Skocz do zawartości
Forum

Osobowość borderline


Gość Ratatuj12

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Ratatuj12

Chciałbym się dowiedzieć czym objawia się osobowość borderline. Bo wydaje mi się, że moja dziewczyna ma własnie taką osobowość.
moja dziewczyna ma 25 lat, jesteśmy ze sobą około 3 lat i od zawsze wydawała mi się temperamentna ale nie zwracałem na to uwagi, ale teraz to się mocno nasiliło.
Niedawno moje dziewcze poszło do pracy,która powiedzmy jest dość stresująca. Od tamtej pory cechy, które były wcześniej bardzo się nasiliły. Stała się bardzo impulsywna, nie potrafi zapanować nad emocjami, dosłownie od pełnej miłości i szczęścia po nienawiści i mordu w oczach, jest zaborcza i najlepiej jakbym cały czas u niej siedział, jej pedantyzm i dokładność moim zdaniem stały się chorobowe. Wystarczy że z kimś się pokłóci w pracy to jest wielka tragedia, płacze z tego powodu, normalnie jakby co najmniej ktoś jej zmarł. Każdy konflikt jest przez nią rozpamiętywany, roztrząsany i przeżywany.
Ona zawsze była uczuciowa i miała temperament ognisty ale teraz to mnie przeraża. Czy ona ma tę osobowość i czy stres związany z pracą mógł to jakoś uaktualnić,?

Odnośnik do komentarza

Witam,
Moim zdaniem Twoja dziewczyna nie ma osobowości typu borderline. Charakteryzuje się ona co prawda niestabilnością emocjonalną, ale oprócz tego typowe dla tego typu osobowości jest zaburzony obraz siebie (własnych celów i preferencji, także seksualnych), uczucie pustki wewnętrznej, wchodzenie w intensywne i niestabilne związki emocjonalne, samouszkodzenia.
Opis, który tutaj zamieściłeś, może sugerować osobowość chwiejną emocjonalnie typu impulsywnego, której dominującą cechą jest niestabilność emocjonalna i brak kontroli działań impulsywnych. Charakteryzują ją także gwałtowne wybuchy gniewu, szczególnie w odpowiedzi na krytykę ze strony innych osób.
Radziłabym jednak skonsultować się z psychologiem, gdyż dokładana diagnoza przez Internet nie jest możliwa.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Pani psycholog u mnie zdiagnozowano borderline chorobe;( mam pytanie czy osoba taka jest w pelni swiadoma tego co Robi? Ja mam stalego partnera od lat I cyklicznie wdawalam sie w jakies glupie flirty z innymi mezczyznami to tak jakbym szukala sobie zaplecza gdyz zawsze sie balam I nadal boje ze zostane sama a to mnie przeraza!bycie ouszczona. Czy choroba moze przejmowac kontrole nad zdrowym mysleniem?tamte czasy mam za soba wrecz obsesyjnie pilnuje sie aby nie wdac sie w zadne flirty itd Bo nie chce juz nigdy wiecej skrzywdzic mojego partnera osobe mi najdrozsza I najblizsza!

Odnośnik do komentarza

Witam,
Ryanka, jeśli zdiagnozowano u Ciebie osobowość borderline, to rzeczywiście wdawanie się we flirty jest jednym z jej objawów. Osoby z taką osobowością przejawiają impulsywne zachowania autodestrukcyjne, takie jak: zbyt szybka jazda samochodem, branie narkotyków, samouszkodzanie , a także przygodny seks. Choroba wtedy przejmuje kontrolę nad myśleniem. Dobrze, że się pilnujesz i hamujesz swoje impulsy. Ale jeśli nadal odczuwasz lęk przed samotnością i byciem opuszczoną powinnaś zgłosić się do psychologa i podjąć psychoterapię.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witam,
Osobowość borderline to inna nazwa osobowości z pogranicza, te dwa terminy są więc tożsame.
Jeśli chodzi o bipolar, to jest to nazwa jednego z zaburzeń afektywnych, a mianowicie psychozy maniakalno - depresyjnej. Charakteryzuje się ona nawrotami choroby z wyraźnie zaburzonym nastrojem i aktywnością. Raz jest podwyższenie nastroju oraz wzmożenie energii i aktywności (mania), po którym następuje powrót do stanu zdrowia. Następnie występuje epizod depresyjny (obniżenie nastroju, spadek energii i aktywności). Częstość epizodów i nawrotów jest zmienna. Jednak epizod maniakalny zaczyna się zwykle nagle i trwa od 2 tygodni do 5 miesięcy, natomiast epizod depresyjny jest dłuższy trwa do około pól roku.
Niektórzy lekarze uważają że choroba dwubiegunowa jest związana z osobowością borderline.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witam
Mam 20 lat. Odkąd pamiętam jestem bardzo niestabilna emocjonalnie i zaczynam się obawiać że to może być osobowość borderline.
Moja sytuacja jest bardzo skomplikowana ale postaram się opisać ją jak najlepiej i proszę od opinie.
Zacznę od tego że nie toleruję porażek. Wszystko musi zawsze iść po mojej myśli a jak tak nie jest to dostaję "szajby" że tak powiem.
Jestem studentką, moje studia są dla mnie wszystkim. Całe życie chciałam iść na ten prestiżowy kierunek i się udało- cieszyłam się i czułam się jak najszczęśliwsza osoba na świecie. A ostatnia sytuacja była taka na początku oblałam 2 egzaminy i od razu gdy dowiedziałam się że dostałam dwójki miałam myśli samobójcze i zaczęlam się ciąć. W jednej chwili moje życie straciło sens, a 2 dni później jakoś wzięłam sie w garść i zaczęlam się uczyć do sesji poprawkowej i tak w kółko- gdy czegoś nie rozumialam w podręczniku wpadałam w furie, ryczałam a gdy szło dobrze byłam pełna optymizmu.

Druga objawa borderline- Nie umiem nawiązywać kontaktów ze swoimi rowieśnikami z obawą przed odrzuceniem. Nie wiem dlaczego, może to przez swoje kompleksy,i z obawą że będę źle odebrana i że mnie źle osądzą. Jeszcze ze starszymi osobami conajmiej 10 lat starszymi jakoś mogę sie dogadać a z rowieśnikami nie ma opcji. Nie mam przyjaciół w swoim wieku. Gdy ktoś do mnie zagada ciężko jest mi cokolwiek o sobie powiedzieć i nawiązać większego kontaktu. Wiem że sama jestem sobie winna ale zawsze robie z siebie ofiarę i użalam się nad sobą że nikt mnie nie lubi. Czuję się taka samotna, taka pusta, ale ja nie umiem inaczej. Zazdroszczę wszystkim normalności.

To samo tyczy się związków. W życiu bylam tylko w jednym związku ale niestety go odrzuciłam bo bałam się że on mnie prędzej czy później zdradzi, chociaż nie dawał mi powodów do obawy.
Tak bardzo chcę być taka jak wszyscy- mieć koleżanki, wychodzić gdzieś razem i żyć normalnie ale jakoś nie mogę. Czuję się gorsza i że mnie nikt nie zaakceptuje.
A gdy już uda się z kimś bliżej zakumplować to szybko się do tej osoby przywiązuję i uzależniam.
A najgorsze jest to że nawet nie wiem dlaczego czuję się gorsza.

Czy to możliwe że to przez mojej matki męza z którym po czasie i tak się rozwiodła? Mój prawdziwy ojciec zmarł gdy mialam 2 lata więc ten debil wmawiał mi że to on jest moim ojcem(choć od zawsze wiedziałam że nim nie jest) Zawsze mi wmawiał że jestem nikim, że jestem zerem i że nigdy nic ze mnie nie będzie . Pamiętam gdy miałam 6 lat i mama chciała bym została dziecinną modelką on powiedział że się nie nadaję bo nawet ładna nie jestem. Mi codziennie mówił że jestem szarą myszką.
Nigdy nie chciał pomagać mi z lekcjami bo ciągle powtarzał mi że nie muszę mieć 5tek bo i tak bede przeciętiakiem.
Tak mnie dobijał aż w końcu wpadłam w anoreksje bo w tamtej chwili uważałam że to droga do perfekcji i chciałam mu udowodnić na co mnie stać.
gdy mama rozwiodła się z nim to on i tak do mnie dzwonił i mówił po co mam iść na studia skoro jedynie nadaję się do pracy w Mcdonaldzie.
Tyle jeśli chodzi o dzieciństwo . Ale myśle że ten człowiek tak mi zniszczył psychike że jestem już chora.

Poszłam na studia prawnicze, wierzę w siebie ale jak pisałam na początku jak zawale coś, nawet nie egzamin tylko koło to czuje się jak śmieć.
W przyszłym roku planuję podjąć jeszcze jeden kierunek bo czuję że potrzebuję tego ale strasznie się boję porażki, że znów zacznę się ciąć i myśli samobójcze powrócą.

Mam strasznie huśtawki nastrojów. Cieszę się, płaczę, potem znów cieszę i tak w kółko , zależy od sytuacji.
Bardzo łatwo mnie zranić. Czasem zdarza mi się płakać bez powodu

Pragnę normalności. Chcę się zmienić. Tylko boje się ze to może już być borderline. Nie chce chodzić do psychologa, nie mam na to czasu ani głowy, dlatego tutaj proszę chociaż o skromną opinie bym się uspokoiła, bym chociaż wiedziała co to może być.

Odnośnik do komentarza

przechodziło mi to przez myśl....ale tylko przez myśl w chwili desperacji.

ja już mam tak nierówno pod sufitem że wstydziłabym się pójść do psychologa. Nawet nie wiem dlaczego ale ja już tak mam.

Kiedyś poszłam do przychodni do okulisty i była taka ogromna kolejka że nie było już wolnego krzesła pod gabinetem okulistycznym.
Tak się złożyło że akurat w tej przychodni tuż obok były gabinety psychologiczne, nie jeden, nie dwa ale trzy.

skoro miałam nie za wygodne buty i nie chciałam stać usiadłam właśnie na krześle pod psychologicznym gabinecie gdzie było wolne. Potem raptem wyszła psycholożka i pyta mnie "Pani do mnie?"(czułam jak ludzie się na mnie patrzą i myślą niewiadomo co" a ja szybko odpowiedziałam"Nie,nie, ja tu tylko siedzę...broń Boże" i od razu wstałam.

Może również mam jakąś fobie. Nie dopuszczam do siebie myśli że ktoś może wyobrażać sobie że niby chodzę do psychologa

Odnośnik do komentarza

Witam,
Moim zdaniem nie masz osobowości borderline. Myślę, że przyczyną Twoich problemów jest dzieciństwo i postawa ojczyma, który wmawiał Ci, że do niczego się nie nadajesz, że nie powinnaś iść na studia bo i tak sobie nie poradzisz. Przez to, swoje poczucie wartości obudowałaś wokół wyników na studiach i studiach w ogóle. Wydaje mi się także, że masz bardzo duża potrzebę kontroli rzeczywistości i jesteś perfekcjonistką. Dlatego, kiedy coś Ci nie wychodzi na studiach, kiedy zdarzy się, że nie uda Ci się zdać egzaminu, jest to dla Ciebie trudne doświadczenie. Bo po pierwsze, godzi to w najważniejszy element poczucia własnej wartości, a po drugie czujesz, że tracisz kontrolę nad rzeczywistością. Stąd biorą się także myśli samobójcze.
Wydaje mi się, że powinnaś wybrać się do psychologa, żeby pomógł Ci popracować nad tymi dwoma obszarami, a także pomógł uporać się z problemami, które wyniosłaś z dzieciństwa. Nie powinnaś się obawiać tej wizyty.
Życzę powodzenia i pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Wszystko co Pani napisała się zgadza. Po prostu muszę mięc kontrole nad rzeczywiśtością i jak sobie o tym pomyślę to zdaję sobie sprawe że tylko dobre wyniki sprawiają że czuję się że jestem coś warta. Studia są dla mnie najważniejsze, ale nie poszłam na nie tylko po to by poczuć swoją wartość ale dlatego że od zawsze chciałam zostać prawnikiem. Lubię co robię i to mnie uszczęśliwia. Wiem że będę szczęśliwa w tym zawodzie. Wiem że jestem dopiero na pierwszym roku ale już zaczynam się obawiać pracy magisterskiej i egzaminu na aplikacje . Zamierzam dać z siebie wszystko,dobrze się przygotować ale i tak się boję. Gdybym nie obroniła albo nie dostała się na aplikacje wtedy serio bym się zabiła. Już widzę ten czarny scenariusz. Po prostu nie umiem żyć chwilą.
Myślałam że mam borderline bo wiele o tym czytałam i wszystkie objawy się zgadzają.
I jeszcze dokucza mi to że boję się wchodzić w jakikolwiek związek ani z kimkolwiek się zaprzyjaźnić. Bardzo tego chcę ale się boję że wszystko i tak prędzej czy później pójdzie na marne. Boję się że przez to zawszę będę sama. A strasznie się boję samotności.Wszyscy w mojej rodzinie są już starzy. Jeszcze parę lat i moja matka pewnie nie będzie mogła ze mną na wakacje jezdzić. Kumple których obecnie mam kiedyś ustatkują się i zaczną swoje życie. Nie będzie komu mi towarzyszyć nawet przy zakupach. Miałam już kogoś ale oczywiście musiałam to wszystko zniszczyć.
Czuję się przegrana. Czasami czuję się jakbym była żywym trupem.
Poszłabym do psychologa ale się boję, wstydzę. Nie jestem na to jeszcze gotowa. Brakuje mi odwagi. Nawet nie wiem czy to by coś dało. Uważam się za ciężki przypadek.

Odnośnik do komentarza

i znów jest źle jest wręcz tragicznie. . Myśli samobójcze wróciły. Naprawde chciałabym już skończyć ze sobą ale boje się tego zrobić , bo co jeśli się nie uda, jeśli skończy się tylko i wyłącznie na próbie i zostanę kaleka albo chora i nie będę w stanie ponowić działania.
Rano było jeszcze dobrze , potem postanowiłam pójść się przejść ale wygląda na to że nie był dobry pomyśł. Szłam przed siebie ,gdziekolwiek aż sama nie zdałam sobie sprawy że przeszłam aż 6km i zaznajomiłam sobie że jednak moja egzystencja na tym świecie nie ma najmniejszego sensu.
Nawet z pozoru zwykły spacer był ciężkim doświadczeniem.Znam to miasto jak własną kieszeń, i prawie każdy kąt łączy się z jakimś wspomnieniem.
Teraz jak jestem załamana tą sprawą z uczelnią to inne sprawy z przeszłości zaczynają mi ponownie dokuczać.
A idąc tą trasą wszystkie dawne wspomnienia wróciły, mój były facet, moja była przyjaciółka, stare dobre czasy gdy byłam jeszcze normalna które nigdy już nie wrócą.
Miałam wrażenie że Ci wszyscy szcześliwi ludzie których mijałam gapili się na mnie jakbym była z innej planety, cżyby widzieli co się ze mną dzieje, przecież nie miałam tego na czole napisanego że jestem zerem,skończoną kretynką który nie potrafi żyć w zgodzie z najbliższymi i która nie potrafi nauczyć się tego świństwa.
Nie mam już siły by zaczynać wszystko od nowa. Jeszcze jutro mam ważne spotkanie z ludźmi z którymi nie przypadliśmy sobie do gustu. Strasznie zarozumiali i sprytni . Nie mogę im pokazać że jestem nieszczęśliwa. Na starcie będę musiała opowiedzieć im jak dobrze mi się układa. Nie chcę tam iść.
Już nie mam ochoty stroić się, jechać , rozmawiać z nikim i udawać. Już za długo to robie. A jak stracę rok studiów to już całkiem...
Nie chcę mi się żyć, naprawde życie mi obrzydło. I już wiem że nawet psycholog by tego nie naprawił bo problem nie siedzi we mnie . Co z tego że jestem załamana, mam niewiadomo jaką chorobe psychiczną ale to los ze mnie zakpił.
Miałam wszystko. Przez całe życie los mi daje wszystko tak jakby na tacy....ale potem bezczelnie i znienacka wszystko mi odbiera.
FuckMyLife

przepraszam że tu piszę ale z tego co piszę chyba widać że nie mam komu się wygadać

Odnośnik do komentarza

Witam,
Bardzo dobrze, że tu piszesz. Pozbywasz się w ten sposób choć trochę tych wszystkich negatywnych emocji, które tłumiłaś przez lata, mam nadzieję, że przynosi Ci to choć trochę ulgi.
Znikająca, wiem że w tej chwili za pewne to do Ciebie nie przemówi, bo czujesz się źle, czujesz się nic nie warta, ale samobójstwo to nie jest rozwiązanie. Z każdego problemu da się wyjść, tym bardziej, że masz cel w życiu. Sama napisałaś, że od 14 roku życia wiedziałaś, że chcesz być Panią mecenas. Niewielu ludzi w tak młodym wieku ma tak jasno sformułowane cele życiowe. Poza tym piszesz, że studia przynoszą Ci radość. Nie pozwól więc by tą radość tłumiły obawy, że coś Ci się nie powiedzie. Musisz sobie uświadomić, że nie wszystko da się kontrolować, choć nie wiem jak bardzo byśmy się starali i jak bardzo byśmy tego chcieli. Nie wszystko możemy przewidzieć, a drobne potknięcia są rzeczą ludzką.
Piszesz, że boisz się, że zapadłaś na jakąś chorobę psychiczną. Moim zdaniem tak nie jest. Po prostu "dopadły" Cię nierozwiązane problemy z dzieciństwa, postawa Twojego ojczyma, o której pisałaś wcześniej. Myślę, że psychoterapia naprawdę by Ci pomogła, doszłabyś do źródeł swoich problemów i mogłabyś je przepracować.
Jeśli jednak nie jesteś na to gotowa, to po pierwsze nie tłum więcej swoich emocji, one nie mogą być kumulowane. Piszesz, że nie masz z kim porozmawiać. Więc spisuj wszystko. Nazywaj wszystkie uczucia i emocje, zapisuj wspomnienia, które do Ciebie wracają. Pozwoli Ci to trochę uporządkować przeszłość. Radziłabym Ci także przeczytać książkę pt. "Toksyczni rodzice" autorstwa Susan Forward, która pokaże Ci, że to co się teraz z Tobą dzieje to nie Twoja wina, tylko wynik zazwyczaj niezamierzonych błędów rodziców.
Życzę Ci dużo siły i optymizmu. Mocno trzymam za Ciebie kciuki.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Jeszcze tak niedawno sama przekonywałam jedną dziewczyne że samobójstwo nie jest rozwiązaniem. Nigdy nie rozumiałam ludzi którzy chcą to zrobić, tną się itp...
Teraz ich doskonale rozumiem. Tylko nie spodziewałam się że mnie to kiedyś dopadnie.
Ja już nie mam siły żyć.Jestem w czarnej dziurze. Nic mnie już nie cieszy. Oglądam seriale a gdy się kończą to nie mam co ze sobą zrobić. Najchętniej bym z lóżka nie wstawała. Czuję że popadam w depresje. Nie mam nikogo, mam ten problem ze studiami i jeszczę muszę znosić innych problemy. Zawsze jak ktoś ma jakiś problem to dzwoni do mnie, zawsze ktoś czegoś chce, ciągle słyszę"co ja mam zrobić""chodź pojedziesz ze mną""napisz mi to, napisz mi tamto" Jak raz zdarzy mi się nie odebrać telefonu to od razu wielka afera że niby ich ignoruję. Ja muszę być na każde zawołanie . Nawet nikomu do głowy nie przyjdzie że mogę mieć swoje problemy.
Ja uważam że jestem wszytkiemu winna.Szczerze nienawidzę siebie za to i za wszystko, za to że się urodziłam. Mam wieczne wyrzuty sumienia. Nie mogę spać, biorę hydroxyzinum ale nic nie pomaga tylko w głowie mi się kreći i jestem nadpobuliwa, nie mogę znaleźć dla siebie miejsca.
To JA nie zdałam egzaminu z historii ustroju i teraz nie wiem co ze mną będzie. Mogę stracić rok.Nadal nie mam odpowiedzi od dziekana ale pewnie decyzja przyjdzie listem ekonomicznym więc do 3 dni.
To jest takie świństwo -1500stron i cała historia ustroju od ustroju rodowo-plemiennego aż do PRL-u. To jest straszne .
Ale to JA nie zdałam i muszę teraz ponieść tego konsekwencje. Mogłam się bardziej postarać.
Gdybym tylko mogła cofnąć czas....bym nie chodziła spać, bym zapomniała o tym że miałam grype, ból głowy,ból brzucha- nie robiłabym żadnych wymówek by się nie uczyć ale byłam naiwna. Teraz bym zrobiła wszystko.
Moja matka zawsze była dobra dla mnie, bardzo dużo dla mnie zrobiła, dzięki niej mogłam się usamodzielnić i żyć po swojemu i teraz zawsze mnie wspiera jeśli chodzi o edukacje i te sprawy.
Ale jakoś nie mogę jej wybaczyć że kiedyś związała się z tym człowiekiem, i że nawet zrobiła z niego mojego opiekuna prawnego. Gdy on mnie poniżał jedyne co ona mówiła to "Nie kłóccie sie".. Pamiętam jak korzystał z mojego komputera bez pozwolenia a przecież miał swój, otwierał moje szafki, wyżerał mi słodycze które dostawałam od babci i cioci. Musiałam wszystko od niego chować. A jak matka kiedyś siedziała ze mną nad lekcjami to on powiedział że niszczę ich związek, że matka godzinami nade mną siedzi a jego odstawia na bok.Nie raz mówił mi żebym zdychała i jeszcze mówił mi że jestem gruba i brzydka- to przez niego zmarnowałam 3 lata przez anoreksje i bulimie. I tak naprawde to nigdy do końca nie przechodzi. Zawsze cząstka tego pozostaje. Nadal mam kompleksy i ciągle porównuje się do innych. Niby nie jestem gruba 57kg na 165cm i zawsze noszę obcasy ale czasami nie mogę na siebie patrzeć. W ogóle mam obsesje na punkcie swojego wyglądu, nigdy nie zmywam makijażu bo sama nie mogę na siebie patrzeć a jak rycze to biorę tusz i rozmazuje naokolo oczu bo zawsze uważam że rozmazana twarz jest ładniejsza od naturalnej twarzy. Muszę koniecznie zrobić permanentny bo inaczej zwariuje.
Jest godzina 00:15. Nie mogę spać kolejną noc.W nocy jest najgorzej. Najchętniej bym wypiła całe opakowanie tych leków nasennych i popiła wódką ale jak bardzo nienawidzę życia tak bardzo się boję

Odnośnik do komentarza

przestań, sama sobie wmawiasz że jesteś nikim. Podejdź do tego tak że chcesz udowodnićże jesteś kimś, że dasz radę, że się nie poddasz. Nie możesz się poddać. Zobacz jak daleko zaszłaś, jak dlaeko już jesteś. Czekaj spokojnie na list. Mozesz zadzwonić do dziekanatu i zapytać się kiedy wysłali albo czy mogą Ci powiedzieć co i jak. Walcz o siebie. Jeśli ma to cię uszczęśliwić to zrób sobie ten makijaż, nie wiem idź na zakupy ale przestań sobie wmawiać że nie chcesz żyć. Przecież Ty chcesz, chcesz być na ukochanych studiach, potem pracować w wymarzonym zawodzie, chcesz tego. Nie poddawaj się.

Odnośnik do komentarza

daleko zaszłam? pierwszy semestr to daleko?
matka mi radziła poczekać do dziś. Jak dziś nie otrzymam to jutro tam pojadę, nawet pójdę do tego dziekana. Tylko nie wiem czy dam rade. Boje się że usłyszę coś czego nie chcę usłyszeć , zobaczę tych wszystkich ludzi, moich znajomych, wykładowców, nawet szatniarzy którzy już mnie tak dobrze znają i się rozryczę.
Nie jestem jedyna w tej sytuacji, z tego egzaminu profesor uwalił jakieś 40 osób a 6 innych odpadło już na łatwym egzaminie. Znam taką jedną która ma 23 lata i już po raz drugi odpadła z pierwszego roku.
nie wiem jak ludzie mogą takie coś znosić i ciągle zaczynać od nowa. nie mam pojęcia.

Cóż , nie poddam się tzn. albo się uda i będę żyła godnie ale pomyślę jak bezboleśnie i skutecznie skończyć ze sobą. Wszystko co najlepsze już za mną, już wszystko przeminęło i nie chodzi tylko o studia ale o wszystko.

Na zakupy pójdę jak będzie dobrze bo po kupować sobie więcej rzeczy skoro nie mam gdzie w nich chodzić. Nie będę sama dla siebie się stroić a w mieszkaniu nie chodzę w szpilkach tylko w skarpetkach.
To samo dotyczy makijażu i rzęs. Po co mam ładnie wyglądać jak nie mam dla kogo, nie mam komu się pokazywać. W domu wystarczy mi zwykły tusz i eyeliner.

Odnośnik do komentarza

Znikająca
Napisałaś, że wszystko co dobre w życiu już Cię spotkało i że niczego dobrego już więcej nie doświadczysz. Nie jest tak. Tak naprawdę dopiero zaczynasz życie. Przed Tobą jest kariera zawodowa, miłość, przyjaźń. Musisz tylko w to uwierzyć i nie poddawać się. Nie rezygnuj z tego.
Napisałaś, że ludzie zwracają się do Ciebie ze swoimi problemami - znaczy to, że jesteś dla nich ważna, że ufają Ci i potrzebują Cię. Piszesz, że oni nie myślą, że Ty możesz mieć swoje problemy. Skąd mają to wiedzieć, skoro Ty chowasz się za maską uśmiechu, udajesz, że wszystko jest w porządku i nigdy nie prosisz o pomoc? Skoro oni Ci ufają, może warto, żebyś Ty się przełamała, zaufała komuś i poprosiła o pomoc?
Inna sprawa to zaburzenia odżywiania, o których wspomniałaś. Jak sobie z nimi wtedy poradziłaś?
Naprawdę namawiam Cię na wizytę u psychologa. Nie dlatego, że myślę, że coś jest z Tobą nie tak, tylko dlatego, że masz duży potencjał, masz dużo możliwości, ale są one blokowane przez tłumioną agresję, poczucie krzywdy i zaniżoną samoocenę. Rozmowa z psychologiem pomogłaby Ci poradzić sobie z tymi problemami. Wiem, że się wstydzisz, uznajesz to za przejaw Twojej słabości, ale znowu tak nie jest. Wierz mi, że wielu ludzi, nawet na wysokich stanowiskach uczęszcza do psychologa i traktują to jak codzienne mycie zębów - dla zachowania higieny psychicznej.
Nie poddawaj się!
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Niby dopiero zaczynam życie a jestem wyczerpana jak 50 latka podczas kryzysu wieku średniego.
Nie jestem dla nikogo ważna. Po prostu wiedzą że nigdy ode mnie nie usłyszą słowa NIE i że mogą na mnie polegać. I ci znajomi to nie jacyś przyjaciele(przyjaciół to ja nie mam) tylko zwyczajni kumple. Nie możemy ze sobą rozmawiać tak od serca. Mają ze mnie korzyść i ile. Nie mogę im powiedzieć prawdy, że jestem w takiej sytuacji. nawet rodzinie nie mogę powiedzieć prawdy.Oni mi wszyscy tak pochlebiają. Dziś odwiedziłam kuzyna który wykłada na wydziale farmacji. Przedstawił mnie znajomemu z pracy i jeszcze powiedział "To moja bardzo zdolna kuzynka , przyszła mecenaska" A ten facet że wiele dobrych rzeczy na mój temat słyszał. Strasznie mi głupio. Chwalić się to można dopiero jak się skończy a nie...
Z zaburzeniami odżywiania jakoś sama sobie poradziłam, nawet nie wiem dokładnie jak.
Najpierw to była anoreksja gdy miałam 15-16 lat, głodziłam się , jadłam po 200-300kcal dziennie, jak osłabłam to zaczęłam jeść około 500-700 ale wtedy spędzałam 2 godziny dziennie za siłówni. A moja matka nie zdawała z tego sprawy. Mówiła że ładnie wyglądam, że wreszcie robię coś innego oprócz siedzenia przed komputerem lub telewizorem po szkole. To mnie zmotywowało. Wtedy schudłam z 60 do 40kg w ciągu 5 miesięcy ale nie mogłam cieszyć się z tego zbyt długo. Zaczęły się napady głodu które nie dawały mi spać. Byłam w stanie zjeść całą lodówke w ciągu nocy i nadal być głodna. Wtedy zaczęlam rzygać i to się tak ciągnęło przez pewien czas, potem znów wróciłam do głodówek aż było tak źle że nie miałam siły długopisu trzymać w ręku ani chodzić po schodach. Raz nawet zasłabłam w szkole więc zaczęłam pić mocną kawe. Trochę pomogło ale nie na długo. Potem znów zaczęły się napady i rzyganie aż któregoś lata wyjechałam na wakacje ze swoją byłą przyjaciółką i kolegami i wszystko się zmieniło.Oni jedli, nie liczyli kalorii, mieli pełno energii, grali w siatkówke, pływali ,jeździli na desce a ja nie miałam siły nawet z pokoju hotelowego wyjść. Powiedziałam przyjaciółce że mi słabo (nie wiedziała o niczym,nikt nie wiedział) a ona do mnie że pójdziemy razem do knajpy coś zjeść , że napewno mi przejdzie a potem pójdziemy na plaże. Jakoś nie odmówiłam, też chciałam się bawić i jakoś tak codziennie z nimi jadłam i dobrze spędzałam czas. Przesałam się ważyć, tylko mierzylam uda a jak zauwazyłam ze nie tyję to jakoś odpuściłam sobie diete. Gdyby nie oni i te wakacje to nadal bym w tym tkwiła.
No ale co z tego jak już wszyscy jesteśmy dla siebie obcy, skłóceni, i w ogóle. Już nie ma NAS- tej dawnej paczki.Ja to w ogóle jestem sama i też przez własną głupote bo nie umiałam trzymać języka za zębami.
U mnie cieżko byłoby z tą wizytą do psychologa, ciężko byłoby nawet z domu wyjść . I jeszcze wszyscy psychologowie w moim mieście ukończyli ten sam uniwersytet gdzie ja studiuję. Nigdy nie wiadomo kto kogo może znać. Sama mam psychologie jako wykład fakultatywny i wiem że ci ludzie mają znajomości.

Odnośnik do komentarza

taa...tajemnica zawodowa. Naprawde wydaje Ci się że wszystko zachowują dla siebie?
Dla mnie byłby to ogromny wstyd gdyby ktoś wladz uczelni dowiedział się że niby chodzę do psychologa. Nawet gdyby nic mi o tym nie mówili to wstydziłabym się chodzić na wykłady i ćwiczenia ze świadomością że jest chociaż cień prawdopodobieństwa że ktoś może coś o tym wiedzieć. Czułabym się z tym niekomfortowo.
Moje sprawy osobiste nie mogą wpływać na moje obowiązki edukacyjne.

Ale wracając do psychologów to nie wiem czy zniosłabym taką wizyte. Co ja mówię... nie nie wiem tylko WIEM że na dzień dzisiejszy nie zniosłabym. Tutaj sobie piszę wszystko na klawiaturze, nikt mnie nie zna, nikt mnie nie widzi a i tak mi jest trochę głupio z tym. Niektórych rzeczy które tu piszę bym w życiu nie wypowiedziała na głos i to jeszcze patrząc na kogoś prosto w oczy , przez usta by mi nie przeszły. Nie umiem mówić o uczuciach i zauważyłam że nawet wstydzę się rodziny i znajomych.. prędzej powiem "Jestem wk**wiona, jestem wściekła, jestem zła" aniżeli jestem smutna itp...
Tak samo zamiast powiedzieć "popłakałam się" to łatwiej powiedzieć że porzyczałam się albo nawet czasami łatwiej mi powiedzieć coś po angielsku np. "I'm fuckin depressed" brzmi lepiej niż "Jak mi źle, chyba mam depresje"

Odnośnik do komentarza

Znikająca
Moim zdaniem poradziłaś sobie z zaburzeniami odżywiania dzięki temu, że dopuściłaś do siebie myśl, że masz prawo do słabości i poprosiłaś (chociaż nie bezpośrednio) o pomoc. Utrzymywanie się w przekonaniu, że musisz zawsze być silna, że nie wolno Ci mówić o swoich uczuciach i problemach tylko je potęguje. Boisz się, że ktoś mógłby Cię postrzegać inaczej, ale dlaczego? Napisałaś, ze wszyscy Ci pochlebiają, inwestują w Ciebie swoje nadzieje - myślisz, ze przyznanie się do problemów zmieniłoby to?
Co do wizyty u psychologa, to napisałaś, że nie chcesz by ktokolwiek z uczelni się o tym dowiedział, bo nie chcesz, aby Twoje sprawy osobiste miały wpływ na obowiązki edukacje. Ale zastanów się czy już teraz nie mają? Między innymi to jak reagujesz w sytuacji oblania egzaminu jest wynikiem nierozwiązanych konfliktów z przeszłości.
Szukanie pomocy czy u psychologa czy u innych osób nie jest oznaką słabości, a wręcz przeciwnie świadczy o odwadze i sile. Boisz się także, że nie będziesz umiała z kimś prosto w oczy porozmawiać o swoich uczuciach - psycholog jest na to przygotowany, nie będzie niczego przyspieszał, jeśli nie potrafisz nazywać swoich uczuć, on będzie Ci w tym pomagał.
Jeśli chodzi zaś o dochowywanie tajemnicy, to każdego psychologa obowiązuje kodeks etyczny, który go do tego obliguje.
Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Czasami jak o tym myślę (np dziś) to trochę żałuje że nie mam już tych zaburzeń odżywiania. Brakuje mi ładnej figury,chudych nóg i uczucia pustki w brzuchu . Sama nie wiem czemu. Niby cierpiałam ale brakuje mi tego.
Moje sprawy osobiste nie wpływają na moje obowiązki edukacjyjne w znaczeniu że nie przychodzę na zajęcia przygnębiona, mogę być w rozsypce a i tak z wielką energią rozwiązywać kazusy i odpowiadać na pytania , i z powodu złego humoru nauka nie idzie na bok. Nigdy nie było takiej sytuacji że powiedziałam sobie że jestem w stanie i depresyjnym i że nie będę się przez to uczyć.
Zawaliłam bo miałam 3 egzaminy, nie wiedziałam co jest ważne a co ważniejsze i tak jakoś wyszło... pech. Nikomu nie mam zamiaru tego mówić. Jeśli nie dostanę drugiej szansy w tym roku to będę się uczyć tego tak jakby nigdy nic. Już 16 maja ponownie zarejestruje się w Csystemie rekrutacyjnym i zacznę od nowa.Dobrze że chociaż ta matura mi się udała i że nie muszę się obawiać że mnie nie przyjmą. Innego wyjścia nie mam. Zaczyna to do mnie powoli docierać. Przyciągam nieszczęścia cóż, a tak bardzo chciałam wziąć udział w pewnym konkursie w maju ...gdybym wygrała albo chociaż była na 3cim miejscu to bym nawet nie musiała jednego egzaminu pisać.
Ostatnio każdy dzień jest taki sam i te paskudne wahania nastrójów jeszcze bardziej mnie dobijają. Raz się potnę a za 2 godziny jestem zła że blizna może pozostać.
Nienawidzę siebie.
Jeśli wizyta u psychologa świadczy o odwadze to najwidoczniej jestem tchórzem.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...