Skocz do zawartości
Forum

Uzależnienie od amfetaminy. Myśli samobójcze.


Gość de...SW

Rekomendowane odpowiedzi

Napiszę historyjkę w sumie, z której mógłby być w miarę nawet dobry film pewnie, że tak powiem, no ale cóż. To są same fakty, po prostu nie mam sił na samego siebie, a nie mam jak i gdzie szukać pomocy. Zresztą próbując i tak nic się nie zmieni, znając życie. Takie jest moje szczęście. Jak mam tutaj zobaczyć odpowiedzi w stylu idź do psychologa, psychiatry, to najlepiej usuńcie to pytanie i tyle, bo takie odpowiedzi mnie nie interesują. Zatem zaczynając od początku, wszystko zaczęło się 9 lat temu po śmierci bardzo bliskiej mi osoby z rodziny, która zmarła przez nasza mądrą polską służbę zdrowia (nie będę opisywał szczegółów, bo to zbędne). Wówczas coś we mnie pękło. Wiadomo trochę obowiązków, szkoła, dom itd. Sam nie wiem jak mam teraz ubrać wszystko w słowa, bo myśli mam poplątane, tak, że nie wiem co i jak ująć, żeby było zrozumiale. Zacznę może od tych obowiązków i tak dalej.
Pierwsza pozycja, chyba najważniejsza, która powinna wówczas być, czyli szkoła. Jakoś to szło w tym LO do pewnego czasu, właśnie do śmierci tej bliskiej mi osoby. Po jej śmierci opuściłem się w nauce (strasznie mnie ta śmierć przygnębiła, nie mogłem się skupić itd., ale to już mniejsza). Moja wychowawczyni, jak to się mówi, zauważyła, że jestem często nieprzygotowany do lekcji (co za tym idzie chciała chyba wymusić naukę, to nie to, że się nie uczyłem. Poświęcałem na naukę po 4-5h dziennie i niby wszystko umiałem, jednak to też do czasu). To, że byłem często nieprzygotowany do lekcji to dlatego, że nie mogłem się skupić na nauce i w ogóle, moja wychowawczyni wymusiła na mnie jednak to abym w końcu się skupił i nauczył, gdyż na pały zaczynało brakować miejsca w dzienniku. No jednak wracając do tego tematu. Kobieta się uwzięła, to nie tylko moje zdanie, ale też moich rówieśników z klasy. Mając z nią, 2 lekcje z rzędu tj. 90 min pytała tak długo, aż w końcu nie padłem, aż nie znalazła czegoś na co bym nie odpowiedział i pała mimo dobrych odp. na inne pytania. Zupełnie jakby w klasie nie było nikogo poza mną no, chyba że by się ktoś wstawił za mną, bo i takie sytuacje były, wówczas sytuacja wyglądała tak jak ze mną. Z czasem nawet jak znałem odpowiedzi to mówiłem kilka razy, że nie wiem i potem proszę mi wpisać 1, bo nie będę tak stał bez sensu. Żeby tylko mieć już spokój.
To wszystko zaczęło mnie dobijać całkowicie tak po 3 miesiącach. Wówczas to wyszło jakoś tak, że dzięki znajomym zacząłem korzystać ze wspomagaczy (dokładniej amfetaminy), żeby się lepiej poczuć i w ogóle. Faktycznie moje samopoczucie psychiczne było lepsze, bo miałem w d****, że się wali wszystko. Ostatecznie w końcu zawsze dawałem jakoś radę. To sporadyczne ćpanie zmieniło się bardzo szybko w codzienność, nie wyobrażałem sobie dnia bez fety. Z drugiej strony zawalać? Męczyć się? Po cholerę, skoro było mnie stać na to, by nie męczyć się. Tak jakoś udawało się do 4 klasy LO. Wówczas to doszło do tego, że miałem mieć 2 pały na koniec. Uznałem jednak, że dam sobie z tym radę, że się nauczę. Załatwiłem sobie, iż zdam ten 1 przedmiot z 2 będę miał komisa tj. komis u wychowawcy. Gdyż zdając u niej sam na sam nie miałem szans. Wyryłem się na blachę, tak mi się wydaje przynajmniej. No mimo wszystko wyników nie poznałem. Napisałem test z całego półrocza w sumie nie test, a wypracowanie z 3 tematów, każde na 4 strony kancelaryjne. Miałem na to 4h i tu moje zdziwienie, iż moja praca poszła na marne. Na koniec właśnie tej 4 godziny moja wychowawczyni weszła do klasy i powiedziała do nauczycielki, u której zdawałem (nie sprawdzaj, bo ja mu i tak załatwię kibel) dokładnie nie tak to ujęła, ale nie pamiętam słów dokładnie, w każdym razie o to chodziło. Nauczycielki obie wyszły z klasy, u mnie tona łez. Siedziałem w tej klasie dobrą godzinę, jeszcze całkiem sam z głową na ławce ocierając łzy. Wiedząc, że i tak nie zdam już nic. Olałem wszytko totalnie i zacząłem brać coraz więcej.
Miałem iść do wieczorowego LO, jednak mimo, iż złożyłem papiery, olałem to. Wolałem się napruć ze znajomymi. W domu nikt nie zwracał na to uwagi, zresztą w domu też nie było za ciekawie. Tyle póki co na temat szkoły teraz troszkę o domu. Od dziecka pamiętam tylko ojca, który chlał na umór. Może dlatego mam wstręt do alkoholu, gdyż jak pochlał, to miał gdzieś wszystko. Bił matkę, bił mnie i w ogóle wszystkie obowiązki jego spadały wtedy na mnie i tak to się ciągnęło, więc te doły dobijały mnie jeszcze bardziej, bo ile można. Nauka, tona obowiązków, ciągłe kłótnie i strach. Kolejny rok jednak już był inny. Ojciec się unormował, ja miałem wówczas 20 lat. W końcu spokój w domu. Poszedłem do tej wieczorówki z rocznym opóźnieniem, no ale wiadomo jak to jest wieczorówka. Ja miałem tylko 3 pały, więc więcej wolnego jak szkoły, gdyż chodziliśmy tylko na zajęcia, z których mieliśmy gole. Co tu teraz robić? Więc się jeździło to tu to tam i ciągle białe w obiegu i tak to się ciągnęło kolejny cały rok. W sumie dzień w dzień napruty jak bąk, bo w sumie jak tu inaczej żyć, jak nic zrobić nie idzie, bo wszystko boli itd. Przez ten czas sporo schudłem, bo z 90 kilo do 60.
No ale lecimy dalej z tą historyjką. LO skończyłem, poszedłem do policealnej szkoły (szkoła jak szkoła, nikt mi nie powie, że w szkołach się nie ćpa, niby policealna, a w sumie było to samo, większość ludzi coś tam brała raz po raz, chyba dla rozrywki, a ja żeby nie zdychać). Szkołę tę zawaliłem po semestrze, w sumie sam nie wiem czemu, chyba mi nie zależało zbytnio. Po pewnym czasie poznałem pannę i jakoś tak wyszło, że się zakochałem. Postanowiłem sam sobie, że dam radę, że ona jest wyjątkowa i nie jest taka jak te do tej pory, które się pojawiały w moim życiu. Skąd te myśli nie wiem, ale zaparłem się w sobie, namęczyłem. Było mi ciężko przez długi czas, ale jakoś dałem radę. W końcu miałem wielką motywacje, która wzięła się z powietrza. Z czasem, że się nie uczyłem, to zaraz przyszło wezwanie po odbiór biletu na wku. Poszedłem, powiedziałem, że nie mogę iść, bo nie dam sobie rady, bo mi psycha siądzie, a niedawno przestałem brać itd.., że mam myśli samobójcze i straszne doły, że się wykończę i zabije, bo nie dam rady w wojsku.
Skierowali mnie do psychologa. Tu głupie testy z pytaniami w stylu: konia, który nie chce ciągnąć wozu trzeba... Nie wiem co to miało pokazać, ale szczegół. Akurat tak wyszło, że jeszcze mi się ręce nie zagoiły, po tym jak się wcześniej pochlastałem, więc psycholog zaczął zadawać głupie pytanie (było lato, więc miałem bezrękawnik na sobie) czemu to zrobiłem itd. Na moją odp., że nie wiem sam, coś mnie naszło, chciałem umrzeć, miałem dość (było to bodajże po poważnej kłótni z moja kotką). Odrzekł, że skoro tak to zrobię to bez względu na czas i miejsce i zaproponował, żebym to zrobił teraz przy nim. Nie wiem co to miało na celu. Zawsze byłem dziwny. Spojrzałem na jego biurko, ale tam nic nie było ostrego czym bym mógł rozciąć rękę wzdłuż tętnicy, leżała jedynie szklanka z herbatą, a ja bez namysłu rzuciłem ją na ziemie wziąłem kawałek szkła przyłożyłem do ręki i już miałem przejechać, gdy ten uderzył mnie w rękę, wytrącając mi to szkło, zsiniał i powiedział "pan pójdzie drzwi obok powie co się stało". Na drzwiach pisało, że psychiatra. Wizyty u psychiatry zbytnio nie pamiętam. W każdym razie dostałem D na wku i tak wróciłem do domu.
Między mną, a moją panią się jakoś ułożyło i było ok. W końcu jakoś się wydało to, że ćpałem. Jak się w domu dowiedzieli to były mega jazdy długi długi czas, ale jakoś dawałem radę. Podjąłem prace. Miałem w końcu motywację. Teraz od kilku miesięcy jestem sam. Straciłem tą motywację, straciłem miłość największą w mym życiu. Dlaczego? Nie wiem, przez własną głupotę chyba. Zostałem podsumowany jak najgorszy przez osobę, która była dla mnie wszystkim, dla której wiele poświeciłem, dla której wyrwałem się z gówna, że tak powiem. Wina leży tu pośrodku no, ale ja jak to ja spokojny nie wadzący jak usłyszałem stwierdzenie, że to moja wina itd. i tylko ja sobie winny jestem, to przytaknąłem i stawałem na uszach, by ją odzyskać (bezskutecznie). Mimo w sumie podsumowania na najgorszego mimo kilku miesięcy bez żadnego kontaktu, nadal kocham tą osobę i to nawet bardziej niż kochałem.
Dziewczyny podbijają i są na dzień dobry spławiane. Dlaczego? Tego też nie wiem. W głowie i w sercu mam tą jedną i jakoś nie potrafię na inną spojrzeć w sensie partnerki. W każdym razie od rozstania te myśli, które były kiedyś o śmierci wróciły, o tym by zacząć znów brać też wracają coraz częściej. Tym bardziej jak w domu nadal mi nieraz wyskakują, że jestem naćpany itd. Choć nic nie biorę. Porzuciłem pracę, nie szukam nawet nowej, na nic nie mam chęci, bo i po co mam cokolwiek robić? Tak do niczego nie dojdę. Osoba tak bezwartościowa jak ja nie ma czego szukać na tym świecie. Parę razy próbowałem odejść z tego świata, ale chyba nie jest mi to dane. Tak sobie latając po sieci szukałem choćby sposobu by zasnąć, paść, nie obudzić się. Próbowałem z lekami. W sieci pisze sporo na temat tego jak działają, zacząłem od leków przeciwbólowych i wszystkim innym co było w domu włącznie z syropami i tabletkami na kaszel. Wyszło tak to, że i tak mi nic nie było, tylko mega biegunka i okropne samopoczucie i gorączka pod 40 stopni. W domu powiedziałem, że jestem chyba chory, bo nikt się nie zorientował, że prawie wszystkie leki jakie były znikły z szafy.
W każdym razie nie wiem, co mam z sobą począć. Mam dość tego świata. Nic mnie nie cieszy i w niczym nie widzę sensu. Nawet muzyki zacząłem słuchać dziwnej:( bo poezji śpiewanej, która mnie w sumie jeszcze bardziej dołuje niż co warte. Pozostaje jedynie dawać sobie jakoś radę i egzystować tak jak by się było, ale nie było, ale nie było, jak roślina, bo przecież co mi dają jakieś starania jak zawsze, gdy na czymś mi zależy, to to tracę. To się tyczy wszystkiego od rzeczy materialnych po bliskich, rodzinę, miłość, uczucia, sens. Zresztą, jaki jest sens czegokolwiek, skoro to ani nie cieszy, ani nic nie daje, bo jak coś osiągniesz to i tak dociera do ciebie fakt, że to długo nie potrwa, że zaraz to stracisz to tylko kwestia czasu i nic więcej. To że jakoś się wstrzymuje np. od ćpania na nowo, nie wiem czego jest zasługą? Może fakt, że jeszcze mam w sobie taka nutkę wiary, że może coś się stanie, że jakoś to się ułoży, a jak zacznę to mogę już nie dać rady i nie przestać, bo w końcu co mnie zmotywuje? Myśli samobójcze? Owszem chcę odejść, zniknąć. Coś jednak też mnie powstrzymuje, z jednej strony strach, że nie potrafię tego zrobić bezboleśnie i nie chce cierpieć jeszcze bardziej, z drugiej strony fakt, że moi rodzice ciężko by to znieśli. Jednak teraz kolejne, ale, co mnie to obchodzi? Przecież teraz traktują mnie jak ścierwo, wmawiają, że jestem nikim, że nic nie potrafię, do niczego się nie nadaje, nic nie osiągnąłem, potraciłem przyjaciół i nie mam nikogo, kto by mnie szanował za cokolwiek, że nic nie robię. Ja jednak, no było nie było, będąc w domu zajmuję się nim. Piorę, sprzątam, gotuję, prasuję itd. To też oczywiście jest nic, bo zajęcie się domem dla moich rodziców to jest nic. To, że mają obiad podany zawsze często itd.
Jedna koleżanka mi kiedyś powiedziała, że taki facet to skarb, bo z reguły faceci tego, co ja nie robią. Mnie się jednak wydaje, że ona to mówiła, by mnie pocieszyć. Bo w końcu zdaje sobie sprawę z tego, że jestem nikim i pewnie będę nikim do końca. Pytanie tylko kiedy ten koniec nadejdzie? Tego nikt nie wie. Pozostały tylko myśli i bitwa z tymi myślami. No i oczekiwanie na rychły koniec tych męczarni zwanych życiem. Teraz to pisząc się jeszcze bardziej zdołowałem. Tak jak sobie pomyślę, to wydaje mi się, że opisałem całość strasznie chaotycznie, ale nic na to nie poradzę, nie będę tego eseju czytał i poprawiał, bo będzie jeszcze bardziej pokręcony i pomieszany. Można to podsumować w jeden sposób. Życie to nie jest bajka, a raczej to marny czeski film z ruskim dubbingiem i kiepską obsadą w dodatku, jeszcze w czerni i bieli. Brak w nim sensu i nadziei na to, że ktoś zrobi kolorowy remake tego wszystkiego z lepszym zakończeniem. Zatem tak pewnie sobie będę zdołowany egzystował jeszcze długi, długi czas, no chyba, że spełni się to, co powiedział mi kiedyś lekarz, czyli, że za parę lat się wszystko skończy, tak więc tych kilka lat się przemęczę. Jakoś może dam radę. Napiszę historyjkę w sumie, z której mógłby być w miarę nawet dobry film pewnie, że tak powiem z tym. Wszystko tak mnie przytłacza. Pozdrawiam wszystkich z tego portalu. Mam nadzieje, że wy macie lepsze życie niż moje. Zajrzę tu czasem w wolnej chwili do was na pewno.    
Odnośnik do komentarza
dokładnie wiem co czujesz miałem podobnie przez parę miesięcy zupełnie bałem się wyjść z domu, teraz jakoś radzę sobie ale depresje mam silne nie wspominając o koszmarnych napadach agresji że aż zębami zgrzytam jak się wściekne
Odnośnik do komentarza
Gość t11441144
Kiepsko się to skończyło:/ moi koledzy też zaczynają ,,przygodę" z tym:/ musisz uwierzyć w siebie Twoi rodzice swoimi komentarzami tylko Ci szkodzą. spróbuj odnaleźć spokój w kościele to pomogło już wielu ludziom.. Pozatym myślę że powinieneś odszukać swoją dziewczynę i zacząć wszystko od nowa. Bardzo dobrym rozwiązaniem byłoby też znalezienie pracy, z doświadczenia wiem że praca nadaje jakiś sens życiu i na pewno polepsza samopoczucie..
PS:Najbardziej współczuję Ci rodziców:/
Nie poddaj się;)
Odnośnik do komentarza
witaj. mam nadzieje ze przeczytasz moj komentarz.
mam z tym takze problem a dokladnie to nie ja tylko moj chlopak... nie wiem jak mu pomoc i wydaje mi sie ze on nawet nie chce mojej pomocy :( otuz on nie bierze amfetaminy codziennie ale cotydzien w kazdy weekend... moze nie bylo by to tak straszne gdyby nie to ze za kazdym razem jak wezmie (zazwyczaj jak jest z kolegami) to po godzinie dwoch wychodzi z domu i poprostu znika ( przynajmniej na 20 godzin) nie ma z nim w ogule kontaktu, nie odbiera telefonow nie odpisuje na smsy, kompletnie nic. Nawet teraz w tym momencie siedze sama w domu i na niego czekam juz od 26 godzin.... Nie mam pojecia jak go od tego oderwac, jak mu wytlumaczyc zeby tego niebral... za kazdym razem bardzo sie o niego martwie... nie chce tak dluzej zyc bojac sie o niego... on gdy przychodzi do domu juz na hmmm jak on to mowi zjezdzie to przyzeka mi ze sie zmieni, ze juz nie chce tego brac bo widzi jak to sie konczy, ze psuje to nasz zwiazek ale za kazdym razem jego obietnice koncza sie tak samo... przychodzi weekend i znowu znika :( ja juz nie mam pojecia jak mu pomoc... prosilam, tlumaczylam, blagalam, grozilam ze sie rozstaniemy ale to nic nie pomaga....
prosze pomoz mi, doradz jak go przekonac ze to jest zle :(
Z gory dziekuje
Emilka
Odnośnik do komentarza
Gość Odpowiedź
Emi0025> Odpowiedź dla ciebie możesz mu pomóc np tak? Wiem ze to trudne ale na pewno skróci jego branie z 4 dni w miesiącu do 2 dni na pewno a z 2 dni z czasem do 1 dnia itp pokaz mu ze poważnie go kochasz ze jesteś dorosła myślisz jak poważna i przyszłościowa kobieta ze ty potrafisz żyć bez tego gówna a czemu nazywam to gównem?? bo gównem się staje amfetamina po kilku miesiącach brania, przez zniszczenie jakiego dokonuje a jesli chodzi o moją rade kturą opisywałem na początku to jest drastyczna bo kochacie się tęsknisz jak nie widzisz go godzine a co mówic o rozstaniu na kilka dni a nawet tygodni?? własnie emila to jest rozwiązanie przeprowadź z nim powazną rozmowe ale zrób to tak spotkaj się podejdź i powiedz mu ze masz dosc tego co robi ze nie daje ci równouprawnienia w związku pluje pustymi obietnicami powiedz do tego jeszcze na koniec wracam do domu przemysl to sobie na razie nie chce cię widziec nie zrywam lecz chce od ciebie odpoczac by ratowac nasz związek zobaczymy się dopiero gdy na to sobie zasłuzysz zostawiając ją amfetamine??? Tak zdrajco ja ci juz nie wystarczam. Nie odbieraj jego telefonów nie psz z nim jak napisze do ciebie to odpisuj mu w stosunku jeden do piecu smsów czyli prosciej on do ciebie 5 wiadomosci wysle dopiero ty wysyłasz mu jedną i znowu on ci 5 ty mu jedną pokaz mu ze nie zartujesz ze jesli nie skonczy z tym to moze to skonczyc się nawet rozstaniem z czasem napisz mu ze juz ci tak na nim niezalezy ale tylko i wyłącznie przez amfetamine. Mnie to zmieniło moja dziewczyna była warta o wiele więcej niz pusta feta/amfetamina jak poczułem jej brak to było straszne chciałem ją przytulic zobaczyc usłyszec jej głos 2 miesiące mineły a ja załamany całe wolne dni po pracy spędzałem zamknięty w pokoju nie brałem 2 miesiące choc brałem wczesniej nawet częściej niz twuj chłopak bo 3 razy w tygodniu to co ci opisałem moja ania zrobiła dla mnie choc wyglądało to tak jak by mnie nie chciała jak by miała mnie gdzies i była nieczuła ona płakała i tęskniła potwornie tak samo jak ja ale chciała mnie odzyskac i udało jej się zmotywowała mnie wystraszyłem się okropnie faktem ze przez amfe moge stracic ta cudowną kobietkę ona zrobiła to dla naszego dobra wiem to ty tez tak zrób zobaczysz uratujesz go. 18 Grudnia zmarł mi ojciec a ja skonczyłem brac 6 miesięcy przed jego smiercią mineły 2 miesiące od jego smierci a zmarł na moich oczach pod naszym domem przyjechał starym gratem na podwórko otworzył drzwi swoje i tyle zdązył tylko nie odpiął pasów nawet ja w oknie myślałem ze rozmawia przez telefon po 10 minutach stary braciak wpadł z krzykiem to był cios wychodze widze jego twarz boze pomóz mi wziasc się w garsc łzy strach smutek i ból krzyk na gapiów on potrzebuje powietrza ja 67 kilo odpinam mu pasy i wyciągam go sam z auta 123kilo wazył ale dla niego miałem siły boze mówie sobie on nie zyje kumpel obok klęczy nad nim a ja do niego mówię to nie ma sensu po co ta karetka on niezyje motywacja jednak włącza się reanimacja bez skutku popatrze na niego spokojnie bo tylko tyle moge juz zrobic boze tato amfa zabrała mi ciebie bo do samej smierci brałem i nie widziałem cie nie rozmawiałem z tobą chce ci tyle powiedzec kocham cię człowieku teraz pisząc to wyglądam przez okno moze łez i jego auto ford escort 91.r Ferdek haha tak go nazywał amfa zabrała mi sporo dni spędzonych z nim dziewczyna mi po tym powiedziała dzięki bogu te kilka miesięcy przed spędziłes z tatą czysty a nie jako cpun brakuje mi go strasznie ale to tez kolejna motywacja po ani ktura jeszcze bardziej mnie motywuje wiem ze amfy nie tkne juz dziewczyny nie zostawie i bede kochał ponad wszystko a za tatą będe płakał codzienie bo jest wart tych łez zył jako biedak mazący choc o odrobinie normalnego zycia zeby tylko nie brakowało na leki mu i jedzenie dla nas i jego wielkie mazenie kture zabrał do grobu miec dobre auto a nie same złomy za 1000zł zmarł jak dziad w porwanych ubraniach obiecałem mu klecząc przednim na sniegu obok auta ze będzie miał auto normalne dobre auto i ze w tym domu biedy więcej nie będzie czuje się jak nowonarodzony mam 24 lata Ania Studentka 3 roku pedagogiki kochamy się 3 lata i 6 miesięcy razem Kobieta moze byc cudowną uzdrowicielka ania pomogła mi wyjsc z nałogu a teraz pomaga mi po smierci mojego ojca powiedz chłopakowi by zobaczył swojego ojca matke brata itraktował ich tak jak by widział ich ostatni dzien i ciebie tez daj mu motywacje zmieni sie bo widac ze on cie nie chce krzywdzic nie bierze często ale bierze tylko dlatego bo przezwycięza go jego tak zwane a dobra wezme.. niech to przeczyta mam nadzieje ze ten bełkot bo dziwnie to wszystko opisałem mu pomoze ja jakos daje rade wytrzymac z brakiem amfetaminy i do tego smerc ojca i cała chata na moim utrzymaniu łącznie z matką bo z nią mieszkam pozdrawiam cię emila
Odnośnik do komentarza
Ja też mam poważny problem, brałem amfe przez około 2 miesiące, skończyłem z tym już 3 miesiące temu, a dalej sie czegoś boję wchodzę do domu czasami boję sie rozmawiać z rodzicami, ponieważ myślę że oni myślą, że ja coś brałem.Widzę czasami coś chodź nic tam nie ma. Nie wiem co mam z tym zrobić, mam 16 lat nie powiem o tym rodzicom bo się boją i pomyślą że jestem jakiś głupi ... Pomocy pomóżcie mi coś wymyślić.
Odnośnik do komentarza
Gość 85weronika

witam
Czytając twój listy jestem z Ciebie dumna chciałabym z całego serca, żeby mój mąż, który bierze od dłuższego czasu też się tak zawziął jak TY i przestał brać w końcu nie bierze od 5 dni i obiecał że będzie chodził na grupę... zobaczymy.
Wiesz on też miał już nie raz myśli samobójcze a ja przy nim jestem choć niestety tyle razy mnie okłamał tyle razy nie dotrzymał obietnicy. ale mam nadzieję że wszystko się kiedyś poukłada. Wierzę że jest na dobrej drodze. Niestety czytając twój list odniosłam przykre wrażenie że życie Cię męczy.. ja też to czasem czuje szczególnie teraz próbuje wyciągnąć męża z nałogu niedawno urodziłam dziecko więc ogólnie jestem osłabiona (pobudki w nocy itp) mamy 2 w sumie mąż mi nie pomaga sama ich wychowuje zajmuje się domem sprzątam gotuje piorę nawet w piecu muszę napalić! czasem tak jak Ty czuje się to wszystko mnie przerasta i poszłabym w \\\i zostawiła to wszystko... ale wiem że nie mogę za bardzo kocham moich trzech mężczyzn wiem że żyje dla nich. W moim życiu dokładnie 2 lata temu też było bardzo ciężko zaszłam w ciążę poroniłam (bardzo to przeżyłam) straciłam prace pokłóciłam się z moimi rodzicami(przez męża i praktycznie straciłam z nimi kontakt) i wyprowadziliśmy się od nich do teściów postanowiliśmy że będziemy budować zaczęłam studia znalazłam się w szpitalu w końcu znalazłam nową prace w której musiałam pracować ok 250-300godzin miesięcznie dodatkowo bardzo stresująca. Przez prace musiałam przerwać studia... no i potem walka z uzależnieniem męża do teraz...

Odnośnik do komentarza
Czesc Ja tez mam podobnie, ale znam przyczyne : zona ktora odeszla w klamstwie... Nie wazne. Przypomnialem sobie najlepszy okres z zycia, kiedy mnialem niemal depresje i pomogla mi silownia. A konkretnie: m*** 10mg.. Podnosi poziom dopaminy i po okolo 2 tygodniach ( bierze sie 6 tygodni ) jest super! Teraz kupilem sobie :D*** 10mg. ( to nazwa handlowa , a to samo co m***). Przyrosty po tym sa dobre :) i samopoczucie jak po fecie ;D , ale czujesz ze to samo zdrowie! :D Mozna spac , kojarzenie jest lepsze itp. Wiec to jest moj zloty srodek na przerzycie chociaz troszke ciezkiej chwili w zyciu. A pozniej moze inaczej bede postrzegal inne sprawy :) ? Bo tez mam mysli samobojcze, tylko ja juz sie do nich smieje i odczuwam dzika przyjemnosc na mysl ze nie dlugo odejde :) Nie uzalam sie nad soba, nie placze, bo nie szkoda mi siebie. Chce tylko poukladac ostatnie sprawy ziemskie, zeby innym (mamie) bylo lepiej kiedy odejde i wracam do domu... :) Pozdrawiam i zycze powodzenia. Ps. Nie mieszkam w Polsce, praca mi sie podoba, jestem pogodny i z wszystkim juz sie pogodzilem :) Nie boje sie bolu (zaplanowalem pociecie zyl pod kostkami u nog, w aucie ). Spotykam sie z zona, ona ma okropne wyrzuty sumienia, leczyla sie 2 miesiace psychotropami. Kocham ja, ale nie wiem juz teraz czy chce jej powrotu, czy smierci? Wiem ze chce zeby byla szczesliwa w zyciu. Ma faceta ktory ma 2 sklepy z kebabem ( turek) i budkie, wiec finansowo tez nie narzeka. Mowila ze jej sie oswiadczyl, a ona nie przyjela tych oswiadczyn i schowal pierscionek pod lozko. Czekal az bedzie gotowa. Tak bylo pare miesiecy. Teraz na face book z nia zerwal, bo ona wiecznie nie byla gotowa. Spotykamy sie coraz czesciej i widze ze nie jest z nim szczesliwa. Ja tez nic nie robie, by wziasc ja do siebie znowu. Jakis czas temu, o maly wlos bysmy mogli zaczac wszystko od poczatku, byla gotowa odejsc od niego, ale ja nie chcilem jej przeprowadzic. Teraz juz sam nie wiem czego ja chce? chyba wlasnie smierci :). Dwa powody mnie blokuja przed tym: 1- Musial bym miec pewnosc, ze ona jest z nim szczesliwa. ( ostatnio, nad jeziorem pyta: kochany co z nami bedzie?) Te pytanie mnie zdezorientowalo. Powiedzialem: Jesli twoje serduszko bedzie wiedziec , z kim chcesz byc, to reszta sama sie ulozy. ( Ale dla mnie to za dlugo trwa (prawie rok minol od jej odejscia) i mi sie zmienia stosunek co do bycia razem) ( bylismy ze soba 8 lat)2- Boje sie co bedzie po smierci, ze nie zylem najlepiej po Bozemu i chce zdezerterowac z tego zycia, zamiast starac sie "rozmnazac talenty" ) Dziekuje za uwage. Przepraszam, ze malo bylo o fecie, bralem to scierwo w Polsce i troche tutaj. Syf. Pozniej odkrylem meth. duuzo lepsza, ale nie biore i nie mialem puzniejszych pokus. W Polsce, wachalem klej itd. Najgorsze. Dwa razy bylem na odwyku, ale przez rodzine, kiedy stracilem rozum, bylem w bajce na rzeczywisci w realu. Mam strasznie silna wole i sam bym sobie z tym poradzil, a mialem tez obiawy abstynencji fizyczne. Fajki pale, ale kiedy chce to rzuce. Tak juz mnialem wczesniej. Pare lat palenia i pare nie palenia :) Bez trudu :D
Odnośnik do komentarza
do wszystkich ktorzy brali ,biora amfe, opowiem wam historie moze ona was zmotywuje i pozwoli wam wyjsc ze tego "scierwa", zaznacze ze sam probowalem ale byly to pojedyncze incydenty wzialem moze ze 3 razy w zyciu i to w odstepach po pol roku jednak mam kumpla ktorego "bialko" poprostu tak wciagnelo ze ja i nikt z moich rowiesnikow nie potrafimy mu pomoc, zaczelo sie niewinnie jak to zwykle bywa na imprezie jednego malego "szczurka" sprobujmy bedziemy sie dobrze bawic, powiedzial do mnie to bym moj pierszy raz bawilem sie swietnie cala impreze przetanczylem wypilem dosc sporo alko do tego co chwile ktos przychodzil z blantem, na drugi dzien zdychalem, wyszedlem rano na dwor z owym kumplem zapalilem 2 lufki i poczulem sie lepiej po 30 minutach kumpel mowi choc na chwile do klatki, wiec poszedlem wyjal reklamowke z feta i sypie robi 2 szczury dosc grube, "o nie nie ja dziekuje" to byly moje slowa, "nie chcesz to nie ale bys sie poczul lepiej" i tak z poczuciem sie lepiej moj kumpel jechal 4 miechy na tym gownie i jechal by dalej zapewne gdyby nie to ze stalo mu sie cos z sercem nie wiem dokladnie co ale byl u kardiologa, mial nie prawidlowe ekg i echo serca poza tym narzekal ze kluje go czasem serce i nieraz dosc intensywnie. Minelo 1,5 miesiaca od tego zajscia, a on znow to samo(z tym ze teraz juz nie zazywa codziennie tylko ok 3 dni w tyg.) najgorsze jest to ze nikt z naszych rowiesnikow nie moze mu pomoc do niego juz nie dociera ze moze umrzec od tego gowna, moze mu pomoc jedynie monar ale watpie zeby on sie tam udal a nas nie che sluchac "sluchaj stary skoncz z tym bo kurwa wkoncu pierdolniesz od tego gowna, musisz isc na odwyk" jednak odpowiedz zazwyczaj brzmi "e tam nie jestem uzalezniony biore czasem, nie bralem 1.5 miesiaca nie potrzebny mi zaden odywk, poza tym juz sie dobrze czuje" nie bral bo nie mogl a teraz poczul sie lepiej i znow wali w nos. Poza tym zmienil sie strasznie dziwnie sie zachowuje co chwile gdzies drapie sie reka po twarzy i strasznie mu sie cere zniszczyla :/. Daje wam przyklad po to zeby nie brac tego "scierwa" ,naprawde jest to z zycia w wziete i jesli sami w pore sie nie zorientujecie ze bialko was wciaga to pozniej odstawic to gowno bedzie juz tylko coraz trudniej. R.I.P palcie ziolo a amfe tak jak ja raz na 2 miechy :D i bedzie git
Odnośnik do komentarza

@~Odpowiedź: stary na maxa wzruszająca historia :( ja tez juz nie ćpam 8 lat juz będzie teraz.Myśle o tym czasami dlatego czytam takie posty jak Twój i z góry juz wiem źe nigdy nie wezmę tego ścierwa :) dzieki! Napewno Wam się wszystko świetnie poukłada pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...