Skocz do zawartości
Forum

Brak sensu życia


Gość Anonim

Rekomendowane odpowiedzi

Chciałabym by ktokolwiek odpowiedział na moje pytanie.Jaki jest sens życia? Ja nie rozumiem czemu kobiety chcą mieć dzieci , choć teoretycznie i biologicznie jestem kobietą.Nie rozumiem idei reprodukcji, nie rozumiem idei budowania rodziny choć wcale taka młodziutka już nie jestem . Mam 26 lat, nie rozumiem wielu rzeczy. Jeśli powiem,że nie chcę dorastać , ma to poniekąd pejoratywny wydźwięk , ale ja naprawdę nie potrafię dorosnąć . Moje postrzeganie świata różni się diametralnie zestawiając je z podejściem do życia innych osób. Czasami mam wrażenie,że nie należę do tego samego gatunku. Patrzę na ludzi jak na odrębną ode mnie rasę. Nie rozumiem o co chodzi z tym całym szaleństwem dotyczącym seksu również.Obserwując to wszystko jak przez szybę nie czuję się częścią tego społeczeństwa ,ludzkości. Nie mam schizofrenii. Jednakże często doświadczałam stanów depresyjnych ,które były wynikiem właśnie zestawienia mojego postrzegania świata z tym co większość uważa za normalność. Jak mam żyć będąc wciąż przyrównywana do innych osobników. Boleśnie odczuwam moją inność bo nie znalazłam nikogo podobnego do mnie a jedynie osoby ekscentryczne , które jednak po głebszej wnikliwej analizie noszą ślady jednak tych normalnych kalek zachowań.Ktoś rzeknie , że na siłę pragnę być wyjątkowa ale chyba jednak mi przeszkadza mój stan jeśli tutaj piszę.

Odnośnik do komentarza

Częste doświadczanie stanów depresyjnych może oznaczać, że coś się stało, coś się działo z tobą w przeszłości. Coś co przeszkadza żyć. Wizyta u psychologa może rozwiązać ten problem. Nic się nie dzieje bez przyczyny.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Jaki jest sen życia pytasz... to bardzo proste. Skoro jestes na ziemi to nie bez powodu. życie jest tylko jedno i trzeba je przezyc jak najlepiej sie da. zobaczyc jak najwiecej pieknych zakontkow swiata przezyc wszystko co nowe i cudowne poznac swietnych ludzi po prostu zyc pelnia zycia bo drugi raz juz sie nie urodzisz.Nie uzalac sie nad soba nad swoja innoscia czy miec pretensje do niewiadomo kogo o to czy tamto trzeba brac zycie garsciami aby kazdy kolejny dzien byl lepszy od poprzedniego. Mówia ze jestem optymistka ale tak lepiej sie zyje bo nawet gdy bez powodu usmiechniesz sie do kogos na ulicy mozesz poprawic tej osobie nastroj. a tak na zakonczenie znam madre powiedzenie: " śmiejecie sie ze mnie że jestem inna,a ja smieje sie z was że wszyscy jestescie tacy sami" :) pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Nie lubię przebywać z ludźmi, to mnie męczy i muszę regenerować się po spotkaniu towarzyskim ok. 2 dni.Nie obchodzą mnie ich sprawy .Są irytujący, zwłaszcza kiedy zaczynają gadać o miłości, chłopakach ,związkach i rodzinach.Nie rozumiem ich bo ja w ogóle nie mam takich potrzeb ani nad tym nie rozmyślam.Gdyby to było takie proste to chyba tutaj bym nie pisała. Na ziemi jestem bez powodu , bo moje istnienie tak szybko zgaśnie jak powstało.To co tobie wydaję się atrakcyjne w życiu ,niekoniecznie atrakcyjne jest dla mnie. Twoje postrzeganie świata i życia całkowicie się różni od mojego i właśnie o tym pisałam w moim pierwszym poście. Dlatego wątpliwe jest porozumienie między nami.Dzięki za dobre chęci.

Odnośnik do komentarza

Nie każdy musi mieć męża/żonę i dzieci. Nikt nie powiedział, że tak musi być i koniec. Jeśli nie czujesz takiego pragnienia - nie rób nic na przekór sobie. Może kiedyś zmienisz zdanie, jesli nie, pozostaje Ci podążać za swoimi marzeniami. Każdy ma własny sens życia, mogą być nim podróże, rozwijanie pasji, samorealizowanie się, kariera zawodowa, pomaganie innym czy chociażby stawianie sobie wyzwań, podnoszenie poprzeczek w różnych dziedzinach życia. To, że czujesz się inna, nie potrafisz odnaleźć się w społeczeństwie wcale nie świadczy o tym, że jesteś gorsza. Każdy jest inny, a wyjątkowość jest w cenie. Pamiętaj jednak, że zbytnia niechęć i obawa przed ludźmi może przerodzic się w fobie społeczną, dlatego mimo wszystko dobrze by było, gdybyś porozmawiała o swoich przemyśleniach z psychologiem, zwłaszcza, że doświadczasz stanów depresyjnych. Warto byłoby się zastanowić czy Twoja niechęć do rodziny czy dzieci nie wynika z przykrych doświadczeń z dzieciństwa. Porozmawiaj na ten temat z psychologiem. Na pewno masz własne marzenia i cele, które chciałabyś zrealizować. Nie poddawaj się więc. Powodzenia!

Odnośnik do komentarza

Krótko o mnie:
W styczniu skończyłem 20 lat. Moje życie jest nudne i kompletnie bez sensu. Od ponad 5 lat nie mam przyjaciół większość tego czasu przesiedziałam w domu najczęściej przy komputerze. Jestem inni niż większość ludzi w Polsce, ale nie chory na nic nie jestem mówię od razu. Co sprawia, że nie mam znajomych, ani przyjaciół. Od dłuższego czasu mam myśli samobójcze i nie długo mogę to zrobić, bo tak nic się nie zmieni i nikt za mną nie zapłacze, bo po co? Śmierć będzie jedynym trafnym rozwiązaniem w moim żałosnym życiu.

Odnośnik do komentarza

Ja napiszę Ci tak każdy człowiek jest inny, nie ma takich samych ludzi.I to od nas samych zależy jak przeżyjemy swoje życie.Każdy sam musi znaleźć sobie cel w życiu.Same życie jest piękne ale trzeba mieć cel i zainteresowania.Siedzenie i myślenie że jestem inny i jest mi źle to najgorsza rzecz jaką możesz robić.Trzeba wychodzić do ludzi bywać z rówieśnikami i oczywiście zdobywać wiedzę bo bez niej nie ma fajnego życia.

Odnośnik do komentarza

Witam od 10 lat choruje na nerwicę natręctw, która objawia się przede wszystkim myciem rąk około 10 minut po wyjściu z toalety oraz kąpaniem które trwa ok. 1,5 godziny.
Niby sa już postępy, bo coraz mniej boję się bakterii, nie myjąc już tak często rąk, ale wciąż boję się korzystać z WC na mieście, a bez czterech mydeł którymi urządzam ceremonie mycia, to ani rusz. Poza tym wstydziłbym się myć ręce tyloma mydłami w miejscu publicznym. Na szczęście mam pracę w w zakładzie pracy chronionej i mogę pozwolić sobie na takie dziwactwa. od listopada 2013 r. uzyskałem rentę i dodatkowo od czerwca mam też pracę, po 1,5 roku bezrobocia. Więc są jakieś pozytywy tej choroby.
Niestety moje życie prywatne jest horrorem. Obecnie mam 30 lat, nie mam nawet dziewczyny. Mieszkam w domu z matką, siostrą, szwagrem i ich dwójką dzieciaków (11 i 14 lat).
Od roku 2012 wszystko zaczęło się rozwalać w moim życiu.
Najpierw mój jedyny kumpel i przyjaciel w kwietniu 2012 r.
przyznał mi się, że kilka lat wcześniej wrzucił do skrzynki anonimowy list oczerniający mnie i opisujący mnie jako psychola. List ten otrzymała moja przyjaciółka, z którą mieszkałem w jednym bloku.
W 2005 roku, to właśnie ona przypadkowo wyciągnęła mnie z depresji. Zaproponowała opiekę nad jej dwoma synami Adasiem i Kacprem (wówczas mieli: 3 l. i 11 miesięcy).
To było dla mnie coś niezwykłego, że sąsiadka Daria (3 lata starsza ode mnie) powierzyła mi w opiece swoje dzieci.
W końcu poczułem się potrzebny i wartościowy.
Przez półtorej roku, przychodziłem opiekować się jej dwoma synami trzy razy w tygodniu po kilka godzin.
Może byłem frajerem, ale głupio było mi prosić kasę za opiekę nad jej dziećmi. Sama również nigdy mi tego nie zaproponowała. Sądzę, że wykorzystała mnie do roli niańki, bo nie miała kasy, ale jej rodzice wtedy jeszcze pracowali.
Przez te 1,5 roku zdążyłem się przywiązać do jej urwisów.
Ona wówczas była w separacji ze swoim mężem. Ja zacząłem traktować te dzieciaki jak swoich synów. W pamięci wciąż mam jak na moich oczach Kacper postawił pierwsze kroki. Próbowałem nawet związać się z Darią, ale ona traktowała mnie jak dobrego sąsiada, a byłem na każde jej zawołanie. Zawsze traktowała mnie z dystansem. Ja z kolei nie potrzebnie się zaangażowałem w rolę opiekuna,
Po 1,5 roku (2007), Daria po zdobyciu tytułu magistra Ekonomii, dostała pracę, a dzieciaki wysłała do żłobka i przedszkola. Od tamtego czasu, narzekając na brak czasu, Daria zerwała ze mną kontakt. Nawet nie zaprosiła mnie raz na jakiś czas, bym mógł spotkać się z nią porozmawiać lub pobawić z dzieciakami. W końcu wszystko robiłem za darmo.
Dla mnie był to cios, bo zawsze czułem się nic nie wart i nie kochany. Pamiętam że bardzo przeżyłem rozłąkę z jej dzieciakami. Jakoś próbowałem o nich zapomnieć, nie było to łatwe. Na domiar złego w grudniu (2007) roku umarł mój ojciec, który przez 30 lat był alkoholikiem. Został znaleziony martwy w parku. Mimo, że go nienawidziłem, bardzo przeżyłem jego śmierć.
Daria jedynie napisała mi wtedy SMS-a, że jakby co to mogę na nią liczyć. Nawet nie chciała się ze mną spotkać, ale ja też o to nie prosiłem, nie oczekiwałem łaski od niej.
Miesiąc po śmierci ojca, w pracy miała miejsce nie miła atmosfera,gdzie mój dawny przyjaciel zakablował na mnie, kłamiąc na mój temat. Wolał trzymać się w grupie oszustów, niż stracić pracę, więc mnie zdradził.
Ponieważ był moim jedynym przyjacielem, wybaczyłem mu ten epizod. W tym czasie coraz bardziej narastała moja nerwica związana z myciem rąk. Dochodziło nawet do wyrzucania rzeczy osobistych do kosza, gdy stwierdziłem że np. są brudne tuż po upadku na podłogę. W ten sposób wyrzucałem mnóstwo par spodni, bielizny, nawet krzesło czy biurko.
Pamiętam jak myłem gąbką nasączoną pianą z płynu do naczyń moje meble. To był okropne czasy.
Przez moje chorobliwe zachowanie zwłaszcza z długim przesiadywaniem w WC, wciąż traciłem pracę.
Dopiero od połowy (2007) roku zacząłem uczęszczać intensywnie na terapię u psychologa ( co miesiąc). Leki i terapia, nawet 3-miesiącza grupowa nic mi nie pomogła.
Po blisko 2 latach od (2009) odnowiłem kontakty z Darią i jej dzieciakami. Byłem wówczas sam mieszkałem sam, bo matka wyjechała do siostry, która mieszkała wówczas z rodziną w Hiszpanii.
Nie wiedziałem czy dobrze robię odnawiając znajomość.
Ale od tamtego czasu już nie byłem niańką tylko gościem.
Pomagałem od czasu do czasu w lekcjach chłopakom. Najwięcej czasu poświęcałem jednak młodszemu Kacprowi (5 l.), z któremu pomagałem w pracach domowych zadanych z przedszkola. Znów poczułem się potrzebny i wartościowy. Cieszyłem się, że choć te wizyty były tylko raz lub dwa w tygodniu, to spowodowało polepszenie mojego samopoczucia.
Stałem się przyjacielem rodziny, bo Daria mieszkała wówczas z dziećmi i swoimi rodzicami w jednym mieszkaniu. Coraz bardziej angażowałem się w życie rodzinne, ale Daria traktowała mnie nadal jak znajomego.
W końcu rozwiodła się ze swoim mężem, sądziłem że mam szansę u niej.
Miałem pracę i wszystko układało się dość dobrze.
Dzieciaki byli coraz starsze, aż któregoś dnia Kacper stwierdził, że szkoda iż nie jestem jego tatą. Jednak najbardziej pamiętam jak sam od siebie, bezinteresownie powiedział, że mnie "kocha". To był chyba jeden z moich najszczęśliwszych dni w moim życiu. Nie pamiętałem kiedy, ktoś powiedział mi takie słowa. W końcu miałem dla kogo żyć i byłem dla kogoś częścią życia.
Wydaje mi się, że Daria traktowała mnie jak dobrego wujka, który tylko daje jej wytchnienie w codziennej tułaczce z jej dziećmi.
W końcu zabierałem jej dzieciaki na boisko, urządzaliśmy bale karnawałowe. W roku (2011) Daria i jej matka zaprosili mnie na wakacje na wieś, gdzie matka Darii ma swój rodzinny dom. Pamiętam, że Adaś poprosił mnie, abym oświadczył się jej matce, a Kacper wciąż marzył o tym bym został jego tatą.
Nie wiedziałem co robić, nie chciałem łamać im serca, bo wiedziałem że między mną a Darią nic nie będzie.

W tym samym roku (2011) Daria wynajęła mieszkanie i wyprowadziła się z dziećmi na sąsiednie osiedle. Było to dla mnie trochę trudne, bo już rzadziej widywałem się z chłopakami. Ale chociaż raz w miesiącu.

Przełomem był rok (2012). Mój były przyjaciel Artur, ze względu na wyrzuty sumienia, wyjawił mi, że kilka lat wcześniej wrzucił list do skrzynki Darii(wspomniałem o tym wcześniej). Opisał w nim, że jestem chory i niebezpieczny.
List był anonimowy. Był to dla mnie ogromny zawód.
Wiedziałem dlaczego Daria traktowała mnie z takim dystansem. Artur obiecywał porozmawiać z Darią, ale słowa nie dotrzymał. Znienawidziłem go i wykreśliłem ze swojego życia.
Gdy wyjawiłem Darii, kto był autorem listu, ona powiedziała mi, że z niektórymi rzeczami na mój temat się zgadza z Arturem. To był dla mnie cios w serce.
Ale listu nigdy nie widziałem na oczy, więc jak można mówić komuś takie rzeczy prosto w oczy.
Od tamtej pory stwierdziłem że Daria, jej jednak zimna i bez serca. Znienawidziłem również ją.
Nie narzucałem się jej. Natomiast jej dzieciaki wciąż chcieli spotykać się ze mną. Gdyby nie to, że tak bardzo kochałem młodszego Kacpra, nie dałbym się przekonać na spotkanie.
Ale to już były bardziej konspiracyjne spotkania, bo Daria również nie przepadała za mną.
Od czerwca (2012) roku spędziłem z chłopakami ostatni taki dzień, dzień gdzie tak dobrze bawiliśmy się grając w piłkę na boisku.
Ponownie zostałem bez kontaktu z kimkolwiek, nie licząc mojej mamy z którą sam mieszkałem. Z kolei Artur już dla mnie nie istniał. Na szczęście w II połowie (2012) roku znalazłem pracę. Życie zamieniło się rutynę.

Na początku (2013) roku do Polski wróciła po kilku latach nieobecności moja siostra z rodziną. Zamieszkali już u nas na stałe. Cieszyłem się, że przestanę myśleć o Darii i jej dzieciach i włączę się w życie rodzinne na dobre.
Miesiąc później odwiedzili nas dzieciaki Darii. Wspólnie z moim chrześniakiem wszyscy w czwórkę graliśmy na konsoli PlayStation. W którymś momencie Kacper powiedział mi, że Daria ma chłopaka. Kacper miał smutną minę i powiedział: "Nie martw się, zawsze będziemy przyjaciółmi". To był dla mnie mega cios.
Dwa kolejne miesiące później dowiedziałem się, że Daria jest z tym facetem w ciąży.
Było to miesiąc przed I Komunią Kacpra. Ja głupi liczyłem że Daria zaprosi mnie na tą uroczystość, w końcu na Komunię Adasia zaprosiła kogoś z pracy.
Jednak nikt mnie nie zaprosił.Wiem że to dziecinne, ale czułem się bardzo zraniony. Kacper bardzo chciał, abym był na jego I Komunii.
Jej matka mówiła mi, że zrobią taką małą uroczystość, (tydzień po I Komunii )dla jego kolegów i wtedy mnie zaproszą. Ale nikt mnie jednak nie zapraszał. Po co były w ogóle obiecywać takie rzeczy.
Nie mogłem dojść do siebie. Od tamtego czasu tak bardzo znienawidziłem Darię, że nawet w myślach jej złorzeczyłem.
Od tamtego czasu przegapiłem jeszcze pierwszy popis publiczny Kacpra w jego szkole muzycznej, a nawet jego rolę w słynnym spektaklu teatralnym w Katowicach : "Skazany na Bluesa", gdzie grał rolę dziecięcą.
Dawniej Daria zapraszała mnie na pokazy swoich dzieciaków.
Od tamtego czasu widywałem się z chłopakami co dwa lub trzy miesiące.
W tym roku ostatnio wybrałem się z nimi w kwietniu na boisko. Kacper traktował mnie jak zwykłego znajomego, nawet nie cieszył się już na mój widok tak jak dawniej.
Byłem bardzo załamany. Od tamtej pory do dzisiaj nie spotkałem się ani raz z nimi.
W tym roku Kacper skończył 10 lat, wysłałem mu list opisujący co obecnie porabiam, oraz kartkę urodzinową wraz z pieniędzmi.
Kacper napisał również do mnie wysyłając mi kartkę widokówkę z koloni.
Nawet nie miałem szansy złożyć mu życzeń telefonicznie.
Nie wiem czy to urojone ojcostwo, ale wciąż mam koszmary że spotykam się z Kacprem, a ten widząc mnie rzuca mi się ze szczęścia na szyje. Potem nagle znika.
Dzień w dzień o tym myślę. Popadłem w depresję, mam wciąż natrętne złe myśli. Cierpię i tęsknię. Nie wiem czy to
normalne. Dodatkowo mój stan pogorszył mój stan nerwicowy. Dużo śpię i wciąż jem fast foody i słodycze.

Pytanie: czy powinienem odważyć spotkać się z Darią i powiedzieć o mojej chorobie i o tym jak odczuwałem rozłąkę z jej dzieciakami, przecież uzna mnie za psychola.

Odnośnik do komentarza

Gdy mamy tak mało przyjaciół, to nadmiernie się do nich przywiązujemy. Wspominamy miłe chwile i to jest normalne, że tęsknimy.
Jednak w pewnym momencie musimy zdać sobie sprawę z tego, że to już przeszłość, że to już nie wróci.
Przeżywałam coś podobnego. Przez lata przechowywałam pocztówkę z napisem -nigdy cię nie opuszczę, zawsze o tobie będę pamiętała.-
Lata minęły, dziecko zupełnie się oddaliło, zapomniało...
Dopiero niedawno sobie to uświadomiłam. Zawsze liczyłam na to, że coś tam w pamięci zachowała, ale to tylko była moja głupia nadzieja. Wreszcie podarłam kartę i odczułam ulgę. To był koniec złudzeń.

Tobie też radzę, pozbądź się złudzeń, zamknij przeszłość, odetnij się od Darii i jej dzieci - psychicznie i fizycznie. Nie nawiązuj kontaktu i zacznij cieszyć się życiem tu i teraz.
Nie jest ci łatwo, masz te swoje natręctwa, ale też masz duże osiągnięcia, BO ZNALAZŁEŚ PRACĘ!!!
Jesteś wśród ludzi, tam szukaj nowych przyjaciół, a przynajmniej znajomych. Na nich się skup, nie na przeszłości.
Zaproś kogoś do kina, na spacer, lub gdziekolwiek.
Staraj się normalnie żyć, nie skupiając całej uwagi na swoich problemach.
Jeśli ci się to uda, to twoje problemy zmniejszą się, zbledną.
Powodzenia.

Odnośnik do komentarza

Wynika z tego, że jesteś człowiekiem nieszczęśliwym... A to zawsze ma jakieś podstawy jak nie w teraźniejszości, to w przeszłości. Póki sama sobie szczerze nie odpowiesz o co ci chodzi, co cię gnębi to nici ze zrozumienia reszty świata. Ja sama jestem na kolejnych cholernym zakręcie życia, z wielu już wypadłam i próbuje wrócić na tor, czy mi się uda nie mam pojęcia... Ale nikt za mnie nie podejmie tej próby. Wszyscy możemy ci pisać co masz robić, a ty będziesz wszystko negować jeśli nie znajdziesz jednego powodu by chcieć. Jestem od ciebie o 10 lat starsza i na kwestie macierzyństwa patrze już inaczej, bo mój czas się kończy. Pewnie,że każdy ma do tego swój własny stosunek, ale ja żałuję że nie zdecydowałam się na ten krok będąc w twoim wieku, moje życie dziś wyglądałoby inaczej.
Do innych się nie porównuj, jak w tym sens?! Jesteś odrębną jednostką i wcale nie musisz być jak inni. Czasem doszukujemy się czegoś wielkiego a małe ale istotne rzeczy nam umykają bezpowrotnie...

Odnośnik do komentarza

Przestaje sobie radzić z tym. Z tym bezsensem życiowym. Mam niby jakiś plan na życie, ale tu nie o to chodzi. Nie czuję sensu dla jakiego miałabym istnieć. Pracować, zdobywać kasę i umrzeć? O co chodzi w tym życiu? Nic nie wywołuje u mnie wyższych emocji, zwłaszcza tych pozytywnych. Wegetuje codziennie i myślę, że w sumie to nie obrazilabym się , gdyby ktos lub coś zadalo mi śmierć. Phh. I tak wszystko jest szare. Obecnie biore tabletki na depresje i lęki, ale to nie od nich, bo przed braniem ich było tak samo.
Kurde męczy mnie to wszystko. Nie mam znajomych, bo uwazam to za niepotrzebne, a z drugiej strony, zwlaszcza jak się upije to dusza towarzystwa ze mnie i zapominam o bezsensie. Potem alkohol zejdzie i zła jestem że mam takie skrajne osobowosci. Nie pije czesto bo tez uwazam, ze to bezsensu, ze wesola jestem tylko jak sie oglupie. Ten swiat i życie na prawdę nie ma sensu i flatego mnie to tak boli. Waham się pomiedzy śmiercią, a zyciem w bezsensie.

Odnośnik do komentarza

Ostatnio pisałaś, że wybierasz się do psychiatry. Byłaś? Masz postawioną diagnozę, dobrze dobrane leki ?
Chyba nie, skoro nic nie pomaga.

Jak przyjmujesz leki, to nie pij. Zresztą w ogóle nie pij, alkohol to tylko doraźny "przyjaciel". Każdy pije po coś...topimy smutki, chcemy być weselsi i bardziej otwarci.
Ale to pozory, za chwile problem wraca. Lepiej znaleźć inne wyjście. Nie użalaj się nad sobą, tylko pomyśl o konkretnej pomocy.

Masz mieć plany i dla nich istnieć. Mąż, dzieci w planach? Dla nich masz istnieć! Zawodowa realizacja? Dla niej masz istnieć. Wycieczka do Paryża? Dla tych chwil masz istnieć! Swój kąt? Masz do tego dążyć!
Masz mieć cele i je realizować, a nie biadolić, po co/na co.

Wszyscy zadajemy sobie pytania. Skąd przychodzimy? Kim jesteśmy? Dokąd zmierzamy? ... taka nasza egzystencja. Grunt to żyć i odnajdywać odpowiedzi.

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza
Gość anonimowa000000

hej Saiko! Ja nie jestem zwolenniczką przyjmowania leków ale jak trzeba to trzeba... tylko, że wg mnie to podobnie jak alkohol - są one tylko doraźnym przyjacielem. Przede wszystkim problemy się rozwiązuje poprzez pracę - czyli terapia i rozmowy z psychologiem. Dobrze jest też czytać dobrą psychologiczną literaturę i pracować samej. Mam za sobą bardzo ciężkie chwile - dorastałam w rodzienie dysfunkcyjnej. Również stany depresyjne, kiedy musiałam brać leki ale tak naprawdę pomogła mi dopiero terapia i ogląd w siebie. Do tej pory zdarzają mi się ciężkie chwile ale jak obejrzę się wstecz - to widzę POSTĘP i to mnie cieszy. Kiedyś zamrażałam uczucia i kompletnie nie byłam ich świadoma. Teraz wiem, że pod każdym takim stanem np. samotność czy bezsens kryją się uczucia i staram się je wyciągać na wierzch. Odpowiedz sobie co się kryje pod tym poczuciem bezsensu???
Chciałabym Ci napisać, że mam rodzinę, dwójkę dzieci, męża i jestem szczęśliwa... bla bla bla. Jednak nie to jest moim celem i nie to jest mi potrzebne do życia. Mam 35 lat i pomimo tych moich cięzkich stanów - widzę, że jestem wewnętrznie dużo bardziej szczęsliwa od innych, którzy na pozór wiodą 'pożadne' rodzinne życie. Przede wszystkim cieszę się swoją wolnością i niczego nie żałuję. Pewnie bym żałowała, że nie założyłam rodziny ale jak do tej pory nie spotkałam odpowiedniego partnera więc w zasadzie to nie ma nawet czego żałować... a co do samotności - niezależnie od tego czy się jest z kimś czy nie, to i tak się ją odczuwa. Samotność to jedyny wierny towarzysz człowieka. Ludzie tylko na chwilę pozbawiają mnie poczucia samotności, przychodzą i odchodzą a ja pozostaję sama ze sobą i ze swoimi uczuciami od których nie da się uciec, tak jak nie da się uciec od samej siebie. Jestem dla siebie swoją najwierniejszą przyjaciółką i to najważniejsze, bo jak dla mnie nie ma nic gorszego od życia nie w zgodzie z sobą samą.Verte.

Odnośnik do komentarza

Żeby nasze życie miały sens musimy sobie postawić jakiś cel i uporczywie do niego dążyć. Nie możemy się poddawać ani przejmować tzw. kłodami pod nogi. Najważniejsze rzeczy jakiś się nauczyłam po przeczytaniu bloga teksty-aplana.pl to to, że w życiu najwazniejszy jest rozwój osobisty, samoakceptacja i pozytywne myślenie. Bez tego nie osiągniemy nic.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...