Skocz do zawartości
Forum

Zaniedbywanie przez partnera


Rekomendowane odpowiedzi

Witam,
Piszę, bo chyba potrzebuję spojrzenia z boku i jakiegoś chłodnego osądu.
Od stycznia spotykam się z 34-letnim mężczyzną, ja mam 31 lat. Wcześniej znaliśmy się z pracy, około roku - luźna znajomość. Uważam, że nasza relacja jest dość dziwna.
Nie piszę związek - bo waham się czy to właściwe słowo. Mieszkamy od siebie dosłownie 5 minut pieszo w linii prostej, a widujemy się właściwie tylko w weekendy. On pracuje w różnych godzinach, również w soboty i w niedziele, ale rzadko. Nawet jeśli kończy pracę wcześniej ode mnie lub o zwykłej godzinie, nie spotykamy się w tygodniu prawie nigdy. Teraz to i tak w tym czasie utrzymujemy kontakt telefoniczny, wcześniej potrafił się nie odzywać przez kilka dni. Dzisiaj się spotkaliśmy - był lekko ponad godzinę. Przez większość czasu milczał, trochę korzystał z komórki, zadzwonił do siostry i koniec. Miałam wrażenie, że siedzi z zegarkiem w ręku i tylko czekał aż będzie mógł już wyjść, bo odbębnił swoje. W weekend też szału nie ma. Spotykamy się popołudniu w sobotę, wieczór razem,albo i nie, niedziela przeważnie wspólna do ok.18. Czasami jest bardziej rozmowny, czasem jest strasznie. Bywało też tak, że proponowałam wspólne spędzanie czasu, ale odmawiał. Często po pracy jest zmęczony - ok, ale ja też. I nie wyobrażam sobie dalej takiej relacji,a przyszłości to już w ogóle. Uświadomiłam sobie, że bardzo mało go znam, mało o nim wiem - bo on milczy, o nic mnie nie pyta. Nie rozmawiamy o przeszłości, o przyszłości też nie. Jedyne co - pytał mnie kiedyś co sądzę na temat naszego ewentualnego wspólnego zamieszkania - ale uważam, że to za wcześnie i mu o tym powiedziałam i przyznał mi rację. Dodał, że boi się takich decyzji,bo boi się ograniczenia swojej wolności i niezależności. I pytał jeszcze ze dwa razy kiedy ze sobą zamieszkamy - niezrozumiałe dla mnie, skoro nie chce. Ja lubię mieć z góry coś zaplanowane - popołudniowe spotkanie, kino, spacer, sprzątanie i dochodzi też do sytuacji, że on wychodzi z inicjatywą spotkania, ale - ja już jestem zajęta, on odzywa się na ostatnią chwilę, nawet nie wie jakie mam plany... Czasami proponuje spotkanie "choć na godzinę" - nie zgadzam się na to, bo znowu czułabym presję tej godziny...Czuję się jak weekendowa dziewczyna.
Kiedy był na dwutygodniowym urlopie, nawet do mnie nie zadzwonił, rzadko się odzywał, nie pisał i nie mówił co robił, jak spędzał czas. Ok - ja też mogłam zadzwonić, ale byliśmy wtedy po rozmowie na temat czasu spędzanego razem i przyznał, że mnie zaniedbywał i miał to zmieniać, więc stwierdziłam, że poczekam i poobserwuję sobie te zmiany. Niestety ich nie było.
Rozmawiałam z nim na temat tego, że spędzamy z sobą mało czasu kilka razy,a spotkamy się raptem kilka miesięcy. Przyznał mi rację, obiecał, że to się zmieni i jakoś różnicy nie widzę. Mam rozmawiać z nim w nieskończoność? Czekać? Odpuścić?

Odnośnik do komentarza
Gość Egzystacjapospolita

Odpuść. Marnujesz swój czas. Jak już teraz jesteś niezadowolona to nie myśl, że nagle stanie się cud. On ma swoje życie, które bardzo widać ceni i ma wątpliwości, czy cię do niego wpuścić.
Aha i jak już go olejesz i zacznie latać jak piesek, to albo miej to gdzieś, albo, jak już ci na nim zależy, nie bądź nagle dostepna i gotowa. Małymi krokami.

Odnośnik do komentarza

ramblingr, rzeczywiście przyznam szczerze, że dość dziwnie rozwija się Wasza relacja. Raczej na początku znajomości jest ciekawość drugim człowiekiem (co lubi, co robi, czym się pasjonuje itd.), chce się jak najlepiej poznać tego kogoś, spędzać z nim jak najwięcej czasu, a tutaj Twój partner okazuje się zachowywać zupełnie inaczej - nie zabiega o kontakt, spotyka się z Tobą rzadko, choć blisko siebie mieszkacie, w czasie spotkań milczy albo patrzy na zegarek. Hmmm... dość dziwne. Nie wiem, czy da się to zmienić, skoro Twój partner obiecuje, że się bardziej postara, ale nic się nie zmienia. Może to tylko czcze obietnice? Może jest już tak bardzo przyzwyczajony do swojej niezależności, że trudno mu funkcjonować w relacji z kobietą? Nie wiem... Może warto poobserwować go jeszcze trochę, może się "rozkręci", a jeśli nie - zawsze możesz wycofywać się z tej relacji. Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza

Wróciłam po ponad roku. Dużo się wydarzyło przez ten czas. Okazało się,że ten mężczyzna był/jest uzależniony od seksu w Internecie, w każdej dostępnej formie, od oglądanie zdjęć i filmów o wiadomym charakterze,poprzez czaty z obcymi kobietami, smsy o rozmowy z nimi i umawianie się w rzeczywistości(podobno nie doszło do takiego spotkania). Podjął terapię, co więcej chodzimy na nią razem. Jakie są szanse,że on z tego wyjdzie? Relacja od momentu podjęcia terapii jest zupełnie inna, zamieszkaliśmy razem. Na terapii rozmawialiśmy o przyszłości - nie ukrywam, że chciałabym mieć rodzinę, dzieci. Ale czy mogę liczyć na to z tym człowiekiem? Z jednej strony na terapii mówi mi, że chciałby się ożenić i mieć rodzinę, tylko ja myślę,że niekoniecznie chyba ze mną...
Myślę,że gdybym była atrakcyjniejsza, nie doszłoby do tego,że tak zagłębił się w te czaty i wirtualne zdrady z innymi kobietami. Nie czuję się w tej relacji bezpiecznie, nie mam z jego strony żadnej deklaracji.
Dodam,że on kupuje właśnie mieszkanie i zaproponował mi,że podpiszemy umowę wynajmu. Dotknęło mnie to, bo chciałam rozłożyć koszty taty i utrzymania na dwoje po równo(nie mam zdolności przez krótki okres zatrudnienia w nowej firmie i charakter umowy), skoro chcemy być razem i mamy podobna wizję przyszłości. Nie wyobrażam mieszkać jako sublokatorka z umowa o wynajem z okresem wypowiedzenia... Psycholog zapytał go czy nie rozważał opcji zaręczyn, małżeństwa, co spowodowałoby,że umowa o wynajem nie byłaby potrzebna, ale zaprzeczył. Ostatnio powiedział mi,że nie ma do czego się spieszyć ze ślubem, w kontekście rozwodów - że jest ich tak dużo. Ja czuję się znowu jak piąte koło u wozu. Do wyciągania z terapii, gotowania, sprzątania jestem ok, ale na przyszłość chyba juz niestety się nie nadaję. On zupełnie nie rozumie mojego punktu widzenia i nie stara się go zrozumieć. Nie wiem czy rozstać się z nim czy czekać na dalszy rozwój terapii i tej relacji.

Odnośnik do komentarza

Ciekawie zadane pytanie- może gdybym byla atrakcyjniejsza, to on nie zacząlby flirtów w internecie?
Każda kobieta, niezależnie jakiej jest urody ,musi czuć, że podoba się swojemu partnerowi, że go kręci, że ma w sobie to coś, za czym on idzie. Z tej mąki nie będzie chleba o ile Ty nie dostajesz w żadnej formie od faceta takiej informacji. Jak się rozwiniesz z zadawaniem takich pytań jak powyżej to wpadniesz w kompleksy, bo połowa fotek z właściwych stron to kobiety, ladne lub ładnie "zrobione".
No cóż on chodzi na terapię chyba tak chwilowo. Umowa wynajmu podkreśla dokladnie, że moje to moje, a Tobie to wara do tego.
Rok temu zadawałaś pytanie, czy warto w ten związek inwestować i dalej takie pytanie jest zasadne.Jeśli nie czujesz się pewnie na tym świecie i chcesz , zeby tylko był kawalek chlopa jakiegokolwiek, to brnij w tę znajomośc. Ale i wtedy i teraz masz tak duzo wątpliwości a facet jakoś Ci ich nie rozwiewa, bo jak rzekła "dammar14" wszystko ma jak na tacy podane. On tylko stara się pamiętać o swojej niezależności "pani lokatorko ".
Ten związek jest trudny dla Ciebie i chyba zawsze będzie trudny. Niektórzy lubią trudności- adrealinę to w nich wyzwala.Czy Ty do nich należysz to musisz sama o tym zadecydować.
Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Co ciekawe - te kobiety, z którymi flirtował przez Internet były sporo od niego starsze, zarazem i od mnie. On zapewnia mnie, że jestem dla niego atrakcyjna, że mnie pożąda, ale to są słowa, w które ciężko mi wierzyć. Ta sytuacja podważyła moja atrakcyjność, ugodziła w kobiecość. Droga do odbudowania zaufania i całkowitego przebaczenia nie jest łatwa i krótka.
Nie potrzebuję adrenaliny,żeby się nakręcać w związku. Marze raczej o stabilizacji, ale nie w charakterze lokatora.

Odnośnik do komentarza

Dość marginalnie wspomniałaś o wspólnie spędzanym czasie, wspólnych zainteresowaniach, pasjach. Sądzę, że nie macie takich,a jeśli jeszcze więź fizyczna jest mizerna to moim zdaniem im prędzej zakończysz ten związek tym lepiej dla Ciebie. Powodzenia.

Odnośnik do komentarza

Zamieszkasz u niego, będziesz płacić za mieszkanie, do tego gotowanie, sprzątanie, usługiwanie mu i czasem seks.
Ty płacisz, a on wszystkie usługi ma za darmo.
Wygodna dla niego sytuacja.
Jak znajdzie inną, to pogoni cię z mieszkania i zostaniesz z niczym, do tego z zaniżonym poczuciem własnej wartości i ugruntowanym przekonaniu, że jesteś nieatrakcyjna.
Będziesz wrakiem, chcesz tego?
Z jego strony nie ma zaangażowania, miłości, ciepła.
Jeśli chcesz takiego życia i takiej perspektywy przyszłości, to bądź z nim dalej. Twoje życie, twój wybór.

Odnośnik do komentarza

ramblingr
Myślę,że gdybym była atrakcyjniejsza, nie doszłoby do tego,że tak zagłębił się w te czaty i wirtualne zdrady z innymi kobietami.

Aha, czyli już teraz widać jak Cię ten związek niszczy psychiczne, zdążył już zupełnie storpedować Ci poczucie własnej wartości skoro w taki sposób o sobie myślisz, i jak będziesz w tym dalej tkwiła, to będzie z tym coraz gorzej.
Normalnie obie strony są tak samo ważne i obie się w pełni angażują, a tu jest kompletny rozdźwięk między nim a Tobą, wiadomo w którą stronę.:P W tym układzie to nie Wy jesteście od tego żeby się starać, to Ty jesteś od tego żeby się starać za dwoje. Oczywiste więc że on dobrowolnie z tego nie zrezygnuje, to dla niego zbyt wygodne, to w końcu on wykorzystuje Twoje zaangażowanie, uwagę, starania, ogólnie energię, on czeka aż Ty go poprosisz dziesiąty raz o rozmowę, większą ilość spotkań itd, a Ty coraz bardziej się w to wciągasz, dwoisz się i troisz, zastanawiasz się co jeszcze zrobiłaś nie tak, a czego jeszcze nie zrobiłaś, zgadujesz jego myśli, co też to jemu może jeszcze nie pasować, jakby sam nie miał buzi po to żeby mówić. Twoje poczucie wartości przez to jeszcze spada, a przez to z kolei coraz bardziej się na to godzisz i coraz więcej dajesz z siebie wycisnąć. I co to znaczy że wyciągasz go na terapię, to jego terapia nie Twoja, sam powinien na nią iść mając taki problem, zanim zaczął rozważać z kimkolwiek związek, a nie pcha się w niego nie wiem na jakiej zasadzie, "aby mi było wygodnie", "jakoś to będzie", czy co.
Potem jak zamieszkacie razem, to gdy oboje wrócicie z pracy, on się uwali przed telewizorem a Ty będziesz zasuwać w domu przez parę godzin, albo będziesz się męczyła z zazdrością i brakiem zaufania do niego, bojąc się każdego jego kontaktu z płcią przeciwną, skacząc w okół niego i Waszego łóżka, wymyślać coraz to nowe przebieranki itd, żeby tylko utrzymać jego uwagę, bo oczywiście Ty będziesz od tego żeby "było między Wami dobrze", a raczej żeby jemu było dobrze, a on będzie łaskawie przyjmował Twoje wszystkie zabiegi. Z największym spokojem, dlatego może nawet niektórzy Ci powiedzą że masz szczęście, "bo taki spokojny", a Ty będziesz wychodziła z siebie.
Nazwałabym to w skrócie wampiryzmem energetycznym, i to dość typowym.
Możesz w to dalej brnąć jeśli chcesz, ale jeśli jeszcze zależy Ci na swoim szczęściu/a tak jak jest teraz im dalej tym będziesz miała mniej wiary w to i siły do zawalczenia o to/, to uciekaj z tego układu najszybciej jak się da, i daj sobie szansę na znalezienie kogoś komu będzie naprawdę na Tobie zależało, i z kim będzie Cię łączyło normalne, zdrowe partnerstwo. Poza tym sama też możesz być w pełni szczęśliwa. Generalnie całe życie i dużo możliwości przed Tobą, to po co na siłę się trzymać najgorszej opcji.

Odnośnik do komentarza

franca

Potem jak zamieszkacie razem, to gdy oboje wrócicie z pracy, on się uwali przed telewizorem a Ty będziesz zasuwać w domu przez parę godzin, albo będziesz się męczyła z zazdrością i brakiem zaufania do niego, bojąc się każdego jego kontaktu z płcią przeciwną, skacząc w okół niego(...)

My już teraz mieszkamy razem. Tylko w wynajmowanym mieszkaniu. On jest w trakcie zakupu mieszkania. Jeśli chodzi o podział obowiązków - jest w miarę równomiernie rozłożony. Z racji tego, że mieszkamy razem, czas po pracy i weekendy spędzamy razem. Jeśli chodzi o kontakty z płcią przeciwną - jest jak piszesz, jestem wyczulona i przeczulona na tym punkcie. Życie z nim na co dzień nie jest udręką, ale martwią mnie te niesprecyzowane wizje przyszłości w tym związku i zero konkretów. On mówi, że ten cały wynajem będzie tylko dla formalności, ale wolałabym to rozwiązać inaczej.

Odnośnik do komentarza

O boże! Ten typ jest straszny! Przecież on ma cię totalnie w 4 literach i dlatego tak naciska na to mieszkanie, bo znajdzie sobie współlokatora i będzie miał dodatkowe dochody. Czy ty tego dziewczyno nie widzisz? Ten związek to koszmar. Patologia. Dlaczego marnujesz swój czas (i pewnie pieniądze) na terapię z nim? Przecież on ci się ani nie oświadczy, ani nie założy z tobą rodziny. Przykro mi, ale im szybciej od niego odejdziesz, tym szybciej zapomnisz i znajdziesz normanego mężczyznę.

Odnośnik do komentarza

Za terapię nie placę. :) Nie znaleźliśmy się na niej z mojego powodu przecież. Jako lokatorka będę płaciła mniejszą kwotę. Tylko,że wolę płacić pół na pół i być tam na równych prawach. Tylko wg mnie to, że on woli żebym wynajmowała, świadczy o tym,że po pierwsze w razie czego nie mam do niczego praw, a po drugie, że nie chce w przyszłości się ze mną zaręczyć/ożenić.
Co ciekawsze on zaprzecza tym teoriom. Co mam zrobić z tym mieszkaniem u niego? Nie zgodzić się na wynajem? Jak to rozwiązać?

Odnośnik do komentarza

"franca"- jak zrozumialam, to od czasu pójścia na terapię dziewczyna już zamieszkała z facetem, pewnie w czymś wynajmowanym ,a teraz jest sytuacja, ze przeprowadzą się do mieszkania kupionego przez niego- chłopak proponuje jej opcję lokatorki z umową najmu.
Poszła z nim na terapię- to chyba dobrze, bo pewnie go tym wogóle zachęciła aby coś ze sobą robił. Ponadto jak widać jest dość malomówny a na terapii się otwierał, to ona choć trochę coś wie co mu po główce za myśli się plączą.

Autorko ,jak znam kobiety, to jeszcze się o niego martwisz, że jeśli z nim zerwiesz, to on biedaczek z tego zmartwienia znow wpadnie w nalóg.

W związku z ewentualną przeprowadzką masz szanse zostać tam gdzie mieszkasz i zobaczyć jak chętnie on sam pójdzie do swojego mieszkanka i co wtedy zrobi. Jeśli jeszcze chcesz z nim być, to wtedy masz szansę na zaręczyny i ślub. W jego glowie jest teraz obawa, że ona może za bardzo identyfikować się z moim "majątkiem" i ochrona tego "majątku", On nawet na to nie wpadl, że Ty możesz rozważać opcję, ze po co Ci taki facet wogóle i po co Ci mieszkanie- jego "majątek". On musi zauważyć, że mieszkanie mieszkaniem, ale ty Ty jesteś (powinnaś być) dla niego najważniejsza.

Mowisz, ze chcialas płacić koszta utrzymania mieszkania na pół i raty do banku na pół. Jeśli on to slyszal od Ciebie, to w głowce mu się zapaliło- raty na pół, to ona myśli, że choć w papierach ja jestem wlaścicielem, to ona chciałaby być współwlaścicielką. Pieniądze są mi potrzebne, co by ze wszystkim sobie poradzić, ale może jako od lokatorki je dostanę. I może dobrze myśli, jak się nie zgodzisz to przecież zawsze sobie może znależć inna lokatorkę.

Już pisalam ,związek bardzo trudny- w każdym związku jest ryzyko, jak to będzie, ale tu jest już pewne, ze z nim będzie bardzo trudno. Możesz kiedyś ciężaru tych trudności nie unieś.

Odnośnik do komentarza

Rozumiem, ze Ci trudno, bo pewnie jak lataliście po bankach i rozpoznawaliście swoje zdolności kredytowe i wyszlo, ze Ty takiej nie masz a on i owszem ma , to i tak załatwialiście to wszystko z myślą o mieszkaniu dla Was. Jak nie przeprowadzisz się do niego to może jeszcze poczujesz, że zostawiłaś go finansowo na lodzie a i Tobie pewnie będzie trudno coś samej wynajmować, bo było łatwiej we dwoje koszta ponosić>
Niemniej kiedyś powinnaś zebrać się na odwagę i powiedzieć, że w kwestii kosztów to niby Tobie byloby taniej być jego lokatorką niż ponosić wszelkie koszta na pól- to jednak finanse są ważne, ale nie najważniejsze. Wlaśnie takim stawianiem sytuacji, ze Ty jako lokatorka dowiedziałas się, że jednak dla niego kwestie tej własności mieszkania są najważniejsze. Rozumiesz, że potrzebuje lokatora aby dać radę spłacać kredyt, ale jak nie chciał wszystkich kosztów na pół to teraz niech kogoś obcego bierze za lokatora a Ty poczekasz jeszcze i z czasem dojdziesz do pozycji, że bierzesz kredyt i też coś swojego splacasz. Do jego mieszkania pasuje Ci wejśc tylko jako jego żona, bo tylko w takiej sytuacji czujesz się dla niego ważna.
Jakoś trzeba o siebie walczyć jak chlopak nie dość, że trudny w pożyciu to jeszcze za cwany chce być.
Powodzenia.

Odnośnik do komentarza

My poruszaliśmy temat wynajmu z psychologiem na terapii. I on zwrócił mu uwagę na to, że nie jest to dobre rozwiązanie i zapytał nas czy nie myślimy o małżeństwie. Jestem kobietą i wiadomo, że chciałabym mieć męża, dzieci, rodzinę, dom... Ale z kimś, kogo nie muszę zmuszać do tego i kto jest pewny tego, że chce być ze mną.

Odnośnik do komentarza

Rozumiem, ze skoro marnujesz na niego czas to masz jakies sklonnosci opiekuncze, ktore uniemozliwiaja Ci trzezwe podjedzie decyzji o wyborze partnera.

Sluchaj. Jesli od pierwszych chwil zadawalas pytanie "czy to kontynuowac?", zadajesz po pół roku, to bedziesz je zadawac i po 10 latach.

Jesli ludzie do siebie pasuja i chca tworzyc swiadomy, dojrzaly zwiazek partnerski, to to sie po prostu dzieje. Podswiadomie ludzie wiedza co robic i czuja sie dobrze ze soba. Tutaj tego nie ma. Masz tysiace obaw, ktorw zapewne sa prawdziwe, ale zamiast pomyslec mozgiem, nie sercem, to wolisz sie przekonac na wlasnej skorze, jak rozumiem...
Zajmij sie swoim zyciem, a jak on cos od ciebie chce, to niech to pokaze. Chociaz watpie.
I serio, przemysl to zanim znowu za rok wrocisz z pytaniem " czy warto?". Nie warto marnowac czasu.

A tak poza... co was laczy? Jak spedzacie czas? Rozmawiacie o wszystkim? Mozesz go nazwac przyjacielem?

Odnośnik do komentarza

kikunia55

Rozumiesz, że potrzebuje lokatora aby dać radę spłacać kredyt, ale jak nie chciał wszystkich kosztów na pół to teraz niech kogoś obcego bierze za lokatora a Ty poczekasz jeszcze i z czasem dojdziesz do pozycji, że bierzesz kredyt i też coś swojego splacasz.
Powodzenia.

Były też takie opcje, że płacę mu mniej, część odkładam, z czasem kupuję coś małego na siebie pod wynajem. Ale to czysta teoria. Za x lat może się coś zmienić, może pojawi się dziecko i pieniądze będą potrzebne na inne wydatki. Wystarczyłyby mi zaręczyny, żebym wiedziała, że mam na co liczyć. Ślubu od razu brać nie musimy. Psycholog wypytał nas czy chcemy, czy jesteśmy na to zdecydowani w przyszłości - przy nim powiedział, że jest to naturalny krok w przyszłości. Mieliśmy porozmawiać o tym w domu, ale na razie nie poruszam tego tematu, bo jestem zbyt rozemocjonowana sytuacją. A on dodatkowo powiedział, że nie ma się do czego spieszyć.

Muszę z nim po prostu porozmawiać i powiedzieć mu to, co Wam...

Odnośnik do komentarza

Dawniej panny nie mieszkały pod jednym dachem z chłopakami i było przyjęte że jednak trzeba się żenić, żeby pewne rzeczy mieć w zasięgu ręki. Choć niedawno słyszałam od pani z bardzo udanego małżeństwa (zawieranego w poprzednim pokoleniu) jak wspominała, że chodziła na randki ze swoim chłopakiem i chodziła ,az w końcu mu powiedziała, że chętnie poznałaby jego zamiary wobec siebie, bo jeszcze inny kolega wypatruje za nią oczy.Jakoś szybko się zdeklarowal jak mu wyszło, że inny może mu dziewczynę sprzed nosa sprzątnąć.

Teraz dziewczyny mieszkaja z chłopakami razem i dziwią się, że oni do slubu nie prą. Przecież to co chcą, mają zawsze. Czasem jest ciąza i okazuje się, że liberalność obojga nie jest tak wielka i oboje zgodnie lecą związek legalizowac dla dobra dziecka.Czasem jest ciąza i chlopak dalej nie myśli się żenic. Jednak w większości przypadków to dziewczyna czuje się pewniej będąc żoną, choć niby każda rozumie, że slub nie daje gwarancji dozgonnej milości. Jednak powolując na świat potomstwo, chcesz ,to co się da zapewnić dla jego stabilizacji. Nigdy nie wiesz jak zgodne małżeństwa doszły do tego,że są małżeństwami, jak dziewczyna po babsku rozgrywała swoje sprawy, jakie triki zastosowała, bo żadna takich rzeczy nie musi po prostu opowiadać.

Jak Twojemu jest tak z Toba wygodnie jak jest, to może koło 50-tki zaskoczyć, że może i dzieci by jeszcze chcial.

Odnośnik do komentarza

~maiko..o

A tak poza... co was laczy? Jak spedzacie czas? Rozmawiacie o wszystkim? Mozesz go nazwac przyjacielem?

Pracowaliśmy razem, więc łączy nas trochę wspólnych zainteresowań związanych z tą branżą. Czas spędzamy zwyczajnie po pracy - zakupy, gotowanie, sprzątanie, spacery z psem, wspólni znajomi, odwiedziny u jego siostry. :) Jak mamy więcej czasu - kino, spacery, czasem któreś z nas wyciągnie drugie np.na operę czy na basen. Chcemy też kupić działkę, bo lubimy pogrzebać sobie w ziemi. Czasami jesteśmy razem, ale każde z nas czyta sobie coś, albo oglądamy coś innego. Pracujemy w różnych godzinach, ale staramy się zaplanować czas tak, żeby część spędzać razem.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...