Skocz do zawartości
Forum

Szukanie męża a seks przedmałżeński


Gość Virgo

Rekomendowane odpowiedzi

Mam 27 lat, nigdy w życiu nie umówiłam się z nikim na randkę. Jaka jest moja szansa na znalezienie mężczyzny, który zgodzi się poczekać z seksem do ślubu?

Jestem konserwatywną ateistką. Nie chodzę do kościoła, nie należę do żadnej organizacji katolickiej. Mówiąc o ślubie, mam na myśli ślub cywilny (aczkolwiek mogłabym się zgodzić na ślub kościelny będący jedynie staropolską tradycją).

Odnośnik do komentarza

Jak masz ładną buźkę i atrakcyjną figurę, to szansa na znalezienie faceta jest ogromna, lecz sam do Ciebie nie przyjdzie, jeśli nie będzie wiedział o Twoim istnieniu. Gdy dojdzie do tego "poukładana głowa" i inteligencja (a mam przeczucie, że z tym nie masz problemu), to ewentualny absztyfikant będzie wiedział, że warto poczekać z seksem do momentu przypieczętowania tego związku.
Ale może być też tak, że samiec tak zawróci Ci w głowie, że naturalne pragnienie weźmie górę nad zdrowym rozsądkiem a Twą konserwatywność trafi szlag i Twoje nóżki rozchylą się nieco szybciej, niż planowałaś. :)

Odnośnik do komentarza

W takim wieku nie ma sensu już nic zaczynać. Powinna iść w pracę, spełniać się zawodowo, bo jej czas już dawno przeminął. Zresztą ma jakieś dziwne, wymagania wobec faceta i wątpię w to, żeby na tym świeci znalazł się jeszcze taki ktoś.

Odnośnik do komentarza

~Mahomet
W takim wieku nie ma sensu już nic zaczynać. Powinna iść w pracę, spełniać się zawodowo, bo jej czas już dawno przeminął. Zresztą ma jakieś dziwne, wymagania wobec faceta i wątpię w to, żeby na tym świeci znalazł się jeszcze taki ktoś.

Bzdury piszesz totalne. Taki wiek jest bardzo dobry do rozpoczęcia związku, gdyż występuje pewnego rodzaju stabilizacja emocjonalna. Uważam, że to najlepszy czas na to.
Dziwne wymagania, bo chce aby seks był po ślubie? Nie bądź śmieszny. Dla wielu ludzi jest to ważne, bo wartości moralne się dla nich naprawdę liczą i taka postawa jest jak najbardziej normalna.

Odnośnik do komentarza

Tak? Tylko, że normalni faceci wolni w tym wieku są już przeważnie po jakichś przejściach i nie chętnie chcą wiązać się z kimś na stałe, a bardziej wolą rozrywkę i przygodę na jedno noc. Normalnej kobiecie, ciężko jest trafić na kogoś normalnego w takim wieku, a co dopiero takiej, która jeszcze w życiu nie miała żadnego faceta, a wymagania ma z kosmosu. Może i tam są jacyś kawalerowie nawet i po 30/tce, którzy na oczy nawet cycków kobiety nie widzieli, ale uwierz mi, nic konkretnego w tych panach raczej nie ma:)

Odnośnik do komentarza

~Mahomet
Tak? Tylko, że normalni faceci wolni w tym wieku są już przeważnie po jakichś przejściach i nie chętnie chcą wiązać się z kimś na stałe, a bardziej wolą rozrywkę i przygodę na jedno noc. Normalnej kobiecie, ciężko jest trafić na kogoś normalnego w takim wieku, a co dopiero takiej, która jeszcze w życiu nie miała żadnego faceta, a wymagania ma z kosmosu. Może i tam są jacyś kawalerowie nawet i po 30/tce, którzy na oczy nawet cycków kobiety nie widzieli, ale uwierz mi, nic konkretnego w tych panach raczej nie ma:)

Skoro ona się uchowała, jak zresztą setki, tysiące, a może i jeszcze więcej kobiet, przed skalaniem, to i faceci się tacy trafią. Twierdzenie, że taki facet może być niekonkretny, nieodpowiedni, a może i nienormalny jest bez sensu. Są różne powody, dla których ludzie nie wiążą się we wcześniejszym wieku, a najczęstsze to: nauka (zdobywanie tytułów, specjalizacji, itp.,), kariera, problemy ze zdrowiem, etc.
Z tego co zauważyłem, to rozrywki przygodowe preferują dwudziestolatkowie, lecz w początkowej fazie tego wieku. ;)

Odnośnik do komentarza

Tak jasne. Każdy się uczy, każdy pracuje i jakoś na seks zawsze znajdują czas. Tacy ludzie, którzy zostali wymienieni przez ciebie, to najwyraźniej muszą mieć zero temperamentu. Nikt normalny nie czeka z tym do ślubu, bo doświadczenia trzeba zbierać już przed ślubem, żeby potem nie okazało się, że kupujesz kota w worku.

Odnośnik do komentarza

W mojej hierarchii wartości pierwsze miejsce zajmuje honor. Uważam, że w przypadku kobiety ważnym elementem honoru jest cnota (u panny - dziewictwo, u żony - wierność i lojalność wobec męża). Zdaję sobie sprawę z faktu, że mężczyźni, zwłaszcza dzisiejsi, mają wysokie libido i ograniczoną cierpliwość. To u nich naturalne. Ale oprócz natury jest jeszcze kultura i związane z nią wartości. Jesteśmy ludźmi, więc powinniśmy rozwijać swoje człowieczeństwo, a nie zniżać się do poziomu zwierząt. Owszem, człowiek też jest zwierzęciem, ale innym niż wszystkie. Umiejętność panowania nad własnymi popędami jest tym, co odróżnia Homo sapiens od psa, tygrysa czy świni. Inne gatunki mają tylko instynkty, ma mamy również rozum i cywilizację. To wspaniałe i godne pielęgnowania.

Załóżmy, że znajdę mężczyznę, w którym się zakocham. Ze względu na jego potrzeby, włożę swój konserwatyzm do kieszeni. Ale co będzie, jeśli po dwóch latach ukochany mnie porzuci? Tak to już czasem bywa, że nawet obiecujące związki się rozpadają (podobno w dzisiejszych czasach 30% małżeństw kończy się rozwodem). Zostanę na lodzie: zhańbiona, oszukana, rozczarowana i wykorzystana. Jednym słowem - wydymana. ;-) I co o mnie powie następny facet? Być może stwierdzi, że jestem przechodzoną szmatą, a on takimi gardzi.

Uważam się za chłopczycę umysłową. Mam dużo męskich zainteresowań, świetnie się dogaduję z facetami. Praktycznie wszyscy moi internetowi znajomi są płci męskiej. Ale może od żony oczekuje się czegoś innego niż od kumpeli? Może to jest tak, że mężczyźni kolegują się z kobietami podobnymi do siebie, a żenią z istotami zupełnie odmiennymi?

Jako nastolatka unikałam swoich rówieśników, bo w moim otoczeniu większość młodych ludzi (obu płci) miała bzika na punkcie seksu, pornografii, rubasznych żartów. Nie mogłam tego znieść, bałam się o swoje bezpieczeństwo, a poza tym miałam dużo nieprzyjemności z powodu bycia "odmieńcem". Potem poszłam na studia i o żadnych związkach nie chciałam słyszeć (trauma z czasów szkolnych + ogólna niechęć do flirtu, miłości, erotyki). Studiowałam kierunki humanistyczne, więc w moich grupach zdecydowanie przeważały dziewczyny. Teraz jestem w studium medycznym i nie mam na roku ani jednego chłopaka. Co innego w Internecie: tam zawsze znajduję wspaniałych rozmówców należących do płci silnej.

Rozważam możliwość wyjścia za mąż, założenia rodziny. Trochę z rozsądku, a trochę dlatego, że lubię mężczyzn i fascynuję się nimi. Poznanie ich od innej strony niż dotychczas mogłoby być dla mnie wspaniałym doświadczeniem. Często się zastanawiam, jak by to było mieć męża. Jak bym o niego dbała, a on o mnie? Może robiłabym mu herbatę, prałabym mu koszule, słuchałabym jego opowieści po ciężkim dniu w pracy? Może razem oglądalibyśmy telewizję, jeździlibyśmy na wycieczki, realizowalibyśmy jakieś projekty?

Tak sobie niewinnie teoretyzuję. ;-)

Odnośnik do komentarza

~Virgo, Twoja wizja jest ciekawa. Są w niej odrobinę skrajne i kontrowersyjne elementy, lecz ogólne rozumiem Twój punk widzenia. Według mnie Twoja postawa jest godna uwagi i przedstawia Cię w melioratywnym świetle. Może uda się Tobie znaleźć adekwatnego towarzysza życiowego.

~onkaY, ona napisała, że "trochę" z rozsądku, a Ty jej zrobiłaś wykład, jakby to było główne kryterium. ^^

Odnośnik do komentarza

Masz 27 lat, a nigdy nie byłaś na żadnej randce. Nawet małżeństwo z rozsądku wymaga spotkania się w realu, poznanie się .
Twoje pojęcie honoru i cnoty, jest takie średniowieczne. Chyba, że wychowano cię w innej kulturze /islam/, gdzie nadal panują takie poglądy.
Może poszukaj jakiejś swatki, tam określisz jasno swoje potrzeby, może znajdzie chłopaka, który myśli podobnie?

Odnośnik do komentarza

Dziękuję za wszystkie odpowiedzi. :-)

Żeby była jasność: nie mam nic przeciwko temu, żeby zostać drugą Krystyną Pawłowicz. Uważam jednak, że zawsze warto rozważyć rozwiązanie alternatywne, które może - choć nie musi - być lepsze od wybranego (tzn. od staropanieństwa).

Jako nastolatka dużo wycierpiałam ze względu na swoje poglądy. Prawie wszystkie moje nieporozumienia, awantury, konflikty z rówieśnikami były właśnie na tym tle. Już jako 12-latka obiecywałam sobie, że nigdy nie będę taka jak moi rówieśnicy, których życie kręci się wokół filmów pornograficznych i prostackiego podrywu. Gdy zrobiłam się starsza, doświadczyłam jawnej wrogości i nietolerancji - byłam w swoim środowisku czarną owcą i kozłem ofiarnym. Przysięgałam sobie wówczas, że nie dam się złamać, choćby mieli mnie okaleczyć i zabić jak św. Agatę z Katanii (https://pl.wikipedia.org/wiki/Agata_Sycylijska).

I teraz co? Mam rzucić wszystko w diabły? Po tylu ciężkich bojach mam się ugiąć i przejść na stronę wroga? Przecież to byłby tryumf moich rówieśników - moja sromotna klęska, na którą oni zawsze czekali i pewnie nadal czekają. Czyż nie przegrałabym wówczas swojego życia?

Idę przed siebie jak samotny, straumatyzowany weteran John Rambo. Z jednej strony, mam poczucie, że po tych wszystkich przejściach nic mnie już nie złamie i nie przerazi. Z drugiej - tkwi we mnie lęk, że przeszłość kiedyś do mnie wróci w mniej lub bardziej zmienionej formie. Boję się na przykład, że jeśli urodzę dziecko, to będzie ono przechodzić przez to, przez co ja przechodziłam. Znów doświadczę tych samych upokorzeń, ale nie bezpośrednio, tylko za pośrednictwem syna/córki. Jak ja sobie z tym poradzę? Czy ja w ogóle to przetrwam?

Mam wrażenie, że choć minęło już wiele lat, okres "nastolęctwa" nadal jest otwartym rozdziałem mojego życia. Niby mam go już dawno za sobą, ale nadal wisi on nade mną jak kat nad dobrą duszą. Negatywne doświadczenia z czasów szkolnych wywierają wpływ na moje dorosłe życie. To więcej niż pewne.

Mówiąc obrazowo: "Komandos wyjdzie z Wietnamu, ale Wietnam z komandosa nigdy".

Pozdrawiam.

PS 1. Powtarzam, że nie śpieszę się do zamążpójścia. Rozważam to jako pewien konstrukt teoretyczny, jedną z wielu możliwości życiowych. Niektórzy twierdzą, że właśnie tak powinnam postąpić. Nie przywykłam do robienia tego, co sugerują mi inni, ale zawsze warto przemyśleć każdą dostępną opcję.

PS 2. Gdzie i w jakiej formie mogłabym randkować bez seksu? Mieszkam w średnim, prowincjonalnym mieście powiatowym, w którym właśnie przyśpiesza proces wymiany ludności (z polskiej na ukraińską).

Odnośnik do komentarza

"Mam wrażenie, że choć minęło już wiele lat, okres "nastolęctwa" nadal jest otwartym rozdziałem mojego życia. "

Niestety tez mam takie glębokie wrazenie. Masz teoretycznie rozpracowane poglądy, masz nawet wizje malżeństwa z opieką się wzajemną małżonków, czy praniem koszul a nie obcujesz z facetami w realu. Nie masz wsród mężczyzn kolegów, aby powymieniac z nimi poglądy. Nie miałas nigdy żadnej sympatii, chłopaka z którym poszłabys do kina czy na spacer. Ty w wieku 27 lat nic na temat męzczyzn nie wiesz. Nawet nie piszesz czy masz np. starszego, młodszego brata, bliskiego kuzyna. Brzmisz na temat facetów i ich czyhania na cnotę jakby wychowywała Cię tylko mama, ktorą Twoj ojciec poznał, spowodował, ze jestes na świecie i poszedl w sina dal. A mama została z żalem w sercu i ogromnym strachem, ze ma córkę i kiedyś jakiś pokrzywdzi jej dziecko i od wczesnej młodości karmiła Cię honorem, dumą w ramach której w kwestii damsko-męskiej jesteś jakby kaleką. Mieszasz różne postawy życiowe, momentami jawisz się sobie, jako jakaś męczęnnica, ktora walczyła o ogólną wielką sprawę a Twoi rówieśnicy nie rozumiejący idei tej wielkiej sprawy tylko czekają aż noga Ci się powinie.

Ty walczysz o sprawę, ale tylko jakości i sposobu swojego i tylko swojego życia. Kiedyś może tez zauważysz, ze my wcale dla bliżnich nie jesteśmy tacy ważni. I czy znajdziesz sobie chlopaka i czy wasza znajomośc będzie się ukladala tak czy inaczej ,to będzie ważna sprawa ale tylko dla Was dwojga, Może będzie tej znajomości kibicowała mama, czy tez babcia, jesli masz ,to trochę przyjaciólka.

I o ile Ty sama swoich kolegów palcem nie wytykałas głośno za ich styl życia, to tak na co dzień wcale bliskich za mocno nie obchodzimy, Jak w miasteczku jest nudno, to z tych nudów można sobie coś pokomentować. Ale z nudów komentuje się i nowy płaszcz ( czy kupiłas sobie zielony czy czerwony i dlaczego) i chłopaka ( czy jest wysoki, czy niski, gruby czy chudy i dlaczego). To tylko takie gadanie ale nie świadczy ono o tym, ze ktoś naprawdę się Tobą przejmuje.

Zyczę Ci abys choć trochę była osobą praktykującą- czyli spotykającą się męskimi osobnikami. W ramach poznawania się i wymiany poglądów trochę te swoje uważania i przemyślenia przefiltruj i podawaj je w formie bardziej zjadliwej, bo nie wydaje mi się aby jakis chlopak mial frajdę w spotykaniu się z męczennicą cnoty i aby rozumiał w tym Twoją misję ogólnoludzką.
Powodzenia w praktykowaniu jakichkolwiek rzeczywistych kontaktow życzę. Prawie żadna teoria, żadnych poglądów naukowców nie sprawdza się zgodnie w większości procentów z rzeczywistoscią. Niektóre modele teoretyczne okazują się być bardzo odległe od rzeczywistych zachowań w danej materii. A juz w kontaktach damsko-męskich stawianie wielu teorii na sucho wiedzie niestety na manowce.

Praktyki życzę

Odnośnik do komentarza

W świecie zwierząt, jest bardzo różnie. Są takie gatunki, które wiążą się w pary na całe życie.
Parę tygodni temu, oglądałam filmik o dzikiej kaczce, która straciła partnera. Przez cały rok była sama, po roku partner wrócił ...było wielkie szczęście, gdy się ponownie spotkali. Nie wiedziałam, że i kaczki wiążą się w pary.

Ludzie. Robili badanie w szkołach, na temat seksu. Małolaty . które straciły cnotę, wręcz chlubiły się tym.
Ale już w starszych klasach , wszystko się zmieniło. Te "puszczalskie" były odtrącane, wyśmiewane. I okazało się, że nie jest ich zbyt wiele.
Randka to normalne spotkanie ludzi, którzy się lubią. Nie idą od razu do łóżka, poznają się, czekają. I to jest normalne zachowanie.

"Załóżmy, że znajdę mężczyznę, w którym się zakocham. Ze względu na jego potrzeby, włożę swój konserwatyzm do kieszeni. Ale co będzie, jeśli po dwóch latach ukochany mnie porzuci? Tak to już czasem bywa, że nawet obiecujące związki się rozpadają (podobno w dzisiejszych czasach 30% małżeństw kończy się rozwodem). Zostanę na lodzie: zhańbiona, oszukana, rozczarowana i wykorzystana. Jednym słowem - wydymana. ;-) I co o mnie powie następny facet? Być może stwierdzi, że jestem przechodzoną szmatą, a on takimi gardzi."

Tak, związki się rozpadają. Nawet po 10 czy 20-tu latach. Tak, zostaniesz "wydymana". Ale będziesz wiedziała, jak to jest. Może nawet polubisz seks i będziesz czuła radość, że wreszcie odważyłaś się.
I zaręczam ci, że następny chłopak prędzej zdziwi się, że jeszcze zachowałaś cnotę, niż pomyśli o tobie źle, że przed nim był ktoś.

Tu, na tym forum, jest dużo wpisów facetów, którzy mają 27, 29 lat, a jeszcze nie mieli dziewczyny.
Nawiąż z nimi kontakt, może wreszcie znajdziesz kogoś?

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...