Skocz do zawartości
Forum

Uzależnienie od partnera? Zdrowy związek czy toksyczny?


Gość an0n

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich. Mam 23 lata, a mój partner 26 (związek jednopłciowy). Jesteśmy parą od nieco ponad 3 lat. Jestem w strasznie skomplikowanej sytuacji :| Poznaliśmy się przez internet, bo ja się czułem dość samotny, a mój partner był po rozstaniu i też kogoś szukał. Był on wcześniej w bodajże dwóch związkach. No i zleciały te trzy lata... jakiś czas temu mnie tknęło: nie wiem czy coś czuję do niego dalej. Zaczął mnie irytować i przeszkadzać. Przez to, że nie mogłem znaleźć pracy, dostosowałem swoje życie względem jego - on tylko pracował, a ja robiłem całą resztę. Czyli wracał z pracy, robiłem obiad i szedł przed telewizor. I tak w kółko, więc zamiast też oglądać, po prostu albo grałem, albo czytałem na balkonie książki. I przez ostatnie 2 miesiące się tłukłem z myślami, bo boli mnie serce, że cierpię, że go oszukuję i że mam wrażenie, że ten związek prowadzi donikąd. Czułem się jakby ograniczany nieświadomie. Takie uczucie, że chciałbym sobie wyjść sam i poczytać gdzieś w parku - ale rezygnowałem, bo myślałem, że on się źle przez to poczuje. W łóżku też nam nie szło, bo seksualnie jesteśmy odmienni. Więc poszliśmy na kompromisy (było ich łącznie trzy), które nie wypalały. No to się przezwyciężyłem - rozstanie. Ta wiadomość wstrząsnęła nim dogłębnie. Stał się smutny, bez życia i te pierwsze kilka dni po tej wiadomości to był psychiczny horror dla mnie (i dla niego też zapewne). Po pracy przyszedł, położył mi głowę na kolanach i mówił że jestem całym jego światem, że jestem miłością jego życia, największym szczęściem jakie go spotkało itd. I błagał, żebym nie odchodził, nie zostawiał go. Bo nie poradzi sobie beze mnie. I nalegał, żebym się nie rozstawał od razu, tylko próbował ratować moje uczucia względem niego i ratował związek. Przystałem na to. Parę dni temu poszliśmy na spacer i wyszliśmy z myślą, że niedługo się przeprowadzimy i zaczniemy wszystko od nowa w nowym otoczeniu. Dodatkowo mieliśmy też być związkiem otwartym, bo skoro nam w łóżku nie idzie, to to może być dobre rozwiązanie -za zgodą i przyzwoleniem nas obu, a jakby coś było nie tak, to związek "zamkniemy". Dzień po tym pomyśle, przed wyjściem do pracy skarżył się na mocne bicie serca i złe samopoczucie (wtedy nie wiedziałem dlaczego). Ale potem, wieczorem się dowiedziałem, że poczuł się tak, bo jednak będzie się źle czuł w takim związku otwartym, że będzie się dziwnie czuł, myśląc że się z kimś innym zabawiam (chcę zaznaczyć, że jestem fetyszystą i chodziło mi o zaspokajanie moich potrzeb, a on swoich, skoro nie szło nam wzajemne ich zaspokajanie). Dowiedziałem się też ciekawej rzeczy, że przez pierwsze parę miesięcy czy też pierwszy rok naszego związku "lał na mnie", nie było mu na rękę moje decyzje itd. a potem się już zabujał kompletnie i zmienił nastawienie względem mnie. A gdy wyjeżdżałem na 1-2 dni do rodziców, to mój chłopak zapełniał sobie czas przesypiając większość dnia albo popijając alkohol (bo tęsknił i odczuwał brak mojej osoby). Więc dość sporo czytałem na temat "uzależnienia od miłości" czy też "uzależnienia od partnera/ki". Mój chłopak miał traumatyczne przeżycie w szkole średniej, czyli utrata matki, a potem jego ojciec popadł w alkoholizm i po pewnym czasie mój partner przeżył próbę samobójczą. Próbowałem mu powiedzieć, że coś mi nie pasuje i mam wątpliwości czy to są zdrowe uczucia. Odpowiedział mi, że to jest normalne, że przecież na tym polega miłość. Że co jest złego w tym, że się kogoś kocha? I że zrobi wszystko, żebym był z nim dalej. I z czerwonymi od łez oczu pytał, czy na pewno nie odczuwam żadnych, żadnych emocji, miłości? Powiedziałem mu tylko, że nie mam pewności swoich uczuć, że może te uczucia przygasły, a nie wygasły całkowicie.
Z jednej strony czuję się trochę usidlony, ale z drugiej strony chcę spróbować uratować nasz związek, bo jako empatyczny człowiek boli mnie ból drugiej osoby, czasem nawet tej na ulicy.
Już sam nie wiem jakie by było najlepsze wyjście z tej beznadziejnej sytuacji?

Odnośnik do komentarza

Wiele kobiet ma podobne problemy, do twoich.
Nagły brak pracy, kontaktów z innymi ludźmi, poczucie pustki i beznadziei.
Gotowanie i sprzątanie nie zaspakaja ambicji, nie daje poczucia, że jest się potrzebnym.
Proponuję, najpierw poszukaj pracy, oderwij się od codziennej nudy i rutyny, a potem podejmij decyzję odnośnie waszego związku.

Odnośnik do komentarza

an0n, jesteś młodym mężczyzną. Z tego, co zrozumiałam, to Twój pierwszy tak poważny związek. Jesteście ze sobą już dość długo, więc nic dziwnego, że pojawiła się rutyna, która potrafi naprawdę zaszkodzić związkowi. unna dobrze napisała. Twój partner oprócz domu, Ciebie, ma pracę, ma przestrzeń, w której może się realizować. Ty wiele podporządkowałeś temu związkowi. Gotujesz, dbasz o partnera, spełniasz jego zachcianki, a swoje potrzeby spychasz na boczny tor. Zastanawiasz się nawet, czy pójść poczytać do parku, bo to być może nie spodobałoby się Twojemu partnerowi. To trochę niedorzeczne. Pomyśl o pracy, by nie ograniczać swojego życia wyłącznie do domu. Zobaczycie, jak odnajdziecie się w tej sytuacji, która będzie wymagała od Was obu renegocjowania pewnych ustaleń. Możliwe, że ta zmiana wprowadzi trochę świeżości do Waszej relacji. Jeśli nie, na spokojnie zastanowisz się, co dalej. Pozdrawiam i powodzenia!

Odnośnik do komentarza
Gość rafik543211

Ciężko mi się odnieść do związku homoseksualnego, gdyż jestem hetero, jednak twój problem jest łudząco podobny do problemów kobiet, więc tak do tematu podejdę.
Swojemu partnerowi możesz powiedzieć tak, "Im mocniej ściskasz pięść, tym więcej piasku przeleci ci między palcami - z moimi uczuciami też tak jest, pragniesz tak bardzo, że nie ma w tym miejsca dla mnie, jednym słowem dusisz mnie swoim zachowaniem i uzależnieniem". Tak mi się wydaje że tutaj masz kłopot. Rozepchnij się łokciami, zrób coś dla siebie. Ciągłe siedzenie tylko z partnerem męczy a ludzie lubią jakieś odmiany. Powiedz mu to też tak "ciągłe siedzenie z tobą to jak jedzenie codziennie lodów czekoladowych, to świetny złożony smak, ale po iluś tam dniach/tygodniach się przejada i potrzeba odmiany, potem porzuca się czekoladę dla innych, a za dłuższy czas myślisz - ale mam ochotę na czekoladowe"...

Co do spraw łóżkowych - hmm, trudne. Nie wiem jakie predyspozycje masz ty i jakie on. Zawsze cały akt można podzielić na 2 części: tą dla ciebie (gdzie robicie to tak jak ty to lubisz, a on po prostu czeka) i tą dla niego (gdzie sytuacja jest odwrotna).

Odnośnik do komentarza

Dziękuję za odpowiedzi!
Odnośnie pracy, miałem wiele wzlotów i upadków. A raczej upadków, bo tam jednak nie przyjęli, tu nie przyjęli, potem problemy zdrowotne wynikłe z charakteru pracy, więc się zwolniłem po paru dniach. Aktualnie jest jakieś 1.5 miesiąca do wygaśnięcia umowy wynajmu mieszkania, w którym razem przebywamy. Pracy dalej szukam, ale głównie na miesiąc. Potem przeprowadzka, pytanie tylko czy razem, czy osobno :( Partner chce razem się przeprowadzić. Pyta często, czy już szukam nowej pracy, czy znalazłem mieszkanie w miejscowości, gdzie planowo mamy zamieszkać. I nalegał, że przy podpisywaniu umowy obaj się mamy podpisać, a nie tylko ja. A ja czuję się usidlony. Że chce mnie usidlić, a nic oprócz jego obecności dobrego nie wyniknie. Że przeprowadzka to powrót do punktu wyjścia.
Partner deklarował chęć zmiany, bo, jak sam zaznaczył, widmo rozstania dało mu kopa w tyłek. Rzuca nawet palenie, w czym go wspieram. Chce nauczyć się odpowiedzialności, bo w domu rodzinnym się tego nie nauczył. Więc mu upierdliwie czasem mówię, żeby sprzątał po sobie, a nie zostawiał bałagan i czekał, aż ktoś go wyręczy. Częściowo to robi, co mu się udaje. Powiedziałem mu jedynie, że jak chce się zmieniać, to tylko dla siebie, nie dla mnie. Dla mnie jest dobrym człowiekiem, kochającym. Ale ja się czuję zobojętniały i mi zabrakło zaangażowania. Mimo to poszedłem na próby ratowania związku. Dalej mieszkamy, a ja udaję, że nic się nie stało i robię to co dotychczas, a partner czasem coś pomaga. Ale w głębi ducha czuję, że oszukuję i siebie, i jego. Że daję mu złudną nadzieję na to, że się między nami poprawi i że znowu go pokocham. Bo owszem, chcę się przeprowadzić sam. Zamieszkać sam, bo mam odczucie, że za szybko się wepchnąłem w poważny związek, nie dojrzałem do niego i nie wiem czy chcę być z tą samą osobą kolejne 10 lat (przykładowo). Chciałbym w samotności spojrzeć na siebie, swoje problemy i je rozwiązać - skoro partner deklarował od dawna, że będziemy razem coś robić, a to nie zadziałało. I być może kiedyś się znowu spotkamy, a ja będę człowiekiem lepszym, bez problemów i on, także bez problemów?
Wczoraj się coś dziwnego stało. Dzień jak co dzień, tylko z taką dziwną atmosferą między nami. Poszliśmy na spacer, zjedliśmy lody i wróciliśmy po paru godzinach do domu. To on włączył telewizję, a ja czytałem książkę, po chwili poszedłem na balkon. Zaproponował film, więc oglądneliśmy go. Po filmie zapytał się mnie czy coś robimy, czy oglądamy coś jeszcze? Powiedziałem tylko, że jest dość późno, a ja jestem senny i idę spać. Gdy się umyłem, on siedział na balkonie, jakieś 10 min, i nic nie robił. Więc się położyłem, zgasiłem światło... Gdy wrócił, słyszałem, że płakał. Po raz pierwszy położył się spać na kanapie, a nie razem. Po chwili włączył swojego laptopa. Zauważyłem tylko, że ogląda nasze wspólne zdjęcia... Dzisiaj też niby normalnie, ale jak wychodził do pracy to dał mi tylko buziaka w policzek, a nie usta.
Jestem kompletnie rozbity, zdezorientowany i nie mam pojęcia już co robić...

Odnośnik do komentarza
Gość rafik543211

On czuł że cię traci przez co starał się jeszcze bardziej, co ciebie odpychało - brak efektów wywołał u niego frustrację i rozpacz. Stąd taka emocjonalna reakcja.
Jednakże ty znowu mu ciągle pierzesz głowę o to że się tak klei i on czuje presje, więc zamiast się tobie wyżalić, siedział sam. Proste...

Musisz sobie odpowiedzieć czym tak na prawdę ciebie wkurza. Na razie to wygląda tak, że ty już podjąłeś decyzję aby odejść, ale szukasz tutaj przyzwolenia czy poparcia dla twojej decyzji. Potrzebujesz tego, aby zrzucić z siebie ciężar odpowiedzialności za ów decyzję - niestety, tego nie uzyskasz.

Odnośnik do komentarza

Nie, jestem tu głównie po to, aby odpowiedzieć sobie na pytania: co brać pod uwagę - serce czy rozsądek? Próbować coś robić, czy nie próbować skoro mam swoje plany i idee? Czy cokolwiek się może zmienić? Z jednej strony nie chcę widzieć jego cierpienia, bo wolę widzieć jak jest szczęśliwy, a z drugiej... chcę skosztować życia takiego, jakiego bym chciał. Może poniosę sromotną klęskę, będę żałował wielu decyzji, ale chociaż będę miał kolejne lekcje...

Odnośnik do komentarza
Gość rafik543211

Wybór nie jest skomplikowany:
- możesz pozostać z nim, ale nie masz gwarancji czy się ułoży czy nie, czy się zmieni czy nie. Wiesz jedynie że on nie będzie cierpiał, ale wtedy ty będziesz się dalej dusić. Możecie walczyć i być może wygrać, lub nie walczyć i zostanie tak jak jest,
- możesz odejść, ale wtedy on będzie cierpiał, ty pewnie też (choć lżej niż on), to na tobie będzie ciążyć odpowiedzialność za to odejście, pójdziesz swoją drogą i zrobisz co chcesz.
Wybór nie jest łatwy, ale jest prosty(nieskomplikowany).

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...