Skocz do zawartości
Forum

Początek nerwicy lękowej?


Gość Daybreak

Rekomendowane odpowiedzi

Witam!
Nie wierzę, że zadaję tu takie pytanie, ale może ktoś będzie w stanie mi pomóc. Nie będę opisywać całego życia, ale tak w wielkim skrócie: mam 16 lat, od dziecka byłam co prawda radosna, zaradna, typem lidera, ale bałam się też wielu (nieuzasadnionych) rzeczy np. nawet siłą nie było mnie wyciągnąć na naukę pływania, na nocowanie u koleżanki, bałam się jeść bez mamy u innych ludzi itp. Ale wiecie, to były takie drobne sytuacje, kto by się tym przejmował...Niestety, z czasem nie było lepiej. Można powiedzieć, że nigdy nie miałam łatwo - ojciec był agresywny, bardzo często wybuchał bez powodu, darł się, wyzywał matkę, mnie niby "kochał", ale okazywał to na swój sposób...Pewnie przez to, i moją nieco dziwną osobowość, takie lęki zaczęły się nasilać, a poza tym zaczęłam mieć kompleksy i niską samoocenę. W wieku 14? lat zaczęłam się samookaleczać, potem wpadłam w anoreksję. Z obu rzeczy samodzielnie wyszłam, pewnie powiecie, że mi się tak tylko wydaję, ale nie, naprawdę mi się udało. Więc w tym nie sęk. Ojciec kilka miesięcy temu też od nas wyjechał, więc wszystko powinno być już ok, powinnam być wesołą nastolatką, mam rodzinę, co jeść, pić, dom, kilkoro znajomych, świetnie się uczę. A tymczasem...Wszystko jeszcze bardziej się po.pi.er.dol.iło. Właściwie bez przyczyny. Nie wiem, może dopiero teraz ten cały stres z ostatnich lat ze mnie uchodzi? W każdym bądź razie do niedawna nie było aż tak źle. Wiadomo, miewałam humorki, byłam smutna czy wkurzona i nadal nie lubiłam imprez, spotkań rodzinnych itp., ale trudno, mogłam z tym żyć, wystarczyło mi spotykać koleżanki w szkole i rodzinę tam trochę przez dzień, lubiłam nawet spędzać wieczory przed tv z komórką czy książką, ale od niecałego tygodnia (dokładnie poniedziałku), odkąd pojechaliśmy na wycieczkę klasową (jej się też bałam, ale chciałam jechać), od ok. godziny 18 do zaśnięcia zaczęło się coś dziwnego. Gdy tylko zbliża się godzina 18 (nawet, jeśli nie patrzę na zegarek, to zaczynam odczuwać tę zmianę we mnie!) zaczynam odczuwać niepokój. Nieuzasadniony lęk. Zaczynam się stresować, niemal wpadam w panikę. Boli mnie żołądek, "skurcza" się, nie mogę nic przełknąć (a z dawnych doświadczeń wiem, że to jest u mnie objaw właśnie lęku/stresu), mam przyspieszony oddech, muszę łapać duże hausty powietrza, z czasem zaczynają mi się trochę trząść ręce, czuję, jakby mi serce szybciej biło (ale tak chyba nie jest, bo gdy je dotykam bije normalnie), robi mi się sucho w gardle. Aczkolwiek te objawy fizyczne to psikus. To, co się zaczyna dziać z moją psychiką to męka. Każda minuta to jakby wieczność pełna cierpienia. Sama nie wiem co odczuwam. Mam ochotę po prostu się zabić w tej chwili, chcę ryczeć, ale zaczyna mi brakować łez, więc płaczę tylko "na odwal się" z bezsilności, bo płacz to chociaż minimalna ulga, panicznie się boję, nie mam pojęcia czego! To głupie, ale wspominam czasy sprzed poniedziałku, przypominam sobie jakie fajne do niedawna były wieczory...Jeszcze do wczoraj dni (nie wieczory) były normalne. Byłam naprawdę szczęśliwa!, a co przychodził wieczór - bum, zaczyna się, nie pomaga czas wśród znajomych (bo przecież na wycieczce byłam wśród nich, a i tak musiałam się schować do toalety, gdzie się załamałam i ryczałam) albo jakiekolwiek inne zajęcia, mogę robić co chcę, nie jestem w stanie tego zignorować. Cały czas miałam nadzieję, że to tylko faza, ale nie przechodzi, wręcz przeciwnie, dziś rano się obudziłam i nie byłam szczęśliwa. Już zaczęłam się bać. Pojawił mi się...lęk przed lękiem. Teraz siedzę przed komputerem i za cholerę nie mogę przestać się bać nadejścia wieczoru. Skoro już jest źle to co będzie wieczorem? Mam niby iść do babci, mam tam fajnego, małego kuzyna, z którym mogę się bawić itp., naprawdę powinno być extra! A ja się obawiam, że ten "atak paniki" i tak się pojawi i to w dodatku przy rodzinie, ludziach...

Od powrotu do domu nie mogłam inaczej i musiałam sprawdzić co to jest - najbardziej pasuje mi właśnie nerwica lękowa, ale może ja sobie to tylko wyobrażam? Przechodził ktoś przez to?

No i jeszcze zasadnicze pytanie - co powinnam zrobić? Psycholog szkolny odpada, nie ma go w mojej szkole. Psycholog prywatny - odpada, nie stać mnie/nas. Zostaje psycholog NFZ - okej, ale wiecie, jedyna osoba, której mogę o tym powiedzieć to moja mama, a ona jest dość konserwatywna, wątpię, by zrozumiała mój problem, na pewno się tam nie będzie chciała ze mną udać, bo stwierdzi, że "cuduję" i "wyolbrzymiam". A poza tym na termin czeka się chyba długo...Próbuję się sama uspakajać, wmawiam sobie, że będzie dobrze itp., ale łatwiej powiedzieć, niż zrobić. I naprawdę, paradoksalnie, najbardziej boję się tego, że będę się bać i te stany zostaną mi do końca życia, że już każdy wieczór taki będzie...Myślicie, że jakieś tabletki uspakajające, zioła (np. melisa, rumianek) i trochę jogi albo takich ćwiczeń z neta pomogą? Chcę być po prostu normalna. Gosh...

Dziękuję, jeśli ktokolwiek to przeczyta, naprawdę, potrzebuję tego...

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...