Skocz do zawartości
Forum

Nie radzę sobie z decyzją o rozstaniu


Rekomendowane odpowiedzi

Z moim partnerem jesteśmy ze sobą już ponad 3,5 lat. W ciągu tych lat bywało różnie. Zazwyczaj lepiej niż gorzej. Oczywiście były kłótnie, tygodniowe rozstania i powroty jednak zawsze potrafiliśmy się dogadać. Od samego początku czułam się dla niego ważna pomimo mojego ciężkiego charakteru. Jako, że wywodzę się z domu gdzie wzorem była moja mama (wychowała mnie i moje rodzeństwo z olbrzymim poświęceniem) nauczyłam się, że kobieta powinna dawać sobie radę sama i przeć do przodu mimo trudów będąc samodzielną. Tak więc przez około pół roku broniłam się, aż w końcu zaczęłam uczyć się kompromisów. Zrozumiałam, że mogę spokojnie zakochać się w tym człowieku, bo stara się o mnie, walczy, znosi moje nastroje. Po 2 latach wymiękłam i opuściłam gardę. Zapragnęłam by był moim rycerzem, więc zamieszkaliśmy razem. Czułam, że obeje chcemy założyć wspólny dom, a raczej zamieszkać w wynajmowanym mieszkaniu. Kolejne miesiące pracowałam i zajmowałam się domem. Mój ukochany założył firmę jednak nie spełniał się zawodowo. Cóż...Raczej ciągle było mu mało. Gdy ja się starałam. Obiadki, sprzątanie, prasowanie, plany na wakacje, wspólne spędzanie czasu, jemu zaczynało być wiecznie mało. Zaczęły się narzekania. Za mało jesz, za dużo jesz, nie mogę jechać, bo nie wiem co z pracą (od ponad 3 lat sama wszystko ogarniam). Ślub kościelny nie, tylko cywilny- bo on nie lubi księży. Pomijam fakt, że świadkował z setki razy. Wesele nie bo go nie stać, pierścionka nie bo go nie stać. Cholera. Nigdy nie chciałam wesela, a zależało mi tylko na zwykłej tradycji z ojcem, który poprowadziłby mnie do ołtarza (ojciec rzadko bywał w moim życiu i chciałabym aby choć w jednym z najważniejszych momentów w moim życiu był przy mnie). Zaczęłam popijać i to dużo. Kiedy dowiedziałam się, że mój partner koresponduje od niedawna ze swoją byłą, przeszłam samą siebie. Po kłótni się wyprowadziłam, ale wróciłam. Gdy zapytałam o to czy nie czuje się winny powiedział, że nie zasługuje na przeprosiny bo jestem alkoholiczką jak mój ojciec. Miał rację, ale zabolało. Zgłosiłam się na terapię, ale on ponownie zaczął się ode mnie odsuwać. Wiedziałam, że ma depresję z powodu pracy więc nie naciskałam. Mówiłam tylko, że chce z nim być pomimo wszystko. On jednak wciąż znikał. Gdy zapytałam, czy zdaje sobie sprawę co mi chodzi po głowie gdy wychodzi po akcji z byłą, stwierdził że nic go to nie obchodzi. W końcu cisza. Bo nie mam siły. Terapia i psycholog dużo mi pomaga. Mówią bym była cierpliwa, bo w końcu był ciągle, gdy obiecywałam przestać pić , a nie przestawałam. Tak więc od miesiąca cisza. Tydzień temu, przyszedł i powiedział, że powinniśmy porozmawiać. Zapytałam, o czym? Ożyciu odpowiedział. Wiec powiedziałam, że czekam bo ja już tyle razy mówiłam co mi leży na sercu i tym razem to jego chcę wysłuchać. I tak kolejne milczenie. Nie chce się wyprowadzać, bo zawsze wypominał mi, że ciągle uciekam. Z drugiej strony strasznie się męczę. Kocham go i boli mnie gdy tak mnie traktuje. Mimo tego, że jestem silną osobą boję się go stracić. Nie wiem o czym mam z nim rozmawiać, bo ciągle odbija piłeczkę. Gdy ja o jej byłej, on że złożyłam podanie o erazmusa z kolegą. Nie wystarcza że to tylko kolega, ani to że nie miałam zamiaru wyjechać, a tylko chciałam sprawdzić się czy mnie przyjmą.
Usycham i nie wiem co robić.

Przepraszam za złą składnie, ale piszę mając lekki mętlik w głowie

Odnośnik do komentarza
Gość rozstansie

Wygląda na to, że on żeruje na Tobie. Wszystko na nie. Czy on zdaje sobie sprawę jaką ma fajną kobietę? Hm myślę że ten gościu nie jest Ciebie wart. Normalny facet powinien ucieszyć się na myśl o ślubie. Powinien z radością kupić Ci pierścionek i kwiaty. To przykre, że człowiek ten wyzbył się romantyzmu i życia rodzinnego, bo mam wrażenie że żyje on samą pracą i pieniędzmi. Chyba lepiej to zakończyć. Bo co to za facet, który nie chce ślubu kościelnego. Widocznie nie ma odwagi powiedzieć: "i nie opuszczę Cię aż do śmierci". A ślub cywilny można zawierać tyle razy ile się chce i chyba to jest mu na rękę w razie gdyby zakochał się w innej dziuni

Odnośnik do komentarza
Gość TailsDoll

Jak to jest, że się nie szanuje tego co się ma? Jak to jest, że nie szanuje się osoby, która by gwiazdkę z nieba dała drugiej osoby?

Widzę, że w sumie mamy ten sam problem i nie wiadomo jak to ogarnąć.

Odnośnik do komentarza

Ze wszystkim się zgadzam. Wiem też , że są ludzkie którzy nie wierzą w Boga. I to bym zrozumiała. Mój partner po prostu dopiero szuka wiary i niestety boję się, że nie czuję tego co ja, ponieważ przy swiadkowaniu nie miał oporów. Rozmawialiśmy o tym i wie, że u mnie w rodzinie kobiety łączą się z partnerem na całe życie. Wie, że dla mnie ślub cywilny jest tylko papierkiem.
2 sprawa to pieniądze. Zawsze śpiewał mi "to ona mnie wyrwała" i tak właśnie było. Wyznawal te same zasady co ja. Nigdy za cel nie stawialismy bogactwa. On bardzo oszczędny i tą raczej rozrzutna. Oboje się uzupelnialismy. Nagle gdy wspomniałam o kupnie mieszkania, założeniu rodziny z jego strony zaczęła się walka o pieniądze. Obawiam się, że mogłam zbyt naciskać. Chociaż nie wiem. Zawsze mówiłam że jak nie jedno to drugie. On - nie s lubowi koscielnemu więc ja oczywiście gotowa żyć na kocią łapę bo w sumie mogę pójść na kompromis. Proszę więc go o to że w momencie gdy pojawi się dziecko aby miało moje bądź ona nazwiska. Nie tylko miało by to pozwolić mi na udobruchanie mojego ego ale i w wielu kwestiach formalnych. On znowu nie, bo musi mieć jego nazwisko. Mam przestać pić, palić. Pić przestałam z paleniem cóż... Mieszkanie kupić. Ok. Ale nie sama bo jak to będzie że on będzie spłacać że mną kredyt a później się go pozbede. Razem? Też nie bo na takie co ja chce nas nie stać.... Taaaa bo to nie on latał po doradcach finansowych. No i tak z jednym się zgodzę. Bez ślubu będzie nam trudniej. Studiuje od 10 lat już 2 kierunek. To jemu też przeszkadza bo ile można. Niby jego zdaniem malo zarabiam ale to mnie bardziej formalnie stać by starać się o kredyt.
Nie mówię że miał ze mną łatwo piłam awanturowalam się i wiem że nie raz się o mnie zamartwial ale jak miałam sobie radzić ze wszystkim skoro od roku jego Kocham Cię pojawiało się tylko gdy sobie chlapnal.
Chyba dopadła mnie karma. Najwidoczniej sobie zasluzylam. Od miesięcy bardzo się staram i zawsze mi powtarzalam ze mój idealizm krzyczy ze jest mężczyzna mojego życia nawet jeżeli los zechce zdecydować inaczej. Boli milczenie bo jestem gotowa na wszystko. Na walkę już nie tylko sama ale wspólnie i również na rozstanie. Chcę. Ba. Liczę ze po tylu dobrych i również złych chwilach należą mi się jakieś wyjaśnienia. Wszyscy mi radzą czekać. Znajomi, ludzie z terapii, psycholog. Jestem rodzajem bojownika ale pierszy raz czuję że sama świadomość cierpliwości mnie krzywdzi.

Odnośnik do komentarza

Trochę chaotycznie piszesz...,nie wiadomo czy się rozstaliście czy nie,czy mieszkacie razem czy nie...,
w wielu sprawach się nie zgadzaliście i pewnie by tak zastało.

Faceci nie lubią się tłumaczyć,wyjaśniać przyczyn rozstania,z jednej strony się nie dziwię,bo boją się reakcji i wysłuchiwania,po drugie chciałabyś usłyszeć ,że Cię nie kocha,nie chce być z Tobą i powymienia wszystkie Twoje wady...,czy by było Ci wtedy lepiej? Pewnie nie,dlatego najlepiej przyjąć,że przestałaś mu odpowiadać i odszedł.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Mieszkamy razem, śpimy w jednym łóżku i bywa że często przytula mnie gdy mam koszmary. Gdy raz przenocowalam i siostry zapytał smsm :/ czy wszytko ok.

Co do obawy przed moja reakcja co do rozstania to wątpię. Przy naszej ostaniej rozmowie powiedziałam że możemy o to walczyć ale jeżeli nie chce przecież nie będę go zmuszala i jeżeli chce możemy się rozstać. Gdy ponownie zapadła cisza poprosiłam by zastanowił się i wtedyze mną porozmawial. Minął już tydzień.
To zawsze ja uciekalam i tym razem chciałabym to jemu dac podjąć ta decyzje. Więc tak. Chciałabym przynajmniej usłyszeć prawdę niż tkwić w milczeniu lub wyprowadzić się i ponownie usłyszeć jak to niby tak usilnie i nas walczę.

Odnośnik do komentarza

Piszesz w tytule wątku ,że nie radzisz sobie z decyzją o rozstaniu,
ale jak widać ,nikt takiej decyzji nie podjął,a w ogóle kto pierwszy wspominał o rozstaniu ,o co dokładnie wam chodzi ,nie wiem,
z tą jego byłą, też nie wiadomo o co chodzi,dlaczego do tego wracasz?
Widać ,że wam się nie układa,nie potraficie się dogadywać,facet pewnie ma mętlik w głowie, więc może zaproś go na kolacje do restauracji i porozmawiajcie szczerze w neutralnym miejscu, piszesz "nie wiem o czym mam z nim rozmawiać" ,za mało macie problemów do rozwiązania?
Nie umiecie teraz ze sobą rozmawiać?
Nie czekaj, tylko sama zacznij rozmowę ale od tego jakie on ma oczekiwania.

Bo to tak trochę wygląda z Twojej strony ,że ma się zgodzić na Twoje pomysły albo się rozstać,to Ty sama postawiłaś go pod ścianą.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Kochana, spokojnie. Wszyscy wokół rozstajemy się i jakoś trzeba dać radę i popatrzeć na to z humorem i dystansem. Ja wiem jedno, jeśli facet kocha, to wróci do Ciebie choćbyś go wyganiała widłami. Dlatego śmiało rozstań się, skoro on przestał się starać. Zobacz, on nie jest wierzący, to wiąże się z brakami morski i zasad i to może się ujawnić w postaci egoizmu, braku empatii, braku wierności. Jesteś piękną kobietą i będziesz jak wino coraz piękniejsza z wiekiem. Dlatego możesz przebierać w facetach i wybrać najlepszego. Studiujesz już 10 lat i wszyscy powinni być z Ciebie dumni. Z tego, że dążysz do celu mimo że są jakieś trudności, ale jesteś ambitna. To co teraz zrobisz to już Twoja decyzja, ale polecam szczerą rozmowę - najlepiej oko w oko. I porozmawiać z facetem, zobaczyć jego reakcje. To, że mieszkasz z nim, nie znaczy że jesteś jego kurą domową, on powinien starać się Ciebie uszczęśliwiać.

Odnośnik do komentarza

Dlaczego wspominam o byłej? Bo po tym jak się dowiedziałam i zapytałam, dlaczego z nią piszę mimo, że sprawia mi tym przykrość stwierdził, że nie ma w tym nic złego. Nazwałam go wtedy hipokrytą, ponieważ sam był negatywnie nastawiony do swojego kolegi, który pisał z innymi dziewczynami będąc w związku,. Tu nie chodzi o koleżanki, bo nie mam nic przeciwko przyjaźniom damsko-męskim, jednak co do tej dziewczyny (byłej!!!!) mam pewien uraz i zgodził się wcześniej by z nią nie korespondować.
Dlaczego wciąż do tego wracam? Bo głupia byłam, że wcześniej nie wymusiłam od niego tego by uznał to za zniewagę dla mojej osoby i przeprosił. Tak moja wina.

Czy nie mamy o czym rozmawiać? Mamy. Zbudowaliśmy swój związek zaczynając od przyjaźni. Wydawało mi się, że jest mi najbliższą osobą na świecie. Zarówno On jak i ja wiele się sobie zwierzaliśmy. Mówiliśmy i planowaliśmy. Ja po prostu liczyłam, że będą to niedalekie plany. Cholera mam już 30 lat i chcę stabilizacji i on o tym wie.
Czy mam z nim porozmawiać? Znowu wyłożyć kawę na ławę. Robiłam to nie raz i nigdy nie stawiałam mu warunków. Nigdy. Zawsze oboje dochodziliśmy do wspólnej myśli, no ale przepraszam...Sama się sobie nie oświadczę.
Zamknął się przede mną zaraz po ślubie (również świadkował) swojego przyjaciela. Może to go wystraszyło. Nie wiem. Przecież mówiłam mu, że mogę obyć się nawet bez żadnego ślubu.

Co do odpowiedzi ~roshen
Staram się, ale mam wrażenie, że brakuje mi oddechu. Czy kocha, nie wiem, ale wiem jedno. Nie chcę ponownie po rozstaniu znaleźć go w strzępkach sugerującego, że popełniliśmy błąd rozstając się. Tak bywało... Najgorsze jest to, że ja głupia znowu bym pewnie do niego wróciła, bo tak bardzo mi na nim zależy.
Staram się dbać o siebie, być silna. No ale, niestety mój partner nie raz ostatnio pozwolił sobie na słowa, typu "Uważaj bo nie jesteś coraz młodsza", "Zegar tyka"...
Całe ostatnie 3 lata były podporządkowane naszej wspólnej przyszłości. Moje studia, praca, jego praca. Jak teraz rzucić wszystko i zacząć budować przyszłość w pojedynkę?

Odnośnik do komentarza

Należycie do tych par nie potrafią żyć ze sobą ,ani bez siebie...,
dlatego,że życie razem uzależnia nas psychicznie w mniejszym lub w większym stopniu.
On jest jakiś niepoważny,to pisanie z byłą,do tego te głupie gadki co Ci wstawia,odnośnie wieku...,zamknął się w sobie ,bo pewnie wiązanie się na stałe jest mu nie rękę,macie rozbieżne priorytety.
Marzysz o tej białej sukni,o ślubie...,tylko że ten akt nie gwarantuje,ani trwałości związku,ani dogadywania się...,on być może nie widzi się w roli Twojego męża ani ojca Twoich dzieci,
dla niego widać lepiej trwać w tym co jest,
bo ja bym tu wiary nie mieszała,dlatego,że ślub kościelny może wziąć katolik z ateistką,po prostu wypowiada inny tekst przysięgi,
to ,że w Twojej rodzinie łączą się na całe życie,to nie znaczy ,że u was tak będzie...,być może to go też przeraża.

Wiem ,żebyś się zgodziła żyć i bez ślubu,ale praktycznie w ważnych kwestiach macie inne zdanie ,jak sobie wyobrażasz to wasze wspólne życie z dziećmi,nie ważne czy ze ślubem czy bez,
wiesz to tak trochę wygląda,jakby on nie chciał już być z Tobą,ale nie ma odwagi tego głośno powiedzieć.

Ja Ciebie rozumiem ,ale generalnie my nie rozumiemy facetów ,a oni nas.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Nie rozmawiamy ze sobą od ok miesiąca. Próbowałam z nim kilka razy rozmawiać w przeciągu tych tygodni, jednak nie chciał. Raz powiedział że źle się czuje, a za chwilę walił wódę, drugi raz powiedział, że nie ma motywacji do życia. Wtedy zaproponowałam psychologa, lub aby po prostu ze mną porozmawiał. Widziałam, że spadła mu "kondycja życiowa" i popada w marazm dlatego starałam się go trochę udobruchać. Skoro nie szło mu w firmie, to zapytałam czy nie myślał o pracy u kogoś innego. Jego znajomi dawali mi znać, że coś z nim się dzieje nie tak, więc wciąż starałam się szukać rozwiązań. W rozmowie prośbą, by nie oddalał się ode mnie i innych, ale on zaczął jeszcze więcej pracować i później znikać bez odzewu. Po naszej ostatniej rozmowie powiedziałam, że po prostu już nie wiem co mam mu powiedzieć, że przecież zawsze będę starała się mu pomóc jeżeli tylko będę czuła się dla niego ważna i będzie mnie potrzebował. Zapytałam wtedy czy może chodzi o mnie i może chce się rozstać. Fuknął tylko na mnie i tu już cisza ostateczna. Zwykłe cześć od tygodnia i tyle...
Od kilku miesięcy nie pije, leczę się, bo nie powiem on mnie do tego zmobilizował. Zawsze powtarzał, że chce ze mną założyć zdrową i szczęśliwą rodzinę. Że pracuje tak dużo właśnie na tą rodzinę, pomimo, że wciąż powtarzałam iż nie potrzebuję nie wiadomo czego.
On bardzo chce dziecka. A co do ślubu to po prostu poszłam na ustępstwo, skoro nie chce kościelnego. Jemu jednak przeszkadza również ten fakt bo chciałby cywilny, ale dziecko ma mieć jego nazwisko. Często musiałam rezygnować z czegoś, ale niestety nie zgodzę się na ślub cywilny i chcę aby moje dziecko miało nazwisko choćby 2członowe.
W wielu kwestiach się dogadujemy. Najgorsze że wszyscy macie rację. Tu nie chodzi o to, że on tego wszystkiego nie chcę, on po prostu nie jest z tą z którą by tego zapragnął.
Tego obawiam się najbardziej. Ale gdy pytam milczy, bądź twierdzi, że wyolbrzymiam.
Nie mogę już znieść tego milczenia, a z drugiej strony to ja zawsze starałam się zacząć rozmowę. Gdy odchodziłam, on nagle się pojawiał i wracałam. Było tak 2 razy. Czemu wracałam? Kocham go i kiedy jest dobrze, jest cudownie. Boję się również, że tym razem będzie to koniec definitywny, bądź ponownie okażę się głupiutką dziewczynką i wrócę. Mętlik...

`ka-wa
Dokładnie. Tylko jak się rozstać, jak żyć ze sobą? Jak żyć oddzielnie, jak się w spokoju rozstać? Będzie dym.

Odnośnik do komentarza

~onkaY

Kolejny "kwiatek".
Skąd takie przypuszczenia? Masz na to jakieś dowody?
bo jeśli to prawda, to nie oczekuj, że facet powie ci wprost, że jesteś tylko opcją, bo akurat ta, której pragnie jest niedostępna.
Jeżeli faktycznie masz poważne podstawy, żeby tak sądzić, to ja ciebie nie rozumiem. Zmarnowałaś 3,5 roku życia na pogoń za utopią?
Chyba jesteś KKZB (kobietą kochającą za bardzo), tylko, że to nie jest usprawiedliwienie.
W tym, co piszesz dominuje twoja prosząca, uległa postawa, o rozmowę, dobre słowo, o jakąkolwiek decyzję.
Jak dlugo jeszcze zamierzasz płaszczyć się przed nim, żebrać.
Ocknij się i spójrz prawdzie w oczy.

Dziękuję. Mój terapeuta i ludzie na grupie twierdzą bym nie podejmowała decyzji na tak wczesnym etapie terapii (leczę się zaledwie kilka miesięcy) . Twierdzą, że mimo iż to on mnie trochę przymusił, to może się teraz obawiać trybu mojego trzeźwego życia. Strach myśleć, ale wydaje mi się że się mylą. Ja już na serio nie mam siły. Nie wiem tylko jak to na spokojnie zakończyć. Ostatnio to ja byłam winna, bo zarzucił mi że uciekłam, co nie było do końca prawdą bo musiałam tylko przemyśleć kilka spraw Pomimo, że wiem, że on nie czuje tego co ja, nie chcę się z nim żegnać w złości i kłótni (choć nie widzę tego by utrzymywać dalej kontakt). Chciałabym to zakończyć polubownie, ale wiem, że to ja ponownie będę winna.

Odnośnik do komentarza

Jak nie da się żyć razem ,to trzeba się rozstać,przeboleć to jakoś,wiem, że ciężko...,Ty go kochasz,on widać ,że nie ,skoro piszesz ,że nie wiesz...
Obydwoje macie "ciężkie" charaktery...,np.nie wiem dlaczego upierasz się ,żeby dziecko nosiło Twoje nazwisko,przeważnie matki w takich sytuacjach ,wolą jak dziecko nosi nazwisko ojca,choć dwuczłonowe jest jakimś rozwiązaniem,to na pewno utrudniłoby dziecku życie ,ale do dziecka to jeszcze daleko...,
,trochę za bardzo wybiegasz w przyszłość,
po drugie,ten drugi kierunek to też nie wiem po co studiujesz tyle lat...,nie dziwię ,się ,że on w tym widzi tylko generowanie kosztów,
absolutnie nie dobraliście się pod względem gospodarowania kasą.

Tak się jeszcze zastanawiam czy on nie kombinuje wrócić do byłej....,te jego zachowanie,niby depresja,znikanie z domu...

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Koszta studiów są znikome bo opłacam je ze stypendium zarówno naukowego jak i sportowego.
Co do dziecka. Daleka droga? Dla niego średnio, bo jeszcze 2 miesiące temu mówił, że w pół roku chce ogarnąć firmę i zacząć się starać. Nie wiem.
Co do byłej. Wątpię, bo wiem, że kontakt był chwilowy. Dziewczyny aktualnie nie ma w kraju. Raczej była to grzecznościowa wymiana słów i tyle. Wiem, że się czepiam, ale po prostu wiem, że zrobił mi tym tylko po złości. Co do bycia razem to tak. Może mu się odechciało, może kogoś poznał. Ja wiem, tylko że nie czuje tego co ja.
Odejść. Bym odeszła, ale nie wiem jak. Najpierw z nim porozmawiać o odejściu? To zacznie awanturę, że znowu przesadzam. Spakować się i tyle? Bez słowa?

Odnośnik do komentarza

Bardzo dzikuje za wszytkie celne uwagi. Dzisiaj podjelam decyzje, ze chcac zachowac resztki godnosci musze zakonczyc ten chory uklad. Uklad bo niestety zwiazkiem juz nie mozna tego nazwac.
Jest mi ogromnie ciezko i mam nadzieje ze poradze sobie z jego postawa gdy sie o tym dowie. Juz dzisiaj po pracy sie pakuje.
Gorzej juz czuc sie nie bede, a tylko ja moge sprawic by poczuc sie lepiej. Moze to bedzie zla decyzja, ale lepiej probowac niz nic nie robic.

Odnośnik do komentarza

Dziękuję. Tak zrobię. Dzisiaj miałam jeszcze bardzo dramatyczną rozmowę z bliską mi osobą, która przechodziła to samo co ja i bardzo mnie wspiera.

Jestem już po konfrontacji. Chyba się jednak nie spodziewał. Wpadł w furię (poszło krzesło w ruch, więc cieszę się, że większość zdążyłam spakować). Zarzucił mi standardowo moich kolegów! Kolegów ze studiów itp, chociaż nigdy nie dawałam mu podstaw. Nigdy! I przede wszystkim to, że wiedział, że w końcu go zostawię. Nie pomogło to, że mam dosyć że wciąż mnie krzywdzi i że mam już dosyć poniżania przez niego. Wiedziałam, że wciąż będzie mnie oskarżał, więc powiedziałam, że to definitywny koniec. Nie wiedziałam czy wpadnie w większą furię czy się rozpłacze. W końcu wyszedł, a ja wracam do pakowania.

Odnośnik do komentarza

Dziwna jest ta jego reakcja ,pewnie się nie dowiemy o co mu chodzi,bo przecież jakby nie chciał,żebyś się wyprowadziła,to by starał Cię zatrzymać, a jak nie chce być z Tobą ,to powinien być zadowolony ,że się wyprowadzasz.
Nie wiem o co mu chodzi...,może o to,żebyś zmieniła się o 180st dla niego ,co wiadomo , że jest niemożliwe...,co miało oznaczać to jego milczenie,co on chciał przez to osiągnąć...,
a może udaje tylko takie wzburzenie...,można tylko gdybać.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Decyzja i przeprowadzka juz ogarnieta.
Tylko co teraz? Wiem, ze podjełam słuszną decyzje jednak wciac nie daje mi spokoju mysl, ze wcale nie znalam tego człowieka tak dobrze. Dochodza mnie sluchy o nim i pomimo tego ze nie powinnam sie zamartwiac to boje sie o niego. O jego stabilizacje psychiczna (od miesiecy odgrodzil sie od znajomych, z rodzina tez na bakier) a takze o jego finanse. Znajomi powtarzaja mi, ze teraz sama mam duzo wydatkow zwiazanych z wprowadzeniem sie do innego mieszkania a to co mu zostawilam powinno starczyc po sprzedazy na oplate mieszkania na nastepny miesiac. Nie chce sie uzalac nad soba, bardzo wspieraja mnie bliskie mnie osoby. Kolezanka nastawila mnie n celowosc, wiec przymierzam sie do samodzielnego kupna mieszkania. Jak tylko o to walczyc gdy mialo sie to robic we 2ke. To on planowal, gdzie urzadzi np. Silownie i kacik pisarski dla mnie. Takich pierdolek jest wiecej. Staram sie sobie tak zaplanowac czas aby o nim nie myslec, ale sa ma menty ze bardzo boli. Wiem ze czas leczy rany, wiec jestem zdetetminowana na absolutny brak kontaktu.
Jakby to ujac scislej to czuje sie jak zdrdzona nastolatka. Miotaja mna sprzeczne uczucia. Milosc i nienawisc. Kolezanka twierdzi ze to przejdzie, bo w porownaniu do tej nastolatki, wycierpialam juz tyle, ze bardziej juz mnie nie mogl skopac- a bagaz doswiadczen pozwoli mi na podejmowanie coraz to madrzejszych decyzji.
Mam plany do zrealizowania, chce sprostac oczekiwaniom mezczyzny ktory mnie doceni. Chce byc kochana i chce kochac.
Czuje sie atrakcyjna pomimo ze podkopal moje ego, jednak... Zastanawia mnie czy bede potrafila sie otworzyc na nowe relacje, zaufanie i dotyk innego skoro czuje taka pustke?

Odnośnik do komentarza

"Mam plany do zrealizowania, chce sprostac oczekiwaniom mezczyzny ktory mnie doceni."

Może na razie zaplanuj powrót do własnej równowagi . Może zaplanuj, że umiesz żyć sama i sprawia Ci to frajdę, że cieszy Cię Twoje życie i Twoje samostanowienie o sobie. Jak za szybko myślisz o jakimś mężczyżnie, który ma Cię docenić to chyba jesteś gotowa tylko na zalepianie ran po poprzednim związku, a to raczej nie buduje nigdy wartości Ciebie jako człowieka, Twojej siły i wiary w siebie.

Rozstając się z jednym nie myslimy już o następnym. To ma przyjść samo o czasie, gdy będziemy na to gotowe.
Powodzenia.

Odnośnik do komentarza

Nic z tych rzeczy... Plan jest długo terminowy. Wszyscy wokolo po prostu probuja mnie pocieszyc twierdzac ze uda mi sie kiedys znalezc mezczyzne ktory bedzie potrafil odwzajemnic moje uczucia.
Chodzilo tu bardziej o to czy da sie to uzyskac skoro kocha sie nieszczesliwie kogos kto tak Cie bardzo zranil. Wiem czas itd. Ale co bedzie, gdy nie uda mi sie ponownie zaufac?
Na samym poczatku pisalam ze przez pol roku bronilam sie przed zaufaniem temu mezczyznie, wiec czuje sie jakby winna temu ze pozwolilam sobie na zakochanie.
Nigdy nie myslalam piszac ostatni post o zamienniku faceta badz leczeniem innym. Zastanawiam sie jak to jest mozliwe bym byla jeszcze raz wstanie zaufac

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...