Skocz do zawartości
Forum

Jak żyć po odejściu partnerki?


Gość takitam2012

Rekomendowane odpowiedzi

Gość takitam2012

Kiedy się poznaliśmy żadne z nas nie pomyślało że to potrwa dłużej niż 2-3 spotkania, nie szukaliśmy stałego związku, jasne zasady dwoje dojrzałych ludzi przed czterdziestką z jasno określonymi celami w życiu. Ja dobra praca świeżo kupiony dom, rodzina, ona przyzwyczajona do samotnego życia z dzieckiem, zaradna samowystarczalna z dobrą posadą, perspektywami rozwijania kariery i nastawieniem jeża do mężczyzn przez fatalne doświadczenia życiowe. Nasz związek trwał 2,5 roku. Każde z nas na początku miało inne wyobrażenie o sobie i nagle okazało się że ta pewność naszych postanowień idące za tym bezpieczeństwo pozwoliła nam się otworzyć przed sobą nie grać kogoś kim nie byliśmy przecież nie zależało nam żeby się wzajemnie czarować bo po co nie chodziło o uczucia, każde mogło odejść bez żalu kiedy chciało, nie ograniczaliśmy się wzajemnie. Dawaliśmy sobie nawzajem to czego obojgu z nas brakowało i nagle zobaczyliśmy w sobie osoby których każde z nas szukało w swoim życiu. Oczywiście dalej trzymaliśmy się zasad, ona mówiła "nie chcę rujnować Ci życia uczuciami", ja mówiłem "jeśli pojawi się człowiek który da Ci szczęście powiedz to odejdę". Nim którekolwiek z nas się obejrzało uczucie którego nie dopuszczaliśmy do siebie było tak silne że oboje nie byliśmy w stanie tego kontrolować.Jedynym problemem był fakt że uczucie przyniosło jej również ból dzielenia się mną i coraz większe z tym związane rozterki o których nie mówiła lub tylko delikatnie sygnalizowała żeby mnie nie spłoszyć (byłem tak zaślepiony swoim uczuciem że nawet nie zdałem sobie z tego sprawy) Trzy miesiące temu stwierdziła że już tak dalej nie może a ja że do końca roku odejdę od żony. Chyba nie wierzyła w moją deklarację, poddała się schematom romansu bez "happyendu", wystraszyła się zranienia kiedy to ja odejdę więc chciała mieć nad tym kontrole zrobić to na własnych warunkach żeby być silną łatwiej przetrwać rozstanie. Z końcem listopada wychodząc od niej do pracy stanęła przede mną i po przytuleniu się powiedziała "jesteś mężczyzną mojego życia" co zabrzmiało nieomal jak pożegnanie. Na drugi dzień powiedziała mi że odchodzi, że jestem inny niż myślała bo nie potrafię podjąć decyzji itp spokojna rozmowa na rozstanie nic nie dawało moje tłumaczenie jakby grochem o ścianę. Następnego dnia spakowałem się z domu kupiłem kwiaty i z pierścionkiem stanąłem w jej drzwiach, zareagowała agresją, że już tego nie chce że nie prosiła żebym odchodził od żony i wyrzuciła mnie, dziwne bo w jej zachowaniu widziałem również strach. Od tego czasu nie wróciłem do żony napisałem pozew rozwodowy który składam po świętach i z cztery sms-y do ukochanej typu "kocham Cię". W temacie pozwu tydzień temu kontaktowałem się z adwokatką, naszą wspólną znajomą. Dziwnym zbiegiem okoliczności na drugi dzień dzwoni i prosi o spotkanie chłodno bez emocji, w kawiarni. Przyszedłem oddała mi rzeczy, poprosiła żebym nie pisał bo ją to drażni, stwierdziła że nie chce ze mną tracić kontaktu ale to ona zadzwoni kiedy będzie gotowa. Powiedziała że nie wierzyła że zostawię wszystko dla niej że strasznie ją to zaskoczyło i od trzech miesięcy przygotowywała się na odejście ode mnie. Później rozmowa była spokojna wręcz czasem ciepła przeplatana uśmiechem, nawet zdawkowo mnie dotykała, "wycofywała" się kiedy wchodziliśmy na temat tzw. "patosu miłości", po około godzinie rozchodząc się pożyczyła mi wesołych świąt i nagle przytuliła się do mnie tak szybko że kompletnie mnie zaskoczyła, nim zdarzyłem cokolwiek zrobić odeszła nie odwracając głowy. Co do mojego rozwodu już dawno podjąłem tą decyzję nie mówiłem o niej ale jest w 100% przemyślana i pewnie stałoby się to prędzej czy później pomimo romansu, zaczynam nowe życie. Boli tylko fakt że tracę, straciłem kobietę której szukałem całe życie, nie wiem jak ją odzyskać i jak odczytywać jej zachowanie, tyle sprzecznych sygnałów.

Odnośnik do komentarza

Faktycznie bardzo dziwna sprawa, tu niby zależało jej na Tobie i chciała być a tu nagle gdy Ty postawiłeś wszystko na jedną kartę to się wycofała. Przestraszyła się? Nie sądzę, skoro planowała rozstanie już wcześniej, w jakiś sposób wg mnie oszukiwała Ciebie co jest przykre i bolesne, ale wg mnie postąpiła bardzo nie OK w stosunku do Ciebie. Odrzucenie boli, jest to zranienie, ale wg mnie powinieneś sobie dać trochę na wstrzymanie, zobaczymy co to dalej będzie ale skoro w ten sposób zareagowała i zachowuje się tak jak napisałeś, to niestety nie liczyłabym na to że się zejdziecie, wg mnie ona jest na nie.

http://www.ticker.7910.org/an1cMls0g411100MTAwNDcxNGx8MzU1NjZqbGF8aW4gbG92ZQ.gif

Odnośnik do komentarza

Czy istnieje możliwość że kobieta romansując z żonatym mężczyzną zbudowała w sobie coś na rodzaj zabezpieczenia w postaci twojej żony chociażby podświadomie? Brzmi to okrutnie mając na uwadze jej otwartość i zachodzące zmiany podczas trwania romansu.Co do tych obietnic,często jest tak że kiedy coś zaczynamy budować a niema to od początku prostych podstaw to późniejsze poprawianie tej konstrukcji na wiele może się zdać i niestety lecz nieunikniony jest jej rozpad.Tarja poleciła wstrzymanie to może być chyba najrozsądniejsze rozwiązanie,częściej bywa tak że czas jest bardziej potrzebny niż jakiekolwiek próby rozwiązania mimo chęci.Ruch pozostał po stronie kobiety do wykonania.

Odnośnik do komentarza
Gość takitam2012

W wigilię ją odwiedziłem. Rozmowa spokojna, życzenia, przytulenie. Mnóstwo sprzecznych sygnałów,przytulenie, jej ciało gesty sposób słuchania, nijak się miały do tego co mówiła, zaszklone oczy kiedy mówiła nie kocham cię... wszystkie emocje jakie przekazywała mówiąc o rozstaniu. Zainteresowanie kiedy opowiadałem o pozwie rozwodowym adwokacie itp. oczy miała wtedy jak "pięć złotych". Powiedziała że od dwóch tygodni spotyka się z kimś kogo zna już bardzo długo, od razu sama dodała że go nie kocha nie wie czy z nim będzie nie wie jak długo to potrwa, czy w ogóle go chce, ale może do niego dzwonić kiedy chce, nie musi go ukrywać, jest "normalnie", a on próbuje teraz "kupić" jej córkę... Zaśmiałem się tylko, bo ja przez rok chodziłem jak cień żeby mała mnie nie zobaczyła, poznała, żeby jej nie skrzywdzić i dopiero mając świadomość że chcę być z tą kobietą ujawniłem się dziecku. Zaśmiałem się tylko że te wszystkie rzeczy w chwili obecnej mogłaby mieć również ze mną... Obwiniła mnie że pozwoliłem jej stać się świadomą tego że mężczyźni się nią interesują flirtują i że jej to się spodobało, że wystawiłem ją jak to określiła na "strzelnicy". Stwierdziła że się do mnie kiedyś odezwie, zapytałem tylko retorycznie po co?. Ja już mam dość być raniony przez nią kocham ją ale to wszystko za bardzo boli. I po tej rozmowie zastanawiam się tylko nad jednym kto tu jest bardziej nienormalny ja że pozwoliłem sobie na uczucie czy ona tak mną manipulując. Może jakiś psycholog wie co siedzi, siedziało w jej głowie głowie???. Wiem jedno że ja muszę skorzystać z pomocy psychologa bo nie sądziłem że się tak rozsypię...

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie,
Moim zdaniem mogą być dwie przyczyny jej zachowania. Pierwsza, to tak jak napisał Krzysztof, ona boi się bliskości do tego stopnia, że związała się z żonatym mężczyzną, aby w pewien sposób uniknąć większego zaangażowania.
Druga przyczyna - być może byłeś dla niej mężczyzną, który tylko zaleczył jej rany z poprzedniego związku.
Ty masz również dwa wyjścia - czekać albo postarać się zapomnieć.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość takitam2012

Witam Panią, dziękuję za zainteresowanie.
Sądzę że obydwie odpowiedzi są trafne. Na początku mieliśmy jasne zasady (była bezpieczna) "otrzymywała mleko nie kupując krowy" (ja też), kolejno silne nieokiełznane uczucie nad którym nie potrafiliśmy zapanować,(w chwilach rozterki, samotności kiedy na mnie czekała, mogła się tego wystraszyć, tego braku kontroli nad sobą, utraty autonomii, czegoś z czym żyła tyle lat) .
Czy byłem lekiem po poprzednim związku?
Pierwsza wielka młodzieńcza miłość jej życia zdradziła Ją odszedł. Kolejny partner i późniejszy krótkotrwały mąż, nie trafiony "dawca spermy", świadczyć o tym może choćby fakt że nie chciała ślubu, a kiedy już presja rodzinna na nią wpłynęła wzięła cywilny, a z domu wyrzuciła go bez mrugnięcia okiem. Kolejne około 7 lat jej życia to walka z przeciwnościami losu, budowaniem kariery, dbanie o dziecko (dawanie jej całej miłości), budowanie muru woku siebie, eliminowanie mężczyzn (potencjalnego zagrożenia jej spokoju) stawanie się silną kobietą. Te 7 lat przeplatane 2-3 krótkotrwałymi nieudanymi związkami.
I nagle ja, w dziwny sposób "trafiam do niej" bez najmniejszego problemu, związek nie jest przelotną znajomością ( jak 2-3 poprzednie) chwile które spędzamy są cudowne, nie ma żadnej wątpliwości żadnego znaku zapytania. "Uczę" dojrzałą kobietę wszystkiego o czym zapomniała przez 7 lat. bądź czego w życiu nie przeżyła... staje się świadoma swojej wartości, kobiecości. Dałem jej siłę, świadomość, wiedzę jak może bawić się mężczyznami zaspokajając swoje potrzeby nie tracąc przy tym autonomii i jak sądzę wtedy podjęła decyzję że trzeba wyeliminować z tego ostatnie słabe ogniwo, czyli uczucie do mnie... Ciekawe czy z jej strony to było uczucie? Czy jest na tyle silna żeby trwać w swoim postanowieniu?
Ciekawe czy zgodzi się pani z moim tokiem myślenia???
Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie,
Myślę, że Twój tok myślenia jest dobry. Pytasz, czy naprawdę Cię kochała. Mogła Cię kochać, tylko jak sam trafnie zauważyłeś, to uczucie mogło się kłócić z jej wizją silnej i niezależnej kobiety, dlatego z niego zrezygnowała. Może boi się również zburzyć ten mur, który budowała przez tyle lat.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość takitam2012

Wiem kim jestem, co zrobiłem, nie szukam rozgrzeszenia, sądzę tylko że w moim przypadku bardziej pasowałoby tu "ktoś kto ranił osobę którą kocha".
Odpowiedz mi co dla Ciebie jest zdradą?stosunek, myśl, dotyk, uczucie, konwersacja, flirt. Zastanów się jak często (jeśli jesteś w związku) spojrzałaś na innego mężczyznę, jak często o innym pomyślałaś, czy nigdy twoja rozmowa z innym mężczyzną nie przerodziła się w "niewinny" flirt, czy kochając się ze swoim partnerem nie przemknął Ci przed oczami inny człowiek, czy nieświadomie twoja mowa niewerbalna nigdy nie mówiła "pożądam" kogoś "innego". Zastanów się z czego to wynika? Pomyśl co byłoby gdyby Twój partner znał te myśli, zdarzenia jak Ciebie by wtedy ocenił. I gdzie jest granica między zdradą a wiernością, kiedy zdradzasz partnera z kochankiem a kiedy zaczynasz ranić kochanka będąc z partnerem???. Czy jeśli partner nie kocha Ciebie a ty nie kochasz partnera można go zdradzać??? Pomyśl czym jest związek : obrączką, podpisem, dziećmi, kredytami, wspólną kołdrą, łóżkiem, mieszkaniem, uczuciami, szczerością, zaufaniem, wygodą?. Którego z tych elementów Tobie musiałoby zabraknąć żeby poczuć że to już nie związek żebyś mogła szczerze powiedzieć spotykając się z kimś innym nie zdradzam. Czy dla Ciebie małżeństwo to wyrok dożywocia na które człowiek godzi się z radością i pomimo narastającej z czasem świadomości błędu, który trzeba odsiedzieć bo żyjemy w takim kręgu społecznokulturowym?
Zastanów się następnym razem oceniając kogoś kierując się schematami.

Odnośnik do komentarza
Gość jakamalami

no bardzo pieknie sobie wszystko wytlumaczyles , az lzy uronilam doprawdy pieknie.....Wiesz , aqle nic -a nic nie piszesz i tym jak zona zareagowala na Twoj pozew, na Twpje odejscie...Nic
Jesli chodzi o takich ludzi jak Ty -szkoda slów -KTOS KTO ZDRADZAL ZAWSZE ZDRADZACZEM ZOSTANIE . To tylko Twoj egoizm - nie zostawia sie rodziny dla kochanek , innych kobiet .

Takie mam zdanie .

Dla mnie Jestes egoista -ktory mysli tylko o sobie ..

Ja tez mialam dokladnie taka sytuacje jak Twoja Kochanka i niestety KTOS KTO ZDRADZAL -BEDZIE ZDRadzal. tylko Bol zostaje .moim zdaniem dobrze zrobila -chroni siebie

Odnośnik do komentarza
Gość takitam2012

~jakamalami nie znam twojej sytuacji... Owszem wszystko można kategoryzować, czarne - białe, dobre - złe i opierać się o schematy. Ale czy to zasada że syn złodzieja będzie złodziejem, a córka prostytutki będzie stać na ulicy? Nikt nie da Ci 100% odpowiedzi czy coś się wydarzy lub nie, tym bardziej w kwestii ludzkich charakterów a co dopiero związku tych dwojga ludzi a weź pod uwagę że nie ma dwoje takich samych ludzi a co dopiero mówić o związkach zawsze jakieś z pozoru drobne niuanse różnią te sytuacje więc dziwi mnie że mówisz o "takiej samej sytuacji".
Jeśli chodzi o egoizm to zgadzam się z tobą stałem się nim, wtedy kiedy zrozumiałem że nie jestem w stanie wszystkich uszczęśliwiać, wszystkim dogodzić a jeśli będę się starał to robić to sam siebie stopniowo zabijam, bo zawsze zostanie pytanie i dylemat moralny czy zrobiłem wszystko żeby kogoś zadowolić. Zawsze stawiam sobie wyżej poprzeczkę chcę więcej, lepiej ale żeby to się udało i dawało zadowolenie nie tylko innym ale i mnie okazało się że ja również potrzebuję wsparcia, partnerki z podobnym systemem wartości która dorzuci ten ciepły pierwiastek żeński do mojego twardego życia, chodzi mi o "dom", miejsce gdzie nie będę musiał być twardy o kobietę która zapyta, jak minął ci dzień? O osobę za którą nie będę musiał myśleć, której bez namysłu będę mógł powierzyć część moich obowiązków. Która zrozumie w lot co do niej mówię z którą będę mógł podzielić się swoimi problemami, a nie będę tylko panaceum na zło to malutkie i duże jakie ją dotyka w życiu... Zdałem sobie sprawę że tylko kiedy sam będę szczęśliwy zaspokoję swoje potrzeby z których wagi w moim życiu wcześniej nie zdawałem sobie sprawy, będę potrafił dać szczęście innym.
Odnośnie żony nie jest złą kobietą, dała mi wspaniałą córkę, jest delikatna, wrażliwa, ładna no i... tylko kilka rzeczy których jej brak i nic tego nie zmieni lub rzeczy których nie potrafiła wyeliminować ze swojego życia pomimo wielokrotnych rozmów w tym temacie, choć wbrew pozorom to proste do zmiany, być może dla innego faceta to wszystko byłoby bez znaczenia ale niestety nie dla mnie. Pomyśl czy chciałabyś mieć takiego męża który jest dobrym człowiekiem choć wymagającym, nie awanturuje się, dba o dom, o potrzeby rodziny, daje komfortowe życie, ale Cię nie kocha, nie okazuje uczuć bo ich nie ma bo wygasły bo ich miejsce zajęło mechaniczne "dawanie", bez wzajemności, mógłby być przyjacielem ale nic więcej... Jakie wartości wyniosą z takiego związku dzieci, jakie wzorce, jaki obraz rodziców, relacji uczuciowych? Zapewne moją żonę to boli ale dalsze życie w ten sposób to byłaby tylko iluzja szczęśliwego małżeństwa. I czy lepiej skazywać kogoś na tę iluzję czy początkowo raniąc dać możliwość szczęśliwego życia z kimś innym kto kiedyś da jej uczucie nie zwróci uwagi na rzeczy które dla mnie są priorytetowe i jak się okazało nie do zaakceptowania.

To tak jak z porodem boli i musi się odbyć ale daje nowe życie...

Odnośnik do komentarza

Łukasz ludzie podnoszą się po stracie miłości, nawet kobiety życia. Dla Ciebie życie nie ma sensu i może już nie nabierze takiego jak kiedyś bo się wiele zmieni ale nadal będzie miało. Bo nie tylko nasi partnerzy nadają mu sens ale właśnie my sami. A Ty dasz radę, przejdziesz to, po wielu trudnościach. Przejdziesz prze to piekło. Uda Ci się! Wierze w Ciebie :)

Odnośnik do komentarza

Współczuję Ci:( Teraz na pewno bardzo cierpisz, ale za jakiś czas(choc pewnie dość długi) spojrzysz na to inaczej. Rany powoli bedą się zabliźniać, a Ty będziesz wracał do normalnego życia. Tutaj na forum są też ludzie, których spotkało to, co Ciebie. Nie jesteś sam! Możesz zobaczyć i popytać ich , jak oni sobie z tym radzili.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...