Skocz do zawartości
Forum

społeczna przezroczystość


Rekomendowane odpowiedzi

Witam

Zwracam się do lekarzy psychologów oraz użytkowników forum z prośbą o pomoc w mojej sprawie. Uprzedzam że raczej będzie co czytać.

Jakiś czas temu zostawiła mnie dziewczyna...kolejna. Problem polega na tym że podała ten sam powód co wszystkie inne. Nie jestem męsko stanowczy, za dobry, na wszystkich spotkaniach czuły się źle bo potrafiłem non stop gapić się na nie i nie mówić nic, albo całować się gdziekolwiek. Za dużo czułości narzucałem...w każdym razie tak je wszystkie zrozumiałem. Pomijając już fakt zawiści....zdaje sobie sprawę że problem jest we mnie. Jestem tak bardzo aspołeczy jak tylko się da...a to wszystko było znamieniem po przeszłości. Od najwcześniejszych lat przedszkolnych mimo moich starań przynależności do jakiejś grupy i okazywania potrzeby jej akceptacji nigdy nie udało mi się zbudować jakiegokolwiek statusu społecznego. Przez całe przedszkole, podstawówke gimnazjum szkołę średnią byłem nikim więcej jak społecznym kozłem ofiarnym, zawsze odsuwanym na bok a próba zabrania głosu zawsze kończyła się dyskryminacją, więc wkońcu przestałem odzywać się do kogokolwiek. W tej sytuacji pozsostawiony sam sobie z własnymi myślami budowałem w sobie jedyne uczucie jakiego nauczono mnie dobrze przez całe życie...czyli nienawiść. To już jest chore ale kiedy ludzie którzy na przerwach starając się imponować dziewczynom z klasy dręczyli mnie siłowo i psychicznie zabierali głos na jakiejś lekcji to ja wyobrażałem sobie jak bardzo bardzo źle temu człowiekowi życzę, pojawiały się wtedy wyobrażenia wszystkiego....od samobójstwa po zamachy. Całe szczęście poza sfere wyobrażeń nigdy to nie wyszło. Najgorsze były ostatnie miesiące gimnazjum. Szkoła średnia nie przyniosła spodziewanych rezultatów sukcesu społecznego. A ja tak naprawdę zawsze chciałem żyć pełnią życia. Mieć grupkę przyjaciół tak bliskich jak rodzina, jeździć z nimi na wakacje, urlopy, kupić kabriolet albo motor i z miłlością swojego życia pruć nimi w nieznane byle przed siebie. To zawsze była moja natura, nie pozwolić by życie przeżyło się same w jednym miejscu. Zawsze uwielbiałem film "Skazani na shawshang" i cytat "niektóre ptaki mają zbyt jaskrawe piórka by siedzieć w klatce" zdawało mi się że zawsze do mnie pasował....Ale wracając do tematu, przez swoją niechęć do ludzi nie miałem ochoty realizować swoich marzeń, bawić się na imprezach, kreować wspomnienia i temu podobne....Niekiedy nawet wśród najbliższej rodziny podejrzewałem dyskryminacje i krytykowanie mnie, mimo że tak nie było...ale ja czułem to w ich słowach. To wszystko dorprowadziło do tego że totalnie zamknąłem się w sobie. Myślę że przez to nie potrafię odnaleźć się w żadnym związku i niestety tak już będzie.

NIe mogłem znieść myśli że kobieta którą tak bardzo kocham chce zamknąć nasz rozdział. Czułem że wcale tego nie chce, dlatego postanowiłem skończyć raz na zawsze z sobą takim jak teraz. Nie dam rady zmienić się sam z siebie, czytałem w internecie o tym że psycholog jak najbardziej pomógłby mi pomóc. Nie chodzi o pocieszenie czy coś tylko o wyleczenie się z niechęci do społeczeństwa, pomoc w znalezieniu w sobie siły po to by się zmienić, to wszystko chce zrobić właśnie dla niej. Kiedy stałbym się kimś kogo jej we mnie brakowało na pewno dałaby nam jeszcze jedną szansę.

I jeszcze jedna sprawa. Właściwie to....potrzebowałbym namiar do ów specjalisty psychologa. Najlepiej z Łodzi do Warszawy mam niestety za daleko.

Odnośnik do komentarza

Nie chodzi o pocieszenie czy coś tylko o wyleczenie się z niechęci do społeczeństwa, pomoc w znalezieniu w sobie siły po to by się zmienić, to wszystko chce zrobić właśnie dla niej. Kiedy stałbym się kimś kogo jej we mnie brakowało na pewno dałaby nam jeszcze jedną szansę.

grey123, nie masz zbyt dobrej motywacji do zmiany samego siebie. Nie możesz zmienić się, by zadowolić kogoś, by ktoś dał Ci jeszcze jedną szansę. Powinieneś chcieć tej zmiany sam dla siebie. Bez sensu zmieniać się dla kogoś. Miłość polega właśnie na tym, że kogoś kocha się takim, jaki on jest. Skąd pewność, że jeśli się zmienisz, dziewczyna zachce do Ciebie wrócić?

Brakuje Ci wiary w siebie i odwagi, masz zaniżoną samoocenę, dlatego we wszystkich osobach widzisz potencjalnych wrogów, którzy życzą Ci źle i mają wobec Ciebie złe intencje. Nic dziwnego, że z takimi przekonaniami nie możesz stworzyć żadnej satysfakcjonującej relacji. Odsyłam Cię do tekstu: Jak podnieść poczucie własnej wartości?. Specjalistów psychologów z Łodzi możesz znaleźć w rankingu lekarzy w naszym serwisie (ranking.abczdrowie.pl) - wystarczy wpisać "psycholog Łódź". Pozdrawiam i życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza

grey123 tak, jak napisała powyżej pani psycholog, zmieniaj się dla siebie samego. Z pewnością terapia Ci pomoże.
Pisałeś też, że w pewnym momencie zacząłeś nienawidzić ludzi ze swojego otoczenia, błąd.
Nienawiść, to destrukcyjne uczucie i do niczego dobrego nie prowadzi.
Pomyśl. co w życiu sprawia Ci radość, skoncentruj się może na tych dziedzinach w których możesz odnieść sukces, sprawić sobie przyjemność.
Przeanalizuj też swoje nieudane związki, co najbardziej przeszkadzało Twoim dziewczynom.
Może warto co nieco zmienić w sobie, jednak nie wszystko.
Całkowite podporządkowanie się oczekiwaniom drugiej osoby też nie zaprowadzi Cię do szczęścia.
Wybierasz kobiety które w efekcie Cię nie akceptują, a tymczasem ktoś komu pasowałbyś taki jaki jesteś, być może jest w pobliżu, w Ty tego nie dostrzegasz.
Przeżywasz kolejny ból porażki, na kiepski nastrój doraźnie radzę aktywność fizyczną, a na przyszłość dostrzeżenie w sobie pozytywnych cech, wszyscy je mają.
Powodzenia

Odnośnik do komentarza

Dziękuje Pani mgr Kamili Krocz jak i użytkowniczce Jonka za szybkie odpowiedzi. Rozumiem że słowa specjalisty w tej sprawie są istotne i co najważniejsze rzetelne, i nie śmiem ich nawet kwestionować lecz jeśli mógłbym się do Pań zwrócić z zapytaniem o wagę posiadania w całym omawianym procesie "celu" do którego się dąży i który daje sens wszystkiemu?

Co do destrukcyjnej nienawiści, zgodzę się z użytkowniczką Jonka, lecz sam nie poradze sobie z przezwyciężeniem jej, stąd moja decyzja o zasięgnięciu pomocy.

Rzecz nie dotyczy już również moich związków, ponieważ wiem że ten problem leży we mnie, a ja niestety nie potrafię być inny niż jestem.

Dziękuje jeszcze raz Pani Kamili za jednoznaczną odpowiedź w temacie możliwości pomocy przez lekarza psychologa, ponieważ miałem wątpliwości czy ów byłby w stanie zająć się moim przypadkiem.

Odnośnik do komentarza

grey123
jeśli mógłbym się do Pań zwrócić z zapytaniem o wagę posiadania w całym omawianym procesie "celu" do którego się dąży i który daje sens wszystkiemu?

Pytasz o cel, który nadaje sens wszystkiemu.
Jeśli dobrze zrozumiałam, to moją odpowiedzią jest -SZCZĘŚCIE.
Z tym tylko, że każdego uszczęśliwia coś innego; miłość, pieniądze, sukces zawodowy, władza, powodzenie (w stosunku zależnym od indywidualnych potrzeb) itd.
Co Ty dopisałbyś do tej listy?
Jednak trzeba pamiętać o tym, że nie można mieć wszystkiego, choć z pewnością znalazłyby się osoby, które stwierdzą, że nic im w życiu do szczęścia nie brakuje - zazdroszczę:)
Dlatego sugerowałam (nie jestem psychologiem), żebyś znalazł coś co w tej chwili może sprawić Ci przyjemność.
Takie małe przyjemności nie rozwiążą dużego problemu, ale działają terapeutycznie, pomagają, choćby w chwilowej poprawie nastroju.
Mogą także wskazać drogę w jakim kierunku podążać, odkryć możliwości z których być może do tej pory człowiek nie zdawał sobie sprawy.

Odnośnik do komentarza

Droga użytkowniczko, wybacz mi moje uogólnienie lecz mówiąc "wszystko" miałem na myśli opisywany proces zmiany i pomocy psychologa. Gdyby na przykład ta kobieta powiedziała mi że nawet gdybym się zmienił nic by z tego nie było to straciłbym nadzieję jak i chęć na wszystko co opisałem. Tak więc jeszcze raz przepraszam.

Nie zmienia to faktu że udzielona przez Ciebie odpowiedź jest jak najbardziej sensowna, ale pozwól że zadam Ci pytanie jako kobiecie. Czy nie byłoby dla Ciebie dowodem na olbrzymie uczucie jakim daży Cię Twój mąż/narzeczony/chłopak gdyby z myślą o Tobie stałby się kimś kogo Ci zawsze brakowało? Tym bardziej gdyby byłoby to w czasie 'przejedzenia" waszym związkiem? Mi osobiście wydaje się to lepszą alternatywą niż np szukanie pobocznych przygód. Proszę jednak byś (Jak i Pani mgr Krocz do której za pozwoleniem również kieruję to pytanie) nie brała tego do siebie jako krytykę, lecz mój pogląd który chciałbym poddać ocenie, ponieważ wypowiedzi obu Pań dały mi już wiele do myślenia, i -jeśli dobrze zrozumiałem- chcą Panie zasugerować że w całym tym procesie bardzo pomogłoby mi wyleczenie się z chorego uczucia jakim jeszcze darzę tę osobe. I sugestię tą oczywiście szanuje.

Co do rzeczy któe sprawiłyby mi szczęście. Myślę że najbardziej cieszyłbym się z możliwości zaczęcia zycia na nowo, w nowym miejscu wśród nowych ludzi ( w tym miejscu pragnę dodać że miejsce w którym mieszkam od zawsze nigdy nie dawało mi poczucia szczęścia, a mam na myśli np sąsiadów czy znajomych. Mieszkam na wsi gdzie poziom intelektualny jak i kulturowy jest co najmniej bardzo niski, lecz to akurat może wynikać z tego że jestem bardziej "mieszczuchem", lecz nie musi) wieść możliwe najbardziej beztroski możliwy tryb życia i cieszyć się z każdej chwili które budowałyby wspomnienia, ponieważ te zawsze były dla mnie bardzo ważne.

Jeżeli zaś miałaś na myśli Hobby to niestety mam bardzo wąski horyzont możliwości jego realizacji.

Odnośnik do komentarza

"jeśli dobrze zrozumiałem- chcą Panie zasugerować że w całym tym procesie bardzo pomogłoby mi wyleczenie się z chorego uczucia jakim jeszcze darzę tę osobe. "

Oj, chyba nie do końca zrozumieliśmy się. W ostatnim poście miałam na myśli ogólnie sytuację, która powoduje Twoją frustrację, bez akcentu na zawód miłosny.
Jak przyznałam, nie jestem psychologiem i nie potrafię dać Ci w pełni satysfakcjonującej odpowiedzi, takiej, która rozwiąże Twoje problemy.
Radziłam sprawianie sobie drobnych przyjemności, choć wiem, że to trochę jak tabletka przeciwbólowa, a przyczynę bólu trzeba leczyć.
Jest to jednak sposób wypróbowany, nie tylko przeze mnie.
Sam masz świadomość tego, że chyba potrzebna jest terapia, a to już proces rozciągnięty w czasie.

"Czy nie byłoby dla Ciebie dowodem na olbrzymie uczucie jakim daży Cię Twój mąż/narzeczony/chłopak gdyby z myślą o Tobie stałby się kimś kogo Ci zawsze brakowało? Tym bardziej gdyby byłoby to w czasie 'przejedzenia" waszym związkiem? "

NIE!!! bo nie ma ideału, bo przestałby być sobą, bo z czasem byłby nieszczęśliwy, bo ja też nie byłabym z tego powodu szczęśliwa, bo nie zniosłabym tej sztuczności, bo nie cierpię podnóżków...ale to ja.

Wspomniałeś, że szukała wrażeń na boku, czyli zdradziła?
Jeśli tak, to nie obwiniaj się, zdrady nic nie usprawiedliwia.
Nie ma też uniwersalnego sposobu na pozbycie się bólu po rozstaniu. Potrzebny jest czas, każdemu inny.

Odnośnik do komentarza

Nie miałem na myśli Twojego ostatniego postu, lecz wypowiedzi obu Pań o tym że nie warto zmieniać się dla kogoś, co -przyznaję- jest racją, lecz w mojej sytuacji wszystko widzę przez pryzmat ostatnich zdarzeń. Jednocześnie po raz wtóry podkreślam że żadna z moim wypowiedzi nie miała na celu urazę czy krytykę Ciebie czy Pani Doktor Krocz.

Jednak co do drobnych przyjemności proponowanych przez Ciebie - chyba powinienem zacząć od tego, lub na równi z ewentualną terapią..to znaczy teraz to już pewną terapią...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...