Skocz do zawartości
Forum

Fobia społeczna, problemy, co robić ?


Gość Incubus

Rekomendowane odpowiedzi

Podstawówka – nie podążałam za tumem (np. dziewczyny miały takie same piórniki ja inny), zostałam kozłem ofiarnym, przepychanki, zaczepki... Wracałam zapłakana. Mama mimo moich próśb zgłaszała sprawę wychowawcy, dyrektorowi, rodzicom... Nikt nie widział problemu a było gorzej.
Pierwsza wizyta u psychologa, diagnoza: nic, wszystko w porządku
Gimnazjum – trzecia klasa
Problemy narastały ale to na tym przykładzie będzie mi lepiej to opisać.
Będąc w szkole miałam wrażenie, że nikt mnie nie lubi, że wszyscy mnie obgadują, śmieją się ze mnie… Bardzo rzadko byłam w szkole. Po prostu nawet jak wyszłam z domu to nie potrafiłam tam trafić, paniczny strach, niewidzialna ściana… Dochodziło do tego, że mama musiała mnie odprowadzać siłą do szkoły.
W tym okresie zaliczyłam trzech psychologów, na każde spotkanie byłam prowadzona siłą. Tylko u jednej pani byłam dwa razy, pozostałe dwie to jednorazowe epizody. Na spotkaniu mówiła mama, ja siedziałam cicho. Przy każdej miałam wrażenie że jesteśmy hen poza tematem problemu
Teraz czas na liceum
Liceum plastyczne, jakiś talent jest skoro mnie przyjęli. Mimo wszystko nie mogłam powstrzymać wrażenia że oceny z przedmiotów artystycznych dostaję trochę z litości – patrząc na moje prace a innych. Mimo to, nie poddałabym się, jednak kiedy grupa na zajęciach zaczęła obgadywać inną dziewczynę z klasy, której z nami nie było coś we mnie pękło. Będąc w klasie miałam wrażenie że o mnie też tak szepczą, że mnie obgadują…
Wtedy też dobrowolnie pojechałam do psychiatry, z myślą że może dostanę jakieś indywidualne nauczanie czy coś… Niestety znowu weszłam z mamą, dodatkowo psychiatra jakby mnie przytłoczyła swoją pewnością siebie, na tyle że tym bardziej nie mogłam się odezwać. Diagnoza ? Obraziłam się na życie.
Kolejna pani psycholog, ta w sumie dość dobrze gadała ale wyrzucili mnie ze szkoły więc na terapię nie było szans.
Około 9 miesięcy, żyłam bez ludzi. Znajomych brak, chodziłam jedynie i ewentualnie do sklepów czy na pocztę i z psem na spacery. W tym czasie zaliczyłam jeszcze dwóch psychologów. Znowu siłą, łacznie trzy wizyty.
Na wakacjach wreszcie się przełamałam, poznałam wspaniałych ludzi, którzy mi przywrócili wiarę w ludzi.

To co jest teraz ?
1. Sen –o ile nie jestem wykończona nie mogę zaspać co najmniej godzinę. Zdarza się, że nie śpię dobę, rzadziej dwie. Bardzo rzadko budzą mnie koszmary, częściej budzę się z przeświadczeniem, że śniło mi się coś złego. Potrafię obudzić się raz, dwa w ciągu nocy, czasem zaśpię spowrotem czasem nie. Dziwne jest dla mnie to, że od kiedy mam bluzę przyjaciela i z nią zasypiam jest lepiej, sen przychodzi szybciej, rano mogę powiedzieć że nic mi się nie śniło…
2. Matka – nie ufam jej, nie lubię przebywać z nią sam na sam. Jest dobra do pogadania o jakiś luźnych tematach jak coś potrzebuję. Wkurza mnie że teraz chce zgrywać super mamę, kiedy jak byłam mniejsza nie miała dla mnie czasu – nie mam żalu, czy innych negatywnych emocji po prostu ona nie jest idealną matką więc musi zaakceptować że nie będę koło niej skakać jakby sobie tego życzyła.
4. Ataki
- zaburzenia oddechu – najczęściej mam bardzo przyspieszony oddech, normalnie wciągam powietrze i wydychuje ale mam wrażenie jakby nic nie docierało do płuc. Kilka razy zdarzyło mi się przez kilka minut łapać powietrze, jakbym się dusiła
- koszmary na jawie – będąc w pełni świadomą przed oczami pojawiają mi się straszne obrazy np. ktoś na kim mi zależy wbija mi nóż w plecy - teraz bardzo rzadko występują
- czarne myśli – jestem do niczego, nikt mnie nie lubi etc. Czasem mam wrażenie jakbym kłóciła się sama z sobą w tych myślach.
Raz miałam tak, że bałam się ludzi, zaburzenie oddechu i jak ktoś podchodził to dreszcze i jakbym cofała się bardziej w głąb siebie. Nie podobała mi się żadna uwaga innego człowieka czy dotyk (tutaj wyjątkiem był mój przyjaciel). Po uspokojeniu do końca wyjazdu dotyk innych ludzi był niezbyt komfortowy. – To była jednorazowa sytuacja
5. Rozwiązania
- ból – jedni się tną, ja przypalam sobie nadgarstek zgaszonymi zapałkami. Ogień też w jakiś sposób mnie uspokaja. Jeśli nie mogę użyć zapałek wbijam sobie mocno paznokcie w rękę lub przygryzam wargę. Ewentualnie wbijam paznokcie w nadgarstek
- odwrócenie uwagi – czasem muszę po prostu pisać (w 99% przepadków kiedy mam atak jestem sama, więc zostają np. sms) o problemiem a czasem po prostu mogę pisać o czymkolwiek albo skupić uwagę na czymś innym.
- ludzie – ludzie mnie nie uspokajają ale nauczyłam się że im nie można ufać i że wykorzystują słabości więc lepiej potrafię powstrzymać atak przy nich. Ale on i tak nadejdzie. Wyjątkiem jest przyjaciel. On pomaga. Przy nim też mam ataki, ale są one jakby łagodniejsze.
6.To skoro już mówimy o moim przyjacielu. Jest jedyną osobą której ufam, tak myślę i jako jedynemu świadomie pokazałam swój atak. Największym problemem jest to, że mimo wszystko nie możemy się za często widywać, nie za bardzo też nam idzie pisanie ze sobą. Kiedy przez dłuższy czas się do siebie tak nie odzywamy albo kiedy on nie odpowiada na moje np. ‘hej, co tam’, mam lęk przed tym, że on mnie zostawi, że się mu znudziłam… Trochę też mnie boli (?) fakt, że nie pyta, jestem mu za to trochę wdzięczna, że nie drąży, ale z drugiej strony mam czasem wrażenie, że jego to nie obchodzi. Nie chce mu tego mówić jeśli go to nie obchodzi, w ogóle z jednej strony chce to z siebie wyrzucic ale z drugiej nie chcę być dla niego ciężarem. Wiem, że mogę go po prostu zapytać ale boję się, że wtedy będę mieć wątpliwości czy odpowiedział zgodnie z tym co czuje. Nie chce też wyjeżdżać z takimi poważnymi sprawami bo rzadko jesteśmy sami…
7. Otóż, na pewno łatwiej jest mi wychodzić do ludzi kiedy przez jakiś czas jestem sama ze sobą. Ale kiedy jestem sama za długo ataki się nasilają (szczególnie czarne myśli)
Mam opory przed wyjściem gdzieś z grupą, nawet jeśli znam tych ludzi. Mimo że, w 99% jak już przyjdę jest fajnie.
Zdarza mi się też chyba wyolbrzymiać problemy np. jadąc z matką nagrywać wywiad, dzień wcześniej nie mogłam złapać oddechu i byłam cała spanikowana. Oprócz pokrzyczenia na siebie nie było tam nic strasznego.
Nie lubię też zaczynać jakiś działań, które inni ludzie mogą zobaczyć sama.

W internetowych testach wyszła mi fobia społeczna - w sumie po części się z tym zgadzam. Ale z drugiej strony nie mam panicznego lęku przed ludźmi czy coś w tym stylu (no dobra, nie mam cały czas takiego lęku)
Myślę nad pójściem do psychologa, ale muszę czekać jeszcze kilka miesięcy do pełnoletniości to jeszcze po wcześniejszym ciąganiu siłą boję się iść.
Nie wiem po co to piszę. Może oczekuję jakiś rad jak postępować ? Czuję, że w tym momencie stoję na krawędzi, jeśli cofnę się do świata bez ludzi drugi raz nie wyjdę a nie wiem czy tego właśnie chcę.
Mam nadzieję, że ktoś mądry to przeczyta i może jakoś mo pomoże ?

Odnośnik do komentarza

Na to chyba nie ma lekarstwa. Ludzie zawsze radzą żeby chodzić do psychiatry, ale jak tak sobie czytam to forum to i tak widzę że u takich nieśmiałych osób są mizerne efekty tego leczenia, bo mają nawroty choroby, ale leki za słabe itp...

Odnośnik do komentarza

Z twojego opisu,wyłania się obraz osoby nadwrazliwej, skupionej na swoim wnętrzu ,zagubionej w świecie,który wydaje się być wrogi, osamotnionej i nierozumianej przez otoczenie. To jest zestaw pasujacy do osoby o artystycznej duszy. Taka osobowość, trudna do normalnego życia,jest ceną którą się płaci za możliwość tworzenia.
Poczytaj sobie biografie malarzy, pisarzy czy wybitnych aktorów. Myślę ,że znajdziesz tam wiele podobieństw do siebie.
Szczerze powiem,że nie wiem, czy da się to zmienić. Szczera rozmowa z psychologiem,bez presji i obecności mamy,powinna być tym od czego powinnaś zacząć. Powodzenia.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...