Skocz do zawartości
Forum

Stałam się wariatką na własne życzenie.


Gość 123klaudia123

Rekomendowane odpowiedzi

Gość 123klaudia123

Od 5 lat jestem wpatrzona w jednego chłopaka, który był i jest moim pierwszym. Problem tkwi w tym, ze od pięciu lat każda z jego koleżanek okazywała się być kims więcej. Gdy dochodzilo do tygodniowych zerwan na rzecz sprobowania z inną potrafilam jeszcze jakoś to znieść jednak nie obyło się od krzyków i łez... jak juz dowiedzialam się, że wylądował z jedną w łóżku to był ewidentny koniec. No tak... ewidentny... jednak potrafił mi wmówić, że z tamtą zerwał i pójść ze mną do łóżka, a potem nowi urwać kontakt... I tak po kilka razy. Potem rok był z inną i wrócił twierdząc, że się zmienił. Minął rok i znowu zaczęły się dziewczyny w tym moje "koleżanki". Ja coraz bardziej nerwowa przeskoczylam o kilka poziomów wyżej i zacząłem go wyzywać jak tylko się da no i nie raz posunęłam się do uderzenia go z liścia w twarz czego po czasie zawsze się wstydzilam. Co chwile do siebie wracaliśmy i się rozchodzilismy. Smuci mnie to, że nigdy ze mną nie spędził ważnych świąt takich jak Jego urodziny, Walentynki... bo to były zawsze te momenty kiedy zrywal mówiąc, że już nie chce, umawiał się z inną i wracał za kilka dni. Ja wiem, że on kłamie, ale nie potrafię przez te durne kilka lat powiedzieć sobie tego wprost. Moje kompleksy, zazdrość i brak zaufania dają się odczuć... nie ufam nikomu- koleżanki, koledzy, kuzynostwo. Za dużo osób oddaliło się ode mnie na rzecz jego (jesteśmy z małego miasta, wszyscy się znają) więc mam tylko dwie koleżanki z którymi utrzymuje kontakt. Irytowalo mnie tez to, ze ma konto na portalu randkowym i , ze ciagle dodaje do znajomych nowe dziewczyny, które nie wiem gdzie poznawał. W ostatnim czasie powiedział, że nie ma pieniędzy żeby iść ze mną na bal. Zrozumiałam bo przecież wiem ile w tamtym czasie miał na głowie spraw finansowych. Dzień przed balem znowu napisał ze kocha i nigdy nie pokocha innej, ale nie umie się o mnie starać (ponownie nie byliśmy razem od kilku dni) a ja go soczyście zwyzywalam za to, że klamie i znowu wciska mi kit, bo nie zarywanie do innych dziewczyn to nie jest szczyt męskich możliwości w związku. Obudziłam się i widzę że dodał zdjęcie z balu z inną. Piękna brunetką... Juz dawno nienawidzilam siebie, ale teraz mam już dość życia. Brzydze się dotykać, widzieć, słuchać osób które go znają. Gdy widzę, że ktoś dotykał mnie a potem się dowiaduje, że zna się z nim to mam ochotę pobiec do łazienki i się umyć. Ciągle mam ochotę pisać do niego jak go nienawidzę i potem tylko płacę za to karę, bo już dał mi odczuć to, że pokazuje to znajomym. Dowiedziałam się, że zaprzeczał przed wszystkimi jakoby ze mną spotykal się przez ostatnie pół roku. Nigdy też nie chciał zerwać kontaktu z żadną byłą tych dziewczyn z którymi go coś łączyło, a które tak jakby przewinely się przez nasz związek. Sama znienawidzilam wszystkich moich znajomych... za to, że zadają się z nim, za to, że są po jego stronie, że z nim rozmawiają, że go bronią, że próbują mnie z nim rodzielic. Sama w tych dłuższych przerwach związki próbowałam się spotykać z innymi facetami. Wytrzymywalam góra 2,3 spotkania i pierwsze pocałunki z nimi... potem zrywałam kontakt i wracalam do niego. Myślalam tez, ze to kwestia spraw seskusalnych i, że z im jest mi dobrze... ale nie. Wiem, że to niemoralne, ale z długo znanym mi kolegą postanowiłam się przespać... zdecydowanie było mi lepiej, bo wszedł w moj gust... ale i tak z nim zerwałam kontakt, bo bałam się ze on się dowie. Nienawidzę siebie, nienawidzę ludzi, nienawidzę świata, nienawidzę rodziny, nienawidzę jego, a ciągle siedze z telefonem w ręce i czekam na wiadomość, że kocha.

Odnośnik do komentarza

Jak to czym? Jedni lubią skoki na bunge, wspinaczkę na ośmiotysięczniki , inni ciągłą huśtawkę emocjonalną.
Dziś jak pisze koleżanka nienawidzi calego świata, siebie znajomych- zadzwoni ON czy wyśle SMSa,  że jednak tylko ona i znów będzie na szczycie swojej euforii.
Czy to jest logiczne? Nie. Ale kto by w miłości chciał szukać logiki jak można mieć ciągle duże dawki adrealiny- uzależniła się od tej adrealiny i myśli, że to miłość na całe życie a to tylko powolne spalanie się bez szacunku do siebie.

Koleżanka pisze, że 5 lat tak się z chłopakiem buja. Jak dziewczyny piszą pół roku, rok, to zawsze się zastanawiam czym ten koleś oczy jej zamydlił, że tak się dawala tyle czasu w ciula robić. A 5 lat to Autorka wypracowała w sobie taki nałóg emocjonalny i nawet jak spotka następnego kolegę, to będzie to taki kolega, który jej podobne uczucia bedzie fundował i ona bedzie się z tym godzić, bo jest typem ofiary, cięrpiętnicy i tylko na takich falach umie żyć pełnią życia.

Niby cierpi i jest jej żle- ale tak naprawdę uważa , że żyje jak koleś nią pomiata a co jakiś czas do niej wraca. Po prostu życie na dużych emocjach.
Nie lubi znajomych, bo są oni ciągle świadkami jej upokorzeń a jednocześnie te upokorzenia swiadczą o tym, że one jest jeszcze momentami dla niego ważna.

Jakoś takie panienki nie widzą, że kolega najpierw przypasowuje się do jej życia a z czasem powinna go przypasować do wspólnego życia z nim ,ich wspólnym potomstwem. I jak w takich zabawach wychowywać dzieci?Ale kto by tak daleko patrzył? I po co?

Ważna, że teraz takie emocje przeżywam.

Odnośnik do komentarza

A potem płacz, lament i multum tego typu wątków na tym portalu {Facet mnie zdradzil i oszukał...jak sie pozbierac?}

Ja tam nie żałuję takich dziewczyn i cieszyłbym się jakby dobrze by się kiedyś przejechała na tego typu kolesia hehe

Odnośnik do komentarza

Po Twoim poście widać, że miotają Tobą skrajne uczucia od niechęci, wręcz nienawiści do całego świata po ogromną tęsknotę za obiektem Twoich uczuć i ciągły głód uczuć od niego do Ciebie.

Też uważam ,że powinny właśnie teraz miotać Tobą różne odczucia. Niemniej kolesia w swoich rozważaniach zostaw na boku , a zajmij się sobą.

Dlaczego jesteś w takim p-cie swojego życia w jakim jesteś? Co Tobą powodowało, że przez 5 lat pozwalałaś się nie szanować, zdradzać oszukiwać i ciągle uparcie tkwiłaś w tym związku i z ostatniego Twojego zdania wynika, że niech tylko zadzwoni i powie, że kocha, to...

Czy w Twoim domu rodzinnym tata mamę zdradzał, oszukiwal a może wręcz tłukł- czyli Twój związek to rewelacja, bo nie chwalilaś się, że koleś stosuje przemoc. Jeśli mialaś "ułomny" dom, to jakby modele zachowania przenosisz na swoje życie. Byłaś jednak dzieckiem i chyba momentami było ci nieszczęśliwie w takiej rodzinie- to czemu wiedząc, że to nie jest nic dobrego godzisz się na taki sposób traktowania- miłośc to równorzędność a nie zaspokajanie swoich potrzeb kosztem upokorzeń drugiej strony.

Jeśli nie miałaś żadnych takich wzorców, bo mama, babcia chowały Cie same to czemu nie masz w sobie dość wiary w samą siebie. Czemu nie wierzysz,  że jesteś dobrym człowiekiem, który jest zdolny pokochać drugą osobę w zamian za godne traktowanie.

Jakoś trudno mi uwierzyć, że może miałaś w miarę fajny dom z rodzicami, którzy umieli sobie okazywać uczucie- bo wtedy to pogonilabyś typka prawie zaraz.

Jeśli siebie nie szanujesz, to nie wierzysz w siebie. Ale usiądz i myśl w jakich aspektach nie wierzysz w siebie. Jesteś małostkowa, kłotliwa, wybuchowa, to uważasz, że należy Ci się partner, który raz na kiedy Tobą potrząsnie, bo zafunduje Ci huśtawkę :dziś Ty, jutro inna pojutrze znów Ty. Jeśli uważasz, że masz jakieś wredne cechy charakteru, to nad nimi popracuj, a nie gódz się dla "sprawiedliwości dziejowej" na wybrakowanego samca.
Może wg Ciebie nie jesteś dość piękna, dość wysoka, dość czarna, dość blondynkowata, dość szczupla, dość gruba- ogólnie jesteś dość niepiękna to i tak dobrze , że taki typ jak on się mną zainteresowal. No ,może tego wzrostu na zawołanie nie zmienisz ale resztę zewnętrznych atrybutów spokojnie możesz tak wypracować, abyś była z nich zadowolona.Była na tyle zadowolona, żebyś miala poczucie, że każdy facet, który Ci się zamarzy może być Twoim partnerem, a nie taki popapraniec.

Kobieta nie powinna być zarozumiała, bo odstręcza od siebie ludzi, w tym potencjalnych partnerów.

Niemniej każda kobieta powinna mieć poczucie własnej wartości. Wiedzieć, że jest dobrym człowiekiem, zdolnym do miłości i do uszczęśliwienia swojego wybranka. Być pewną siebie jakby na wyrost. Nie zamartwiać się- ojej a co to będzie jak na takie jego postępowanie powiem nie. Nic nie będzie, po prostu każdy z nas stawia swoje granice.Czyli postępować zgodnie ze sobą i wierzyć, że tym postępowaniem nie odstręczę partnera, tylko go sobą zaciekawię.
A Ty masz poczucie, że po każdej zdradzie jak go znów przyjmowałaś to go sobą zaciekawialaś, przywiązywałaś do siebie- chyba jednak nie. A przecież przed zdradami były sygnały,że on Ciebie nie szanuje, już wtedy trzeba bylo mówić nie.

Z tego związku raczej nic nie bedzie i nie ma co tu płakac. Tego kwiatu pól światu.

Jedynie trzeba burzliwie mysleć: co, jak, jaką drogą zmieniać w sobie aby iśc przez życie jako kobieta świadoma siebie. Jesli nie zechcesz się zmienić to nastepny Twój związek nie bedzie lepszy.

Zauważ, że piszesz,że nienawidzisz rodziny, znajomych wszystkich, brzydzisz sie nimi. Takie emocje w sobie wzbudzasz, bo mieszkacie w małym srodowisku i wydaje Ci sie, ze kazdy patrzy na Ciebie z politowaniem, bo dajesz sie tak nierzetelnemu facetowi wodzić za nos. Myslę, ze może takie wrażenie mają Ci,ktorzy sie o Ciebie martwią i z utesknieniem czekaja chwili aż przejrzysz na oczy i sie otrzaśniesz z karykatury związku. Inni są na tyle zapatrzeni w siebie, że im rybka ,jak swoje życie chrzanisz. To Ty czujesz, że tak się pozwolilaś upodlić Twojemu partnerowi, że nienawidzisz wszystkich, którzy mieli okazję być tego świadkami, lub domniemywujesz,  że ktoś życzliwy mógł im donieść.
Paradoksalnie nienawidzisz całego świata a wybranek powinien do Ciebie zadzwonić i zapewnić o swojej miłości.

Zacznij naprawdę szybko głowkować, co w swoim życiu, w swoim postępowaniu, w swoim charakterze, w swoim wyglądzie zmienić, aby już nigdy w życiu facet o takich ciągątach jak Twój partner ostatni nie miał szans zawrócić Ci w głowie.

Życzę cięzkiej ale i owocnej pracy nad sobą.

Odnośnik do komentarza

Ręce opadają, aż wierzyć się nie chce, że ta historia jest prawdziwa i że istnieją takie osoby jak ty.
Od 5 lat pozwalasz sobą poniewierać, wystawiasz się na poniżenie i kpinę, na własne życzenie.

"a coraz bardziej nerwowa przeskoczylam o kilka poziomów wyżej i zacząłem go wyzywać jak tylko się da no i nie raz posunęłam się do uderzenia go z liścia w twarz czego po czasie zawsze się wstydzilam."

Nie, moja droga, to nie kilka poziomów wyżej, tylko totalne dno jakie osiągnęłaś.

"Gdy widzę, że ktoś dotykał mnie a potem się dowiaduje, że zna się z nim to mam ochotę pobiec do łazienki i się umyć."

Łazienka, to za mało, koniecznie idź do lekarza i przebadaj się, przecież ten typ, bzyka wszystko co się rusza i na drzewo nie ucieka.
Ty jesteś na szarym końcu, w roli pogotowia seksualnego, gdy innej nie ma pod ręką.
Może zacznij myśleć innymi kategoriami; to nie jest twój facet chociaż bardzo chciałabyś żeby tak było, nie jest i nigdy nie był. Mało tego, od początku jasno daje ci do zrozumienia, że ma cie głęboko w tyle.
Niestety, tylko sama możesz sobie pomóc, bo nikt na siłę nie wyrwie cię z tego chorego uzależnienia.
Idź, dziewczyno do psychologa, psychiatry, idź na terapię, a na początek spróbuj się szanować.

Odnośnik do komentarza
Gość Balooo35

Takim wpisem prędzej dziewczynie krzywdę zrobiłaś niż pomogłas. Może i sobie zasłużyła, ale przez takie do*ieprzanie komuś i mówienie jaka to ona jest zła możesz przeciąć ostatnia nitkę i wprowadzić ją w coś gorszego niż nie szanowanie siebie, jakieś narkotyki, alkoholozim czy próby samobójcze. Niby "abc zdrowie", a jednak właśnie zauważyłem jak niebezpieczne porady i komentarze można tutaj przeczytać, a które skierowane są do osób na psychicznym dnie. Jezeli komus kto nie myśli racjonalnie wbijanie coraz większej ilości szpilek w serce ma pomóc, gdzie ten ktoś czuje się nie akceptowany przez środowisko... to prędzej efekt będzie odwrotny. Czasem lepiej nic nie pisać wiedząc, że można pogorszyć czyjś stan, a nie siedzieć na psychologicznych forach i zgrywać "eksperta" dobijajac innych, którzy nie tego potrzebują.

Odnośnik do komentarza
Gość Gość1985

Yoonka powinnaś się przenieść na forum dopierd ol mi.pl a nie udzielać się w takich miejscach jak to. naprawdę lepiej nic nie pisać i zająć się innymi sprawami niż dawanie porad bo jakoś to tutaj nie wyszło . W ogóle treści powinny być sprawdzane przez kogoś z jaką kolwiek empatia zanim zostaną opublikowane. przecież tutaj jest dużo ludzi ze stanami lękowymi czy depresja. boją się iść do psychologa czy może ich na to nie stać albo się wstydzą i piszą anonimowo w takich miejscach jak to. Łatwo napisać idź do psychiatry, robisz z siebie idiotke na własne życzenie. Moze kimś to potrząsnie, ale udzielanie takich rad powinno być związane z jakas odpowiedzialnoscia. Czlowiek to czytający równie dobrze może czytać to co napisałaś z zyletka i zrozumieć ta wypowiedź jako: zabij się jesteś idiotka, a on cię nie chce bo jesteś taka durna. Forum psychologia? Jakby takie odpowiedzi dawal każdy z psychologów to selekcja naturalna na pewno by wzrosla. wspaniała rada tak w skrócie.

Odnośnik do komentarza

~Balooo35 , ~Gość1985 przyjmuje słowa krytyki, zwróćcie jednak uwagę, że autorka sama zatytułowała swój wątek "Stałam się wariatką na własne życzenie."
W żadnym słowie nie użyłam wobec niej jakiegokolwiek epitetu, praktycznie rozwinęłam temat i zgadzam się, mój wpis miał na celu potrząśnięcie i naświetlenie beznadziejnej sytuacji w jakiej autorka tkwi.
~Gość1985 napisał "Łatwo napisać idź do psychiatry, robisz z siebie idiotke na własne życzenie." j.w. epitetów nie użyłam, natomiast nie twierdzę, że jest, czy będzie łatwo, bo z pewnością nie jest łatwo wyjść z uzależnienia od toksycznej miłości zwłaszcza trwającej 5 lat!
Dlatego potrzebna pomoc specjalisty, ale przede wszystkim świadomość w czym się tkwi i decyzja o ratowaniu się podyktowana świadomą silną (o tyle, o ile) wolą.
~Balooo35 napisał "Jezeli komus kto nie myśli racjonalnie wbijanie coraz większej ilości szpilek w serce ma pomóc, gdzie ten ktoś czuje się nie akceptowany przez środowisko... to prędzej efekt będzie odwrotny."
To nie szpilki w serce, tylko kubeł zimnej wody na głowę.
Nie wiemy, czy środowisko jej nie akceptuje. Być może osoby, które znają relację między nią, a tym typem wyrobiły sobie negatywną opinię o niej. Być może, tego nie wiemy, jednak autorka nic nie wspomina o tym, jakoby jej najbliżsi odwrócili się od niej?
To ona tkwiąc w tym amoku nastawiła się negatywnie do otoczenia.
Pojechaliście po mnie jak po burej suce, nie obrażam się, przyjmuje z pokorą i nie ukrywam, że wasze wpisy skłoniły mnie do refleksji, jednak zabrakło mi waszego "złotego środka", porady dla głównej zainteresowanej.
Uważam, że tytuł wątku świadczy o tym, że autorka mimo wszystko zdaje sobie sprawę ze swojego fatalnego położenia i postawy, czyli jest światełko w tunelu.
Nie wiem, czy faktycznie opisana historia jest prawdziwa, jest jednak wyjątkowo drastyczna. Ludzie latami nie potrafią wyjść z toksycznych związków, jednak ilość razów, upokorzeń, plucia w twarz i kopania w odwłok w najbardziej aroganckiej formie, jakie autorka otrzymuje od obiektu swoich marzeń jest powalająca.
Dlatego, moim zdaniem jedyna szansa na wyjście na prostą, to pomoc specjalisty + własna silna wola + ewentualne wsparcie najbliższych.

Odnośnik do komentarza

Jak czytam wpisy tej dziewczyny, a szczególnie ten podany w ostatnim linku to rzeczywiście widzę, że sytuacja jest podobna.
Mój dom rodzinny znajduje się na tym samym osiedlu co dom mojego byłego chłopaka. Ja mieszkam w Akademiku w mieście oddalonym o ponad 120 km od rodzinnego domu. Wszyscy znajomi poszli do tych największych miast w okolicy, a ja w zupełnie drugą stronę bo poczułam, że tylko całkowita separacja jest dla mnie jakims ratunkiem. Niestety dalej czuje to samo z tym, że on nie ma dostępu, aby zobaczyć jak reaguje na to co się dzieje. Z jednej strony nie chce tutaj być, bo wolałabym być przy nim i ciągle o tym myślę nie mogąc się na niczym innym skupić. Z drugiej zaś strony wiem, że to obsesja, choroba i nie jest to ani trochę normalne. Jak juz wracam do domu to proszę kogoś z rodziny, żeby odebrał mnie z dworca i staram się siedzieć w samochodzie tak, żeby nikt mnie nie widział i broń boże zobaczył, że ta wariatka znowu przyjechała. Jak straciłam wszystkich znajomych?
Tych których zyskałam nie będąc z nim w związku sama potrafilam olać jak tylko chciał do mnie wrócić. I w ogóle nie doceniałam tego, że tyle razy mi pomagali. Mieli dość mojej obsesji. To nie było tak, że gdyby zwrócili się do mnie w ważnej sprawie to bym ich zignorowala... ja nie chciałam, żeby On mówił... "Ty masz kolegów to ja mam koleżanki", a ja dokładnie wiedziałam jak z tymi koleżankami wychodziło.
Tych których objawiali cechy takie jak mój były "P" opieprzalam za to, ze nie można tak postępować i ciągle umoralnialam, bo mam obsesję na tym punkcie i nie mogę znieść tego jak dowiaduje się, że w związku ktoś kogoś chociażby oklamuje.
Najbliższe koleżanki straciłam jak byłam chora i nie mogłam pojechać na event na który dostałam bilety na urodziny od "M"... była kolejna wielka kłótnia. Powiedzial, że jak ja nie chce to pojedzie z kumplem. Znowu ze zdjęć dowiedziałam się, że pojechał do koleżanka z naszej paczki i żadna mi o tym nie powiedziała mimo, że wiedziały. On po pewnym czasie niby zrozumiał jak mi było przykro, bo ten event to było coś na co czekałam od dawna, a widziałam jak cieszy się z tego inna która chwaliła się przed wszystkimi, że mój chłopak ją tam zabrał... poszedl do niej i podobno powiedział żeby przestała ciągle o tym mówić wspólnym znajomym. Po tej rozmowie gdy przeszla później obok mnie niby mnie szturchnela i oblala "szejkiem". Beczałam, bo czułam upokorzenie... a on znowu miał dość. W sumie się nie dziwię. Oczywiście wszystkie te koleżanki stały się dla mnie nikim... o czym im napisałam i powiedziałam.
Potem doszła nienawiść do jego kolegów którzy wiedziałam, że nie są lojalni wobec swoich dziewczyn co mówił mi sam "M". Wiedzą o tym, bo wiem ze on ma za przyjaciela kazdego (nie kloci sie z nikim i lubi wszystkich, a tylko przy mnie potrafil mowic o nich szczerze co mysli. A potem z nimi obrazal mnie) i doszly mnie sluchy, ze pokazuje moje obrzydliwe sms z wyzwiskami znajomym. Tez nie dziwie sie, ze maja mnie za wariatke.
Do dziewczyn z którymi się widywal... a byłam taka, że krzywego spojrzenia nie oszczedzilam żadnej.
Najbardziej przykro mi było, gdy przyszłam do jego domu z prezentem urodzinowym i była tam jego matka. Fakt faktem byliśmy w czasie rozstania, ale nie wiedziałam jak jest dokładnie bo sms, że zależy dostawałam. A więc poszłam tam i dostałam swoisty opieprz od jego matki, która mnie nienawidzi... mówiła, że mam się odczepic od jej syna. Oddala mi wszystkie rzeczy i prezenty dla niego, a jego nawet nie widzialam. Oczywiscie po tym zdarzeniu tez się zeszlismy, ale juz nigdy nie powiedział matce, że mamy kontakt. Dlaczego ona mnie nienawidzi? Od momentu kiedy zaryczana siedziałam w domu bo dostałam od byłej juz teraz koleżanki fragment rozmowy z "M" o tym, że niby byłam w ciąży i usunelam co nie było prawdą. Moja mama skontaktowała się z jego... chociaż jestem pewna, że nic złego sobie nie powiedziały bo mówią sobie dzień dobry. Po prostu Jego matka jest za dumna. Wiem... jak u dzieci i za to też mi wstyd.
Dodatkowo te moje proby spotkań z innymi facetami zostają w moim rodzinnym mieście odbierane jako chęc rozrywki na jakąś chwile i porzucenie ich... a ja naprawdę chciałam zbudować coś trwałego, ale po miesiącu czułam juz zwykle odraze i przepraszalam mówiąc szczerze co i jak.
Miasto małe... wiec te grona szybko się rozszerzyły.
Jeszcze pewnie pytanie dlaczego on mimo takich incydentów jest lubiany... bo to fajny chłopak, pomocny, zaradny, potrafiący się bawić... ale nie dla mnie i nie ze mną. On po prostu je czaruje. Nie ma problemów gdy z nimi kończy, ale nie wiem dlaczego... naprawde nie wiem. Raz od jednej usłyszałam, że pogubil się w uczuciach. Widzę jak staje się coraz atrakcyjniejszy dla dziewczyn... porównująć z jakimi spotykal się kiedyś, a z jakimi dodaje zdjęcia teraz. Są przepiękne...
Nie wiem czy plusem czy minusem jest to, że od dwóch dni nic nie napisał... a ostatni sms był o tym, że się macałam z połową miasta i jestem taka, że mnie nikt nie lubi.
W sumie mu się nie dziwię, że ma teraz nowa, piękna, lubiana i inteligentna. Ja lubię się czasem wystroic, ale jak zrobię sobie zdjęcie w sukience to jestem "nie jego ideałem", a widzę ze takie zdjęcia koleżanek ogląda i nie widzial w nich nic złego. Nie jestem damą, nie noszę hybryd, nie lubię babskich filmów, ale zawsze byłam bardzo czuła i do niego szykowałam się 2 godziny żeby był dumny. Niestety mną się nie pochwalił dodając zdjęcie.
Boli. Nie umiem się zabrać za nic tylko za leżenie. Nawet nie odczuwam głodu od dwóch dób.Byłam tylko w kościele, ale zauważyłam, że już nawet modlić się nie umiem i być wdzięczna za to, że chociażby nie doszło do tego, ze zaszłabym z nim w ciążę. Spac tez nie mogę bo ciągle mam w głowie jak go nienawidzę w tej chwili bo jest z inną.

Odnośnik do komentarza

Czy masz jakiś pomysł na to, jak sobie pomóc?
Czy prosiłaś np. mamę o pomoc?
Spróbuj myśleć innymi kategoriami. Nienawidzisz go za to , że spotyka się z innymi, a nie za to, że tyle krzywdy cię wyrządził?
Może zamiast nienawidzić, zacznij kochać samą siebie.

Odnośnik do komentarza

Nie mam żadnego pomysłu co z tym zrobić, a sama chciałabym w końcu przestac o tym myśleć, wyobrazac sobie go z innymi kobietami i podrywac się co chwile w nocy z łóżka panikujac, płacząc i mówiąc do siebie, że chce umrzeć bo nie chce bez niego ale też nie chce żeby robil jak robi. Ciagle się porównuje do każdej jego nowej koleżanki i boję się chorobliwie, że ona jest dla niego dobra i on dla niej się zmieni, a nie dla mnie.
Oczywiście jestem taką samolubną egoistką, że dotychczas moja wiara chrześcijańska wznosiła się na wyżyny jak prosiłam o swoją i jego zmianę. A teraz... dzisiaj weszłam do kościoła i nie umiałam nic powiedzieć. Mam wrażenie, że nienawidzę juz momentami Boga za to, że w ogóle jestem i dzieje się mi taką krzywda. A potem jak widzę schorowanych ludzi na ulicy to jest mi wstyd za swój egoizm. Ale co z tego skoro do cholery nie umiem przestać?
Z mamą rozmawiałam... najblizsza rodzina od początku wiedziała co się dzieje, ale zawsze było tylko "Uspokoj się", "Tylko wszystkich denerwujesz", "Jak jesteś taka pyskata to nie dziwne, że Cię nie chciał.", "Nauka się zajmij", "I dobrze, ze ma inną bo korzysta chlopak z życia". Na początku pomagali bo widzieli, że drastycznie chudłam, albo omdlenia jak wychodziłam poza dom. Z biegiem lat pewnie też zaczęli mieć tego dość. Nie mam złej rodziny, nie jest patologiczna, kłótnie jak zwykle... ale jak wprowadzam ten temat to nigdy nikt zadowolony nie był. Czasem patrzeli jak siedze w kącie przez kilka godzin ze skuloną głową i się trzęse. Idelanie nie jest... ale jest zwyczajnie po prostu. Ich też momentami nienawidzę za to, że nie mogą mi pomóc. Krzyczę, krzywo patrze...
A jak byłam z nim to jestem taka spokojna, ale tylko gdy był konkretnie obok. On mnie znał od małego... wiedział gdzie mieszkam, jak mieszkam, że za ładnie nie jest, chociaż do domu się go wstydzilam zapraszać po jednym razie... bo miałam wrazenie, że się trochę brzydzi chociaż tego nie powiedział. Nie jestem biedna. W domu mamy po prostu tak sobie i... to całe moje życie wykracza poza jego wielki dom, pięknie umeblowany, firmę rodziców i samochody na podwórku. Ale nigdy mi nic nie wypomnial... ja po prostu widzę ze te dziewczyny tez z ustawionych rodzin wyglądają tak pięknie, chodzą do kosmetyczek, dostają auto od rodziców, drogie prezenty, ale również pracują same... I zapraszają go do domu gdzie mogą usiąść na sobie u niej w pokoju o oglądać film czy spotkac się ze znajomymi. Ja mislam w domu pokój z siostra i piętrowe łóżko, a akademik tez luksusem nie jest. Nie mówił, że coś mu w tej kwestii przeszkadza... ale ja widzę, że też jest dumny jak ma szanowana dziewczynę za którą inni się oglądają i jeszcze do tego z porządnej rodziny. Dwa razy zaprosiłam do domu koleżanki, ale jak byłam mała... bo też byly lepsze. Żadnych innych chłopakow z którymi się spotykalam tez nie. Do jego domu też nie możemy chodzić, bo on nie powie mamie, że się ze mną widuje... w przeciwieństwie do mnie bal się.
Ale mnie znał, akceptował... jemu wszystko mówiłam, jego skarpetek nie brzydziłam się prac, gdzie u innych nie pasuje mi nawet kształt nosa czy uszu. Moj "M" mógłby być Łysy, Szczerbaty, mieć trzecia rękę... za nic bym go nie zostawila gdyby mnie chciał i byłoby normalnie.

Odnośnik do komentarza

Kurcze ,ja na Twoim miejscu bym lekko ochłonął.Układ. który opisuje sz jest pełen nierownowagi. na Twoją niekorzyść. Wielu ludzi ,mają c nawet dzieci ,rozchodzi sie .Raczej nikt Ci nie da recepty ,jak sie odkochac .Na pewno konczac jeden zwiazek, nie powinnaś się ladowac w nastepny od razu.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...