Skocz do zawartości
Forum

Całkowita porażka w kwestiach rodzinno - miłosnych


Gość TailsDoll

Rekomendowane odpowiedzi

Gość TailsDoll

Witajcie!
Uznałem w sumie, że lepiej abym to wyrzucił z siebie.
Od razu prosze o darowanie sobie porad typu "daj sobie czasu", "pokochaj siebie", "znajdziesz kogoś", "myśl pozytywnie" itp.

Dziś na świeżo po rozstaniu - kolejny raz (już nawet nie chce mi się myśleć ile to razy) porażka w miłości. Kiedy człowiek przepracowywał ponad 3 lata swoje problemy, jakoś się wkręcał w te wszystkie "pozytywne myślenia", "pokochaj siebie" itp nagle zjawiła się ona. Perfekcyjne dogadywanie się, wszystko ok, a tu nagle "nie czuję tego", "na pewno sobie kogoś znajdziesz". Nagle odchodzi, bo nie czuje tego itp.
Generalnie ostatnia rzecz jaka mi do przemyślenia została to czy zerwać z D. kontakt, ale wszystko wskazuje na to, że to zrobię - za bardzo boli. Póki co jej numer telefonu usunąłem - zapisałem sobie go w pliku tekstowym, który pewnie za jakiś czas zniknie.

O rodzinie to już dośc dawno pisałem - ojciec nie żyje (a zresztą jak żył to był alkoholikiem i też bywało naprawdę źle), a matka pokazała mi niedawno, że ma mnie gdzieś w pełnym znaczeniu tego słowa. Już wyrzucając mnie z domu kilka lat temu to pokazała.

Ogółem z rodziną to nastąpiło drastyczne pogorszenie kontaktów - niby chcą ze mną rozmawiać, ale jak przychodzi co do czego to nagle ich nie ma, a wiecznie z inicjatywą wychodzić też nie można.

Generalnie z tego co widzę to nie da się mnie kochać (walczyłem z tym myśleniem 3 lata, ale rzeczywistość sprowadziła mnie na ziemie), a jedyne rzeczy jakie da się odczuwać do mnie to niechęć, nienawiść, no ew. można tolerować.

Dlaczego na początku napisałem aby sobie darować pewne durne rady? Trzy lata wdrażałem je w życie, coś zaczęło wychodzić (zdarzały się potknięcia ale jakoś sobie z nimi radziłem), odnalazłem się w świecie muzyki trance, jakoś nie myślałem o troskach.

I to dzisiejsze rozstanie to właściwie gorycz przelało, bo nagle posypało się i w rodzinie, rentę po ojcu utraciłem, dowiedziałem się też, że była - M - ostro namieszała i teraz z jej bratem się nie dogaduję w ogóle (co jest istotne, bo mam tam chrześnicę).

Czuję, że nie nadaję się do związków i jakichkolwiek relacji. Nie wiem jak urlop przetrwam (do 14-stego daleko), ale chyba czeka mnie przejście na mechaniczne, wyłączone, pozbawione uczuć życie - tak będzie u mnie chyba najłatwiej.

W sumie chyba piszę to dlatego, by wyrzucić to z siebie, bo w tym wszystkim już nie wyrabiam.

Odnośnik do komentarza

Czyli jest nadzieja, że choć na chwilę jest lzej, bo z siebie wyrzuciłeś.

Masz kłopoty o których i piszesz i "nie dziwota". Kazde dziecko nie analizując świata jest wyposażane przez swoich rodziców w podstawowe narzędzia obracania się na tym świecie o ile Ci rodzice są w stanie stworzyć normalną, cieplą rodzinę.

Ty jak piszesz mialeś nieszczęscie mieć ojca alkoholika i to pewnie awanturnego (bo przecież też bywają spokojni nadużywacze alkoholu) a i mama, może na skutek nieudanego pożycia ze swoim mężem nie była Ci ostoją.

Ty więc jesteś zapóżniony w rozwoju życia spoleczno- rodzinno- środowiskowego. Zapóżniony, bo nie miałeś szansy w sposób naturalny, poprzez dorastanie, zaznajamiać się jak to obracanie się w świecie nas otaczającym przebiega u ludzi, którzy sobie względnie z tym światem radzą.

Ponadto nie jesteś pelen niewiedzy jak dziecko. Jesteś być może pelen wiedzy ale tej niedobrej. Jakieś jednak wzorce dysfunkcyjna rodzina też przekazuje swojemu dziecku np. informacje, że jak sobie nie radzę z problemami to sięgam po alkohol (od taty).

Czyli po dorastaniu wsród swoich wyniosłeś złą wiedzę a ogromne braki w dobrej. Jako osoba dorosla jesteś jak napisalam bardzo zapóżniony. Musisz z czasem wykorzeniać złe nawyki a nabywać wlaściwe ,o ktorych tylko teoretycznie czytasz, czy ktoś werbalnie Ci opowiada, ale nie doświadczyleś na wlasnej skórze.

I tak pokiereszowana osoba jak Ty, pisze ze 3 lata w miarę dobrze jej szło a teraz się rozbiło na linii chłopak dziewczyna ( a też wyglądalo,że dobrze idzie) i cala ta 3-letnia Twoja praca jest na marne, bo jak widać nie nadajesz się do żadnych relacji. Co Ty tu nam chlopaku piszesz! Przez to, że nie mialeś szczęścia się urodzić w lepszym towarzystwie jesteś tak trochę raczkującym, uczącym się jak akceptować świat z jego niedoskonalościami i jak sobie z nim radzić. Piszesz, że 3 lata dobrze szło. Doceń to, że cięzko pracowaleś te 3 lata i już bylo lepiej. Ty wiesz, że możesz i ze to jesteś w stanie osiągnąc.

Rozstajesz się z dziewczyną i to każdy czy mocny w swoim wyniesionym z domu wychowaniem czy taki pokiereszowany jak Ty ,przeżywa bardzo i wydaje mu się w tej pierwszej fazie, że się z tego nie podniesie. Odbiera tę sytuację jako negację wlasnej osoby, jako wręcz dyskredytację. Tak reagujemy wszyscy, bo ta osoba mocowała nas jak nikt inny w tym świecie, niosla ze sobą duzo emocji i uczuć a tu ni z tego ni z owego koniec.

Zanim dorośniemy do tej milości na całe życie ,to ról mężczyzna i kobieta uczymy się we wcześniejszych związkach. Jeśli to jeszcze nie ten związek, to ta strona, ktora wcześniej to odkryje mówi, że tego nie czuje i ten związek się rozpada. Ta strona, ktora jest jeszcze bardzo zaangażowana rozumie to jak koniec świata i cierpi bardzo. Tak reagujemy wszyscy.

Jednak jak się zastanowić to trzeba nie buntując się az tak bardzo (wiem trudne, prawie niemożliwe) pozwolić tej osobie odejśc i potraktować to Wasze spotkanie życiowe jako etap dorastania związku tego, który masz nadzieję kiedyś w życiu stworzyć i dać w nim życie swoim następcom.

Mimo, że dziś czujesz się nieszczęsliwy ,to jak się zastanowisz, to stwierdzisz, ze jesteś bogatszy teraz niz przed spotkaniem z tą dziewczyną. Choć jak dla Ciebie to trwało za krótko, wiesz już ze jesteś zdolny tworzyć związek, wiesz już, że nadajesz się do miłości. I to nic, że to się rozpadło- ta wiedza da Ci silę aby pożegnać w swoim umyśle tę dziewczynę życzliwie, zachować w pamięci te wszystkie chwile i uniesienia, ktore byly piękne a wyrzucić, pominąc to co było zgrzytami czy jakimiś niewłaściwościami.

Każdy związek uczy nas czegoś o sobie (ją też). Ty ponieważ jesteś zalamany (bo ona za szybko wykryła, że to jeszcze nie to) czytasz tę lekcję- ja się do niczego nie nadaję, a do związków w szczególności. A czytaj, ze po coś ją spotkałem na swojej drodze i choć przez chwilę tworzyliśmy razem piękny świat. Czyli umiem, mogę , potrafię. Pewnie gdzieś na świecie jest moja druga połowka jablka, którą jak spotkam to już będę mądrzejszy o to co zalapalem z tą dziewczyną.

Powodzenia.

Odnośnik do komentarza
Gość TailsDoll

Witam!
Dziś może i lepiej, ale wmawianie mi, że "gdzieś istnieje ta druga połówka" nie pociesza. Z góry dzięki za długą wypowiedź, ale jak ja widzę ile to mnie ludzi potraktowało jak potraktowało to naprawdę - żyć się odechciewa (w sumie po co żyję to nie wiem).

Naukę z tego wszystkiego i tak mam - nie angażować się w 100% (zawsze kończy się to tak samo - zresztą myślę, że po tym wszystkim to będę oczekiwał zaangażowania drugiej strony), żadnego "nigdy Ciebie nie zostawię" i przede wszystkim - oczekiwać obustronnej szczerości i wsparcia, a nie jak to było teraz "ja dla niej zawsze, ona dla mnie wcale".

Odnośnik do komentarza

Witajcie!
Odświeżam temat, gdyż po prostu nie mam sił do pewnych rzeczy. (mam nadzieję, że administracja za wykopki nie ma do mnie za złe czy coś)

Ogółem to czuję się paskudnie. Dobija mnie samotność, wręcz jej nienawidzę. Nie wiem czy to tylko chwilowy kryzys.

Po kolei: zmieniam pracę i w związku z tym czeka mnie przeprowadzka (można powiedzieć, że z jednego końca Trójmiasta na drugi). Tego typu rzeczy cieszą, ale co z tego, że nie mam za bardzo komu o tym powiedzieć, gdyż albo nie odbiera, albo "znowuuuu zmieniasz pracę" (i to narzekanie), albo "aha, fajnie".
O tym, że przydałaby się pomoc przy przeprowadzce to nie wspomnę, ale skończy się pewnie na wożeniu tego pociągiem - zresztą tak zawsze kończą się moje przeprowadzki. Ba - nawet próba spotkania się z kimś z rodziny czy coś to kończy się na "nie mam czasu".
No - oczywiście jak komputerki się sypią to każdy wie, gdzie jestem, ale ja z tym skończyłem patrząc na podejście ludzi do mnie. Zresztą od dłuższego czasu nie czuję jakiegoś wielkiego zainteresowania informatyką i komputerami.

Nowa praca, nowe otoczenie - niesie to też wiele pozytywnego, ale mimo wszystko są obawy, że coś nie pójdzie.

O miłości nie wspomnę - to "wspaniałe" uczucie, kiedy dowiadujesz się, że wg D. "to się nie podobało od początku i od początku nic nie czuła" - aha, chciała się dowartościować czy cokolwiek. (kikunia55 co Ty na to? :) Nadal uważasz, że jednak da się mnie kochać? )
I naprawdę: mam też dość durnych rad w stylu "tam jest gdzieś ta twoja druga połówka" , "na pewno sobie kogoś znajdziesz" (skąd Wy ludzie tego tacy pewni jesteście?), "pokochaj siebie" - naprawdę, jak napisałem - 3 lata stosowałem tego typu porady i kiedy wydawałoby się, że to działa - nagle koniec.

I nie - nie wmawiam sobie, że "nie da się mnie kochać" tylko taki wniosek pojawia się patrząc na relacje z rodziną, patrząc na związki i ogółem na ludzi - co najwyżej mnie akceptują, żeby polubić czy pokochać to juz słabo to jest.

Chciałbym jednak by było inaczej...w końcu to tak nie powinno być.

Odnośnik do komentarza

Syndrom DDA to zespół cech, które charakteryzują osoby wychowywane w alkoholowym domu.
Ponieważ jednak zespół tych cech nie dotyczy tylko dzieci alkoholików, ale również osób wychowujących się w rodzinach dysfunkcyjnych często nazywany jest syndromem DDA/DDD (DDD = Dorosłe Dzieci rodzin Dysfunkcyjnych).

Syndromem DDA/DDD może odznaczać się dziecko osób nie radzących sobie z własnymi emocjami, osób uzależnionych (od czegokolwiek – alkoholu, leków, pracy, hazardu, internetu itd), osób nadopiekuńczych, osób agresywnych, stosujących przemoc fizyczną, psychiczną lub seksualną, osób ogarniętych jakąś obsesją (np. obsesyjnie dbających o porządek, o swój wygląd, o pozycję społeczną, obsesyjnie religijnych itd), osób chorych psychicznie, osób, które w wyniku takich czy innych powodów zaniedbują potrzeby dziecka.

Mieć syndrom DDA/DDD to patrzeć na świat oczami zranionego dziecka, zatrzymać się na pewnym etapie rozwoju emocjonalnego.
Tak jak jabłko, żeby dojrzeć potrzebuje słońca, tak my potrzebujemy prawdziwego rodzicielstwa. Potrzebujemy wsparcia i akceptacji, żeby nauczyć się akceptować i wspierać samych siebie, i dzięki temu się rozwijać.

W rodzinach dysfunkcyjnych nasiąkamy szkodliwymi schematami funkcjonowania i wykorzystujemy je (nieświadomie) w życiu dorosłym. Nierzadko to dzieci w tych rodzinach pełnią funkcje „dorosłych” – dbają o dom, o samopoczucie rodziców, biorą na siebie odpowiedzialność za zaistaniałe w domu sytuacje, zachowania rodziców itp.
Tak jak nauczyliśmy się w dzieciństwie obchodzić się z ogniem, czytać, pisać itd – tak samo nauczyliśmy się obchodzić się z ludźmi, nauczyliśmy, że ludzie nie zauważają naszych potrzeb, naszych uczuć, być może również tego, że bywają bardzo niebezpieczni i trzeba się ich bać albo np. tego, że bywają bezradni i bez naszej pomocy sobie nie poradzą.
(https://flandra.wordpress.com/)
Opracowanie pt "Mężczyzna za murem" Eugenii Herzyk odnośnie syndromu DDA, z którym się borykasz, to coś o Tobie i Twoich relacjach z rodziną i z kobietami.

Odnośnik do komentarza

W moim odczuciu, to on za dużo daje, za bardzo się stara, nie żądając niczego w zamian. Chce tylko ciepła i miłości, nic więcej.
A inni tego nie doceniają.

Dzięki pozytywnemu myśleniu, miałeś trzy lata dość dobrego życia więc nie mów, że to nic nie daje. Dało ci i to wiele.
W tej chwili jesteś załamany, zrozpaczony. Nic dziwnego, bo dziewczyna odeszła.
Każdy, kto szuka partnera, jest na to narażony, każdego to spotyka, nie jesteś żadnym wyjątkiem.
Otrząśniesz się i z tego.
Powtarzaj sobie - od dziś zaczynam nowe, lepsze życie. Powtarzaj to sobie nieomal bez przerwy, najczęściej jak możesz, by utrwaliło się to w twojej podświadomości.
Z dziewczyną całkowicie zerwij kontakt, łatwiej ci będzie wrócić do "normalności", czyli pogodzić się z rozstaniem.
Na pewno ułatwi ci to zmiana pracy, wyprowadzka.

"Nowa praca, nowe otoczenie - niesie to też wiele pozytywnego, ale mimo wszystko są obawy, że coś nie pójdzie."
I tu robisz kolosalny błąd, a chodzi o te obawy.
Wtłaczaj sobie do głowy, że wszystko ci się dobrze ułoży, że poradzisz sobie z każdymi problemami /bo one też będą, ale takie jest życie./
Czyli myśl pozytywnie.
Powodzenia.

Odnośnik do komentarza

Spróbuję jeszcze raz, tę ostatnią szansę na zmianę można sobie chyba dać, i jeszcze raz spróbuję tych porad w stylu "myśl pozytywnie" z nauczką, aby nigdy nie dawać z siebie 100% zwłaszcza w związkach, kiedy druga osoba nie daje z siebie nic (ba - nigdy nie dawać z siebie 100%).

Z tamtą kontakt zerwałem ewidentnie - jako iż nie chciała ze mną wyjaśnić wszystkiego co i jak "bo nie" (jakież to dojrzałe) to opisałem co trzeba w liście, wysłałem i zakończyło się to wszystko. Uff.

Znajomych widzę będę musiał zmienić - wczoraj "tak tak, spotkamy się, będzie fajnie", a dziś "przepraszam, nie mogę" i powód tak durny, że nie wiem za kogo mnie się uważa - ja niby mam w to uwierzyć?! Dobrze, że w październiku jest szansa na spotkanie się z bardziej ogarniętymi ludźmi.

Co do rodziny - uznałem, że z mało którymi osobami chce mieć coś wspólnego. Jeszcze nie wiem na jakie/kiedy i jak to zrobię, ale na pewno zmienię nazwisko, myślę, że to będzie jeden z lepszych kroków (przeczuwam awanturę jak rodzina się dowie, część się mnie wyrzeknie, ale co tam - jak się mnie traktuje jak traktuje to tak już jest).

Odnośnik do komentarza

Jeśli byłeś jakiś czas z dziewczyną to masz całkiem nieźle. Ze mną dziewczyna zerwała po zaprzyjaźnieniu się bez żadnego powodu, nie chciała się spotykać. Pisała kilka miesięcy, spotkała się tylko raz. Jestem w szoku po trzech latach, bo proponowałem jej tylko spacer raz na miesiąc. Rzadko angażuję się bo miałem przemoc w rodzinie a po tym szoku z jej powodu już nie mogę się zaangażować. Sam też nie chcę być bez nikogo do rozmowy. Rozważam samobójstwo.

Odnośnik do komentarza

No właśnie, i poniekąd masz odpowiedź czemu akurat ta postać.

I tak, nic nie zastąpi bliskiej osoby, tylko, że nikt nie chce się takową dla mnie stać.
Wiecie co jest bardziej przykre? Od momentu powrotu z Krakowa i wynajmowania pokoi przez ok 3 lata może dwa razy ktoś ze znajomych do mnie przyszedł (stąd też decyzja że na święta kompletnie nie ruszam się z domu, mają autobusy i pociągi niech przyjeżdżają).

Zaś związki póki co to jest totalna porażka.

Odnośnik do komentarza

No właśnie tak też myślałam :) nie wiem czy zrobiłeś to celowo z nickiem, ale pewnie tak się właśnie czujesz, mało ważny.
Ja nie wiem co się z ludźmi porobiło, ale faktycznie strasznie trudno o głębsze relacje. A w ogóle to trudno mieć to na co się człowiek za bardzo nastawia. Takie powiedzenia "miej wy..bane a będzie ci dane" albo "gdybyś nie celował to byś trafił" są prawdziwe-tylko trudne do realizacji, bo zawsze jest coś na czym nam szczególnie zależy- i wtedy trudno odpuścić i wyluzować, co nie.
Ja nie czytałam Twojego poprzedniego wątku za dokładnie, ale z tego co mniej więcej wiem to wydaje mi się ze to świat zwariował- nie Ty i chcę Ci napisać ze obieram Ciebie jako właśnie fajnego normalnego chłopaka.
Ja tez byłam w podobnej do Ciebie sytuacji- widziana tylko kiedy byłam do czegoś potrzebna.
Nie chce tu pisać pustych pocieszeń ani złotych rad,życzę Ci żebyś jakoś tak wewnętrznie się zmienił i poczuł że jesteś wystarczający sam dla siebie, ze lepiej być samemu niż samotnym wśród dupków - nie jesteś tylko TailsDoll'em.
Kiedy się dla siebie jest wartością- to inni tez to tak odbierają, a kiedy utwierdzisz się roli ofiary, to tak tez będziesz postrzegany.
Myślę ze drogą do sukcesu jest polubienie tej samotności, jakby dostrzeganie plusów tej sytuacji- ludzie są interesowni i byli, ale nie wszyscy w przesadnym stopniu , życzę odrobiny szczęścia w spotkaniu kogoś kto Cie doceni, głowa do góry ( w przenośni, i dosłownie) :-)

Odnośnik do komentarza

Nie wiem jak da się w ogóle polubić samotność (zaś tym, co radzą "polub samotność" i są w związkach polecam rozstanie, skoro to takie fajne).
Jest nieco lepiej - rzuciłem ostatecznie robienie komputerów - szkoda na to moich nerwów itp. Nagle odezwa "dlaczego już nie chcesz tego robić". Nie chce i koniec - tak długo jak ludzie nie będą mnie szanować i widzieć kogoś wiecej niż tylko "tego jełopa od naprawiania" to nie tykam niczego do naprawiania.
Są dni, kiedy właśnie nie jest fajnie być samemu, to uczucie kiedy każdego dnia wraca się do domu i wie, że i tak nikt nie czeka, nikt nie tęskni.

Niby się nieco polepszyło, ale i tak jest mizernie. No i jak mnie nikt nie kocha tak nie kocha (tak tak, te złote rady "pokochaj siebie" - praktykowałem to jak wspominałem i jak widać efektów brak).
O świętach nie wspomnę, ale żeby się nie zadręczać to chyba nawet zrezygnuję z tej świątecznej otoczki na zasadzie "nie obchodzę świąt i tyle, dla mnie to wolne jak każde inne"

Oby się ten humor jakoś wyprostował, bo ciężko to idzie jak na razie.

Odnośnik do komentarza

Witajcie!
Znów odświeżam temat, bo mam parę słów do powiedzenia.
Po pierwsze - mam koleżankę (nie, nic z tego nie wyjdzie uprzedzam od razu), która poznała nieco moją historię i mi powiedziała co o tym myśli.
To jest to, czego nikt nie powiedział mianowicie - mówiąc o tym ludzie z automatu postrzegają we mnie ofiarę i nie postrzegają już jako kogoś konkretnego,a jako kogoś, po kim można skakać, bo i tak nie odejdzie, gdyż skoro rodzina go nie chce to szuka towarzystwa mimo wszystko.
Po drugie to naprawianie pozytywnym myśleniem podejścia ludzi do mojej osoby to jak trochę leczenie zapalenia płuc syropem na kaszel - kaszlu nie ma, a zapalenie zostaje.
W pracy nie ma wolnych koleżanek, więc nie proponujcie mi rozglądanie się w tym miejscu.

Samo "Nie chcę o tym rozmawiać" w kwestii rodziny nie wiem czy jest do końca dobre (lepsze niż mówienie o tym to na pewno), ale jednak też może wiele sugerować, więc w sumie pytanie do Was: jak mówić, abym nie został odebrany jako ofiara, a przy tym nie mówić o swojej sytuacji?

No i co dodać? Samotność jak jest w moim życiu tak jest.
Fakt, dużo radości daje pewne wydarzenie które będzie na koniec maja w Gliwicach, ale samotnia dobija dalej.

Odnośnik do komentarza

Ja przychylam się do takiego powiedzenia.., jak nie umiesz żyć sam ,nie będziesz umiał w związku ,jak nie jesteś szczęśliwy sam ,to nie będziesz w związku ,abstrahując już od tego ,że pragniemy tej drugiej połówki jak kania dźdżu, a jak już mamy, to nie umiemy żyć razem, nie potrafimy uszanować, zdradzamy, itp.,nie generalizując oczywiście.

Użalanie się nad sobą ciągnie Cię tylko w dół.

Co do mówienia o rodzinie, to raczej na pierwszych randkach ,nie poruszamy takich tematów, jak już to zapytany, możesz powiedzieć ogólnie ,ale to nie jest tak ważne, ważne jest jak Ty zostajesz odbierany.

Trzeba tu jeszcze dodać ,że nie każdy ma szczęście w miłości...

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...