Skocz do zawartości
Forum

Toksyczny trójkąt z teściową


Gość Bags

Rekomendowane odpowiedzi

Witam, czy ktoś się z Was spotkał z odwrotnym problemem niż wszędzie opisywany?? Tzn toksyczna teściowa i mamicórcia??
Bo ja niestety (czuje że dałem się w to wmanipulować "na ładne oczy") jestem w takim małżeństwie od niespełna roku i gdyby nie fakt że jesteśmy 9 m-cy po ślubie konkordatowym dawno bym ten małżeński "grajdołek" rozpier...
Przedstawię swój problem.
Poznaliśmy się prawie 3 lata temu, ja z miasta, ona ze wsi (w pełnym tego słowa znaczeniu - zabitej dechami).
Co prawda oboje jesteśmy niepełnosprawnymi osobami, nie mniej jednak ona ma 2 grupę z Zus-u z 500 zł rentą a ja dopiero w tym roku uzyskałem czy też wyrobiłem sobie również 2 gr. z pcpr, gdyż pomimo swojej niepełnosprawności pracuję i funkcjonuję jak normalny człowiek.
Przez cały ten czas naszej znajomości żona siedzi z teściową w "chałupie na dupie", nigdzie nie pracują obie bo żona ma rentę a teściowa jakieś tam grosze z gospodarki; do ślubu przyjeżdzałem na randki co 4 dni bo tak sobie to ustaliliśmy z żoną by mieć czas dla siebie osobno, mojej pracy (z początku pracowałem po 24h) i dla związku.
I od samego początku aż do tej wiosny wszystko było jak w bajce. Teściowa mnie akceptuje, żona poza mną świata nie widzi, co tam mogłem to na wsi wokół domu pomogłem, by nie wyjść na takiego co to po pracy ma wszystko w d... i tylko obiadek, ciepłe kapcie i przed tv po pracy.
Przez zimę z pomocą żony i teściowej wywalczyłem że pracuję po 12h (jak miałem w umowie) zamiast 24, by spędzać więcej czasu z żoną, wyrobiłem grupę inwalidzką i teraz zobaczyłem o co biega teściowej i żonie skoro tak chętnie pomagały w tych w/w sprawach. Zarabiałem 1200 zł, 200 zabierał kredyt, ponad 400 szło miesięcznie na dojazdy po ślubie do domu żony i ustaliłem z zoną ze 400 dam od siebie na zycie bo trzeba mieć coś w zapasie na swoje potrzeby i w razie "w" naprawić auto. więc z czasem zaczęły podkręcać kurek i wyciągać łapę bym dawał więcej.
każdy wie że po pracy człowiek jest zmęczony, nazbierają mu sie jakieś problemy w pracy, chciałby to zostawić za drzwiami po wyjściu z roboty i wypocząć w domu. Wracałem po godzinnej jeździe do domu ok 23, cosik zjeść, ż zoną pogadać i już się robiła 1 w nocy i na powitanie od żony pytanie: jak tam w pracy kochanie??.
Aż pewnego dnia teściowa z zoną się skumały bym wstawał o 7 i mówiąc po wiejsku "szedł w pole robić a one po 4-5h lekkiej pracy są jak przysłowiowa dętka (porobią od śniadania do obiadu i kaplica). W niedzielę nawet żarówki nie można wymienić bo gwint piszczy głośniej niż dzwony w kościele a jakikolwiek czas na swoje sprawy czy tez coś podłubać przy wozie bo się sypie to owszem ale najpierw zrobić wszystko na tip top wokół domu.

z czasem nie wytrzymałem, nerwy puściły i zjechałem z łaciną z góry na dół cały ten ich "odgórnie ustalony system" życia na wsi. to się obie na mnie obraziły i jak teściowa sie przypadkiem dowiedziała od córki że moje schorzenie niedowładu spastycznego stopy (stopa końskoszpatowa leczona 2 krotnie operacyjnie), lekarze za komuny sklasyfikowali jako dziecięce porażenie mózgowe, choć jak się okazuje niewiele jedno z drugim ma wspólnego, gdyż komplikacje z tym związane nie dawały 100% gwarancji że to jest akurat MPD;
a skoro mpd no to zdaniem teściowej porażenie mózgowe facet ma i co za tym idzie jest pier..... bo nerwowy, agresywny i łaciny nie oszczędza. i dawaj żonę nastawić przeciwko mnie.
po kłótni zaproponowała mi teściowa bym się "wyprowadził" na tydzień, wszystko sobie przemyślał i wrócił jak bedzie już ze mną ok. a żona próbowała udawać ze nic się nie stało, bo jej mamusia jest dobra i wszystko żona ma od niej co chce i jakoś się dogadamy.
A ja twardo przy swoim ze jadę bo auto wymaga poważnej naprawy, tu mam 15 km do najbliższego sklepu a w mieście 15 min spacerkiem, spakowałem co ważniejsze i "w długą".
posiedziałem 1,5 tygodnia, auto naprawiłem, temat wojny przemyślałem i poukładałem sobie wszystko i stwierdziłem że wracam się dogadać i jakoś temat wyprostować.
a tu zona i teściowa nie mają o czym gadać bo jestem szurnięty i z góry stwierdziły jednogłośnie, ze na nic to się moje gadanie zda.
Więc ja twardo stałem na spokojnie przy swoim, żonę uprosiłem by zechciała mnie wysłuchać i zacząłem się tłumaczyć jak ten zbity pies czemu tak się stało, zę doszło do wojny. i mówię ze górę wzięły nerwy z pracy (wojna w pracy stoi o krok przed sądem pracy), że przez wojnę nie mam teraz życia w pracy, zmęczenie z zapier.. w pracy, jazda w nocy do domu, moje głupie przyzwyczajenia "wyniesione" z domu, ciągłe sprzeczki w domu z żoną i teściową o pierdoły i ich sterowanie mną. a to ubrać mam się tak jak one sobie tego życzą, ścięcie na jeżyka 12mm to były gotowe oczy wydłubać i poćwiartować, bo będą sie wstydzić wsród ludzi ze mną pokazac itd. a poza tym ze wszyscy się zagalopowaliśmy i po ślubie nie było rozmowy we 3 jakie mają oczekiwania wobec mnie, nie przedstawili swojego stylu życia i zasad panujących u nich w domu bo wg mnie doszło do zderzenia 2 światów miejskiego i wiejskiego a ja z doskoku mam na pstryknięcie palcami wszystko wiedzieć i się znać.
A teściowa z żoną twardo, że moje tłumaczenia to dziecinada bo przyjeżdżałem co 4 dni i widziałem jak sie zyje na wsi, byliśmy ze sobą 2 lata do ślubu więc nie pier... zięciu takich farmazonów ze nie wiedziałeś na co się decydujesz. a poza tym masz mpd więc jesteś pier... i żadne tłumaczenia czy też wyjaśnienia do nas nie docierają. spier... wszystko i teraz my się zastanowimy co dalej i być może do zobaczenia w sądzie na rozwodzie. a powołując sie na podany artykuł o toksycznej teściowej i trójkącie małżeńskim zona stwierdziłą że oczyściłem się jak łza ze wszystkiego. jednym słowem ktoś na nas pluje a one twierdzą zgodnie że deszcz pada.
więc sie zastanawiam czym zawiniłem skoro nie dopuściłem się cięzkiego grzechu zdrady itp. względem ślubu kościelnego a za sprzeczkę, która jest praktycznie na porządku dziennym w małżeństwie już teściowa nastawiła zonę na rozwód bo jestem psychicznie chory poprzez powiązanie z MPD i niby to ukryłem przed ślubem. A tym bardziej że to jest rewelacyjny toksyczny przykład trójkąta małżeńskiego. Slub z teściową gratis by miał kto mieszac młodym w

Odnośnik do komentarza

Witam serdecznie,
Przede wszystkim powinieneś porozmawiać z żoną bez obecności teściowej. I podczas rozmowy uświadomić jej, że najwyższa pora odciąć pępowinę i zacząć układać życie razem we dwoje, a nie we troje. W końcu to Tobie ślubowała przed ołtarzem, a nie mamie.
Postaraj się przekonać ją także do tego, żebyście chociaż na jakiś czas zamieszkali we dwoje, z dala od teściowej. Warto byłoby także pomyśleć o terapii dla par - pomogłoby to Wam naprawić relację nadwyrężoną przez problem z teściową.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Zabrać zonę z okowów zaborczej mamusi to z pozoru nie problem, tylko że żona bez mamusi świata nie widzi i jej samej nie zostawi.
Problem w tym że one obie nie widzą tego problemu toksycznego trójkąta i jestem już bezsilny, nie wiem w jaki sposób dotrzeć do żony i otworzyć jej zamydlone przez teściową a jej matkę oczy. wielce są obie na mnie obrażone. I doszło do tego, że teściowa nastawiła żonę na mnie do tego stopnia, że żona nie widzi innego rozwiązania jak tylko i wyłącznie rozwód bo ja jestem szurnięty delikatnie mówiąc.
Jak zaproponowałem byśmy razem poszli na terapię małżeńską to twierdzi że ona nie ma po co iść bo mamusia jest cacy. Ręce opadają i nie wiem co robić. a rozwód przez takie coś to jakaś paranoja.

Odnośnik do komentarza

Zabrać zonę z okowów zaborczej mamusi to z pozoru nie
> problem, tylko że żona bez mamusi świata nie widzi i jej
> samej nie zostawi.
> Problem w tym że one obie nie widzą tego problemu
> toksycznego trójkąta i jestem już bezsilny, nie wiem w
> jaki sposób dotrzeć do żony i otworzyć jej zamydlone
> przez teściową a jej matkę oczy. wielce są obie na mnie
> obrażone. I doszło do tego, że teściowa nastawiła
> żonę na mnie do tego stopnia, że żona nie widzi innego
> rozwiązania jak tylko i wyłącznie rozwód bo ja jestem
> szurnięty delikatnie mówiąc.
> Jak zaproponowałem byśmy razem poszli na terapię
> małżeńską to twierdzi że ona nie ma po co iść bo
> mamusia jest cacy. Ręce opadają i nie wiem co robić. a
> rozwód przez takie coś to jakaś paranoja.
Może ktoś z Was mógłby mi pomóc i poprzez e-mail do niej i teściowej jakoś dotrzeć by chociaż wstępnie otworzyć oczy na skalę tego problemu.

Odnośnik do komentarza

jak to sobie wyobrażasz? Że obce osoby zaleją skrzynkę mailową Twojej żony z mailami o tym że robi źle.... wtedy dopiero uzna Cię za wariata.
Musisz ją jakoś wyciągnąć od mamy, postaraj się może zacnzij od wspólnego wyjazdu gdzieś, oczywiście bez mamusi. Może jak pobędziecie sami to jakoś uda isę wam odbudować relacje. Może zaproponuj przeprowadzę dom obok, albo do sąsiedniego miasta, tak by być oddzielnie ale w miarę blisko mamusi żeby Twoja żona, nie myślała że chcesz ją odseparować ( choć to by było najlepsze)

Nigdy więcej nie patrz na mnie takim wzrokiem
Nigdy więcej nie podnoś na mnie głosu
Nigdy więcej nie zatruwaj słów gorycz

Odnośnik do komentarza

Dzięki Micho za słowa otuchy ale na 10000% zgadzam się z Tobą w całej okazałości i przesłaniu z Twojej wypowiedzi.
W moim przypadku to wszystkie dowcipy o teściowej można uznać za święte słowa a córunia tak wpatrzona w mamusię, że nie jak w najświętszy obraz ale już ją wyniosła za życia na ołtarze i wychwala pod niebiosa. żona słodziła mi przez praktycznie 3 lata - od samego początku związku - do tego stopnia, że bez diagnozy lekarskiej nabawiłem się najcięższego przypadku cukrzycy.

Szkoda czasu i miejsca by się rozpisywać i rozwijać wątek z początku mojego postu, ale mogę powiedzieć tyle, że do samego końca walczyłem o małżeństwo i żonę z klasą (drugie podejście ugodowe 26.05.br.) a w podziękowaniu za kwiaty dla teściowej z okazji dnia matki to mogłem je sobie włożyć w d... , bo pozwoliłem sobie określić nasze małżeństwo jako toksyczny trójkąt. A z wyjaśnień żony wywnioskowałem jedno, że jak dziecku (czytaj żonie) zabrałem jej łopatkę z piaskownicy- do umycia:) - to tym sposobem podpisałem na siebie wyrok śmierci. za dosłownie pierdołę nic nie znaczącą dla istoty awantury nasza miłość i wszystko co się tyczyło małżeństwa w jej mniemaniu przestało istnieć, powołując się na stwierdzenie mamuni, że jestem... .

Żałuję z tego wszystkiego zmarnowanych 3 lat związku, że dałem się wmanipulować - zasłodzony i z zamydlonymi oczami przez żonę - w ślub kościelny, ale za to Bogu dziękuję, że nie ma z tego związku dziecka i w porę się z tego otrząsnąłem - sznur na szyi coraz bardziej się zacieśniał ciągany przez żonę i teściową - i zwiałem z tego bagna.
Ratowałem małżeństwo zupełnie bez sensu. Dla idei ślubu kościelnego, która dla mnie tak wiele znaczy i w efekcie poszedłbym na dno jak Titanic.

Przede mną jeszcze droga przez mękę z tytułu rozwodu. A w tym wypadku chciałbym stanąć na głowie i udowodnić przed sądem,
że w całej okazałości powód rozpadu związku jest tylko i wyłącznie
z winy teściowej, za którą córusia szła jak w ogień.
Tylko pozostaje pytanie jak to zrobić???

Odnośnik do komentarza

Witam,
Część dalsza wątku po dłuższej przerwie...

Na początku czerwca wpadłem zabrać ostatnie swoje rzeczy od żony i powiedzieć - już stanowczym a nie dziecinnym, łamiącym się głosem - że mam do niej wielki żal za to co zrobiła, traktując mnie jak faceta co zdradził, lecz niestety to ona mnie zdradziła. Odniosłem wrażenie że dalej moja rozmowa jest jak grochem o ścianę, więc nie ma co się "produkować" tylko zamilknąć i czekać na jej ruch. (zastosować prawo przyciągania :) )
Nadal szukałem sposobu na rozwiązanie tego problemu by uratować małżeństwo przed rozwodem i dostrzegłem jeszcze jedno światełko w tunelu...
Bliska mi osoba z rodziny - wiedząc o mojej batalii odbicia żony lub oderwania jej od zaborczej teściowej - poleciła mi pójść po pomoc i poradę do księdza, który nam udzielił ślubu. On będzie wiedział na czym problem stoi, ma o tych sprawach gigantyczną wiedzę i na pewno wpłynie na żonę i teściową. Sakrament małżeństwa to nie przelewki. Żona musi zrozumieć że ma męża i to on jest teraz najważniejszy.
Prędzej czy później - może - dojdzie do zgrzytu miedzy nimi obiema z mojego powodu. Żona zatęskni za mną i będzie toczyć wojnę z mamą o swoje małżeństwo. A tutaj ksiądz może ten spór przyspieszyć.
Ja zrobiłem już co mogłem, nie poddaję się w tym staraniu o Nią i sam doszedłem do wniosku, że bez pomocy osoby z zewnątrz to w żaden sposób nie uratuję małżeństwa. Ona jest zaszczuta przez matkę, moje i mojej rodziny gadanie i staranie się, by do niej dotrzeć ma w niskim poważaniu, więc ostatnia deska ratunku jest w rękach księdza. Potem już tylko z krętej górki wspólnymi siłami wyjdziemy na prostą.
Pod koniec czerwca żona była na miesięcznym wyjeździe w sanatorium, Nie grałem zrozpaczonego faceta i nie pisałem do żony żadnych esków na zasadzie proszę wróć/wróćmy do siebie i takie tam biadolenia, bo wiem, że puści to dalej do mamy, a ona jej "przetworzy" to na swój toksyczny pogląd i odpowie córce, by mnie, pogrążyć w oczach żony. I wiedząc, że jest teściowa na linii, to znalazłem sposób by ją zneutralizować: żona dostawała sporadycznie eski: co tam słychać kochanie?; jak Ci tam leci?; kocham cię z czułym dodatkiem o Niej albo emotikona. I to jest z mojej strony wszystko, a że pozostawały głuche i bez odpowiedzi no to trudno.
No i w połowie sierpnia doszło do konfrontacji żony z księdzem. Stanął On w obronie sakramentu, odniósł się do absurdalnego poniżenia mnie odnośnie - jeśli nawet byłbym chorym :) - słów złożonej przysięgi, "wytknął" żonie szkodliwą działalność matki na rzecz małżeństwa i próbował przemówić Jej do rozsądku. Ale niestety z autorytetu w oczach żony stał się ksiądz wrogiem zaraz po mnie i między wulgarnym słowotokiem żony pod moim adresem padła znów groźba stanowczej wizji rozwodu.
Nie minął tydzień a na moim telefonie 2 krotnie zawitały sygnały od Niej. Odniosłem wrażenie, że kamyczki wraz z interwencją księdza odniosły jakiś minimalnie pozytywny skutek :).
Wykorzystałem już chyba wszystkie opcje i pozostaje mi chyba zapaść się pod ziemię do świąt. Ewentualnie reaktywować za jakiś czas kamyczki.

Odnośnik do komentarza

Witak Ka-wa
Z małżeństwa już nic nie zostało poza przykrym wspomnieniem i sporym życiowym doświadczeniem.
Praktycznie od 3 lat jestem po rozwodzie i 2 lat od zaprzeczenia ojcostwa - wynik zdrady eks - z powództwa byłej żony.
Jedno za co jestem jej wdzięczny i tym samym sam dziękuję sobie i temu siwemu Panu u góry, że nie dałem się wrobić w potomstwo.
Pisząc kontynuację tego wątku tutaj, to pewnie dorównałbym opowiadaniom Lema, bo dla wielu osób było to niemożliwością do wykonania w realu. A jednak stało się faktem.
Scheda po tym wszystkim, to masa wiedzy o szeroko pojętych toksycznych relacjach, socjopatach vel psychofagach, borderach i ich zależnościach oraz w tematyce zdrad, zarówno tych fizycznych jak i emocjonalnych. Tematyka, o której ludzie nie mają z reguły pojęcia, chodząc zamroczeni miłością, tak brutalnie mówiąc.

Mój bliźniaczy wątek, nieco szerzej rozpisany o tym samym tytule jest na netkobietach i finał przedrozowdowy poruszony jest na kilku innych wątkach, z możlwością odszukania między słowami w postach po wejściu w profil.

"mieli być na zawsze, lecz doczekali końca" :)

Odnośnik do komentarza

Można się było domyślić takiego finału ,ale cuda też się zdarzają i mogło być inaczej.
Tak często bywa,że kobiety przebiegłe biorą sobie za mężów spokojnych facetów i robią z nimi co chcą ,chociaż trafia też kosa na kamień,nie każdy się jednak daje,co widać na Twoim przykładzie.

Wina tu leży może i w genach ,ale chyba głównie w wychowaniu,szczególnie mamuśki wychowują sobie tak córunie i synusiów ,tak uzależniają od siebie psychicznie ,że w dorosłym życiu bez mamuśki nie da się zrobić kroku
i świadomie bądź nieświadomie krzywdzą swoje dzieci.

No tak ,życie to nie je.. bajka.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

Tak, finał mógłby być inny, gdyby osoba współuzależniona chciała się z tego za wszelką cenę wyrwać. Tym bardziej mając ogromne wsparcie w swoim partnerze z tego "innego świata", gotowym Jej pomóc się z tego wyrwać.
Jak pamiętam swoje początki walki o byłą żonę w tamtym okresie, to miałem sporą rzeszę ludzi gotowych bezinteresownie Nam pomóc całkowicie za darmo; nawet sam ksiądz mi to zagwarantował.
Niestety, opór żony to wszystko rozłożył na łopatki, gdzie w rezultacie z tego zaplecza ludzi dobrej woli skorzystałem ja sam.
Tragizm tej mojej sytuacji jest taki, że moja była żona, spacyfikowana ofiara przez kata/oprawcę, czyli własną matkę, weszła niemalże z automatu w rolę kata względem mnie. To jest właśnie ta wyższa matematyka relacji toksycznego trójkąta, którą przedstawiłem w swoim wątku. Toksyczny trójkąt wyższego szczebla z domieszką toksycznego tańca, gdzie oprawca szuka nowej ofiary przez zdradę... dirty dancing.
Co bym nie zrobił i do której ze stron nie postawił kontry w tej sytuacji, to miałem nóż w żebra z obu stron. Ani mi, ani osobie duchownej nie udało się przemówić do rozsądku eks.

Logicznie myślący człowiek, przyglądający się temu z boku jednoznacznie stwierdzi jest to fikcja, zmyślona opowieść, że w ogóle coś takiego może mieć miejsce. Jak widać może.
Tu wystąpiło wszystko co tylko jest możliwe i zarazem zawarte jest w pełnej gamie przypadków z dziedziny psychologii.
A znający się na rzeczy terapeuci, w większości przypadków umywają ręce od leczenia takich osób, bo one potrafią nawet specjalistów przerobić na swoją modłę.
Jak to w jednym z artykułów o borderach było napisane: po wyjściu pacjenta z gabinetu, mają ochotę wbić zęby w futrynę.

"Femme fatale" z Douglasem, to z jednej strony świetny film, a z drugiej... schemat działania kobiety o zaburzeniu borderline.

Odnośnik do komentarza

Kroatien, ja paradoksalnie czuję się wygranym w tej nierównej bitwie, choć przegrałem nie jedną walkę o normalne małżeństwo i wyrwanie żony ze szponów psychofaga w osobie Jej matki, a mojej ówczesnej teściowej;. Wyszedłem z tego potwornie skatowany psychicznie i emocjonalnie, co na dzień dzisiejszy jest jedynie przykrym wspomnieniem tamtego okresu.
To doświadczenie jak mawia powiedzenie, że "doświadczenia z przeszłości są bagażem przyszłości" owocuje z nawiązką w teraźniejszości w kontaktach z tak zaburzonymi ludźmi i eliminowaniem ich z mojego otoczenia, zanim jeszcze zdążą usta otworzyć - tak żartobliwie mówiąc.

Przez te kilka lat miałem kontakt z ofiarami tego typu przemocy, głównie kobietami, gdzie poznając nawet pobieżnie Ich historię, to bez wątpienia można wyjść uczesanym na łyso i długo zbierać tą potoczną szczękę z podłogi.
Czasami to jest trudno opowiedzieć, a co dopiero opisać.

"Najwięcej zawdzięczam tym, którzy mnie skrzywdzili" jak mawiał Dalajlama i bez wątpienia ma tutaj rację.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...