Kilka dni temu współżyłam z chłopakiem. Mając duże, uzasadnione obawy, że mogę zajść w ciąży (dni płodne, etc) postanowiłam iść do ginekologa po tabletki "72 po". Niestety ze względu na to, że mieszkam w małym miasteczku oraz na to , że był to weekend nie po wielu próbach nie udało mi się zdobyć tych tabletek. Po około 50 h od zapłodnienia udało mi się znaleźć panią ginekolog (prywatny gabinet), przedstawiłam swoje obawy. Po szeregu badań, w/w Pani, biorąc szczególnie pod uwagę badanie USG (dopochwowe), stwierdziła iż nie ma sensu przepisywać mi tabletek, ponieważ nie ma żadnych zmian w moim organizmie, które wskazywałyby na ciążę, stwierdziła też (co wydaje mi się dziwne), że nie widzi nawet plemników. Czy to możliwe aby po tak krótkim czasie mogła coś takiego stwierdzić. Czemu nie przepisała mi tych tabletek?