym przejmować. Najważniejsze jest byś była szczęśliwa. Nie jestem osobą wierzącą ale dostrzegam jakiś sens w podobnych kultach dla poszczególnych jednostek. Mi osobiście wiara w niczym nie jest potrzebna. Jestem święcie przekonana, że jeśli Bóg istnieje, jest mu wszystko jedno czy człowiek ma poczucie jego istnienia, nie potrzebuje naszych śpiewów i modłów. Logicznie myśląc, jeśli bóg jest miłością, prawdą i życiem (tak się chyba mówi) to zależy jemu jedynie na dobrze człowieka a nie na sławie i rzeszy fanów. Boisz się piekła? Chcesz iść do nieba? Staraj się by twoje czyny nie krzywdziły drugiego człowieka, przygarnij bezdomnego kota/psa jeśli masz możliwość, daj bułkę bezdomnemu, szanuj ludzi i ich pracę, pociesz koleżankę... Jestem za to przeciwna i uważam za niebezpieczny każdy ekstremizm bo nie dopuszcza innego stylu życia, myślenia, działania... Kiedyś chrześcijanie mieli niechlubny pomysł inkwizycji teraz święta wojna muzułmanów... Nie musisz nikomu mówić ale nie ukrywaj przed bliskimi, że chodzisz do kościoła. Chyba każdy na jakimś etapie życia choć przez chwilę miał wątpliwości. Mnie też czasem uderza taka myśl, że chyba musi być coś więcej... Szybko jednak ta myśl ulatuje, zostaje wyparta przez racjonalizm. Ty po prostu szukasz siebie. Może przy tym zostaniesz być może nie ale nie powinnaś czuć się winna czy zawstydzona

Odnośnik do komentarza

Spotkała Cię łaska nawrócenia. Nie zaprzepaść jej, lecz rozwijaj. Odszukaj jezuickie domy rekolekcyjne i wybierz zagadnienie które Cię zainteresuje. Zapisy odbywają się ze strony internetowej wybranego domu rekolekcyjnego. W celu zapisania się na konkretny termin rekolekcji lub sesji należy przejść na stronę internetową wybranego ośrodka rekolekcyjnego. Tam kliknąć "zgłoszenie" lub nazwę wybranych rekolekcji.

Zgłoszenia dokonuje się na przygotowanych formularzach, gdzie wpisuje się również kilka słów o sobie. Dopóki termin jest aktywny można się zapisywać.
Dalsza korespondencja (szczegóły, potwierdzenie zgłoszenia) nadejdzie już z ośrodka, w którym odbywać się będą rekolekcje.

Bóg z Tobą!

PSALM 91

Odnośnik do komentarza
Gość naastazja35

Jeżeli chodzi o moje życiowe postępowanie, to zawsze było ono pełne miłości i oddania innym ludziom- nawet, gdy byłam daleka od wiary. Od lat nastoletnich działałam jako wolontariuszka w pogotowiach opiekuńczych, schroniskach, później miałam przerwę, gdyz opiekowałam sie chorymi rodzicami. Miłośc do ludzi, robienie coś dla bliźniego nie jest mi obce- od zawsze się w tym spełniałam.

Odnośnik do komentarza
Gość Psychoaktyw

To nie powrót do religii tylko chęć praktykowania czynnego. Nie wiem jaka to religia ale skoro gościła jak inne obyczaje od początku w twoim domu napewno silnie została zapisana w świadomości. Masz pogłębiony lęk i szukasz lekarstwa. Jak pomaga to ok.

Odnośnik do komentarza
Gość naastazja35

To religia katolicka. jako dziecko byłam bardzo związana z Kościołem, później zaczęłam sie oddalac, aż całkiem się oddaliłam, zaczęłam wyśmiewać te wierzenia, wstydziłam się, ze ja kiedyś także taka byłam wierzaca. Jeszcze przed tym świątecznym okresem nim weszłam do Kościoła ponownie, to od jakiegoś roku miałam sny, w których byłam w kosciele, czułam sie tam dobrze itp. Coś mnie tam ciągnęło wewnętrznie. Apogeum nastało w grudniu, gdy się przełamałam i tam weszłam. Od tamtej chwili jakby wiele spraw sie wyprostowało, moje mysli uspokoiły, lęki o jutro zmniejszyły- jakbym dostała nowy wymiar życia. No ale zyskałam też strach przed zwariowaniem, ponieważ nie rozumiem logicznie tego, co sie stało i dlaczego. Szalenie boje się, ze to początki choroby psychicznej, a im bardziej analizuję to, co sie wydarzyło, tym bardziej się obawiam np. schizofrenii, ponieważ czytałam, ze często urojenia religijne w niej występują. Moje życie przez ostatnie lata było takie racjonalne, wiele czytałam, edukowałam się, religię uważałam za zacofanie, uwstecznienie i co?! Teraz ja sama jestem taka hmmm... uwsteczniona, nawiedzona- jak to mawiają młodzi.

Odnośnik do komentarza

Idziesz do kosciola i odczuwasz spokój. I boisz się, ze to coś zdrożnego, starasz się ukradkiem iśc, bo inni wyśmieją.

Jakbys poszla na wspomnianą jogę, poszła na jakis ciekawy spektakl, czy może film, po obejrzeniu ktorych cos by Ci się w umysle wyklarowało, to pewnie komus znajomemu bys to reklamowała i mówiła dlaczego tak Ci się to spodobało. A jesli chodzi o kosciól, to traktujesz to w karegoriach wstydu- dziwne.

Wiara wielu ludziom pozwala godzic się życiem, z jego ograniczeniami. Pozwala rozumiec ciągłosc życia, uspokaja, ze Ci ktorzy od nas odeszli istnieją w jakiejs innej przestrzeni i my kiedys do nich dolączymy.

Opętanie religią? Opętanie polityką ,do ktorej miesza się religię, lub pod plaszczykiem religii osiąga się cele swieckie (ekspansja terytorialna, ekonomiczna)- tego można się bac. A tego co przynosi Ci ukojenie?

Odnośnik do komentarza

Nie sadze by mozna bylo doszukiwac sie schizofremii. Napisalas ze cale zycie kims sie opiekujesz, nic dziwnego ze poczulas potrzebe bycia zaopiekowana, bycia wazna dla kogos. Tym bardziej ze jestes sama i potrzebujesz sily i oparcia w kims. Ty znalazlas kosciol bo ta droge znasz.
Ja nie widze w tym nic zlego dopoki nie ma w tym fanatyzmu.
Jestes spokojna, zadowolona, masz poczucie spokoju, to duzo. Wiele osob wlasnie taki stan stara sie osiagnac roznymi metodami.

Odnośnik do komentarza
Gość naastazja35

Moim marzeniem jest założenie rodziny, nie mam nikogo od śmierci rodziców, jestem jedynaczką, kuzynostwa także nie mam, z partnerem rozstałam się kilka lat temu i od tamtej pory nie udało mi się nikogo znaleźć, kto własnie chciałby założyc rodzinę. Jestem więc na etapie czekania cały czas.

Odnośnik do komentarza
Gość Psychoaktyw

Spokojnie jeszcze jesteś młodą osobą. Czy w kościele znajdziesz to czego szukasz może ? A z ciekawości co takiego złego zrobił były , był wierzący lub nie za dużo pił czy chciał się się żenić a ty nie byłaś gotowa ?

Odnośnik do komentarza
Gość naastazja35

Mój były nie chciał powaznego związku, cały czas prosił mnie o czas. On był rozwodnikiem, miał dziecko z poprzednią żoną, jego żona odeszła do innego. Czekałam kilka lat na to, aż w końcu wyleczy rany po byłym małżeństwie, bardzo go kochałam, ale musiałam podjąć tę decyzję. Czekałam prawie 7 lat, przez ten czas spotykalismy się, sypialismy ze sobą, ale pragnęłam, by wreszcie ten etap się skończył, by zamieszkał ze mną. Czułam, ze mnie kocha, ale cały czas prosił o czas. Po tych prawie 7 latach- gdy miałam juz 30 lat postanowiłam postawić sprawę jasno- spytałam go, co dalej zamierza, bo ja nie mam zamiaru czekać kolejnych 7 lat, ze chcę mieć stabilny związek, chcę być żoną, mieć dziecko. Na to odparł, ze też tego pragnie, ale jeszcze nie jest gotowy na ponowne zupełne zaangażowanie, ze jeśli nie chcę czekac, to lepiej będzie jak odejdę, bo jemu jednak jest dobrze w układzie, gdy mieszka osobno itp. Odeszłam, choć było cięzko. Nie miałam już siły, by czekać. Od tamtego czasu minęło już 5 lat, z tego, co wiem, to on wrócił do tej swojej byłej zony, moze on właśnie na nią czekał? No ale to mnie już nie obchodzi,chociaż żałuję, ze zmarnowałam te prawie 7 lat na czekanie.

Odnośnik do komentarza
Gość naastazja35

Owszem, mam obawy, że np. nie zdążę juz założyć rodziny. No i ostatnia moja obawa- czy aby nie zwariowałam na punkcie religii, którą kilkanascie lat lekceważyłam i uznawałam, za niepotrzebną i bezsensowną, bo wg mnie tylko wiedza była gwarancją szczęścia i spokoju, wiedza i samodoskonalenie się. Chodziłam do coachów, do psychologów, którzy mieli sprawić, ze będę jeszcze bardziej świadoma siebie, bardziej nowoczesna, bardziej spełniona. Afirmowałam i inne takie rzeczy robiłam, a tu coś tak prostego nagle przyszło i sprawiło, że mam to, co osiągnąć wewnętrznie chciałam. Coś, co uznawałam za absurdalne i zacofane posiliło mnie wewnętrznie, dało mi spokój, cierpliwość w działaniach i poczucie szczęścia i radości z tego, co mam, co miałam. Wdzięczność itp. Sama nie potrafię uwierzyć, ze aż tak się to potoczyło i aż tak mnie zaskoczyło, ze podejrzewam się o szaleństwo lub chorobę psychiczną. Nie przybiera to form fanatyzmu, ale wygląda tak, ze modlę sie wieczorem, w ciągu dnia również o Bogu pomyślę, czuję, ze on jest, że czuwa nade mną i od razu lepiej mi wykonywac zadania codzienności. To coś zupełnie innego niż niż ludzkie wsparcie, bo ludzkie wsparcie takze mam, ale teraz ma i to, którego się jeszcze po prostu boję. Ja po prostu czuję w jakiś dziwny sposób tę bożą obecność w moim życiu, no ale powoduje to we mnie lęk, bo nastało tak szybko- praktycznie z tygodnia na tydzień się zmieniłam, zmieniły się moje wartości- myślę, ze pozytywniej, no ale tak szybka zmiana budzi jednak obawy, czy to nie choroba psychiczna.

Odnośnik do komentarza
Gość naastazja35

Też mnie trochę ten wstyd niepokoi, wszak towarzystwo mam bardzo postępowe- oni, gdy szukają spokoju, mają rozterki to ida do psychologa, do coacha, na zajęcia motywacyjne itp. A ja... od miesiąca do kościoła lub jak mi źle to modlę się w domu swoimi słowami i mi się poprawia bardziej niż po rozmowie z coachem itp. Boję się odkryć przed nimi, wyjść na hipokrytkę, która zawsze była taka anty, aż tu nagle robi coś, co uznawała za zacofanie, ciemnotę itp. W tej "ciemnocie" ja właśnie odnalazłam jakieś światło dla siebie- trudno mi to nawet wytłumaczyć, bo sama nie rozumiem jeszcze, co sie stało...

Odnośnik do komentarza

Dlaczego masz wyjsc na hipokrytke. Jesli chodzi o samorozwoj, to ma on na celu dojscie do doskonalosci. Taki jest cel meytacji, religii itp. Dziwi mnie ze coache nie wspomnieli ze religia jest jednym z narzedzi do odreagowywania stresu. Chodzi o rytualy ktore w kazdej kulturze sa praktykowane od wiekow. One nam pomagaja.
Jak dla mnie to ty wlasnie osiagnelas to co bylo twoim celem w rozwoju, czyli wszystkie treningi przyniosly efekt.
Dalej sie dziwie ze nikt ci nie wspomnial o mszach w kosciele jako o jednym z narzedzi , ja sie o tym uczylam juz na drugim roku studiow. Przyznam ze tez bylam wtedy zaskoczona.

Odnośnik do komentarza
Gość naastazja35

Nie, nikt nigdy nie wspominał mi o terapeutycznym działaniu kościoła, a co do pytania, czy leczę sie na depresję lub coś na nią zazywam- to odpowiem, ze nie, nigdy nie brałam żadnych antydepresantów, nie byłam tez kierowana do psychiatry.

Odnośnik do komentarza
Gość Psychoaktyw

Odpowiem o tej różnicy. Otóż nie ma żadnej dlaczego a dlatego że wszystko tworzą ludzie dla ludzi. Jak pisałem jeśli chodzi o to że w kościele czy po nim czujesz się zaspokojona i silniejsza to wspaniale. Teraz tylko nurtuje mnie to co poza kościółem on, ty rodzina może dzieci? A może tylko taki domysł nie zrozum mnie źle chodzi o to że boisz się rodziny a cała reszta jak wolontariat i kościół to pewna forma własnej tarczy trochę kamuflażu? I usprawiedliwienie jako forma oszukania świadomości. Ale to tylko może moje wywody.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...