Skocz do zawartości
Forum

problemy emocjonalne


Gość maria799

Rekomendowane odpowiedzi

Gość maria799

nie moge sobie poradzic z zyciem. teoretycznie wszystko mam - patrzac z zewntrz. nie umiem sie tym cieszyc..krzywdze przez to dzieci..nie jestem dobra matka. .zamiast posiedziec z nimi porozmawiac,,siadam przed tv albo kompem..nie mam wogole poczucie wlasnej wartosci..wszystko co robie jest zle..nie czuje sie kochana,,nie czuje sie potrzebna..non stop placze...wystarczy jakikolwiek problem drobny...odrsxu panikuje jak to zrobie i kiedy...pisze czarne scenariusze..wszytskich o wszystko podejrzewam...nie mam znajomych..albo nawet raczej unikam..zamykam sie.. nie daje przez to dobrego przykladu wspolzycia spolecznego dzieciom...nieczuje kompletnie zainteresowania moja osoba...niby naprawde jak sie ogarne to dobrze wygladam...a jednak wogole nie czuje sie atrakcyjnie..potrzebuje apropobaty, zainteresowania,,przytulenia,,milosci...oczekuje tego od meza...nie dostaje..ponoc juz nie jestesmy mlodzi...prawie 40...nawet teraz becze jak to pisze..od urodzenia obgryzam..nie panuje nad tym kompletnie.., czasem mi sie po prostu nie chce zyc...tak po prostu zniknac...nie powinnam tak pisac...

Odnośnik do komentarza

~maria799, najpierw zrób porządek z sobą, być może masz depresję.
Sama sobie nie poradzisz, idź do lekarza, psychologa, psychiatry, poszukaj pomocy.
Zacznij wychodzić z tego dołka, małymi krokami, najpierw zadbaj o dzieci.
Ich dzieciństwo nie będzie trwało wiecznie, tego co teraz tracisz możesz już nigdy nie odzyskać.
Zadbaj o siebie, oderwij się, od komputera i bujania w obłokach, a raczej czarnych myśli, które odbierają ci radość życia. Wyjdź do ludzi, poszukaj pasji.
Gdy już trochę staniesz na nogi, porozmawiaj z mężem o swoich odczuciach i potrzebach.
40 lat, to w naszych czasach jeszcze fajny wiek. Może dopadł cię kryzys wieku średniego?
Weź też pod uwagę fakt, że życie to "nie je bajka", rzadko komu toczy się tylko z górki.

Odnośnik do komentarza
Gość maria799

niby takie proste..nie moge sie pogodzic z tym ze maz nie dotrzymuje tego co zapewnial mnie jak bylismy nastolatkami..dziwnie to brzmi... ale czuje sie oszukana...nie zabiega o mnie,,,nie docenia..bo przeciez jestem zona juz tyle lat.. strasznie mnie to boli...tak bardzo ze zamykam sie w sobie..w myslach...teoretycznie teraz mam wszystko, mozliwosci a jestem oganiczana...ale tak strasznie go kocham..nie potrafie zyc bez niego...czemu zawsze ja zabiegam o niego..czemu nie moge miec focha a on po prostu zajmie sie mna...wszyscy wokol traca przez te moje zachowania...nawet kiedys mu powiedzialam ze nie chce mi sie zyc przez to co dzieje sie, ze nie ciesze sie zyciem..bez reakcji..tak ma wygladac zycie?..nie moge zebrac sie w sily..ale musze isc do psychiatry bo wysiadam ..nie daje rady..tak strasznie sciska mi klatkje piersiowa..jakby ktos deptal po mnie..gardlo sciska..rycze..rycze...
dzieki obowiazkom zyje...sniadanie..szkola..praca..zakupy..kolacja...przychodzi wekend..i ....umieram...

Odnośnik do komentarza

"nie moge sie pogodzic z tym ze maz nie dotrzymuje tego co zapewnial mnie jak bylismy nastolatkami"

Może jako nastolatek mąz nie powiedział co mu się wyobraża,ale jako dorosly człowiek biorący sobie żonę pewnie uważal,że będzie to osoba, ktora będzie go kochała , dowartosciowywała, będzie go rozumiała jak będzie miał gorsze dni, interesowła sie jego pracą i rozumiala jego stres, bedzie ciepła , nie bedzie stroiła fochów, bardzo będzie kochała Wasze wspólne dzieci i jak tylko czas ,poza życiem zawodowym ,jej pozwoli to bedzie skupiała calą swoją uwagę na nich, aby harmonijnie się rozwijały, umiejętnie wprowadzała je w życie, egzekwując pogodnie obowiązki od dzieci, będzie je bezboleśnie wdrażała w życie, bedzie dbała o ich komfort fizyczny i psychiczny. Jednoczesnie jak mąż będzie miał ochotę, to bedzie wspaniałą kochanką w łożku i cudownym, ciepłym, pięknym stworzeniem, ktorego koledzy mu cały czas będą zazdrościć ilekroć Was razem zobaczą.

Rozumiem, że spełniasz te wszystkie parametry od rana do wieczora( i nocą tez) i czujesz sie przez męża oszukana,że on swoich obietnic nie spełnia.

Ogarnij się. Zacznij tak się zachowywać, żeby to mężowi zależało na Tobie, aby się niepokoił, że mu ładną laskę inni sprzątną. Nie jest tak czuły jakby Twoje serce pragnęło, to trudno, Zacznij patrzeć na siebie, rozwijać siebie, abyś w siebie uwierzyła a nie z pretensją lub skomlając popatruj na męża łaknąc odrobiny uwagi. Jeśli masz córkę, to nie wyrośnie ona na kobietę pewną swoich atutów jak jej mama nie wysyła w świat takich informacji o sobie. Jeśli masz syna to żle wybierze sobie żonę, jeśli jego matka jest chwiejna i sama nie wie czego chce, wsystkiego się boi.

Jeśli nie umiesz się w sobie zebrać, to może z pomocą psychologa? Życie byłoby piękniejsze jakbyście sobie z mężem z dziubków spijali, ale jeśli tak nie jest, to trzeba tworzyć zgodny tandem pełen wspólnych interesów- wychowanie dzieci na porządne osoby.

Może teraz pracuj nad sobą a namów go do wspólnych ,tylko we dwoje, wakacji i tam wróci czar waszej beztroskiej ,wcześniejszej miłości?

Odnośnik do komentarza

Ja również mam problemy natury emocjonalnej.
Otóż byłam częścią klasycznego trójkąta Ja, On - mąż oraz Ona - żona. Możecie mnie skrytykować, ale ja zrozumiałam swój błąd i zapewne trochę jeszcze potrwa zanim dojdę do pełnej równowagi psychicznej. Wyciągnęłam wnioski z tej historii i wiem, że nigdy nie popełnię drugi raz tego błędu. Zresztą to co się wydarzyło nie było celowe czy zamierzone, stało się coś co nie powinno mieć miejsca. Rzeczywistość nie jest jednak czarno-biała, ale przybiera różne odcienie szarości.
Ale do dnia dzisiejszego nie jestem w stanie zrozumieć pewnych zachowań i powoduje to we mnie pewne rozchwianie emocjonalne.
Tak jak napisałam wcześniej mój przypadek to klasyczna historia. On nieszczęśliwy (tak twierdził przez 1,5 roku) odnajduje sens swojego życia. Jego szczęście odkrywa Ona-żona, karze mu się wyprowadzić, ale najpierw przy śniadaniu przyznać przed dziećmi, że kogoś ma. On nie protestuje (zawsze mówił o Niej-żonie, że jest nieobliczalna) i informuje dzieci, że poznał kogoś kto jest dla niego b.ważny i wiele dla niego znaczy. Następnie przez następne 2,5 miesiąca pomieszkuje u rodziny (u cioci i wuja, bo rodzice już nie żyją). Jednocześnie cały czas zapewnia o tym, że jego uczucia w dalszym ciągu się nie zmieniły i chce rozstać z Nią-żoną.
W międzyczasie On-żona informuje mnie, że ledwo wiążą koniec z końcem, bo mają kredyty w wysokości 650 tys. złotych w CHF. Nie padają żadne inne argumenty i chyba te ich wspólne zobowiązania finansowe miały mnie "odstraszyć". Widziałam, że z powodu dzieci, walczył sam ze sobą. Ona-żona nastawiała dzieci przeciwko niemu.Nie naciskałam, uważam że każdy podejmuje swoje decyzje sam i ponosi za nie odpowiedzialność. Zresztą nie można prosić kogoś o miłość. Powiedzmy ,że sielanka między nami, przeplatana spotkaniami wyznaczanymi przez Nią-żonę, trwa do momentu kiedy następuje moment kulminacyjny.
Z dnia na dzień On,telefonicznie w obecności żony, informuje drżącym głosem, że wraca do żony i do domu. Za chwilę drugi telefon, tym razem żona z informacją, że dla dobra dzieci mam się nie kontaktować z jej mężem (dzieli nas 180 km, ale współpracujemy razem przy jednym projekcie). Tylko tyle, albo aż tyle.
Przeżywam to wszystko, a raczej duszę to w sobie, ale tak jak napisałam wyżej nie można nikogo zmusić do niczego, tym bardziej do uczuć, Zaskakuje jedynie forma przekazu i ogromna ilość niedopowiedzeń, ale "szanuję" Jego decyzję. Dla mnie to koniec. Ale dla Niego nie. Na następny dzień, od samego rana, dzwoni kilka razy - odkładam słuchawkę, pisze smsy i emaile - nie reaguję. Po wiadomości o treści "jak nie chcesz to nie będę z Tobą rozmawiał" nie wytrzymuję i wysyłam smsa z pytaniem czego oczekuje, bo dla mnie wszystko stało się jasne wczoraj. Dostaję informację, że podjął decyzję o powrocie do domu, ale nie wie jak to się skończy, ale jego uczucia w stosunku do mnie się nie zmieniły. Żony nie kocha i ona o tym wie. Dla mnie to totalnie niezrozumiałe. Informuję, go że zamierzam poinformować jego żonę o tym kontakcie, ale chyba byłoby lepiej żeby sam to zrobił. On oczywiście wpada w popłoch i kręci jak dziecko przyłapane na kłamstwie. Następnego dnia sytuacja obraca się o kolejne 360 st. Mówi, że był u spowiedzi (on wierzący, ona wręcz obsesyjnie wierząca) i "spuścił" z siebie wszystko, że przez 1,5 roku był zauroczony i jednak kocha żonę.
Przyznam szczerze, że sama nie mogłam nadążyć z tym wszystkim. Chciałam "dotrzeć" do prawdy o co w tym wszystkim chodzi dla własnego komfortu psychicznego, bo poczułam się w przeciągu kilku dni jak wariatka. Usłyszałam tylko, że możemy porozmawiać w obecności księdza - warunek żony. Nie widziałam w tym większego sensu.
Więc z tym niedopowiedzianym w mojej ocenie zakończeniem postanowiłam żyć dalej. Było ciężko, bolało, ale chciałam iść do przodu, zapomnieć i żyć w miarę normalnie. Miałam i mam w dalszym ciągu duże wsparcie przyjaciółki, która zresztą od kiedy dowiedziała się o tym romansie, próbowała mnie uświadomić, że to nie jest partner dla mnie z powodu rożnych przyczyn.
Ani razu nie wpadło mi do głowy, żeby zadzwonić, napisać czy też próbować się kontaktować w inny sposób. Chciałam "uszanować" Jego decyzję.
Po dwóch miesiącach zaczęłam znowu otrzymywać na skrzynkę służbową wiadomości dotyczące spraw zawodowych. Nie odpisywałam, nie musiałam w zasadzie, bo osobą odpowiedzialną za projekt był ktoś inny. Ignorowałam wiadomości, po pewnym czasie napisałam też smsa nie życzę sobie żadnego kontaktu. Po tygodniu zostałam całkowicie zbita z tropu otrzymując już wiadomości o treści nie zawodowej a prywatnej. Pojawiły się stwierdzenia, że to co jest w człowieku pozostaje na zawsze, że zmieniłam jego życie i jestem w dalszy ciągu jego częścią. Czy chciałabym czy nie i chociaż chciałabym uciec jak najdalej to jestem częścią jego życia, że tęskni i cierpi i że to wszystko nie jest takie proste. Odpisałam tylko, że podjął decyzję dwa miesiące temu, przecież okazałam się pomyłką, zauroczeniem więc niech teraz tęskni za żoną. On dalej brnął, że tęskni, że nic go nie obchodzę, bo mam na wszystko odpowiedź itd. Odpowiedzi na wszystko nie miałam, ale fakt nie obchodziło mnie już to co się z nim dzieje, chociaż bolało i cierpiałam. Zaproponował nawet żebym została jego "przyjaciółką". Na moje pytanie co na to żona, odpowiedział, że za jakiś czas jej o tym powie a ona to na pewno zrozumie?! Napisałam ponownie, że nie życzę sobie żadnego kontaktu. Nie rozumiałam, nie rozumiem i chyba nie zrozumiem nigdy tego zachowania.
Nie minął tydzień i historia się znowu powtórzyła. Przyznam nie wytrzymałam, puściły mi nerwy. Poinformowałam, go że chcę się spotkać z nim i jego żoną, bo mam dość tej całej, dziwnej sytuacji i bycia częścią tego "bagna" i czekam na informację w tej sprawie do końca dnia. Usłyszałam tylko, że On ma dużo pracy, żona w pracy nie odbiera telefonu itd.
Chciałam definitywnie zakończyć to wszystko (myślałam, że zakończyłam tamten etap mojego życia 2 miesiące wcześniej), ale"demon" przeszłości powracał. Wydrukowałam wiadomości i wysłałam je żonie, nie miałam innego pomysłu niż ten jak się od Niego uwolnić. Może nie był najlepszy, ale wydawało mi się, że skoro On sam nie reaguje na informację, że nie chcę już z nim mieć wspólnego,to może to spowoduje, że da mi spokój, którego tak potrzebowałam.
Po dwóch dniach zadzwonił i powiedział, że zniszczyłam go, że musiał znowu wyprowadzić się z domu. Poinformowałam go, że to kłamstwo go niszczy, a nie ja. Ja na to, że to on powoduje, że znowu powraca do mnie ból i cierpienie, z którym tak długo walczyłam i walczę w dalszym ciągu.
Usłyszałam, że żona po raz kolejny go uderzyła (takie incydenty zdarzały się już wcześniej,ogólnie to b.porywcza osoba,nie ma oporów przed rzucaniem nożem w stół czy garnkami o ścianę przy dzieciach). I na sam koniec kolejna powalająca informacja: swoim powrotem do domu przekreśliłem to wszystko co było dla mnie tak ważne, że znalazł we mnie to szukał od lat. Że przeprasza.
I tyle.
Ale to nie koniec tej historii. Następnego dnia dzwonił kilka razy, ale nie odebrałam telefonu. Dostałam za to smsa: to ja Małgorzata proszę zadzwonić. Nie oddzwoniłam. Przychodziły kolejne wiadomości o tym, że mąż się pogubił, że przecież łączy ich przysięga małżeńska złożona przez Bogiem, że jest złym człowiekiem bo unieszczęśliwia wszystkich itd. Istotnym faktem w tej całej sytuacji jest to, że przed ślubem ona zdradzała go z żonatym mężczyzną i nikt, za wyjątkiem nas o tym nie wiedział. On cały czas po 17 latach małżeństwa nie może zapomnieć, a ona wyznaje zasadę, że przed ślubem nie składała mu żadnej przysięgi przed Bogiem,więc problemu jakby nie było. Odpisałam, że zrozumiałam swój błąd a wysłanie email miało tylko na celu wskazanie inicjatora "tych"kontaktów.
Od tamtego momentu minęły 4 miesiące. Z jego, jej strony brak kontaktu. Powoli, bardzo powoli wracam do równowagi, ale bywają momenty, że jest źle.
Ale bólu i cierpienia nie powodują tęsknota za człowiekiem, bo teraz już wiem że to było tylko moje wyobrażenie o tym człowieku, ale brak odpowiedzi na wiele pytań. Przede wszystkim na to podstawowe co było prawdą a co kłamstwem,fikcją.
Z pozostałym stanem rzeczy się pogodziłam, ale te powracające niedopowiedzenia dręczą mnie i powodują we mnie skrajne emocje. Zaczynam tracić wiarę w ludzi, chociaż zdaję sobie sprawę, że nie można oceniać wszystkich jedną miarą. Przestaję ufać ludziom, bo po tym wszystkim jest mi coraz trudniej obiektywnie ocenić co jest prawdą a co nią nie jest.

Odnośnik do komentarza

" brak odpowiedzi na wiele pytań. Przede wszystkim na to podstawowe co było prawdą a co kłamstwem,fikcją."
Przecież tego nie dowiesz się nigdy.
Każdego dnia tego związku i każdego dnia "po" tym związku gdyby Ciebie pytano o Twoje uczucia, o Twoją prawdę ,to Twoje odpowiedzi w zależności od rozwoju tej historii byłyby trochę inne. A Ty byłaś sama ze swoimi uczuciami.

On był zarówno ze swoimi uczuciami (lub złudą uczuć) jak i z praniem mózgu ze strony żony ,opiniami ciotki i wujka, z chwiejnością swojego charakteru więc jego prawdy i fikcje bylyby na pewno bardziej urozmaicone niż Twoje a przecież i Twoje byłyby bardzo różnorodne w zależności od dnia historii.

"Ale do dnia dzisiejszego nie jestem w stanie zrozumieć pewnych zachowań i powoduje to we mnie pewne rozchwianie emocjonalne."
Nie musisz wcale rozumieć pewnych zachowań, one się po prostu zdarzyły i tyle. Boli, bo zdarzyły się Tobie.
Przecież na zimno rzecz ujmując wiesz, że singelka nie ma co szukać w cudzym małżeństwie (obojętnie jak szczęśliwym czy nieszczęśliwym). Wiesz o tym teraz i wiedzialaś o tym wcześniej. A jednak proba związku z żonatym facetem Ci się zdarzyla:"nie jestem w stanie zrozumieć pewnych zachowań ". Tego swojego zachowania nie rozumiesz, a ono się zdarzyło.
Tak też musisz nie rozumiejąc przyjąc , że ze strony tego pana też duzo zachowań się zdarzyło. Nie masz co rozumieć ,zdarzyło się, tak trzeba stwierdzić, zdarzyło się. A nic dobrego z tego dla Was, a Ciebie w szczególności ,nie wyszło. Teraz liżesz emocjonalne rany.

Miejmy nadzieję, że jesteś rozsądna, masz pomoc przyjaciólki i powolutku wrócisz do siebie, bogatsza niestety o te niebudujące wspomnienia związku, który pewnie byłoby lepiej gdyby Ci się nie przydarzył.

Ale podobno każdy związek jest po coś. Może po to ,abyś bardziej w kontaktach z mężczyznami uważala na siebie i umiala odróznić ich chęć blyśnięcia przed inna kobietą niż zona, podleczenie własnego ego, od prawdziwych uczuć.

Odnośnik do komentarza

Tak byłam sama ze swoimi uczuciami to prawda.
Nie byłam singielką - to dłuższa, bardziej złożona historia. Gdy się poznaliśmy byłam mężatką, jestem mamą cudownego sześciolatka. Moje małżeństwo nie należało może do najgorszych, ale w moim odczuciu brakowało w nim fundamentalnego elementu - szeroko pojętego szacunku do drugiej osoby. Długo dojrzewałam do podjęcia decyzji o rozstaniu, analizując wszelkie za i przeciw, również z uwagi na dziecko.
Te dwa wydarzenia zbiegły się ze sobą w czasie, ale nie dokonywałam wyborów związanych ze swoim małżeństwem pod wpływem tego co się wydarzyło, nie był to impuls. Dla mnie te wydarzenia toczyły się równoległe, niezależnie.
Tak jak napisałaś być może każdy związek jest po coś i tak zapewne jest.

Odnośnik do komentarza

"Dla mnie te wydarzenia toczyły się równoległe, niezależnie. "
Wiesz, że nie mówisz prawdy. Ty jesteś jedna i nic w Tobie jednej nie moglo być niezależne i równolegle. To Ty podejmowalaś decyzje o rozstaniu z mężem i to Ty pozwalalaś sobie na romans z innym mężczyzną.

Mówisz powyższe zdanie, bo boisz się sama przed sobą przyznać, że być może średniofajny związek małżeński Ci się rozpadł -pozwolilaś na to, bo nie próbowalaś go dopilnować, nie próbowalaś o niego zawalczyć, o jego jakość- spisalaś go na straty, bo już wcześniej Cię uwieral ,a świat bez tego Twojego malżeństwa wydał Ci się bardziej interesujący.

Mimo.że o facecie i jego związku mówisz "bagno", to jednak analizujesz jak tamta kobieta krzyknęła" co moje, to wara". Ty oddałaś wlakowerem swój związek. Czas pokaże, może słusznie zrobilaś.

Teraz jest czas na porządkowanie swoich emocji, na lizanie ran.

Odnośnik do komentarza

Mój związek rozpadał się wcześniej, podjęłam próbę jego ratowania, chodziliśmy z mężem do poradni, ale tylko utwierdziłam się w przekonaniu, że nie jestem szczęśliwa w tej relacji. Wpłynęło na to szereg zdarzeń w ciągu ostatnich 7 lat.
Tak jak napisałam, jak się poznaliśmy byłam jeszcze mężatką,natomiast jak pozwoliłam sobie na romans byłam już w trakcie rozwodu.

Odnośnik do komentarza

~maria799, rozmawiaj z mężem, ale nigdy nie stawiaj faceta w centrum swojego wszechświata.
Jesteś oddzielną jednostką, możesz zrobić wiele dla siebie, Pewna doza zdrowego egoizmu nie zawadzi. Może twój mąż, nie jest romantyczny, może jest introwertykiem, być może kocha cię, ale nie potrafi okazać tego tak, jak tego oczekujesz.
Miłość po wielu wspólnych latach, zawsze wygląda inaczej, nigdy nie jest tak, że fajerwerki i motyle w brzuchu, są przez cały czas. Albo się z tym pogodzisz, albo odejdź od niego.

Odnośnik do komentarza

Dla wyjaśnienia sytuacji. Od 6 miesięcy jestem rozwódką.
Jeśli chodzi o mój związek małżeński to myślę, że to był właściwy krok. Zdaję sobie doskonale sprawę, że w czasie miłość i uczucia przybierają rożną postać. Pisałam braku szacunku, a to chyba powinno zostać niezmienne przez cały okres związku. Dla mnie to jeden z fundamentów.

Odnośnik do komentarza

Ja po prostu nie potrafię zrozumieć tej zmienności stanowiska dotyczącego uczuć tej drugiej strony.
Dla mnie sprawa jest dość oczywista, On podjął decyzję o powrocie do domu. Ja to przyjmuję i nie "zakłócam" spokoju drugiej strony.
Ale cała sytuacja począwszy od następnego dnia po przekazaniu informacji o powrocie do domu jest dla mnie niezrozumiała. Ja "uszanowałam" jego decyzję o powrocie do domu. Ale on swoimi "powrotami" nie pozwalał mi o sobie zapomnieć, dodatkowo ranił swoją żonę, a przecież podjął decyzję o powrocie. I to ostatnie stwierdzenie, że nigdy nie będzie szczęśliwy, bo swoim powrotem do domu przekreślił wszystko co było dla niego ważne. Nie jestem w stanie tego pojąć.
Podejmując decyzję o powrocie do domu,bez względu na przyczynę, powinien zacisnąć zęby i trwać w swoim wyborze.

Odnośnik do komentarza

Rozumiem, że chcesz powiedzieć, że znajomośc z tamtym panem zdarzyla Ci się jak rozwodzilaś się ze swoim mężem, a ta decyzja rozwodowa się "wypracowała" po 7 latach Waszej znajomości, po nieudanej próbie unormowania tego malżeństwa.

I w takim to okresie, spotkałaś mężczyznę, który twierdzil, że już nic go z żoną nie łączy, że się nie kochają, czyli rozumiałaś, że on wlaśnie po swoich przeżyciach i niedogodnościach też porządkuje swoje życie tym bardziej, że nawet wyprowadził się od swojej dotychczasowej rodziny. Na odleglośc, nie znając ludzi nie wyczulaś, że tamta para nawet w połowie nie jest jeszcze w drodze porządkowania swojego życia "wóz-przewóz" tak jak to już było u Was , bo sprawa rozwodowa w toku.

Teraz masz bałagan emocjonalny, nie podoba Ci się to, że facet sam o sobie niewiele wiedział, bo przez romans z Tobą tworzyl niezdrowe zawirowania swoim dzieciom. Jego żona próbowała stosować na Tobie, na nim wymuszenia. gdy Ty z oddali powoli się dowiadywałaś, że oni sami nie wiedzą czy łączą ich uczucia, czy kredyty, czy mają swoje wewnętrzne zadry przedmałżeńskie, które może teraz sobie obijają.

Nic już nie cofniesz. Jedynie wiesz, że Twoje postrzeganie świata- mówię, że mój związek się kończy, rozwodzę się, jestem wolna i mogę coś zaczynać, nie oznacza w ustach drugiej strony tego samego, nawet jak podobnie werbalnie to brzmi.

Wiem, że masz swoje dziecko i nie dość, że facet zafundował Tobie huśtawkę emocjonalną, to masz do niego żal, że swoją nieumiejętnością odczytywania swoich uczuć wobec kobiet przyczynil się nawet do tego, że masz dyskomfort wobec jego dzieci.

Stonuj, nic już nie poradzisz. Z czasem, po latach powiesz sobie i nam po co Ci się ten związek trafił.

Spokoju,po burzach życzę.

Odnośnik do komentarza

"że nigdy nie będzie szczęśliwy, bo swoim powrotem do domu przekreślił wszystko co było dla niego ważne." tak sobie i Tobie opowiada, aby się wytłumaczyć i przed sobą i przed Tobą, że narobił balaganu w swojej rodzinie, Tobie pozawracal glowe a teraz bidulek " cierpi" że mu taka wspaniała osoba jak Ty, nie dała się wmanewrować na stale w rolę tej "trzeciej". Ma zwyklą szarą codziennośc ze swoją żonką, króra w wolnych chwilach może się na nim odgrywa za jego wiarolomstwo.

Nie myśl już o tym, bo nic mądrego nie wymyślisz, Pewne rzeczy się staly i żadnego mądrego wytłumaczenia na to nie ma.

Odnośnik do komentarza

kikunia55
Rozumiem, że chcesz powiedzieć, że znajomośc z tamtym panem zdarzyla Ci się jak rozwodzilaś się ze swoim mężem, a ta decyzja rozwodowa się "wypracowała" po 7 latach Waszej znajomości, po nieudanej próbie unormowania tego malżeństwa.

I w takim to okresie, spotkałaś mężczyznę, który twierdzil, że już nic go z żoną nie łączy, że się nie kochają, czyli rozumiałaś, że on wlaśnie po swoich przeżyciach i niedogodnościach też porządkuje swoje życie tym bardziej, że nawet wyprowadził się od swojej dotychczasowej rodziny. Na odleglośc, nie znając ludzi nie wyczulaś, że tamta para nawet w połowie nie jest jeszcze w drodze porządkowania swojego życia "wóz-przewóz" tak jak to już było u Was , bo sprawa rozwodowa w toku.

Teraz masz bałagan emocjonalny, nie podoba Ci się to, że facet sam o sobie niewiele wiedział, bo przez romans z Tobą tworzyl niezdrowe zawirowania swoim dzieciom. Jego żona próbowała stosować na Tobie, na nim wymuszenia. gdy Ty z oddali powoli się dowiadywałaś, że oni sami nie wiedzą czy łączą ich uczucia, czy kredyty, czy mają swoje wewnętrzne zadry przedmałżeńskie, które może teraz sobie obijają.

Nic już nie cofniesz. Jedynie wiesz, że Twoje postrzeganie świata- mówię, że mój związek się kończy, rozwodzę się, jestem wolna i mogę coś zaczynać, nie oznacza w ustach drugiej strony tego samego, nawet jak podobnie werbalnie to brzmi.

Wiem, że masz swoje dziecko i nie dość, że facet zafundował Tobie huśtawkę emocjonalną, to masz do niego żal, że swoją nieumiejętnością odczytywania swoich uczuć wobec kobiet przyczynił się nawet do tego, że masz dyskomfort wobec jego dzieci.

Stonuj, nic już nie poradzisz. Z czasem, po latach powiesz sobie i nam po co Ci się ten związek trafił.

Spokoju,po burzach życzę.

Dokładnie odebrałam jego zachowanie tak jak to opisałaś.
Mam nadzieję, że spokój nadejdzie niebawem, ta huśtawka trwa już 6 miesięcy. Być może uporałabym się z tym wszystkim szybciej, ale te jego powroty wprowadzały cały czas chaos do mojego życia. Dla mnie informacja o końcu, była faktycznym końcem. Dla niego najwyraźniej nie. I tego nie rozumiem.

Odnośnik do komentarza

kikunia55 dokładnie odebrałam jego zachowanie tak jak to opisałaś.
Mam nadzieję, że spokój nadejdzie niebawem, ta huśtawka trwa już 6 miesięcy. Być może uporałabym się z tym wszystkim szybciej, ale te jego powroty wprowadzały cały czas chaos do mojego życia. Dla mnie informacja o końcu, była faktycznym końcem. Dla niego najwyraźniej nie. Odnośnie dzieci, wiem jak źle wpływają na nie konflikty pomiędzy rodzicami. Ja z moim byłym mężem mimo wszystko dla dziecka staraliśmy się i staramy dalej się utrzymywać dobre relacje, bez względu na to co czujemy wobec siebie. Nie jestem w stanie zrozumieć jak można było zafundować dzieciom, nastolatkom, coś takiego jak rozmowa przy śniadaniu o przyjaciółce taty.

Odnośnik do komentarza

Przyszłość

Ale cała sytuacja począwszy od następnego dnia po przekazaniu informacji o powrocie do domu jest dla mnie niezrozumiała. Ja "uszanowałam" jego decyzję o powrocie do domu.

"Przyszłość", najważniejsze, że zrozumiałaś swój błąd, i teraz już wiesz, żeby NIDGY nie pakować się w związek z zajętym facetem. Zgodziłaś się na rolę ukrywanej kochanki, a jego opowieści o złej żonie to po prostu klasyk.
Nawet, jeśli ta kobieta jest taka faktycznie, to jak widać zabrakło mu jaj, żeby podjąć stanowczą decyzję.
Nie on pierwszy, nie ostatni.
Byłaś dla niego odskocznią od problemów, pocieszycielem, a nawet, jeśli się w tobie zauroczył, to nie zmienia faktu, że jest tchórzem i oszustem, wykorzystał cię, ale też sama na to pozwoliłaś.
Nie powinnaś się dziwić, że najpierw dzwonił i kończył znajomość, a kilka dni później znowu zawracał ci głowę swoimi wyznaniami, to było do przewidzenia.
Przecież tamten telefon wykonany był pod przymusem, w obecności żony, zresztą ona sama po chwili przejęła telefon i osobiście z tobą rozmawiała.
To, że on zadzwoni i będzie próbował odkręcać historię, było do przewidzenia.
Gdy spojrzymy na to z drugiej strony, z pozycji zdradzonej żony, to wiele kobiet wymusza na mężu taki krok, telefon do kochanki i całkowite odcięcie kontaktów, a większość zdrajców, robi to, następnie w ukryciu nadal kontynuuje romans.
Inną sprawą jest bezsens walki o męża, który zdradza i nie wykazuje specjalnej chęci na poprawę związku, chociaż kto wie, co on jej naopowiadał, pewnie kłamał jak z nut, bagatelizując związek z tobą.
Wiele zdradzonych żon, rozpaczliwie walczy o utrzymanie małżeństwa, nie zwracając uwago na oczywiste fakty; jaki by nie był, byle był.
Dobrze zrobiłaś, że go pogoniłaś, a wysłanie jego wiadomości do ciebie żonie, było konsekwencją jego dwulicowości.
Gdyby on naprawdę cię kochał (nie mówię o zauroczeniu), gdyby faktycznie był taki nieszczęśliwy w małżeństwie, to zakończyłby je z godnością, tak, jak ty swoje.
Jest tchórzem, więc wybrał poniewierkę u boku żony i dobrze mu tak.
A ty, za nim ponownie się w kimś zakochasz, prześwietl najpierw faceta, czy jest wolny (np. sprawa rozwodowa w toku o niczym nie świadczy).

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...