Skocz do zawartości
Forum

Brak pasji + dorosłe życie


Gość Melodius

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Melodius

Cześć!

Właśnie jestem po maturze. Wchodzę w dorosłe życie, jednak nie takie, jakie bym chciał. Chciałbym Wam nieco przybliżyć moją historię i prosić o obiektywną pomoc, ponieważ mam już dość słuchania dennych i mało skutecznych truzimów.

Moja mama urodziła się w wiosce dosłownie zabitej dechami. Nie miała również możliwości dalszego edukowania się, dlatego ma zaledwie podstawowe wykształcenie. Urodziła mnie kiedy miała 22 lata i sama już była samotną matką z jednym dzieckiem. Ponadto, razem ze mną przyszła na świat moja siostra bliźniaczka i przez jakiś czas mój ojciec, który zostawił nas kiedy mieliśmy po cztery albo pięć lat. Jego wykształcenie również było podstawowe, ponieważ rzucił szkołę średnią dla jakiejś miłości pod sam jej koniec. Oboje od zawsze lubili sobie popić. Ponadto, mój ojciec był nałogowym hazardzistą, więc każdy grosz przegrywał na maszynach. Na szczęście już się z tego wyleczył, jednak trochę za późno. Moja mama jest alkoholiczką do dzisiaj, jednak nie da sobie tego wmówić, pomimo tego, iż pije codziennie i codziennie z tym samym skutkiem. Przechodząc jednak do sedna:

W moim domu przez nałogi rodziców nigdy się nie przelewało. Brakowało na rachunki, na pieluchy, nierzadko też na jedzenie dla wszystkich. Był co prawda zasiłek, ale większość z tego szła na rachunki i alkohol. Ja i moje dwie siostry musieliśmy się żywić u babci, często też prosić ją o pieniądze na pieluchy, lekarza czy książki do szkoły. Zostało tak w zasadzie do dzisiaj, babcia nam bardzo pomaga, lecz do czego zmierzam?

Moje dwie siostry nie żyją. One wegetują. Jedna z nich żyje sama w ciasnym mieszkaniu za nędzną wypłatę, sama się zadłużając i niedługo też urodzi bliźniaki - powtarza los własnej matki. Druga z kolei jakoś w gimnazjum poznała miejskiego dresiarza, który wprowadził ją w świat narkotyków, dlatego zaczęła kraść, aby mieć na kolejnego dopalacza, którym truła również dziecko, które nosiła pod sercem. Obecnie włóczy się gdzieś, sam nie wiem gdzie.

A ja? Właśnie skończyłem liceum, mieszkam jeszcze z ojczymem, ponieważ mama zaczęła jeździć do Niemiec jako opiekunka, żeby nieco wyjść z długów. Mój kontakt z ojczymem i mamą jest znikomy. Ojczym kupuje jedzenie dla siebie, a ja dla siebie. Ponadto, jeszcze ode mnie wymagają, żebym dokładał się do czynszu. Owszem, mogę to robić, obecnie jestem na etapie poszukiwania pracy. Przedłużyło się, ponieważ kilka firm chciało mnie oszukać. Dalej jestem bez pracy, ale mam nadzieję, że to niedługo się zmieni, na cokolwiek. Jednak w zasadzie dalej jestem na utrzymaniu babek, ciotek i mojego chłopaka. Problem w tym, że mój chłopak urodził się w naprawdę szczęśliwej rodzinie, niczego nigdy mu nie brakowało, co więcej - jest po prostu bogaty. Nie, nie kocham jego pieniędzy, ale wstyd mi, kiedy musi gdzieś za mnie zapłacić. Wszyscy we mnie naprawdę wierzą, jednak chciałbym w końcu się usamodzielnić.

Wiem, że jestem młody, jednak tak bardzo chciałbym już znaleźć własny kąt i zarabiać tyle, aby móc spokojnie utrzymać mieszkanie, kupić jedzenie i przede wszystkim ŻYĆ. Pójść do restauracji, do kina, gdzieś pojechać. A za 1300 złotych - a tyle będę zarabiał - nie można mieć tego wszystkiego, o czym piszę. Chciałbym móc zasmakować innego, lepszego życia. W którym nie będę musiał się o nic martwić. Ani dla siebie, ani dla chłopaka i ewentualnie przyszłego pokolenia, jeżeli coś by się miało z moją seksualnością zmienić. Problem jest również w tym, że ja nie do końca wiem, co chcę robić, a mianowicie - nie mam żadnych zainteresowań, żadnej pasji. To dodatkowo mnie dołuje. Zazdroszczę bogatym dzieciom lub nawet moim kolegom z rodzin, które nie są dysfunkcyjne, które mają dobry start w przyszłość, dobrą pracę i zapewnioną pomoc. Cóż, mają pracę głównie dzięki koneksjom. A ja niestety nie mam niczego, mogę o dostatnim życiu tylko pomarzyć. Z tego wszystkiego czasami myślę, czy by nie wrócić na terapię, jednak to by dość mocno kolidowało z moją pracą. Kiedyś chodziłem do psychologa, ponieważ miałem problemy z akceptacją w szkolę, miałem też ataki paniki i stany lękowe. Przez to, że nie jestem w stanie samemu stanąć na nogi to wszystko wraca. Tak bardzo chciałbym żyć szczęśliwie i bez trosk finansowych, jednak ostatnimi czasy dochodzę do wniosku, że skoro biednym się urodziłem, to biednym zdechnę. Nie ma dla mnie przyszłości, po prostu. Przynajmniej teraz jej nie widzę.

Bardzo proszę Was, użytkowników o pomoc i nie rzucanie mi haseł typu: "chcieć to móc", "będzie dobrze, tylko daj sobie czas". Ja nie mam tego czasu. Bardzo chcę się w końcu uwolnić, jednak sam wiem, że od samego chcenia się nic nie zmieni. Kiedy mówię to komuś, zazwyczaj ktoś na mnie krzyczy: rozwijaj się! Ale, do cholery jasnej, jak ja mam to zrobić? Jak się rozwijać? Co ja mam konkretnie wykonywać? Nawet mój psycholog mi to zarzucił, że zawsze oczekuję od kogoś instrukcji, jak postępować, by sobie pomóc. Wiem, że to niemożliwe, ale ja naprawdę nie wiem, co ja mam konkretnie zrobić. Proszę również o to, żeby nikt mi nie zarzucał kupowanie książek typu "Bogaty ojciec, biedny ojciec". Owszem, człowiek prawi naprawdę mądre rzeczy, jednak by móc wykonać cokolwiek zalecanego w tej książce, potrzebny jest kapitał, którego po prostu nie posiadam.

Żeby nie było - post ten będę umieszczać na kilku forach, żeby móc mieć wiele opinii i spojrzeń na ten temat. Już nie proszę, ja błagam.

Odnośnik do komentarza
Gość TailsDoll

Witaj!
Widzę, że nie chcesz powielać wzorca z domu rodzinnego, to dobrze rokuje.
Znam to uczucie, kiedy zazdrościsz innym osobom, ze urodziły się w normalnej rodzinie...w sumie ja swojej dziewczynie nieco zazdroszczę, że ma normalny dom, gdzie rodzice ją wspierają.

Przede wszystkim najpierw odetnij się od toksycznej rodziny. Idziesz do pracy, to może np odłożysz większą ilość gotówki na wyjazd do większego miasta? Wtedy np zarobisz więcej i już będzie lepiej z pieniędzmi.

Z początku nie oczekuj pracy w 100% zgodnej z tym co lubisz - najpierw bierz jakąkolwiek pracę by móc urwać się od toksycznej rodziny.

Masz wsparcie drugiej osoby (chłopak, babcia) więc w razie czego nie zostajesz zupełnie sam.

Natomiast co do pasji - przeanalizuj co sprawia że np możesz zapomnieć o troskach, co sprawia, że nagle ci się humor poprawia.

Odnośnik do komentarza
Gość Melodius

Idę do pracy i na szczęście mieszkam już w dużym mieście, dlatego teraz muszę tylko odkładać na wynajęcie własnego kąta.

A co do pasji, problem jest taki, że nie mam nic takiego. Od zawsze byłem tylko ja i komputer. Kiedyś byłem od niego uzależniony a to uzależnienie wraca i nie do końca wiem co zrobić, żeby ruszyć z miejsca.

Odnośnik do komentarza

Powiem tak. U mnie w rodzinie życie to jeden wielki strach. Nie jest to jakaś patologiczna rodzina,ale rodzice są nad wyraz madopiekunczy. Przykładów na to jest mnóstwo. Ja jako jedyny syn spośród rodzeństwa zostałem wychowany na dystans. Dystans ten w zasadzie dotyczył wszystkich sfer życia, najgorsze bylo to ze nie bylem taki jal inni,odstawalem i to daleko. Źle sie uczyłem, wszystko bylo zle, chociaż starałem sie ale po prostu niedawalem rady. Przyjaźni jako takiej po dzis dzień nie doświadczyłem, nigdy tez nie wiedziałem jak sie zachować wśród społeczeństwa. Zdziczalem zostałem samotnikem zdajacym sie tylko na rodzinę. Miewalem czasem jakieś paranoje, chciałem normalnosci, od rodziny dostałem dużo nadopiekunczosci. Nie mogłem nic zrobić sam,absurdem byli już nawet robienie mu kanapek na śniadanie co dzień i slodzenie mi herbaty(tak jakbym sam nie umiał posłodzić). Coraz bardziej sie to poglebialo nie umiałem racjonalnie myśleć wszystko bylo dla jednym wielkim przerazeniem. Co mi z tego pozostało? Jestem samotnikuem żyjącym tylko posród rodziny, ktora mnie wyśmiewa, i drwi ze mnie na każdym kroku. Brak zainteresowań ,brak pomysłu na zycie(rodzice każdy mij wybór negowali i wybierali za mnie) nie umiałem sie przeciwstawic i koniec z końcem jest tak ze jestem zalekniony boje sie wszelakiego działania, boje się nawiązać kontakt z osobami w moim wieku. Czuje sie w rodzinie jak jakieś wieczne dziecko . A rodzice maja zaślepki na oczach, bo nie umieją albo nie chcą dostrzec ze mam już sporo lat (24). Cokolwiek bym nie zrobił nie po ich mysli, to włącza sie u nich nadmierna troska. Np: wyjście do miasta może być ale po 23 w domu mambyc, z nikim sie nie zadawac(kiedyś to id matki usłyszałem) i najlepiej robić wszystko sam. Nie mam szans na usamodzielnienie sie, bo jestem za to rugany. Czasem mam ochotę wyjść z tej skory dziecka z tej latki "życiowego nieudacznika jaką mi przypieli właśni rodzice i zacząć nowe życie. Ale kiedy dyktatura rodziców nie ustaje i kiedy jestem wciąż na ich utrzymaniu a pieniądze które zarabiam są powodem konfliktów to ja nie wiem kiedy to sie stanie i czy w ogóle jeszcze jest to możliwe. Ich milosc do mnie jest tak zaborcza ze czasem niewiem co myśleć, mam ochotę rzucać talerzami kiedy oni wciąż potulnie "głaskają" mnie po głowie,jestem już w swoim wieku a jednak czuje ze mam wodę z mózgu,żadnych poglądów,żadnych zainteresowan tylko egzystowanie u boku rodziny, byle do jutra.

Odnośnik do komentarza
Gość TailsDoll

Widzicie - odcięcie się od rodziców to nie jest taka łatwa sprawa i jeżeli się tego podejmiecie to trzeba liczyć się z awanturami, krzykami, nawet wezwaniami policji itp ale z mojej perspektywy gra jest coś warta. Tu chodzi o Waszą przyszłość, spójrzcie na to z perspektywy np 10-15 lat. Ja osobiście nie jestem za tym, by moje (potencjalne) dzieci musiały widzieć i słuchać moją "matkę".

I wiem, nie jest łatwo, kiedy się słyszy, że jest "idiotą, głupkiem itp".

Powiedział to ten, którego matka z domu wywaliła, bo ta wolała swoje córki, a w synu widziała jedynie "swojego byłego męża alkoholika" (którego wcześniej zdradziła i z tego powodu pił czego nie pochwalam).

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...