Skocz do zawartości
Forum

Lęk społeczny


Gość Facet 30

Rekomendowane odpowiedzi

Witam,
Mam 30 lat. Od wielu lat (chyba od zawsze) mam lęk społeczny. Na pewno teraz jest znacznie lepiej niż kiedyś, ale dobrze nadal nie jest. Skończyłem dobre studia, pracuję (w pracy radzę sobie całkiem dobrze, choć nieraz mocno się stresuję, często nad wyrost), wyprowadziłem się od rodziców itd. Mam duży problem z zawieraniem nowych znajomości, nigdy nie miałem dziewczyny i mimo chęci, z powodu lęku, nie potrafię działać w tym kierunku. Nie mam większych problemów (nieraz drobne lęki i zahamowania) z załatwianiem formalnych rzeczy, np. w urzędzie, banku, serwisie samoch., zakupy itp. itd. Natomiast sfera prywatna leży. Próbuję działać, czytam książki itp., ale nie potrafię sobie z tym poradzić. Najlepiej odpoczywam jak siedzę sam w domu (z drugiej strony męczą mnie wtedy wyrzuty sumienia). Przebywanie z innymi mnie męczy i wymaga dużego wysiłku umysłowego (wyjątkiem jest rodzina i najlepszy przyjaciel). Nie potrafię się przełamać żeby np. zagadać do nieznajomej dziewczyny. Nie rozwijam też nowych znajomości - jak kogoś poznam, to później mimowolnie go unikam, nie "nakręcam" rozmowy, ale się wyciszam. W większym gronie też zawsze milczę. Problem znika po duużej ilości alkoholu. Byłem u psychiatry - zapytała czy chcę leki czy psychoterapię. Powiedziałem że leki i że na pewno będę chciał rozpocząć psychoterapię (na razie indywidualna, w przyszłości może grupowa). Przepisała mi Parogen. Zastanawiam się tylko czy w moim przypadku (gdzie fobia nie jest tak duża jak u innych, umożliwia mi w miarę normalne funkcjonowanie i nie stanowi np. oporu by pójść do psychologa), nie lepiej będzie zrezygnować z antydepresantów, od których później jak wiadomo ciężko odejść (nie ze względu na uzależnienie, ale brak "zamaskowania" fobii po odstawieniu leku). Czy decyzja o leku nie była zbyt pochopna i nad wyrost? Może nie potrzebnie powiedziałem, że chcię leki? Pytanie czy psychoterapia jest skuteczna jeśli leci się na paroksetynie, na której pewnie będzie się wydawać że wszystko jest ok, ale człowiek nie jest sobą jednak będąc na psychotropie. Proszę o poradę, przyjmuję ten lek od 2 dni (skutki uboczne to lekkie rozkojarzenie, pocenie się w nocy i duże wyrzuty sumienia że biorę lek psychotropowy). Przecież jednak jakoś w miarę normalnie bez niego funkcjonowałem. Czy nie lepsza będzie psychoterapia bez leków? Nie chcę uzależnić się od stosowania tabletek do końca życia. Leki chyba nie leczą tylko maskują problem. Nie wiem co robić. Przerwać zażywanie i pójść w stronę psychoterapii czy kontynuować i oprócz tego psychoterapia? Bardzo proszę o szybką odpowiedź.

Odnośnik do komentarza

Decyzja tak naprawdę należy wyłącznie do Ciebie. Jeśli jednak fobia nie wyeliminowała Cię z życia społecznego, radzisz sobie, pracujesz, uważam, że lepsza byłaby psychoterapia. Słusznie zauważyłeś, że leki maskują problem, ale nie zawsze go rozwiązują. Możesz też pomyśleć o połączeniu leków i psychoterapii. Jeśli zauważysz, że leczenie przynosi skutek, wówczas będziesz mógł stopniowo schodzić z leków, by zostać w samej terapii. Wybór należy do Ciebie. Najważniejsze jednak, że podjąłeś działanie i szukasz dla siebie pomocy. To już dużo. Pozdrawiam i powodzenia!

Odnośnik do komentarza
Gość lot w dół

Też zmagam się z fobią społeczną, całe moje życie. W życiu mam multum lęków, które albo słabną albo nasilają się , zawsze jednak są. W kontaktach z ludźmi mi jest źle, pocę się, szumi mi w głowie, serce wali jak młot, i choć jeszcze jestem młody, nie mam życia, o studiach nawet nie myślę. Z pracą tak samo, mam lęk ogromny nawet na samo słowo praca. Nie mam żadnych znajomych, znajomi mnie ignorują przez to jaki jestem, próbowałem ale tylko pogarszałem sytuację - myślałem o zmianie znajomych A jak sobie myślę że mam iść na psychoterapię to mi niedobrze się robi. Moje życie to dno. Naprawdę wiem o czym piszesz. Nawet boję się panicznie zmiany.

Odnośnik do komentarza

Dzięki Kamilo. Moim błędem było to, że pierwsze kroki skierowałem do psychiatry, a nie psychologa. Będąc w gabinecie (i wcześniej) sądziłem że leki to dobry pomysł, ale przecież one z tego nie wyleczą, a mogą wręcz spowodować w moim przypadku niechęć do psychoterapii (no bo skoro po leku będzie ok, to po co..). Uważam, że jeśli na lekach zbuduję swoje otoczenie (poznam nowych ludzi, wkręcę się w jakieś nowe znajomości, załóżmy że znajdę dziewczynę), to później po ich odstawieniu będzie zonk i z wszystkim tym co zbudowałem na paro po prostu bez leków sobie nie poradzę (i albo wszystko runie, albo leki będę brać latami). Chyba dobrze myślę? Od jutra nie biorę parogenu (wzięłem tylko 2 dni po 10mg), po urlopie udam się do psychologa i zobaczymy co dalej. Ewentualnie przegadam to jeszcze na wizycie u psychiatry, którą mam na razie za miesiąc umówioną, powiem że tak zdecydowałem, zobaczę co powie - szczerze mówiąc z jej strony nie było nacisku, dała mi leki bo w sumie chciałem - teraz widzę że zaczęłem nie tak jak trzeba. Dopiero gdyby psycholog stwierdził, że terapia bez leków nie pójdzie, to wtedy ewentualnie zacznę brać. Jeszcze powiem, że u psychiatry ciężko było mi mówić przez pierwszą minutę, a później jak się otworzyłem, to gęba mi się nie zamykała :D Stąd wiem, że nie miałbym problemów przy zwierzaniu się psychologowi i pracowaniu z nim. Jak psycholog zmieni moje nastawienie, schematy myślowe, to łatwiej będzie mi działać w terenie na pewno (i tak widzę po sobie, że jest znacznie lepiej niż było kilka(naście) lat temu),

Odnośnik do komentarza

Witam. I ja też mam fobię społeczną (bodajże od 14 roku życia) i doskonale was rozumiem. To jest straszna dolegliwość przez którą nie mamy normalnego życia. Co gorsza u mnie to się nawet chyba nasila. Ciężko nawiązywać mi znajomości, w większej grupie się nie odzywam i też nigdy nie miałem dziewczyny (a mam 29 lat). Mimo, że bardzo chciałem to nie podjąłem studiów bo miałem przed nimi lęki. Lęki przed nagłym obcowaniem z tłumami nieznajomych ludzi, a zamieszkiwanie w akademiku już w ogóle przyprawia mnie o ciarki na plecach, bo nie byłoby tam jak pobyć samemu (takiego azylu) który bardzo sobie cenię i praktycznie codziennie potrzebuje. Nawet chodzenie ze znajomymi po np. hipermarkecie powoduje u mnie duży stres i strasznie się pocę, nie mówiąc już o takiej wędrówce samemu- tego praktycznie nigdy nie robię, zawsze ktoś musi być ze mną. Mam zawsze wrażenie, że każdy na mnie patrzy i ocenia. Jeśli wychodzę gdzieś załatwiać sprawy na miasto to tylko wtedy gdy już naprawdę muszę. Ale robię to z ogromnym "niechceniem". Zamiast radości sprawia to u mnie tylko stres. I te nieszczęsne pocenie się. Tylko jak wyjdę z domu to zaczynam się mocno pocić i pot mi twarz zalewa. To chyba przez ten stres.
A moja praca?... Jestem opiekunem osób starszych w Niemczech. Dlaczego w tym robię? Bo jest to praca gdzie praktycznie nie muszę wychodzić z domu i mam minimalny kontakt z innymi ludźmi. Jedynie z podopiecznym który ledwo zipie.

Nie wiem już co robić. Nie mam życia. Życie ucieka mi przez palce. Co ciekawe, ja doskonale zdaje sobie sprawę, że moje lęki, jak np. że każdy patrzy na mnie w markecie... są głupie i niedorzeczne. Ale z drugiej strony nie potrafię jednak nad tym zapanować :(

Odnośnik do komentarza
Gość lot w dół

~29latek
Witam. I ja też mam fobię społeczną (bodajże od 14 roku życia) i doskonale was rozumiem. To jest straszna dolegliwość przez którą nie mamy normalnego życia. Co gorsza u mnie to się nawet chyba nasila. Ciężko nawiązywać mi znajomości, w większej grupie się nie odzywam i też nigdy nie miałem dziewczyny (a mam 29 lat). Mimo, że bardzo chciałem to nie podjąłem studiów bo miałem przed nimi lęki. Lęki przed nagłym obcowaniem z tłumami nieznajomych ludzi, a zamieszkiwanie w akademiku już w ogóle przyprawia mnie o ciarki na plecach, bo nie byłoby tam jak pobyć samemu (takiego azylu) który bardzo sobie cenię i praktycznie codziennie potrzebuje. Nawet chodzenie ze znajomymi po np. hipermarkecie powoduje u mnie duży stres i strasznie się pocę, nie mówiąc już o takiej wędrówce samemu- tego praktycznie nigdy nie robię, zawsze ktoś musi być ze mną. Mam zawsze wrażenie, że każdy na mnie patrzy i ocenia. Jeśli wychodzę gdzieś załatwiać sprawy na miasto to tylko wtedy gdy już naprawdę muszę. Ale robię to z ogromnym "niechceniem". Zamiast radości sprawia to u mnie tylko stres. I te nieszczęsne pocenie się. Tylko jak wyjdę z domu to zaczynam się mocno pocić i pot mi twarz zalewa. To chyba przez ten stres.
A moja praca?... Jestem opiekunem osób starszych w Niemczech. Dlaczego w tym robię? Bo jest to praca gdzie praktycznie nie muszę wychodzić z domu i mam minimalny kontakt z innymi ludźmi. Jedynie z podopiecznym który ledwo zipie.

Nie wiem już co robić. Nie mam życia. Życie ucieka mi przez palce. Co ciekawe, ja doskonale zdaje sobie sprawę, że moje lęki, jak np. że każdy patrzy na mnie w markecie... są głupie i niedorzeczne. Ale z drugiej strony nie potrafię jednak nad tym zapanować :(

przynajmniej pracujesz i jakiś tam kontakt z ludźmi masz, nijaki ale zawsze coś, ja już zupełnie ograniczyłem do minimum . I mam wrażenie że powoli wariuje sam ze sobą, nikt nawet nie siądzie nie pogada, nic kompletna pustka, do ignorowania jakoś się przyzwyczaiłem, ale samotność jest dla mnie męką. Ja już się przyzwyczaiłem że nikt mnie nie lubi, że zawsze będe omijany, i ten wzrok ludzi jak bym był dziwakiem. :( z tym się pogodziłem :( z samotnością nie potrafię..

Odnośnik do komentarza
Gość lot w dół

Zawsze byłem na boku, zawsze ludzie dziwnie na mnie patrzyli, a ja zawsze chciałem pogadać , jednak fobia mi to uniemożliwiała. Naprawdę gdybym choć trochę mógł , nie bałbym się podejść, pogadać. I przez lata strach mocno wrósł we mnie. Zawsze byłem obiektem kpin i drwin, tylko dlatego że siedziałem cicho z boku i się nie odzywałem. Nie bylem nigdy jak inni , zawsze byłem spokojny, cichy, nawet boli mnie serce taki ścisk w klatce piersiowej jak patrzę jak inni normalnie żyją :(

Odnośnik do komentarza

lot w dół- Minimalny kontakt z ludźmi mam, ale to już tylko dlatego, że nie mam wyjścia. Muszę już pracować na utrzymanie bo inaczej bym sypiał w parku na ławce. I doskonale Cię rozumiem. Mnie też samotność pożera :( Z jednej strony robię w takiej pracy bo dzięki temu mam minimalny kontakt z ludźmi, ale z drugiej strony właśnie przez to jestem mega samotny. Takie błędne koło.

Facet 30- Twoja fobia jest raczej dosyć łagodna. Świadczą o tym chociażby zdania- "Skończyłem dobre studia", "na pewno będę chciał rozpocząć psychoterapię"
Człowiek z prawdziwą fobią na pewno studiów i psychoterapii (szczególnie grupowej) by się nie podjął.... tak jak ja :(
Inni maja sporo gorzej niż Ty. Wiem wiem, marne pocieszenie, ale jednak jakieś.

Odnośnik do komentarza

Cześć. Ja też cierpię/cierpiałam na fobię społeczną. Leczyłam się farmakologicznie, ale dostałam takiego zatwardzenia, że odstawiłam psychotropy na rzecz samego leczenia duszy. Poszłam do pracy(do supermarketu) oj pamiętam ten strach, lęk, nowi ludzie i aż tak dużo ich było! Boże, katusze przeżywałam, ale na dzień dzisiejszy można powiedzieć, że się wyleczyłam. Mam nawroty, ale umiem sobie z nimi poradzić psychicznie i po tygodniu mijają. Kiedyś miałam niską samoocenę, teraz z tym się pogodziłam, że jestem dziwaczką i nic mi nie pomoże. Jak ja to zawsze mówię "Ja się nie maluje bo już mi nawet fluid nie pomoże".

Co do tematu błagam nie lecz się psychotropami. Ja żałuje, że je brałam. Psycholog i Twoja silna wola powinna Ci pomóc pod warunkiem, że zrzucisz z siebie płaszcz kompleksów i poczujesz się normalny. Chociaż spróbuj. Pozdrawiam i trzymam kciuki :)

Odnośnik do komentarza

Dzięki wszystkim za odpowiedzi - jesteście super. Wiem, że mój przypadek nie jest najgorszy, ale jednak 30 lat na karku i partnerki brak :( a co dopiero np. założenie rodziny.. Wszystkich Was doskonale rozumiem :/ Tak, dziwna i cholerna przypadłość ta fobia. Człowiek wie że to wszystko bez sensu, nie ma podstaw dla tych lęków, a mimo to nie potrafi tego pokonać :/ No nic, po urlopie psycholog, intensywne czytanie literatury (odpowiednie pozycje są już na ebooku) i praktyka (pchanie się na siłę, wbrew sobie w sytuacje społeczne - nie ma wyjścia). Ważne jest też podnoszenie własnego poczucia wartości - siłownia, dobry fryzjer, dobrze się ubrać itd. Po odstawieniu/rezygnacji z leków dostałem trochę kopa (znacznie poprawił mi się nastrój, jakby kamień spadł z serca) - ich branie było jednak mocno niezgodne z moim sumieniem/przekonaniami/zasadami.

Odnośnik do komentarza

moim zdaniem, sporadycznie zazyty lek nie jest zly. wazne aby zaczynac od slabych lekow. byc moze slusznie zauwazyles ze ten lek pochopnie zostal Ci zapisany. moim zdaniem nie masz zadnej fobii. ja mialam problemy z cera. poszlam do derma. dal leki. i co? i nico. nic nie pomoglo a 400zl poszlo sie pieprzyc. mowie Ci, to jest maszyna do zarabiania. Lek spoleczny z czasem przechodzi, poprostu musisz przezyc w zyciu wiecej milych chwil. Jesli chodzi o dziewczyne, to sama sie znajdzie, gdy nauczysz sie zyc szczesliwie samemu. Zawsze tak jest. Nic na sile.
ps: ale napewno ona nie zaczepi Cie w parku i nie powie "mozemy byc para" ? bo chyba bys nie przyjal jej propozycji, a jesli tak to czy chcesz byc moim chlopakiem? bo ja chce abys nim byl

Odnośnik do komentarza

roshen - zgadzam się z tobą. Sporadycznie zażyty nie jest zły, ale to co mi przepisano to psychotrop, który trzeba przyjmować przez kilka tygodni-miesięcy, by w ogóle zaczął działać. Ludzie biorą to latami i nie mogą się uwolnić. Wystarczy, że zabraknie im tabletek na 3-4 dni i jest wtedy dramat, bo odstawiać to trzeba bardzo powoli i nie każdemu się udaje. Tak to działa niestety. "Jesli chodzi o dziewczyne, to sama sie znajdzie, gdy nauczysz sie zyc szczesliwie samemu. Zawsze tak jest. Nic na sile." - taką wiedzę wyniosłem też z przeczytanych na ten temat książek, staram się wdrażać ;) Pracuję nad sobą intensywnie od jakiegoś czasu. Kiedyś jednak utknąłem w swojej strefie komfortu i nie podejmowałem zbytnich prób by się z niej wydostać, niestety.. Oczywiście, że dziewczyna tak nie zrobi, ale od jakiegoś czasu staram się być otwarty na takie sytuacje, więc wówczas powiedziałbym - możemy spróbować, chodźmy na kawę :P Więc odpowiem: tak, chcę spróbować nim zostać ;) Ciekawe jaka dzieli nas odległość.. Jestem we Wrocławiu, a Ty? :)

Odnośnik do komentarza

Ale jakby nie patrzec, to duzo tu Wroclawian. Zartowalam z tym tekstem :]
Widzisz, jedna lubi takiego, a druga innego. Charakterem zaimponujesz kazdej - tego jestem pewna. Jak wygladasz? Tego nie wiem. Tak czy siak wyglad ma bardzo duzy wplyw na innych ludzi, ja np. jak widze faceta z miesniami, to bardzo mam na niego ochote ^_^

Odnośnik do komentarza

No ładnie, tak sobie żartować :O Tak, wygląd - owszem ma niebagatelne znaczenie ;) Jak wyglądam? Oczywiście nie mi to oceniać, myślę że jakoś tam brzydki nie jestem :D Mięśnie dopiero się robią, ćwiczę intensywnie, ale i tak sylwetkę mam w miarę ok haha :P

Odnośnik do komentarza

To jest akurat prawda, że kobiety zazwyczaj kręcą dobrze zbudowani i umięśnieni faceci. Ćwiczyć naprawdę warto, dla zdrowia, dla poprawy swojej samooceny i dla wyglądu. Przyznam szczerze, że przez moją nieszczęsną fobię od długich już lat się wzdrygałem i miałem lęki przed pójściem na siłownię. Ale w końcu się muszę przemóc i zacząć.

Odnośnik do komentarza

~lot w dół
Spokojnie dziewczyna się znajdzie jak będziesz zajęty sobą :)

ja nie myślę o tym , bo jak na razie mam dno w życiu i lęki mnie zjadają

cos w tym jest - ludzie ciagnie do ludzi, ktorzy nie maja czasu na innych ludzi :-)

Odnośnik do komentarza

Racja, tak to działa. Jak człowiek czuje się szczęśliwy sam ze sobą / jest zadowolony z siebie, swojego życia, osiągnięć itd., to wtedy po prostu to widać i wyczuwa się, a to działa na innych, którzy do takiego człowieka ciągną. Człowiek smutny, ponury, nerwowy, zamknięty w sobie odpycha innych i jest to często samonapędzające się koło - ale w złym kierunku. Niestety, jak większość ludzi/znajomych w moim wieku ma już rodziny/dzieci lub przynajmniej jest w zaawansowanych związkach, to bywa to dołujące. Ale ważne, by nie porównywać się do innych (zwłaszcza że człowiek mimowolnie wyszukuje u innych tych rzeczy w których jest gorszy, a pomija rzeczy, w których jest lepszy), natomiast znaleźć pozytywy w swoim życiu i czuć się ze sobą dobrze :) i być otwartym na ludzi i sytuacje, które się przytrafiają. Nie uciekać od nich, tylko się angażować - choć często brak odwagi niestety :/

Odnośnik do komentarza
Gość lot w dół

~Facet 30
Racja, tak to działa. Jak człowiek czuje się szczęśliwy sam ze sobą / jest zadowolony z siebie, swojego życia, osiągnięć itd., to wtedy po prostu to widać i wyczuwa się, a to działa na innych, którzy do takiego człowieka ciągną. Człowiek smutny, ponury, nerwowy, zamknięty w sobie odpycha innych i jest to często samonapędzające się koło - ale w złym kierunku. Niestety, jak większość ludzi/znajomych w moim wieku ma już rodziny/dzieci lub przynajmniej jest w zaawansowanych związkach, to bywa to dołujące. Ale ważne, by nie porównywać się do innych (zwłaszcza że człowiek mimowolnie wyszukuje u innych tych rzeczy w których jest gorszy, a pomija rzeczy, w których jest lepszy), natomiast znaleźć pozytywy w swoim życiu i czuć się ze sobą dobrze :) i być otwartym na ludzi i sytuacje, które się przytrafiają. Nie uciekać od nich, tylko się angażować - choć często brak odwagi niestety :/

bez przesady ludzie teraz są długo sami, takie mamy czasy, ludzie myślą tylko o sobie - sam tego doświadczyłem :(
tak naprawdę nie liczy się to jaki jesteś, bo można być pomocnym, można pomagać w kółko ludziom, zabiegać o znajomości a i tak ludzie będą mieli cię gdzieś. Ludzie się brzydzą osobami z fobią, ponieważ nie pasują do współczesnego świata. Nawet jeśli ktoś się zainteresuje to na chwilę, pozna jaki jesteś i ucieknie , cóż trzeba żyć sobą, może własna akceptacja pomoże, bo na ludzie w dzisiejszym świecie nie ma co liczyć . To smutne, że ludzie z fobią są omijani, tym bardziej smutne jak odchodzą :( no ale świata nie zmienisz..

Odnośnik do komentarza
Gość lot w dół

Ja po n-tej próbie nawiązania z kimś kontaktu , ze znajomymi (tylko z nazwy) , spotkałem się z ignorancją przerastającą moje oczekiwania, no i dałem sobie spokój, skoro ludzie nie chcą nic na siłę, i zauważyłem właśnie że ludzie brzydzą się jak ktoś ma fobie - sam tego doświadczyłem, to okrutne no ale co zrobić.. :( dlatego najlepiej żyć w zgodzie z samym sobą i nie patrzeć na innych , nic na siłę tez nie można zrobić, bo to bez sensu przy fobii , ktoś cię zauważy to będzie już taki mały sukces, ważne by być sobą, być ponad fobią -wiem jakie to może być trudne, dać sobie samemu szansę :( ci którzy będą chcieli to zauważa , ludzi z empatią jest mało, ale warto wierzyć że ktoś się znajdzie kto cię polubi a może nawet i pokocha :)

Odnośnik do komentarza

Tak - warto żyć dla siebie, a nie dla innych. Też przerabiałem sporo znajomych, którzy byli mili, udawali koleżeństwo, bo coś chcieli (np. dlatego, że bardzo dobrze się uczyłem więc mogłem "dać odpisać" albo coś wytłumaczyć, czy np. miałem dużo gier na kompa które mogłem pożyczyć - oczywiście później zapominali oddać). Pomocna jest akceptacja siebie, swoich wad (które ma każdy) i wyzbycie się kompleksów. A także odrzucenie chcenia być zawsze idealnym, zastanawianie się nad każdym powiedzianym słowem itp. Nie warto też rozpamiętywać przeszłości. Szybko wyciągać naukę i puszczać w niepamięć, nie rozmyślać, nie analizować. Warto być otwartym na ludzi (taa łatwo powiedzieć), ale jednocześnie asertywnym - czyli nie dawać się wykorzystywać przez innych. Dobrze się tak pisze, gorzej wdrażać to w praktyce, ale trzeba się w tym szkolić, samodoskonalić. A żeby naukę przyspieszyć, czy uczynić skuteczną, to myk do psychologa - tylko żeby na dobrego trafić :/

Odnośnik do komentarza

Facet30, zaimponowałeś mi. Tym, że nigdy nie miałeś partnerki. I chwała ci za to! Trzymaj się z daleka od kobiet. Nie jest to złośliwość. Radzę Ci tak, bo dobrze Ci życzę. I nie sprowadzaj na świat kolejnych smutnych, chorych, nieszczęśliwych dzieci. Kobieta/żona zniszczy Ci życie. Będziesz zniewolony, stracisz definitywnie swoją indywidualność i wolność. I nie bierz się za ten przebrzydły seks. On niszczy ludzi, psuje ich, uzależnia. I nie zazdrość rodzinom. Uwierz mi, naprawdę nie ma czego. Rodzina to tylko ból, strach, cierpienie i awantury. Możesz być szczęśliwy jako kawaler.

Odnośnik do komentarza

Dokładnie - jak człowiek nie jest wewnętrznie ogarnięty i z siebie zadowolony, to taka próba kontaktów na siłę będzie na tyle sztuczna, wymuszona i nieudana, że każdy ucieknie. Bez zdrowych kontaktów społecznych, z kolei trudno być z siebie zadowolonym. Błędne koło. Trzeba to wszystko robić bardzo małymi kroczkami.. ale też trzeba się trochę przełamywać wbrew sobie, ale nie od razu na maxa.. Fobicy są z reguły przez innych zlewani, bo nie są "cool", mało mówią, więc po co z kimś takim się zadawać? Zresztą ktoś kto nie cierpi na fs nigdy tego nie zrozumie, pomyśli że jesteś gbur, "no-life", itp. i Cię oleje. Nie zauważy, że cierpisz, bo na zewnątrz wygląda to jakbyś specjalnie nie chciał się z nikim kolegować, spoufalać, każdy myśli że jesteś dziwak, odludek, masz wszystkich gdzieś, zadufany w sobie itd. A jest zupełnie odwrotnie.. Doświadczyłem tego bardzo i przez lata wpędzało mnie to jeszcze bardziej w fs :((

Odnośnik do komentarza

~Collider
Facet30, zaimponowałeś mi. Tym, że nigdy nie miałeś partnerki. I chwała ci za to! Trzymaj się z daleka od kobiet. Nie jest to złośliwość. Radzę Ci tak, bo dobrze Ci życzę. I nie sprowadzaj na świat kolejnych smutnych, chorych, nieszczęśliwych dzieci. Kobieta/żona zniszczy Ci życie. Będziesz zniewolony, stracisz definitywnie swoją indywidualność i wolność. I nie bierz się za ten przebrzydły seks. On niszczy ludzi, psuje ich, uzależnia. I nie zazdrość rodzinom. Uwierz mi, naprawdę nie ma czego. Rodzina to tylko ból, strach, cierpienie i awantury. Możesz być szczęśliwy jako kawaler.

Hmm :/ No nie wiem.. Ja jednak marzę, że kiedyś się rodziny doczekam albo partnerki życiowej przynajmniej. Wieżę w miłość jednak, sam byłem kilka razy zakochany (no zauroczony powiedzmy) i myślę, że gdyby ta jedna czy druga dziewczyna czuła to samo co ja, mogłoby być pięknie. Jestem aktywny, mam swoje zainteresowania i pasje, które staram się realizować (bywa, że w pojedynkę, choć nie zawsze). Są takie rodziny jak opisujesz, ale są też szczęśliwe prezcież.. Stwierdzenie "nie sprowadzaj na świat kolejnych smutnych, chorych, nieszczęśliwych dzieci" brzmi co najmniej złośliwie. Pracuję nad sobą i jestem już zupełnie inną osobą niż kiedyś. Brakuje mi odwagi do obcych ludzi, ale poza tym ogarniam ;) Mam też przyjaciela, z którym mogę pogadać o wszystkim i spędzamy razem dużo czasu.. Jakieś tam grono znajomych też posiadam (choć może nie do końca umiem z nimi stworzyć głębszych relacji niestety, ale i tak robię duże postępy na tym polu).

Odnośnik do komentarza
Gość lot w dół

~Collider
Facet30, zaimponowałeś mi. Tym, że nigdy nie miałeś partnerki. I chwała ci za to! Trzymaj się z daleka od kobiet. Nie jest to złośliwość. Radzę Ci tak, bo dobrze Ci życzę. I nie sprowadzaj na świat kolejnych smutnych, chorych, nieszczęśliwych dzieci. Kobieta/żona zniszczy Ci życie. Będziesz zniewolony, stracisz definitywnie swoją indywidualność i wolność. I nie bierz się za ten przebrzydły seks. On niszczy ludzi, psuje ich, uzależnia. I nie zazdrość rodzinom. Uwierz mi, naprawdę nie ma czego. Rodzina to tylko ból, strach, cierpienie i awantury. Możesz być szczęśliwy jako kawaler.

Można znaleźć kobietę, która cię pokocha takim jakim jestem, i nawet można się przy takiej kobiecie zmienić, Tylko że bardzo mało jest takich kobiet , ale np. jak już dojdzie że jakaś kobieta się tobą zainteresuje to warto to odwzajemniać bo np. potem można żałować przez resztę zycia, tak jak ja bo wiele miałem takich sytuacji gdzie dziewczyna jakaś się mną zainteresowała , a ja przez fobię tworzyłem taki mur koło siebie, i tworzę ten mur do dzisiaj nie dopuszczając do dania sobie szansy.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

×
×
  • Dodaj nową pozycję...