Skocz do zawartości
Forum

Mówić czy nie?


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie!
Spotkałem się z różnymi zdaniami na ten temat i wolałbym też zapytać tutaj.

Swoją sytuację opisywałem nieraz więc w skrócie: ojciec nie żyje, był alkoholikiem, z matką nie utrzymuję żadnych kontaktów (wyrzuciła mnie, ogółem to jak mnie traktowała odbieram jako "zemstę na mnie za ojca").

Ostatnia sytuacja przy próbie wynajęcia pokoju skłoniła mnie do pewnych przemyśleń, a mianowicie:
-idziemy na totalną szczerość? Szufladkowanie z miejsca następuje, albo oskarżenia "skoro go matka wyrzuciła to musiał coś jej zrobić"
-mówimy "nie chce o tym rozmawiać" - powtórka z rozgrywki. W poprzedniej pracy miałem taki przypadek i te drwiące uśmieszki z pytaniem "co bili cię w domu?" do dziś mnie irytują, można powiedzieć, że to trzeci (obok pensji i zwolnień) powód, dla którego zmieniłem pracę.
Zaś przy ostatnim przypadku związanym z przeprowadzką na próbę "nie chce o tym rozmawiać" to reakcja "pewnie pan coś nabroił".

W konsekwencji rzuciło to wszystko tez nowe światło na związek w którym byłem rok temu. Bardziej niż pewny jestem tej opcji, że jej rodzice chcąc mnie poznać zapytali o rodziców i na hasło "nie chcę o tym rozmawiać" przyjęli podejście jakie wymieniłem powyżej. Jako iż z już byłą dziewczyną rozmawiałem o tym, co się u mnie działo to siłą rzeczy z rodzicami o tym rozmawiała, a że są to ludzie w podeszłym wieku, z zakorzenionymi stereotypami i do tego z opowieści jej koleżanki wnioskuję, ze "co rodzice powiedzą to święte" nietrudno się domyśleć czym ten związek się mógł skończyć. Dorzucając krzywdzący stereotyp "skoro ojciec pił to syn tez będzie" odpowiedź pokazuje się sama (sam z siebie to alkoholu w zasadzie nie spożywam).

Rozmawiałem z ciocią na ten temat to dostałem prostą radę: "mów, że obaj nie żyją". W sumie jakby nie patrzeć to tzw "matka" dla mnie nie żyje, ale ujawnienie tej prawdy może być dla mnie tragiczne w skutkach, gdybym wcześniej potencjalnej partnerce powiedział, że obaj nie żyją.

Możecie powiedzieć "dobra dziewczyna zrozumie"- ale ile można wyczekiwać na to, kiedy trafi się ktoś wyrozumiały w tej sprawie? Inni ludzie nie muszą kalkulować "czy ta osoba będzie wyrozumiała i zrozumie. Biorę też pod uwagę, że wbrew pozorom dla kobiet ważna jest rodzina partnera, jaka jest itp.

I nie - nie namawiajcie mnie na pojednanie z "matką" - przez to, że nie powiedziała mi o rachunku miałem komornika na karku, a numer do mnie ma (jeszcze, bo coraz bardziej się przekonuję do jego zmiany).

Która z wymienionych opcji będzie najlepsza? Może macie inne sugestie?

Odnośnik do komentarza

@ka-wa zgodziłbym sie, ale dziewczyny z podobnymi problemami szukają raczej kogoś, kto tych problemów nie ma - w końcu z mojej strony nie mają co liczyć na pomoc od strony moich rodziców, do tego podwyższona czujność, bo "skoro ojciec alkoholik to trzeba uważać".
I jeszcze to "szukanie w teściowej przyjaciółki na zakupki itp".

O ile w pracy to sobie raczej pozwolę na reakcję "rodzice nie żyją" gdyż jak pisałem - w poprzednim zakładzie powiedzenie "nie chcę o tym rozmawiać" wywołało bardzo nieprzyjemne dla mnie reakcje ludzi, tak jeżeli chodzi o związki....dalej nie wiem.

Z jednej strony szczerość to podstawa związku, a z drugiej to wyjście z czymś takim to jest coś, co z tego co widzę bardzo mało kobiet potrafi przeskoczyć.

Niby to proste, ale jak przychodzi co do czego to robi się pogmatwane.

Swoją drogą - zauważyłem, że jeżeli ktoś wie o tym wszystkim chociaż niewiele to już zmienia podejście do mnie, traktuje mnie jak kogoś równego sobie, a jako ofiarę. Jak osobę, którą można się dowartościować.

Odnośnik do komentarza

W bliskiej relacji z kobietą, partnerką, raczej trudno będzie Panu kłamać i mówić, że rodzice nie żyją, skoro matka żyje. Podejrzewam, że na dłuższą metę to się nie uda. W relacjach mniej zażyłych, np. na gruncie zawodowym, nie musi Pan się aż tak uzewnętrzniać i mówić o szczegółach relacji z Pana rodzicami/matką. Wystarczy, że dopytywany o rodziców, odpowie Pan wymijająco, dyplomatycznie. Ogólnie jednak polecam szczerość i uczciwość, bo kłamstwo zazwyczaj ma krótkie nogi i tak z czasem wypłynie na wierzch. Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza

Witaj TailsDoll,

poruszyłeś, moim zdaniem, bardzo delikatną kwestię. Zdaje się, że tkwisz między młotem i kowadłem – z jednej strony nie wypada oszukiwać, z drugiej jednak masz wrażenie, że gorzka prawda stawia Cię na straconej pozycji u potencjalnych partnerek i w gronie znajomych z pracy.

Mimo wszystko, podzielam zdanie poprzedników. Nieszczerość prędzej czy później wychodzi na wierzch, a nikt nie lubi być oszukiwany. Jak zatem wybrnąć z problemu? Przede wszystkim: bycie szczerym wcale nie oznacza, że musisz być dla wszystkich niczym otwarta księga, w której mogą sobie szperać i podczytywać, co im się żywnie podoba. Szczególnie wobec osób, które NIE są Ci bliskie – dajmy na to: znajomych, kolegów z pracy – nie masz obowiązku się ze wszystkim uzewnętrzniać. Masz prawo zachować swoją prywatność, i to nie oni, lecz Ty sam powinieneś decydować, jak bardzo chcesz się przed nimi otwierać. Jeśli jednak cenisz sobie te znajomości i chcesz zachować dobrą, przyjazną atmosferę, postaraj się dać im subtelnie do zrozumienia, że ten temat jest dla Ciebie trudny lub że wolisz rozmawiać na inne tematy. Albo podejdź do sprawy humorystycznie i zażartuj, mówiąc np. że pępowina już dawno odcięta. Zasadniczo ludziom z pracy nic do Twojej sytuacji rodzinnej, a zachowania, które opisałeś (drwiące uśmieszki z pytaniem „co bili cię w domu?”), można z powodzeniem zaklasyfikować jako przemoc psychiczną i mobbing. Jednak czy ich pociągniesz do odpowiedzialności, czy nie, sami wystawiają sobie świadectwo niską i szczeniacką postawą. Budzą we mnie pogardę. To nie Ty powinieneś zmieniać pracę, lecz oni dostać po łapach i głęboko przemyśleć swoje postępowanie. Ale rozumiem Ciebie i niechęć do obcowania z takimi ludźmi przez kilka godzin dziennie.

W stosunku do osób, które zamierzasz dopuścić do siebie bliżej – mam tu na myśli przede wszystkim dziewczynę, o której myślisz poważnie – warto być bardziej otwartym. Nie musisz jednak zrzucać na jej barki od razu całej prawdy, lecz ją dawkować. Zacząć od wersji „light”, mówiąc chociażby, że ojciec był chory i nie żyje, a że z matką Ci się niezbyt układa. Może to rozbudzić w dziewczynie ciekawość, lecz widząc, że nie jest to dla Ciebie łatwy temat, nie powinna być zanadto dociekliwa. Reszty dowie się stopniowo w swoim czasie. A kiedy pozna Ciebie bardziej, raczej nie będzie kierowała się stereotypami. Powinna też rozumieć, że na bardzo osobiste tematy nie rozmawia się we wstępnym stadium znajomości. No i w końcu nie jest to pytanie o Ciebie, lecz o osoby trzecie.

Przypuszczam, że z powodu swoich przeżyć czujesz się w pewien sposób inny, naznaczony, ale wiedz, że bardzo wielu ludzi niesie przez życie swój bagaż emocjonalny, ma nieciekawą przeszłość, która wywarła na nich swoje piętno. Naprawdę mało kto może o sobie powiedzieć, że ma całkowicie „czystą kartę”. Staraj się więc nie myśleć o sobie w kategoriach outsidera czy odmieńca – pod żadnym względem nim nie jesteś! Mówisz, że inni nie muszą kalkulować, czy potencjalny/a partner(ka) będzie wyrozumiały/a. To prawda – nie każdy musi. Ale nikt z nas nie ma gwarancji, czy poznana osoba okaże się rzeczywiście tą jedyną, a rozpoczęty związek przetrwa próbę czasu – czy może z tych czy innych powodów rozpadnie się, niwecząc pokładane w nim nadzieje. Nie jest Twoją winą, że miałeś w domu taką a nie inną sytuację. Pamiętaj też, że nie wszystkie dziewczyny chcą znaleźć w teściowej towarzyszkę na kawkę, plotki i zakupy. Wiele dziewczyn widzi w niej raczej rywalkę i ucieszy się, że nikt nie będzie zaglądał jej do garnków.

Nie namawiam Cię na pojednanie z matką, bo uważam, że to Ty znasz najlepiej własną sytuację i jesteś w stanie najlepiej ocenić, czy chcesz to zrobić. Nie wiem, czy moje sugestie okażą się wystarczająco przydatne, chciałem jednak podzielić się z Tobą moimi refleksjami. Mam nadzieję, że znajdziesz w nich tę czy inną pomocną myśl.

Trzymaj się!

Odnośnik do komentarza

"Wiele dziewczyn widzi w niej raczej rywalkę i ucieszy się, że nikt nie będzie zaglądał jej do garnków."
Jak powiem "nie utrzymuję kontaktu z matką" to się zaczyna "czemu się z nią nie pogodzisz", "pewnie jest jej przykro". Meh.

Analizując sprawę to jeszcze ciężej będzie trafić na kogoś, kto zrozumie, że "kłamał bo się bał o tym mówić", więc przyjęcie podejścia "ojciec był chory, a z matką mi się nie układa" będzie chyba najsensowniejszym, choć z mojej perspektywy nie do końca, gdyż "nie układa się, to pewnie z jego powodu". Ot taki silny w naszym kraju stereotyp, ze "syn musi mieć najlepsze kontakty z matką, a jak tak nie jest to znaczy, że on przegiął" (dobrze by było wiedzieć jak to w innych krajach wygląda, choć nie przewiduję niczego nadzwyczajnego).

Generalnie to mnie męczy, gdyż nie oszukując - kłuje serce coraz bardziej to, że nikt mnie nie kocha, zaś rada "pokochaj siebie" moim zdaniem nie ma prawa działać jeżeli nie ma ku temu działaniu fundamentów jakimi są ci, którzy nas kochają. U mnie komórka potrafi nieraz i 2 tygodnie nie dzwonić, a telefony z mojej strony to często po drugiej stronie poczta głosowa.
Nie jest to też przyjemne uczucie kiedy słucha się "jak to fajnie z moją pojechałem do rodziców i było fajnie".
I to jest też to - z jednej strony chciałbym z kimś być, chciałbym kochać i być kochanym, ale z drugiej strony biorąc pod uwagę to wszystko, i wiedząc, że jeśli w ogóle kogoś znajdę to będzie niesamowicie ciężkie nasuwa się pytanie "czy to ma sens?". Czy ma sens potencjalnej partnerce zrozumieć to wszystko i przyjąć do wiadomości, że tak musi być, skoro na moje miejsce jest kilka innych mężczyzn, którzy mają fajne relacje z rodzicami i są przez nich sensownie ustawieni życiowo? Dylemat jest.

Najbrutalniejszym rozwiązaniem mógłby być wyjazd z kraju, zmiana tożsamości, oraz wtedy "rodzice nie żyją".

Wiem, są ludzie mający gorzej ode mnie, tyle że idąc takim tokiem rozumowania nie powinniśmy np remontować dróg, bo "gdzieś tam mają gorsze". Remontujemy, bo chcemy mieć lepiej względem sytuacji obecnej.
I tu analogia, chciałbym mieć lepiej względem sytuacji obecnej, ale pewnych rzeczy nie jestem w stanie przeskoczyć.

Odnośnik do komentarza

Rozumiem Twoje rozważania, lecz mam wrażenie, że podchodzisz bardzo stereotypowo do swojego problemu. Nie wiem – być może masz ku temu powody (mogą nimi być np. Twoje doświadczenia). Ludzie mają bardzo różne charaktery. Jedni myślą szablonami, o których piszesz. Inni wręcz wystrzegają się takiego sposobu myślenia. Postaraj się więc nie uogólniać, bo wyrządzasz sobie krzywdę. Pamiętaj także, że oprócz słów jest jeszcze komunikacja niewerbalna. Twoja mowa ciała powie dziewczynie, z którą będziesz się spotykał, więcej, niż wyrazisz słowami. Oczywiście, dziewczyny są różne. Mniej i bardziej empatyczne. Jednak nie chodzi o to, aby znaleźć sobie byle kogo, lecz tę jedyną, która zaakceptuje Ciebie tak jak Ty ją. Koniec końców, to swoją postawą i zachowaniami pokażesz dziewczynie, jakie masz wartości i czy jesteś odpowiednim partnerem z jej punktu widzenia.

Masz rację, nie jest to fajne słyszeć, jak inni prowadzą udane życie rodzinne, gdy samemu się go bardzo pragnie – i to bezskutecznie. Nie jest miło wychodzić w pojedynkę z kina, gdy wokoło same pary trzymające się za rękę. Ale na to nie ma rady. Niektórzy mają łatwiejszy start, inni trudniejszy. Tak jest we wszystkich dziedzinach życia. W tym przypadku masz trudniej od innych, ale to nie znaczy, że nigdy nie zaznasz rodzinnego szczęścia. Twoja droga do niego jest po prostu trudniejsza, z przeszkodami i zakrętami – ale nie niemożliwa do pokonania. Tym bardziej będziesz się cieszył i odczuwał jeszcze głębszą radość z założenia rodziny, gdy już tego dokonasz. Szczerze mówiąc, tak nie do końca przemawia do mnie argument z remontowaniem dróg. Fakt, że inni mają tak samo jak Ty lub gorzej, NIE ma Cię przekonać do tego, że taki stan rzeczy jest OK i nie trzeba go zmieniać. Wręcz przeciwnie. On ma za zadanie pokazać Ci, że nie jesteś na straconej pozycji – gdzieś tam 100 kilometrów za peletonem szczęśliwych rodzin, lecz właśnie zmotywować Cię do działania.

Zakładasz dychotomicznie, że dziewczyny mają wybór między mężczyznami, którzy mają fajne relacje z rodzicami, i tymi, którzy ich nie mają. Tworząc taką teorię, wpędzasz się w niepotrzebne dylematy, i ostatecznie wyrządzasz sobie krzywdę. Są mężczyźni, którym fajnie układa się z rodzicami, ale czy to oznacza, że automatycznie są idealnymi kandydatami na męża? I… czy tylko ten „parametr” (czyli udane bądź nieudane relacje z rodziną) biorą pod uwagę dziewczyny, szukające partnera? Wręcz przeciwnie. A z przytoczonego toku myślenia właśnie to by wynikało. I właśnie na tym polega wielka pułapka dychotomicznego myślenia. Wiem, że łatwo jest poczynić takie założenia, jeszcze łatwiej w nich tkwić, ale nie prowadzą do niczego dobrego. Chłostasz się emocjonalnie za coś, co ani nie jest Twoją winą, ani nie masz na to wpływu.

Jak pisałem w jednym z wątków na tym forum, nie należy postrzegać związku jako lekarstwo na wszystko – w myśl zasady: gdy znajdę partnerkę, wszystko się ułoży. Takie myślenie jest z góry skazane na porażkę. Udany związek jest „tylko” dopełnieniem szczęśliwego życia. Dlatego przed wejściem w związek trzeba dojść do ładu ze sobą, zaakceptować siebie. A wtedy będzie nawet łatwiej znaleźć właściwą osobę, bo – chcąc, nie chcąc – okazujemy na zewnątrz to, co w nas siedzi: harmonię i pewność siebie ALBO niepokój i wewnętrzną rozterkę. Dziewczyny poszukują silnych emocjonalnie mężczyzn, więc dążąc do założenia rodziny, warto zadbać o dobre samopoczucie i samoakceptację.

Swoją drogą, myślę, że w krajach Europy Zachodniej utarł się inny model rodziny – więzi między poszczególnymi jej członkami są tam luźniejsze niż u nas. Ale nie namawiam Cię do wyjazdu. To tylko taka uwaga na marginesie.

Odnośnik do komentarza

prawda prawda i tylko prawda, Jeśli laska ma rozum a nie zsiadłe mleko w głowie to nie będzie oceniać Cię przez pryzmat Twojej przeszłości czy rodziny a chyba własnie na takim kimś w życiu Ci zależy, żeby być sobą i niczego nie udawać. Jak już taką znajdziesz i będziesz pewien, że to właśnie "ona" ta jedyna to nie bój się też powiedzieć jej rodzicom o swojej przeszłości, lepsze to niż "nie chcę o tym mówić" co budzi masę domysłów i skojarzeń które nie działają na Twoją korzyść.

Odnośnik do komentarza

@Carlo Widzę, że temat skręca nieco w kierunku "myśl pozytywnie, uśmiechaj się do ludzi". Tak, przerabiałem to i skutek był mizerny. Wybacz, ale prędzej uwierzę jak ktoś napisze "Brałem Prozac i dzięki temu mam dziewczynę, przyjaciół, a cały świat jest przede mną otwarty, wszyscy mnie uwielbiają" niż po raz enty wałkowane teksty o akceptacji.

Od razu też odpieram zarzut "nie wychodzenia do ludzi" - jeżdżę na eventy, mam znajomych z którymi mogę pogadać. I nie - nie żalę się im "jak to mam źle" - jedno to, że w najlepszym przypadku usłyszę oklepane i wymęczone do granic możliwości rzeczy typu "masz czas na związki", "rodzina to nie wszystko", "ważny jesteś Ty, a nie twoja rodzina" i słynne "pokochaj siebie" (mimo braku podstaw ku temu), drugie to jest to o czym wcześniej wspominałem czyli "automatyczna zmiana podejścia do mojej osoby".

Próbuję zaakceptować to, że tematu rodziny nie zmienię, idzie mi to różnie. Najgorzej jest zawsze w święta.

I uprzedzę też przed wymienianiem zalet samotności szczególnie przez osoby w związkach: skoro samotność ma tyle zalet, to czemu jesteś w związku? Widzisz, nikt nie chce być sam :)

Odnośnik do komentarza

@TailsDoll Ludzie tak samo jak zwierzęta, łączą się w pary tylko po to, żeby przedłużyć swój gatunek. Stwórca nie był głupi i wiedział, że bez pociągu seksualnego, ten świat by się nie rozwinął i kukiełki wyprodukowane przez niego, padały by jak muchy. Pycha ludzka śmieszy boga, który wie, że to właśnie on kieruje losami swoich kukiełek. Zapamiętaj to chłopcze^-^

Odnośnik do komentarza
Gość Sasha_Demoriane

Czyli wychodzi na to ze jestesmy robotami zaprojektowanymi przez bozka a ci co nie odczowaja potrzeby bycia w zwiazku i nie maja pociagu seksualnego maja blad systemu i bog nie jest wstanie nimi kierowac. Fajno takim ludziom moga sobie zyc wobec swojej woli a nie woli programatora xD

Odnośnik do komentarza

TailsDoll, człowiek jest wartościowy sam w sobie i godzien miłości, niezależnie od tego, czy go w danej chwili kochają inni czy nie kochają. Ty stan chwilowy bierzesz za stan permanentny i napędzasz samospełniające się proroctwo.

Napisałeś gdzieś powyżej: rada "pokochaj siebie" moim zdaniem nie ma prawa działać jeżeli nie ma ku temu działaniu fundamentów jakimi są ci, którzy nas kochają.

A ja Ci mówię, że nieprawda - jest na odwrót. Trzeba najpierw pokochać siebie, bo tyle jest miłości na świecie ile sami z siebie wydobędziemy i rozdamy innym.

Ale oczywiście za chwilę zaczniesz się spierać, polemizować i twierdzić, że Ty masz najgorzej i że nikt na świecie nie był w Twojej sytuacji, nie wie co przeżywasz i jak bardzo cierpisz, no i właśnie dlatego się nie da, bo się nie da. Guzik prawda - masa ludzi przeszła przez to samo piekło, wyszła z tego posiniaczona. Niektórzy rozmasowali sobie potłuczone tyłki, ogarnęli się jakoś i żyją szczęśliwie.

I ku zawstydzeniu Twemu napiszę jeszcze, że ja wcale nie z teorii, tylko z praktyki i własnego doświadczenia mówię. Też w życiu nie miałam lekko, a co mój ojciec po pijanemu wyprawiał, a matka na trzeźwo - to opowiadać nie będę. Kto się w takiej rodzinie wychowywał - wie w czym rzecz. Kto nie wie - nie zrozumie.

Czyli mówiąc krótko: można jak się chce. Trzeba tylko znaleźć własny sposób na dogadanie się ze swoimi uczuciami. A nie dogadasz się, jak będziesz szedł w zaparte, że się nie dogadasz. Z drugiej strony - niektórzy wolą być całe życie "niedogadani" ze sobą niż szczęśliwi. To też jakiś wybór.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...