Skocz do zawartości
Forum

Depresja, fobia społeczna, nerwica?


Gość

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Nie wiem od czego zacząć, ponieważ mam "mętlik w głowie". Od 13. roku życia ojciec mnie wyzywał od debili, że do niczego się nie nadaję. Rodzice żyli ze sobą, jak "pies z kotem" - ciągłe awantury. Z ojcem w ogóle nie rozmawiam (on już powiedział swoje, że jestem debil i do zawodówki nawet się nie nadaję, bo nie rozumiałem matmy, a skończyłem liceum). Maturę zdałem na 5, no i co z tego?

Wypieranie myśli, że jestem debilem, wysłuchiwanie żalów matki, siostra i jej znajomi się ze mnie śmiali i tak nie potrafiłem nawet skończyć studiów, nie pracuję. Teraz ojciec ponownie się awanturuje, że jestem debilem, nic nie robię. Mam 27 lat, depresję, nerwicę lękową, fobię społeczną. Właśnie, kóre z tych? Studiów nie skończyłem, ponieważ bałem się przemówień publicznych (a w liceum ciągle się zgłaszałem). Nie umiem rozmwiać, jak jest większa grupa, nie potrafię patrzeć w oczy, jąkam się. To chyba fobia społeczna? Mam ataki duszności, drgawki, kołatanie serca, a jestem zdrów, jak ryba. Więc, to chyba nerwica lękowa? Ciągle się dołuję, nic mi się nie chce, czuję, że wszyscy ze mnie szydzą. To chyba depresja? Czuję, że jestem przysłowiowym "wariatem".

Mam 27 lat, a pustke w cv i wykształceniu, czy te lęki są spowodowane, że od 13. roku życia byłem nazywany debilem i wszyscy, nawet rodzina, ze mnie szydzili? Nie wiem, co mam robić... Paweł.
Odnośnik do komentarza
Gość singiel1980rok
Jak czytałem to co napisałeś, to miałem wrażenie, jakbym to ja pisał, miałem dokładnie to samo. Od małego dziecka mój ojciec ciągle mnie poniżał, ciągle mówił że jestem "prostak", że się do niczego nie nadaję, a jak zrobiłem coś dobrze, to mój ojciec zawsze mówił "udało ci się, masz więcej szczęścia, niż rozumu. Rodzice mi ciągle nawet do tej pory wypominają, że nie poszedłem na studia, że nie jestem mecenasem, doktorem itp. (moi rodzice są po studiach, a ja mam zawód kucharz i liceum wieczorowe informatyka). Wg mojego taty moje pieniądze, te które ja zarabiam są mniej warte niż te, które tata ma, bo często mi mówi i to nawet przy obcych ludziach "te twoje pieniądze są g... warte" już ile razy przy obcej osobie powiedział "on gdyby nie ja, to już dawno by zdechł z głodu", mimo że od pięciu lat mieszkam sam i się sam utrzymuję.
Ja również się jąkam, zaczęło się to w szkole zawodowej, jak byłem gnębiony przez rówieśników, wtedy też wpadłem w kompleksy, też nie potrafię patrzeć się w oczy, jak z kimś rozmawiam(choć ostatnio rzadko rozmawiam z kimkolwiek, jedynie tylko w pracy, ale to służbowo, nie prywatnie), tracę przytomność, mam drgawki, jak tylko zobaczę krew i trzeba wtedy wzywać pogotowie. Też mam kołatanie serca, od jakiegoś czasu biorę leki nasercowe, uspokajające, ja też się ciągle sam dołuję, mi też się nic nie chce, też mam wrażenie (jestem o tym przekonany), że wszyscy ze mnie szydzą, nabijają się ze mnie, ale to mi się nie wydaje, tylko to jest rzeczywistość. W ogóle z domu nie wychodzę, jak nie muszę. Zapomniałem napisać, że jestem czarną owcą całej rodziny, wszystkie moje ciotki, moi wujkowie, bracia cioteczni, siostry cioteczne, kuzyni... itd ciągle na mnie krzyczą, jak mają tylko okazję, jak mnie widzą, ciągle mi mówią to co rodzice, tzn że "mam więcej szczęścia niż rozumu", wszyscy się patrzą na mnie bykiem, tak jakbym im wyrządził jakąś krzywdę, nie chcą ze mną rozmawiać. Mój brat cioteczny kiedyś nawet chciał mnie pobić i straszył mnie swoimi kolegami z pracy, on ma teraz 40 lat, a ja mam prawie 30. Wszyscy ciągle mają do mnie o wszystko pretensje, moja cała rodzina jest bardzo wykształcona, ja jedyny mam wykształcenie TYLKO średnie. Także nawet na rodzinie nie mam co polegać, moja siostra cioteczna(18 lat) jak mnie widzi na ulicy, to odwraca głowę i udaje że mnie nie zna, nawet na pogrzebie jej dziadka, czyli mojego ojca chrzestnego nie odezwała się do mnie. A jak ja jej pierwszy powiedziałem "cześć", to spojrzała na mnie, jak na jakiegoś mordercę i odpowiedziała "Cześć" takim głosem, jakbym jej zrobił jakąś krzywdę. Od pięciu lat, nie mam z rodziną kontaktu prawie w ogóle, siedzę u mnie na wsi sam w czterech ścianach i w ogóle się izoluję od ludzi. Sam spędzam imieniny, urodziny, wszystkie Święta, również znienawidzone przeze mnie "Walentynki". W tym roku będą moje szóste Święta, które spędzę sam u mnie w domu, nawet nie robię sobie świątecznego jedzenia (mimo że potrafię, bo jestem kucharzem z zawodu), bo nie ma po co... dla mnie samego? Choinki też nie ubieram, nic nie robię, wieszam tylko lampki choinkowe na okno i mam podczas Świąt migające, kolorowe okno :), ale to tylko to, a tak, to są to dla mnie zwykłe, normalne dni, jak wszystkie inne.
Moi rodzice mają Święta u siebie w domu (wyprawiają je), a ja jestem wtedy sam u mnie w domu. Dzisiaj są moje imieniny i co z tego? .... dzień jak każdy inny, nawet nikt do mnie nie zadzwoni.. normalne!!!
Odnośnik do komentarza
Ja uważam, że urodziłeś się w złym towarzystwie-tzn.- ci co Ciebie otaczają nie są ciebie warci.Tak to jest, gdy zamiast pomóc jeszcze cię dobijają. Myślę, że jak najprędzej zmień środowisko -dom, mieszkanie, bo się wykończysz albo pójdziesz do psycholów. Nikt nie ma prawa nazywać cię debilem! A już na pewno nie swoje dziecko- co za rodzina???Najpierw sami powinni się zacząć leczyć, bo ty jesteś zdrowy i obracasz się w chorym środowisku; gniazdku rodzinnym. Co za wstyd dla tych chorych ludzi, którzy cię otaczają--i oni się nazywają rodziną, tylko dołują. Wybacz to ci się trafiło. Lepiej uciekaj stamtąd, szukaj prawdziwych ludzi -- matka czworga dzieci dorosłych. Ewa.
Odnośnik do komentarza
Witam singiel1980rok i Ewa. Dziękuję za odp. Singiel moje kuzynostwo itp. tylko ciągle "robisz coś?" i się głupio śmieją. Ewa nie mogę się wyprowadzić, bo nie pracuję, a bliscy nie rozumieją, że psychicznie nie mogę i zamiast pomóc wiercą mi w mózgu. Singiel myślałem, że tylko ja tak mam:)
Odnośnik do komentarza
"Nie mogę się wyprowadzić, bo nie pracuję". Mam wrażenie jakbym to ja pisał.
Ja też nie mogę się wyprowadzić, bo niby za co i gdzie? Jak nie mam stałej pracy, no i moi rodzice bym nie nie puścili, jakby się dowiedzieli, to by pojechali za mną, gotowi nawet się przeprowadzić, żeby tylko być bliżej mnie.
No ale tata mi kupił ten dom w którym mieszkam, wyremontował mi go, za wszystko zapłacił i teraz muszę tutaj mieszkać, bo nie mam innego wyjścia, nie kupię sobie innego domu, nie wynajmę mieszkania, bo mnie na to nie stać i czy chcę, czy nie chcę, to muszę tutaj mieszkać i myślę że tutaj umrę.
Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie! Cieszę się, że trafiłam na ta stronę, bo myślałam, że tylko ja mam takie problemy. Również mam fobię/nerwice społeczną, depresję, lęki, napady paniki. Nie potrafię daleko pojechać od domu, nie wsiądę do pociągu, samolotu, nawet dalekobieżnego autobusu. Jak nie mam świadomości, że w każdej chwili mogę wyjść na zewnątrz, cóż - mogłabym tak opowiadać kilka godzin - to wszystko strasznie utrudnia życie. Masakra. Dramat.
Ja w domu miałam ok, tyle, że wychowywałam się bez ojca. Teraz mam problem wejść w jakiś poważny związek, w ogóle mam problemy z ludźmi /strasznie mnie irytują, i ciągle mam wrażenie, że jestem obserwowana i oceniana. Mam 30 lat, jestem po studiach, atrakcyjna, inteligentna --> tylko co z tego??? jak nie umiem żyć. wszystko mnie przerasta, a mam tyle marzeń...
Jakby ktoś z Was chciał podzielić się swoją codziennością, będzie mi miło
Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Gość singiel1980rok
Mój ojciec traktuje mnie jak niemowlaka, jak swoją własność, z którą może zrobić co tylko chce i ja nie mam prawa nawet się sprzeciwić, bo jak tylko spróbuję, to zaraz na mnie krzyczy i to przy obcych ludziach, przy małych dzieciach i wszędzie gdzie się tylko da. Kilka dni temu grałem i śpiewałem na zabawie w szkole podstawowej, która jest na tej samej ulicy, na której mieszkają moi rodzice. Jak skończyłem grać i dzieciaki ze starszych klas pomagały mi nosić sprzęt do samochodu i go pakować, to nagle ktoś mnie puka w ramię, patrzę a to mój tata. Powiedział, że przyszedł mi pomóc pakować sprzęt. Cały czas stał w oknie i obserwował kiedy wyjdę ze szkoły i jak mnie zobaczył, to szybko przybiegł. Tata jest już po 70-tce. Ja dzieciakom mówię "chwile potrzymajcie te głośniki, zaraz samochód podjedzie, nie kładźcie ich na śniegu", a tata wtedy "chodźcie tutaj, połóżcie to tutaj" i tak cały czas dyryguje i nimi(obcymi dzieciakami) i mną (30to letnim dorosłym facetem). I w końcu jest tak jak tata chce. A dzieciaki patrzą się na mnie i się śmieją pod nosem, jak widzą, jak tata mną rządzi, jak mnie ustawia. A ja nawet nie mogę się odezwać, bo jak się odezwę to tata od razu takim ostrym zaczepnym głosem "no co?!! no co?!!" i tylko czeka na pretekst, żeby zacząć się na mnie wydzierać przy ludziach na środku ulicy i w końcu to robi, a ja stoję obok i mam ochotę się zapaść pod ziemię, bo ludzie się gapią, dzieciaki stoją obok, a tata nam nie krzyczy jak na małe dziecko. Z tatą ja boję się gdziekolwiek pokazać, bo on zawsze i wszędzie mi narobi obciachu i mam wrażenie że on to robi celowo. Jak kupowałem głośniki w sklepie muzycznym, byłem tam z tatą, bo tata dał większość pieniędzy i jak płacił to jak zwykle przy sprzedawcach "no i co?.... znowu nie masz pieniędzy, znowu ja mam płacić?" Ja powiedziałem "przecież dokładam 500zł", to tata "te twoje 500zł to jest g... warte". To samo w sklepie komputerowym, jak mi kupował nowy komputer, to też były takie same teksty. Jak z tym komputerem poszliśmy do innego sklepu, bo był kupowany na raty i trzeba było to załatwić, to ojciec narobił mi obciachu na cały sklep, przy okazji zdenerwował wszystkich pracowników, przy tym na mnie krzyczał, aż ludzie do mojego ojca "dlaczego pan tak na niego krzyczy? Przecież to dorosły facet". A ja stałem obok i nie mogłem się nawet odezwać, bo zaraz ojciec by wyszedł ze sklepu i by mi nie kupił komputera. Kiedyś był u mnie w domu i obok mojego domu przechodziła obca dziewczyna, która roznosiła jakiś towar i próbowała go sprzedać, akurat doszła do mojego domu, zacząłem z nią rozmawiać(była młodsza ode mnie, bardzo ładna, miła), nagle mój ojciec do nas podchodzi i mówi "o co chodzi?", jak się dowiaduje, że ona mi proponuje coś, żebym kupił od niej, to tata wtedy jej mówi "ale proszę pani, on nie ma pieniędzy, on nie ma stałej pracy, ja go muszę utrzymywać, on gdyby nie ja to by już dawno zdechł z głodu", wtedy dziewczyna się speszyła, nie wiedziała jak się zachować, powiedziała "aha, to przepraszam" i poszła sobie. A ja miałem ochotę ojca wtedy ..... On to robi celowo i jeszcze się śmieje. To samo moja mama. Ona każdą moją nowo poznaną dziewczynę traktuje jak swoją rywalkę, jak swojego najgorszego wroga, patrzy się na nią spod oka, ocenia każdy jej ruch, gest, każde słowo, razem z ojcem zadają jej dużo pytań typu "czy będzie umiała pani zaopiekować się naszym synem?" I przez rodziców już straciłem wiele dziewczyn, straciłem kolegów, koleżanki, znajomych i teraz mieszkam sam, siedzę sam w czterech ścianach już ponad 5 lat i nie mam nikogo, nawet nikt do mnie nie przychodzi i moi rodzice widzę, że są z tego zadowoleni. Traktują mnie jak kalekę, jak niedorozwoja, jak małe dziecko i szczerze ich nienawidzę. Ja jestem adoptowany, w wieku 6 lat mnie rodzice wzięli z domu małego dziecka, ale co z tego jak zmarnowali mi życie trzymając mnie za rękę, kąpiąc mnie i odprowadzając mnie do szkoły w wieku 12 lat. Już miałem włosy między nogami, a mama jeszcze wchodziła od łazienki bez pukania i mnie kąpała. Zrobili ze mnie kalekę. I nawet teraz, jak już mam 30 lat skończone traktują mnie tak samo. Ja przez rodziców popełnię samobójstwo i będą mieli synka na cmentarzu. To będzie ich wina, ale im nie da się przetłumaczyć jaką mi robią krzywdę, oni są tak zaślepieni, że nic poza własną racją nie widzą, nie słyszą i wszystko musi być tak jak oni chcą, bo jak nie to zaraz ojciec nam nie krzyczy i nie ważne że stoimy na środku ulicy i dookoła nas jest 500 osób. Dom w którym mieszkam jest zapisany na mojego ojca, ojciec mi go kupił, żebym miał gdzie mieszkać, ale zapisał go na siebie i ON jest właścicielem, także ja nie mogę zmienić zamków, nie mogę remontować, nie mogę sprzedać, nie mogę zameldować dziewczyny, jak jakaś będzie chciała tutaj ze mną zamieszkać, to wszystko może zrobić właściciel, a nim jest mój ojciec. Także urządził mnie perfidnie. A nie mam stałej pracy, nie stać mnie żeby sobie kupić dom... mój własny za własne pieniądze, czy wynająć cokolwiek. Niby ten dom jest mój, bo mam prawo w nim tutaj mieszkać dożywotnio i użytkować, ale coś poważniejszego chcę zrobić, to muszę dzwonić do ojca. Nawet rachunki przychodzą, na których jest napisane imię mojego ojca, mimo że ja za nie płacę. Póki moi rodzice żyją, to ja mam przerąbane i to całkowicie. Jak z nimi mieszkałem i kończyłem 18 lat, to ojciec nie pozwolił mi zrobił 18tki bo powiedział "u mnie w domu nie będzie żadnych brewerii, będziesz mógł robić co będziesz chciał, jak będziesz na swoim". Tylko że teraz niby mieszkam sam, a tak na prawdę dalej nie mogę robić co chcę, bo to wszystko jest własnością ojca. On to robi specjalnie, celowo, chce mi pokazać jaką ma nade mną władzę. Nawet mi powiedział już wiele razy, że po jego śmierci "jak będę niegrzeczny" dom w którym mieszkam przejdzie na własność gminy, że on to wszystko tak zorganizuje, że nawet po jego śmierci będę czuł jego rękę i jego obecność. Nienawidzę mojego ojca i jeszcze trochę i przez niego popełnię samobójstwo, bo już tego nie wytrzymuję. Ja mam 30 lat, a mój ojciec myśli, że mam cały czas 6 latek, tak jak mnie adoptował. Z nim nie da się rozmawiać, bo on zawsze ma rację. Mój ojciec nawet fachowców uczy fachu. W/g niego wszyscy źle jeżdżą samochodami, tylko on jeździ dobrze, on się najlepiej zna na ekonomii (był ekonomistą, był dyrektorem w wojewódzkiej dyrekcji inwestycji, był głównym księgowym, rządził całym województwem i tak już mu zostało, tylko siedział w swoim gabinecie i podpisywał papierki a wszyscy mu się kłaniali w pas i mówili "panie dyrektorze". Teraz jest już starym dziadkiem, ma 73-74 lata(nawet dokładnie nie wiem), jest na emeryturze, ale dalej rządzi wszystkimi, gdzie się tylko da. Gdybym podał sprawę do telewizji, np. do Interwencji" w Polsacie i bym to wszystko im napisał, to by się za głowę złapali i jeszcze by go wsadzili do więzienia za to że mi zmarnował moje życie emocjonalne. Dziwię się, że takiemu komuś w ogóle dali mnie pod opiekę, jak brał mnie z domu dziecka. A pamiętam jak miałem 7-8 lat, jak wracał do domu pijany, jak bił matkę, jak trzeba było siedzieć cicho w pokoju żeby "tatusia nie zdenerwować", pamiętam jak w wieku 10 lat o północy szedłem w piżamie przez duże osiedle między blokami do mojej cioci (siostry rodzonej mojej mamy), bo tata był pijany i robił rozróbę w domu, pod nieobecność mamy, bo mama wtedy była w szpitalu. I ja w wieku 10 lat po ciemku szedłem na dużym osiedlu między blokami ponad kilometr do cioci i w końcu do niej doszedłem i spałem u niej. A na drugi dzień jak ojciec wytrzeźwiał to mnie odebrał. Ojciec kiedyś na moich oczach rozebrał moją mamę i chciał ją zgwałcić, pamiętam to bardzo dobrze. Pamiętam jak moja mama przez tatę przewróciła się w łazience na sedes i ręką rozwaliła sedes i pamiętam jak wtedy krew tryskała, a ja płakałem i mówiłem żeby mama nie umierała. A to wszystko przez ojca. Takie właśnie miałem dzieciństwo. Teraz mam 30 lat i mam całkowicie zmarnowaną psychikę, próby samobójcze za sobą, wielkie kompleksy, problemy w stosunkach międzyludzkich. Mam też problemy seksualne, problem ze wzwodem, problem z osiągnięciem orgazmu przy dziewczynie, kompleks małego penisa, jąkam się, jak z kimś rozmawiam, do tego dochodzi kołatanie serca, problemy ze snem, ogólne problemy zdrowotne(częściej choruję niż inni, na zwykłe choroby, takie jak przeziębienie, czy grypa). Mam niską samoocenę, czuję się zerem, nikim i wiem, że nim jestem. Jak moi rówieśnicy chodzili na dyskoteki, bawili się, spotykali się, kochali się z dziewczynami, to ja siedziałem z rodzicami. 30 lat skończone, a ja nawet jeszcze się nigdy nie bawiłem, nie wyszalałem się, nie spotykałem się z przyjaciółmi (bo ich nie miałem i nie mam), nikt mnie nigdzie nie zapraszał, nie jestem dla nikogo chrzestnym, nie byłem nigdy świadkiem na ślubie, nie chodziłem na prywatki, nie wyjeżdżałem na kolonie, bo rodzice nie pozwalali.... To znaczy byłem kilka razy, ale rodzice cięgle tam przyjeżdżali i mnie pilnowali. Mi się już nie chce żyć, mam wszystkiego dosyć. A to wszystko jest wina moich rodziców. Od małego dziecka wszczepiali we mnie poczucie winy za wszystko, mówili że jestem nikim, zerem(nawet niby to w żartach). Gdybym wiedział, że tak będzie, to bym wolał zostać w domu dziecka, może ktoś inny by mnie adoptował, ktoś normalny. Bo moi rodzice normalni nie są. Im nawet psychiatra nie przetłumaczy, bo oni zaraz zaczną płakać, pokażą jacy są biedni, pokrzywdzeni przeze mnie, a jaki ja jestem zły i niewdzięczny za to co oni mi dali, za co "że dali mi tyle miłości, że poświęcili swoje życie, żeby mnie wychować". I w końcu ja wyjdę na tego złego, jak zwykle..... Popełnię samobójstwo i będą rodzice mieli synka w grobie.
Odnośnik do komentarza
Rozumiem cię w 100 %. U mnie rodzice dowartościowywali brata, tym samym nie zwracając na mnie żadnej uwagi. Dziś jestem w tym samym wieku i mam podobne problemy. Nie muszę chyba mówić, że nie widzą problemu i od wszystkiego się odżegnują. Cierpię na depresję i nikt nie chce mi pomóc.
Odnośnik do komentarza
Pani Ewo! dziękuje pani za ten komentarz, nigdy wcześniej tak nie pomyślałem tzn. nie pomyślałem, że moi rodzice (jestem adoptowany i mam ten sam problem co ten chłopak) nie są mnie warci tym bardziej, że się rozwiedli, a moja matka wyjechała za granice i nie podała mi ręki wtedy, kiedy wyraźnie jej mówiłem, kiedy potrzebuję, a ja zostawiając wszystko za sobą wyjechałem do Anglii. (Mam 27 lat) ojciec alkoholik, matka z problemami psychicznymi w przeszłości. Tak sobie myślę, że nie są mnie warci, bo ja nigdy im nic złego nie zrobiłem. Gdy coś się stanie nie po mojej myśli, matka mówi zawsze choć nigdy nie dawała mi rad zapobiegających różnym problemom życiowym, najgorsze jest to, że nie rozumie tego jak jej to czasami próbuje wytłumaczyć, mam wrażenie, że nie chce zrozumieć swoich błędów.
Odnośnik do komentarza
Wiesz co, ja miałam podobnie w domu. Od dziecka ojciec mnie bił i poniżał. Bałam się ludzi i uciekałam od nich. W dodatku ojciec nastawiał całą rodzinę przeciwko mnie-mówił, że jestem chora psychicznie itd. Babcia namawiała mamę żeby oddała mnie do domu dziecka, a ojciec chciał mnie umieścić najpierw w psychiatryku, potem w internacie. Zawsze byłam sama, w dodatku mam bardzo poważne problemy ze zdrowiem, przeszłam kilka poważnych operacji ale wiesz co, w końcu się zbuntowałam. Chyba w liceum, którego i tak nie skończyłam (moi rodzice są po studiach). Nie dałam się, nie pozwoliłam żeby ktokolwiek się na mnie wyładowywał. Stawiałam się, wreszcie po kilku latach, rozmów z rodziną, tłumaczenia im, że to ich zachowanie jest chore zrozumieli. Niestety oprócz ojca ale mam to gdzieś. Teraz on ciągle potrzebuje czegoś ode mnie i oczekuje, że mu się należy. Wyprowadzam go mało subtelnie z tego założenia-chyba zaczyna do niego docierać. Co do ludzi, otworzyłam się na innych, nie ukrywałam, że mam chory dom i ojca. Zaczęłam żyć! Mam męża, przyjaciół, żyję normalnie. Owszem dopada mnie często dół ale wtedy nawet wbrew sobie wychodzę do ludzi i po chwili jest O.K. Nie ukrywam, sporo nad tym i nad sobą pracowałam i było cholernie ciężko. Nie daj się, nie daj satysfakcji ojcu i rodzinie. Nie pozwól się tłamsić, wyjdź do ludzi wiem, że trudno ale warto-pamiętaj o tym.
Odnośnik do komentarza
Gość singiel1980rok
Zbuntuję się i wyprowadzę się pod most, albo do okolicznego lasu, tak? Ja nie mam dokąd pójść, nie mam pieniędzy, żeby sobie wynająć cokolwiek i uciec bez powiadamiania rodziców o tym. Domu zostawić też nie mogę, bo dom w którym mieszkam jest własnością mojego ojca, więc jak coś się stanie pod moją nieobecność, to potem będzie że ja nie pilnowałem i że to moja wina. Ojciec mnie tak urządził, że bez jego wiedzy i zgody nie mogę dosłownie NIC!!!
Odnośnik do komentarza
Gość użytkownik anonimus
witam, cieszę się że znalazłam to forum, bo wydawało mi się, że tylko ja nie potrafię sobie poradzić z sytuacją panującą w domu tzn. dotyczącą relacji z ojcem, który od zawsze traktował mnie jak swoją własność. Wiedza że są inni ludzie z podobnymi problemami daje mi siłę oraz świadomość, że nie jestem sama i mam jeszcze szansę coś zmienić w swoim życiu. Ja znalazłam rozwiązanie dla siebie, wyprowadzam się za granicę i nie zamierzam wrócić, mam nadzieję, że się wszystko jakoś ułoży i znajdę dość siły, żeby sobie ze wszystkim poradzić, choć od małego wmawiano mi że jestem nikim i że jestem do niczego.
Odnośnik do komentarza
Gość użytkownik anonimowy 111111111
Witam. Nie jestem dorosła, mam tylko 16 lat jednak mam taki sam problem, jak wszyscy tutaj zebrani - problem z własnym ojcem . Uczę się dobrze, średnia zawsze powyżej 4.0 , jednak dla niego to za mało, zawsze mówi mi , że się nie staram, że jakbym się przyłożyła to byłoby lepiej, że inni mogą a ja tylko bym siedziała i nic nie robiła...Ale czy ja nic nie robię ? Chodzę do szkoły, po szkole ''zwalniam'' babcię i zajmuję się bratem, który ma 3 latka (zajmuję się nim do godziny 20.00),robię pranie, sprzątam dom ,a także czasami robię obiad, bo mama ''nie miała czasu'' ,albo ''zapomniała'' zrobić dla mnie i dla mojego drugiego, starszego o rok brata.Dwa dni temu byłą Wigilia i dostałam, jak co roku, od rodziny pieniądze. Przeszłam się dzisiaj na miasto i kupiłam sobie z przeceny torebkę, ponieważ ta, którą noszę do szkoły, jest podarta. Nie wyobrażacie sobie tego jaką zrobił mi awanturę ...Krzyczał, że jestem ''głupia', że powinnam dostać wpie***l i wypi*****ać do sklepu z paragonem i oddawać tą torebkę, że już nigdy mi nic nie da''...Ale czy nie mogłam wydać pieniędzy, które podarowali mi moi bliscy ? To nie pierwsza już taka sytuacja, on potrafi na mnie nawrzeszczeć ,jak nie zrobię mu śniadania bądź kawy ...Albo próbuje mi zrujnować psychikę tekstami typu ''jak możesz ojcu śniadania nie robić, ty powinnaś już wstać o 6 rano i mi zrobić.Tyle dla Ciebie zrobiłem, przewijałem Cię jak byłaś mała'' itp. ..Ja jestem wrażliwą osobą i takie sytuacje doprowadzają mnie do płaczu . Wiem, że moje problemy w porównaniu z waszymi są banalne, jednak sądzę, że nie jestem jeszcze na tyle dojrzała ,aby sobie z nimi poradzić. Ten człowiek po prostu rujnuje mnie psychicznie. Nie wspomnę już o tym jak wrzeszczy na moją mamę, która zazwyczaj mu się nie przeciwstawia, bo się go po prostu boi.Nie mogę się już po prostu doczekać ,aż skończę szkołę i ucieknę z tego więzienia. Zamknięta w sobie.
Odnośnik do komentarza
Gość Bartek123456
Witam,
moja sytuacja nie jest typowa, sądzę, że bardziej to niedojrzałość emocjonalna, nieporadność. Mam prawie trzydziestkę, kilkumiesięczne dziecko.

Na studiach bałem się wystapień publicznych, paraliżował mnie strach i że nie poradzę sobie i tak też najczęściej się działa. Potem czułem się niepoporcjonalnie winny temu i zły na siebie. Skończyłem studia ale czasami wydaje mi się, że lepiej byłoby dla mnie pracować fizycznie.
Czasami zdarza mi się być w świetnym nastroju, z ciętym poczuciem humoru, rozgadany - praktycznie tylko w towarzystwie żony i czasmi jej rodziny. Szybko to mija, jak ktoś zapyta "co taki rozgadany jesteś, ale masz dobry humor". Spinam się wtedy trochę i po jakimś czasie znowu jestem małomówny. Fatalnie czuję się tym jaki jestem i kim jestem. Mam silne przekonanie, że mając pracę, w której bym się realizował byłbym zupełnie inny. Byłbym w tym dobry, dzięki temu miałbym nornalną samoocenę.

Dość systematycznie ogarniają mnie fale entuzjazmu (wieczorem) i złego samopoczucia (rano) czasami nie mogę wstać do pracy, kulę się i czekam aż przejdzie, kiedy jest już późno wsteję bo nie chcę się spóźnić do pracy. W ciągu dnia ten paraliż mija. Tuż przed zaśnięciem ogarnia mnie entuzjzm i dobre samopoczucie.
Czasami nachodzą mnie myśli, że robię krzywdę fizyczną najbliższym - szybko staram się wuprzeć te myśli i zająć się czymś innym, pojawiają się kiedy jestem "w dole".
Mam fantazje erotyczne, w których jestem dominowny przez kobiety. Był czas kiedy starałem się fantazjować, bez tego aspektu, ale kiedy jest gorzej mam fantazje z dominacją.

Rok temu wróciliśmy z żoną do mojej miejscowości, mieszkamy na razie z moją matką (wychowywała mnie sama) oczywiście są konfikty.
Mam pracę, którą za niedługo tracę ponieważ przerosła mnie i przestało mi zależeć. Właśnie z tym poczuciem obowiązku jest problem, nie zależy mi, czuje się apatyczny i nie wiem co zrobić.
Moje poczucie wartości jest tragicznie niskie, czasami jesteśmy ze znajomymi i zaczynam się porównywać, zpadam się w siebie, czuję się tragicznie, robię się niesympatyczny i nierozmony. Potem żona wścieka się na mnie, że jestem niespołeczny.
Mamproblemy z nawiązywaniem znajomości, czy chociażby rozmowy z obcym człowiekem.
Dużo rozmawialiśmy z żoną o tym jaki jestem. To znaczy ona mnie komentowała, a ja przytakiwałem. Mówiła co ze mną jest źle i miała rację

Najgorszy jest fakt, że te wszystkie objawy, to jak się zachowuje, jak się czuje nikim - wiem, że to nieprawda, że mam duże możliwości, zdolności (chociaż moje działania dowodzą odwrotności tego). Czuje, że marnuje swoje życie w pracy, ale nie mam realnego pomysłu na zrobienie czegoś innego. Teraz tracę pracę i pewnie będę szukał podobnej - niecierpę tego i mi w niej nie idzie ale muszę gdzieś zarabiać. Boję się, że znowu nie dam rady, że to co mam rozsypie się.

Nie umię wyrwać się z tego wszystkiego, mógłbym mieć normalne życie, ale nie umiem. Czuję, że podstawą wszystkiego jest praca, ale to pewnie tylko moja niedojrzałość
Pozdrawiam
Bartek
Odnośnik do komentarza
Gość użytkownikanonimowy
Również miałem podobnie. To samo, z ojcem a z matką jeszcze gorzej. Byłem nie lubiany przez całą podstawówkę, a prześladowany w gimnazjum. W podstawówce miałem tiki nerwowe. Miałem nie raz myśli samobójcze. Powoli zamykam się w wirtualnym świecie. Bo jak patrze na innych, wszyscy mają dziewczyny, wszyscy mają przyjaciół, wszyscy chleją z kumplami, bawią się, chodzą do klubów a Ja?! Wprawdzie mam mocną psychikę, "co mnie nie zabije, to mnie wzomcni" lub "musisz być twardziochem, nie mięciochem" => Tak, Brat mi powtarzał kiedy byłem mały. To był mój najlepszy przyjaciel do 13 roku życia, zanim się sam nie wyprowadził. Później też straciłem z nim kontakt. Jak widzimy się raz, na rok to jest dobrze. Moje znajomości nie trwają długo około miesiąca. Czytałem trochę poradników, i jak trzeba jestem pewny siebie aczkolwiek zawsze czuje się tak naprawdę sam. To są krótkotrwałe, nic nie znaczące znajomości.

Po wysłuchaniu, ballady z Hobbita, wpadłem dzisiaj w depresje, spoglądając na zdj moich "znajomych" , zauważyłem jakie moje życie jest płytkie i bezsensu. Ehhh...
Wprawdzie, mam dopiero 19 lat ale, to nie zmienia faktu że chciałbym zawrzeć na dłużej znajomości przyjacielskie. Miłość.. Hah, nawet nie wiem co to tak naprawdę znaczy... Mam, powodzenie tylko u tych brzydkich (same zarywają, i są b.nachalne) Do tych ładnych, spalam się z braku śmiałości. Życie jest do dupy! Nie jestem człowiekiem który się rozczula nad innych uczuciami, ciężkie dośw. zrobiło ze mnie niezłego skurwiel*, nie czułego. Jak zrobiłem test na psychopatę wyszło mi 8pkt/ 10. Jedynie, co mnie tu wyróżnia to uczę się do kitu. Nigdy, starzy mnie nie motywowali tą swoją gadką. A Ja, ledwo co przechodziłem od szkq do szkq, tak samo jak teraz ledwo co skończyłem LO. I nie wiem co dalej, a nie chcę zostać żulem.

Chyba spalę komp, znajdę pracę, wyprowadzę się, znajdę niezła dziewczynę, aaa kumpli, i rodzinę pierdolę. Wyjadę na południe, za granicę, zostanę przysłowiowym latarnikiem i będę oddawał się medytacji, czytając. To jest moje marzenie. :) A jak, nie to będę pogłębiał wiedzę w tematyce fizyki jądrowej i Pomszczę nas, was przyjaciele ;)
Odnośnik do komentarza
Gość Moniczuuuuulka

Witaj,takie problemy jak Ty teraz,miało wielu z nas,tylko,że już tych "błachostek" nie pamiętamy. Nie będzie lepiej więc już teraz próbuj mieć swój świat. Będzie lepiej tylko wtedy gdy się wyprowadzisz z domku i się odetniesz.Tr\ymaj się Słonko.Jesteś zdolna i silna-będzie dobrze :*

Odnośnik do komentarza

@~Maya: Wiesz,po przeczytaniu tego,co napisałaś ,aż zła jestem.Też mam córkę ,ma 14 lat,od tygodnia jest w centrum neuropsychiatrii ,ale nawet przez chwilę nie pomyslałam,że rodzic może tak powiedziec do swojego dziecka.Na pewno trudne to jest do zrozumienia,że można aż tak bac się..Masz chęc ,to pisz do mnie,jestem trochę starsza :) ,narazie to siedzę i płaczę,ale może na coś się przydam.Ewa

Odnośnik do komentarza

Witam,
Borykam sie z podobnym problemem, z tym że nie ja bezpośrednio. Chodzi o moją siostre. Ewka ma 24 lata, fobie społeczna, nerwice i przez to depresje. Odkąd pamiętam nie była bardzo społeczną osobą, ale w podstawówce miała grono koleżanek. W gimnazjum, przez (chyba) swój ubiór i nie konformistyczne zachowanie, często była wyśmiewana i wytykana przez rówieśników i w takiej atmosferze rozpoczęła nauke w liceum. Trzy lata jakoś zleciały, zaczęła studia które po paru miesiącach przerwała. Od tego momentu siedzi tylko w domu. Nie ma żadnych znjomych, nawet jednego. Nie wychodzi sama do sklepu, nie załatwia żadnych spraw, boi się ludzi i sytuacji które mogą ją spotkać. Jedyne jej samotne wyjścia to z psem na krótki spacer.
Mieszka z moją mamą i tatą, Z ojcem nie ma kontaktu, od paru lat ze sobą nie rozmawiają. Oskarża go o swój stan, że przez jego wymagania i niedocenianie jest taka jaka jest, otwarcie mówi że go nienawidzi (nie do niego wprost). Wszystko odbija się na mojej mamie. Nie moge patrzeć jak płacze przez Ewke conajmniej dwa razy dziennie, bo do całej jej choroby ma jeszcze ostry charakter, czasem potrafi naprade dobitnie kogoś określić by tylko zabolało jak najmocniej. I wszystko odbija się na mamie. Poświęciła dla niej wszystko, nie ma znajomych, przyjaciólek, nigdzie nie wychodzi, by tylko jak najszybciej po pracy znaleźć sie w domu z Ewką. Jest dla niej całym światem, tak jak mama dla Ewki. Wiem, że Ewka ją mocno kocha i stara troszczyć się o mame jak najlepiej może, ale kiedy ma 'zjazdy' traktuje ją jak najgorsze ścierwo.
Ewa chodzi na terapie indywidualną od bodajże 3-4 lat, ale chyba doszła do jakiegoś punktu nie do przeskoczenia. Pani psycholog jej naprawde bardzo duzo pomogła ale od dłuższego czasu stoi to w miejscu, a jej zachowanie jest coraz gorsze.
Ja mieszkam w innym mieście, ponieważ wyjechałam na studia, dlatego wszystkiego dokładnie nie wiem. Mama wie, że bardzo sie tym przejmuje i starając sie mnie chronic - nie o wszystkich sytuacjach mi mówi.
Przez tą całą sytuację moja psychika tez zaczęła siadać. Od zawsze byłam towarzyską, radosną osobą - teraz ledwo moge zdobyc sie na uśmiech i normanle reakcje młodego człowieka. Nikt z moich znajomych a nawet przyjaciół nie wie o tej sytuacji, gniote to wszystko sobie bo przed mamą tez robie maske, że nie przejmuję sie tym tak bardzo by jej nie dokładać problemów.
Mam problem, ponieważ boje się, że zaczne nienawidzic Ewki za całą tą sytuacje. Wiem, że to nie jej wina, ale to wszystko co opisałam, do tego praktycznie rozpad małżeństwa rodziców, wiem że jest tym spowodowane a ja zaczynam odczuwać coraz większy żal do niej.
Powinnam chyba zgłosić się do psychologa, ale troche brakuje mi odwagi.
Jeśli umiecie mi coś doradzić - proszę o pomoc. Jak nie, sama możliwośc wyrzucenia z siebie tego bólu już jest początkiem.

Pozdrawiam,
Nela

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...