Skocz do zawartości
Forum

Problem w związku


Gość RobertM69

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień dobry,
Mam 49 lat, moja żona 38. Poznaliśmy się 15 lat temu. Po 4 latach wzięliśmy slub. Rok pożniej urodziła się nam pierwsza córka. W 2015 roku druga. Maja teraz odpowiednio 10 i 3 lata. Ja pracuję od poniedzialku do piatku w godz 8-16, żona ma wlasna dzialalnosc. Na ogól jest w pracy od 9 do 18. Od około półtora roku w naszym związku zaczęlo dziać się coś niewyobrażalnie złego. Żona ma niekontrolowane wybuchy złosci i agresji. W ulamku sekundy potrafi przejsc od rozmowy do wrzasku. Twarz zmienia sie jej tez w ulamku sekundy. Drżące, sciągnięte usta, obłęd w oczach. Potrafi rzucic trzymanym w reku przedmiotem. Przyczyna takiego wybuchu moze byc przeróżna. Najczęściej nie warta jakichkolwiek emocji. Ostatni przykład - w zlewie stał kubek po kawie. Od 15 minut.... Zaczęła przy tych wybuchach strasznie przeklinać. Starsza córka, kiedy wraca ze szkoły pierwsze pytanie zadaje: "O której mama wraca?" i kiedy słyszy, że np później niz zwykle to może mentalnie się rozpromienia. Natomiast kiedy żona otwiera drzwi to biegnie to swojego pokoju i sie zamyka. Młodsza natomiast, podczas tych eksplozji, ucieka do pokoju, nakrywa sie koldra i placze. Powtarza przy tym w kółko:"Do mamy, do mamy!". Ja natomiast zaczynam się czuc jak żona alkoholika, ktora patrzy z niepokojem na drzwi w jakim stanie i humorze ksiaże małżonek wróci do domu...
Rozmawialem z żona wielokrotnie, pytalem. Nic. O terapii nie chce slyszec, badania robila - wszystko ok. Ona musi o wszystkim decydowac, zawdze ma racje, moja rola zostala sprowadzona do kogos (czegos?) co mozna wyzwac, obrazic, wyrzyc sie. Robilem rachunek sumienia, pytalem zony co jej nie odpowiada, czego nie robie lub co robie źle. Nic to nie dalo. Brakuje mi już sil. Nie wiem co mam robic. Kocham ją, kocham dzieci. Dramat

Odnośnik do komentarza

No właśnie, nie! Pytałem też o ewentualne problemy w pracy. Nic. Podejrzewalem jakies problemy z tarczyca, hormonami, cukrem. Zrobila badania. Nic. Wszystko ja drażni, wiecznie niezadowolona. Odsuwa się od wszystkich. Znajomych, rodziny. Nawet od tescia - ma tylko ojca, jej mama zginala w wypadku, kiedy żona miala 16 lat. Najgorsze jest to, że te wybuchy pojawiaja sie w ulamku sekundy. To nie jest tak, ze np jrst scysja, eskaluje i wreszcie ktos zaczyna krzyczec. Nie! Sierzimy np ogladajac z dziecmi jakis film, sama to wymyslila. Wychodzi na chwile do toalety, wraca i juz widze niezadowolona mine. I pytanie "caly dzien tak macie zamiar siedziec?" Patrze zdumiony i mówie"Ale przecież sama chcialas" No i najpierw wyrzut na jednym oddechu "W dupie to k... Mam! Ch.... ! siedzcie sobie! Ja nie bede k.... Siedziec w domu! Pi.... To!" I to juz z wrzaskiem...

Odnośnik do komentarza

Też pomyślałam, że może mieć kogoś na boku i sobie z tym nie radzi.
Wyślij ją do psychiatry, jeśli nie radzi sobie ze stresem.
Tylko radykalne kroki i konsekwencja może doprowadzić do wyjaśnienia tej sytuacji.
Na początek, jeśli będzie trwała przy swoim, wystaw jej walizki, lub sam z dziećmi wyprowadź się do rodzimy na jakiś czas, tylko wstrząs może ją otrzeźwić.
Niczego się nie obawiaj, bo coś wydaje mi się, że to żona nosi spodnie w waszym związku.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Czy twoja żona dużo pracuje? Czy jej praca wymaga dyspozycyjności również poza godzinami pracy i w dni wolne? Rozwinę punkt 1. z tego co napisała ~onkaY, bo jest mi bliski.

Moja żona też ma własną działalność (ja pracuję na etat) oraz ma przy tym bardzo odpowiedzialny zawód. Żeby wejść do branży musiała się długi czas bardzo starać. Ma też czasem podobne zachowania w domu - niespodziewane ataki stawiania wszystkiego do pionu, zarzucania, że wszyscy mają tylko wymagania, jest bajzel i że wszystko jest na jej głowie. Wasza akcja z kubkiem w zlewie w mojej wersji wygląda tak, że często po podaniu obiadu dowiaduję się, że najpierw muszą zostać pozmywane wszystkie garnki i naczynia i wysprzątana kuchnia, zanim będzie można siąść do stołu i zacząć jeść to co naszykowano. W przeciwnym razie - foch, awantura, dramat. Kiedy będąc w domu była skupiona na pracy, to zawsze z całą uwagą i w pełnym napięciu, dziecko nie mogło wtedy podejść do niej z jakąkolwiek prośbą i przerwać jej, bo był krzyk, czasem z bluzgami.
Moja ocena - jej praca wymaga nie tylko wysiłku, ale i stałej czujności i dokładności, nigdy nie wie, który zaniedbany szczegół może stać się przyczyną katastrofy w zadaniu, którego się podjęła. Dodatkowo ma wielkie poczucie odpowiedzialności i niewielkie poczucie własnej wartości, przynajmniej tak było w pierwszych latach pracy. Podejrzewam, że z tego względu wszelkie próby wyręczania powodowały tylko, że natychmiast podejmowała więcej zleceń. Jest dobra w tym co robi i nie potrzebuje reklamy, bo ludzie ją sobie polecają, ale jej pozycja we współpracy ze zleceniodawcami i partnerami jest taka, że oni mogą popełniać różne błędy, nie wypełniać jej wszystkich wskazówek, a zadaniem żony jest mimo to znaleźć bezpieczne wyjście. Za to płacą. Czy coś z tego pasuje ci do twojego przypadku?
Osobom prowadzącym samodzielną działalność od pewnego czasu mocno pogorszyły się warunki prowadzenia firmy (jakby kiedykolwiek były dobre) i wielu jej znajomych też to potwierdza. W połączeniu z narastającym zmęczeniem mogło to spowodować, że żona coraz częściej traci cierpliwość również do drobiazgów. Ma mniej sił, a chce nadal działać, więc minimalizuje zbędny wysiłek pilnując, żeby wszystko szło do celu najkrótszą drogą i przenosi to również na dom. Drobnę sprawy "odpalają" jej wtedy ostre poczucie zagrożenia znane z pracy. Nawet odpoczynek potrafi nagle stać się niebezpieczny.
Mojej żonie dobrze robi afirmacja, ale nie każda. Np. mówienie "jesteś dzielna" nie pomaga. Odbiera to jako popchnięcie jej w stronę jeszcze większego wysiłku i większej odpowiedzialności, której już ma dosyć. Raczej działa budowanie poczucia bezpieczeństwa rodziny i domu. Nie pomijaj żadnej okazji, żeby przypomnieć o tym, że jesteś przy niej i będziesz, cokolwiek się nie wydarzy. Że w domu jest OK, że ogarniasz i że jak dla ciebie jest wystarczająco dobrze, aby być spokojnym, choć na pewno nie idealnie, ale przecież nie musi i nigdy nie musiało. Kombinuj tak każdego dnia. To powinno sprowokować ją w końcu do zadania sobie pytania - czemu tak właściwie ma służyć cała jej szarpanina? Żeby pomyślała coś w rodzaju: bitwa dobiega końca, to, co dla niej najcenniejsze, zostało obronione, można powoli sobie zacząć odpuszczać. Że nawet jak raz i drugi nie pójdzie dobrze w pracy, to i tak w końcu sobie poradzi, a to, co ważne, pozostaje bezpieczne. Oczywiście to był proces i efekty nie były widoczne od razu.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...