Skocz do zawartości
Forum

Samotność po rozstaniu


Gość nel86

Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnio rozstałam się z chłopakiem. Mój związek był na odległość, ale przyjaźniłam się z nim i dobrze się dogadywaliśmy, znaliśmy na wylot, rozmawialiśmy często przez skype, pomagaliśmy sobie, on mnie wspierał, ja jego w naszych problemach. Razem jeździliśmy na wakacje, razem wzięliśmy kredyt studencki -on mnie poręczał, kupował mi wiele rzeczy, pomógł z prawem jazdy i w ogóle żyliśmy trochę jak takie stare dobre małżeństwo, jedno drugiemu pomogło, bez wyrzutów. Nie było też zdrad, przynajmniej o tym nie wiemy. Ale on raczej zajęty jest nauką i pracą i na 99% mu wierzyłam. Traktował mnie dobrze, kiedy przy nim byłam, chociaż charakter ma trudny i zawsze musiało być jak on che... Lubiłam jeździć do niego i wspólnie spędzać czas, bo tam mieliśmy razem jego mieszkanie, które wspólnie urządzaliśmy, malowaliśmy... Lubiłam wspólne obiady, wspólnie spać, kąpać się...I wszystko robić wspólnie.

Problem w tym że on żył sobie za granicą i w ogóle nie widział mnie w swoim świecie. Było mu wygodnie mieć przyjaciółkę do rozmów i sexu na odległość, która przyjecie na weekend, czy góra tydzień i potem wróci do siebie, nie zakłócając mu życia. Traktował mnie na równi ze swoimi członkami rodziny, zawsze dobrze miło i dużo by dla mnie zrobił i zawsze dbał żebym miała wszystko, ale wszystko dobrze tylko na dystans... Bez chęci wspólnej przyszłości. Czasem o niej mówił, ale nie tak żeby tworzyć jakieś plany.

Chodzi o to że on tam żyje sam, nauczył się samotności i raczej jest mu w niej dobrze. Ja ostatnio przejrzałam na oczy (po 4 latach), że tak naprawdę on nie che w ogóle ze mną tworzyć nic wspólnie i dla niego dobrze jest jak jest. I tak święta woli spędzać tylko z rodziną i nie było dla niego ważne żeby spędzić tez czas ze mną. Ostatnio ja częściej jeździłam do niego i wszystko było moją inicjatywą. Od niego zero, już nawet przestał się często odzywać, tylko np raz na tydzień itp.. I po prostu sama trochę nie wytrzymałam i mu powiedziałam że chcę odejść bo on mnie nie zauważa, że nie che ze mną nic budować i ja tak nie chcę. Bo dla mnie związek to wspólne bycie ze sobą, wsparcie, codzienność i wspólne spędzanie wolego czasu.

A teraz po rozstaniu on już w ogóle przestał się do mnie odzywać, nie mam komu opowiedzieć o moim dniu, nie mam do kogo pojechać w urlop, nie mam się do kogo przytulić i strasznie mi z tym źle. Może nie miałam tego na co dzień, ale chociaż był tam gdzieś daleko i mogłam się odezwać...
Czuję się bardzo samotna, a poza nim nie miałam innego chłopaka i z nikim nie byłam tak zżyta. Nikt tak jak on mnie nie wspierał i czuję że straciłam najbliższą osobę w moim żuciu a dodatkowo 4 lata w czarowaniu się że coś z tego będzie. Poza tym boję się ze nie będę umiała z nikim innym nic zbudować bo będę porównywać.

Chciałabym go odzyskać, ale chciałabym też aby on mnie zauważył, żeby chciał spędzać ze mną czas i żeby zaczął potrzebować mnie tak jak kiedyś, kiedy się o mnie starał, ale to pewnie nie jest już możliwe bo jest odległość i on nie wykazuje za bardzo chęci.

Ostatnio widzieliśmy się przed świętami. Zabrał mnie i razem jechaliśmy w aucie 3 godziny i było bardzo miło. Oboje byliśmy weseli, chyba się cieszyliśmy że razem jedziemy. Był dobry, miły, rozmawialiśmy tak jak dawniej o wszystkim o jego i moich problemach i powodach do dumy, interesowało go co u mnie, mówił "czemu się nie chwalisz gnojku" :) tak czasem mnie nazywał w żartach i w ogóle na koniec życzyłam mu wesołych świąt, a on "że to przecież jeszcze będziemy się kontaktować". Myślałam że wszystko wróci do normy ale tak nie było i w wigilię jak zawsze był u mnie tak teraz nie zadzwonił, ja w końcu zadzwoniłam, długo i miło rozmawialiśmy, ale co z tego jak później świąt nie chciał ze mną spędzać ( rok temu też jakoś chętnie ich ze mną nie spędzał, bo z rodziną musi pobyć, ok zabierał mnie też do jego rodziny ale nie było jakiś takich chęci żeby ze mną pójść choćby do kościoła), albo przyjechać do mnie na obiad.

Ta podróż z nim sprawiła że znów bardziej tęsknię i że tak naprawdę poza nim nie mam nikogo. Jak mam sobie z tym poradzić? Wiem że często nie traktował mnie dobrze, dlatego chciałam odejść, ale bez niego nie jest lepiej. Myślałam że jak odejdę to zobaczy ze może mnie stracić, a on to przyjął do wiadomości i "ok, to nie jesteśmy już razem".

Wcześniej żyłam chociaż marzeniem że będziemy żyć razem, teraz nic nie zostało, on rozwija swoją karierę za granicą i zrozumiał że nie da się tego połączyć ze mną i myśli logicznie jak facet, a poza tym jest mu dobrze w samotności, a we mnie jest pełno emocji, których nie mogę wyrazić. Jestem towarzyska i potrzebuje kontaktu z ludźmi i bardzo potrzebuje bliskości i mężczyzny u mojego boku. A w moim otoczeniu są same kobiety, każda ma swojego partnera a ja wiecznie sama...
Mam 28 lat i straciłam wiarę w siebie, wiarę w to że mogę gdzieś jeszcze kogoś poznać, bo gdzie ja teraz chodzę po pracy?... obwiniam się za całą sytuacje, że to ja zepsułam ten związek, ze za dużo wymagałam, że może on potrzebował więcej czasu, ale widać jak mu zależy skoro nie stara się w ogóle odbudować naszej relacji..
A kiedyś tak zapewniał że jestem tą jedyną, nawet nie tak dawno mówił że kocha. Nawet 2 tygodnie po rozstaniu pojechałam do niego w ciemno nic mu nie powiedziałam, bo chciałam cofnąć moje słowa i być z nim nadal i bardzo się ucieszył że byłam u niego.. To było na koniec października. Ale nie chciał do mnie wrócić.
Nie wiem co mam myśleć o tym wszystkim, dlaczego jest taki zamknięty, czy mogę na to jakoś wpłynąć? Dlaczego cieszy się że mnie widzi a nie chce być ze mną i nie dba o tą relację...

Za rok może mogłabym wyjechać za granicę, aby nauczyć się języka. Myślę jechać do innego miasta niż on, aby nauczyć się samodzielności, być może będzie taka możliwość. W naszym rozstaniu też było głównym powodem to że ja nie wyjadę na stałe a on tam już zostanie. poza tym on mnie tam nie che a ja nie umiem języka... Nie wiem co robić, czasem chce dać spokój, czasem tak tęsknię że nie umiem sobie z tym radzić i nie chcę nikogo innego...

Proszę o pomoc chociaż jakieś słowo jak podnieść się po rozstaniu i wierzyć w lepszą przyszłość, nie czuć się samotna.

Odnośnik do komentarza

Wiem, że Ci ciężko, ale dobrze zrobiłaś, że się z nim rozstałaś. Ile można żyć na takich zasadach? Doskoki do końca życia?
Widzisz, jeśli On nie dąży do wspólnego życia, widać nie kocha Cię. Cieszy się na Twój widok, cudownie spędzacie czas, ale to tylko tyle...
Pan wygodnicki.
Dziwne jego zachowanie, takie obojętne, zerwaliście - dla niego ok, bez problemu...przyjechałaś do niego - dla niego ok, bez problemu. Hmm wszystko mu gra, ale na jego zasadach, nie naruszając jego terenu na dłużej niż to konieczne.

Jak masz sobie radzić? Przeczekaj to, ból minie. Poznasz kogoś i zamieszkacie razem, będziecie żyli w normalnym, zdrowym związku, gdzie dla miłości zrobi się wiele. Nowej relacji nie będziesz porównywała ze starą, bo poczujesz się spełniona...a tego nie da się porównać z niczym.
Nie myśl tyle, nie wałkuj...albo myśl pozytywnie, że dobrze zrobiłaś. Co z tego, że miałaś bratnią duszę do pogadania, spędzania czasu...jak ta bratnia dusza nie może zaoferować, tego o czym Ty marzysz. Takie życie na dłuższą metę emocjonalnie wykańcza...kobietę szczególnie. Czas na dzieci, spełnienie...a tu figa, bo koleś nie jest gotowy. Cztery lata i ani w lewo, ani w prawo.
Dobrze zrobiłaś i to sobie powtarzaj. Poznasz kogoś, bez wątpienia. Nie smutaj!

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza

Bardzo dziękuję za odpowiedź i wsparcie.

Staram się myśleć pozytywnie, że dobrze zrobiłam, bo nie podobało mi się takie traktowanie, już od dawna, ale ja ciągle go usprawiedliwiam i nawet nie wiem czy go kocham, ale wiecznie mu wszystko wybaczam. Wystarczy że się odezwie i jest miły i strasznie mnie to denerwuje, że "tańczę jak on zagra" a on robi sobie ze mną co chce, a ja emocjonalnie już nie daje rady... i jeszcze za nim tęsknię.. Chyba dlatego że nie mam teraz nikogo, kto chciałby być blisko, przytulić i mnie kochać. A najsmutniejsze jest to że rok temu poznałam takiego kogoś, oboje chcieliśmy być razem, a ja go straciłam przez to że wierzyłam w mój związek i w to że mój były mnie kocha, obwiniałam się po spotkaniach z tym drugim, a byłmu jest wszystko jedno czy jestem czy mnie nie ma... Ten drugi nie wytrzymał moich wahań nastroju i znalazł sobie inną i teraz twierdzi że ze mną było mu lepiej ale nie bardzo może coś z tym zrobić...
Nie ma co na fajnych trafiam!

Na szczęście idzie Nowy Rok i chcę się w tym roku pozbierać, zadbać o siebie, swoje zdrowie, samopoczucie, zapomnieć i wrócić do poziomu w którym byłam radosną kobietą pełną pozytywnej energii, jak dawniej zanim z nim byłam. Wiem że to ciężka praca ale nie chcę się poddawać i bardzo, bardzo dziękuję za ciepłe słowa! :)

Odnośnik do komentarza

nel86, trzymam kciuki za realizację noworocznych postanowień. Uważam podobnie jak poprzedniczka. Skoro ten związek Cię nie satysfakcjonował, parter nie był w stanie, a nawet nie chciał spełniać Twoich oczekiwań, to chyba dalej nie było sensu trwać w takiej relacji. Było dobrze, dopóki związek obowiązywał na jego zasadach. A gdzie w tym wszystkim byłaś Ty, Twoje potrzeby, marzenia, oczekiwania? Twój były parter zdawał się ich w ogóle nie zauważać. Zdaję sobie sprawę, że rozstanie jest bardzo bolesne i musi upłynąć trochę czasu, zanim zaczniesz inaczej na to wszystko patrzeć, ale myśl pozytywnie. Trzymam kciuki życzę powodzenia!

Odnośnik do komentarza

Dziękuję za pomoc i poradę pani psycholog. Lena i Tobie dziękuje za ciepłe słowa :) i stwierdzenie "pan wygodnicki" doskonale go to określa a mi pomaga przestać być naiwną!

Na razie zaczęłam pozytywnie Nowy Rok. Może sylwester nie należał do udanych, ale nie byłam sama, tylko w gronie bliskich znajomych. A od wczoraj staram się wyrzucać z głowy negatywne myśli na swój temat, wiem że zasługuję na kogoś lepszego i na lepsze traktowanie. Jestem wartościową osobą i teraz widzę że to mój chłopak ma ze sobą problemy i one mnie nie dotyczą. To jego problemy, w których chciałam mu pomagać, ale on to odrzucał. On wszystko od siebie odrzuca i nic ze sobą nie robi, nie dba o własny rozwój i doskonalenie siebie tylko pogrąża się w walce za pieniądzem, a to przysłania mu cały świat i sprawia ze ciągle jest niezadowolony i wiecznie odkłada wszystko na potem. A ja stwierdziłam że tak nie chcę, bo zabierał radość z mojego życia.

Boję się tylko jednego, że nie spotkam już na swojej drodze kogoś kto będzie chciał być ze mną i żeby dwie strony chciały tego samego. A wiem że raz już tego doświadczyłam z tym drugim i go straciłam z lęku przed zmianą i inną relacją. Bałam się że takie zakochanie minie szybko i że on mnie zostawi, że mu się znudzę, a z moim byłym przyjaźniłam się i czułam stabilnie, mimo braku szacunku z jego strony...

Obie relacje dały mi sporo do myślenia i nauczkę aby nie popełniać tych samych błędów i zawsze siebie stawiać na pierwszym miejscu i darzyć siebie szacunkiem. I aby szybciej podejmować ważne życiowe decyzje. Chociaż na chwilę obecną cieszę się że nie jestem z żadnym z nich. Jeśli nie jest dla nich ważne aby utrzymać relację ze mną to widocznie nie byli tego warci.

Mam nadzieję że nauczę się żyć sama i wypracuję pozytywne myślenie na tyle że jeszcze spotka mnie coś pięknego w postaci prawdziwej miłości.

Fajnie że są tutaj tacy ludzie jak Wy! Bardzo dziękuję i życzę też dużo pozytywnej energii w tym roku!

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...