Skocz do zawartości
Forum

franca

Moderator Forum
  • Postów

    322
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2

Ostatnia wygrana franca w dniu 19 Października 2020

Użytkownicy przyznają franca punkty reputacji!

2 obserwujących

Personal Information

  • Płeć
    Kobieta
  • Miasto
    Wrocław

Ostatnie wizyty

2 776 wyświetleń profilu

Osiągnięcia franca

3

Reputacja

  1. No właśnie. Czyli mniej więcej to, co wcześniej pisałam, a to tłustym drukiem już wtedy, gdy odpisywałam luukasowi. Pewnie, że on nie ma wątpliwości, bo jemu z Tobą jest wygodnie. Oczywiste więc, że będzie mówił Tobie o ich braku co do swoich uczuć. Ale jego słowa "i że może to nie jest takie szalone uczucie, jak to pierwsze", mówią same za siebie. Pewnie, że woli Ci podać to w tak delikatnej, eufemistycznej formie, bo po co wprost mówić: "nigdy nie pokocham Cię tak jak tamtą"? Przecież nie chce, żebyś z nim zerwała. Także fajnie, że "nie ma wątpliwości", szkoda tylko, że Twoje własne już zawsze by Cię dręczyły, gdybyście pozostali ze sobą. Pfff... A skąd on wie, że nie można? Bo ja wiem, zarówno ze swojego doświadczenia, jak wielu innych osób, że jak najbardziej można. Po co Ci wciska taki kit, skoro to oczywiste, że nie mógł tego w żaden sposób zweryfikować? Przyznaje się, że wcześniej się wybielał, po czym znów to robi, żeby nie było jasno i klarownie widać, że nie kocha Cię tak, jak mężczyzna powinien kochać swoją kobietę, ale żeby wyglądało na to, że co czuje jest w związku normalne, a więc i Twoja sytuacja też. I jeszcze sam wygląda w ten sposób na ofiarę. I znowu te głodne kawałki o tak zwanej "dojrzałości". Tylko że tym razem słyszę je od niego. Litości. Co w tym jest dojrzałego? Jakoś to, w jaki sposób Cię traktuje, nie dowodzi tego, ale czegoś z tym sprzecznego-"Po owocach poznacie". Co to znaczy "przemyślane"? Daj spokój. Mówi tak, jakby uczucie można było wyperswadować, czy może temu uczuciu coś wyperswadować, ogólnie mieć jakikolwiek wpływ na nie. Wcześniej uczucia nie było, ale ponieważ je "przemyślał", to nagle, po roku związku się zakochał? Z kontekstu wynika, że raczej przeciwnie, więc przez "dojrzałe i przemyślane" on po prostu rozumie: słabe, płytkie, mało intensywne, dlatego porównuje je z uczuciem do byłej, tylko używając określeń dających wrażenie, że to uczucie do Ciebie jest tym "lepszym". Jedyne co mógł przemyśleć, to swoją postawę, a nie uczucie. Ale gdyby szczerze to zrobił, to by nie tylko przyznał się do wszystkiego, co zrobił, do prawdziwych uczuć też, ale i naprawdę tego żałował, a więc od tej pory kierował się Twoim autentycznym dobrem, i pozwolił by Ci odejść, wiedząc, że nie będziesz z nim szczęśliwa, sam by powiedział Ci, że w związku z tym wszystkim powinniście się rozstać, a gdybyś nie chciała tego przyjąć, to sam by zerwał z troski o Twoje szczęście, skoro na dłuższą metę oszczędziło by Ci to o wiele więcej cierpienia, niżby Ci przyniosło. Wow. Nie do wiary. Cóż za romantyzm i przejaw głębokiej miłości. Można się wzruszyć. Szkoda słów. Serio chcesz być z kimś takim? Jakaś farsa. Chcesz takiego związku. Było już wcześniej pięc takich "szczerych rozmów", teraz szósta okazała się równie "szczera", bo jaka miała być. Chcesz czekać na siódmą? No właśnie. Najlepiej, jak sama na to odpowiesz. Po co? Choć wygląda na to, że w dużej mierze już to zrobiłaś. Wiesz, że nie ma żadnych racjonalnych powodów, by w tym związku tkwić. Już dużo wcześniej przyznałaś, że właściwie szukasz potwierdzenia, że on Cię kocha, na pewno widząc, że nie są to racjonalne dążenia. Wiem, że jest Ci bardzo trudno, ale to Cię tylko jeszcze bardziej unieszczęśliwia na dłuższą metę. Wprawdzie napisałaś wcześniej, że psychoterapeuta Ci "nie pomógł", ale przecież widać, patrząc długofalowo, że pomógł Ci najbardziej jak mógł. Sama napisałaś, że trzyma Cię przy nim właściwie tylko strach przed tym, że już nikogo innego nie znajdziesz, z kim będziesz szczęśliwa, i założysz rodzinę. Każdy ma swoje lęki, swoje słabości, i swoje wyzwania, ja też, nieraz też ciężko się zdystansować od swoich emocji, ale na pewno i tak widzisz, że to jest jedna z najbardziej irracjonalnych pobudek do trwania w związku, skoro po to się w niego wchodzi, żeby być w nim szczęśliwym. Lęki są po to, aby je przełamywać, i robi swoje, a nie żeby to one rządziły Twoim życiem i Twoimi decyzjami, a nie Ty sama. Każdy staje czasem przed takim wyzwaniem, każdy ma lęki, które niejednokrotnie blokują go w byciu w zgodzie ze sobą. W ich przełamywaniu psychoterapeuta też Ci może pomóc, każda pomoc jest dobra, ale da rezultat tylko, gdy Ty jednocześnie będziesz naprawdę chciała sobie pomóc. Sama widzisz, w tym sęk. Powiedz szczerze, czy naprawdę cokolwiek w życiu jest tego warte? Czy cokolwiek jest warte tego, by zdradzić samą siebie, i samą siebie zniszczyć? Wierzysz w to, że cokolwiek może to zrekompensować, nie tylko posiadanie męża i dzieci? Co Ci po tym, jeśli nie będziesz szczęśliwa w takim związku, żyjąc wbrew sobie? Nie ma niczego wartego tej ceny. Może teraz ciężko Ci o tym myśleć, ale na pewno też to widzisz, a jak uwolnisz się z tego związku, odbudujesz zniszczone nim poczucie własnej wartości, swoją psychikę, to będziesz to czuła emocjami, nie tylko to rozumiała, nie będziesz miała żadnego problemu z myśleniem o tym. Psycholog może Ci pomóc z tego dołka wyjść, ale też sama możesz zobaczyć, że Twoje lęki nie są racjonalne, w końcu jesteś jeszcze zupełnie młoda, masz w dalszym ciągu mnóstwo czasu na założenie rodziny. Wielu ludzi znacznie później wchodzi w związki, i są szczęśliwi. Chyba każdy też, kto został zraniony, reaguje lękiem przed ponownym zranieniem, ale wielu ludzi nie poddaje się, przełamuje je, i w końcu znajduje partnerów, z którymi łączy ich prawdziwa miłość, i są szczęśliwi. Także absurdalne byłoby, gdybyś z powodu takich lęków miała zrujnować sobie życie. Lęki generalnie tak działają, żeby blokować człowieka przed zdecydowaniem się na coś, wyolbrzymiając całą sprawę, dopóki człowiek tego nie zrobi, często mu się wydaje, że to jest straszne, bardzo mocno to czuje(choć nie do końca, nie zawsze, można nawet takie uczucia przełamywać, łagodzić, czy niwelować jeszcze przed podjęciem danej decyzji, której człowiek się boi), a gdy już to zrobi, okazuje się, że strach ma wielkie oczy, wcale to nie było takie straszne, jak się wydawało. Też tak miałam, jak widziałam, że między mną, a moim byłym jest źle, myślałam o tym, co to będzie, jak się rozstaniemy, jakie to będzie straszne, jak ja sobie poradzę, też mi zależało, też się związałam z miłości, też byłam mocno zraniona, też to był mój pierwszy poważny związek-i myślę, że w dużej mierze dlatego, że pierwszy, się tak bałam, i podobnie może być u Ciebie. Po czym, jak w końcu przez to przeszłam, i zerwaliśmy, to się okazało, że zupełnie to wszystko nie wygląda tak, jak te lęki mi pokazywały, i bardzo mnie to zaskoczyło. Generalnie tak jest, każdy reaguje nieco inaczej, każdy w swoim tempie dochodzi do siebie i układa sobie życie, ale schemat jest mniej więcej podobny: najpierw jest bardzo źle, ale jak już człowiek uwolni się od relacji, która go blokuje na szczęście, to coraz lepiej sobie radzi, na forum też to było nieraz widać, nawet gdy na początku był wielki dramat, jedno zostawia drugie dla kogoś innego, i to po 15 latach małżeństwa, z dziećmi, itd, i np po trzech miesiącach jest zupełnie inaczej i ktoś mówi, że nawet nie wie, czy w ogóle jeszcze kocha swojego byłego bądź byłą. Także nie daj sobie wmówić, że masz wyidealizowany obraz miłości, bo on jest akurat bardzo zdrowy, ale naprawdę zanim idź, zamiast pozwalać lękom się od niego odciągać.
  2. Nie oczekiwań, ale intencji, bo przemocowiec też od innych oczekuje, że nie będą go bili, ale sam robi na odwrót, bo jemu osobiście tak pasuje. No i nikt jakoś w takich przypadkach o tej rozbieżności oczekiwań nie pisze, bo jest to zupełnie nieadekwatne do sytuacji, nie oddaje ani jej specyfiki, ani istoty, a ni jej powagi. Tak więc, nie zareagowałam personalnie, bo to nie ma ze mną związku, tylko emocjonalnie, bo według mnie było to bardzo niesprawiedliwe podsumowanie. No właśnie-oczywiste. Więc nie chodzi wcale o to, że ona miała pogląd że to jest złe, a on, że to jest w porządku. To w ogóle nie jest kwestia poglądu, tylko wiedzy. Dobrze wiedział, co robi, że to jest złe, i zrobił tak, bo mu było wygodnie, a nie bo miał inne zdanie na ten temat. Egoizm a poglądy to dwie zupełnie inne sprawy. Znowu mnie nie zrozumiałaś-przecież ja właśnie cały czas pisałam, że tak było. ? I dlatego właśnie pisałam, że zrobił autorce zupełne świństwo, więc dlatego uznałam określenie "rozbieżność oczekiwań" bez żadnych komentarzy innego typu odnośnie tego, za ogromne, zupełnie nieadekwatne do sytuacji wybielenie postawy autora. Mówię tylko o tym, co wtedy napisałaś, i jak to wyglądało, a nie o Twoich wszystkich myślach, wrażeniach, odczuciach, czy intencjach. Dokładnie. Klasyczne zachowanie tego typu, niestety. Jak wielokrotnie życie, w tym wątki z tego forum, pokazało, ludzie mogą robić nawet najgorsze rzeczy drugiej osobie, która ponoć była najbliższa, a potem zachowywać się dokładnie tak samo, płakać, błagać, itd. Zwykłe zmiękczanie drugiej strony, niestety.
  3. Właśnie, znowu piszesz o tym, że nie trzeba być najważniejszym wstecz, do czego się poprzednio odniosłam w miejscu, gdzie pisałam, że autorce wcale o to nie chodzi, tylko o bycie najważniejszą od czasu rozpoczęcia związku. Wygląda więc na to, że to Ty nie zrozumiałaś jej, a następnie mojej odpowiedzi, a nie ja Twojej, przynajmniej w tym miejscu. Moim zdaniem jak najbardziej jest sens, bo inaczej autorka mogłaby dojść do wniosku, że jedynie to odchodzenie od niej było problemem, gdyby nie to, to wszystko byłoby super-a np Twoje wypowiedzi coś takiego sugerują-i gdyby znowu trafiła na cwaniaka, który chce się w związku z nią wygodnie urządzić jej kosztem, dopóki nie zechce go inna, która mu się bardziej spodoba, i nie zaklepie sobie przy niej miejsca-to autorka mogłaby pójść na taki układ, lekceważąc fakt, że mu na niej nie zależy, nie angażuje się specjalnie, nie jest z nim szczęśliwa, tylko dlatego, że nie zostawia ją, nie zdradza, deklaruje że mu zależy, jakiś szczególnie patologiczny nie jest, itd. Mogło by się zdarzyć, że i inni ludzie, zwłaszcza młodzi, zasugerowali by się tym w podobny sposób, i niestety podobnie wcielili w swoje życie. Sporo ludzi tylko zagląda w wiele wątków i czyta komentarze, nie biorąc w nich udziału, bądź nie zakładając swoich własnych. Słyszałam nieraz takie informacje zwrotne, że interesują ich takie rzeczy, przeglądają to, jest to dla nich stosunkowo ważne, więc poszczególne wnioski mogą wyciągnąć z całego wątku, a nie tylko z tych uwag, które dotyczą tylko i wyłącznie sytuacji jego autora. No właśnie o to chodzi, że to, że ktoś napisze, że nie usprawiedliwia danej osoby, nie oznacza, że tego nie robi, bez względu na intencje. Nie napisałaś w tym miejscu, że jest w porządku, ale też nawet nie napisałaś, że jest nie w porządku. W ogóle nie było w tym nic krytycznego odnośnie jego postawy, jedynie że po roku związku(choć powinno to być przed jego rozpoczęciem:O:O) powinien się określić. Jakby człowiek czytał tylko to, bez wpisów autorki, to odniósł by wrażenie, że nic takiego się nie stało, albo nawet było to zupełnie neutralne moralnie, Bo zwykłe nieporozumienie, robieżność oczekiwań, jak pisałaś, jest zupełnie neutralne moralnie, z definicji-nic złego się nie stało, nikt źle nie chciał, nikt źle nie zrobił, tylko się nie zrozumieli, i w tym cały problem. Czy gdyby w związku jedno wobec drugiego użyło przemocy, albo zdradziło, też byś pisała o rozbieżności oczekiwań? Nie, bo te przypadki są bardziej drastyczne? A co to ma do rzeczy, czy bardziej drastyczne, czy nie? To znaczy, że ich wybielać nie można, ale mniej drastyczne, choć też bardzo złe, to już można? Facet ją oszukiwał i wykorzystywał, załatwiając sobie przy niej bezpieczną przystań, jednocześnie wzdychając do innej, a Ty to nazywasz "dysonansem", "rozbieżnością", "niezgodnością opinii" itd. I teraz dalej to robisz. Co jest niezgodnością poglądów czy opinii? :O Naprawdę twierdzisz, że miał inną opinię od niej odnośnie tego, czy ludzi należy traktować uczciwie i z szacunkiem, absolutnie nie przeszkadzało mu, jeśli by ktoś jego oszukał i wykorzystał, i jeszcze myślał, że wszyscy się z nim zgadzają, że autorka też, a wręcz że to jest dla niej oczywiste, i ku jego największemu zdziwieniu okazało się, że jednak ich poglądy są różne? To jest właśnie wybielanie danej postawy aż do granic absurdu. Niezgodność opinii to można mieć w filozofii, polityce, sztuce urządzaniu domu, czy wspólnego wyjazdu na wakacje. A nie, gdy człowiek rozpoczyna związek, doskonale wiedząc, że jest to związek poważny i przede wszystkim że druga strona tak to traktuje, i w to wierzy. Naprawdę uważasz, że akurat on tego nie wiedział? To płakał, przepraszał, tłumaczył się, nie mając pojęcia, dlaczego, skoro był przekonany, że to zwykłe nieporozumienie z powodu "różnicy poglądów"? Doskonale wiedział, że wchodzi w poważny związek, że autorka tak go traktuje, i dlatego właśnie ukrywał przed nią, że on sam tego nie robi. Właśnie w tym sęk i największy problem, jeśli o tę sprawę chodzi, a Ty piszesz, jakby tego wszystkiego nie było, jakby nic nie wiedział, albo jakby to była jakaś czwartorzędna kwestia, o której sama nie wspominasz, chyba że jako o jakimś nieporozumieniu. Jakie ma znaczenie, że niektórzy tak tak robią? Może nawet i wielu, choć to nic pewnego, na forum przychodzi się z problemami, siłą rzeczy opisuje się tylko negatywne sytuacje, więc nie jest żadna próbka statystyczna. Wiem tylko tyle po moich znajomych, że wielu tak nie robi. Tak czy siak to co robią inni, nie zmienia tego, co zrobił on. Ani ich pobudki, skoro właśnie o to chodzi, że wchodząc w poważne związki, ich rzeczywiste pobudki powinny być z tym spójne, czyli też poważne, więc jeśli tego nie robią, to oszukują i wykorzystują swoich partnerów tak samo, jak to zrobił facet Kiniak. Bez względu na to, czy oprócz tego, wszyscy oni, łącznie z nim, odchodzili w czasie związku do kogoś innego, czy zdradzali, czy robili inne złe rzeczy, czy nie. Takie oszukiwanie i wykorzystywanie drugiej strony to jest zwyczajne, bardzo egoistyczne świństwo, a nie jakiś przypadek, "nie dogadali się ludziska, no jaka szkoda, ale wypadki chodzą po ludziach". To wcale nie dotyczy tylko tego odchodzenia i wracania w trakcie związku, w moim poprzednim komentarzu chyba wyraźnie widać, co w ten sposób oceniam, i że w związku z tym to odchodzenie absolutnie nie uważam za jedyny problem w tym wszystkim, a resztę bagatelizuję. Mi z tym przykładem 40 latka chodziło o to, że z jego sytuacji nie wynika wcale, że nie mógł wybrać najlepszej opcji, osoby, z którą łączyło by go zarówno głębokie uczucie miłości(zakochanie, więź emocjonalna, namiętność), jak i postawa miłości(troska, szacunek, szczerość, uczciwość, zaufanie, itd). To, że w tym przykładzie akurat faktycznie zabawił się w licytację, robiąc sobie ranking byłych, i tym rankingiem się w swoim życiu dalej kierował, nie oznacza, że nie dało się inaczej. Więc ten przykład tak czy siak nie pokazuje, że istnieje jakakolwiek sytuacja, w której człowiek byłby zmuszony z tej najlepszej opcji zrezygnować. A tym, że Kiniak nie ma możliwości znalezienia kogoś takiego, i że to jest "rozsądne", żeby została przy tym, co ma, bo to w zasadzie jest normalne, to co on se pisał gdzieś tam jest "normalne", to co czuje, a raczej nie czuje do Kiniak jest normalne, emocje, które budzi w nim była są normalne, ma do tego prawo, i jednocześnie być w związku z Kiniak też ma prawo, jak sugerowałaś wcześniej. No nie, nie miał prawa, nie jest to ani zdrowe, ani normalne, i tym bardziej ten przykład tego nie dowodzi. Absolutnie to wszystko nie jest normalne, a tkwienie w czymś takim nie jest żadnym rozsądkiem, ani nie ma nic wspólnego z "dojrzałym związkiem", ale dobrowolnym skazywaniem się na bycie nieszczęśliwą, najprawdopodobniej przez wiele lat, jeśli nie do końca życia. Tak zwane "małżeństwo z rozsądku" to jedna wielka głupota, a nie żaden rozsądek, i tym bardziej Kiniak nie musi się do tego uciekać, tylko może wybrać kogoś, z kim stworzy zarówno dojrzały, jak i namiętny związek, który da jej prawdziwe szczęście. Aha, no moim zdaniem naiwność to całkiem inna sprawa niż idealizowanie, dlatego też tak to wcześniej zrozumiałam, szczególnie biorąc pod uwagę kontekst tych słów. No właśnie, lepiej, że wie teraz, niż po ślubie. Źle się stało, ale dobrze, że się wydało-to na pewno było potrzebne.
  4. A jak ma być? "Średnio na jeża"? Kogo człowiek ma kochać najbardziej, jak nie osobę, z którą jest w związku, sąsiada? Czy ktokolwiek normalny marzy o związku, w którym jego partner wzdycha za innym albo inną? Każdy chce być najważniejszy i najlepszy dla drugiej strony, inaczej to nie byłby związek z najbliższą osobą, a z bratem, siostrą, przyjacielem, itp, czy może nawet średnio lubianym znajomym-co tam, szału nie ma, ważne, żeby się jakoś dało przeżyć. Nic dziwnego, że autorka ma bardzo niskie poczucie własnej wartości, skoro w oczywisty sposób taki związek je podkopuje, zupełnie odwrotnie, niż piszesz. To, że chce czegoś zupełnie innego jest normalne, i świadczy o tym, że jeszcze do końca nie straciła kontaktu ze sobą, z tym co w niej prawdziwe, co mówi o tym, czego rzeczywiście potrzebuje, a nie o niskim poczuciu własnej wartości, które wynika właśnie z tego, że w tym związku trwa. Ewidentnie z tego to wynika, zwłaszcza jak opisuje, jak się czuje, a już słowa o czuciu się jak "druga opcja" mówią same za siebie. Im dłużej w nim trwa, tym bardziej to poczucie własnej wartości spada, więc tym trudniej jej się z tego wyrwać, desperacja narasta, i coraz mniej ma siły na ten krok. I powstaje błędne koło. W dodatku wygląda na to, że on faktycznie w trakcie związku zostawiał ją dla byłej, więc to, że nadal z nim jest po czymś takim, świadczy o wyjątkowo dużej desperacji. I to już jakiś czas temu, więc jak jest teraz? A to może znaczyć, że bardzo ciężko będzie jej pomóc, i bez względu na wszystko będzie się trzymać tego związku i nadziei, że on ją naprawdę kocha. Ale takie właśnie u Ciebie, szukanie jakiś zupełnie naciąganych wytłumaczeń i usprawiedliwiania tej sytuacji, tylko ją w tej desperacji pogrąża. Oszukiwaniem samej siebie by było, gdyby w te usprawiedliwienia wierzyła, a nie to, że takiej sytuacji nie chce. I po co ta fałszywa dychotomia między związkiem namiętnym, a związkiem dojrzałym, tak jakby jedno przeczyło drugiemu? Wiadomo że ludzie chcą związku, który jest zarówno namiętny, jak i dojrzały. I ludzie, którzy są w życiu osobistym naprawdę szczęśliwi, takie właśnie związki wybierają, na przykład przytłaczająca większość par z mojego otoczenia. A nie, jak mówisz, wybieramy(Jacy "my"?) jakąś dziwną opcję, niby "dojrzałą", ale tak naprawdę niedojrzałą, skoro z uczuciową sferą jest zupełnie nie tak, jak powinno być. Co jest dojrzałego w związku autorki? Jej desperacja, czy kompletny egoizm jej faceta? Litości. To akurat jest oczywiste, skoro chce ją w tym związku zatrzymać, bo z wiadomych względów jemu ten związek pasuje. Ale jej przecież nie chodzi o okres, gdy się nie znali, tylko o to, jak jest teraz, gdy są już w związku. A to, że chce, żeby jemu było z nią najlepiej, jest zupełnie normalne-każdy tu i teraz chce być najlepszą opcją dla swojego partnera, a nie jedną z wielu, czemu nazywasz to "licytacją"? Albo jest się z najbliższą osobą na świecie, i tworzy się prawdziwy związek, albo z kumplem, przyjacielem czy znajomym, i ciężko to związkiem nazwać. Chodzi o bycie autentycznym, w tym rzeczywiste nie oszukiwanie siebie, a nie żadną "licytację". Co do przykładu z 40stką, to kto mu każe wybierać pierwszą partnerkę? Przecież może się związać z kimś innym, z kim będzie mu lepiej, niż z nią. To jakiś żart? Rozpoczynanie z kimś związku, który oczywiście że był na poważne-sorry, nie ma mowy o jakiś niedomówieniach czy umowach na "sex friends" na przykład-i jednocześnie wcale nie traktowanie partnera poważnie, nazywasz "dysonansem"? Po roku związku powinien wiedzieć? To jest, przepraszam norma, a już jakby po pół roku "wiedział", to byłby wielki sukces, za to ludzie, którzy faktycznie traktują innych uczciwie, z szacunkiem, i wiążą się z drugą osobą tylko gdy są pewni, że tego chcą, a nie czego innego, to jacyś kosmici albo dinozaury na wymarciu? A może ideały, skoro oczekiwanie, że facet będzie normalny i będzie traktował ją uczciwie, nazywasz "idealizowaniem". Tragedia. Ładnie by świat wyglądał, jakby wszyscy takie "standardy", pożal się Boże, mieli, w ogóle by szczęśliwych związków nie było. Najpierw deklarujesz, że nie chcesz go usprawiedliwiać, ale w rzeczywistości zaraz potem to robisz. Czym innym jest tak drastyczne wybielanie jego postawy, w tak absurdalny sposób, jak nie usprawiedliwianiem? To się nazywa oszukiwanie i wykorzystywanie drugiego człowieka, i jest zupełnym świństwem, a nie nieporozumieniem wynikającym z jakiejś zupełnie przypadkowej rozbieżności oczekiwań. Wspominanie o takich rzeczach tylko potwierdza, że facet ją tak naprawdę nie kocha i nie zależy mu na niej, a nie że nie jest "idealny". Więc nawet bez tego wracania do byłej ten związek nie miałby sensu. To jednak znacznie pogarsza sytuację, bo skoro człowiek to akceptuje, to zgodzi się na wszystko, będzie skłonny do ciągłych kompromisów ze sobą samym, trzymając się nadziei, bo "teraz to przynajmniej mnie już nie zostawia, a nawet przeprasza, i chce ze mną być, to może nie jest tak źle", i ciężko będzie wyjść z tej desperacji.
  5. Bahahah, jasne, na pewno tak powiedział. Już nawet laik nie jest na tyle głupi, żeby w to uwierzyć, zwłaszcza jak spojrzy na to z dystansu. Co dopiero psychoterapeuta. Od początku byłam pewna, że powiedział przeciwnie, powinna się rozstać z narzeczonym. Taka typowa, sztampowa i bezsensowna wymówka to ma być przejaw dojrzałości? Proszę Cię! I wiadomo, że to nie deklaracje świadczą o człowieku, ale właśnie jego zachowanie, reakcje, postawa, jak przychodzi co do czego, najlepiej jak nie wie, że jest obserwowany. A deklaruje się na swój temat generalnie to co się chce, żeby druga strona myślała. Nic dziwnego, jemu w akurat w takim związku jest wygodnie, ma dziewczynę, dla której jest całymświatem, i zrobi dla niego wszystko, byle by nie odrzucił jej miłości i nie wybrał innej. Smutne. A niby jak się ma czuć przy swoim facecie, odnośnie tego osobliwego pytania, jak jakaś pani Lodzia z mięsnego-ok, fajnie jest, ale tyłka nie urywa, czy jedna z wielu jego fanek, albo "dziewczyna z sąsiedztwa"? Pfff... Oczywiście, że każda kobieta chce być tą najwspanialszą w oczach swojego partnera, i tak chce się przy nim czuć. Ale że w rozmowach z byłą pokazał, że tak nie jest, to nigdy nie będzie już miała pewności, i zawsze będzie się czuć fatalnie, dopóki od niego nie odejdzie. Na końcu ka-wa wspomniała nawet, że on kilka razy odchodził od autorki do byłej. Tego akurat sama nie doczytałam, muszę jeszcze sprawdzić, ale jeśli tak było, to już w ogóle szkoda słów. A o co chodzi? Żeby tkwić bez sensu w związku, który nie daje szczęścia? Super perspektywa. Co z tego, że autorka zasługuje na prawdziwe szczęście a nie na jakąś namiastkę nie wiadomo czego.
  6. Jak można budować związek bez zaufania? Jeśli mu nie ufasz, nigdy nie będziesz z nim szczęśliwa. A przecież tego nie chcesz, nie jest się w związku za karę, co nie? Jak to jest dla niego normalne, to jak masz mu zaufać? Nawet 1000 testów na to nie pomoże. Moim zdaniem powinnaś dać sobie spokój z tym związkiem, chyba, że nagle poczujesz, że mu ufasz i naprawdę jesteś z nim szczęśliwa. Ale jeśli to miało by się stać dopiero po 15 latach usilnego starania się o to, to życie jest na takie coś zbyt cenne. Abo poczujesz tę diametralną zmianę dalej z nim będąc wkrótce, albo to nie ma sensu.
  7. franca

    Nerwica? Depresja?

    Bardziej mi to wygląda na nerwicę, niż depresję, tak czy siak nie jest dobrze, powinnaś jak najszybciej pójść do specjalisty. Natychmiast przestań to robić, bo zwariujesz. Zwłaszcza, jak robisz to codziennie. Robiłam tak samo, nietrudno zgadnąć, że bardzo szybko zaczęło mi się wydawać, że objawy każdej choroby, o której przeczytałam, pasują do mnie. To była masakra, oczywiście, bałam się coraz bardziej, a nie coraz mniej, i raz nie mogłam zasnąć 5 godzin ze strachu, że się juz nie obudzę, bo bałam się, ze mam coś poważnego, ale może nie będę mówiła co, bo zaczniesz sprawdzać w internecie, czy tego nie masz. Jak przestałam, to stopniowo mi to wszystko przeszło. Najpierw trzeba zacisnąć zęby, zmusić się, żeby już nic nie sprawdzać, potem starać się jak najmniej o tym myśleć, potem w ogóle zmienić swoje nastawienie do tego, nabrać dystansu to tych spraw. Zwłaszcza, że już byłaś u różnych lekarzy, i nic Ci nie wykryli.
  8. A gdzie ja pisałam o ilości seksu? Oczywiście, pytałam o jego jakość, a nie ilość. Co innego, jak dla kogoś generalnie seks z partnerem jest super, ale po paru godzinach, a tym bardziej paru dniach takiego maratonu już nie, a wręcz ma dość, a zupełnie co innego, gdy w ogóle go to nie ekscytuje, nie daje spełnienia, radości, satysfakcji, bez względu na to, ile tego seksu jest i/lub jak często.
  9. Nic? A co z tym seksem, o którym całkiem sporo tu napisałaś?
  10. O matko, straszne, blisko tętnicy to brzmi jak "o mały włos", że tak powiem. :/:/ To pierwsze, co powinien zrobić wtedy, to zadzwonić na policję. Pewnie tego nie zrobił, co? :P No bo raczej cała Twoja wypowiedź na to wskazuje. :/ Dla mnie jak na razie, jeśli ktoś tu ma jakiś problem z psychiką, to przede wszystkim ta dziewczyna. W ogóle jeśli chodzi o sprawę zaburzeń, to już dawno zauważyłam, wzrastającą tendencję do psychologizowania czego się da, tłumaczenia zaburzeniami psychicznymi, emocjonalnymi, osobowości, srablablabla, itd. Moim zdaniem w ten sposób przeważnie traci się szansę nawet do zobaczenia sedna problemu, co dopiero skonfrontowania się z nim, co dopiero rozwiązania go. Po przecież nie da się dotknąć istoty większych typowo życiowych problemów, szczególnie dotyczących relacji międzyludzkich, poruszając się tylko i wyłącznie w sferze umysłu, a nie schodząc do sfery że tak powiem ducha, czyli moralności, wartości, miłości czy jej niedostatku w postawach poszczególnych osób, ich charakterze, intencjach, priorytetach itd. Oczywiście, psychologia przydaje się na przykład w przypadku ciężkich traum, i zdarzają się psycholodzy z ludzkim podejściem, dużą wrażliwością, empatią, którzy potrafią zwyczajnie, po ludzku przejąć się złem doświadczonym przez daną osobę ze strony drugiego człowieka, i ważna jest dla nich jak najbardziej sprawiedliwa ocena sytuacji i takie też rozwiązanie, bez których nie można uzdrowić żadnego takiego problemu, co pokazuje, że nie da się na pominąć na przykład wartości moralnej, jaką jest sprawiedliwość. Ale dużo jest też, również w psychologii, zimnej analizy czysto z poziomu umysłu, która nie tylko nic nie daje, ale i bardzo szkodzi. Na przykład, ile takich problemów bierze się z egoizmu, nawet bardzo dużego, chyba przytłaczająca ich większość. Jak i z braku miłości, troski i szacunku do siebie strony, która na to pozwala-to bardzo mi pasuje do Twojego brata. No ale to przecież takie niemiłe przyznać, że mój partner jest egoistą, że mnie nie kocha, że ma mnie gdzieś, więc wymyśla się mu jakąś depresję, osobowość narcystyczną, taką, śmaką, i owaką, i ma się zarazem wytłumaczenie dla swojego braku miłości do siebie, bo duma nie pozwala się do tego przyznać, wiadomo, lepiej tę dumę karmić, niż nad tą miłością popracować. :P Na pewno bardzo dużo się w ten sposób zmieni, i będą to strasznie głębokie zmiany. ? A jak się tłumaczy ogólnie to całe zło dziejące się w takich sytuacjach? Problemami z "komunikacją"! ? ? I tak na przykład na terapiach małżeńskich małżonkowie są uczeni przeróżnych technik rozmowy, żeby im się jak najlepiej, najbardziej efektywnie, najbardziej rzeczowo i bez emocji rozmawiało. No, na pewno to uderzy w samą istotę wspomnianych wcześniej przeze mnie problemów, i w mgnieniu oka je uzdrowi, zwłaszcza w przypadku czysto egoistycznych zdrad, jakich jest ogromna większość. ? ? ? Bo przecież zazwyczaj osoba tłumaczy swoją zdradę: "bo czułem się samotny", "bo Ty nie wiedziałeś co ja czuję", "bo Ty mnie nie rozumiałeś/aś", czyli zwykłymi wymówkami, bo zupełnie nieadekwatnymi do czynu, a powód musi być wspólmierny do czynu. A tak naprawdę nie było przed zdradą żadnego szczególnego problemu, a jeżeli był, to z winy tego, który zdradził, i wcześniej nic nie zrobił, żeby cokolwiek w relacji naprawić. Ale jak już zdradzi, to przeważnie nagła, cudowna zmiana tego nastawienia do naprawy następuje, nagle chce wszystko naprawiac. ? ? Nagle wielce żałuje itd. Akurat dziwnym przypadkiem dopiero po zdradzie, i od razu po niej, kiedy zdążył już sobie podbudować ego kosztem swojego partnera, czyli kompletnie go wykorzystać. Więc wiadomo, że w takim układzie jest takiej osobie bardzo wygodnie. Chęć podbudowania się, to najbardziej obrzydliwa, a zarazem najczęstsza przyczyna zdrady. No, ale jak zdradzony zobaczy kilka super hiper technik rozmawiania, to zaraz dozna olśnienia, że gdyby je znał, to uniknął by całego egoizmu, który go spotkał ze strony partnera. ? ? ? Nie ważne, że tak czy siak z nim rozmawiał, że szczerze, choć swoimi, mało "profesjonalnymi" słowami, że nie unikał ważnych tematów. Że miał dobre intencje, a partner nie, na pewno jakimiś sztuczkami z poziomu umysłu rozwiązał by problem, który tkwił w sercu, i to jeszcze cudzym. Jego wnętrze na pewno to "wyjaśnienie" dogłębnie przyjmie, rany w nim się uzdrowią, i w magiczny sposób coś z niczego, czyli miłość i szczęście się wyczaruje. ? ? ? Szczerze to w przypadku takich zdrad, czyli ogromnej ich większości, nie wierzę w żadne uzdrowienie takiego związku. Także tak, to jest bardzo smutne, że Twój brat ciągle szuka tą dziewczyną kontaktu, ciągle ma nadzieję na odzyskanie jej, choć nie dość, że go zdradziła, to jeszcze odeszła do innego. I jeszcze ta cała przemoc, masakra. Ale nawet w przypadku zdrad innych od wyżej wymienionych, gdzie zdradzony został toksyczny partner, a wcześniejsze próby rozmowy nie przynosiły skutków, czyli w bardzo dużej mierze są to uzasadnione zdrady, uzdrowić taką relację można tylko z poziomu serca, moralności. Toksyczny partner musi zrozumieć i żałować tego, co zrobił-czyli musi być przyjęcie niewygodnej prawdy o sobie, i jej konsekwencji, zrozumieć i żałować adekwatnie do tego co robił-czyli sprawiedliwe podejście do sprawy, naprawić to co było wcześniej i skończyć z tym-w tym jest i odpowiedzialność, i empatia, i troska. Druga strona musi jasno wytłumaczyć mu, że zdrada była tylko i wyłącznie efektem doznanych przez niego krzywd, że to nie kwestia zakochania się w kimś innym, albo czysto rozrywkowa sprawa-szacunek, empatia, szczerość. Zwykłe proste rozmawianie do tego wystarczy, gdy obie strony mają czyste, szczere intencje, a bez tego, żadne specjalne techniki rozmawiania nie pomogą. Także podsumowując, nie szłabym od razu w diagnozowanie Twojego brata, ale powiedziałabym, że Twój brat nie kocha siebie, albo ma bardzo mało tej miłości do siebie, bardzo małe poczucie własnej wartości. Prawdziwe poczucie własnej wartości się z tą miłością ściśle wiąże, jest to nie tyle wysoka samoocena, bo można wysoko ocenić u siebie coś, co akurat jest słabą, a nie mocną stroną, ale wysoka ocena swoich zalet, pełne adekwatne docenienie ich, umiejętność cieszenia się nimi, najmniejszymi drobiazgami w sobie, swoim życiu, fajnymi gestami, słowami, interakcjami z innymi, śmiesznymi, zabawnymi myślami czy sytuacjami, albo jakimiś fajnymi pomysłami, przemyśleniami, chwilami relaksu. To troska o siebie, z której wypływa przyjemność ze spędzania czasu z samym sobą-siłą rzeczy tworzy więc bardzo zwiększa poczucie satysfakcji, spełnienia, niezależności, a więc i poczucie własnej wartości, choć bierze się z miłości, a nie z czysto intelektualnej samooceny. Twój brat powinien bardzo mocno popracować nad odbudową tego poczucia własnej wartości. To, że jest macho tego wcale nie wyklucza. Można być macho, i jednocześnie kompletnie siebie nie doceniać, nie szanować się, i na przykład nie zauważać nawet ewidentnie pozytywnych cech kojarzonych z byciem macho-np. siła, odwaga, pewność siebie w zachowaniu wobec innych, bycie honorowym. Generalnie latynoski mają bardzo podobnie-są temperamentne, przebojowe, bezpośrednie, nieraz wybuchowe, a nawet dominujące, i na zewnątrz, w zewnętrznych zachowaniach pewne siebie, ale bardzo zazdrosne. Raz mojemu znajomemu latynosowi jego była rozpieprzyła gitarę, robiąc mu scenę zazdrości, bo spóźnił się 5 minut, więc już sobie wyobrażała nie wiadomo co. Czyli tak naprawdę kompletnie się nie doceniają, nie cenią, nie szanują swojej wartości, mają bardzo niskie własnej wartości, skoro zupełnie nie wierzą w prawdziwą miłość swoich partnerów, w to, że mogą być naprawdę kochane. Jeszcze czasem, gdy partner faktycznie zdradzi, to zamiast kopnąć go w dupę, to jeszcze kompletnie się poniżają, odgrywając się, wrzucając mu np konsolę do gier do wanny z wodą, pilnując go jak cerber, awanturując się o każdą znajomą, jakby to miało w jakikolwiek sposób zrekompensować jego brak miłości. Ale i tak najgorzej, jak jeszcze taka osoba próbuje się kontaktować inną kobietą, na zasadzie: "odczep się od mojego męża"-to już jest zupełny upadek godności. I Twój brat też niestety popadł w taką desperację. Jak widać, pozory mylą, można być super przebojową, temperamentną babką, która w ogóle się nie ceni, nie szanuje siebie i swojego życia, więc tak samo Twój brat może być macho zawsze gotowym do bójki, i jednocześnie kompletnie się nie doceniać i nie szanować. A z drugiej strony są nieśmiali z naprawdę wysokim poczuciem własnej wartości, którzy bardzo się o siebie troszczą. Oczywiście, że Twój brat nie tylko nie robi mądrze, ale bardzo głupio, bardzo siebie krzywdzi. Krzywdził się będąc w związku, pozwalając byłej tak się traktować, i krzywdzi się dalej, szukając z nią kontaktu po tym wszystkim, co mu zrobiła. Widać ma nastawienie do siebie i zycia, którego całą wartość upatruje w byłej, kompletnie przeciwne nastawienia, jakie powinien mieć, i jego zmiana nie będzie łatwa, i pewnie długo potrwa. I myślę, że łajanie go pogorszy sprawę, i raczej należało by jak najspokojniej rozmawiać, skupiając się przede wszystkim na nim, a nie na tej dziewczynie, choć adekwatna ocena jej postawy też będzie potrzebna. Szczególnie, że to przekierowanie jego uwagi na siebie samego i jego własne zycie jest mu teraz najbardziej potrzebne, by odbudować swój szacunek do siebie, troskę o siebie, zacząć się coraz bardziej doceniać. Jak następnym razem będzie mówił mówił, jak mu ciężko, możesz spytać, dlaczego jest smutny, czy obawia się, że bez tej dziewczyny już nic go dobrego nie spotka. Czy to, że ma dobre wspomnienia w związku z nią, do których tęskni oznacza, że to były jedyne dobre chwile w jego życiu. Biorąc pod uwagę wszystkie jego dobre wspomnienia, zabaw z dzieciństwa, szkoły średniej, inne, powodzenia, sukcesy, wszystkie jego zalety, pożyteczne rzeczy dla innych i dla siebie, sport, zainteresowania, relaks, rozrywka, relacje z innymi. Jeśli się nad tym zastanowi, to stopniowo może zacząć coraz więcej takich rzeczy odkrywać. Choć na początku może to być dla niego bardzo trudne, wręcz niedorzeczne, w zestawieniu z tym co go spotkało, i jak to przeżywa. Ale stopniowo, na spokojnie, można dojść do tego, dlaczego jedne rzeczy, jak wspomnienia ze związku, uważa za ważne, a inne już dużo mniej ważne, i że te powody w gruncie rzeczy nie są racjonalne. Bo na przykład te wspomnienia z partnerem ludzie często uważają za ważniejsze od innych, bo partner, jego obecność, jego zainteresowanie, pożądanie, troska, życzliwość, są dla nich potwierdzeniem ich wartości i wartości tych chwil, których to wartości tak naprawdę nie są pewni, a gdyby byli, to w samotności też by z takich chwil czerpali dużo radości. I wcale nie dzięki wyobrażeniu sobie aprobaty innych. ? Oczywiście nie mówię żeby mu to czy co innego z góry sugerować, przynajmniej nie od razu. Ale takie rzeczy stopniowo wychodzą, i człowiek coraz bardziej widzi, że jego rozróżnianie na rzeczy ważniejsze i mniej ważne wcale nie zawsze jest takie niepodważalne i oczywiste, jak mu się wydawało, a wiele z tego może być bardzo nieracjonalne, i po prostu wynikać z jakiś negatywnych przekonań, które wszyscy mamy w sobie, czesto ich sobie nie uświadamiając. Możesz go, pytając o te dobre chwile, gdy z nią nie był w związku, czy dla niego życie każdego wdowca i wdowy, szczególnie wcześnie owdowiałych, jest bez wartości. Czy, jeśli odbudowują swoje życie po ich śmierci, i są szczęśliwi, mimo, że bardzo kochali swoich współmałżonków, to czy źle zrobili, bez sensu, czy powinni zamiast tego się załamać, popaść w nałogi, albo popełnić samobójstwo. A przecież są ludzie, którym to się udaje po takich doświadczeniach. Oczywiście, wielu ludziom po bolesnych rozstaniach też, ale lepiej na razie zostać przy wdowcach, bo może powiedzieć, że jego przypadek jest gorszy, bo został odrzucony, i szybciej się zmierzy z tym, że jego była go nie kocha. Może nawet z tym, że nigdy go nie kochała. Jeśli zejdzie na jego związek, to możesz go spokojnie spytać, czy wyobraża sobie, że mógłby zdradzić swoją byłą. I jeszcze mówić jej to, śmiejąc jej się w twarz. Jeśli ogólnie rzecz biorąc, będzie bardzo zdziwiony, co się tak interesujesz i wypytujesz, to możesz powiedzieć, że ciężko na to wszystko patrzeć, że spać nie może, płacze, mówi, że się zabije itd, a problem jest w dużej mierze w zmianie podejścia, sposobu myślenia, może to zrobić, choć pewnie nie będzie to łatwe, i przestać się tak męczyć. Oczywiście, takie rozmowy wymagają dużej cierpliwości, ale na pewno warto spróbować.
  11. To, że ten związek to przeszłość było wiadomo od samego początku, w końcu żona sama Ci powiedziała, że Cię nie kocha, ale co jeszcze ważniejsze, jej czyny to potwierdziły. Co to za tłumaczenie, "tęsknota za córką", nie opuszcza się męża z takiego powodu, od tak, chyba, że się go nie kocha, albo nie jest się z nim szczęśliwą w związku. :P :P I geez, nie walczyć nawet o siebie :O :O, tylko zawsze, gdy ma się problem, trzeba walczyć o siebie, i walka o cokolwiek innego musi mieć z tym ścisły związek, z byciem w pełni w zgodzie ze sobą. :O :P Ale dobrze chociaż, że już pogodziłeś się z tym że to koniec i udaje Ci się podnieść po tym rozstaniu. Z czasem powinno być z tym coraz lepiej i w końcu przestaniesz myśleć o tym co było, a przynajmniej reagować negatywnymi emocjami na takie myślenie.
  12. To w takim razie jakies zupelne glupoty chodza jej po glowie, jesli naprawde tak mysli, nie przejmuj sie nimi, i tyle. Oczywiscie latwo nam tu mowic, a Ty jestes zanurzona w tym toksycznym srodowisku i ciezko Ci sie zdystansowac, od tego wszystkiego, od tego co mowi i robi tesciowa, od tego co mowi i robi, a raczej nie robi maz. Ale mimo wszystko staraj sie nie brac tego co mowi tesciowa do serca. Stawiaj na swoim. Jesli widzisz, ze to nie jest dobre brac dziecko na rece za kazdym razem, gdy zaplacze, wtedy nie rob tego nawet pod presja tesciowej. Staraj sie nie dopuszczac wtedy, by ona nie wziela go na rece. Tlumacz jej, ze to nie jest dla dziecka dobre, ze w ten sposob przyzwyczaja sie go, ze wszystko moze wymusic placzem, ze to wlasnie przez ciagle branie go na rece jest takie placzliwe az do teraz, ze nawet nocy przez to nie przesypia, mimo, ze ma juz rok.
  13. A przepraszam, co maja robic, gdy ich zony tez pracuja zawodowo? Oczywiscie ze tez musza sie zajac wtedy dziecmi. Bzdury gada ten Twoj maz, i tyle. A gdy zona nie pracuje zawodowo, tylko jest z dzieckiem w domu, to oczywiscie maz tez powinien przy dzieciach cos robic. W czasie, gdy on siedzi te 8 godzin w pracy, zona dokladnie przez ten sam czas zajmuje sie dziecmi, ziec wiec zeby byc kwita, powinni oni pozostaly czas w ciagu dnia podzielic miedzy soba na pol, jesli chodzi o obowiazki. A Twoj maz co? Obija sie i tyle, maminsynek jeden. Szkoda, ze nie bylo tego wszystkiego widac przed slubem, bo pewnie wtedy za niego bys nie wyszla. Takze nie daj sobie wmowic, ze cos z Toba nie tak, powinno byc tak, jak wyzej opisalam, i tego od meza wymagaj. A jak sie bedzie upieral, to strajkuj w tych wszystkich dziedzinach zycia w ktorych masz ochote, tak jak Kasiula to opisala. Tylko nie mow, ze to nie takie proste, bo tesciowa cos powie. W ogole sie nie interesuj tym jej calym glupim gadaniem. Co?? Bezczelna baba. Rzeczywiscie, bedzie Cie instruowac w obsludze mezusia-jej kochanego synusia. Przeciez to jest masakra, przeczytaj jeszcze raz sama, co napisalas. Chyba sie do jej instrukcji nie stosujesz?! Rece Twojemu mezowi obcieli, czy co? Niech sobie sam, stary chłop, obiera jablka i paruje skarpetki! Szok. To on powinien sie wziac do roboty i z dzieckiem Ci pomoc, a nie ze nie dosc ze tego nie robi to jeszcze sie Toba wysluguje, traktując Cię jak 5 latek swoją mamę. Chociaż 5 latki już potrafią dobierać skarpetki parami. I co z tego, ze jak Ty nie zrobisz, to tesciowa zrobi? Co to sa, jakies wyscigi z tesciowa o to, ktora lepiej obsluzy Twojego meza? Nie daj sie tak ponizac, nie wciagaj sie w cos takiego. Przeciwnie, jak tesciowa chce cos synkowi uprac czy ugotowac, to wykorzystaj to, ze Ty juz nie musisz. Niech ona sobie dookola niego skacze, a Ty skup sie na sobie i dziecku. I nie zapomnij o strajkowaniu w tych wszystkich pracach, ktore dotyczyly by potrzeb meza. Zgadzam sie tez, ze nie powinnas rozpieszczac swojego dziecka, jak to do tej pory robilas, starajac sie go uspokajac cala noc. W ten sposob ono uczy sie, ze jestes na jego zawolanie i gdy tylko zaplaczesz to do niego przylecisz. A roczne dziecko faktycznie powinno juz przesypiac cala noc. Daj mu samemu sie uspokoic, niewazne ile bedzie trwal jego placz, rob tak jak najczesciej, a zobaczysz, ze z czasem zacznie sie do tego przyzwyczajac, mimo, ze na poczatku bedzie to wymagalo duzo cierpliwosci.
  14. https://pl.wikipedia.org/wiki/Obelga Nie musisz sie do tego odnosic, ale jest to zarzut dotyczacy Twojego zachowania, a nie obelga(jeszcze raz, nie mowie, ze prawdziwy). A to z jakiego umyslu pochodzi nie ma tutaj znaczenia.
  15. Obelg w zacytowanym przez Ciebie fragmeencie nie widze. Obelgami byly na przyklad takie teksty, jak: "Zwyrodnialcu", czy "Jestes lajdakiem", i to usunelam. To co cytujesz to sa zarzuty odnosnie Twojego zachowania. Rozumiem, ze nieprawdziwe zarzuty nie sa czyms milym, ale sa one czyms z czym sie dyskutuje, a nie usuwa. Wobec mnie tez padaly na forum nieprawdziwe zarzuty, np ze bronie mezczyzn, a jednak ich nie usunelam.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...