Skocz do zawartości
Forum

Pogubiłam się i nie wiem co dalej robić.


Gość SmutnaiZagubiona

Rekomendowane odpowiedzi

Gość SmutnaiZagubiona

Cześć,
Piszę tu, bo mój problem jest natury psychologicznej, a to forum wygląda na sensowne i mam nadzieję, że ktoś podpowie mi coś (pokrzepiającego).
Otóż jestem 5 lat po studiach. Wiem, że zabrzmi to dziwnie, ale miałam na siebie plan, który jak okazało się wiele lat później był chybiony. To nie takie proste. Starałam się zrealizować moje marzenia, ułożyłam sobie życie od podszewki ze wszystkim. Nie dostałam się na tamte studia, mimo iż przez 2 lata przykładałam się solidnie do nauki, 3 rok był taki 50/50 ze względu na nerwicę, która wtedy wystąpiła. Maturę zdałam, ale zabrakło mi punktów. Złożyłam papiery na inny kierunek, w sumie to chciałam zajmować się czymś rozwojowym, czymś co służy zdrowiu. kiedyś rozmawiałam z koleżanką i jej brat studiował ten kierunek na politechnice. Więc w złożyłam papiery też na to, z tym, że przy składaniu okazało się, że jest to podzielone na 2 specjalności, i ja wybrałam coś innego, na początku nawet nie wiedząc co to jest, kierowałam się tym, że jest ta specjalność bardziej podobna do kierunku na który nie dostałam się. (zdaję sobie sprawę, że zagmatwane, mam nadzieję, że coś z tego rozumiecie). W ogóle to trochę zapatrzyłam się na koleżanki które też miały tak zaplanowaną przyszłość, może trochę na ludzi którzy już wykonują ten zawód i nieźle im się powodziło, uważałam ich za mądrych, a trochę może po części z tego względu, że od ładnych paru lat miałam kontakt z tym środowiskiem ze względu na sytuację rodzinną . (Przepraszam, że tak piszę, ale wolę pozostać całkowicie anonimowa). Poza tym, począwszy od gimnazjum zaczęłam być bardzo ambitna, poświęcałam dużo czasu lekcjom, dopracowywałam wszystko. Niektóry przedmioty szły mi łatwiej (humanistyczne, choć nie lubiłam historii i nie miałam "lekkiego pióra")niektórym musiałam poświęcić więcej czasu (najtrudniejsza była fizyka, chemię z matmą dawałam radę "wyćwiczyć", reszta była taka neutralna.

Więc wracając do sprawy, już w wakacje przed studiami źle się czułam psychicznie, dużo jadłam, nie cieszyłam się z wyjazdu wakacyjnego i przestałam kontaktować się z koleżanką która na tamte studia się dostała (było mi żal). To była moja najbliższa koleżanka z liceum. Nie miałam ochoty chodzić na studia, wstawać rano i iść na zajęcia. Najgorsze były 2 pierwsze lata, poprawki, poprawki i wstyd.

Próbowałam jeszcze poprawiać maturę, byłam uparta (dziś wiem, ze zbyt uparta i to kosztowało mnie bardzo dużo). Nie mogłam uczyć się na studiach. Uczyłam się tuż przed zaliczeniami. Przeżywałam duży stres na zajęciach, bo nie wiedziałam co mam robić, co studiować, jednoczenie nie mogłam się pogodzić, że jestem za słaba, żeby dostać się na upragnione (wtedy tak sądziłam) studia. Stres odreagowywałam jedzeniem, chodzeniem po sklepach. Nie przykładałam wagi do nowych znajomości, choć miałam w porządku osoby na roku. Brałam leki od specjalisty, jednocześnie zaczęłam za jego namową szukać psychologa. Pierwszy z nich okazał się....pseudopsychologiem. Pojechałam tam sama, znalazłam też sama przez internet.
Druga pani psycholog już była ok , z tym, że jakby nie wykazała jakby chęci, że chce się mną zająć, nic mi nie powiedziała po pierwszym spotkaniu. Zrezygnowałam wtedy. Mama raz wcześniej poszła ze mną do innej psycholog, ale jakoś nam ona nie odpowiadała, pewnie nie była zła, ale ja wtedy nie wiedziałam, nie rozumiałam, że muszę chodzić na psychoterapię, długo, nie wiedziałam co to jest. Mam żal do siebie i trochę też do rodziców, że mnie wtedy wcześniej, jak byłam na początku studiów nie przypilnowali, żeby znaleźć dobrego psychologa i żebym chodziła do niego. Nie wiem czy by to coś pomogło, bo ja byłam bardzo uparta, nie potrafiłam pogodzić się z porażką, wtedy też spadło moje poczucie wartości. W trakcie studiów miałam inne pomysły, na jakie kierunek pójść, część osób zmieniło profil po licencjacie. Ale szkopuł w tym, że ja nie byłam pewna niczego, o wszystko się pytałam, radziłam. Skończyłam, właściwie cudem tylko ten jeden kierunek. II stopień był już łatwiejszy (pomijając pracę dyplomową), wtedy też udało mi się pojechać na jakieś wakacje, miałam też lepszy kontakt z ludźmi. Udało mi się też w trakcie studiów zrobić prawko, którego wcześniej ze względu na lęki nie zrobiłam. To tyle. Nie mogę powiedzieć, że dobrze wykorzystałam okres studiów. Nikogo też (<3) nie poznałam, tzn. był było 2 chłopaków, ale nic nie zaczęło się nawet, bo albo ja czułam się gorsza albo w drugim przypadku źle oceniłam chłopaka, a szkoda, bo mógłby być może moim kolegą, którego teraz bardzo mi brakuje. To była moja wina. Inaczej nie potrafiłam. Po studiach pracowałam trochę w swoim zawodzie, ale niepewność, brak przekonania sprawiły, że nie przedłużono mi umów. Nie wiedziałam co zrobić ze sobą, posłuchałam mamy która mówiła, że jakaś tam koleżanka dostała pracę z urzędu pracy i też się zapisałam. Dostałam staż na innym stanowisku, biurowym, ale też nie bardzo się sprawdziłam, ani ja nie polubiłam tego no i ciągłe zastanawianie się, co robić ze sobą, ze swoim życiem. Trochę mieszkałam poza domem, w innym mieście, co podobało mi się, ale w związku z utratą pracy musiałam wrócić. Mam zdiagnozowane problemy psychologiczne, pracuję nad nimi, ale lata w męczarniach i wciąż nie wiem co mam robić. Dziś myślę, że mogłam pójść na coś jeszcze. Tylko na co, do końca nie wiem. Właściwie 2 typy które rozważam są różne od mojego dotychczasowego wykształcenia. Jednym z nich trochę już się zajmuję "nieformalnie", ale tez nie jestem pewna czy chciałabym się temu poświęcić. Nie mogę powiedzieć, że w ogóle nienawidzę swojego zawodu. W 2 miejscu pracy nawet troszkę spodobało mi się, ale są rzeczy które mi przeszkadzają. Podobno jest tak, ze rozkładam wszystko na czynniki pierwsze. Ja wiem, że dużo myślę. Obecnie czuję się bardzo źle. Oprócz tego co wymieniłam, brakuje mi kontaktu z ludźmi, nie mam "drugiej połówki" i w życiu dorosłym nie miałam. Chciałabym mieć w przyszłości rodzinę, sądzę, że jest to najważniejsze. Nie chciałabym być sama, ale, muszę sobie poukładać swoje sprawy, bo tak to nie ma szans, żebym dała radę. Jest ciężko. Podświadomie myślę, kładąc się spać, że nie chcę się budzić. Nie chcę kończyć tak negatywnie, co mogę powiedzieć pozytywnego: zdrowie fizyczne jeszcze mam w miarę ;), mam gdzie mieszkać i mam rodzinę, ale przez to wszystko oni też już mają dość. Spokojnego popołudnia. Zdaję sobie sprawę, że jestem na dzień dzisiejszy "do poprawki" ale może ktoś się odezwie. Strasznie rozpisałam się, aż odeszłam od tego o co chciałam zapytać. Mianowicie ja mam obawy, co do zmiany branży, boję się, że może utknęłabym gdzieś w połowie drogi i wtedy nie wiedziałabym co robić, czy brnąć dalej w nowe, czy wracać do starego. Poza tym, jakoś dziwnie się z tym czuję, tzn, fakt, że już trochę pracowałam w swoim sprawia że jest mi ciężko, bo może cały czas myślałabym czy może warto było przy tym pozostać. Żałuję, że jakoś nie dałam rady zastanawiać się w trakcie studiów, może skończyłam jednocześnie jakieś 2 kierunki, chociaż lic z drugiego i wtedy po studiach zdecydowałabym w czym pracować. Teraz to już nie wiem kim jestem i bardzo źle się czuję.

Odnośnik do komentarza
Gość Gunsglinger

Z tego, co piszesz wynika, że czujesz się bardzo zagubiona i nie potrafisz podejmować decyzji. Być może oczekujesz czyjegoś wsparcia i opieki, że ktoś powie Ci, co masz robić, co Ci się spodoba i Cię usysfakcjonuje. Że problemy nagle znikną i wszystko będzie w porządku. Ale niestety ten świat tak nie działa i jeśli sama nie weźmiesz swojego życia w garść, nikt go za Ciebie nie weźmie. Najłatwiej w tej sytuacji mają osoby myślące prosto i pozytywnie, ale wiem, ale optymizm to nie coś, co po prostu można sobie narzucić. Myślę, że najlepszym sposobem byłoby oderwanie się od tego szalonego biegu za karierą zawodową i wejrzenie w głąb siebie. Twoje pragnienia, potrzeby. Bądź ze sobą szczera, nawet jeśli coś Ci się nie podoba. Osobiście swojego czasu postanowiłem iść na informatykę tylko dlatego, że wszyscy idą i zarabia się po tym bardzo dużo. Ale było to sprzeczne z moją osobowością, która nie czułaby się spełniona w takiej pracy. Słuchaj więc swojego serca i rób to, na co masz ochotę. W końcu będzie lepiej, a kto szuka ten znajdzie. Sprawdź, jakie masz jeszcze możliwości i dąż do sukcesu, do swoich marzeń, bo bez nich życie traci kolory. Co do psychoterapii, skoro widzisz u siebie taką potrzebę i nie potrafisz sama uporać się z problemami, może warto byłoby jeszcze raz w nią zainwestować? W internecie można poczytać opinie o poszczególnych specjalistach, wiele też zajmuje się m.in. doradztwem zawodowym i odkrywaniem siebie. Nie zaniedbuj swojego stanu i jeśli czujesz się nie tak, jak powinnaś, szukaj pomocy!

Odnośnik do komentarza
Gość SmutnaiZagubiona

"Słuchaj więc swojego serca i rób to, na co masz ochotę"
Niestety, tak jak wspomniałam mam już swoje lata ;) Do tego dochodzi kwestia, że trzeba pracować, martwi mnie, że przez te lata przez które nie miałam ciągłej pracy, a przez część czasu byłam też na stażach na których zarabiałam grosze (700zł-1000) nie udało mi się odłożyć jakiejś sensownej sumy. Dopiero w ostatniej pracy udało mi się trochę więcej zaoszczędzić. Mam dom, ale widzisz, moich rodziców w tym wieku w jakim ja jestem było stać, żeby ten dom wybudować, a ja obecnie nawet auto od mamy pożyczam :( Mimo iż jestem oszczędna to i tak trzeba zarabiać, żeby coś mieć.

Odnośnik do komentarza
Gość SmutnaiZagubiona

Wiecie co, nie wiem czy to normalne czy nie, ale ja myślę tak (być może jest to niepotrzebny problem, może sam się wyjaśni), że jak zostawię, odejdę z mojego zawodu i zacznę uczyć się czegoś innego, mając nawet już taką pracę to może nie zdołam już "porządniej" nauczyć się tego. Może dojdę do połowy drogi i nie będę wiedziała czy wracać czy nie? :(

Wiecie, wczoraj późnym wieczorem polała się tutaj fala krytyki (szybko usunięta) w moją stronę. Zarzucano mi m.in. , że miałam czas i siłę chodzić po sklepach a nie uczyłam się. Tak jak napisałam, wiem, że jest to trudne do zrozumienia. Ja nie umiałam sobie poradzić. Dzisiaj wiem, że powinnam była się wtedy uspokoić, przemyśleć to, ale nie mogłam. Żałuję, że tak nie zrobiłam, ale sama nie wiem czy bym dała radę, fakt jest taki, że nie dałam. Chyba z jakiegoś powodu też zaczęłam dużo jeść, odcięłam się od ludzi...to nie było tak, że ja olałam naukę a żyłam życiem studenckim. Po prostu pozwalało zapomnieć i zrelaksować się...nazwijcie to jak chcecie, ja sama nie wiem do końca..

Może to i usprawiedliwianie się, ale w domu też miałam trochę problemy. Może i mam trudny charakter, ale jakbym miała inaczej w domu, może część tych moich nazwijmy negatywnych cech uległoby naprawie, w trakcie wychowywania. Poza tym, miałam też problemy w pewnym okresie nazwijmy to w szkole, byłam powiedzmy "szykanowana"?? przez starsze osoby, którym nic nie zawiniłam, 2 razy też powiedzmy dosłownie...oberwałam. Może i miałam talent albo pecha do takich problemów, ale na pewno nie robiłam celowo niczego, żeby tak było...
Co by nie było, nikt i za żadne pieniądze nie przywróci mi lat życia...

Odnośnik do komentarza

Co by nie pisać o szkole średniej dziś to już historia. Którą trzeba zamknąć, niezależnie, czy byłaś jej jedyną autorką, czy ktoś tam coś dopisał. Przyznam, że i ja mam kilka takich spraw, które czasem śnią mi się w nocy, przeżywam sceny z życia jeszcze raz i jeszcze raz mając nadzieję, że może za kolejnym razem skończą się inaczej, lepiej. To bezproduktywne. Czasem mówię to sobie nawet na głos: to już za mną. Żeby bardziej dotarło.
Zebrałaś pozytywy swojej sytuacji i widać, że bazowe aspekty masz na plus. Nie porównuj się z rodzicami. Teraz może cię wyprzedzają, ale jak porównacie się za 10 lat, to może ty wyprzedzisz ich. Czy to takie ważne? Uważam, że ~Gunsglinger dotknął istoty sprawy: wejrzenie w głąb siebie rozumiem jako wsłuchanie się w swoje siły motywujące do działania. Do czego cię ciągnie teraz? Co byś zrobiła najpierw, gdyby nie było presji czasu i obowiązków? Gdyby nie brać pod uwagę tych wszystkich zaległych a niezrealizowanych planów? Gdybyś teraz nagle znalazła się w całkiem innym miejscu, gdzie nikt by nie wiedział o tobie nic i tam musiałabyś ułożyć sobie życie. Przy czym "chciałabym odwrócić czas" nie należy do zbioru poprawnych odpowiedzi. Jeżeli znajdziesz w wykonywanej pracy coś satysfakcjonującego, coś do czego cię ciągnie, to tego warto się trzymać. Oceniasz, że w pracy idzie ci źle, ale może to ocena w rodzaju "trawa jest zawsze zieleńsza po drugiej stronie płotu"? Moja praca składa się z co najwyżej 5% chwil, kiedy mam z niej prawdziwą frajdę. Reszta to rzemiosło, które wykonuję rzetelnie po to, żeby właśnie co jakiś czas zdarzyło się to, co mnie buduje, co lubię, co ładuje moje akumulatory. Lepiej raczej nie będzie, ale dla mnie taki układ jest OK. Może przyjmując takie kryteria znajdziesz odpowiedź na pytanie o zmianę branży, które zadałaś na końcu wpisu?

Odnośnik do komentarza

A może cięzko Ci tak żyć, bo jestes wysokiej klasy specjalistką w ciągłym rozważaniu siebie, o sobie, wokól siebie? Może zauważ innych ludzi, może po pracy idz w pracę wolontariat np w hospicjum. Może tam znajdziesz sens życia?

A może w słabym ciele slaby duch i wystarczy trochę pobiegać na intereujące Cię zajęcia sportowe i juz zycie będzie radośniejsze, bardziej ciekawe. A może wpadnij na zajęcia karate-uczą ogromnej koncentracji, pokory i odwagi w starciu oko w oko z przeciwnikiem. A i spore grono facetow tam uczęszcza- może jakas polowka by Ci się trafila?

Niby chciałabys jakiejs rady, ale profil Twoich studiow jest okryty glęboką tajemnicą, rodzaj Twojej pracy pewnie jeszcze większą.Aż dziw bierze, ze pobierałas nauki na polibudzie (tak zrozumialam) i miewasz pracę za 700-1000 zl. Owszem ,znam takich co po architekturze i za darmo caly rok pracowali, ale to bylo zaraz po studiach a teraz jakos powolutku się wygryzają.

Piszesz, ze rodzicow to w Twoim wieku i na dom bylo stać. Jakoś wydaje mi się, że o ile nie dostali pokażnych srodków materialnych np. od swoich rodziców ,to ten dom budowali za pieniądze z kredytów. Czyli i Ciebie dzis byłoby stac na lokum za pieniądze rodziców lub za pieniądze z banku.Nie wiem jaki lukratywny zawód jakies 30 lat temu dawalby tego typu niezależnośc, ze bez wspomagania rodziców lub banku można byłoby mieć dom. Jesli wszystkie Twoje porównania i analizy są tak dokładne jak ta kwestia z domem to nie dziwię sie, ze do dziś blądzisz nie wiedząc czego tak naprawdę od życia oczekujesz. A ponoć polibuda uczy trochę analitycznego myślenia.

Odnośnik do komentarza

W tym kraju jak kobieta smie nie miec sprecyzowanej sciezki kariery to wg niektorych gorzej, niz gdyby byla zbrodniarką, więc się nie przejmuj. Nie każdy musi iść utartym szlakiem, tylko w zaściankach i zapadłych wiochach takie mity pokutują. Teraz rzeczywistość rynku pracy jest zupełnie inna, mobilna i stwarza duże możliwości każdemu, kto tylko chce.

Odnośnik do komentarza
Gość SmutnaiZagubiona

Cześć,
Trochę podbiję swój wątek. Dzięki za odpowiedzi.
Chodzę do psychologa. Mam też wsparcie ze strony mamy, kogoś z rodziny i jednej koleżanki, choć na odległość. Brakuje mi osoby takiej "na miejscu" w podobnym wieku do mojego.
Powiem Wam, że ciężko mi określić cel odnośnie tego co mam robić. Ostatnio uświadomiłam sobie (nie wiem, może wcześniej jakoś spychałam tę myśl..??) że albo będę robić coś w moim zawodzie albo coś pokrewnego albo...zostaje jakaś zwykła praca.
Uświadomiłam sobie, że nie dam rady chyba nauczyć się czegoś innego, jeśli miałoby to być zajęcie umysłowe. W ogóle poczucie straty ostatnich 10 lat jest też przytłaczające. Niby z jednej strony wiem, że nie mogłam...a z drugiej czuję się w jakimś stopniu winna. Wiecie, bo ja zagubiłam się już będąc w gimnazjum, bo za bardzo chciałam pracować w innym zawodzie, zupełnie nie dla mnie, ale nie dostałam się i stąd też wybrałam kierunek trochę podobny który skończyłam. Powiem Wam, że ja źle się czuję z tym, że to skończyłam. Czy to normalne że tak czuję? Ja mam tak, że ani zostawić ani brnąć w to dalej. Help! to mnie zabija. Boję się tego zostawić, bo może będę żałować a jednocześnie boję się podjąć się tego. Czuję się zagubiona, jak już tutaj Guslinger napisał. Wiem, że to żałosne. Mnie bardzo zależało na tym, aby zdobyć wykształcenie i później pracować zgodnie z nim. Nie zależało mi na pieniądzach, wolałabym już do końca życia zarabiać po 2 tys ale czuć się szczęśliwa. Chciałam zarabiać uczciwe i być dobra w tym co robię, rozwijać się. A tu proszę...mało tego, to przekreśliło szansę na rozwój innych sfer w moim życiu.

Odnośnik do komentarza

Jakbyś chciała pracować, to byś pracowała. Najwidoczniej musisz mieć nadzianych starych, że w wieku 30/stu lat możesz sobie pozwolić na takie marudzenie. Na miejscu twojego ojca i matki nie dałbym tobie ani grosza, a lodówkę zamknął na klucz, to byś szybko wzięła się za robotę.

Odnośnik do komentarza
Gość SmutnaiZagubiona

Cześć Mahomet,
nie dostaję pieniędzy od rodziców, jedzenie i lodówkę tez mam swoją. Na moje podstawowe potrzeby mam pieniądze swoje. Skąd od razu zakładasz, że nie mam swoich pieniędzy? Skąd wiesz ile pracowałam już?

ps. coś tak czuję, ze Ty też masz jakiś problem, może porusz go na forum tak jak ja?

Odnośnik do komentarza

Czyli wychodzi na to, że żyjesz z oszczędności. Rozumiem, że aby żyć z oszczędności, to teraz trzeba mieć min 600tys odłożone, wtedy mamy 2025 zł / m-c na rękę. Oczywiście nie jest to wiele, ale na życie wystarczy i można wtedy nic nie robić. No chyba, że nie żyjesz z oszczędności, a PRZEŻERASZ oszczędności, czyli nie korzystasz z odsetek, a wydajesz kapitał- wtedy jesteś zwyczajnie niegospodarna, nie masz wyobraźni i na nową lodówkę będziesz musiała już poprosić tatusia :)

Ps... mój jedyny problem to że nie wiem gdzie się podział mój pilot od tv :P

Odnośnik do komentarza

Wiesz, czasami myślę ,że tutaj nie warto szukać pomocy, ponieważ wypowiedziami niektórych osób można jeszcze bardziej się załamać. Ludzie są bezwzględni, okropni i dziwię się, że tutaj nikt tego nie kontroluje. Przeczytałam Twoją wypowiedź i bardzo ale to bardzo wiem co czujesz. Pogubiałaś się w życiu, bo nie możesz robić tego co byś chciała. Ja również nie dostałam się na psychologię i się nie odwoływałam, choć mogłam bo miałam maksymalną ilość punktów, z góry zalożyłam, że nie mam szans, skoro było 20 osób na jedno miejsce i dostawały się dzieci samych lekarzy, prawników czy innych bogatych ustawionych ludzi. Potem nigdy się już nie odnalazłam, skończyłam inne studia tylko dlatego ,że tam mogłam się dostać. Robiłam rzeczy, które mi nie odpowiadały. Potem przyszły ciężkie choroby i niestety, nie mogłam pracować i nie pracuję po dzień dzisiejszy. Z każdym dniem czuje się coraz bardziej nieszczęśliwa, jeszcze tym bardziej, że wszystkie moje koleżanki robią kariery, doszly do pieniędzy, są zdrowe i wiedzą ,że żyją. To wszystko powoduje jeszcze większą depresję, że dlaczego mnie to spotkało, dlaczego jestem okaleczona, dlaczego zachorowałam, dlaczego nie mogę robić tego czego pragnę . Ja mam partnera i to on mnie utrzymuje, ale nawet nie Wiesz ile mnie to kosztuje i jak mi wstyd przed znajomymi i koleżankami. Ale Wiesz dlaczego, dlatego że nikt nie jest tolerancyjny, nikogo nie obchodzi czy jesteś chora, dlaczego znalazłaś się w takiej a nie innej sytuacji. Ludzie nie czytaja między wierszami, ida po trupach i byleby im było dobrze. Nikt Ci nie pomoże, ani nie poda ręki aby doradzić , bo dzisiaj tacy sa ludzie, im większy masz problem, tym bardziej maja Cię tam, gdzie plecy kończą swą szlachetną nazwę ... Psycholog, jak trafisz dobrze to możesz sie wyżalić, to czasami pomaga, przynosi ulgę ale tu, też trzeba uważać. Mówienie weź się w garść nic nie da, kiedy człowiek jets załamany. Takie osoby potrzebują akceptacji, zrozumienia i ciepłych słów. Ale kto moż eto dać,skoro dziś jest wokół nas tyle podłości ludzkiej. Jak wygadać się koleżance, która cieszy się z naszych problemów i za naszymi plecami się śmieje z nas. Dziewczyno jedno jest pewne jesteś zdrowa, możesz zarabiać na siebie , możesz być niezależna . Zrób sobie listę po jednej stronie na plusie wpisz swoje zalety, w czym jesteś dobra, co lubisz, jakie masz marzenia,oczekiwania, plany. Po drugiej stronie na minusie wpisz swoje wady, czego nie lubisz, czego nie chcesz, wszystko to co Cię dołuje. Kilka razy w ciszy skup się na tym co napisałaś, i pomyśl co będzie dla Ciebie najlepsze. Może okazać się ,że praca sprzedawczyni w eleganckim butiku okazać się dla Ciebie czymś wspaniałym. Czasam tak bywa ,że studiujemy, zdobywamy tytuły naukowe a na końcu okazuje się ,że zakładamy plantację lawendy i to jest to, czego szukalismy całe zycie. Albo ktoś otwiera sklep internetowy z bielizną i jest najszczęsliwszym człowiekiem, może nie ma takiego dochodu jak w korporacji w której pracował na kierowniczym stanowisku ale mimo mniejszych pieniędzy odnajduje swoją drogę do szczęścia. Może Ty nie potrzebujesz kolejnych fakultetów, tytułów itd, może chciałabyś robic coś skromniejszego ale presja otoczeia,powoduje że sie blokujesz,że bedą się z Ciebie smiać... Uwierz w siebie, rób co możesz robić a miedzy czasie szukaj najlepszego rozwiązania kierując się plusikami ze swojej listy ,jaką stworzysz. I pamiętaj jesteś zdrowa - to jest najważniejsze.

Odnośnik do komentarza

Jak wzięłaś na siebie zbyt ambitne obowiązki i nie dajesz rady, to lepiej zmienić pracę, nawet na inna dziedzinę. Możesz pójść na inne studia, jakieś łatwiejsze. Może będą trochę nudne ale przynajmniej praca nie będzie taka trudna. Praca nie musi być ciekawa. Będziesz się realizować w hobby poza pracą.

Jak dziewczyna pisze że "chce mieć rodzinę" to na 100% chodzi jej o dzieci bo się nie może powstrzymać przed tym, a chłopak jest na przyczepkę. Takiej relacji nie polecam. Normalnie się nie pisze w ten sposób, tylko "brakuje mi kogoś bliskiego, brakuje mi więzi uczuciowej".

Dlatego chłopak by ci się przydał do przyjaźni ale bez związku - uczucie platoniczne. Dzięki temu będziesz mieć wsparcie, odpoczniesz, będziesz się mniej przejmować i łatwiej ci będzie podejmować decyzje.

Odnośnik do komentarza
Gość SmutnaiZagubiona

Hej kk...coś tam ;P
Dzięki za odp. wiesz, jeśli chodzi o przyjaciela...no nie mam, ale szkopuł w tym, że nikt nie chce się przyjaźnić z taką osobą która jest smutna, nieszczęśliwa. Przecież każdy wolałby osobę z którą można robić dużo różnych rzeczy, może gdzieś dalej pojechać. Ja czuję się trochę depresyjnie i nie chce mi się chociażby chodzić na zakupy, dawno nie byłam na wakacjach, nawet niestety nie dbam o siebie tak jak kiedyś...
Może jedynie koleżeństwo/przyjaźń z osobą z podobnymi zachowaniami? Ale czy to będzie dobre ?? Może ktoś ma takie doświadczenia? Ja trochę sądzę, że to zamknięte koło, bo dużo ludzi ode mnie odeszło...

Odnośnik do komentarza

Z podobnymi odczuciami to jest możliwe do pewnego stopnia, bo chłopak wyczuje twoją sytuację jeśli ma dobre serce, ale musi być odporny psychicznie żeby to się udało. Jakbyś się nastawiła na uczucie między wami, to dzięki temu odpoczęłabyś na spotkaniach. Na spotkaniach nie wolno ci się smucić, należy zapomnieć o wszystkim i rozmawiać tylko o czymś przyjemnym. Mając siły, o wiele łatwiej podejmiesz decyzję odnośnie wszystkich rzeczy o które pytasz. Mnie dziewczyna namówiła na studia mówiąc tylko jedno zdanie, tak ją polubiłem. Musiałem jeszcze zdać maturę i to wszystko jest bardzo trudne przy moim stanie zdrowia. Uczucie potrafi bardzo pomóc. Wiesz że masz oparcie w kimś i nie boisz się podejmować decyzji.

Odnośnik do komentarza
Gość SmutnaiZagubiona

Dzięki,
a to Ty chłopak jesteś ;)
no tak, można by spróbować, może szybciej poznam kogoś przez sieć (nie mam na myśli portali randkowych, tylko jakieś inne..) bo z założenia szukam kogoś po prostu do miłego spędzenia czasu.
No niby mam pomoc i od mamy i chodzę do psychologa. Ciężko mi jest, bo nadzieję straciłam i nie wiem jak będę dalej żyć. Wydaje mi się, że popsułam sobie życie (pominę, że od długich lat już moje życie straciło kolory). Kiedyś byłam inna, bardzo za tym tęsknię, za życiem które było kiedyś mimo iż może nie zawsze było dobrze to i tak nie ma co porównywać...
Psycholog mówiła, że obiektywnie patrząc nie jest źle, że to wszystko jest w mojej głowie...(??)
Mnie się wydaje że powodami dla których jest obecnie jak jest były wydarzenia na które nie miałam wpływu ale też moje cechy wrodzone (jestem emocjonalna, wrażliwa, łatwo się denerwuję). Do tego, nie wiem czy to również wrodzone czy nabyte ale mam niestabilne (określenie psychologa) poczucie wartości, choć słyszałam od ludzi, że mam niskie, często słyszę, że nie wierzę w siebie. Zastanawiam się czy nie nabyte bo mam na myśli różne wydarzenia niekorzystne z życia. Może to "podkopało" moją samoocenę, zabrało pewność siebie. W domu nie miałam źle, ale była ( i jest) choroba, do tego wydaje mi się, że brakowało mi takiego poczucia, że jesteśmy "dość dobrą rodziną". Dużo więcej czasu spędzała z nami mama, ale przez to zrezygnowała ze swojego życia. Ja od małego miałam tak, że chciałam mieć coś co miał ktoś inny (raczej dostawałam to), ale też mimo iż żyliśmy tak przeciętnie, to porównywałam swój dom z innymi, lepszymi i mój wypadał na niekorzyść. Trochę też wstydziłam się jaki zawód wykonywał mój tata, wolałam aby był bardziej wykształcony. Teraz raczej dostrzegam to, że za mało się nami zajmował, wolałabym mieć w domu kogoś kto będzie codziennie zapewniał dzieci że one są w porządku i cały dom też. Dodatkowo rodzice też ze sobą nie żyją..tzn. ze wzgl. finansowych mieszkają razem, ale każdy rządzi sobie. Także trochę tych powodów jest..jakby dołożyć jeszcze beznadziejne nauczycielki w szkole, które potrafiły upokorzyć przy całej klasie, wyśmiewanie przez osoby których w zasadzie nie znasz to mamy trochę bagażu....do tego mój charakterek. Chciałam być najlepsza, pójść do najlepszej szkoły, później na najlepsze studia, mieć najlepszego męża ...tak to wygląda.

Odnośnik do komentarza

A co z tamtym chłopakiem którego źle oceniłaś a mógł być kolegą? Nie da się z nim skontaktować?

Moja historia jest trochę podobna do twojej. Dziewczyna która namówiła mnie na studia ma spore lęki, nawet bała się ze mną spotykać. Powiedziała że nie potrafi rozpoznawać uczuć. Jej rodzice rozwiedli się gdy była dzieckiem i kazali jej mieszkać u babci. Załamała się po trzyletnim kontakcie z agresywnym chłopakiem który się z nią kłócił. Na skutek samotności ciężko jej w życiu. Nasza korespondencja trwała 9 miesięcy, spotkała się tylko raz. Planowała dalsze spotkania ale przez lęki nie dała rady. Nasze listy opublikowałem w książce. Książka jest dostępna do wypożyczenia w Bibliotece Jagiellońskiej. To było szczere bezwarunkowe uczucie z mojej strony. Książkę wysłałem do jej ojca z prośbą o pomoc żeby dziewczyna dalej się ze mną spotykała bo takiej przyjaźni nigdy nie znajdzie a bardzo jej pomoże. Zerwanie było bardzo nierozsądne z jej strony. Być trzy lata z agresywnym chłopakiem a zrezygnować z dobrego chłopaka. Pomagałem jej, radziłem bo było jej ciężko na studiach. Mam dar pomagania, chciałem studiować psychologię. Czekam na odpowiedź od ojca. Może jednak zrozumie sytuację.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...