Skocz do zawartości
Forum

Życie mnie przytłacza


Gość krook87

Rekomendowane odpowiedzi

Mam ochotę do was napisać, jednak brak czasu bo jestem teraz w pracy ograniczą moje myśli i słowa. Urodziłem się w święto zmartwychwsatnia Jezusa Chrystusa, był to podobno przepiekny dzień, a ja byłem wielkim prezentem dla mojej rodziny. Krótko się jednak tym cieszyli. Pokrótce, ja już miałem nie żyć, bylo ze mną naprawdę źle. Słaby noworodek, który w wyniku błędu lekarz o mało co nie wyźionoł ducha. Tak można określić poczatki mojego życia. Z resztą nigdy ono nie było łatwe. Wyszedłem z choroby która mnie toczyła po moim narodzeniu, zajeło mi to 3 lata, a o tym czy bedę żył czy nie decydowały już w pewnym momencie minuty. Tak mój start na tym świecie był trudny, z resztą są chwile w których rozmyślam że byłoby nawet i lepiej bym umarł w tamten czas. W wieku 6 lat poszedłem do szkoły, miałem pecha trafiłem do klasy gdzie były same dziewczynki. Przyzwyczaiłem się jednak do tego. Bardziej bolało mnie to że moi rodzice zamiast opiekować się mną woleli podróżować, bawić się, używać z życia. W ten sposób trafiłem do dziadków. To oni się mną zajeli, zaczeli wychowywać i tak już było do ukończenia 20 roku życia. Moi rodzice choć obecni w moim życiu nie poświęcali mi wogóle uwagii, byłem sam z moją babcią, bo los chciał że zabrał mi mojego dziadziusia bardzo wcześnie. Mam brata który zawsze był oczkiem w głowie mojej babci, jako pierworodny miał liczne przywileje u moich rodziców... cóż taki los. Ja zamiast przytulać się do mamy przytulałem się do ściany, lodówki, kuchenki, poduszki... Wiele łez wypłynęło z moich oczu, zanim musiałem dorosnąć... a było to w wieku 12 lat... Odrzucony przez wszystkich, przez rodziców i kuzynów, nie szanowany wśród kolegów w szkole miejąc w klasie same dziewczyny nie umiałem odnaleść się w rzeczywistości. Przestałem ufać wszystkim, przestałem wierzyć w Boga, moja egzystencja była oparta o mnie samym, miałem tylko grono swoich własnych kolegaów, fałszywych ale jednak kolegów którzy oszukiwali mnie, którzy traktowali mnie z góry, ale przynajmniej nie odrzucali... poswiecali mi trochę czasu i uwagii... Pogrążyłem się w świecie fantazji, bo tam byłem kochany, bo tam ktoś mnie zauważał bo tam był ktoś przy mnie i nigdy nie mówił że jestem beznadziejny, nie odpychał mnie gdy chciałem się przytulić tak jak czynili to moi rodzice. Mój ojciec był gorszy bo używał przeciwko mnie również i siły fizycznej, raz nawet przez to trafiłem do szpitala, i leczyłem się 15 miesięcy zanim doszłem do pełnego zdrowia. Samotność, to taka wielka trwoga, ona mnie ogarnia ona mnie przenika, nigdy na nikogo nie mogłem liczyć, więc trafiłem na ulicę. Ulice były szkołą mojego życia, papierosy w wieku 14 lat, marichuana, alkochol pozwalały zabijać ból który miałem w sercu, pustkę ktora mnie ogarniała, bezsens istnienia. Brakowało mi osoby która poprostu mogłaby mnie pokochać, ja tak pragnołem tej miłości... ale jej nie było. W tedy zrozumiałem że muszę pracować na włsaną przyszłość by móc kiedyś normalnie żyć, klasa 7, i 8 szkoły elementarnej zakończona z wyróżnieniem, z wyróżnieniem premiera Polski ukończyłem szkołę średnią, studia zakończone z wyróżnieniem... a na wszystko sam pracowałem przez długie lata. Jednak przez ten cały okres nie było osoby która by mnie pokochała tak jak ja tego chciałem. W szkole średniej oczywiście opiekowała się mną babcia. Rodziców jak nie było tak nie było. Mieli gdzieś co czynię, czy coś złego się ze mną dzieje, najwazniejsze w tym okresie były dla nich bale, praca, wyjazdy, zwidzanie itd. Sam się uczyłem, sam chodziłem co dziennie czy snieg czy ulewa, czy powódź sam chodziłem pieszo do szkoły. Wstawałem o 5 rano by się ubrać przygotować i pokonać 15 km pieszo do szkoły... W szkole jednak nie było lepiej, tam się liczyły pieniadze, jezeli miałeś markowe ubrania, buty adidas byłeś popularny i lubiany... mnie na to nie było stać... dlatego odrzucony przez wszystkich znów byłem sam... ogarniała mnie samotność, ale to nie było najgorsze... ponizany przez swoich kolegów z klasy, straciłe poczucie własnej wartości... ciężko się żyje gdy uważa się że jest się najgorszym, najgłupszym, najbrzydszym...nic z resztą dziwnego określano mnie na wile sposobów "gej", palant, pastuch, żebrak, nie miałem tam kolegów, były momenty w których myślałem o śmierci, moje życie nie miało sensu... katastrofa w życiu uczuciowym, (dziewczyny chciał poznawać chłopców którzy są fajnie ubrani, mają fajną fryzurę, mają fajny samochód, są polpularni, i z poczuciem chumoru itd.) ja nic z tych rzeczy nie miałem. Nie miałem pieniędzy, nie miałem samochodu fajnego, a zdezelowana wyobraźnia i równa zeru samoocena przyczyniła się do tego że nawet nie miałem ochcoty się uśmiechać. Suma sumarum samotność w domu, samotność w szkole, samotność wśród kolegów mialem już tego dosyć. Jako nastolatek zapragnołem umrzeć i wszystko by było dobrze gdyby nie fakt że poprostu nie odważyłem się na ten krok. A było już tak blisko, mimo wszystko przechodzac przez jezdnię nie zwracałem uwagi na to czy jedzie jakiś samochód czy nie, nie zalezało mi na tym, nie zalezało mi na tym czy będę żył czy nie prawdę mówiąc ja ateista pragnołem odlecieć w nicość, stac się jej częścią... W tym okresie kochałe lecz nie byłem kochany, spotkałem pare dziewczyn które były ze mną ale gdy tylko pojawił się ktoś bogatszy, zaraz uciekały ode mnie, zdradzały mnie, tak więc znów samotność. Skączyłem szkołę średnią, i udałem się na studia. Skonczyła się pomoc babci, sam musiałem zapracować na studia. Poszedłem na uniwersytet na zarzadzanie i marketnig, znalazłem pracę, wynajołem mieszkanie, i znów zapadłem w samotność. W tym okresie równiez poznałem moją byłą dziewczynę z którą stworzyłem jak się później okazało 6 letni związek zakończony jej zdradą i zdradą mojego najlepszego przyjaciela. Ale omińmy to narazie. Rano chodziłem na wykłady, nocą pracoweałem i musiałem znaleść czas równiez dla mojej dziewczyny. Byłem jednak szczęśliwy bo przynajmniej miałem ją. Ona była u siebie w domu, ja w Kielcach przyjerzdzałem w weekendy by spotykać się z nią. Ona bogata, z rodziny szlacheckiej o wielowiekowej tradycji ja raczej nie biedny ale napewno nie zamorzny i nie akceptowany przez jej rodziców. W tym okresie moi rodzice powrócili do domu, zaczeli się interesowac swoimi dziećmi ale ja już nic od nich nie chciałem. Myślę że zrozumieli co stracili przez te lata, mówili do 20 letniego syna, "skarbuś", "kochany bombuś" jak do dziecka, ale ja już byłem mężczyzną, miałem swoje życie i nie potrzebowałem ich pomocy. Są teraz przy mnie próbują naprawic to co zostało spieprzone ale nic i nikt już tego nie naprawi. W tym okresie zdobyłem "wierne" (gdy coś odemnie chciały) mi koleznaki, nie kolegów nie miałem czasu na imprezy i picie... Moje zycie stało się lepsze, ja odżyłem, miałem pieniadze wystarczajaco dużo bym żył na wysokim poziomie, mieszkanie i dziewczyne. Skonczyłem studia, w międzyczasie zrobiłem dodatkowe fakultety z finansów, oj cieżko na to pracowałem i poszedłem do pracy do urzedu. Mieszkałem już w tedy wspólnie z moją narzeczoną, kobietą z którą chciałem ułożyć sobie życie. Byłem pewien że wszystko idzie we właściwym kierunku. Do momentu gdy ona mnie zdradziła z mim najlepszym przyjacielem. Wszystko znów zmieniło się. Straciłem pracę, zalamałem się, straciłem dużą część przyjacół bo oni woleli wybrać wpływowego i bogatego mojego eksprzyjaciela i eksdziewczynę niż mnie. Moje życie zakryło się czarną wstęgą, i znów zaczęła się samotność jeszcze gorsza i większa niż kiedykolwiek. Moja eksdziewczyna poznała nowego faceta, tworzy teraz nowy zwiazek a ja wciąż sam. Ja noatomiast w wyniku braku przyjaciół, tzn. takich co mogliby pójść ze mną na impreze gdzie mógłbym poznać kogoś mam małe szanse na znalezienie sobie partnerki. Ogarnia mnie nostargia, smutek i samotność, dokładnie ta sama co czułem przez całe życie. Od momentu rozstania z moją eksdziewczyną poznawałem kobiety, które po pewnym czasie decydowały się na zerwanie ze mną znajomości. Znów kochałem i znów musiałem z tego powodu cierpieć. Mam pracę, mam gdzie mieszkać ale nie mam kogoś kogo bym kochał lub był kochany. Temat miłości jest trudny dla mnie. Nie wiem brakuje mi czegoś, dlaczego odpycham inne osoby od siebie. To dziwne bo wszystcy mówią że mam zajebisty charakter, jestem ciepły, miły, uprzejmy dobrze wychowany i umiem docenić kobietę, z wyglądu jestem przeciętnym facetem, nie przystojniakiem i nie potforem. Wyglądam normalnie i mam tego świadomość mimo wszystkich moich kompleksów na ten temat. Teraz znów poznałem miłą dziewczynę, spotkam się z nią ale już nie wierzę w to że ona będzie chciała ułożyć ze mną jakiekolwiek stosunki. Ba, podkochuje się w niej, zależy mi na niej tylko mi, niestety. Czy znów historia musi się powtórzyć? Powoli tracę wiarę w sibie. Mam nadzieje że znów nie wpadnę w depresję tak jak kiedyś. Muszę tu wspomnieć że przez 10 lat walczyłem z silną nerwicą. Dzięki pomocy pewnego lekarza wyszedłem z tego, ale historia jak już wspomniałem lubi się powtarzać...Znów myślę o śmierci jako wytchnieniu, jako azylu, jako oddaleniu się od wszystkiego, ukojeniu mojego cierpienia... Dziękuję za wysłuchanie, dodam jedynie jeszcze to ze w moim sercu jest pustka, odczuwalna przeze mnie nawet w związku. Mam miłość ale mimo to czuję pustkę tam gdzieś w środu siebie. Wpadam w skrajne zachowania. Potrafie się cieszyć a później płakać. Wydaje mi się że to wszystko co chciałem powiedzieć. KROOK Bylbym wdzięczny o wysłanie odpowiedzi

Odnośnik do komentarza

Pieniądze szczęścia nie dają. Także to na pewno nie o to chodzi. Musisz zrozumieć, że w swoim czasie każdy znajdzie odpowiednią dla siebie drugą połówkę. To nie jest tak, że poznajesz kogoś, zakochujesz się i koniec. Ludzie się zakochują a potem odkochują i rozstają. Aż w końcu trafiają na ta właściwa osobę, dla której nie liczą się pieniądze czy wpływy, ale Ty jako człowiek i partner. Nie możesz tracić nadziei. Nie miałeś łatwego życia, ale to w żaden sposób nie przekreśla szans na szczęście. Nie trać wiary i patrz z uśmiechem w przyszłość. A powoli jakoś wszystko się ułoży.

Odnośnik do komentarza

Wiele osób Cię zawiodło, rozczarowało, nie tego się po nich spodziewałeś i dlatego odpychasz od siebie nowe osoby, boisz się im zaufać, boisz się mieć nadzieję. To zrozumiałe. Spotkało Cię wiele przykrości masz prawo podchodzić do życia z dystansem. Trafiałes na osoby, które okazały się nie warte tego, aby się o nie starać, na osoby, którym nie zalezało na Tobie tak, jak Tobie na nich, ale w tej całej historii jest dużo pozytywów, bo pomimo tego, udowodniłeś przede wszystkim sobie, że masz w sobie dużo energii, siły i motywacji do walki o siebie i o swoją przyszłośc. Jesteś inteligentny, miły, musisz uwierzyć w siebie, w to, że jesteś wartościowym człowiekiem, ze zasługujesz na to co dobre, musisz podnieść swoją samoocenę, docenić siebie. Zasługujesz na szczęście i musisz wiedziec, że kiedyś Cię spotka - to kwestia czasu. Na pewno trudno jest Ci ufac innym, ale próbuj. Ucz się zaufania, bliskości, bo w ten sposób będziesz budował związek. Piszesz, że nie wierzysz, że może się udać - uwierz i próbuj, nie poddawaj się na starcie. Nie możesz odejśc nie podejmując walki, musisz spróbowac. Mam nadzieję, że Ci się uda nawiązac bliższą znajomość z tą kobieta, że może zostaniecie parą. Jeśli nie - musisz szukać dalej. nie wiesz co los dla Ciebie przygotował i nie dowiesz się, jesli się poddasz. Może trzeba poznać wiele kobiet, aby w końcu trafić na te jedyną. zaufaj sobie, że zasługujesz na miłość, ktoś Cię pokocha całym sercem - to pewne. Dlatego staraj się i daj sygnał, że Ty też byś tego chciał. Piszesz jeszcze, ze raz się smiejesz raz płaczesz - jest w Tobie wiele emocji. dobrze by było gdybyś zastanowił się nad rozmowa z psychologiem. Może doświadczenia z dzieciństwa, poczucie samotności, odrzucenia, nawet bym powiedziała, poczucie bycia niekochanym przez rodziców, a w życiu dorosłym zawód na narzeczonej - to główne przyczny twojego samopoczucia. Musisz porozmawiac z psychologiem i wyrzucic z siebie emocje związen z tymi ludźmi i wydarzeniami. zamknąć rozdział przyszłości i otworzyć nowy, na świeżo i z optymistycznym podejściem do życia. Zasługujesz na miłość dlatego szukaj jej i walcz o nią. Powodzenia!

Odnośnik do komentarza
Gość xyzxszcsa

ludzie są źli i straszni z nich egoisci, juz się o tym przekonałem, a dziewczyny zawsze odchodzą do bogatszych bo lubią sobie 'podróżować' i w dupie mają to co czujesz i że byłeś przy tej osobie 8 lat (w moim przypadku), dla lasek liczy się tylko koniec ich nosa i to co im wygodnie i co im się CHCE, no i kasa oczywiscie. Jedyne o co trzeba dbać to by mieć co do garnka włożyć i gdzie mieszkać jak to jest to reszta nie jest juz taka trudna bo przewaznie układa się sama, trzeba tylko chlać i wychodzić do ludzi a nie siedzieć jak ciota w domu i odmawiać każdego zaproszenia.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...