Skocz do zawartości
Forum

Powinnam już odpuścić, czy walczyć dalej?


Gość Kasia_kasia_kasia

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Kasia_kasia_kasia

Cześć. Potrzebuję rady od kogoś, kto spojrzy na sytuację, którą za chwilę przedstawię w sposób zupełnie obiektywny. Otóż byłam w związku z chłopakiem 5 lat starszym ode mnie. To była no i w sumie nadal jest moja pierwsza miłość. Na początku był taki zakochany we mnie, naprawdę widać było, że bardzo mu na mnie zależało. To mówię nie tylko ja, ale również osoby z mojego otoczenia, które mogły go poobserwować. Mi początkowo trudno było mu zaufać i w ogóle się zakochać w nim, ale on czekał cierpliwie i naprawdę się starał. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że to naprawdę dobry chłopak, że to już czas mu zaufać, że nawet nie wiem kiedy, ale stał się dla mnie ważną osobą w moim życiu. W końcu doczekał się chwili kiedy powiedziałam mu, że go kocham (on mi powiedział to jakiś miesiąc wcześniej niż ja jemu, więc naprawdę podziwiałam go wtedy za jego determinację, bo mógł sobie pomyśleć, że szkoda jego czasu dla dziewczyny, która ma go zaledwie za przyjaciela i niewykluczone, że to się nigdy nie zmieni). Po Nowym Roku coś się zaczęło psuć. Tak jakby pomyślał sobie, że w takim razie już się nie musi starać. Zmienił się diametralnie. Nie mogłam liczyć na jego wsparcie, nie mogliśmy się w kilku sprawach dogadać. Jak kiedyś chciał, żebym dzwoniła do niego kilka razy dziennie, tak później rozmawialiśmy ze sobą może dwa razy w tygodniu. Kiedyś jak wrócił z trasy(jest kierowcą ciężarówki, więc widywaliśmy się zwykle we czwartki i piątki), to chciał od razu do mnie przyjeżdżać, chociaż żeby się ze mną zobaczyć na 5 min. Potem to już nawet ciężko mu było poświęcić mi czas jednego wieczoru. Był tak zmęczony, że nawet jak przyjeżdżał, to zaraz zasypiał u mnie. Ja nie wiedziałam co się dzieje, czemu się tak ode mnie oddalił. Próbowałam milion razy z nim porozmawiać, a on twierdził, że wszystko jest ok i dla niego temat był zakończony. Czułam, że ma jakiś problem, ale nie chciał mi nic powiedzieć. Często wieczorami siedziałam, zastanawiałam się, analizowałam wszystko, ale nic mi nie wpadło do głowy poza tym, że wziął na siebie zbyt dużo obowiązków, z którymi sobie nie dawał rady, no ale jak to facet- nie przyzna się przecież do tego. No i pewnego czwartku zawzięłam się i postanowiłam sobie, że nie odpuszczę dopóki ze mną nie porozmawia poważnie. Czekałam cały dzień aż przyjdzie wieczór i przyjedzie do mnie. Wcześniej z nim normalnie rozmawiałam , nie pokłóciliśmy się o nic, jeszcze dał mi do zrozumienia, że wieczorem tak jak zwykle się zobaczymy. No a kiedy nadszedł już ten wieczór, nieoczekiwanie dostałam od niego ckliwego smsa, w którym to napisał, parafrazując, że chce dla mnie lepszego szczęścia, on mi nie może go dać, bo sama ostatnio stwierdziłam, że nie mogę na niego liczyć. I musimy zrobić sobie przerwę dla naszego dobra, może za jakis czas się spotkamy... To był dla mnie ogromny cios. W życiu się nie spodziewałam po nim czegoś takiego i to jeszcze, że zerwie ze mną przez SMSA. Chciałam, żeby do mnie przyjechał porozmawiać jak dorośli ludzie. On nie chciał. No to ja mu zrobiłam niespodziankę i pojechałam do niego do domu. Okazało się, że nie chciał przyjechać, bo pił. Wprawdzie wypił jedno piwo, ale że był zmęczony mocno po trasie to to piwo było widać z lekka w jego zachowaniu. Zestresował się biedak wtedy mocno, nie wiedział co ma zrobić. Przez pierwszych dziesięć minut latał a to zrobić mi herbatę, a to przynieść cukier, jakieś ciastka(których nie chciałam), był ewidentnie zagubiony, zestresowany, wręcz popadł w jakiś dziwny chaos. Potem powiedział mi to samo praktycznie co napisał. Później poleżeliśmy, i wtedy gadał tyle, że nigdy tyle nie mówił jak się widzieliśmy. Wiem, że przerazi Was ta wizja, że po czymś takim nie przywaliłam mu w twarz, tylko normalnie sobie z nim rozmawiałam przez dwie godziny (a raczej go słuchałam), ale nie miałam siły się z nim kłócić, byłam wykończona i fizycznie i psychicznie. Zagadałam go wtedy o te problemy no to powiedział mi, że ma jeden, ale nie może powiedzieć o nim nikomu i nie dotyczy on bezpośrednio jego, ani jego mamy, ani siostry (z ojcem od dziecka nie utrzymuje kontaktu). Nie naciskałam. Wtedy też zachował się jeszcze gorzej, bo chciał mnie pocałować dwie godziny po tym jak ze mną zerwał przez smsa. Ja się odsunęłam, a on się zaśmiał i powiedział :"no co? chciałem tylko zobaczyć jak to jest z koleżanką". Znów nie przywaliłam mu w twarz czego żałuję. Potem jeszcze dodał, że przeraża go różnica wieku między nami, choć tak naprawdę tej różnicy w ogóle nie widać(ja mam 19, a on 24), bo ja zawsze byłam poważna jak na swój wiek. Ta różnica nie była problemem (może w aspekcie seksualnym, ale tutaj daliśmy radę pójść na kompromis). Pod koniec dodał, że ta "separacja" to tak do matury. Jego matka się go czepiała, że nie daje mi się uczyć, więc mogła mu coś nagadać (ale na litość boską widywaliśmy się góra dwa razy w tygodniu na 3-5h max no i mam swój rozum, przez niego nie zawalałam nauki). W końcu pozostało na tym, że mam mu dać czas, żeby się we mnie mógł ponownie zakochać(chociaż jeszcze w tym samym tygodniu przed rozstaniem mówił mi, że mnie kocha). A jeszcze wcześniej zanim do niego pojechałam zapytał mnie "a co jeśli Cię faktycznie nie kocham?". To był jeszcze większy cios. Jeszcze kilka dni temu widać było, że był we mnie zakochany, powtarzał mi jak mnie kocha, a tu nagle nieoczekiwanie takie coś?! Złamał mi serce. Dałam mu spokój. Po tygodniu niekontaktowania się z nim, pomyślałam sobie, że coś mi tu nie gra. Podał mi takie powody, które nie są powodami tak naprawdę. To były głupstwa i to jeszcze totalnie mi to nie pasowało do niego. Kilka razy próbowałam się z nim spotkać. Poprosiłam go o pomoc, żeby nie mówić bezpośrednio o co chodzi, bo by na pewno stchórzył. Obiecał mi, że jak przyjedzie z trasy to się spotkamy. No i lipa. Miał przyjechać we środe-cisza. Miał przyjechać we czwartek- cisza. W piątek zadzwoniłam do niego, bo zaczęłam się martwić, że coś się stało. Powiedział mi, że zapomniał, ma mnóstwo swoich problemów na głowie i nie wie w co ręce wsadzić. Prawda jest taka, że doskonale pamiętał, że prosiłam go o pomoc, tylko bał się ze mną spotkać- nie pytajcie skąd wiem, po prostu wiem i już. Ale tak czy inaczej przez ten czas po zerwaniu, a minęło ponad trzy tygodnie kontaktowaliśmy się ze sobą i dawał mi do zrozumienia momentami, że nie jestem mu obojętna, powiedział nawet, że za mną tęskni. To wszystko wygląda tak jakby z jakiegoś przymusu ze mną zerwał. No a ja mimo wszystko kocham go i kiedy mówi mi, że ma jakieś problemy to chciałabym mu pomóc, ale zupełnie nie wiem jak.
Podsumowując:
-zerwał ze mną przez smsa
-nie chciał ze mną porozmawiać
-nie wspierał mnie
-naciskał na mnie pod jednym względem(ale to nie to o czym pomyślicie)
-nie respektował tego co mówię
-zawsze musiało wyjść na jego
-nie mówił mi o swoich problemach, a ja byłam dla niego wsparciem
-"zapomniał " o tym, że miał mi pomóc
Teoretyczne powody zerwania:
-kłóciliśmy się(chociaż to wyglądało tak, że ja mu robiłam wykład-czasem kilka razy o tym samym- a on nic nie mówił, ale też i nie docierało do niego to, bo wciąż popełniał te same błędy. A ja wciąż i wciąż miałam nadzieję, że w końcu zacznie brać pod uwagę moje zdanie, albo porozmawia ze mną jak dorosły i pójdziemy na jakiś kompromis. Nie chciał wziąć pod uwagę tego, że moje zachowanie wynikało wyłącznie z jego zachowania, bo nie sprawiało mi przyjemności, jak po raz kolejny musiałam robić mu pogadankę o tym samym)
-różnica wieku- jak już mówiłam-totalna bzdura
-muszę przygotowywać się do matury, poniekąd rozkaz od jego matki, żeby dał mi sposkój- bzdura, bo on mi w tym nie przeszkadzał
-wyjadę na studia i go zostawię- niby tego nie powiedział przy zerwaniu, ale wcześniej się o to bał i wiem, że nadal się tym zadręcza
-za dużo ma na głowie i z czegoś musiał zrezygnować( ze mnie)- nie mówił tego, ale da się to wywnioskować, tym bardziej, że znam go już trochę
-ma problemy, z którymi chce uporać się sam (zaskakujący jest fakt, że nawet wsparcia nie potrzebuje/nie chce. Nie oszukujmy się, nie musiał od razu zrywać. Wystarczyłoby, że powiedział mi, że musi się na tym i na tym skupić, a ja bym poczekała, pod warunkiem, że normalnie byśmy się ze sobą kontaktowali. Ja bym zrozumiała)
-faktycznie się odkochał i jest totalnym kłamcą, bo kocha, kocha i jednego dnia stwierdza, że jednak nie kocha
-oddaliliśmy się od siebie, bo nie rozmawiał ze mną-z perspektywy czasu widzę, że później to wszystko polegało na fizyczności(poprzutylać, pocałować, podotykać-przy czym często był zbyt nachalny o co go upominałam, a on robił dalej swoje, a w tym wszystkim nikła ilość rozmowy).

Teraz pytanie. Powinnam odpuścić, bo nie jest mnie wart, czy czekać (chociaż boję się, że faktycznie po maturze on powie mi "słuchaj, jednak nie chcę wracać do Ciebie"), a może spróbować dawać mu wsparcie w tych kłopotach z jakimi się boryka. Bo to rozstanie nie jest jednoznaczne. Z jednej strony to na jakiś czas- być może daje mi niepotrzebnie nadzieje, a z drugiej to tylko taka gra, bo bał się mi powiedzieć, że to rozstanie na amen. Z trzeciej strony na przykład kiedy jest sobie para i jedno z nich zachoruje, to często bywa tak, że ta chora osoba odrzuca tą drugą, bo nie chce marnować jej życia, bo nie chce litości, chce poradzić sobie z tym w samotności, więc może z nim tak trochę jest. A najgorsze jest to, że on się boi szczerej rozmowy i ucieka od tego. Praca jaką wykonuje, tę ucieczkę mu ułatwia, trudno jest mi go złapać kiedy jest w domu, bo mieszka 7km ode mnie.
Nie wiem, czy powinnam dać sobie spokój, czy walczyć o niego. Są sytuacje które go usprawiedliwiają, są sytuacje które go pogrążają. No ale tak jak sąd nie może wydać wyroku na oskarżonego, gdy nie ma jednoznacznych i niepodważalnych dowodów jego winy, tak i ja czuję, że nie mogę odpuścić dopóki nie poznam prawdy. Tylko, że mi już brakuje sił, bo czuję się mocno zraniona. Potrzebuję takiej mocnej, konkretnej opinii co dalej. Co Ty byś zrobiła/ zrobił na moim miejscu? Z góry dziękuję za wszystkie komentarze i rady. Nawet te, które dadzą mi do zrozumienia, że jestem naiwna. Biorę taką możliwość pod uwagę.

Odnośnik do komentarza

Raczej nie dojdziesz przyczyny jego zachowania ,bo nawet jakby powiedział ,to nie wiadomo czy to by była prawda,

z tego co piszesz wynika ,że naginałaś go do swoich oczekiwań...,widać ,że były rozbieżne,skoro nie reagował,

nie rozumiem pytania ,czy walczyć o niego ,niby jak?

Najlepiej całkiem zerwać kontakt,wykazać obojętność,jak on nie chce być z Tobą to ta "walka" o której myślisz i tak przyniesie odwrotny skutek,od zamierzonego.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza
Gość Kasia_kasia_kasia

Nie, wcale nie mieliśmy rozbieżnych oczekiwań. Zresztą moje oczekiwania nie były jakieś wygórowane. Ważne dla mnie było wsparcie, które ja jemu dawałam, a u niego zaczęło być od pewnego momentu z tym kiepsko. Ważna była szczerość i rozwiązywanie wszelkich konfliktów i nieporozumień na bieżąco. On wiedział od początku, że to jest dla mnie ważne, zgodził się na to, a potem zupełnie się zamknął. I wiesz, nie sztuką jest zostawić kogoś w kłopotach, które on być może teraz ma i wyklucza przez to wszystkich ze swojego środowiska. Więc uważam, że można to nazwać "walką" kiedy nie mam pewności, czy przez to się zachował tak jak się zachował, czy można nazwać go draniem, bo pograł sobie z moimi uczuciami. Kocham go, więc jeśli jasno mi powiedział o tym, że ma jakieś problemy to nie umiem tak być po prostu obojętną. Wyłączyć uczucia może Ty umiesz, ale ja nie umiem stać się wyrachowaną suką nieczułą na problemy bliskiej mi osoby. Już nie chodzi o to, czy wrócimy do siebie, czy nie. Uważam, że jest mi winien absolutnie szczerą rozmowę, w której powie mi wszystko inaczej to mi nie da spokoju. Niby jak miałabym walczyć? No właśnie w tym kwestia, że ja już nie mam więcej pomysłów, dlatego chciałam dostać jakąś sensowną radę.

Odnośnik do komentarza

Z doświadczenia wiadomo, że taka walka przynosi odwrotny skutek,
uszanuj jego wolę i za bardzo nie wierz we wszystko co mówi,ja wiem ,że go kochasz /i trudno Ci uwierzyć w to co się dzieje/,ale wygląda ,że on już nie,
daj mu odpocząć od siebie ,niech sobie dokładnie wszystko przemyśli..,
z facetami często nie da się szczerze porozmawiać i wszystko wyjaśnić,

ale każdy uczy się najlepiej na własnych błędach,dlatego rób jak sama uważasz ,ja tylko piszę jakie jest moje zdanie na ten temat.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Ringo102 ma racje :) pozwol mu sie o ciebie postarac a nie ty lataj za nim.. ty juz pokazalas ze ci na nim zalezy. pozwol mu dzialac jak mu zalezy i naprawde kocha cie to odezwie sie nawet po dlugim czasie i wytlumaczy wszystko albo po prostu nigdy wiecej sie nie odezwie. niee mozesz sie mu narzucac bo dla niego jest to niekomfortowa sytuacja.. mezczyzni takich nie lubia. Moja rada odpusc... do mometu gdy to on nie zacznie sie starac tak jak mowie gdy cie naprawde kocha to zadba o to by znow bylo dobrze. moze po prostu kogos poznal ? ty moze nie bierzesz tego pod uwage albo wykluczasz slowami bo przeciez on mnie kocha albo nie mialby czasu.... mysle ze nie powinnas latac za nim

Odnośnik do komentarza

Trochę taki chłopek roztropek i nie przepadam za określeniem, który nie poradził sobie z testosteronem. Niewykluczone, że cała zaistniała sytuacja przerosła go a ten układ koleżeński jest tym w czym było mu dobrze, pojawiły się słowa które w stanie euforii wypowiadane, potrafią miażdżyć barki gdy emocje opadną. Doszukując się wykorzystania, to tak jakby chłopak stał się ofiarą siebie samego, może i łatwiej byłoby uzyskać odpowiedzi, lecz z pewnością nie jest łatwo wycofując się zmierzyć się z konsekwencjami.
Różnica wieku trochę nonsens, zważywszy na to, że zacierają się one,choć niektórzy poprzestają na tezach znaczeniu cyferek w dowodzie, cóż rzeczywistość bywa bolesna.
Również jestem zdania, najsłuszniejszego rozwiązania w postaci odpuszczenia, choć wiem, że długi czas może minąć z pogodzeniem się z wyrokiem. Nie zawsze jest on ulgą warto pamiętać o możliwości odwołania, czy warto sobie serwować nowe wytłumaczenia?
Może się starzeje, albo to pokolenie inaczej postępuje, staram się lecz nie potrafię zrozumieć powściągliwości, choć może zbyt idealizuje skoro nauka potrafi odstawić osobę którą hmm się kocha, to rozumiem jak to jest nie przytulać się by nie pognieść koszuli. Są w tym uczucia, dociekliwej kobiety przed którą facet ucieka. Z całą serdecznością nawet jeśli chłopak przyznał by się, że rzucił rękawicą wyzwanie, tylko ta rękawica odbijając się uderzyła go mocno, a po liczeniu dalsze majaczenie (postępowanie) chłopaka nie ulży kobiecie. Dla niej i tak będzie to wykorzystaniem, może nie dawać poznać tego, że chce wyjść z twarzą, choć i może to być to, że ta ręką 5lat młodsza potrafi wypłacić srogiego liścia. Co go usprawiedliwia, niedojrzałość emocjonalna? zabrudzona kula która go okłamuje, dealer, łykanie bromu? Na pewno brak mu odwagi by stanąć twarzą w twarz z osobą poważnie traktującej swój wiek. Warto zrobić miejsce takiemu chłopakowi na wstyd, on też potrafi przerastać.
Czas może być tym, co podsunie rozwiązanie, jeżeli jest nim przekopanie czterech liter, to na dobrej drodze jest chłopak. Choć i tutaj po zainwestowaniu uczuć, jednoznaczne rozwiązanie może pozostawiać wahanie,warto brudzić nogę czy nie? Życzę by prawda nie była bolesna odsłaniając swoje obliczę a dociekliwość przyniosła wyczekiwany spokój. Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego u człowieka nie zapala się lampka ostrzegawcza,jeśli jest mowa o różnicy wieku. Zbyt często to ziarenko grochu dla jednych, jest cegłą u drugich, gdzie niekiedy prościej jest lawirować.

Odnośnik do komentarza

Jak piszesz, wybierasz się na studia. Tu ma rację że odległość, nowe znajomości sprawią, że i tak się rozejdziecie.
Więc przestań się szarpać, odpuść sobie tym bardziej, że i tak nie widzę dla was przyszłości.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...