Skocz do zawartości
Forum

Leczenie uzależnienia kontrowerysjnymi metodami


Gość Raszer

Rekomendowane odpowiedzi

Jestem uzależniony od 10 lat. W tym czasie, przerobiłem setki psychiatrów, psychologów, psychoterapeutów i ośrodków. Do tego zbierałem z zawziętością wiedzę, z zakresu neurofarmakologii. Nauka była też nietypowa, bo zacząłem od podrabiania recept i kilka lat instalowałem w sobie poza kolejnymi dawkami BDZ czy opioidów, potężną dawkę wiedzy, co jak z czym itp. Na początku interesowało mnie to jako politoksykomana, potem jako politoksykomana który już chce oddać tytuł i być osobą nie uzależnioną. Najbardziej boli zawiodłem się na psychiatrach którzy (do jednego wora wrzucali jak leci) i radzili ośrodki. Tam zapewniano o podejściu cholistycznym, indywidualnym, ale musiałem robić to co inni w maszynce dla wielu ludzi, którzy mieli to samo a każdy przypadek mimo stwierdzonego F.19 był niesamowicie odmienny. Mi terapia dała pogląd na powagę sytuacji, wskazała miejsce w społeczeństwie, i dała ważną lekcję o mechanizmach uzależnienia oraz opcje sprawdzenia samego siebie np. czy przyłapię się na samooszukiwaniu. O pokonaniu nałogu, nie było jednak mowy, próby były tak bolesne, że nie jestem w stanie tego opisać. Ogólnie jestem osobą z ADHD, przejawia się to obecnie na ruszanie nogami, lub przymusem zmiany pozycji ciała gdy leżę, oraz jestem chory na neurastenię. Ciągłe uczucie zmęczenia, narkotyk jakikolwiek, sprawiał, że to zmęczenie, ciągnięcie w dół, niechęć znikały. Do tego lęki też i było niby fajnie do czasu gdy wyszło, że to wszystko powoduje że jestem kilka krotnie bardziej narażony na możliwość zostania osobą zależną od substancji psychoaktywnych. Nigdy nie miałem kumpli ćpunów, brałem sam. Do tego z wszystkiego tworzyłem furki awaryjne, bo nie zgadzałem się ze stwierdzeniem, że to musi boleć, nie aż tak, jak mi wmawiali, że konwencjonalnie na grupie w ośrodku bez żadnych leków po 24 miesiącach wszystko w głowie się naprawi. Sama myśl 24 powodowała, że już przegrałem. Każdy dzień bolał, a ból i frustracja rosły. Na początku roku 2010, znalazłem psychiatrę (szalony doktor). Z którym postanowiłem zrobić to w inny sposób. Jedno jest pewne bez wysiłku się nie obejdzie ale czy ból jest konieczny? nie. Nie taki. 3 miesiące kombinacji z lekami SSRI, TLPD, neuroleptyki, i nic. Zaproponowałem, leczenie narkotyku, narkotykiem. Morfinę, odstawiłem biorąc tramadol, clonazepam, biorąc Relanium, z czasem powolnego bo półrocznego obniżania dawek, z Tramalu przeskoczyłem na Bunandol, Relanium na Depakinę, i tramal zabijał zmęczenie w dawkach 500-600mg, a tu zaryzykowałem i połączyłem mobemid z selegiliną. Efekt znakomity. Do tego terapia, indywidualna, nastawiona na dalszy rozwój (szkoła praca) nie na grzebanie, w przeszłości (co się stało, że jest tak a nie inaczej). Rok na tych lekach, odstawiłem. I było ok. Do czasu gdy powróciły objawy neurastenii, nuda, niechęć, jak ktoś próbuje leczyć to SSRI to równie dobrze mógłby jeść Haribo. Któregoś dnia byłem tak sfrustrowany, że poczułem, że nie mam siły żyć taki zmęczony niczym, i żeby udowodnić jak bezpieczne i słabe są SSRI, zjadłem przy lekarzu 60 tab sertraliny. Dostałem zespołu serotoninowego, zrobiło sie ciepło i biegunki, po paru godzinach wszystko minęło. Lekarz twierdził, że jestem lekooporny a po za tym te leki są zaprojektowane tak aby osoby z depresją nie mogły ich śmiertelnie przedawkować, fakt są selektywne ale są b. słabe na poważne zaburzenia a opinia o nich jest zbyt pozytywnie rozdmuchana. W każdym razie po tym incydencie, dostałem pracę, i nie chciałem nikogo zawieść. Na neurastenie postanowiłem, brać modafinil, ale zanim złożę wniosek do ministra o import docelowy muszę już to mieć bo do roboty po 12h idę za 3 dni. Zamówiłem od kolegi z Portugalii za 600zł 1 paczkę na dzień następny. Nie doszła. Zrezygnowany, chciałem zawinąć się w koc i uciec w sen. Ostatnio dużo spałem, nie radziłem sobię z neurastenią nikt mi nie powiedział, że można przyjmować np modafinil (którego brak w polsce ale dopuszczony do obrotu), metylofenidat. Poczytałem, i popełniłem ogromny błąd. Stwierdziłem skoro metylofenidat proponują to amfetamina jest tańsza. I moja dolegliwość spotęgowała siłę z jaką amfetamina zmiotła moje dotychczasowe wypociny. Poczułem nie tylko ulgę, sens, chęć, ale i euforię, guzik z napisem "TO JEST TO" gratyfikacja na zawołanie. W ciągu miesiąca schudłem 10kg, w pracy szło świetnie, i ogólnie byłem zadowolony, raz brałem raz nie. Ale doszło do dnia w którym się obudziłem bez amfetaminy, i zejście nie pozwalało mi się ruszyć, dopadła mnie bardzo silna niemożność zrobienia niczego i depresja. Zwolniłem się z pracy co mnie dobiło, ale nie miałem sił nawet jej skręcić. Spałem 3 dni, dnia trzeciego walczyłem z myślami samobójczymi, potem się usypiałem chlorprotixenem co było też głupie bo to antagonista D1 i D2 ;/. A ja potrzebowałem dopaminy jak nigdy wcześniej. Gdy się po tygodniu spania jakoś zebrałem odrazu po nią pojechałem. kilka dni na niej i znowu sen. Ciąg-sen, na zmianę tylko, że efekt pozytywny przytłoczyła fala negatywnego syfu, paranoje, agresja, totalne rozregulowanie. I inne jazdy nie do opisania z wyraźnie zaznaczonym problemem "Witaj Ponownie" - twoje uzależnienie. Niby nie brałem długo ale już wiedziałem, że są straszne kłopoty a jeśli nie zawalczę o siebie lepiej nie będzie. W ośrodku byłem, w więzieniu też, za trzecią bramką dla ćpuna który się nie leczy jest już tylko piach. Doskonale wiedziałem, że albo się odrazu przykładam i walczę o siebie albo się tym gównem wykończę. Ale jest problem, pomimo, że nie dawała mi już takiej przyjemności, nawet źle się po niej czułem, brałem. Uzależnienie psychiczne jest niewyobrażalne, jeżeli nagle stałem się facetem z dwoma obliczami które są do siebie przeciwstawne. 1. Stary lecz się, 2.Od jutra, no jeszcze raz wciśnij guzik. Im więcej dowiadywałem się o mechanizmach, tym bardziej sam wszystko przeciw sobie obracałem byle by wyszło tak, że jeszcze wezmę. Po wizycie u kilku fachowców, i poczytaniu literatury fachowej okazało się że to będzie cięższa sprawa w moim przypadku niż morfina. Wróciłem do szalonego doktorka, z pomysłem, niech da mi metylofenidat, zastąpie go i już. Dostałem, kupiłem wziąłem 36mg.. nic, jeszcze raz.. nic. Wziąłem 5 tab. I po godzinie, poczułem zmęczenie które powaliło mnie na kolana, ten metylofenidat, wybił z receptorów amfetaminę, bo lepiej się wiążę a działa bez porównania słabiej i w innych rejonach mózgu. Zafundowałem sobie nagłe uczucie zjazdu, jakby mi ktoś na morfinie nalokson podał. Wróciłem do lekarza, modafinil już dawno był, ale po spróbowaniu amfetaminy rzuciłem go w kąt. Lekarz powiedział, że mechanizm adaptacji, u mnie nie działa, i nie zmienię siłą woli to, że przestanę brać i będzie ok. I przestałem brać i nie było ok. Po tygodniu znowu kupiłem 1g, chciałem spróbować redukować dawkę (tak sobie tłumaczyłem) ale zjadłem 1g i do tego kupiłem jeszcze 1 niwecząc "zasadę" którą niby miałem nie wpadaj w ciągi, a na koniec wytłumaczyłem sobie, że jak osiągnę dno to mi się odechce tego, i kupiłem trzeci gram. Nie spałem 4 dni, zakończone psychozą, spacyfikowany kwetiapiną w ciemnym pokoju.

Obecnie, ogarnąłem się po tygodniu i schemat się powtarza, niesamowicie bezkrytycznie podchodzę do tego jak przekonuję sam siebie, że po to jadę znowu. No dosłownie drugie oblicze jest tyranem, którego argumenty są tak jebitne, że "drugi ja, nawet nie zdąży skontrować" a już jestem po spotkaniu z dilerem i wiem co będzie. Jestem przerażony. Nie wiem jaką obrać taktykę leczenia, detosykacja z samej substancji jest u mnie = z kilku godzinną mieszanką myśli samobójczych, i anhedonii. Które ledwo wygrywam. Tradycyjny detoks? 12 dni na neuroleptykach, spowoduje, że obudzę się w stanie strasznej złości, albo sponiewierany bezsilnością jak roczny bobas, do tego silnie dające o sobie znać istniejące fizycznie połączenie w neuronach, pulsujące wspomnieniem tej siły, tego czegoś! i euforii. I jakby wszystko kręciło się w okół tego, muszę to jakoś przerwać, zwrócić uwagę mózgu na cokolwiek innego. Cokolwiek, niech zwróci uwagę, niech będzie nawet tramal, morfina? Absurdalne ale może skuteczne, wpadł mi pomysł, nawet na to by zażyć kokainę, ale okazała się słabsza od amfetaminy w dawkach które biorę i nic nie poczułem. Może propranolol + terapia na PTSD?, klonazepam? wytnie mi ten błąd z pamięci, biorąc kiedyś prawie rok do 30 tab dziennie, nie pamiętam tego roku.. do psychiatryka w pasy?... z terapeutą nie ma tematu, im więcej wiedzy z psychologii uzależnień tym bardziej obracam jakoś nieświadomie przeciw sobie. Ściana. W końcu wyszło jak czytałem o uzależnieniach, że dużo osób podpiera się wiarą. Sięgnąłem pierwszą lepszą z brzegu o dalajlamie. Kilka oddechów żeby oczyścić myśli i czytam. I po dwuch dniach czytania poglądów tego starca poczułem spokój, relaks. Jak pojawia się silna, agresja, złość, która w amoku prowadzi mnie do drzwi, po których otwarciu odrazu jestem u dilera, czytam. I to mija. To narazie jedyne co udało mi się zrobić, leżę zabunkrowany w pokoju. Ktoś jakiś pomysł ma może? Co by spróbować??.

Odnośnik do komentarza

Raszer
Kurcze, przeczytałam to wszystko z otwartą gębą, że to tak ujmę kolokwialnie.
Myślisz, że ktoś będzie w stanie, udzielić Ci jakiejś sensownej odpowiedzi?
Sam dla siebie jesteś najlepszym lekarzem i największym oprawcą.
Ja niestety nie mam pomysłu na dobry i skuteczny wentyl.

Piszę to tylko dlatego, żeby życzyć Ci wykaraskania się z tego.
Zwycięstwa życzę!

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza

Heh wiem, widzialem posty fachowców z tąd. "Zalecam udanie się na konsultację do lekarza xD"... liczyłem na jakąś burzę mózgów, może żeby osoba podająca się tu za specjalistę czy lekarza, rzuciła jakąś tezę, pomysł, czy teorię która właśnie jest przeciwieństwem tego co w większości znalazłem. Bo na pytaniu do lekarza chyba najgłupsze co mogą napisać to, " proszę udać się do specjalisty, który będzie miał chociaż ciśnieniomierz i powie panu/pani jakie ma pani ciśnienie, bo my tu nie dysponujemy odpowiednim sprzętem do niezbędnych badań kluczem czego będzie postawienia diagnozy xD" czują się odpowiedzialni za to że napiszą na podstawie krótkiego wywiadu wybrać jeden z 12324141241 objawów i powiedzieć skoro ma pan biegunkę, to niech pan, uda się do lekarza jeżeli wystąpi wysoka gorączka bądź, biegunka nie ustąpi w czasie 3 dni, proszę się nawadniać blabla.., albo boli pana głowa i drętwieje panu lewa ręka? Zalecam tomograf, to może być guz mózgu.
W najgorszym wypadku spowodują, że pacjent zrobi sobie badanie :)". Ale mgr psychologii są śmielsi. Odpowiedzi zawierają więcej wersów niż mógłby odpisać bot.
Co do twojego zdania o oprawcy, mocne słowo, ale prawdziwe. Tak postanowiłem śmiało rzucać pomysły na leczenie i mieć za zbędnych lekarzy którzy uważają, że jak coś zasugeruję to się wymądrzam i im ujmę przynoszę. A lekarz który ma otwarty umysł na nie siedzi ze ściśniętą dupą w podręczniku medycznym i wychodzi poza ramy będzie zdecydowanie bardziej przydatny w moim przypadku. Ale ciężko o takich w Polsce. Bardzo ciężko. Większość siedzi w starych systemach leczenia, niechętnie opowiadając się za nowościami, czy lekami którymi operuje się na zachodzie czy ciężko dostępnymi, niedopuszczonymi do obrotu w polsce. To, że nie są dopuszczone, nie znaczy że nie mogę z nich skorzystać. Bo zrobię wszystko, żeby wyjść z tego gówna. ;]

Odnośnik do komentarza

Oj, to chyba się przeliczyłeś. Ta "burza mózgów" może się rozpętać, ale na pewno poziom Cię nie zadowoli.
Nie bądź tak okrutny dla psychologów. Jakieś ramy obowiązują. Nie spotkasz tu szalonych eksperymentatorów czy cudownych recept na uzdrowienie.
To forum to doraźne "pogotowie ratunkowe"...chociaż może zdarzyć się jakaś błyskotliwa myśl, która oświeci.
Jeśli chcesz, czekaj na nią :)

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza

Lena V.
P.s.
Przeglądam posty i widzę, że znalazłeś dość dobrą odskocznie.
Pisz tutaj, udzielaj się, pomagaj ... zajmij tym myśli.

No jest to dobry pomysł, zajrzeć tu czasem, coś napisać powiem ci że najciekawsze rzeczy znalazłem w najmniej spodziewanych miejscach... tylko tak naprawdę najwięcej wiedzy i porad jestem w stanie udzielić w przypadku sub. uzależniających. Tylko trochę śmiesznie wygląda wypowiedź kolesia który, jest w trakcie nawrotu, był w więzieniu i twierdzi, że poza wiedzą ma doświadczenie, w typowego i bardzo nietypowego podejścia do rozwiązania danego problemu. Ale z drugiej strony, z takich są najlepsi terapeuci, oni rozumieją coś czego inni nie doświadczyli. Najlepsi są terapeuci od uzależnień którzy sami byli uzależnieni. Z nimi się rozmawia na poziomie zrozumienia problemu przez obie strony. Popatrzę tu i tam :), jak już tyle nastukałem literek to zanurkuję w to forum.

Odnośnik do komentarza

Raszer

Przeczytałem dokładnie wszystko, co tutaj napisałeś i jestem pod wrażeniem. Twoje doświadczenia i Twoja wiedza jest niesamowita ale ...... no właśnie .... zastanawiam się po co to wrzuciłeś na to forum. Tutaj to można sobie podyskutować o traumie spowodowanej zerwaniem z dziewczyną czy zranionym ego. Nie sadzę, aby ktoś tutaj był w stanie podrzucić Ci jakiś sensowny pomysł.

Odnośnik do komentarza

Piszę tu, ponieważ uzależnienie jest sklasyfikowane przez DSM V i tego się ci sztywni lekarze jak i ci z polotem muszą trzymać. Uzależnienie jest niczym innym jak choroba psychiczna (uszkodzenie układu dopaminergicznego) objawy to kompulsywne zachowanie, do tego inne zaburzenia neurastenia, a tu są takie wątki, ja szukam czegoś żeby oderwać myśli zająć się, bo teraz nie jest za ciekawie :) Szukam pomocy w różnych miejscach, w tym dlaczego nie tu? Ktoś coś napisze, ja coś znajdę każde info, czy posty innych ludzi też warto przejrzeć, zawsze można wyciągnąć jakieś wnioski, czy przypomnieć sobie pewne rzeczy. :) chociaż smutne jest to, że niby w internecie jest wszystko, a tak naprawdę jest zafajdany bzdurami. Za dużo informacji na niektóre tematy, sprzeczne treści. Ale mogę też dać coś od siebie, może komuś napiszę coś co okaże się pomocne :)

Odnośnik do komentarza

A ja uważam, że wychodzenie z nałogu może być wspomagane innymi substancjami ale nie powinno na tym polegać. Najważniejsza jest przyczyna, dla której zacząłeś ćpać. Jeśli przyczyna pozostanie nieusunięta to żadne inne narkotyki i leki nie pomogą a wręcz zaszkodzą. Po takich przejściach na pewno masz poniszczone receptory co zresztą wiesz i znasz się na tym pewnie najlepiej z tego forum. Ja proponuję Ci dodatkowo żebyś znalazł pierwotną przyczynę uzależnienia i pracę nad treścią Twoich psychoz. Gdyby nie uzależnienie to jak by wyglądało Twoje życie, jakie masz priorytety, cele i co Cię blokuje.

Odnośnik do komentarza

A co do dwóch sprzecznych głosów w głowie i tworzenia sobie wymówek to dobrze wiesz, że tutaj sam decydujesz. Dialog wewnętrzny potraktuj nie jako rozmowę ze sobą tylko jako analizę tego co dany głos chce Ci przekazać, nie ze względu na argumenty lecz intencję. Więc z jednej strony chcesz przestać brać a z drugiej wygrywa silna chęć sięgnięcia po narkotyk. Treść wymówki jest mniej istotna w takiej sytuacji. Od Twojej silnej woli zależy to czy dasz radę nie wziąć. Jeśli i tak chcesz wziąć to nie potrzebujesz do tego wymówek - przestań się usprawiedliwiać w tych sytuacjach tylko przyznaj się do słabości. Wtedy zobaczysz w jakim miejscu jesteś tak naprawdę bo póki co dialogi wewnętrzne przesłaniają Ci sedno.

Odnośnik do komentarza

Chciałem tylko zwrócić uwagę na to, że to jest tu kluczowe. Możliwe, że cały czas myśli tylko o działaniu leków, wzorach chemicznych i tym na jakie receptory oddziałują i jakie będą tego skutki. Takie coś mogłoby nawet spowodować dokładnie taki skutek jakiego się spodziewał gdyby wziął placebo. A z samym mózgiem pewnie trzeba coś zrobić ale na tym forum na pewno nikt nie zna się na tym lepiej od samego autora.

Odnośnik do komentarza

js_11
A ja uważam, że wychodzenie z nałogu może być wspomagane innymi substancjami ale nie powinno na tym polegać. Najważniejsza jest przyczyna, dla której zacząłeś ćpać. Jeśli przyczyna pozostanie nieusunięta to żadne inne narkotyki i leki nie pomogą a wręcz zaszkodzą. .

Po 1 Moje cele, priorytety nie są istotne do momentu kiedy nie zlikwiduję uzależnienia, staram się nimi interesować coraz bardziej w miarę słabnięcia nałogu. Ale nawet nie rozwinę skrzydeł do czasu aż się z tym nie uporam, więc głównym celem zostaje za wszelką cenę przerwać kontakt ze zniewoleniem. Obecnie jest nieźle, leków nie ma specjalnie, choć mam w rezerwie arsenał pomysłów. Nie będę się nimi tu afiszował, nie chce mi się czytać durnych komentarzy. Chociaż podam jeden przykład. Po amfetamnie przy drugiej próbie, po 3 dniach ciągu, zasnąłem bez brania neuroleptyków, bez zakwaszenia ph itp. Amfetamina wolno się usuwała z organizmu. A ja apogeum zejścia odczuwałem przez może 2h, potem ciągle pod lekkim wpływem obserwowałem jak działanie ustępuje, pojawia się senność i straszny apetyt na wszystko do jedzenia. Następnego dnia rano, poszedłem do sklepu, bez problemu. Dwa następne przespałem, i jadłem. Brak myśli samobójczych, brałem niedużo BDZ (mam tolerancje ogromną więc bardziej jako placebo działało) i hydroxyzyny (Tak samo psychiczny spokój, że się czymś uspakajam, bo już piwo bardziej luzuje niż 5-6 tab 25mg hydroxyzyny). No i czwartego dnia, już w nocy się zaczęło, aptetyt, dziwne przewracanie się w łóżku, odruchy czesania ręką włosów :P (jak po amfie) obudziłem się wściekły, i na głodzie amfetaminowym. Wiedziałem, że muszę, i chcę łapać za telefon ale obok leży "Joint". Nie duży bo nie cierpię palić, znajomi kopcą, mi się to nie podobało, ale uspakaja, wycisza, nie powoduje osłabienia aktywności receptorów dopaminergicznych, ta rola jest przypisana benzodiazepiną, ale niestety nie u mnie. Z nich też będę się zerować. I do tego psychodeliczny efekt spotęgował moją decyzję, "nie chcę ćpać, i podniósł poczucie że to co robię, może nie jest głupie". Owoc tego był taki, że się uspokoiłem, znalazłem głęboką refleksję jak bardzo chemia amfetamin mnie krzywdzi, że potrzeba spokoju, homeostazy w moim organizmie jest większa i bardziej mnie zaskoczy pozytywna strona trzeźwości bardziej niż odpowiedź na zagadkę co jest po śmierci. A to jedna z dziedzin wiedzy które narkoman może szybko opanować ;/. Obojętne mi czy to przez odurzenie, ale efekt głębokiego przekonania w dobro swojego postępowania, i postawienia na jedną kartę, "wiem, że wyjdę z tego", bardzo mnie podniósł na duchu i usnąłem. Następnego dnia, jakby nigdy nic. I tak to teraz leci, raz na 2-3 dni jest nagły wzrost agresji, poprosiłem o spokój w domu, zapaliłem 2 razy bo uważałem, że nie opanuję tego czego się opanować czasami nie da, teraz napady są słabsze i nie palę, choć się męczę. Trwają po 4-5h, wyzwalacze powodują początek, cravingu. Ale szybko się urywa... i wchodzi apatia i pustka. Ale na przekór im silniejsza tym częściej się zmuszam do czegoś "żeby jej nazłość zrobić xP". Staram się, skrapiać wszystko humorem, ale nie prześmiewać. Jest ciężko, strasznie dużo myśli się kręci w ogół tego... ale przechodzi znacznie szybciej niż po opioidach, ale to początek, spodziewam się dużo ostrzejrzych głodów, (i nie dopuścić do głowy myśli typu "o już po wszystkim?".), dołącza też depresja, na razie wiem że trzeba czekać, po okresie ok. miesiąca idę do terapeuty. Jest jedna złota zasada, nigdy się nie cofaj. Farmacja w polsce nie ma mi nic do zaoferowania, poza neuroleptykami, po których jest dużo gorzej. Myśli "s", leżę jak pet na ziemi, no porażka. Benzo też oraniczyłem do minimum, żeby padaczki nie dostać bo bardzo spowalnia pracę mózgu, i syntezy dopaminy. Bez leków, i z wolno spadającym stężeniem amfetaminy jest dużo łatwiej, suplementy ,tyrozyna i fenyloalaniny też wydają się poprawiać stan w którym ciężko jest zrobić parę prostych rzeczy i nie uwalić się na łóżko i uciec w sen, minus częste napady agresji, brak napięcia w mięśniach taki, bezwład, jak flaki z olejem chwilami wszystko się ciągnie i znudzenie/zmęczenie zmęczeniem często się czuję xD.
No nic walka..

Odnośnik do komentarza

Lena V.
js_11
Rasz już jedzie z tym koksem 10 lat, myślisz, że nie zadawał sobie pytań co do przyczyny ?

Tak, na terapiach to przerabiałem. Sądzę, że terapeuci bardzo wolno kroczą do przodu. Tragedia. Wiecie ile jest procent osób kończących ośrodek? Ile z nich potrafi wrócić do życia? Ile wraca do ćpania?. z 3-4%. Metadon heroinistą daje już 20% możliwości funkcjonowania i przy kilkuletnim planie terapii można go odstawić i wraca do ćpania 2% z 20 ale też niektórzy biorą na zawsze. Ale to też syf. Są ośrodki NFZ gdzie nie grzebie się w przeszłości, bo po co. Co mi da analiza przyczyny po 10 latach?... Że szukałem akceptacji? Sposób na lęki?. To się przerabia na terapii jak sobie z tym radzić po zaprzestaniu brania, tylko po co? Tego już nie ma. Są inne powody bardzo utrwalone, dla których się bierze, ale dużo z tym ma wspólnego lęk przed "jutrem". Uważam że grzebanie wstecz to strata czasu i babranie się ponownie emocjami w bagnie, szukanie czegoś co po znalezieniu nic nam nie da. Tzn mi. Skupienie się na tym co mam robić, i odstawianie po kolei narkotyków, leków + powolne wchodzenie w to czego w końcu pragnę, nie chcę zatracenia, tylko życia, bez chemii. Nie mam 20 lat.

Odnośnik do komentarza

js_11
Chciałem tylko zwrócić uwagę na to, że to jest tu kluczowe. Możliwe, że cały czas myśli tylko o działaniu leków, wzorach chemicznych i tym na jakie receptory oddziałują i jakie będą tego skutki. Takie coś mogłoby nawet spowodować dokładnie taki skutek jakiego się spodziewał gdyby wziął placebo. A z samym mózgiem pewnie trzeba coś zrobić ale na tym forum na pewno nikt nie zna się na tym lepiej od samego autora.

Tak, znaki chemiczne, maniakalne zapotrzebowanie na wiedzę, wzory, leki. Bicie śmietany. Brałem to pod uwagę i wiem, że jestem od nich uzależniony, ba wielbiłem je. Dawno temu, i fakt jestem pewny siebie w tym co mówię, bo za dużo przeżyłem z tym wszystkim ramie w ramię, chciałem czy nie dostawałem różne leki, bo wiele nie działało a jeżeli jesteś osobą, której można wcisnać w aptece homeopatie albo leczysz łupież head and shoulders to szacun bo napędzasz rynek. Czy jak bym pisał, że wiara w boga mi pomaga też byś krytycznie do mnie podszedł?. Bo znam dużo takich ludzi i zazdroszczę im. Leki się przewinęły chcę czy nie. A źle zdobyć informacje?. Jeżeli jesteś na tym forum masz powód. Poczytaj jak na zachodzie podchodzą do pewnych spraw. W polsce jest temat tabu, psychiatra, leki. Stereotypy. I jakbym ja autor umiał skorzystać z tej wiedzy idealnie i połączyć ją z odpowiednią terapią podjąłbym się tego odrazu. Ale jest dużo kombinacji, są techniki nie stosowane w polsce o dużej skuteczności i małej liczbie nawrotów (stosunkowo). Ja mam się nauczyć zmieniać a nie zostać komandosem, więc Monar to najbardziej zacofany i najmniej skuteczny sposób. Społeczeństwo nie toleruje pionierów (nie mówię że nim jestem) ale im więcej osób spróbuje inaczej tym większa szansa na nową metodę. Tylko, że w polsce progres takiej osoby zostanie nagrodą dla niej samej, bo wychylić się że się zrobiło coś "absurdalnego", i się udało nie zostanie zaakceptowane zbyt szybko ;]. I jeszcze tłumy palantów, "ćpałeś to cierp". Nie wiem ile masz lat, ale co byś zrobił albo polecił synowi jakby był uzależniony?

Odnośnik do komentarza

js_11
A co do dwóch sprzecznych głosów w głowie i tworzenia sobie wymówek to dobrze wiesz, że tutaj sam decydujesz. Dialog wewnętrzny potraktuj nie jako rozmowę ze sobą tylko jako analizę tego co dany głos chce Ci przekazać, nie ze względu na argumenty lecz intencję. Więc z jednej strony chcesz przestać brać a z drugiej wygrywa silna chęć sięgnięcia po narkotyk. Treść wymówki jest mniej istotna w takiej sytuacji. Od Twojej silnej woli zależy to czy dasz radę nie wziąć. Jeśli i tak chcesz wziąć to nie potrzebujesz do tego wymówek - przestań się usprawiedliwiać w tych sytuacjach tylko przyznaj się do słabości. Wtedy zobaczysz w jakim miejscu jesteś tak naprawdę bo póki co dialogi wewnętrzne przesłaniają Ci sedno.

Ogólnie tak to wygląda zawsze, mózg zrobi wszystko żeby się oszukać. Ale potem pozwalasz na to nawet gdy to wiesz. Patrzysz co jesteś wstanie sobie wmówić i jak twój organizm jest w stanie się somatycznie zmienić żeby cię przekonać, to najmocniejsza strona nałogu. Tylko że u mnie monolog się skończył, nie zastanawiam się nad tym. Chcę ćpać, coś za to fizycznie odpowiada prawda?. Dlaczego tego nie wyłączyć? poczekać aż osłabnie?. Oszukać. Z opiatami, mnie wyśmiewali, że lek znajdę na to. Parę lat temu, nikt w polsce nie stosował buprenorfiny, tylko jeździ banda ćpunów pod szpital psychiatryczny tam są punkty najczęściej, piją metadon a potem ćpają jakieś gówno razem. Z anglii dostałem pierwszy raz subutex, już nie miałem z nimi styczności, skupiłem się na sobie, i poszło. Od dwuch lat buprenorfina nadal jest bardzo bardzo rzadko stosowana a jest słabsza od metadonu. Mam się smucić, że wyszedłem przed szereg? Po dłuższym czasie, ćpanie jest nie do zniesienia a osobie, która bierze sama i jest wśród osób nie tolerujących złe nawyki, to boli jeszcze bardziej, tak jak przedtem szukałem drogi do ćpania tak 4 lata się oszukiwałem, że chcę zmiany, teraz nie chcę tylko to robię. A chcę żeby poprostu nie było efektu szarpnięcia przy odstawieniu, bo nie ma tak silnych głodów i można to po niedługim czasie opanowywać. Mam 2 obrazy zresztą szybko i wolno opisane, jest zupełnie inaczej. Ciekawe jest też to, że lekarze z którzy mi pomagają, przez tyle czasu, sami zmieniają podejście. Na tle lat tłumaczenia im, że to nie działa, tamto też nie, kłótni, bluzgów zdobyłem ich zaufanie (nie wyłudzając). Wyłudzić się da parę razy od nieznajomego lekarza a nie tego co cię prowadzi kupę czasu, dali mi jakby dostęp do czegoś czego nie praktykują. Nie jestem z pierwszej łapanki.

Odnośnik do komentarza

~shgfhsfhgsf
Rasz zrób test czy nie masz boleriozy. 30 dni doxycyklina.

Ty zrób test wkładania figur w plastikową formę, masz 1 pytanie pomocnicze do szympansa, który cię tak zawinie, że będziesz w DU....E trójkąt dopychał kwadratem, dziwiąc się że koło jakoś weszło i patrzył z przerażeniem że w kolejce czeka plastikowa forma.

Odnośnik do komentarza

Zbieram też czasopisma, w których są dokończone badania nad lekami. Bo z regóły lek trafia na rynek gdy jest spełnione 80-90% norm bezbieczeństwa, a po czasie wychodzi te 10% które sponiewiera 90% pozytywów. Nie ma w polsce takich infromacji, zamawiam to z anglii np; Calibration in the Pharmaceutical Laboratory itp, wychodzi to bardzo drogo, za dostawę, ale są infromacje podawane na bieżąco nowe pomysły, "zaktualizowane" modele terapii starszego rodzaju, śmiałe kroki. Np: jak wynajdą szczepionke na hiv, dalej będziecie się dymać w gumkach?. Pewnie tak, bo takie coś się nie przyjmie w polsce, bo po prostu polaków nie stać na zasrane leki. Modafinil został wprowadzony ale paczka kosztowała ok 500zł, kupiło go paredziesiąt osób, firma produkująca lek macierzysty uznała że na polskim rynku ponosi straty i go zabrali. A jest to obecnie najbardziej selektywny i bezpieczny psychostymulant nie powodujący uzależnienia i są przypadki poprawy przy stosowaniu go u osób uzależnionych od kokainy czy amfetaminy. No ale nie u nas. W Polsce widziałem leczenie ADHD w 2010r (ja nie byłem leczony niczym, musiałem czekać aż minie a wkońcu zacząłem ćpać "samoleczenie") Raz w ośrodku poznałem chłopca miał 10 lat i ADHD, bardzo silnie zaznaczone objawy, przypominam, że ta choroba to niedobór dopaminy, i wiecie co dostawał od psychiatry? Haloperidol. Który w sumie jest jak chemiczne pasy bezpieczeństwa, pacyfikacja poprzez zachamowanie wydzielania główie dopaminy. Efekt był taki, że jak Haloperidol przestawał działać, to dzieciak wpadał w szał, ciął się, krzyczał itp po czym odrazu dostawał ponownie kolejną dawkę. A że było to w ośrodku, podanie leku psychostymulującego było czymś nie do pomyślenia. Ostatecznie zanim wyjechałem, choroba i metody leczenia jej doprowadziły, że młody w amoku bił starszych, którzy potem go katowali. wrzucali do małego namiotu, związywali, bili, kopali, rzucali kamieniami. A trafił tam ponieważ nie było w polsce leku na adhd, Concerta (metylofenidat) dopiero wychodziła z cienia złej sławy mimo, że nie była w sumie nigdy stosowana w Polsce a za Granicą sprawiała cuda tym cierpiącym dzieciaką. W każdym razie chłopak, przypadkowo znalzł coś co trochę znosiło objawy choroby zażywał efedrynę potem czasami amfetaminę, przez co odrazu został sklasyfikowany jako uzależniony. Większość z tych osób które tam spotkałem, niedługo potem mijałem na ulicy, z paroma rozmawiałem dowiadując się, ż ten czy tamten nie żyje. Więc czy ktoś może mi wyjaśnić racjonalnie na cholerę pchać taką osobę co chwila do ośrodka, skoro sobie w nim nie radzi?. Jak postanowiłem leczyć narkotyk narkotykiem, morfinę, metadonem, zapierniczałem 6 miesięcy do świecia. Wsiadałem w pociąg o 7 wracałem o 15, w świeciu szedłem do szpitala do okienka i wypijałem buteleczkę syropu. Bo w gdańsku, osoby prowadzące monar były na "nie tej metodzie". Aż pewien profesor, po prostu ich olał i otworzył punkt, potem kolejny. I nagle metadon nie stanowił żadnego problemu. Nawet przestał być pustym substytutem, okazalo się że można się na nim leczyć i terapeuci z punktu w monarze byli nagle za!. Potem buprenorfina, i znowu afera, po co to zmieniać i komplikować, metadon jest ok!. W polsce są jedni z najlepszy naurobiologów. Ale nie mają możliwości pokazać na co ich stać. Nie ma pieniędzy na badania, gdzie w krajach rozwiniętych idą takie pieniądze, że już są próby rekonfriguracji DNA, błędnego genomu. Pomimo, większej ilości ośrodków, liczba osób uzależnionych rośnie. Liczba nawrotów u terapeutów też jest wysoka. Więc nielogiczne jest pchanie się w to, skoro jestem świadom metod które są skuteczniejsze. Na świecie próbuje się wszelkich metod, chociażby legalizacji, czy np w szwecji, punkty gdzie przy wykwalifikowanym personelu, zażywa się narkotyk żeby nie przedawkować. Akurat ze szwecją nie wiem jak ma to ich leczyć, skoro rząd pomaga im zarabiać na towar + opieka medyczna żeby się nie zaćpali. Bez terapii itp. Ale np. Holandia, tam odsetek heroinistów, jest stosunkowo niski. Każde państwo próbuje walczyć z tą epidemią, i najskuteczniejsze okazało się podanie innego narkotyku. Stany też w to wchodzą. Pomijam korzyści finansowe dla państwa. W polsce takie coś nie przejdzie, bo jesteśmy skupieni na leczeniu alkoholizmu gdzie terapia jest żałosna i trwa 8 tygodni, wspomagana anticolem, i w większości wygląda to tak, że siada 20 facetów w kółku, i po kolei mówią "-jestem Andrzej jestem alkoholikiem" i pieprzą tak na tych mitingach przedstawiając się po 30 lat i tak chlejąc dalej mówią swoje imię i to że piją. A narkomanów jest powoli więcej, niż alkoholików. Alkoholik zostanie przyjęty z regóły do psychiatry i ten nie zawsze zaproponuje mu odwyk. A narkoman zawsze usłyszy ("- myślał pan nad ośrodkiem?"), gdzie statystycznie alkoholizm jest dużo bardziej destrukcyjny niż marihuana, lsd itp. Alkoholizm nie jest tak napiętnowany bo to zjawisko ciągnie się od wieków i zostało wplecione w kulturę. A narkomani uzależnieni konkretnie np, od heroiny lub niestety metaamfetaminy która dotarła do polski, nie zatruwają społecznego porządku przez 30 lat, po paru latach giną, lub trafiają do więzienia. Po heroinie nie koniecznie tak szybko. Jeszcze Polacy mają to do siebie, że biorą i nawet nie bardzo wiedzą co zażywają, byle kopało i miało nazwę, żeby kupić to kolejny raz. Np. kumpel jadł po 15-20 tab extasy na raz. Sam fakt, że 100mg MDMA powoduję silne odurzenie to oczywistym jest, że w tych tabletkach które on spożywał hurtowo nie ma tego co być powinno. Ale jest na pewno (metale ciężkie itp) kupa syfu. Zamiast się zorientować i przed kupnem, zaopatrzyć się w test marquisa, zakupić jedną tabletkę na próbę, zeskrobać i rozpuścić w kropli odczynnika, który pokaże czy jest to czego szukał klient czy nie. I kupuje się parę, gdzie jasne jest, że jedna czy nawet pół wystarczy, a reszta na sprzedaż albo na kiedyś bo takie coś rzadko się w Polsce trafia. A ten tak wcinał te piguły jak tiktaki, i próbował przekonać innych, że to tolerancja. Tylko, że widać było efekty tego coraz wyraźniej. Całe szczęście, że nie zdarzyło się, że trafił, na ecstasy które miało by chociaż 20 mg w tabletce. Bo zdechł by na miejscu. A jedząc tyle chemii, w której nie wiadomo za cholerę co jest, skończyło się też tragicznie. Zachorował na Stwardnienie rozsiane. Niewiedza, jest straszna, nie daje nawet możliwości próby ominięcia katastrofalnych skutków jakie mogą wystąpić. Kupują po 5-10zł tabletki, licząc że jest tam MDA lub MDMA, którego produkcja jest dużo droższa i bardziej niebezpieczna niż produkcja amfetaminy. Albo pieprzą takie bzdury jakby mieli wazon zamist mózgu. Że np "te są nakrapiane heroiną". Na pewno ktoś dodaje heroiny za 200zł, do gównianej tabletki za 5zł. A jak nagle zaczyna się kłopot ze zdrowiem, zaczynają szukać informacji. I zamiast iść do lekarza, który poda źródła gdzie znaleść infromację która jest pewna, to przeczytają wikipedie, albo hyppereala i na tym się opierają myśląc, że sprawa rozwiązana. Za mało informacji lub za dużo informacji które są nic nie warte i robią kisiel z mózgu. Każdemu obiło się o uszy, że dragi są złe, szybko okazuje się przy pierwszych razach na dzień dobry czymś najlepszym co się w życiu przytrafiło. Dopiero taka osoba musi przeżyć dużo bardzo bolesnych rzeczy, żeby wystąpił efekt "AHA". Który i tak niewiele zmienia., bo uświadomienie sobie, że tyle się straciło, i to jest złe, nie przekonają uzależnionego do podjęcia abstynencji nie wspominając o leczeniu, nawet nie wie że takie coś jest. W 90% przypadków pierwsze próby leczenia są pod przymusem, rodziców którzy wyrzucają z domu, kuratora, czy sądu. Z 500 osób w różnych ośrodkach poznałem z 15-30 ludzi którzy sami podjęli decyzję. A po paru miesiącach okazuje się, że tylko im sie wydawało, że chcą się leczyć. I połowa rezygnuje, ci co zostaną to osby albo mało podatne na uzależnienie, albo takie które dobiły do totalnego dna (każdy ma swoje dno) a jest to czas którego nieuzależniony nie jest sobie wstanie wyobrazić, że można sobie takie piekło stworzyć, tak się upodlić. Prostytucja za narkotyki nie jest z regóły dnem. Dno to kilkukrotne świadome narażenie się na zdarzenie , ze śmiercią, kłopoty zdrowotne, delikatnie mówiąc, ulica, więzienia, Hiv, pranoja po której następnego dnia podchodzisz do lustra jesteś pocięty jakbyś miał starcie z tygrysem a na czole widnieje uwieczniony blizną napis H.W.D.P, bo takiego klienta też widziałem. Wpierw są paniczne próby, podjęcia szukania opcji czy da się coś z tym zrobić, osoba taka dociera do informacji że to się leczy, gdzie panika wzrasta bo okazuje się, że nie jest tak, że odstawie substancję, i będzie jak przed tym kiedy jej nie brałem, jest tragicznie, i na pocieszenie wiadomość, że terapia będzie trwała ok 12-18 miesięcy powoduje, że odechciewa się wszystkiego, a ty liczysz każdą godzinę każdy dzień na początku, i na dupościsku wytrzumujesz średnio miesiąc. Po takim zaskoczeniu taka osoba dopiero zaczyna zbierać informacje co się z nią dzieje. I jest załamka. Pierwsze próby leczenie, z regóły kończą się tak samo. Parę dni, tygodni w ośrodku i wyjazd do domu. Często osoby, które nie boją się słowa 12 miesięcy są to osoby, które niejednokrotnie te 12 miesięcy przesiedziały w przeszłości w ośrodku i wiedzą co je czeka. Najgorzej jest jak ktoś w ostrej fazie uzależnienia, nie da się przekonać, że jest śmiertelnie chory, i postanawia sam przywrócić porządek w sowim życiu. Są osoby dla których dnem jest często śmierć. Wracają do domu trzymają się tydzień, potem ćpają, potem tydzień, ćpają, i to tak męczy, że zostają pozbawione sensu życia. A brak wiedzy, sprawi że nie pójdą natychmiast po pomoc do psychiatry, czy chociaż będą świadomi że to objawy choroby która obejmuje wszystkie sfery życia a nie ogranicza się to samej substancji. Takie osoby często najzwyczajniej nie wiedzą co jest grane, przecież było i miało być tak cudownie. I rozczarowanie i bezsilność są tak przytłaczające, że dochodzi do prób samobójczych. Osoba uzależniona bez pomocy nie ma szans na wyjście z nałogu, ewentualnie znam parę osób które nabiły abstynencję ale i tak wróciły do ćpania. A namiastka takich niby drobnostek jak sam fakt, że są inni ludzie z tym samym problemem i dają jakoś radę bardzo podnosi na duchu daje wiarę, na początku tylko wiara może spowodować, że zechcesz leczyć się sam dla siebie, bo logika bombarduje cię informacjami, że nie masz szans. Potem jednak nawet wiara nie daje rady włączają się mechanizmy, zaprzeczeń i iluzji i jeżeli ktoś ci nie wytłumaczy jak to działa, i nie nauczysz się na tym łapać, to jeden z niewielu mechanizmów które nieświadomie latami dopieszczałeś jest tak silny że bez problemy spowoduje decyzję o rezygnacji z dalszego leczenia. Na początku nie ma czegoś takiego jak silna wola. Człowiek jest słabszy od zwierzęcia. Bo przez fakt, że jest istotą myślącą, toczy przez sekundę walkę, bo pare neuronów krzyczy nie rób tego, a parę miliardów robi falę meksykańską bo zaraz zostanie dostarczona porcja narkotyku, ostatecznie przekonuje sam siebie, żeby brać, wiedząc, że może nawet umrzeć, czyli tracąc instynkt samozachowawczy. Najsilniejsze popędy, które tworzą i utrzymują rasę ludzką znikają. Miłość, nie interesuje, seks nie przechodzi przez głowę, podstawowe funkcje fizjologiczne są zaniedbywane!, nie odżywianie się, brak nawadniania, olewanie faktu, że człowiek musi spać. Nie doszedłem do takiego etapu na szczęście, ale nie wyobrażam sobie jak można nie spać 8 czy 10 dni, i prawie nic nie jeść, to co się dzieje gdy działanie narkotyku mija?!. Jak po 4rech dniach ledwo dałem sobie radę sam ze sobą, mając pod ręką telefon i gotowość dzwonienia do szpitala, żeby mnie zabrali do psychiatryka, Czy na detoks byle gdzie byle nie zrobić sobie krzywdy większej niż już zrobiłem. I po długich latach i okaleczaniu się, bycia niewolnikiem własnego umysłu, tułania się, zatracenia człowieczeństwa, pobytach w psychiatrykach z powodu silnych depresji, prób samobójczych, rozchwianego wiecznie nastroju niszczącego całą rodzinę, i tak paraliżuje cię strach przed rozstaniem z narkotykiem i głodami, nie ma odpowiedzi na pytanie jak ja to przetrwam?. Tułałem się po ośrodkach, nabierając sam chęci na próby leczenie jak nie 5 to może 16 trzeba próbować, aż jeden terapeuta jednym zdaniem spowodował, że dotarł do mnie fakt, jakie są realne szansy na ukończenie samego ośrodka, co dopiero opanowanie uzależnienia. Jest zasada, jak masz głody, lecisz do terapeuty, jak tego nie zrobisz, to w ciągu dwuch dni tak się skumulują, że na 100% wyjedziesz. I poszedłem, mówię, że mam głód i że pojawiły się objawy fizyczne, bóle kości, mięśni, dreszcze. A on do mnie "- musisz cierpieć". I zrozumiałem, że nie muszę. Leczenie nie jest karą, to wielka szansa. I wiedziałem, że najbardziej obawiam się cierpienia, strachu przed czymś czego nie znam, kurczowo w myślach trzymałem się morfiny. I wiedziałem, że jej wyrzucenie do śmieci nie na tydzień ale na zawsze będzie bardzo nieprzyjemna, jak nawet niemożliwa do realizacji, nie dopuszczałem takiej myśli. Ale conieco wiedziałem więcej niż inni, wtedy czytałem podstawy neurochemii, psychologii uzależnienia itp i byłem po kilku pełnych fazach terapii o najważniejszym, mechanizmy. Łapałem się na nich, ale ich nie przepracowałem, ale wolałem za wszelką cenę sam je rozbroić niż czuć to co nie pozwalało mi zerwać z nałogiem. Rzuciłem się do książek, robiłem notatki, omawiałem, z psychiatrą z ośrodka czy dobrze rozumiem to co wtedy było dla mnie trudne do zrozumienia. Do tego bardzo mi pomogły moje pamiętniki, na ich podstawie mogłem oszacować co jaki czas pojawiają sie głody, od czego zależą, wszystko dokładnie było opisane, co je wyzwala itp. Gdy obrałem pierwszy plan, postanowiłem go zrealizować za wszelką cenę. Poszedłem do terapeuty, powiedziałem, że będzie niekomfortowo, ciężko, ale nie będę cierpieć, płakać, zwijać się, i balansować na krawędzi szaleństwa. Powiedzał mi kilka oczywistości jak to, że tolerancja mi spadła, a ja mu mój plan i widziałem w jego oczach, nie tyle brak wiary, że mi się uda co po prostu fakt, że gówno zrozumiał z tego co powiedziałem, co zamierzam.
Odbierając papiery przy wypisie, pojawił się uśmiechnięty młody psychiatra, sam jego uśmiech mówił mi, że teoretycznie dobrze kąbinuję ale to niesprawdzona ścieżka. Podszedł podał rękę, i powiedział, musisz mieć solucję nie na każdy problem bo uzależnienie podsunie ci ich nieskończoność, tylko coś unikatowego dla siebie i uniwersalnego. Powodzenia. I poszedłem. Nawet na metadonie i świadomości, że morfina nie zadziała i tak ją brałem. I fakt nie działała, po dwuch miesiącach brania morfiny bez sensu raz na jakiś tydzień, stracilem dostrzegłem absurd i bezsens tego co robię. To był bardzo pozytywny objaw. Potem depresja bo nie wiedziałem co mam robić dalej w życiu, psychiatryk. Tam nie działo się nic, leżałem, dostawałem SSRI, nie było terapii, rozmów, wskazówek. To zatraciłem się w grubej i ciężkiej księdze poświęconej psychologii, tam ułożyłem plan reorganizacji życia. Zaczynał się od pierdół. Ale z drobnostek składa się całość. Wypisałem się ze szpitala, bo podniosłem temat, że potrzebuje benzodiazepin, i metadon jest za mocny i źle się po nim czuję. Oczywiście zero reakcji, ale wiedziałem, że nie znajdę szybko lekarza który mnie zrozumie, bo kiedyś chodziłem po wielu psychiatrach wyciągając leki, i mniej więcej wiedziałem z czym przyjdzie mi się zmierzyć. Pierwsze, zamówiłem subutex, dotarł w 7 dni, które były nieprzyjemne. Objawy odstawienne po metadonie, są nieporównywalne do tych po morfinie, powyginany w chińskie "S", leżałem w łazience z głową w sedesie i rzygałem. Subutex, poprawił mój stan dopiero następnego dnia. I zacząłem rajd po psychiatrach, i pieprzą, że im nie wolno, że na różową receptę (a jest na białą). Nie znalazłem. A subutex się kończył, i kontakt z kolesiem co mi go sprzedał też się urwał. To zmusiło mnie do zdobycia Tramalu, nie opiszę szczegółów jak to zrobiłem, ale podrobiłem recepty, zamaiwając orginalne blankiety z NFZ, pod kodem kreskowym jest już nie pamiętam 20 cyfr. 2 pierwsze oznaczają województwo itp, pewną metodą doszedłem do dwuch ostatnich które nic nie znaczyły, były kontrolne. Musiały być nieparzyste, a gdzieś pomiędzy nimi znajdował się ciąg cyfr które oznaczały pierwszą literę bloczku 100 recept i ostatnią, wszystkie ponumerowane jak należy. + numer lekarza, nie żadnego istniejącego swój, nip, regon, i inne, Chdziło o to, że jak je sprawdzali w aptece, musiało im pokazywać na zielono, że jest ok. Za pieczątki zapłaciłem sporo, bo niechętnie je robili. I tak, byłem sobie sam lekarzem, tramal na "P" 3zł, 3000mg, butla 9600mg na P 0zł, clonazepam 0zł. Nie zamawiałem leków, miałem pewne zasady, czapka z daszkiem bo kamery, i nie byłem dłużej niż 3 minuty po zniknięciu farmaceutki na zapleczu. Ale to zdarzyło się 2 razy. Potem dowiedziałem się, że jest buprenorfina w plastrach transtec. Znalazłem aptekę gdzie były, na białą receptę na P za 0zł :). Kupiłem 40mg naklejane na 3 dni. Okazały się za mocne, słabo mi było. Potem wziąłem najsłabsze też źle. Ostatecznie, oderwałem matrycę, pociąłem na kwadracki po 2mg i wkładałem pod język, Było idealnie. 0 głodu, 0 myśli, 0 otępienia, ani przysypiania, 0 pocenia. I z ciekawości zjadłem kodeinę, i 0 efektu. Szukałem lekarza, po miesiącu znalazłem. I mi wyskoczył z jakimś bunandolem z dawką 0,4mg a ja brałem 4mg dziennie, utargowałem0,8. I odziwo, nie poczułem różnicy, bo buprenorfina działa pułapowo, 4mg czy 15mg i tak zabliokują receptor mi tylko w 30% tak samo jak 0,8mg. Choć pierwsze paczki jadłem po 4mg pełno tabletek podjęzykowo... ale to z niepewności, potem tak jak się umówilismy, lekarz nigdy wcześniej nikogo tym nie leczył. Wtedy ustaliłem, że będe na tym rok. I zająłem się terapią, szkołą, pracą itp, znalazłem kobietę. Przedłużyłem branie bunandolu do 2uch lat, w znikomej dawce, nie sytematycznie, zapomniałem co to głód. a spokojne morfina by to przebiła, dawkę na której jestem. Ale jak oglądam filmy, czy widzę morfinę, nic nie czuję, nie ma skojarzeń itp. Potem, błedną decyzją sędziego zabrali mnie do więzienia. Akurat gdy byłem w najlepszej formie, i odcieli mi leki wszystkie. Jezu myślałem, że umrę przez pierwszy miesiąc. Poszedłem za recepty bo raz nie miałem tuszu, i wystawilem na ksero znajomej lekarki, która mnie nie lubiła, policja wzięła grafologa i już. W więzieniu naoglądałem się jak katują słabszych, co troche dało mi w beret, sam też się biłem o pierdoły. Nie sądziłem, że są tak chore miejsca. Za dobre sprawowanie jako jedyny z wokandy dostałem dozór elektroniczny, opaske na noge, i skrzynkę ze słuchawką, która monitorowała mój zasięg. Musiałem być w domu w określonych godzinach, chodzić na terapię, i znaleść pracę. Kontynuowałem bunandol i benzodiazepiny, bunandol mogę brac cały czas, ale długo działa więc raz na 2-3 dni 0,2 starczy. Gorzej z benzodiazepinami. Ale też poszło. Jak to odstawiłem, było dziwnie jak cholera, na spacerach podziwiałem drzewa, powietrze pachniało inaczej, w ogóle inny świat. Super.
Ale pewnego dnia, dokopałem się do nowej pracy, i pojawił się epizod depresyjny. Bałem się iść, nie mialem siły, to jedyne co mi dokuczało, zmęczenie, jakbym był z ołowiu. Psychiatra i neurolog stwierdzili uszkodzenie szlaków dopaminergicznych. Dostałem L dopę, bez efektu. A do pracy za 2 dni, i bezmyślnie wziąłem amfetaminę. Teraz jakoś udaje mi się schodzić ale nie wiem co mnie czeka, czy ciśnienie wróci?, narazie nie czuję się dobrze, ale daję rade. Mimo to szukam w razie w, innych rozwiązań, chce być uzbrojony po zęby na walkę z tą chorobą. To skrót mojej histori uzależnienia, i opis innych osób. Nie chcę pisać, szczegółowo, to jest tylko dla mnie. Pozatym odcinam się od przeszłości grubą linią. Chcę pamiętać to co obiło mi się o uszy, narkotyki są złe, z tą różnicą, że w pełni jestem świadom i rozumiem jak złe, choć to delikatne stwierdzenie ;]

(to tak ogólnie streszczenie jak mniej więcej przebiega uzależnienie gdzie się nie spojrzy ściana, nie ma wyjścia ewakuacyjnego do czasu aż samemu się go nie zbuduje)

Odnośnik do komentarza

Ała, przebrnęłam...ale ciężko było.
Czasem na kacu zażywam leki na migrenę i dygam jak to wpłynie na moją wątrobę...a Ty tu takie rzeczy piszesz, że ciary...
Nie masz jeszcze rozwalonych narządów?
Może głupio zapytam...ale nie boisz się zawału, udaru, perforacji, obrzęków? Nawet boję się zapytać z jakimi psychicznymi jazdami miałeś do czynienia. Zresztą wspomniałeś o depresji i stanach lękowych.
Psychoza, nerwica, zaburzenia osobowości?

Rozdzierający jak tygrysa pazur
antylopy plecy
jest smutek człowieczy.

Odnośnik do komentarza

Wątroba (alaty raz 41) miałem a reszta wzorowo, i nie ma tak, że to się zbiera i wyjdzie za 5 lat (nerka do wycinki). Staram się, odżywiać w specjalny sposób, do tego sporo suplementacji, zastrzyki Mg domięsniowe w tyłek 5ml, lepszy efekt niż dożylne (to praktyka pewnej psychiatry, z mięśni się dłużej uwalnia) , Potas, Tryptofan, Tyrozyna, fenyloalanina, czasami furosemid żeby się przepłukać szybciej, wit D3 na recepte, Wit E na recepte, lecytyna, Tran, omega 3-6-9, aspiryna, na zejście betablokery, alfa też. BDZ, dużo płynów, nawet czasami kroplówki, witaminy każda praktycznie odziellnie bo zestawy są bardzo słabej jakości i mają niską wchłanialność (najlepiej wit. w iniekcji, czy w kroplówkę), nie za dużo. Sen, dużo snu. Relax. Ale nie da się uniknąć wszystkiego, nie uniknąłem zmian w mózgu. (Nie zniszczeń) odwracalnych, ale bardzo nieprzyjemnych. To co piszę tyczy się zwłaszcza okresu od ok 4 lat. Opioidy w sumie najmniej niszczą organizm. Osoba po 10 letnim ciągu morfiny w ciągu roku wróci praktycznie do stanu jak i bez tego wyglądała. Amfetamina już nie. Zmienia metabolizm i tak zubaża wchłanianie z jelit sub odżywczych, że prowadzi do nieodwracalnych schorzeń, czy problemów z nadciśnieniem, dosłownie prowadzi do wykończenia się serca (ale rośnie też tolerancja na to i nie zawsze ciśnienie jest tak wysokie jak na początku). Udar czy zawał, to nie jest trucizna. Pamiętaj, że to zostało stworzone do stosowania przez człowieka. Skrajne są przypadki zawału nawet u starszych ludzi, czy przy przedawkowaniu, a wylewy są u osób najczęściej z brakiem elastycznych żył. Najniebezpieczniejsze jest zażycie stężonego roztworu dożylnie szybkim dociśnięciem tłoka. Jest miło, ale to ruska ruletka i za każdym razem jest o nabój więcej w bębenku rewolwera. Czy się boję? Widzisz, nie tylko się boję ale tego już doświadczyłem w przeszłości nie raz. I u mnie obroną, są leki które by mi zaserwowali w szpitalu i wiele innych alternatywnych medycznych pomocników, wiedza, nie zwiększanie dawek, i branie częściej a mniej. I świadomość tego co to robi z moim życiem, i mózgiem. Najważniejszy jest ostatecznie respekt i pokora że tego się nie da kontrolować. To spowodowało, że ryzyko znacznie spadło. Tak wszystko co napisałaś miało miejsce. Raz z jedną rzeczą miałem wypadek 10 lat temu, wystąpił tak silny atak paniki, a receptory adrenergiczne z zablokowanymi wychwytami i do tego MAOi, adrenalina się nie rozkładała, a ja się bałem jeszcze bardziej co powodowało spotęgowanie efektu i kolejne jej dawki wystrzalane w krwiobieg. W końcu zaczęło mnie wykręcać, wyszły mi żyły na czole, pisk w uszach itp, i krew z nosa. To taki atak paniki tylko, że nie trwał 15 min, tylko 6 zasranych godzin, gdzie w ubraniu wbiłem się do wanny z zimną wodą polewając szyję zimną wodą (chciałem zwężyć naczynia rwionośne ;P a nic innego nie przyszło mi do głowy) bo łeb mi pękał, i spodziewałem się wtedy wylewu. ;] Po arytmia i niepokój. Który zgłosiłem lekarzowi, a ten przepisał mi na serce kofeinę... jak wypiłem.. atak paniki od razu. Dopiero potem zdiagnozowano lęk napadowy i dostałem Relanium po którym spokój i ulga pokazały mi nowy wymiar czegoś czego bardzo chcę co potem okazało się piekłem. Przy odstawianiu benzo przy 30 clonazepamach na dobę, i dając depakinę, jazdy były nie do ogarnięcia. Depresje, zrezygnowanie, napady amoku, cięcie się bójki, na głodzie z palcem w dupie wypikowałem z drugiego piętra żeby iść do apteki no nie do opisania. Głody opioidowe, które zwalczałem dekstrometorfanem a potem np jadłem kodeinę z morfiną i leżąc nagle kumałem się, że moja klatka piersiowa się nie rusza. Nagle w domu przed TV przestałem oddychać, strach, adrenalina... nic. Wydusiłem tylko do słuchawki gdzie mieszkam. Potem chwilowy strach próba odstawienie, psychika w strzępach, zjedzona, i wyrzygana przez ćpanie. Co chwilę leki, inne leki, leki z lekami których nie powinno się łączyć, MAOi A i MAOi B dekstrometrofan i amfetamina, mixy śmiertelnych mieszanek, bo fobie przed zatłoczonymi miejscami i niedziałające leki, zwiększałem ich działanie co w rzeczywistości zwiększało działania nie porządane i skutkowało zaostrzeniem choroby. Potem się skumałem, że jak nie biorę leków jest lepiej... i od czasu kiedy zrozumiałem, że albo leki albo inne substancje, skoro nie powinno się tego łączyć to widocznie nie tylko dlatego, że można dostać sraczki, ale dlatego, że leżąc jak mumia w zaawansowanej depresji można wstać i bez powodu dostać białej gorączki i furii na dewastacje wszystkiego łącznie z sobą to chcę tego sobie już oszczędzić.
Psychozy tylko na amfetaminie same od tak nigdy nie wystapiły. Brak poczucia czasu, popieprzenie dnia z nocą, imprezy samemu z sobą a czujesz się jakby było full osób, film że wiesz że inni wiedzą xD i się gapią, albo poczucie MANI ogromna bezkrytyczna tyrania chorego EGO, irracjonalne decyzje, chęć dania upustu złości która siedzi w ciemnym kącie w naturze człowieka itp, tracenie znajomych, i pogląd że jest lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Ciągle kątem oka coś gdzieś widzisz, mi np. powracała scena powieszonego w więzieniu chłopaka, np zamiast kurtki widziałem jego. Są dużo gorsze jazdy, znałem typa co sobie nóż do gardła przystawił i czekał aż CBŚ wkroczą bo ponoć czekali za drzwiami ;/. I ciął sie co chwile b. głęboko.
Zab. osobowości, osobowość niedojrzała. Dawno temu, potem doszła narcystyczna, ale 3 lata temu mi to wykreślili bo to na terapii się leczy, i została chyba niedojrzała :P

PS: Na kacu, czy po alkoholu nie bierz p.bólowo Paracetamolu (Apap itp). Raz leżałem na SOR, i obok za parawanem była reanimacja, i typ zmarł. I przyczyna zgonu paracetamol i alkohol. Niewydolność wątroby. Ale to pewnie było jego hobby apap + bols. xP

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...