Skocz do zawartości
Forum

Samotność


Gość frutii

Rekomendowane odpowiedzi

~Yonka
~frutii
Pytałem jak zorganizować grono ludzi, głównie nieśmiałych a wszystko zeszło na szukanie dziury we mnie.

Działaj więc. Myślę, że w realu takiego grona nie zorganizujesz (przynajmniej będzie ciężko) z przyczyn oczywistych. Samotni i nieśmiali unikają większego towarzystwa, dlatego są samotni, ale w necie...?
Może ci się uda. Na różnych forach wypowiadają się własnie ludzie którzy skarżą się na swoja samotność, możesz też założyć bloga.
Rozwiązanie twojego problemu nie jest takie proste, bo gdyby było, nie byłoby tylu samotnych osób.
...i jeszcze jedno, nie chodzi oszukanie dziury w tobie
Przeczytaj mój pierwszy post w twoim wątku. Nie chcę cię irytować, a tym bardziej obrażać, ale samotność człowieka na ogół wynika z problemu, który tkwi w nim samym.

Czyli cała sprawa nie ma najmniejszego sensu... Jak miło i uroczo - kolejny powód żeby sobie strzelić w łeb...

Odnośnik do komentarza

~frutti~ Nie chce rozwijac dalej watku bo sie rozmydla , ale na koniec pare zdan . Jestem osoba w srednim wieku , uczylem sie i zaczynalem prace w tamtej epoce , potem przyszla zmiana ustroju . Pracowalem w roznych zawodach od robola po kierownika , zjezdzilem kiedys pol europy , bylem otoczony roznymi ludzmi od typowych zuli po wysoko postawionych gosci , bylem i biedakiem i dosc zamoznym gosciem . Nie jestem niesmialy wrecz przeciwnie , przyjaciol nie mam i nie zabiegam o to zeby ich miec to powinno samoistnie z czasem powstac [przyjazn] nie nastapilo . Za komuny obcowalo sie z ludzmi ze tak powiem namacalnie latwiej bylo wyluskac kogos kto nadawal sie na przyjaciela . Dzis w tym poje---nym i falszywym swiecie gdzie zadzi pogon za posiadaniem trudno spotkac ludzi ktorzy kieruja sie czystymi i uczciwymi zamiarami ktorzy maja zasady i sa wiarygodni w tym co robia . Mysle ze naleze do ludzi typu samotny wilk i jest mi z tym dobrze , juz dawno olalem ludzi ktorzy sa ,, fikcja'' kolegi , przyjaciela czy dobrego sasiada i tobie radze to samo . Ludzie ktorzy maja zasady ida swoja scieszka i sa tzw. [trodni] w relacjach sa bardziej ciekawi i intrygujacy . Wez to za swoja zalete to bedzie ci latwiej w zyciu . Pozdrawiam .

Dna moczanowa. Nerwy odpowiadajace za funkcjonowanie stopy.

Odnośnik do komentarza

"Ja często mówiłem ludziom krótki temat "pokaż że się mylę to przyznam ci rację, jeśli nie dasz rady mi wykazać błędu - to przyznaj mi rację" :) "

Ja raczej w życiu tak miałam,że otaczający mnie męzczyżni (szczególnie jeden) nie mieli ochoty nigdy przyznać mi racji. Nauczyłam się mieć tyle odwagi, aby wygłosić swoje zdanie i obserwować co sie dzieje.. Jeśli okazywało się ,że jednak ktoś modyfikuje swoje postepowanie to przenigdy nie oczekiwałam przyznania mi racji. Poniewaz trud przekazywania swojego zdania w formie zjadliwej dla drugiej strony, obserwacja jak jednak niechętnie, ale w czynach ,ktoś przystaje na moje propozycje było już takim przeżyciem,że naprawde trudno byłoby mi jeszcze przeżyć gwałtowny odwrot osobnika,żeby jednak jego było na wierzchu, bo tym mogłoby sie skończyć głośne dopominanie się kto jednak mial rację. Jeszcze bywa opcja, że moje poglądy na temat ,są cwanie podkupione jako własne, ale na to też patrzę z pobłażaniem udając ,że nie zauważylam. A nieliczne wyjątki jak wisienki na torcie to zdanie, no tak w tym przypadku mialas rację. Niemniej aby ta racja nie była zbyt krótka, to tez żadne tryumfalne miny na mojej buzi nie goszczą.

Cudną umiejętnoscią niektorych ludzi jest takie prowadzenie rozmowy, ze najpierw wystosuje sie tezę ( nieznaną jeszcze rozmówcy- bo biedak nie zna tematu, nie ma doświadczenia w tej kwestii).Jesli teza jest szokująca dla rozmówcy to przedstawia sie ją dośc lagodnie, rozmawia się o problemie, szkicuje się sposób rozwiąznia tematu. Uwaznie zaczyna sluchać co rozmówca, jak juz zalapuje, sam mówi przez nas nakierowany, powtarza się jego slowa jako jego teorie i zalatwia sprawę w myśl , którą on przeciez wygłosil, bo przeciez znal się na temacie (bo go wprowadziliśmy).
Rozstajemy sie w przyjazni i w podziwie własnych intelektow. Zaczynający rozmowę rozpracowal sam problem, rozpracował jak problem ze zrozumieniem przedstawic drugiej stronie, poprowadzil tak rozmowę,że rozmówca uznal ten tok myślenia za swój wlasny i mogli rowiązać sprawę zgodnie ze sztuką rozwiązywania tego typu spraw.
Druga strona rozstaje się mądrzejsza o wiedzę jak rozwiązuje się taki problem, przekonana wewnętrznie, że tylko na początku rozmowy, może była w chaosie myślowym, ale jak się skupila to znalazła rozwiązanie z którym nawet inerlokutor sie zgodzil. Zgodnie obie strony przystępują do ustalonego sposobu rozwiązania tematu i nikt nikomu nie mówi kto miał rację, bo nie jest to wogóle w załatwieniu sprawy potrzebne.

Odnośnik do komentarza

~frutii

Czyli cała sprawa nie ma najmniejszego sensu... Jak miło i uroczo - kolejny powód żeby sobie strzelić w łeb...

Skąd taki wniosek?
Miałeś pomysł, więc dąż do jego realizacji, zamiast strzelać sobie w łeb.
Jednak cały czas sugeruję, żebyś spojrzał na siebie trochę krytycznie, a nie obarczał innych za całe zło.
Dystans do siebie jest zawsze wskazany.
Zwróciłeś się do forum z pewnym problemem i każdy kto ci tutaj doradza pisze z własnego punktu widzenia.
Zwróć też uwagę, że nikt cię tutaj nie hejtuje, otrzymujesz życzliwe rady.
Jednak to twoje życie i sam decydujesz o tym z których rad zechcesz skorzystać.
Myślę, że każdy, kto tutaj odniósł się do twojej sprawy wniósł coś pozytywnego i budującego, twój wybór, na ile zechcesz skorzystać.
Podsumowując moje wypowiedzi w twoim wątku twierdzę, że; żeby zmieniać cokolwiek w swoim życiu, należy zacząć od siebie.

Odnośnik do komentarza

~frutii
Większość ludzi których znałem okazywała się dwulicowa. Wg porad wielu ludzi, takich fałszywych przyjaciół należy eliminować z życia...

Bez wątpienia są to święte słowa od osób, które przekonały się o tym na własnej skórze.
~frutii
Kłopot w tym że w efekcie stałem się całkiem samotny... Bardzo mi to przeszkadza.

Polemizowałbym z tym stwierdzeniem, bo rację bytu ma ono wtedy, gdy nie ma przy nas najbliższych nam osób - członków rodziny. Ale tak z reguły nie jest, żebyśmy byli aż tak samotni, że nawet nas przy nas nie ma.
~frutii
Teoretycznie jestem nieśmiały i trudno nawiązuję znajomości (a może to po prostu nikt nie chce nawiązywać znajomości ze mną). Próbowałem pracować nad śmiałością i wśród ludzi nieśmiałych potrafię się przełamać i działać zdecydowanie oraz otwarcie, jednak śmiałość niektórych ludzi mnie onieśmiela.

jak to mówią "praktyka zaczyna się tam, gdzie kończy się teoria...", czyli w tym wypadku ową śmiałość można zdefiniować w myśl powiedzenia, że
Nie wiem drogi przyjacielu, czy można przezwyciężyć swoje wady, ale wiem, ze można się bardzo zniechęcić do własnych zalet, zwłaszcza dostrzegając je u innych.

~frutii
Z tego co widać tu na forum - więcej osób ma problemy z samotnością. Więc pomyślałem aby zorganizować coś na kształt grupy, paczki, spotkań skierowanych do takich właśnie ludzi - samotnych i nieśmiałych, z korzyścią dla każdego...
Jednak nie wiem jak się za to zabrać?

Po tym, co piszesz w swoim wątku rzuca mi się w oczy jedna fundamentalna kwestia, żeś bardziej skłonny do krytykowania innych, aniżeli w odwrotną stronę spojrzeć na siebie i swoją gamę wad i zalet.
I z tego miejsca przychylam się do wielu wypowiedzi Yonki, gdyż paradoksalnie nie chcąc wyrywać zdań z kontekstu Jej wypowiedzi, to bardzo mądrze prawi w kontekście istoty Twojego problemu.
Wielcy tego świata zgodnie twierdzą, że krytyka mędrca znaczy więcej niż pochwała głupca, i bez wątpienia coś w tym jest.

Odnośnik do komentarza

Może z innej strony...

Z racji iż na serio nie miałem lekko za dzieciaka, to byłem skrajnie nieśmiały - wręcz wylękniony. Wychowywałem się w otoczeniu pijaków i nie mówię tu tylko o rodzicach... Cała kamienica piła... Rówieśników - zero, dosłownie.

Pierwszy konkretniejszy kontakt z rówieśnikami miałem dopiero w zerówce i już wtedy jakoś krzywo na mnie patrzono... Nauczycielki nie pomagały - drąc mordę iż brzydko piszę...

Przez całe lata wylewała się na mnie taka masa hejtu, że dziś na serio 3/4 krytyki po prostu olewam, bo przyzwyczaiłem się że to bezpodstawny hejt... Zresztą - tutaj mi to radzono.

co to je - to niestety racja, dziś świat jest mega chory i szczerze ci powiem - boli mnie to. Chciałbym to zmienić, ale podobno żeby zmienić świat trzeba zacząć od siebie... Więc sam mam swoje zasady których nie odwieszam gdy nie są wygodne... Kłopot w tym, że cała reszta gnoi mnie przez to...

kikunia55 - jeśli chodzi o jakiś spór. Jeśli jestem na 100% pewny że mam rację, to nie ustąpię. W końcu czemu mam wątpić w siebie, skoro coś robiłem pierdyliard razy i wiem że jest jak mówię? Jeśli nie jestem taki pewny to dodam "chyba jest tak... Wg mnie jest tak..." i wtedy nie jestem tak uparty. Dla mnie to że ktoś nie umie udowodnić mi błędu jest równoznaczne z przyznaniem mi racji i tyle - nie wymagam wielkich tekstów. Mi wystarczy że sam pomyśli...

Co do "cudnej umiejętności" - heh, ciekawe, bo udawało mi się tak "rozegrać" sytuację. Jednak jest spory szkopuł - taki że niektórzy mają mentalność "buntownika" (człowieka który niezależnie od realiów zawsze jest przeciw). Z takim się nie da. Zawsze będzie ci stał w po przeg:/ . I nawet jak pokarzesz palcem jak dwulatkowi to i tak powie "nie! To jest inaczej...". Trochę jak z " 2+2=4, a on ci powie "Nie! Bo 5. Zawsze jak zaczynasz to masz 1, więc 2+2=5!" - i weź z takim gadaj :/ .

"Jednak cały czas sugeruję, żebyś spojrzał na siebie trochę krytycznie, a nie obarczał innych za całe zło" - ja nie twierdzę że jestem kryształowy. Mam swoje odchyły - każdy ma. Więc jeśli ktoś mnie dość mocno czymś drażni, to jestem w stanie przymknąć na to oko. Np gdy ktoś jest płaczliwy...
"Zwróć też uwagę, że nikt cię tutaj nie hejtuje, otrzymujesz życzliwe rady." - chyba już zbyt jestem przewrażliwiony momentami i jakoś z marszu bardziej wszystko wrzucam do wiadra "HEJT" :/ .

Bags - "Polemizowałbym z tym stwierdzeniem, bo rację bytu ma ono wtedy, gdy nie ma przy nas najbliższych nam osób - członków rodziny. Ale tak z reguły nie jest, żebyśmy byli aż tak samotni, że nawet nas przy nas nie ma. " - ja natomiast będę polemizował z tym. Bo możesz być w tłumie i być całkowicie samotny. To że ktoś fizycznie stoi obok ciebie niczego nie zmienia. A rodzina potrafi być dla człowieka obca...

Wiem że wiele wad można wyeliminować treningiem. Śmiałość można wyćwiczyć, hardość złagodzić itp. To kwestia otoczenia, treningu i czasu.

"krytyka mędrca znaczy więcej niż pochwała głupca" - w teorii to racja. Jednak gdy masz skłonności samobójcze to jakakolwiek pochwała od kogokolwiek jest jak na lekarstwo... A każda krytyka może być kroplą która przechyli szalę goryczy, choćby nie wiem jak konstruktywna...

Odnośnik do komentarza

~frutii
Może z innej strony...

Tu raczej wychodzi w Twoim przypadku, ze im dalej w las, tym więcej drzew.
Bo tak jak samotność służy dogrzebywaniu się do swojego "ja", tak tutaj co post, to więcej wychodzi na jaw tego, co nawet sam przed sobą ukrywasz i przed czym próbujesz uciekać... wracając do punktu wyjścia.
~frutii
Z racji iż na serio nie miałem lekko za dzieciaka, to byłem skrajnie nieśmiały - wręcz wylękniony. Wychowywałem się w otoczeniu pijaków i nie mówię tu tylko o rodzicach... Cała kamienica piła... Rówieśników - zero, dosłownie.

Nie jesteś pierwszy ani tym bardziej ostatni. 80% społeczeństwa jak donoszą badania naukowe, to jest cały wachlarz patologii.
A u Ciebie mamy do czynienia z DDA - dorosłe dziecko z rodziny z problemem alkoholowym.
Ciepłe święta czy ciepła wódka, to z jednej strony przewrotny tytuł radiowej audycji na antenie 3 o ludziach z takich rodzin, którzy albo wyszli i odcięli się od takich korzeni bezpowrotnie, albo ten schemat powtarzają.
Wiele na ten temat DDA mówi opracowanie "mężczyzny za murem" Eugenii Herzyk i "ryby mają głos",które można znaleźć na necie.A z drugiej strony, to pytanie, co Ty sam z tym zrobisz, bo paradoksalnie skłonności samobójcze, o których tu wspominasz, to nic innego jak forma uciekania osoby uzależnionej od problemu w alkohol.
~frutii
Pierwszy konkretniejszy kontakt z rówieśnikami miałem dopiero w zerówce i już wtedy jakoś krzywo na mnie patrzono... Nauczycielki nie pomagały - drąc mordę iż brzydko piszę...

Żadna nowość, bo nawet po charakterze pisma można się wile dowiedzieć o człowieku.
Porozmawiaj z ludźmi leworęcznymi, niepełnosprawnymi i etc., jak Oni byli dyskryminowani i spychani za margines nawet te pół wieku temu, gdzie początek okresu sławetnej komuny tą zasadę potwierdza.

~frutii
Więc sam mam swoje zasady których nie odwieszam gdy nie są wygodne... Kłopot w tym, że cała reszta gnoi mnie przez to...
Jednak jest spory szkopuł - taki że niektórzy mają mentalność "buntownika" (człowieka który niezależnie od realiów zawsze jest przeciw).

Z jednej strony asertywność u Ciebie leży, z drugiej jesteś zawzięty w prowadzeniu dyskusji, gdzie "moja racja jest bardziej mojsza niż Twojsza" i w rezultacie krew Cię zalewa, gdy ktoś Cię sprowadzi do swojego poziomu i pokona Jego doświadczeniem.

~frutii
Bags - - ja natomiast będę polemizował z tym. Bo możesz być w tłumie i być całkowicie samotny. To że ktoś fizycznie stoi obok ciebie niczego nie zmienia. A rodzina potrafi być dla człowieka obca...

Ja jakoś nie mam z tym problemu, żeby będąc w tłumie być samotnym, bez względu na to, czy jestem z kimś czy sam.
Życie mi mocno dało w kość i nauczyło jednego, ze to nie ja szukam akceptacji mojej osoby u innych, a zgoła odwrotnie.
I bez względu na to jaki model kreuje dzisiejszy świat będący recyklingiem wszelkich wzorców, trendów i mód, jestem za tym, by być jak to mówi powiedzenie "pierwszorzędnym oryginałem siebie niż nieudaną kopią kogoś".

~frutii
Wiem że wiele wad można wyeliminować treningiem. Śmiałość można wyćwiczyć, hardość złagodzić itp. To kwestia otoczenia, treningu i czasu.

Tylko kto chce ten szuka sposobu; kto nie chce, ten szuka powodów i wymówek, by nic z tym nie zrobić. A potem jest wypisz wymaluj to, co widnieje w mojej stopce.
~frutii
"krytyka mędrca znaczy więcej niż pochwała głupca" - w teorii to racja. Jednak gdy masz skłonności samobójcze to jakakolwiek pochwała od kogokolwiek jest jak na lekarstwo... A każda krytyka może być kroplą która przechyli szalę goryczy, choćby nie wiem jak konstruktywna...

Tak jak chcąc zmienić kogokolwiek, możemy zmienić tylko siebie, tak też jest z krytyką. Bo tu nawet ta pozornie negatywna, może mieć w sobie ziarenko prawdy z którego warto wyciągnąć wnioski i coś dobrego zrobić z tym dla siebie.
Pytanie tylko, co Ty z tym zrobisz i jak przyjmujesz wszelką krytykę pod swoim adresem.

Bo tak apropo Twojego pomysłu grupy wsparcia, to albo obstajesz po stronie potocznego poklepywania się po plecach i smarkania w rękaw, albo obstajesz po stronie tych, co to za uszy ciągają się do góry by wyjść z takowego marazmu.
I tak jak z czasem obcowanie z tymi pierwszymi może Cię z czasem wyprowadzić z równowagi i zrezygnujesz z bycia przywódcą stada, tak również z czasem Twoje drogi z tymi drugimi... również się rozjadą.

Odnośnik do komentarza

Uciekać? Raczej przestać ciągle o tym rozmyślać... Gdy ciągle o tym myślałem - źle, bo się użalasz. Starasz się nie myśleć - też źle bo uciekasz... Chyba na serio nie ma dobrego wyjścia :( .

Akurat z alkoholem problemu nie mam... Choć dość często mam ochotę się skuć to jednak po prostu staram się nie mieć alkoholu pod ręką. Bo jakby był - sięgałbym pewnie częściej w pod wpływem impulsu. A jak nie ma, to nie ma...
Znowu z drugiej strony, gdy jestem już pijany to gdy ktoś mi zwróci uwagę "skończ" to potrafię skończyć, a nie się wykłócać "jestem trzeźwy"... Więc do alkoholizmu mi chyba trochę brakuje...

Nie mam zwyczaju segregować ludzi ze względu na choroby, orientację czy "któroręczność"... Co prawda potrafi to w pierwszej chwili zszokować, zaskoczyć, zdziwić ale to odruch, po chwili łapię "poprawkę" i toleruję osobę.

Czy asertywność leży? Raczej bym tak nie stwierdził. Z tego powodu że proponowano mi papierosy, narkotyki... Tekstami "z nami nie zapalisz?". Odmawiałem - a potem krzywo patrzono :( . Chcą niech się trują, ale na serio mocny bunt we mnie wzrasta gdy ktoś mi wmawia że to jest dobre...

Ja raczej robię tak, że mam/miałem jakieś wyobrażenie siebie w przyszłości - prawdę mówiąc nie był to nikt kogo znałem. I tak idąc po świecie, gdy widziałem u kogoś cechę która pasowała do mojego wyobrażenia - instalowałem ją w sobie na wzór tamtej osoby. Czyli trochę taki "zlepek". Po "zainstalowaniu" często było "dotarcie" cechy pod moją osobę, aby to nie było zwykłe kopiowanie...

We wszelkich zmianach, najgorsze jest to iż otoczenie cię demotywuje, wciska ci teksty "ty się nie nadajesz, nie dasz rady, to nie ma sensu..." jak się człowiek tego wszystkiego nasłucha (bo jak? Zatykać uszy - i tak słyszysz) to mimowolnie się dołujesz, nawet jak sobie powtarzasz "oni kłamią..." - przynajmniej ja tak mam. Z tego względu że jak sam sobie coś wmawiam to mimo wszystko wiem, że to "sztuczne", zaplanowane, wymuszone... Więc to nie ma takiej "mocy" jak słowa zasłyszane z zewnątrz. Tym bardziej że ja jeden sobie wmawiam pozytywy, a w otoczeniu 5 osób cię gnoi :( .

Co zabawniejsze - mimo że sam mam problemy z sobą, to wyciąganie innych z dołka przychodzi mi duuużo łatwiej. Z tego względu iż wczuwając się w tą inną osobę, potrafię tak zagrać sytuacją żeby ta osoba autentycznie - od środka poczuła się lepiej i zechciała pracować nad sobą... Coś na zasadzie "prywatnego trenera". Kilka osób poskładałem, ale to około połowa wspomnianych "wyjątków" :( .

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...