Skocz do zawartości
Forum

poddaje się...


Gość frutii

Rekomendowane odpowiedzi

Tak na prawdę to ja już nie wiem co można zrobić...

Wszystko mnie przytłacza. Cały ten świat jest chory... Nie da się go znieść... Najgorsi z tego wszystkiego są ludzie, fałszywi ludzie, którzy nawet po latach bez wahania potrafią wbić nóż w plecy...
Nawet czysto racjonalnie myśląc, uważam że jestem jednostką spisaną na straty... Urodzony w patologii, ten który widział śmierć noworodka i bliskich... Zniszczony psychicznie... Szkoła nie wyszła, praca też. Specjaliści, psycholodzy dali klapę po całości... Ze złamanym sercem... Bez szans na spełnianie się w hobby... Każdy dzień to znoszenie bólu...

Raz już się otarłem o śmierć... Zawiodło serce... W wieku 22 lat dostałem ataku serca, o dziwo wg lekarzy mam wyjątkowo mocne serce - szkoda, miałbym już spokój :( .
Jednak ten atak mimo że skrajnie bolesny był miły... Nigdy się tak spokojnie nie czułem jak wtedy... Nie istniała przeszłość, ani przyszłość... Była tylko cisza, spokój...

Często fantazjuję o tym aby oddać organy na przeszczep... Tak żeby mnie uśpili i pobrali to co jest potrzebne... To logiczne i rozsądne... Poświęcić jedno tragiczne życie aby uratować kilka, kilkanaście szczęśliwych. Ci ludzie mogliby żyć, cieszyć się życiem, tak jak ja nigdy nie będę mógł...

Odnośnik do komentarza

przestan. Poszukaj pracy zagranica, jezyka mozna sie poduczyc i przez net. Jest duzo ksiazek. Pieniadze uzbierasz nawet pracujac fizycznie.
Tylko bilet kupuj z glowa, badz na lotnisku min.2 godz. przed lotem (Wizzair wtedy otwiera odprawe) a przy wyjsciu na samoot trzeba byc min.40min. przed lotem (wtedy wchodzi sie na poklad).Aha i sprawdzaj numer gate'u, bo sie moga zmieniac.

Odnośnik do komentarza
Gość czarnamamba666

Nie mam zamiaru Cię pocieszać, bo coś mi się zdaje, że to bezcelowe. Jesteś tak negatywnie nastawiony, że choćbyś, dajmy na to, wygrał 20 milionów w lotka, to powiesz : "k..wa, a na co mi to ?".

Może rozejrzyj się wokół siebie. Życie to nie jest bajka ani serial z dobrym zakończeniem. Pchamy do przodu , często zmęczeni i zestresowani . Od czasu do czasu , jak dobrze pójdzie , to zdarzy się coś pozytywnego. Takie życie jest. Jakoś trzeba je przeżyć. Jak Tobie w Twoim nie idzie, to może postaraj się , aby zrobić coś dobrego dla innych . Może w przyszłym roku zostań woluntariuszem WOŚP a w tym mógłbyś pomagać u Siemachy albo w hospicjum. Jest wiele rodzajów pozytywnej aktywności, które pozwalają uwierzyć w sens własnego istnienia i w to, że się jest jednak potrzebnym a byt na tym świecie ma sens.

Odnośnik do komentarza

ja już ludziom pomagałem... Byłem ten pierwszy do pomocy. W efekcie w okół mnie pojawiło się tylko stado pijawek, którym póki się dawało pomoc to byli, a gdy przestało - wyskakiwali z wyzwiskami...

Wielokrotnie próbowałem myśleć pozytywnie, próbować coś zmienić... Jednak czynniki niezależne ode mnie skutecznie to niszczyły...

To że życie nie jest lekkie to wiem. Jednak gdyby tylko inni ludzie, nie niszczyli ci tego co osiągniesz tylko dla własnej korzyści lub uciechy to byłoby już wystarczająco w porządku...

Odnośnik do komentarza
Gość Teraz albo nigdy

Bo w życiu nie chodzi o to by tylko szukać, w życiu należy się starać, pokazywać się z najlepszej strony i jeśli jesteś dorosłym facetem, zachowujesz się na swój wiek. Można wiele stracić, bo sie przyzwyczailiśmy, bo nie możemy bo nas coś ogranicza.Chcesz byc szczęśliwy czy nie? Dążysz do tego? Czy odpowiada ci to że jesteś w takiej sytuacji? Przyzwyczaiłeś się do swojego stanu? wygodnie ci? Ja też przyzwyczaiłem się do tego jaki jestem, nie odpuszczałem myśli że może być inaczej że jestem inny. A jednak może być. Tylko musiałem przestać myśleć, katować siebie myślami że jestem nikim. To jest możliwe tylko trzeba popatrzeć na ludzi wokół, wykazać chęci starać się o relacje. Siedzenie wygodnie w fotelu i narzekanie tylko wpływa na nas destrukcyjnie, nic przez to nie osiągniemy.Nikt nie jest idealny, nawet święci, nie byli do końca ideałami. Ale każdy może zmienić swoją sytuację.Widzisz mały płomyk który się tli? To spróbuj go rozpalić, wiele rzeczy które wydają nam się trudne sami sobie komplikujemy.

Odnośnik do komentarza

Powiedzmy że w coś zaczynasz wierzyć że będzie lepiej, starasz się na 110%, praktycznie aż sobie żyły wypruwasz... Dajesz z siebie wszystko aby to jednak wyszło... Dość szybko przychodzi coś niezależne od ciebie - np utrata pracy bo szef miał taki kaprys... I wszystko się wali. Nic źle się nie zrobiło a i tak się rozsypało... I to nie jest jednostkowa sytuacja... Masz z kimś dobry kontakt, służy ci ten kontakt, a osoba trzecia nakazuje tej osobie którą lubisz zerwanie kontaktu z tobą :( . Nic nie zrobiłeś - a zostałeś na lodzie...
Ja chce wierzyć, ale nie potrafię się już oszukiwać. Nie umiem sobie wmówić "będzie ok!", bo zbyt wiele razy przegrałem mimo że nie popełniłem nawet małego błędu...
A to wszystko jest tym gorsze, że im bardziej się szarpię z tym wszystkim tym bardziej mnie boli...

Może zabrzmi to durnie... Jednak kto zna film X-men? I postać telepaty-profesora? Chyba tylko ktoś taki potrafiłby mi poukładać głowę :( . Oczywiście to niemożliwe, spotkać kogoś takiego.

Wiem ze interakcja z innymi ludźmi, którzy są dość towarzyscy, ale jednak nie zarozumiali, bardzo mi służy... Jednak nie ma tego - jak taka durna pętla, jestem załamany bo nic mi nie wychodzi oraz jestem sam, jestem sam oraz nic mi nie wychodzi bo jestem załamany...
Czuję się jak prototyp jakiegoś nowego samochodu, który pałowano na testach tak ostro, że aż się rozleciał. Potem pozbyto się go na złomie jednak i tak oczekuje się od niego że będzie jechał normalnie jak nówka sztuka, bez gruntownego remontu... Przecież to awykonalne... Żeby mi pomóc potrzeba by na prawdę ogromnych nakładów pracy, środków i nerwów... To nieosiągalne, nikt tego nie zrobi, a sam się nie wyciągnę, po 11 latach szarpania się z tym, jestem po prostu już tym wszystkim zmęczony, już nawet nie interesuje mnie jak to się skończy -tylko niech się skończy... Chce zasnąć i się wyspać, nie chcę bólu głowy, który mi ciąży bez przerwy... A zwykły ból fizyczny, przy moich bólach głowy czy serca to na prawdę pikuś...

Odnośnik do komentarza
Gość czarnamamba666

Życie to pasmo sukcesów i porażek. Jeśli szef bez powodu zwolnił Cię z pracy to porażka ale jeśli wcześniej udało Ci się tę pracę dostać to jednak jakiś sukces był.
Oczywiście skrajny pesymista uważa, że spotykają go same porażki a skrajny optymista wszystko przekuje w swój sukces. Prawda leży po środku.
Pracowałem kiedyś z kolegą, który bez przerwy podpadał przełożonym . Uczciwie rzecz biorąc to mu się, to należało, bo był strasznie roztrzepany i źle wykonywał swoje obowiązki. Raz podczas cotygodniowej narady szef strasznie po nim pojechał . Kiedy jednak wróciliśmy do pokoju, to kolega sprawiał wrażenie bardzo zadowolonego. Zapytałem, z czego się cieszy. Powiedział, że jest super , bo szef się wyładował i wobec tego teraz przynajmniej przez tydzień da mu święty spokój.
Opisałem tę historię, bo sądzę, że wiele zależy od nas samych i od naszego wewnętrznego nastawienia.

Odnośnik do komentarza

Żeby ta zależność porażek do sukcesów była tak 50:50 to jeszcze jakoś może by szło... Jednak na 1 sukces przypada 50 porażek... To demotywujące.
Tym trudniej jest coś zmienić, bo pierwsza porażka często powoduje kolejne. Tu utrata pracy = utrata dochodu = utrata możliwości utrzymania auta = brak możliwości realizacji pasji = złe samopoczucie = depresja... Transakcja wiązana :( .

Odnośnik do komentarza

"Masz z kimś dobry kontakt, służy ci ten kontakt, a osoba trzecia nakazuje tej osobie którą lubisz zerwanie kontaktu z tobą :( . Nic nie zrobiłeś - a zostałeś na lodzie... "

Ponieważ życiowo czujesz się wypalony, to odbierasz to jako porażkę życiową. Gdy mnie to spotkało to odebrałam to jako nauczkę życiową i uwagę dla siebie, że niestety może się to jeszcze w zyciu powtórzyć.

Kiedy najczęściej zdarza się taka sytuacja  życiowa, że trzecia osoba nakazuje zerwanie kontaktów w życiu dorosłym. W dzieciństwie lub durnej i chmurnej wczesnej młodości mogą to próbować robić rodzice
W dorosłości jeśli Ty mężczyzna przyjażnisz się z mężczyzną i drugi mężczyzna doprowadzil do ukladów, że ktoś już się z Tobą nie spotyka, to milo było ale się skończyło, kolega był tylko pozornie fajny, jeśli nie umiał przyjacielskich kontaktów utrzymać i z nim i z Tobą.
Jeśli Ty, męzczyzna utrzymujesz koleżeńskie uklady z innym facetem i pojawila się na horyzoncie jego kobieta i Cię przepędziła, to boli i wierzę, że ogromnie. Niemniej jest to nauczka na całe życie, że rodzące się kontakty damsko- męskie są tak silne, ze u osób je właśnie zacieśniających mogą zmieść ich dotychczasowe życie towarzyskie i przyjacielskie zupełnie lub przeorganizować w sposób zaskakujący. I może to być już trend dla tych ludzi na całe życie a może to być chwilowa zawierucha.Taka bywa prawda damsko- męska. I jest to wiedza, nauka, którą pamięta się po wsze czasy. Boli przy pierwszym zetknięciu się z tą prawdą, potem jak się ją pamięta to już mniej.Jest wiele ukladów gdzie kolega, przyjaciel spotyka kobietę i kontakty są rzadsze ale więż między Wami istnieje. Niestety równie często bywa, że kobieta i jej oczekiwania tak są absorbujące, że niestety idziemy w niebyt.
Jesteś mężczyzną i przyjażnisz się z kobietą. No cóż jeśli ona spotka swojego mena, to on Cię raczej szybko przegoni z jakichkolwiek ukladów towarzyskich z nią czyli jego dziewczyną. Nawet jeśli znałeś ją bardzo dlugo i przez chwilę się spotykala z innymi facetami. Tamci może z bólem( szczególnie jak Ty nie miałeś swojej dziewczyny to znosili) ale na pewno zjawi się ten najważniejszy i zakarze jej kontaktów z Tobą.

Z powyższego można byłoby wysnuć prosty wniosek, że nie trzeba z nikim się przyjażnić, być w zażyłych stosunkach, bo przecież prawie zawsze jest duże prawdopodobieństwo, że ta znajomość się rozpadnie.
I taki trend myślenia u Ciebie chyba teraz dominuje.
U tych co to zawsze mają szklankę do polowy pelną raczej dominuje myślenie, jak już przeżyję ból rozstania a przeżyję jak zrozumiem z grubsza mechanizmy rządzące ludzmi to się zastanowię czy tak ogólnie bylo lepiej dla mnie w życiu ze tę osobę spotkalem czy gorzej. I jak się tak zazwyczaj w duszy zastanowi, to wychodzi, że dużo lepiej. Przecież dzieki niej spędziłem interesujące chwile na uprawianiu wspólnym sportu, na interesujących rozmowach, razem coś istotnego dla siebie odkrywaliśmy.
Jeśli bol rozstania nie przyprószy, nie przyćmi radości tamtych chwil, to przeciez to cudowne, że choć na jakis czas bylem dopuszczony do interesujacego wnętrza mojego kompana.
Ból rozstania jest najprawdowpodobniej dla Ciebie również tak duży, bo nie dośc rozgryzasz te mechanizmy ,o których pisalam wcześniej, ale tez i dlatego,że szybko być może odczuwasz to jako odrzucenie swojej osoby. Zaglębiasz się w mysleniu jaki to Ty jestes nic nie wart,że on/ona tak szybko mógł ze znajomości ze mna zrezygnowac. I wtedy do myslenia ,że tak wlaśnie niestety między ludzmi sie czasem dzieje i nie jest to niczyja za bardzo wina już u Ciebie nie dochodzi. Czyli czasowo satysfakcjonująca Cie znajomośc znów jest powodem do Twojej frustracji i niepewności siebie a nie mysleniem, że w tamtym czasie gdy się znaliśmy on/ona ofiarowali mi swoją osobowość i ja także bylem z nim/nia szczery i może wspomnienia tego czasu juz zawsze dla tej drugiej strony beda też tylko dobrymi wspomnieniami.

Róznie, rózni ludzie czerpią moc i siłę życia z podobnych doświadczeń życiowych. Z dobrego co mnie spotkało ( bo mialem szczęsci poznać kogoś interesujacego) i zlego co mnie spotkało (bo życie, bo osoba trzecia doprowadzila do rozpadu tej relacji) wyciągają inne wnioski. Jedni ciesza się ,że jednak mialem okazje kogos fajnego spotkać a inni mówią i co z tego jak ta interesująca znajomośc jeszcze dobrze sie nie rozkręcila a juz sie rozpadla.

I tak na tym przykladzie widac,że latwiej to samo życie przejśc tym, którzy chca widzieć szklanakę do polowy pełną, niż tym co zawsze widzą ją od połowy pustą.

Odnośnik do komentarza

Dla mnie fundamentem wszystkiego jest przyjaźń... Bez tego nie ma nic... Bez przyjaźni nie zbudujesz rodziny, nie pojawi się miłość, tylko pożądanie, nie zbudujesz żadnych relacji. Wszystko będzie zmienne, nietrwałe i się rozleci. Boli mnie to, że ludzie lubują się w "niezobowiązujących" relacjach i nie mówię tu tylko o znajomościach, ale również o związkach :( . Jak to wszystko wiedzę, to żyć się odechciewa...
A zaborcze trendy o których napisałaś są CHORE! I w tym wypadku to nie ja mam zmienić swoje działanie tylko reszta. Zaborczość prowadzi do zazdrości, a ta do rozpadu wszystkich relacji jak rak... :(

"tak ogólnie bylo lepiej dla mnie w życiu ze tę osobę spotkalem czy gorzej" - raczej to wygląda tak. Nim spotkałem osobę było źle, spotkałem ją, było lepiej, odeszła i jest znowu gorzej... Bilans ostateczny - bez różnicy, jednak bardziej dołujący jest zawód że kolejny raz poszło wszystko źle...
Chciałem próbować rozpamiętywać taki niby miłe chwile, jednak odradzano mi to, również tu, na tym forum... Że przez to nigdy nie pogodzę się z przeszłością :( . Odbijam się jak plastikowa piłeczka...

"Zaglębiasz się w mysleniu jaki to Ty jestes nic nie wart,że on/ona tak szybko mógł ze znajomości ze mna zrezygnowac" - raczej jako krótkie pytanie, dlaczego? Co zrobiłem nie tak? Czy gdybym coś zrobił inaczej, lepiej to może by mnie to nie spotkało? Gdzie popełniłem błąd?

"Czyli czasowo satysfakcjonująca Cie znajomośc znów jest powodem do Twojej frustracji i niepewności siebie" - nie, to nie tak działa...
Raczej coś na zasadzie "mokrego drewna"... Mokrym drewnem palić się nie da, cała ta woda to w skrócie depresja wraz z jej powodami... Ja jestem tym drewnem... Przesiąkłem tym bardzo mocno... A chciałbym aby było miło i ciepło, chcieć palić się optymizmem... Ale to wymaga wysuszenia, relacje z ludźmi są takim suszeniem... Załamuje mnie to, że gdy suszenie szło nieźle, zaczynały być jakieś efekty, człowiek odzyskiwał powoli wiarę, uzyskiwał stabilizację i nawet jak coś poszło nie tak, to jeszcze się w miarę trzymał w kupie, to potem nadchodziło "pstryk" suszarka zgasła, zostałeś sam i znowu zaczynać łapać wodę :( ... Takie lizanie lodów przez szybkę :(

"Róznie, rózni ludzie czerpią moc i siłę życia z podobnych doświadczeń życiowych. Z dobrego co mnie spotkało" - nawet nie wiem czy pamiętam takie sytuacje... Większy problem w tym, że każde wspomnienie które wydaje się być miłe przywołuje falę niemiłych... I wspominanie takich chwil jest jak łyk piwa. Na początku gazowane, czasem nawet słodkie, a po chwili gorzkie i ta gorycz jest silniejsza niż słodycz.

Kolejna rzecz czyli te niby pozytywne myślenie... Generalnie jestem samoukiem i dość łatwo przychodzi mi "podpatrzenie" czegoś. Staram się to robić wybiórczo, aby nie uczyć się złych rzeczy... Jak mam się nauczyć myśleć pozytywnie, skoro nie wiem, nie widzę jak się to robi? Tu też pomagają relacje z innymi, ci ludzie mogą być optymistami, mogą pokazywać jak się nie przejmują drobnostkami, to cenne wskazówki dla mnie, ale ich nauka wymaga czasu i stabilizacji :( . Czasu który nie jest mi dany...

Odnośnik do komentarza

Zapytaj ludzi starych, ktorzy powoli szykują sie do odejścia ilu mieli przyjaciół?

Przyjażń to takie bardzo rzadkie zwierzę i bardzo trudno oswajalne. Ludzie z czasem stwierdzaja, że niestety tylko w mlodości jest sie zdolnym do przyjażni i ta przyjażń chca wierzyć, że wyblakła, bo inaczej ułożyly sie losy ich życia, bo odleglość, bo praca zawodowa, bo rodzina.

Zwiazek kobiety i męzczyzny opiera się czasami na przyjażni, ale chyba też nie zawsze.

"A zaborcze trendy o których napisałaś są CHORE! I w tym wypadku to nie ja mam zmienić swoje działanie tylko reszta". Świat jest tak urządzony,że możesz sobie znajomych wybierać, i dopasowywać do siebie tych, ktorzy mają Ci odpowiadające cechy charakteru. Niemniej nie możesz zmienić ludzi, możesz tylko trochę zmienic siebie o ile bedziesz nad soba usilnie pracowal.

Iluś zyje samotnych wilków na tym świecie, co nie znaczy,że nie maja pracy w której nie umieja sie znaleśc, że nie maja rodziny i dzieci. Oni mówia,że sa samotnymi wilkami, bo nie potrzebują konsultacji z drugim czlowiekiem jak iśc przez życie. Sa na tyle mądrzy i emocjonalnie silni, że sobie radza bez przyjaciól i nawet znajomych.

A ja lubię gorycz piwa, gorycz nieslodzonej kawy. Może i w zyciu czasem trochę goryczy nie jest w stanie mnie zastopować i do niego zniechęcic. Też Ci życze odporności na gorycz życia.

Odnośnik do komentarza

Powiem ci z autopsji że z 10 lat wcześniej było o wiele łatwiej o trwałą znajomość. Dziś FB, instagram i inne takie portale umożliwiają stawianie na ilość relacji a nie jakość. Ludzie czarpią radochę że mają pierdyliard lajków... Dla mnie to jest chore...

"Niemniej nie możesz zmienić ludzi, możesz tylko trochę zmienic siebie o ile bedziesz nad soba usilnie pracowal." - nie chodzi o zmienianie ludzi. Tylko o dobieranie tych właściwych... Jak ich zauważać w tym bagnie? Gdzie ich szukać?

"Iluś zyje samotnych wilków na tym świecie" - mi wmawiano że jestem takim samotnikiem, że niby nie lubiłem relacji z innymi... I długo trwałem w tym zakłamaniu, załamywałem się i nie miałem pojęcia dlaczego. Teraz wiem że powodem była chorobliwa samotność, jednak to nie zmienia faktu że dalej jestem samotny :(
"Sa na tyle mądrzy i emocjonalnie silni, że sobie radza bez przyjaciól i nawet znajomych." - a może po prostu nie lubią ludzi. Nie mają po prostu potrzeby rozmowy z ludźmi, interakcji itp.

Jeśli przez pierwsze 20 lat życia znało się tylko gorycz, to jej nienawidzisz z całej siły...

Odnośnik do komentarza
Gość Gośććććććććć

oglądaliście "castaway" ?przykład ale wart oglądnięcia ... człowiek ma wypadek samolotowy , zostaje sam na wyspie i walczy o przetrwanie , chciał się nawet zabić .. poruszające są słowa "i nagle spłynęło na mnie to uczucie jak ciepły koc, wiedziałem że muszę utrzymać się przy życiu, jakimś sposobem musiałem oddychać, choć nie było podstaw by mieć nadzieje , logika mówiła mi że nigdy tu nie wrócę. Wiec robiłem to żyłem .oddychałem. ale pewnego dnia ta logika zawiodła, bo przypływ pozwolił mi wyruszyć w drogę I jestem t . Wróciłem..." "wiem co mam teraz robić oddychać dalej. bo jutro znów zejdzie słonce. kto wie co przyniesie przypływ"..

Odnośnik do komentarza
Gość Gośśśśćććć

wszytsko ma w życiu sens , najmniejsza godzina , to my musimy być silni mimo wszystko nawet jeśli, jest beznadzieja. Dzisiaj jest ciężko, pewnie fale zalewają wasze życie, jak rozbitka z "castaway" ale pewnego dnia wyjdzie słońce, staniecie się inni, lepsi. Całe życie to batalia, batalia o przetrwanie, nie możemy być słabi, nie możemy teraz właśnie rzucać wszystkiego , nie możemy uciekać od ważnych spraw. Jeśli masz nadzieje , zbudujesz dom, jesli jej nie masz rzucić wszytko i zostawisz fundamenty, dlatego tak ważne jest by trwać , nawet jeśli inni mówią ci że to nie ma sensu , oni się mylą. My sami mamy wielkie pokłady siły. Zwykle nie mamy o tym pojęcia. Ale takie sytuacje zmuszają nas do walki, do walk o przetrwanie. Mimo wszytsko kaZdy z nas ma wolę życia, pragniemy tego życia. Tylko nauczyliśmy się zbyt szybko odpuszczać , właśnie wtedy kiedy czas nie stanął, kiedy chwila i moment oczekuje od nas jak największego wysiłku.

Odnośnik do komentarza

Znam ten film... Swoją drogą - dobry film. Jednakże powiem ci, że łatwiej mi by się było odnaleźć w takiej sytuacji, gdzie wiem, iż nie mam towarzystwa dlatego że nie ma po prostu w okół mnie żadnych ludzi, niż w sytuacji gdzie w okół mnie jest masa osób, a jakby nie było nikogo :( ...

Inne ułatwienie z filmu - brak odgórnych ograniczeń. Mógł robić to co chciał, mógł sobie dłubać, budować itp. W mieście tak nie wolno...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...