Skocz do zawartości
Forum

Brak wsparcia, za dużo emocji. Chcę umrzeć


Gość Lilliann

Rekomendowane odpowiedzi

Cześć wszystkim... Mój problem polega na tym, że od jakiegoś czasu nie chce mi się już żyć. Wykańcza mnie bezsenność, ciągły smutek i zmęczenie, nerwica oraz brak osoby, której mogę się wygadać. Brak kogoś, do kogo mogłabym się zwrócić, gdy znowu miałabym ochotę zrobić sobie krzywdę. Tak, samookaleczam się, jednak nikt o tym nie wie.
Nie mam rodziców, mieszkam z opiekunką zastępczą. Ona jednak w ogóle mnie nie rozumie - gdy dostaję ataku paniki, krzyczy na mnie, że powinnam się ogarnąć, uspokoić się i nie latać w środku nocy po leki, bo jak tak dalej pójdzie, to wykończę ją psychicznie. Jest po dwóch zawałach i ma wszczepiony rozrusznik... Muszę przed nią udawać, że jest okej. Nie mogę jej martwić, bo jak coś jej się stanie, wyląduję w domu dziecka. Wie o moich problemach i dlatego skierowała mnie do psychologa, jednak ten jest na zwolnieniu lekarskim i może wrócić dopiero w przyszłym roku. Nie wiem, czy do tej pory wytrzymam... A podejście mojej opiekunki do tych problemów działa na zasadzie - "Już niech ta psycholog się nią zajmie, ja umywam ręce". Nie pyta, jak się czuję, nie pomaga. Nie mogę jej o niczym mówić, bo zaraz wpada w gniew i zrzuca winę na mnie - że to ja ją niszczę, wprowadzam taką atmosferę w domu, a ja tylko chciałam powiedzieć jej co czuję.
Druga sprawa to przyjaciółka. Jest dla mnie wszystkim, ale... Z czasem strasznie się zmieniła. Stała się oschła i bardzo często nie ma humoru, a wtedy nie da się z nią rozmawiać. Kiedyś również miała zaburzenia psychiczne, ale te 'podobno' minęły. Problem w tym, że moja nerwica ma to gdzieś - nie wierzy jej, że jest dobrze i sprawia, że zaczynam zawracać jej głowę, ciągle pytając, jak się czuje. Bardzo ją to wkurza i nie dziwię jej się - ile można drążyć ten temat, prawda? Boję się, że ją stracę. Łączy nas mega dużo i drugiej takiej osoby na pewno nie znajdę. Mam specyficzny charakter i zainteresowania i to cud, że jest jedna taka osoba, która to podziela. Tęsknię za czasami, gdy rozmawiałyśmy zawsze o wszystkim. Teraz często nastaje niezręczna cisza. Mimo wielu wspólnych tematów, ja nie potrafię zacząć rozmowy - boję się, że nie odpowie i temat się zmarnuje. To ja zawsze inicjuję spotkania, to ja pisze, dzwonię. Ona - nic. Nawet nie pyta jak się czuję. Zawsze to ja byłam tym śmieszkiem i taką rolę muszę grać do teraz. To boli. I jak ja mam powiedzieć jej o moich emocjach? Chciałabym, żeby była jak dawniej, ale kiedy spróbuje z nią o tym pogadać, wkurzy się i powie, że ostrzegała, iz nie jest dobrym materialem na przyjaciółkę.
Nie umiem sobie z tym poradzić... Wiem, że psycholog mi pomoże, ale zanim...? Jak mam się uporać z brakiem wsparcia?

Odnośnik do komentarza

Z powodu tego, że się kaleczysz i masz myśli samobójcze, proponowałabym Ci psychiatrę. Sam psycholog to za mało. Możesz też dostać skierowanie do szpitala. Nie bój się, takie miejsca też są dla ludzi. Bedziesz tam pod stałą obserwacją, w każdej chwili będziesz mogła z kimś pogadać. Ja dość dobrze wspominam pobyt w szpitalu. Poznałam fajne osoby, którym mogłam się zwierzać z problemów. Rozumiały mnie, bo też wiele w życiu przeszły. A pielęgniarki nie będą miały prawa zachowywać się jak Twoja opiekunka, bo są tam by pomagać. Nawet gdy bedziesz miała gorsze chwile.

Odnośnik do komentarza

Kobieta po dwóch zawałach i rozruszniku serca, i ona chce się tobą opiekować?
Trochę ją podziwiam.
Ty jesteś tak zajęta sobą, że nie widzisz, ile ona dla ciebie robi. Doceń ją trochę i nie przysparzaj jej dodatkowych zmartwień. Ona naprawdę może umrzeć.

"Wykańcza mnie bezsenność, ciągły smutek i zmęczenie, nerwica oraz brak osoby, której mogę się wygadać. Brak kogoś, do kogo mogłabym się zwrócić, gdy znowu miałabym ochotę zrobić sobie krzywdę. Tak, samookaleczam się, jednak nikt o tym nie wie."
Czyli wykańczają cię twoje własne myśli.
Możesz siedzieć i rozpaczać - och, jak mi źle!
Ale możesz też zrobić coś pozytywnego, ze swoim życiem.
Może jakiś wolontariat? Gdzieś w schronisku dla zwierząt, albo w domu starców, albo w hospicjum? Zacznij komuś pomagać, a twoje problemy nabiorą właściwych proporcji, zobaczysz je w zupełnie innym świetle.

Odnośnik do komentarza

Unna, przykro mi, ale chyba każdy psycholog i psychiatra Ci powie, że do osób z depresją lub inną chorobą psychiczną trzeba mieć cierpliwość. A ta kobieta jej nie wyjazuje. Może i sama ma własne problemy, ale w takim przypadku nie powinna opiekować się dziećmi, które potrzebują wsparcia. Czy Lilliann się nad sobą rozczula? Może i tak, ale jeszcze nigdy nie widziałam chorej osoby, która by tego nie robiła. Wszyscy chorzy psychicznie, którym psychiatrzy dali rader pomóc, zbierali się w garść i zaczęli radzić sobie w życiu. Serio chcesz proponować osobie, która ma myśli samobójcze pomaganie w miejscu gdzie ludzie są bliscy śmierci?!

Odnośnik do komentarza

Mist. Pewnie masz sporo racji.
Ja wyobraziłam sobie, że jak zobaczy chorych, bezradnych, to poruszy ją to na tyle, że zacznie się nimi zajmować, opiekować i zrozumie, że nie ma tak źle.
Mną by to wstrząsnęło i tak właśnie bym zareagowała.

Kiedyś młodzi po szkole grali w piłkę, spotykali się, rozmawiali. Dziś wracają do pustego domu, mają jedynie komputer i się nudzą. Czują się osamotnieni i coraz bardziej nieszczęśliwi.
Czasy się zmieniły, młodym trudno się odnaleźć w tym nowym świecie. Ale to jest ich życie i to oni muszą znaleźć sobie coś, co ich zainteresuje.
I wtedy mają o czym myśleć, a nie tylko o pustce i nijakości.

Odnośnik do komentarza

Mist. Dodam jeszcze, że miałam znajomą, która regularnie "biadoliła".
Tak mnie dołowała, że dopiero po dwóch dniach udawało mi się otrząsnąć i wrócić do normalności.
W końcu zbuntowałam się, przestałam tego słuchać i zaczęłam zmieniać temat.
Po kilku następnych odwiedzinach ona zaczęła mówić, że wspaniale się u mnie odpręża i wycisza.
"Biadoląc" sami się nakręcamy i czujemy się coraz gorzej. Zaczynamy myśleć o czymś innym, nasz problem staje się normalniejszy, nie tak tragiczny jak nam się wydawało.

Odnośnik do komentarza
Gość do autorki

Lililjann,przede wszystkim to bardzo współczuję sytuacji w jakiej się znalazłaś.
Brak rodziców,chora,nie akceptująca Twojej choroby opiekunka,zupełny brak wsparcia -może dobić.
Jesteś niepełnoletnia dlatego samodzielny kontakt z psychiatrą czy z Izbą Przyjęć w szpitalu jest niemożliwy ze względu na przepisy jakie obowiązują w Służbie Zdrowia.
To co napisała Pani Kamila, jest w tym momencie najrozsądniejszym wyjściem.
Być może, pani pedagog,będzie Ci w stanie przynajmniej dorażnie pomóc,lub przekonać opiekunkę,do wizyty u psychiatry, skoro jesteś nie jesteś w stanie sobie poradzić.

Ps.Wolontariat zostaw sobie na lepsze czasy...

Odnośnik do komentarza

Część podopiecznych hospicjum to ludzie radośni, którzy pragną żyć, a druga część to osoby, które przeklinają swój los i pragną umrzeć. Pomaganie im to bardzo ciężka praca, która męczy psychicznie. Tylko osoby o mocnej psychice wytrzymują pracę tam. Sama dawałam radę podczas praktyk, bo miałam wsparcie u znajomego psychiatry i biorę leki. Ale osoba z myślami samobójczymi mogłaby tylko dodatkowo się dobić, widząc jak los pokarał pacjentów hospicjum. Widząc tą niesprawiedliwość.

I nadal myślę, że wsparcie psychiatry się przyda. Postawi dokładną diagnozę, a pomoc psychologa może być dodatkowym wsparciem. Może gdy lekarz napiszę opiekunce Lilliann, co trzeba zrobić, by jej pomóc, to kobieta przemyśli swoje postępowanie. Bo choć jest chora i ma swoje problemy, to ignorując problemy podopiecznej, sama też po części rozczula się nad sobą. Bo jeśli "tak jej źle" i Lilliann powinna przestać ją stresować, to po prostu nie nadaje się do opieki. Bo to nie dziecko jest jej opiekunem, tylko ona dziecka. To zobowiązuje.

Odnośnik do komentarza

Obserwowałam kiedyś moja przyjaciólke jak wychowywala swojego adoptowanego synka i doszlam do wniosku, ze to megatrudne zadanie. Rodzic kazdego dnia reaguje na problemy, które niesie życie i choc nieraz cos nakazuje, zakazuje , w czyms popuszcza, czegos nie widzi wobec swojego dziecka, to jak sie zastanowi, to wcale tak do konca nie jest pewien czy w tym momencie to był najlepszy wybor. Oczywiscie tak sie rozwaza jak sie wydaje, ze w procesie wychowania cos wydaje sie ze nie idzie w dobrym kierunku.I takie wątpliwosci ma i rodzic i opiekun. Jednak rodzic jest w tej komfortowej sytuacji, ze on jakos swiadomie czy podswiadomie wierzy, ze jego dziecko jest krwia z jego krwi i niesie geny z jego genów (oczywiscie jego i jego partnera, drugiego rodzica). I ten rodzic zawsze moze sie odwolac do takiej jakby wewnetrznej wiary, ze skoro moj mąz jest dobrym człowiekiem o pożądanych cechach charakteru ( no bo takiego sobie wybralam na życie) a i ze mna chyba nie jest najgorzej ,to przeciez nasz "wspólny produkt" ogólnie tez nie wypadnie najgorzej. I to coś teraz, to tylko chwilowe zawirowania, z których wspólnie zaraz wybrniemy. I takie jakies przekonanie daje wiarę, ze jutro bedzie lepiej i dogadam sie z moja córka czy synem, jutro tez i jego zaskakujace zachowanie, poglady sie utemperują i jak nie ja go utemperuję to życie go utemperuje.To jest taka wewnetrzna sila, ktora pozwala kazdemu rodzicowi mimo trudnosci patrzec z optymizmem i nadzieją na kazde jutro.Natomiast opiekun, jak juz jest na etapie, czy ja dobrze robie, ze tak reaguję juz to jest na etapie wątpliwosci kazdego rodzica. Tylko jego nie wspomaga ta wewnetrzna pewnosc, ze w ostatecznym rozrachunku to i tak musi byc dobrze, bo to przeciez dziecko ich obydwu fajnych i dobrych rodów. On zaczyna myslec, ze moze akurat reaguje zle i nieadekwatnie do sytuacji a on przeciez nie zna rodowych zachowan rodziny tego dziecka, nie wie co byłoby moze najlepsze w tej sytuacji. A nawet jakby znal zachowania rodowe, to ich nie rozumie To mogą byc inklinacje do słabosci charakteru, do popadania w uzaleznienia, do niewiary w siebie. Ci ludzie z ktorych to dziecko pochodzi to pewnie nie byli urodzeni "fajterzy"a i on opiekun myslał, ze jest lepszym wojownikiem i ze jego doświadczenie życiowe, jego mądrośc, jego dobre serce poprowadzi tę znajomosc zwaną opieką nad dzieckiem w dobrym kierunku pożadanym przez obie strony.Opiekun wlączyl dziecko do swojej rodziny i ma nadzieję, ze jest rodziną dla tego dziecka. Nie tylko prawnie ale i sercem.

Dwa zawały opiekunki i polecenie Twojej osoby psychologowi i "umywanie rąk" to taka jakby reakcja wycofaniowa tej pani. Zle obliczyla swoje sily czy to fizyczne czy psychiczne i boi sie ze jutro nie starczy jej zdrowia na to aby zrobic zakupy czy ugotowac wam obiad. Nie wierzy juz w siebie ,w swoje umiejętnosci pedagogiczne ,w swoją umiejętnośc dotacia do drugiej osoby czy to rozumem czy sercem.

Pisałas juz kiedys na forum i przedstawialas swój problem jako osoby trochę osamotnionej, bo tylko z opiekunką i pokazywałas swój ogromny strach o zdrowie i życie swojej przyjaciólki, osoby najbliższej Ci na świecie, osoby chwiejnej emocjonalnie, osoby, ktorą nie przejmują się jej rodzice. Przyjaciólka stala nad przepascia zycia, w kazedej chwili mogla odebrac to sobie życie a Ty gotowa byłas prawie oddac swoje życie aby tylko ona żyla i była cała dla Ciebie. Zrzucałas całemu światu, ze nie widzi jej problemu, tylko Ty byłas zdolna identyfikować się z nią. Nie pomagaly żadne słowa, które powinny Cie troche otrzeżwić, zwrócić Ci uwagę, ze przyjaciołom należy się od nas uwaga i zrozumienie, ale my życia za przyjaciól nie przeżyjemy, że przyjaciólka ma oboje rodziców i oni chyba tez troche widza czy naprawdę z ich dzieckiem jest tak żle jak to przedstawiasz. Bylas w amoku przyjaciólkowym, ona byla ważniejsza niż Ty sama dla siebie. Jakoś miałam wrazenie, ze ona Toba po prostu manipuluje, ze znalazła wrazliwą osobe na ktorej robi wrazenie i wlasnie trenuje sobie na Tobie swoje wplywy, swój dar do przekonania bliżniego o czym tylko zamarzy. Własnie odkrywa jak uczuciami można obcego człowieka do siebie przywiązać i go wkręcac jak się chce i w kierunku jaki sie wymarzy.Zadne słowa w stylu zajmij sie swoim życiem nie były przez Ciebie zauważane.

Zastanawialam się jak bardzo łatwo pozwoliłas sobie wejśc na głowe tej przyjaciólce niby pod pretekstem pomocy takiej biedulce. Z czego to wynikało. Czy uczucia opiekunki jako osoby z poprzedniego pokolenia nie były dla Cie dośc istotne ( dorastająca mlodziez uważa czasem więzy rodzinne za rodzaj kajdanów, ktore trzeba szybko zrzucic) i potrzebowalas gwałtownie byc niezbędną dla kogoś, tak ważna jak powietrze. Zastanawialam sie tez ,jak to z Tobą będzie jak juz spotkasz swojego jedynego i wymarzonego, jak szybko i gwałtownie zapałasz uczuciem z ktorym ani on ani Ty sobie nie poradzicie. Mniejsza z tym, to takie luzne komentarze.

A na teraz zacznij myslec RACJONALNIE o sobie. Tniesz sie- dlaczego? Wynika, ze nie masz szacunku do swojej wlasnej osoby. Nic nie mamy cenniejszego niz wlasne ciało i wierzymy, ze jest ono siedliskiem naszej duszy. Czyli Ty profanujesz to co jest najcenniejsze dla Ciebie samej. Skoro Ty sama NIE MASZ SZACUNKU do siebie samej to dlaczego inni go mają miec? Ty poprzez takie dzialanie wobec siebie budujesz wokól siebie atmosferę, ze Ty sama dla siebie nie jestes ważna. Skoro Ty nie jestes ważna dla siebie to i Twoja przyjaciólka nigdy sama z siebie nie musi sie zapytac o termin waszego wspólnego spotkania, nie musi się zapytac o to jak się czujesz. Przeciez nie jestes sama dla siebie ważna to jak mialabys być wazna dla Twojej przyjaciólki.

Zanim kiedykolwiek będziesz chciala sobie zrobic jakkolwiek krzywde, to pomysl - takim czynem lub jakimkolwiek innym ,ale takim, w którym udowadniasz nieistotność siebie dla siebie samej prowadzisz do niepoważania Ciebie w oczach drugich. Twoja wewnętrzna siła nie informuje świata, ze jestem wazna dla siebie i jesli będe z Tobą blisko to i dla Ciebie tez będe wazna. Twoja aura mówi, ze chcialabym być ważna ale gdyby jednak nie, to ja to zrozumiem, bo przeciez ja tak naprawdę SIEBIE tez NIE UMIEM POWAZAC I CENIC. Ja bez najmniejszego trudu moge się przy byle okazji pociąc, zranic, skopac.

Jesli masz ataki paniki, ktorych nie umiesz zracjonalizowac, tylko potrzebujesz do tego leków, to trzymaj te leki u siebie, przy swoim łożku z buteleczką wody i zażyj jesli bedzie to konieczne.

Na opiekunkę patrzysz jako na osobę, która jest mniejszym zlem niz np dom dziecka i jej wszelkie zachowania Cie draznią i irytują. Jeśli może choc trochę serca, ktore niemal w całosci oddałas przyjaciólce przeznaczysz dla opiekunki, to moze i ona nie bedzie patrzyla na Ciebie jak na zło, które wzięla sobie na głowe, gdy byla silniejsza i młodsza a teraz ma klopot, bo jej ciało i zdrowie odmawia jej posluszeństwa.
Jestescie ze sobą i dla siebie, mimo pewnie znacznej roznicy wieku miedzy wami.

Odnośnik do komentarza

Otoczenie Twoje to schorowana opiekunka i znerwicowana, chwiejna, manipulujaca Tobą przyjaciolka. W tak mlodym wieku jak Twój to nalezy iśc do życia, do cieszenia się swoim ciałem. A nic tak blisko nie daje mam kontaktu ze swoją zyciową motoryką jak wszelkie zajęcia sportowe, one hartuja nasze cialo, pomagają nam go opanować, dają wiarę we wlasną fizycznośc i przy okazji tonuja nasza psychikę. Koniecznie powinnas zaczac sprawdzac jaki rodzaj fizycznych zajec Cie pociąga - pływanie, biegi, siatkówka, koszykówka, karate, jazda na wrotkach, łyzwach... i to regularnie uprawiac.

Ponadto nic tak nie daje nam radości życia jak odkrywanie w sobie pasji- co lubisz robić poza szkołą. Lubisz malować, grać na jakimś instrumencie, pasjonuje Cię spiew, tworzenie grafiki komputerowej? Pasje nadają barwę naszemu życiu. Jestes mloda, to szukaj w sobie dosć sił aby umieć odkryć co Cie interesuje, co Cie bedzie rozwijało i dawało radosc i barwę Twojemu życiu.

Wyglada na to,że opiekunka wg Ciebie nie spełnia swojej roli tak jakbyś oczekiwała, przyjaciólka, ktorą uwielbilaś, postawilas na piedestale ledwo Cię toleruje a Ty w rozpaczy myslisz o najgorszym.

Twoja młodośc jest Twoją siłą a nie balastem ,z którym nie wiadomo co zrobić. Twoja młodośc to powinien być czas prób co w życiu mnie rajcuje, co mi sie podoba, w czym sie sprawdzam. Za chwilę będę dorosła i bede już sama szła przez życie i muszę wiedzieć co powinnam chcieć robić. A jak to wiedzieć jak myśle o wycofywaniu się z zycia a nie nie na testowaniu go i próbowaniu, aby wiedzieć co jest dla mnie najbardziej radosne i ciekawe. Nie jesteś już tak malutka, aby prowadzić Cię za rączkę. Jesteś dośc duza ( próbowałaś na siebie brac odpowiedzialnosc za życie przyjaciólki) aby wziąć odpowiedzialnosc za swoje życie w warunkach w jakich przyszło Ci żyć. Odkrywaj siebie poprzez rózne zajęcia i pasje. A jakichkolwiek zajęć sportowych nie zarzucaj, bo one trzymają ciało w reżimie a i dusza wtedy też jest łatwiejsza do opanowania i może nie będzie nocnych napadów paniki.

Weż swoje życie w swoje ręce i przejmij się sobą jak należy, poprzez pracę ze sobą i nad sobą, poprzez łamanie swoich słabości , poprzez dązenia do wyznaczania sobie celów życiowych i poprzez realizację tych celów. Obgadywanie, lub brak obgadywania życia z przyjaciólką to przynajmniej z ta przyjaciólką nie widać ,żeby do czegokolwiek Cię przymuszało, motywowało, dawalo swobode marzeniom o zdobywaniu świata.

Obejrzyj się wokól siebie, idz w swiat i zacznij rozwijać swoje pasje a poznasz jeszcze inne osoby, nie tak dolujące jak twoja aktualna przyjaciólka. Mozna mieć wiecej niż jedną przyjaciólkę. Kazda inna ważna osoba uczy nas czegoś innego. Przyjażn zawarta np. za zajęciach Cię pasjonujących może da Ci inny ogląd świata a nie tylko takie obsesyjne wpatrywanie się w swoje ego. Wyjdz do ludzi, znajdz swoje pasje i trzymaj ciało w jakimś reżimie poprzez sport. Jestes młoda i znajdz swoją radośc życia. Twoja opiekunka jest juz starsza i może jej radości życia już brak. Ale Ty jestes młoda, wiec masz w sobie dośc sił witalnych aby POSZUKIWAC RADOSCI ZYCIA .To Twój zyciowy OBOWIAZEK wobec siebie samej i zacznij go spelniac najlepiej jak potrafisz.Czego serdecznie Ci życzę.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...