Skocz do zawartości
Forum

Jak reagować na przemoc psychiczną starszego członka rodziny?


Gość te...ty

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Jestem młodą kobietą (20 lat), mieszkam z mamą (45) i babcią (73). 11 lat temu straciłyśmy bliską osobę, co poskutkowało zmianą charakteru seniorki rodu. Spowodowało to, że niedawno mama rozpoczęła leczenie pod opieką psychiatry (diagnoza: depresja, nerwica) i psychologa. Niestety, specjalista nie doradził jej, jak zachowywać się wobec babci. Sama mam umówione wizyty z psychiatrą i psychologiem, ale odbędą się one dopiero za kilka tygodni. Problemem jest agresywne zachowanie babci. Jak reagować na wyzwiska, wulgaryzmy, odgrażanie się i grożenie (np. że zrzuci mnie ze schodów, powie o czymś znajomym, "a oni na pewno mnie wtedy znienawidzą" etc.), ubliżanie, wytykanie najmniejszych błędów, opowiadanie sąsiadom niestworzonych historii oczerniających najbliższych? Spokojne rozmowy nigdy nie dawały adekwatnych rezultatów. Zaczęły się szantaże. Jeśli nie chcemy ustąpić w czymś z mamą, a jej agresja nie zmienia naszego zdania, to zaczyna się płacz i lament, że nikt się z nią nie liczy, a "ona przecież jeszcze żyje". Jeśli i to nic jej nie daje, momentalnie wraca do agresji. Kilka razy stwierdziła, że boi się odezwać, bo wie, że chcemy jej wbić nóż w plecy (dosłownie), mimo że awantura trwała od ponad godziny, a rzekome poczucie zagrożenia z naszej strony miało być jedynie kartą przetargową. Wszyscy domownicy, krewni i sąsiedzi są źli, a ona jest poszkodowana i nieszczęśliwa. Kiedy naprawdę potrzebuje pomocy, potrafi być bardzo przymilna, by za chwilę wieszać na pomagającym psy. Wszystkie problemy i kłótnie w domu mają zawsze początek w każdej osobie, tylko nie w niej. Pozwala sobie na takie zachowanie, bo wie, że wszystkie problemy w domu rozwiązywane są nie jej rękami i gdy ma problem, to mimo wszystko, zawsze moja mama jej pomoże, doradzi, coś załatwi. To trwa latami, a nasze siły się kończą, nie skutkują prośby, argumentowanie (ona wie wszystko najlepiej) ani krzyki. Musi zabierać głos zawsze, zwłaszcza jeśli sprawy jej nie dotyczą. Inaczej mówi, że to nie ona będzie decydować, za to po pewnym czasie zawsze z ustaleń jest niezadowolona i ma dobry pretekst do krytycyzmu i kłótni. Potrafi mówić od rzeczy, zaprzeczając samej sobie, byle zakrzyczeć innych. Nie ma osoby, wobec której czułaby respekt i okazywałaby szacunek. Wszystkie jesteśmy w złej kondycji psychicznej, na którą wpływa wiele czynników - jestem tego świadoma. Jednak ogniskiem zapalnym jest właśnie owa starsza pani. Co robić? Awantury są praktycznie po kilka razy dziennie, czasem w nocy, mogą trwać nawet kilka godzin. W domu nie można normalnie funkcjonować, atmosfera jest zła i nie wygląda na to, by miała się szybko poprawić. Robiąc testy sugerowanymi odpowiedziami dla mnie jest możliwość ciężkiej depresji. Wszystkie te problemy poruszę podczas mojej wizyty u specjalisty i psychologa, jednak do tej pory potrzebuję choć ogólnej rady, jak się zachowywać wobec takiego człowieka? Z góry bardzo dziękuję za odpowiedź.
Odnośnik do komentarza
Dziękuję za odpowiedź, niestety niezupełnie takich rozwiązań spodziewałam się pisząc swą wiadomość. Nie jestem pewna czego oczekuję po pisaniu tutaj - pewnie gdybym wiedziała, nie robiłabym tego.

Jeśli chodzi o treningi asertywności, to przydadzą się bardzo mojej mamie. Próbowałyśmy już wspomnianych przez Panią "scenek na sucho", ale zawsze w ich trakcie mama załamywała się i wszystko kończyło się jej płaczem. Jeśli chodzi o moją osobę, uważam się za człowieka asertywnego. Wobec babci mówię jasno: "nie życzę sobie, abyś...", "nie masz prawa...", "nie powinnaś...", "więcej nie rób tak..." itp. Jest teraz taki schemat, który się powtarza (jeden z bardzo wielu): Robi coś, czego nie powinna. Słyszy ode mnie, że nie życzę sobie tego. Neguje fakt, że to zrobiła, po czym grozi, że dopiero teraz pójdzie i specjalnie to zrobi.

Kiedy atakuje moją mamę, często wtykam się między młot i kowadło broniąc mamy. Często dostaję wtedy po głowie od obydwóch pań, ale przynajmniej uwaga babci nie skupia się na mojej mamie. Jestem w trochę lepszym stanie psychicznym niż mama, więc wolę brać to na siebie. Przynajmniej na razie.

Ważną rzeczą jest to, że nie mam z seniorką "kontaktu" od lat. Nie rozmawiamy ze sobą praktycznie wcale (kłótnie pomijam), nie mówimy sobie "dzień dobry", nawet w święta nie składamy sobie życzeń. Kiedy byłam małym dzieckiem zrobiła mi wiele krzywd i sprawiła, że mój bezpieczny świat się skończył. Kiedyś stwierdziła, że nie powinnam była się urodzić, a dziś to podtrzymuje i adekwatnie do tego się zachowuje. Jeśli z jej strony wychodzi do mnie jakiś komunikat, to zawsze jest wulgarny i bardzo agresywny. I tak było prawie "od zawsze". Teraz jest tak samo również wobec mojej mamy.

Nie mam możliwości porozmawiać z nią spokojnie, wytyczać granic. Ona zna te granice, zostały ustalone przeze mnie i przez mamę, jednak ich nie poważa. Widać, że poza rozładowaniem napięcia, przełamywanie ich sprawia jej przyjemność. Co do uzasadniania ich swoimi uczuciami (boli mnie, że..., sprawia mi przykrość gdy...) w moim przypadku takie próby były podejmowane gdy byłam może 10-letnim dzieckiem i kończyły się chorą satysfakcją babci, która wykorzystywała je do wyśmiewania się i kpin. W tej chwili kiedy mama mówi co ją boli w zachowaniu (w końcu jej własnej matki), słyszy od niej, że jest wariatką, że dobrze jej tak, bądź że ma nie robić z siebie cierpiętnicy. W skrócie: słowa są obracane przeciwko niej.

Tzw. "rozmowy" kończą się wyzwiskami, histerią, płaczem obu stron. Jak wspominałam, nie ma sensu bym ja wychodziła z inicjatywą rozmowy, bo w najlepszym przypadku usłyszę, że jestem "sku*****nem i mnie z domu wy*****oli". Później doda, że to był kolejny atak na jej wolność osobistą. Tyle, że ona użyje sformułowań powszechnie uznawanych za wulgarne. Ta kobieta coraz dalej posuwa się w swych atakach. Jestem pewna, że powinna poddać się leczeniu, jednak nie ma takiej możliwości, by zrobiła to z własnej woli, ze względu na stereotypowe podejście do pojęcia psychiatrii/psychoterapii. Mama nie załatwi tego sądownie, bo nie chce aby jej mama miała wobec niej kolejne poczucie krzywdy.

Kiedy zaczyna się ze strony seniorki szał, który trwa często wiele godzin z przerwami, ewakuuję się i ja, i mama, każda w swoją stronę by nie kontynuować sytuacji, zresztą tak jak sama Pani zaleca. Tyle, że wtedy ona przychodzi do nas i sama kontynuuje monolog. Kiedyś była sytuacja, że zamknęłam się ze znajomymi w swoim pokoju, żeby przerwać "dialog", ale ona potrafiła jeszcze długo stać pod zamkniętymi drzwiami i wyzywać/grozić do "klamki". Tak więc, nie mam sposobu na przerwanie takich momentów. Jeśli mama jej zarzuci, że jest nie w porządku, pointa ze strony babci jest jedna: "Ja wiem, że nie masz lekko ze swoją córką, ale to nie moja wina, że wychowałaś takiego wrzoda na ..., który się nad tobą znęca". Mama nie jest w stanie na dłuższą metę bronić się przed nią. Jest ofiarą do bicia (psychicznego), bo pozwalała sobie wchodzić na głowę, z tego co wiem od zawsze była wychowywana na osobę, która "przeprasza za to, że żyje". Podejrzewam, że nawet stoicy mieliby nie lada problem z ignorowaniem występów starszej pani. Wie jak sprawić, aby serce pękało człowiekowi z bólu i żalu.

Ogólnie: gadał dziad do obrazu. Babci riposty są nielogiczne, nieadekwatne do sytuacji i naszych argumentów. Gada, żeby gadać, byle przegadać.

Mam dość złych wspomnień z nią, z perspektywy czasu widzę jak bardzo można zniszczyć drugiemu człowiekowi lata, które powinny być czasem dziecięcej beztroski, a nie żałowania, że się żyje. Nie chcę patrzeć jak niszczy moją mamę, jak się nad nią znęca, jak przez nią płacze. Kiedyś ignorowanie jej dawało kilka dni spokoju, teraz ona sama przychodzi, aby rozpocząć awanturę.

Pozdrawiam ciepło.
Odnośnik do komentarza
Gość mgr Paulina Stolorz
Właśnie zwrotów typu "nie życzę sobie, abyś...", "nie masz prawa...", "nie powinnaś...", "więcej nie rób tak..." itp. nie powinna Pani używać. Różnica między zwracaniem się do kogoś w formie TY, a JA stwarza właśnie tę granicę, o której mówimy. Ta z pozoru niewielka różnica ma istotne znaczenie dla Pani późniejszego samopoczucia. Pani w tych zwrotach czegoś oczekuje - a oczekując czegoś w oczywisty sposób wystawia siebie niejako na zranienie, ponieważ Pani babcia celowo tego nie zrobi. Mało tego, ma powód do kontynuowania sporu. "A dlaczego nie mam prawa? Właśnie że mam! Będę!" itd. Pani babcia ma prawo, może, a to czy Pani sobie czegoś życzy czy nie tymbardziej jej nie musi interesować. Natomiast używając komunikatu typu JA a więc np. "Nie podoba mi się to" wyraża Pani swoje zdanie, nie oczekując żadnej reakcji. To jest właśnie ta granica, gdzie nie koncentruje się Pani na kimś, ale wyznacza swoją granicę, swoje zdanie, a to co rozmówca z tym zrobi już Pani nie interesuje. Myślę, że mimo wszystko dobrze byłoby ten temat przepracować z psychologiem, a najlepiej dobrym psychoterapeutą. Proszę pomyśleć nad psychoterapią - zwłaszcza w przypadku Pani mamy. Myślę, że problem leży głównie w braku poczucia niezależności Pani mamy. Przecież nie musicie się Panie zgadzać na takie traktowanie. Proszę rozważyć różne możliwości wyjścia z tej sytuacji, z przymusowym leczeniem lub przeprowadzce włącznie. Psycholog oczywiście może pomóc rozwiązać konflikt, ale Pani oraz mamy, babci nie może Pani zmienić. Dlatego proszę się zastanowić gdzie Pani jest w tym wszystkim, oraz co dla Pani będzie najlepsze. Pozdrawiam serdecznie i gorąco namawiam do osobistej rozmowy z psychologiem. Na odległość niestety niewiele można pomóc, bez spotkania i dokładnego przedyskutowania sytuacji. Życzę wytrwałości i jeszcze raz pozdrawiam!
Odnośnik do komentarza
Nie spodziewam się rozwiązania problemów wyłącznie poprzez korespondencję wirtualną, jednak Pani zdanie i naświetlenie sytuacji nieco pod innym kątem daje do myślenia. Choć na daną chwilę wyprowadzka pod względem finansowym jest dla mnie czymś nierealnym, to dobrze mi wiedzieć, że moje chęci wyniesienia się z domu nie są tylko fanaberią. Psychoterapię zaczynam pod koniec bieżącego miesiąca.

Dziękuję za odpowiedzi i pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Spróbuj porozmawiać o tym z kimś bliskim z rodziny, komu ufasz. Jeśli czujesz, że brakuje ci sił i wsparcia, poszukaj psychologa, do którego możesz się udać. Prywatnie taka wizyta jest droga, ale zawsze można iść do pobliskiej Przychodni Zdrowia Psychicznego, albo zapytać np. lekarza rodzinnego lub pielęgniarki gdzie przyjmują psycholodzy w twojej okolicy. Taka wizyta to nic strasznego, a pomaga. Jeśli byłby wybór między kilkoma psychologami, warto iść do tego, który specjalizuje się w problemach rodzinnych. Ze swej strony radzę się nie angażować w spory i kłótnie rodzinne - niech będą one rozstrzygane przez dorosłych; przynajmniej tak często jak to możliwe.
Odnośnik do komentarza
Gość renata40
Witam milutko:) Czytam państwa wypowiedzi i sądzę, że delikatne rozmowy z babcią nic nie pomogą. Mam dokładnie taką samą sytuację w domu. Moja babcia - z nazwy, bo wstyd się komukolwiek przyznać, że taką mam babkę - wiecznie toczy wojny rodzinne, wszystkich wyzywa od najgorszych, chociaż sama była nic nie warta, bo porzuciła dziecko w stercie siana, a teraz mówi, że nic się przecież takiego złego nie stało.

My, czyli wnuki, ciągle byliśmy skur***ami, mama była "dziadówną z dołka", a ona była święta. Wszyscy są źli, okrutni i uważa, że wszyscy jej robią na złość. Chodzi po sąsiadach, opowiada straszne rzeczy o nas, zmyśla, że ją bijemy, terroryzujemy, stara się wszystko wymusić płaczem i jest naprawdę dobrą aktorką. Jak coś jej nie pasuje - używa do tego laseczki, którą obrywają psy na podwórku, potrafi wyciągnąć psa z budy i z byle powodu mu przyłożyć.

Całe swoje życie biła biednego, naprawdę wspaniałego mojego dziadka - aż żal serce ściska, że mogą być tacy podli i zawistni ludzie. Mama, również przez nią, nabawiła się choroby serca. Cały czas była przez nią poniżana i szmacona. W końcu jak doszliśmy do pełnoletności, zaczęliśmy mamę bronić, bo ileż można znosić upokorzeń i pogardy z babki strony?

Ja obecnie z nią mieszkam i nie mam już siły na jej kłamstwa, złości i wieczne jej niezadowolenie. Opłacam sama wszystkie rachunki, sprzątam, gotuje i piorę jej zafajdane rzeczy, a ta kobieta na mnie i mojej 9-letniej córce (do dziecka potrafi powiedzieć: ty suko, krowo, małpo itd.) psy wiesza, wiecznie od ku***w wyzywa.

Myślę, że tu potrzebny psychiatra, bo takie zachowanie nie świadczy o zdrowym umyśle człowieka. Czasami mnie zastanawia jej reakcja przy oglądaniu telewizji: rozmawia sama z sobą, mówi do telewizora, macha do dzieci z reklam - twierdzi, że ją widzą i do niej machają, przy oglądaniu seriali potrafi wziąć gazetę i bić aktorów, rzucając w ich stronę obelgi lub podpowiedzi: "daj mu w mordę", "przywal mu" :D

Proszę o pomoc. Co mam z nią zrobić? Tak żyć już nie mam siły...
Odnośnik do komentarza
Gość dajęrade
pierwsze pytanie brzmi - czy twoja rodzina jest chrześcijańska? jeśli tak koniecznie należało by przypomnieć sobie prawdy ostateczne, nie po to aby grozić czy odgrywać się w ten sposób, choć tak naprawdę mała jest szansa wywołania skutków po drugiej stronie, nie mniej warto dla siebie samego... są przykazania w tym nie zabijaj(każde obraźliwe słowo wypowiadane z nienawiścią sprawia że gdyby człowiek umarł w tym momencie bez żalu w przypływie agresji idzie od razu do piekła- nie Pan Bóg go tam wrzuca ale sam człowiek chcąc niejako tego wybiera sobie ten stan wiecznej egzystencji... na tym polega zawiść i nienawiść że choć bym padł teraz trupem nie zmienię się - to jest własnie stan piekła, jedyny ratunek w szczerej spowiedzi, mocnym postanowieniu poprawy, jeśli ktoś nie chce się opamiętać, trzeba potraktować jak wariata, a nie osobę chorą wymagającą pomocy, jest różnica wariat nie chce się leczyć, chory szuka pomocy) wśród pozostałych przypomnieć trzeba i o przykazaniu nie zeznawania fałszywie przeciw bliźniemu(wszelkie obmowy, kłamstwa itp. słowa nie świadczące o konkretnej postawie miłości wobec bliźniego są wykroczeniem) po za tym jest fundament na którym na wet bez szczegółowej znajomości przykazań można wyprowadzić sobie swoje zasady"miłuj bliźniego swego jak siebie samego" miłuj znaczy czyń to od teraz i w sposób ciągły dopóki żyjesz - to jest złota zasada... niestety najpierw zawsze trzeba wymagać od siebie od tego zaczyna się jakąkolwiek terapię która trwa praktycznie jak życie aż do śmierci... i tu nie ma zwolnienia od tego bo każdy kto się z tego w jakimkolwiek stopniu wypisuje dochodzi do stanu waszych babć, ojców i matek... dobrze jednak gdy był ktoś kto pokazał wam inne życie tzn. że potrafił zrealizować to o czym piszę... tzn że i Ty też masz taką szansę o ile sam się jej nie pozbawisz i jeszcze jedno... "to jak to nie dość że dostaje po głowie to mam jeszcze się wysilać i angażować" tak dokładnie ale w sposób mądry nauczyć się najpierw prawidłowych własnych reakcji na zło nie kierować się chwilową emocją w życiu tak pozytywną jak negatywną, trwać niewzruszenie przy swoim byle tylko nie było to jedynie egoistyczne dążenie... nie przyjaciół również mamy kochać tzn. robić wszystko co można aby łagodzić sytuację, nie mścić się czyli nie robić tego co mnie mogło by zranić, nie zrażać się postawą przeciwną u drugiej strony a też w miarę swoich możliwości starać się próbować wychodzić samemu z uzależnienia od chorej atmosfery, próbować się uniezależnić materialnie by zależność ta nie umożliwiała usprawiedliwiania cóż tu owijać w bawełnę ciężkich grzechów naszego domownika, ale najpierw krok po kroku dzień po dniu oduczać się własnego egoizmu, nie oczekiwać natychmiastowych efektów po drugiej stronie ale jestem absolutnie pewien że znajdą się i ludzie bardzo życzliwi, warunek jest jednak taki o jakim piszę - najpierw praca nad sobą to przede wszystkim, a wszystko inne razem w oparciu o dekalog i pozostałe rady ewangeliczne... tak robię sam i jakoś te prawie 30 lat w patologicznej rodzinie wytrzymałem... bardzo duże rezultaty osiągnąłem u siebie samego, widzę to po latach, druga strona nie zmieniła się zbytnio jednak moje poczucie wartości wzrosło i to poczucie wartości które mam a nie muszę go sobie wmawiać wbrew temu kto co nie powie, jestem świadom swoich braków i zalet, trzeźwo patrzę i osądzam jednak musiałem najpierw od siebie zacząć... człowiek który przeklina, jest zły, ma satysfakcję z sadyzmu, lub dąży do całkowitego podporządkowania sobie drugiej strony jest nieszczęśliwy i nie wolno także nam stawać się jego ofiarą, bo on jest ofiarą siebie samego a dl wierzącego również i szatan którego wybrał i który karmi go błotem za marne 3 grosze uciechy... takim ludziom trzeba okazać serce ale trzeba też umieć się nie załamywać, praktyka czyni mistrza, nigdy jednak nie wchodzić w otwartą walkę, lepiej splunąć na wyzwiska bo od złych słów i gwałtownych reakcji przelewa się krew, a takich wyrzutów nie zmaże potem nic już... no i nigdy nie doprowadzić się do nienawiści i uwierzyć że spasować nie znaczy przegrać a tak naprawdę być na drodze do wygranie z samym sobą... dopiero wtedy zobaczymy że być może wcale i my sami nie jesteśmy takimi kryształami i droga długa do tego... jeśli jednak nie chcemy to popatrzmy na naszych oprawców bo ten sam los i nas czeka.. warto przemyśleć i zrobić coś w brew sobie - WARTO mogę zaświadczyć :)
Odnośnik do komentarza
Gość Córka_011
Niestety, sprawę znam od podszewki, korzystałam z porad psychologów, z terapii farmakologicznej psychiatry.

Matka jest samotna, rozwiedziona przed 58 laty po 10 latach trwania małżeństwa, w którym jednak tkwi mentalnie do dziś. Nigdy nie próbująca ułożyć sobie życia z innym mężczyzną. ( o rozwód wnosiła ona)

Z żalem do rodziców ( ulubina cytata: "Najchętniej wyciągnęłabym ich z trumny ich zabiła") za "całokształt", do córki ( bo podobna do męża i jego przypominająca), męża potwora ( człowieka o niełatwym charakterze, ale i pozytywnych cechach, którego zniszczyła tocząc urbi et orbi sprawę wpierw rozwodową, potem majątkową 10 lat. Zniszczyła na forum zawodowym i w oczach kilkuletniej córki, przypominając jego złe uczynki i osmieszając go latami). Swoją mamę po zlamaniu szyjki kości udowej oddała do hospicjum.

Kobieta z niechęcią i nienawiścią do całego świata. Podobna do babci opisanej w pierwszym poście, używajaca wyzwisk i szantażu dla osiagnięcia swoich celów, balansująca między histerią a paranoją ( wszyscy ją podsłuchują, posługująca się jakimś sobie tylko znanym szyfrem podczas rozmów telef.) kompulsywnie przyżywająca wydarzenia zakończone kilkadziesiąt lat temu. Nieuczestnicząca w rodzinnych uroczystościach ( ponieważ nie jest traktowana odpowiednio(!) najchętniej uciekając podczas Bożego Narodzenia czy Wielkiej Nocy w chorobę. Izolująca się.

Zamęczająca cały świat swoimi problemami. Z hurrahipohondrią. Dbająca o swój wygląd zewnętrzny do tego stopnia, że z okazji ślubu córki poddala się liftingowi twarzy, by wyglądać na rówieśnicę panny młodej, choć od tej panny młodej zawsze była ewidentnie ładniejsza i zawsze młodo i wykwitnie się prezentująca.

Dziś powoli traci pamięć, wciąż jeszcze dba o swój wygląd zewnętrzny, choć światu skąpi uśmiechu, co psuje efekt końcowy. Tłukąca talerze ( nie swoje:-)), skłócona z sąsiadami, z rodziną, powinna natychmiast - takie jest moje zdanie - przyjąc wsparcie farmakologiczne. Bo nie tylko męczy otoczenie, ale - należy podejrzewać -siebie samą również.

Ale tej pomocy przyjąć nie chce.

A przecież ta cała autodestrukcja i oddziaływanie na otoczenie ma zapewne charakter endogenny i wsparcie lekarza psychiatry jest konieczne. Ba! Jak do tego doprowadzić???
Odnośnik do komentarza
Gość NINA 83
Witam wszystkich a już myślałam że jestem sama,niestety też mam taki problem u nas jest dokładnie tak samo wulgarne wyzwiska przemoc ze strony starszej pani jednym słowem piekło na ziemi.A najgorsze jest to że nic nie mogę zrobić bo ona nie chcę się leczyć a reszta rodziny olewa sytułacje bo tu nie mieszkają a jedni korzystają z środków finansowych starszej pani i nic więcej ich nie interesuje,a ja jeszcze trochę same się wykończę nerwowo bo nie mam już sił i nie wiem co robić.
Odnośnik do komentarza
dokładnie ta sama sytuacja. Wieczne straszenie zmyślonymi służbami, policją.
Od rana szuka zaczepek, choćby nie wiadomo jakim było by się miłym to i tak zejdzie do kłótni, która kończy się tym że twierdzi że ją wykańczamy i dręczymy, kiedy to właśnie ona robi to w stosunku do nas. Najgorsze jest to że ona uważa się za ofiarę, i tym się napędza, próbuje skłócić domowników, podjudza, a na każdą racjonalna obronę reaguje agresją, krzykiem i płaczem. Totalny wstyd przed sąsiadami, zawsze ustępuję się jej, bo ona krzyczy i wrzeszczy wygarniając najgorsze rzeczy na całe osiedle. Ciągle czuję jedno wielkie poniżenie, wstyd i bezradność. Mam nadzieję że istnieją jakieś instytucje które pomagają chorym ludziom, którzy psychicznie wykańczają całe rodziny z samym sobą na czele. Czy jest ktoś kto zna rozwiązanie tej sytuacji, jakaś poradnia psychiatryczna? może dokumentować te kłótnie? nie mam już pojęcia i sił!!
Odnośnik do komentarza

Dokładnie tak samo. Cały życie poniżania i kpin. Zawsze to ja byłem zły lub inni. Przed ludźmi udaje miła osóbkę. Rozmawia przez telefon, fałszywie się uśmiecha, gdy kończy od razu obgaduje. Zaczepia wszystkich w mieszkaniu i kogo może. Słyszałem że jak była mała tak samo trkatowała swoją siostrę i matkę. To znaczy nie wiem czy tak samo ale "bardzo źle". To cytat. Przez 3 czy 4 lata w ogóle się do niej nie odzywałem. Tak samo stała pod drzwiami i wyzywała, mnie, mojego ojca, nawet przyszłe żony, dziewczyny, itd. Nasyłała na mnie policję, próbowała zrobić bandytę, wariata. Codziennie wyzywa mojego dziadka. On idzie chowa się do pokoju a ona za nim krzyczy. Mówi że ją zaczepia. Sama do niego przychodzi, kpi , a potem mów, że to on. To samo z innymi domownikami. Prawie zawsze kłamie. Nawet z najmniejszymi sprawami. Mówi że wszystko robi się jej na złość. A sama robi wszystko na złość. Zawsze jest chora i źle się czuje, ale jeśli ktoś inny jest chory to "udaje".
Gdy byłem mały biła mnie, wiązała i pluła na twarz. A jak ktoś przychodził roziwiązywali mnie i udawali, że wszystko jest ok.
Kiedy babcia była w szpitaly to był spokój. Wszyscy się dogadywali i było normalnie.
Grzebie też w rzeczach i robi wszystko na złość. Niestety nie przeprowadziłem się jak mogłem. Teraz mam chyba nerwicę. Skórcze w żołądku. Przez nią prawie straciłem szacunek sam do siebie. Jak tylko słyszę dzwonek czy coś to mam skurze w żołądku. Nawet jej głos. Śni mi się jak mnie poniża, ośmiesza, opowiada kłamstwa na mój temat. Dostałem jakiegoś rodzaju fobii społecznej i rozstroju nerwowego. Nie ukończyłem edukacji. Nie mam pracy, czasami trzęsą mie się ręce i głowa. Wszystko przez to, że byłem głupi i zamiast się od razu wyprowadzić układałem jakieś dziwne plany.
Radzę jak najszybciej się wyprowadzić. Niech babcia sama sobie siedzi i przebywa sama ze sobą. Psychopatów się nie zmieni. Normalne rozmowy, uczucia, narażają tylko na szyderstwa i jeszcze większy atak. Poza tym niestety nie ma tak naprawdę równości i starsze osoby, tak samo jak politycy i kler mogą sobie na więcej pozwolić. Dlatego też zanim naprawdę będzie juz za późno radzę przebywać jak najdalej z dala od takich psychopatów. Zanim zamienią nas we wraka, lub wydarzy się jakaś inna katastrofa

Odnośnik do komentarza

myślę że nikt nie chce nam pomóc , bo po co????? niech się męczą tylko ktoś kto nie przeżył takiego koszmaru ze starszą schorowaną osobą nie zrozumie.psycholog???? asertywność nic nie pomaga ,wręcz po chwili zaognia awantury...a kto np moją matkę zaciągnie do psychologa????zaraz miałabym policję w domu!chciałam ubezwłasnowolnić to lekarz biegły sądowy orzekł że jest zdrowa psychicznie !kpina jakaś!ręce mi opadły.22 lata ma rentę Igrupy od psychiatry!odizolowała nas od rodziny i pozbadła .wykańcza nas psychicznie i to my jesteśmy tu stroną poszkodowaną!MY...OSOBY OPIEKUJĄCE SIĘ SENIORAMI POTRZEBUJEMY POMOCY!i niech nikt nie mówi że mamy być męczennikami.owszem seniorka mnie wychowała ale nie oznacza to że teraz mam doznawać wyzwisk i cierpień od niej.więc proszę aby p.mgr podała mi konkretną odpowiedź JAKA INSTYTUCJA POMAGA OSOBOM OPIEKUJĄCYM SIĘ AGRESYWNYMI SCHOROWANYMI SENIORAMI?wszyscy będziemy wdzięczni.

Odnośnik do komentarza

Sa ludzie do ktorych nic nigdy nie dotrze. Psychologowie moga sobie mowic o szczerych rozmowach i wytyczaniu granic i asertywnosci ale sa ludzie na ktorych to nie robi zadnego wrazenia. Znam takiego jednego. Absolutnie nic nie da sobie wytlumaczyc i nikogo nie poslucha. Zniszczylo to cala rodzine a on zawsze uwaza sie za niewinnego. Koszmar. Jedyny sposob to wyprowadzic sie bez poczucia winy. Pytanie czy sytuacja materialna na to pozwala :(

Odnośnik do komentarza
Gość news 2013

Ciesz się, że matka nie sprowadziła ci 20 kotów do mieszkania plus ta starsza osoba o której piszesz. Bo ja tak mam. Z powodu zaniżonej samooceny i braku swobodnych z tego względu relacji międzyludzkich z osobami z zewnątrz jestem skazany na pozostanie starym kawalerem. Nie dość, że obie współgrały ze sobą, by mnie udupiać psychicznie całe niemal życie, to jeszcze te koty i smród. Dodam jeszcze, że ojca nie miałem od dziecka, co teraz skutkuje słabą zaradnością życiową a z pracą za rozsądne pieniądze jest ciężko. Mieszkanie w jednym wynajętym pokoiku też jest chore, bo do niczego to nie dąży.
Poczekaj co czas i los przyniesie. Tylko uważaj na swoją psychikę, bo jest to twoje zdrowie, które musisz szanować. Bez zdrowia, młody człowiek to wielka strata. Stara baba to tam co innego - tym bardziej jak się już wyeksploatowała ale młoda osoba, która jeszcze nie zbudowała niczego i ma to przed sobą, powinna szczególnie na siebie uważać. Staraj się wychodzić z domu jak najczęściej, no chyba że masz beznadziejnych znajomych tak jak ja.

Odnośnik do komentarza
Gość news 2013

Tzn. było 20 kotów, teraz jest 11 i pies. Ale było 20.
Niestety chore wariatki tak już mają, że nie liczą się z nikim.
Tylko, że nikt ich nie zmusi do leczenia. Prędzej zrobią wariatkę z najmłodszego członka rodziny wmawiając to i poniżając.

Odnośnik do komentarza

"proszę postawić taką granicę poprzez jasny komunikat oparty na uczuciach, jakie wzbudzają w Pani słowa babci. Na przykład: Boli mnie, że tak się do mnie odzywasz. Nie będę kontynuowała tej rozmowy, jeśli bedziesz mnie obrażała; Denerwuję się, kiedy używasz wyzwisk pod moim adresem. Szanuję ciebie i proszę, abyś traktowała mnie w ten sam sposób." A co zrobić jeśli ta osoba zignoruje taką prośbę wielokrotnie ??? Dalej prosić ?

Odnośnik do komentarza

Witam, ponawiam pytanie, które już tu zostało postawione, mianowicie DO JAKIEJ INSTYTUCJI ZGŁOSIĆ SIĘ SZUKAJĄC POMOCY DLA AGRESYWNEGO SENIORA?
Mój problem wygląda następująco, babcia (78lat) mieszka u nas w domu, moja mama jest jej jedyną córką, więc nie ma nikogo kto by nas wsparł w problemach z nią. Mój ojciec jest po ciężkim wypadku, wymaga sam opieki. Seniorka robi wszystko co tyko możliwe, aby nam dokuczyć, na wszelkie nawet delikatne zwrócenie uwagi reaguje agresją słowną, czasem rzuca przedmiotami. Odgraża się, że otruje nam psa, że opowie wszystkim, jak ja terroryzujemy itp. Podsłuchuje każdą naszą rozmowę, grzebie w rzeczach osobistych, naśmiewa się z chorego ojca prosto w jego twarz. Zauważyłam u niej objawy natręctw i nerwicy, po tym co mówi można wnioskować, że w jakiś spaczony sposób postrzega rzeczywistość. Nie wiem, gdzie zgłosić się, aby ktoś mi pomógł. Sama z własnej woli nie pójdzie do lekarza
Powiem wprost, że psycholog tutaj nie da rady;)Sama pracuję w tej branży i nikt nie potrafi mi doradzić.

Odnośnik do komentarza

@~ick: Wg Wikipedii psychologia kliniczna to "dział psychologii stosowanej zajmujący się profilaktyką, diagnostyką i terapią zaburzeń psychicznych i zaburzeń zachowania, czyli zaburzeniami w regulacji stosunków człowieka z jego otoczeniem." Jestem zaskoczona i zdziwiona, punktem widzenia magistra psychologii klinicznej pani Pauliny Stolorz, która jako istotę problemu w tak opisanym dramatycznym i doprowadzającym do ruiny psychicznej wiele osób, przypadku - wysuwa kwestię braku czy nieumiejętności asertywności a pomija w ogóle problem, że taki przypadek w ogóle nie powinien mieć miejsca, a więc samej patologii sytuacji, nie rozróżnia skutku od przyczyny, choć opisana patologia jest zasadnicza i klasyczna z punktu widzenia psychologii klinicznej. Nie świadczy to dobrze o takich ekspertyzach i poradach nie na temat. Opisane działanie starszej pani nie dotyczy jej wygody w codziennych potrzebach i obcowaniu, to mające miejsce i jakąś przyczynę jej ewidentne ataki, ubliżania, poniżania, szantaże itd. Chyba magister psychologii klinicznej zdaje sobie sprawę, że napastnik nie liczy na to, że awanturą sprawi gnębionemu przyjemność a nie przykrość, jaki więc jest cel jest w tym, żeby to jeszcze potwierdzać? Ofiary powinny się raczej z całych sił bronić przed agresorem i pomocy o adekwatnych sposobach i środkach radzenia sobie z taką skalą patologicznej agresji w tym o możliwych diagnozach, zwłaszcza lekarskich, oczekuje się od magistra psychologii klinicznej. Mam nadzieję, że nigdy nie będę musiała korzystać z takich ekspertów.

Odnośnik do komentarza

@~mgr Paulina Stolorz:

Co z Pani za lekarz jak pani nie rozumie ze to choroba i nie da sie nic zalatwic tylko mowiac. Nawet nie umiala Pani nazwac jaka to choroba i nie umiala Pani zrozumiec ze z takich sytuacji nie ma wyjscia i powinny sie tym zajac sluzby jak policja i GOPS w ramach ochrony ofiar przemocy psychicznej niebieska karta. I to nie ochrony staruszki bandytki tylko ochrony prawdziwych ofiar..

Odnośnik do komentarza

@~zzz.pl: Widzę, że ostatni post jest dosyć stary, ale może przeczyta to ktoś kto tak jak ja jest na granicy wytrzymałości. Sytuacja jest podobna, starsza pani dręczy swoją rodzinę. To trochę tak jak z tą żabą z okrutnego eksperymentu. Jeżeli wrzucimy ją do gorącej wody, reakcja jest natychmiastowa, natomiast jeżeli żaba przebywa w wodzie , którą powoli podgrzewamy nie reaguje, i aż w końcu się ugotuje. Przestajemy zauważać, że straszne awantury są coraz częstsze i sytuacja staje się coraz gorsza, a potem eskaluje, przyjeżdża policja , wezwana przez sąsiadów raz, potem drugi, pogrążamy się w jakimś obłędzie. Stajemy się zakładnikami, bez realnej pomocy i możliwości wybrnięcia z tego obłędu, który wyciąga z nas wszystko to co najgorsze, a przecież jesteśmy inteligentnymi ludzmi. Mamy swoje marzenia, aspiracje, plany, które znikają gdzieś w chwili, kiedy musimy stawiać czoła irracjonalnej postawie chorej osoby niszczącej swoim postępowaniem nasz szacunek do samego siebie . Dopatrujemy się winy w nas samych i wyniszcza nas to jak nowotwór. Jak postąpić? Podjąć próbę ubezwłasnowolnienia takiej osoby? Nakłonić, zmusić , podstępem doprowadzić do kontaktu z lekarzem psychiatrą? Nie wiem, czekam z nadzieją,że może następny dzień przyniesie rozwiązanie. Czasem myślę,że może najlepszym rozwiązaniem jest ucieczka, wyjazd, bez pozostawienia adresu, np. za granicę. Potem zawsze pojawia się myśl o tym,że przecież ona sobie nie poradzi sama w żaden sposób, bo już teraz nie wie np. Jaki jest dzień, albo kto jest prezydentem. Kiedy wykrzykuje wszystkie te okropności, rzuca przedmiotami i gotowa jest mnie zranić, zapominam,że przecież kiedyś mnie kochała , ona moja mama. Jestem silny fizycznie, i staram się dbać o formę i wygląd, ale psychicznie czuję, się tak jak facet z wielkim ciężarem na barkach , który idzie po schodach , a starsza pani okłada go kijem po kostkach i dręczy słowami. Taki ból można znieść, tylko jak długo?

Odnośnik do komentarza
Gość corka szatana

Przeczytałam wszystkie posty, mam to samo z matką, która postępuje identycznie.Rodzice oboje po udarach. nie będę pisała o innych schorzeniach nie ma sensu nie radzili sobie kompletnie ojciec leżący, w pampersie, mam 2 rodzeństwa nikt nie chciał pomóc, ja bylam od roboty i jeżdżenia do rodziców 250 km bo siostra pracuje ,( mieszkała 300 m od rodziców)a
brat nigdy nie musiał i nie chciał.Zabralismy z mężem rodziców do siebie po kolejnych telefonach matki ,ze
nie daje rady sama chce pomocy.Po kilku mcach ojciec doszedł przy mojej pomocy do prawie idealnej sprawności bez pampersa, spacerował sam ,rozmawiał, żartował.Po mcu matka zaczęła awantury, dobudowalismy rodzicom domek 40 m2 , ja gotowałam im , zakupy , kąpanie, leki
,lekarze, wszystko i więcej nie ma sensu opisywać.Ojciec uciekł do nas po 5 miesiącach od niej ,znęcała się nad nim psychicznie i fizycznie ,każde moje kilkukrotne wejście tam były wyzwiska,awantury, ubliżanie. Tata nie wytrzymał tego po ucieczce od niej przebywał w szpitalu psych. Po powrocie ze szpitala był z żoną godzinę, krzyczał zebym go zabrała do siebie i pomogła mu się od niej uwolnić.Mieszka z nami w naszej byłej sypialni 7 mcy, jest wrakiem człowieka w pampersie.Zniszczyła męża, moją rodzinę, ja depresja, nerwica,terapia.Policja, Gops recepta na spokój to odciąć się od tej kobiety. Reszty nie ma sensu opisywać, pomocy żadnej.Matka nie chce się leczyć bo psychiatra to wariatka ,ja i mój mąż jesteśmy psychiczni .Mój tata uciekł od niej do nas a gdzie my mamy uciec z własnego domu

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...