Skocz do zawartości
Forum

Depresja czy nie?


Gość lo...15

Rekomendowane odpowiedzi

Mam niespełna 20 lat i nigdy nie myślałem, że coś takiego jak depresja może mnie dotyczyć. I wciąż nie jestem o tym przekonany. Niemniej jednak od jakiegoś czasu coraz bardziej boję się, że to prawda. Trudno mi się cieszyć z życia. Przytłacza mnie rzeczywistość, czuję, że staję się rozgoryczonym mizantropem, co w dodatku potęguje moją niechęć do siebie samego. Zdarza mi się płakać z powodu własnej bezsilności - nie histerycznie i głośno, ale cicho i powściągliwie. Dużo myślę o śmierci. Stanowczo za dużo, jak na świeżo upieczonego studenta, który ma jeszcze przed sobą całe życie. Nie żebym planował własne samobójstwo, ale zwyczajnie moje myśli krążą wokół tego tematu. Najzabawniejsze (?) jest to, że w ogóle nawet nie mam, na co narzekać. Nie wychowałem się w patologicznej rodzinie, nie doświadczyłem ogromnych tragedii (z wyjątkiem śmierci brata kilka lat temu). Nie przeżyłem nawet prawdziwego zawodu miłosnego. Wręcz przeciwnie - czuję, że nie jestem w stanie obdarzyć nikogo uczuciem. Owszem, kocham swoich rodziców, nawet bardzo. Ale czuję, że na nikim innym nie będzie mi nigdy naprawdę zależało. Przyjaciele, których mam, to (z nielicznymi wyjątkami) ludzie, z którymi, chcąc nie chcąc, obcuję, a niewidywanie się z nimi automatycznie przeradza się w zerwanie przeze mnie kontaktu z nimi bez żadnego powodu. Po prostu nie przywiązuję się do ludzi, jedynie się do nich przyzwyczajam, i nie zabiegam o ich uczucia. Mam też pewien problem z własną seksualnością - chyba jestem biseksualny, co uważam za przekleństwo, bo sam nie wiem, kim jestem. Podobno kolejnym objawem depresji może być stopniowa utrata zainteresowań, i to chyba również mnie dotyczy - kiedyś masowo pochłaniałem dobre filmy, a teraz mimo wolnego czasu tego nie robię. Cóż, ee, pomocy?
Odnośnik do komentarza
To niesamowite wejść przez przypadek na forum i przeczytać coś, co z tak wielką dokładnością opisuje twój problem. Mogłabym podpisać się pod prawie każdym twoim słowem.

Dokładnie cytując rozpoczęłabym tak samo, z wyjątkiem tego, że mam niespełna 19 lat. Zawsze sądziłam, ze depresja to bzdura i dotyczy ludzi bez poglądów, przekonań i osobowości. Zresztą możliwe, że opinia ta jest błędna.

Uderza mnie podobieństwo drugiego akapitu do mojej sytuacji. Wszystko się zgadza, tylko w moim wypadku była to śmierć siostry. Nigdy nie przeżyłam większego zawodu miłosnego. Co do angażowania się to mam ogromny problem, żeby zaangażować się w cokolwiek. O związkach nawet nie ma mowy. Przelotne znajomości, które zazwyczaj kończę, uznając, że to i tak nie ma sensu.

Tak jest zresztą z większością rzeczy, robię je mechanicznie, nie sprawiają mi pełnej radości. To nie jest tak, że chodzę całe dnie załamana i zachowuję się, jak malkontent życiowy. Potrafię się śmiać, bawić, tylko najlepsze jest to, że w zasadzie nie sprawia mi to jakiejś szczególnej radości.

Moi przyjaciele to naprawdę wspaniali ludzie, ale nie wiedzieć czemu często muszę się zmuszać do spotkania, byle to tylko zaliczyć i utrzymać kontakt. 1 spotkanie raz w tygodniu wystarcza, żeby utrzymać znajomość.

"Po prostu nie przywiązuję się do ludzi, jedynie się do nich przyzwyczajam, i nie zabiegam o ich uczucia." Po tym zdaniu nie mam już nic do powiedzenia. Trafiłeś w samo sedno. Przyzwyczajenie.

Co do seksualności to w zasadzie chyba też mam ten problem, chociaż w zasadzie nie zastanawiam się nad tym i nie zaprzątam sobie głowy.

Jeżeli chodzi o zainteresowania to chyba nie jest z Tobą tak źle, bo dobry film pojawia się w nazwie twojego użytkownika.


p.s Nie uważam, żeby to była depresja, ale nic innego po prostu nie przychodzi mi do głowy.
Odnośnik do komentarza
Gość wesolyrewolwerowiec
Mam niespełna 19 lat i nigdy nie myślałam, że coś takiego jak depresja może mnie dotyczyć. I wciąż nie jestem o tym przekonana. Nie mniej jednak od jakiegoś czasu coraz bardziej boję się, że to prawda. Trudno mi się cieszyć z życia. Przytłacza mnie rzeczywistość, czuję, że staję się zgorzkniałym malkontentem życiowym, co w dodatku potęguje moją niechęć do samej siebie. Zdarza mi się płakać z powodu własnej bezsilności - nie histerycznie i głośno, ale cicho i powściągliwie. Dużo myślę o śmierci.

Stanowczo za dużo, jak na młodą dziewczynę, która ma przed sobą maturę i całe życie. Nie żebym planowała własne samobójstwo, ale zwyczajnie moje myśli krążą wokół tego tematu. Najzabawniejsze (?) jest to, że w ogóle nawet nie mam, na co narzekać. Nie wychowałam się w patologicznej rodzinie, nie doświadczyłam ogromnych tragedii (z wyjątkiem śmierci siostry kilka lat temu). Nie przeżyłam nawet prawdziwego zawodu miłosnego.

Wręcz przeciwnie - czuję, że nie jestem w stanie obdarzyć nikogo uczuciem. Owszem, kocham swoich rodziców, nawet bardzo. Ale czuję, że na nikim innym nie będzie mi nigdy naprawdę zależało. Przyjaciele, których mam, to (z nielicznymi wyjątkami) ludzie, z którymi chcąc nie chcąc, obcuję, a nie widywanie się z nimi automatycznie przeradza się w zerwanie przeze mnie kontaktu z nimi bez żadnego powodu. Po prostu nie przywiązuję się do ludzi, jedynie się do nich przyzwyczajam, i nie zabiegam o ich uczucia.

To niesamowite, że pod wszystkim mogę się podpisać. Ja cierpię też na chroniczny brak entuzjazmu i w nic nie potrafię się angażować. Dotyczy to też zainteresowań, które niby utrzymują się, ale jak wszystko jest to bardziej mechaniczne i wynika z przyzwyczajenia. Nie oznacza to jednak, że całymi dniami nic nie robię, nie imprezuje, nie mam znajomych i nie uśmiecham się. Nie. To wszystko jest, tylko, że każda z tych rzeczy daje pozorną radość, chociaż nie wiem, czy można to nazwać radością.

Zawsze sądziłam, że depresja dotyczy ludzi bez osobowości, zainteresowań i poglądów. Teraz to już w zasadzie sama nie wiem. Chociaż nie uważam, żeby to była depresja, ale w takim razie co?

Twoj nick świadczy o tym, że jednak nie zatraciłeś jeszcze do końca zamiłowania do dobrych filmów. To dobrze.
Odnośnik do komentarza
Przykro mi, że Ciebie też dotyczy ten problem, ale z drugiej strony fakt, że nie jestem w tym odosobniony napawa trochę nadzieją i dodaje otuchy.
Idealnie rozwinęłaś moją 'wypowiedź'! Kiedy teraz ponownie ją przeczytałem zorientowałem się, że czegoś ważnego w niej brakuje. Przede wszystkim - ja też nie jestem cały czas załamany. Wręcz przeciwnie - często towarzyszy mi taki hm.. stan cichej pogody ducha:P Sęk w tym, że dystans pomiędzy moim ego realnym, a idealnym bywa po prostu zbyt duży i wtedy czuję się żałośnie, bo moje postępowanie rozczarowuje mnie samego. Ale ja również potrafię się śmiac, pogodnie patrzec na życie i bawic, tylko podobnie jak Ty zwyczajnie się nie staram, przynajmniej nie tak często jak większośc. Pięknie to określiłaś - "chroniczny brak entuzjazmu"...

Co do przyjaciół - to jest jakiś paradoks. Moi też są cudowni , a jednak często nie mogę się zmusic, żeby się z nimi zobaczyc. Ludzi poznanych ostatnio na studiach trzymam raczej na dystans (z nielicznymi wyjątkami). Też są bardzo fajni, ale raczej nie czuję potrzeby, żeby utrzymywac z nimi kontakt i spotykac się poza uczelnią i robię o tylko z nielicznymi.

Jeśli chodzi o zainteresowania to faktycznie nie jest ze mną tak źle, bo wciąż chodzę do teatru, do kina, oglądam dośc dużo filmów (chociaż kupiony niedawno zestaw dzieł Godarda wciąż leży ledwo napoczęty i kurzy się na półce, co kiedyś nie miałoby miejsca;P).

Jeżeli mam byc szczery, to... chciałbym, żeby to była depresja. Dlaczego? Cóż, generalnie jest ona uleczalna. A co, jeżeli to nasza osobowośc, co, jeśli tacy właśnie jesteśmy? Czy ten stan będzie nam już zawsze towarzyszył? A jeżeli tak, to czy uda nam się spotkac kogoś kto będzie go rozumiał, kto go zaakceptuje, pomoże nam z nim życ i nie pozwoli nam wszystkiego spieprzyc?
Odnośnik do komentarza
Gość AndaluzyjskiPies
Przykro mi, że Ciebie też dotyczy ten problem, ale z drugiej strony fakt, że nie jestem w tym odosobniony napawa trochę nadzieją i dodaje otuchy.
Idealnie rozwinęłaś moją 'wypowiedź'! Kiedy teraz ponownie ją przeczytałem zorientowałem się, że czegoś ważnego w niej brakuje. Przede wszystkim - ja też nie jestem cały czas załamany. Wręcz przeciwnie - często towarzyszy mi taki hm.. stan cichej pogody ducha:P Sęk w tym, że dystans pomiędzy moim ego realnym, a idealnym bywa po prostu zbyt duży i wtedy czuję się żałośnie, bo moje postępowanie rozczarowuje mnie samego. Ale ja również potrafię się śmiać, pogodnie patrzeć na życie i bawić, tylko podobnie jak Ty zwyczajnie się nie staram, przynajmniej nie tak często jak większość. Pięknie to określiłaś - "chroniczny brak entuzjazmu"...

Co do przyjaciół - to jest jakiś paradoks. Moi też są cudowni , a jednak często nie mogę się zmusić, żeby się z nimi zobaczyć. Ludzi poznanych ostatnio na studiach trzymam raczej na dystans (z nielicznymi wyjątkami). Też są bardzo fajni, ale raczej nie czuję potrzeby, żeby utrzymywać z nimi kontakt i spotykać się poza uczelnią i robię o tylko z nielicznymi.

Jeśli chodzi o zainteresowania to faktycznie nie jest ze mną tak źle, bo wciąż chodzę do teatru, do kina, oglądam dość dużo filmów (chociaż kupiony niedawno zestaw dzieł Godarda wciąż leży ledwo napoczęty i kurzy się na półce, co kiedyś nie miałoby miejsca;P).

Jeżeli mam być szczery, to... chciałbym, żeby to była depresja. Dlaczego? Cóż, generalnie jest ona uleczalna. A co, jeżeli to nasza osobowość, co, jeśli tacy właśnie jesteśmy? Czy ten stan będzie nam już zawsze towarzyszył? A jeżeli tak, to czy uda nam się spotkać kogoś kto będzie go rozumiał, kto go zaakceptuje, pomoże nam z nim żyć i nie pozwoli nam wszystkiego spieprzyć?
Odnośnik do komentarza
Gość wesolyrewolwerowiec
Wiesz, nie wiem czy chciałabym, żeby to była depresja. Bo jeżeli tak to miałyby pomóc mi jakieś specyfiki, czy podejście? Szczerze powiedziawszy, nie wierzę w leki na uspokojenie i takie tam. Ale to ja. Jeżeli chodzi o podejście to nawet jeśli ktoś zdiagnozowałby to jako chorobę, to nie wiem, czy potrafiłabym cokolwiek zmienić. Zawsze zaczyna się od tego, czy zdajesz sobie sprawę z problemu i chcesz sobie pomóc. Jasne, że tak, ale dalej zaczynają się schody, albo po prostu olewam to.

Ale wiesz, nie chciałabym, żeby ten stan zawsze i towarzyszył. Co prawda dzięki niemu często unikam rozczarowań, bo na nic się po prostu nie nastawiam, ale no nie chcę tak. Jeżeli chodzi o znalezienie kogoś, kto to rozumie to chyba właśnie znaleźliśmy. ; )

Jeżeli chodzi o jakaś pomoc to chyba gorzej. Bo ja nawet nie chce o tym gadać z moimi przyjaciółmi.

W moim wypadku chyba to się nie zmieni, no chyba, że ktoś zwróci życie mojej siostrze. A jak to jest u Ciebie? Śmierć Twojego brata miała decydujący wpływ na twoje podejście, czy było tak już wcześniej?
Odnośnik do komentarza
Gość AndaluzyjskiPies
Myślę, że poniekąd tak. Mój brat był tak w ogóle poważnie chory i było mi z tym ciężko, chociaż nikomu o tym nie mówiłem. Nie wiedzieć czemu wstydziłem się tego. Byłem głupim szczylem, który nie chciał z nikim o tym porozmawiać i tłumił wszystko w sobie. Po śmierci brata sytuacja pogorszyła się jeszcze bardziej, bo nie dość, że miałem (i wciąż mam) gigantyczne wyrzuty sumienia wobec niego (to był najwspanialszy człowiek na świecie, a ciągle byliśmy skłóceni), to jeszcze całą rozpacz związaną z jego odejściem przez bardzo długi czas tłumiłem w sobie. Większość moich przyjaciół (nawet tych, których znam od dawna) nie wie nawet, że on kiedykolwiek istniał.

I wiesz co? Mimo, że minęły już ponad 3 lata nic się nie zmieniłem. Mimo, że chciałbym komuś powiedzieć o tej 'depresji', to jednak nie jestem w stanie. Rodzicom nie powiem, bo nie chcę im przysparzać zmartwień (niech myślą sobie, że moim jedynym problemem jest nauka, a ja wiodę beztroski żywot stereotypowego studenta - studiuję w innym mieście, więc ukrycie tego przed nimi jest stosunkowo łatwe). Przyjaciołom nie powiem z trochę innego powodu. Po prostu informacja o depresji niejako determinuje pewną postawę wobec chorej osoby - współczucie. Nie chcę tego. Nie chcę, żeby ktokolwiek traktował mnie jak kogoś chorego. Nie będę się też nad sobą użalał, bo to nie ma sensu. Poza tym ukrywanie przed nimi, że coś jest nie tak jest też bardzo łatwe, bo nigdy nie byłem bardzo otwartym człowiekiem.

Ostatnio najbliższa mi osoba, którą znam pół swojego życia i z którą jestem w świetnych kontaktach podczas zwykłego obiadu powiedziała mi "Wiesz Łukasz? Ja zdaję sobie sprawę, że nigdy nie poznam Cię nawet w połowie tak dobrze jak ty znasz mnie. Już się z tym oswoiłam." Dziwne słowa z ust najbliższego człowieka, nie? Ale jednak taka jest prawda. I chyba nic tego nie zmieni.

Mówisz, że dzięki temu stanowi unikasz rozczarowań. Ja poniekąd też, bo nie mam absolutnie żadnych oczekiwań w stosunku do otaczającego mnie świata i ludzi. I w tym sensie, faktycznie, nie mam z tym problemu. Ale rozczarowuje mnie co innego - ja sam. Ja i moje postępowanie. Bo czasem stawiam sobie pewne cele. Są one naprawdę prozaiczne, banalne dla normalnego człowieka. Przykład? Zamienienie z koleżanką z grupy z którą normalnie nie gadam dosłownie dwóch zdań w stylu 'rozmowa o pogodzie' (coś czego zazwyczaj naprawdę nie trawię). Czasem się udaje i to wtedy naprawdę pomaga, bo czuję się wtedy trochę lepszy i 'normalniejszy'. Ale czasem i do czegoś takiego nie mogę się zmusić i mam to w dupie. Wtedy jestem rozczarowany i zły. Na siebie i swoją niemoc.

Dzisiaj udało mi się zrobić coś dużego i nietypowego jak dla mnie. Wracając pociągiem do rodzinnego domu wysiadłem w innym mieście. Przegadałem z całkiem obcą osobą ponad 2 godziny po czym wsiadłem do następnego pociągu i pojechałem dalej. Przez cały ten czas wcale nie zaprzątałem sobie głowy myślami, że to nie ma sensu, że tracę czas (swój i tej osoby) i że i tak każdy pójdzie w swoją stronę. Wcale nie miało to dla mnie znaczenia. Może to jakiś duży krok naprzód?

Odnośnik do komentarza
Gość wesolyrewolwerowiec
Moja siostra też była ciężko chora. Nie mówiłam o tym, bo po prostu nie chciałam. Moi przyjaciele wiedzą o jej istnieniu, ale ludzi tych jest strasznie niewiele. A tak to zwyczajnie. Nie jest ciężko ukrywać takiego faktu. Poznaje się nowych ludzi i tyle.

Skłóceni. Skąd ja to znam. Od mojej babci miesiąc po pogrzebie usłyszałam, że przecież nic się nie stało i ja wcale nie kochałam mojej siostry, bo ciągle się kłóciłyśmy i, że widać, że nie obchodzi mnie jej śmierć, bo nie chodzę codziennie na cmentarz. Zresztą nie tylko od niej nasłuchałam się podobnych komentarzy. Wtedy stwierdziłam, że mam już dosyć i nie będę nikomu nic udowadniać, i zwyczajnie przyjmowałam to, co mówili.

U mnie minęły niecałe 2. Z rodzicami w ogóle o tym nie rozmawiam. Nie potrafię i nie chcę. Z jedną bardzo bliską mi osobą zdarzało się. Ale ja nie chcę jej zadręczać moimi problemami. Poza tym, co ona jest w stanie na to poradzić? Nic. Na dodatek stawiam ją w niezręcznej sytuacji opowiadając o rzeczach, o których w zasadzie nie ma pojęcia. Po co? No tak, znowu po co. Wspominałam już, że jestem od niego uzależniona? PO CO to myśl, która nie opuszcza mnie ani na chwilę. Ja w zasadzie cały czas prowadzę wewnętrzny dialog, próbując przekonać samą siebie, że jednak jest cel.

A jeżeli chodzi o robienie z siebie ofiary. Uważam to za najbardziej żałosną rzecz na świecie. I żaląc się komuś, taka właśnie się czuje. Żałosna, słaba. Może to nienormalne, ale taki już mam charakter. Jeżeli chodzi o współczucie to nie szukam go. W moim wypadku z ukrywaniem też nie ma problemu. Jestem w zasadzie introwertykiem i znajomi o tym wiedzą. Poza tym moi przyjaciele mają do mnie zaufanie i twierdzą, że gdyby coś było nie tak to zwróciłabym się do nich.............

To co powiedziała ci twoja przyjaciółka bardzo przypomina mi to, co sama często słyszę. Ale nie uważam, tego do końca za wadę. Osobiście uważam, że milczenie jest złotem, a rzygać mi się chcę bezmyślną paplaniną. Wolę, gdy ktoś jest małomówny, aniżeli nadaje non stop kolor.

Stawiasz sobie cele. Też bym chciała. Ja nie mam do tego żadnej motywacji. Nie czuję wewnętrznej potrzeby rozprawiania z kimś o pogodzie. Mogę to zrobić, ale bardziej z obowiązku a nie przyjemności i nie sprawia mi to żadnej radości. Jeżeli chodzi o tą sytuację z pociągiem, zawsze lubiłam rozmawiać z obcymi ludźmi. Często otwieram się przed nimi bardziej niż przed znajomymi. To fantastyczne, co zrobiłeś. Strasznie podoba mi się ten pomysł.

Nie chciałbyś może porozmawiać drogą jakiejś korespondencji, ale niekoniecznie na tym forum?
Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...