Skocz do zawartości
Forum

Tęsknota za byłą


Zilla

Rekomendowane odpowiedzi

-Witajcie!

-Już kiedyś tu pisałem niedługo po zerwaniu z dziewczyną. Wkrótce minie pół roku jak nie jesteśmy razem. Nie mamy kontaktu. Próbowałem dwukrotnie nawiązać go na nowo ale wiecie... bez spinania się i wyjeżdżania z tęsknotą. Po prostu rozmowa ale nie odpowiadała. Ja ciągle za nią tęsknie. Dostaje literalnie i kolokwialnie mówiąc pierdolca. Czasem jak idę na ulicy to widuje dziewczyny podobne do niej i momentalnie łapię doła (min. takie spotkanie zmotywowało mnie do napisania dziś tutaj). Raz ją spotkałem na ulicy to potem przez tydzień wariowałem i myślałem o niej. Miałem jakiś czas przerwę że myślałem że już się wyleczyłem po niej ale to za każdym razem wraca. Mam koszmary z których budzę się rozczarowany. Próbowałem zbudować z kimś innym relację ale nie umiem bo cały czas brakuje mi jej.
Wiem że brzmię jak creep ale uwierzcie mi że tak nie jest.
Po prostu to była dziewczyna z którą się czułem mocno związany.

Mam 25 lat. Piętnuje się tym że nigdy nie będę z nikim szczęśliwy i parszywie boje się że nie ułoże sobie życia. Moje zainteresowania są dość specyficzne, ponadto mam dość introwertyczne podejście do życia (i nie da się tego zwyczajnie zmienić) co też potęguje fakt że ciężko mi z kimkolwiek nawiązać relację. Piszę tu po prostu by się wyżalić bo zwyczajnie nie mam komu a podobno po to jest to forum.

Pozdrawiam innych w równie czarnej dupie co ja.

Odnośnik do komentarza

Hej, byłem w takiej czarnej dupie jak Ty. Doskonale wiem co czujesz. Jak się rozstałem z pierwszą miłością swojego życia, zresztą też swoją pierwszą kobietą w łóżku, to myślałem że mówiąc literalnie tego nie przeżyję. Zaraz po rozstaniu dostałem takiego ataku rozpaczy że mi krew z nosa poszła i siostra mnie naszpikowała czymś na uspokojenie.
Po tym odreagowaniu jednak dość szybko się pozbierałem.
Wiedziałem że nie mogę już z nią być i nigdy nie będę bo się okazała skończoną k..... której jeden skok w bok wybaczyłem, drugiego jednak już nie mogłem.
Miałem jednak to szczęście, że w pobliżu była siostra mojego kumpla której wiedziałem że się podobałem. Pochodziliśmy ze sobą ale krótko, bo to było za wcześnie po tamtej stracie i nie potrafiłem się zaangażować, bałem się. Potem już przeszedłem do porządku dziennego.

Ty masz po prostu tą swoją stratę nieprzepracowaną.
Wyrzuć to z siebie. Pożegnaj się z nią. Wywal jej zdjęcia, cokolwiek Ci ją przypomina. Ja rozpieprzyłem o ścianę jakieś śmieszne figurki które tamta mi dała. Postaw czerwoną kreskę i pogódź się z faktem że jej już nie ma i nigdy nie będzie. Takie postawienie sobie sprawy ułatwia trudne rozstanie. I przestań liczyć czas od rozstania, bo to dobija najbardziej.

Powodzenia

Odnośnik do komentarza

Witaj Zilla!

Zdaję sobie sprawę, że nie jest Ci łatwo po rozstaniu z dziewczyną, ale nie możesz żyć przeświadczeniem, że już nigdy nie będziesz szczęśliwy. Daj sobie czas i przestań idealizować swoją byłą dziewczynę. Nie jestem zwolenniczką metody "klin klinem", czyli nowa dziewczyna, by zapomnieć o byłej - można wówczas kogoś nieświadomie skrzywdzić. Skup się teraz na sobie, na swoich pasjach, zainteresowaniach. I przestań desperacko myśleć o przeszłości. Skup się n tym, co może Cię spotkać w przyszłości. Pozdrawiam i powodzenia!

Odnośnik do komentarza

"Moje zainteresowania są dość specyficzne, ponadto mam dość introwertyczne podejście do życia (i nie da się tego zwyczajnie zmienić)"
Ale ty masz dopiero 25 lat i może całkiem swojej natury nie zmienisz, ale jak sie przyłożysz i zaczniesz nad sobą pracować to jest szansa, ze będziesz bardziej otwarty na ludzi. A wtedy zobaczysz, ze jest wokół Ciebie duzo sympatycznych osób. Dziś takie czasy, ze fajne chłopaki są w cenie i dziewczyny starają się sobie jakiegoś wypatrzeć. Daj się 'wypatrzeć' którejś. Jestem dziwnie spokojna, że sobie jeszcze ułożysz z kimś życie. Nic na siłę. Uczucie przyjdzie samo i to w takim natężeniu, ze tylko wystarczy się mu poddać. Myśleć o przyszłości a nie o przeszlości. Na przyszłość patrzyć z nadzieją, a nie obawą.W wieku 25 lat góry się przenosi.Trzymam kciuki, wszystko będzie dobrze!

Odnośnik do komentarza

-Mam dość niską samoocenę, czego nie lubię zbytnio pokazywać. Nie jestem typem atrakcyjnym dla tych takich, ładnych dziewczyn. Ba... nawet nie chciałbym takiej ale nie w tym rzecz...

Widzisz, ja muszę mieć bardzo podatny grunt do rozmowy. Prawda jest taka że nie pojmuję a zarazem podziwiam ludzi którzy potrafią rozmawiać o dupie marynie, o prostych rzeczach, o czymś co jest normalką wśród 'normalnych' np. imprezach ostatnich czy no nie wiem... co tam słychać ostatnio. Ja tego nie umiem. Nie lubię zresztą tego opowiadać bo z mojego punktu widzenia jest to jedynie zwrot grzecznościowy a tak naprawdę kogoś guzik obchodzi co tam u nas.

A nawet jak już znajdę kogoś do rozmowy to czasem mam wrażenie że to ja ciągnę całą rozmowę a druga persona jest zwyczajnie znudzona tym co mówię, może dlatego że czesto nikt nie rozumię co gadam. .____.

Przykładów daleko nie musze szukać, bo w necie rozmowa z kimś przychodzi banalnie ale tu na ogół ja ciągnę rozmowę. To jest irytujące...

Taka dola introwertyka...

Cieszę się że trzymasz za mnie kciuki. To wiele znaczy.

Odnośnik do komentarza

~Roomack ma dużo racji, w tym co napisał teraz i wcześniej.
Nie jest łatwo się odciąć. Czy Ty nie masz nadziei, że jeszcze się zejdziecie? Próbowałeś do niej pisać, ot tak, zwykła rozmowa. Co Tobie by ona dała?

Introwertycy są powszechnie nierozumiani? Czy świat składa się głównie z ekstrawertyków? ;)
Byłam kiedyś introwertykiem, ale potem poznałam kogoś kto mnie całkowicie zmienił, po prostu okazując mi zainteresowanie, dyskutując ze mną i akceptując mnie. A potem zniknął.
Nie wiedziałam jak będę potrafiła bez niego żyć. Ale on się odciął (jak Twoja była), a ja pewnego dnia wstałam i zmieniłam całe swoje życie o 180stopni. Poszłam na wolontariat na międzynarodowy festiwal filmowy. Wyobrażasz sobie? Tysiące osób z którymi musiałam rozmawiać, rozwiązywać problemy... Uparłam się, że wyjdę ze strefy komfortu i zacznę korzystać ze wszystkich możliwości wyjścia, zrobienia czegoś, bez wymówek. I mimo że tęskniłam za tym mężczyzną przez rok codziennie czekając na jakąś wiadomość, to byłam na tyle już silna, że po roku powiedziałam dość i definitywnie postawiłam kreskę. Czasami zmiana przyzwyczajeń pomaga. Tworzysz nową rzeczywistość bez udziału byłej, robisz rzeczy o które ona nawet by Cię nie podejrzewała.

Warto być sobą i nie rozmawiać o "dupie maryni" jeśli tego nie potrafisz. Ja też nie. Bycie sobą nie jest takie złe.

Odnośnik do komentarza

Powoli się uczę życia bez niej...
Nie, w sumie to już nie mam nadziei a im dalej idę do przodu tym bardziej czuję się lepiej ze sobą no ale wiecie... bywają takie dni że człowiek potrzebuje kogoś i za przeproszeniem... dupa... nie ma nikogo takiego. Myślę że zgodzicie się ze mną że przytulenie od osoby którą kochasz (i nie chodzi tu o rodzinę) poprawia samopoczucie i nie jest tym samym co przyjaciel.

Co do mnie... tak samo jak uczę się bez życia bez niej, tak samo próbuję codziennie z nowymi osobami rozmawiać. Problem zaczyna się w momencie kiedy nastaje cisza w dyskusji. Ja automatycznie wpadam w panikę w takiej sytuacji. Dorzućmy do tego że rozmowa normalnych ludzi z cyklu 'fajna pogoda, ciepło' mnie nie jara, bo dla mnie to oznaka że nie ma o czym gadać. Co wtedy? Ja staję w kropce. :x

Odnośnik do komentarza

" Problem zaczyna się w momencie kiedy nastaje cisza w dyskusji. "
Jakoś kiedyś uważalam, że zawsze trzeba o czymś mówić w towarzystwie i chyba byłam osobą towarzyską, czyli też umiałam w razie potrzeby o tej...d.Maryni się rozwodzić. Jak mnie w towarzystwie co kwartał lub pół roku sadzali obok milczącego na amen (tak podobno miał zawsze) dalszego członka rodu, to wpadałam w jednodniową depresję pt. tytułem, chłop mnie nie cierpi ,ale za co ?, Jestem głupsza niż but, bo żaden temat nie chwyta się itd itp... Potem się męczyłam, ale się już nie obawiałam, tak ten człowiek ma i nic nie zmienię. Aż raz zechciało mu się opowiadać ogólnie, przy stole, o relacji z synem, to się zdumiałam, ze ów człowiek ma umięjetność tak długiej i interesującej wypowiedzi. A jak trafiłam do niego, bo byl lekarzem, na dyżur i udzielił istotnych informacji, czemu chora nóżka zachowuje się tak a nie inaczej, a wypowiedz tez była długa i taka fachowa, to moje zaskoczenie i jakby podziw były proporcjonalnie wielkie do wcześniejszego zmartwienia dlaczego z tym panem nie da się zamienić kilku słow. Jak się zestarzałam, to doszłam do wniosku , ze nie ma obowiązku prowadzenia rozmowy jak natchnienia ku temu brak. Uprzejmie się uśmiechnę, zdawkowo coś odpowiem i spokojnie przysłuchuję sie innym. Co prawda brak bieżącego treningu powoduje, ze jak mi sie zechce dłuższy wywód zrobić to zapominam słów, peszę się i też specjalnie nie jestem z siebie zadowolona. Żadna zapadająca cisza mnie nie denerwuje, bo uznaję, że temat widać został wyczerpany lub jest na tyle nudny, ze nie kwalifikuje sie do dalszych dywagacji. I teraz spokojnie możemy sobie pomilczeć. Z wiekiem nie jest to żaden problem.
Z wiekiem i chyba do śmierci problemem jest i będzie jak mówic do najbliższych, żeby słyszeli zarówno moją miłość i ciepłe zainteresowanie swoimi osobami. Jak mówić, kiedy chciałabym zganić, okazać dezaprobatę a żeby osoba słuchająca nie poczula się zdeprecjonowana doborem moich słow, tylko, żeby słyszala problem, który zgłaszam. Zeby zechciała usłyszeć, ze czasem coś radzę i może to ma sens, tylko trzeba sie nad tym zastanowić . Z wiekiem mam problem abym ja słuchając najbliższych jak do mnie przemawiają, nie miała w uszach i zaraz całym ciele, tej złości jaką czułam poprzednio przy tak zaczętej rozmowie a skończyła się ona awanturą i teraz juz nie słyszę argumentów, tylko wydaje mi się, ze własnie zaczynamy aferę.
Czyli nie martw się swoim sposobem prowadzenia rozmów, bo myślę, że jakis jest to problem dla każdego człowieka i w kazdym wieku, tylko nie każdy o tym mówi. Oczywiście zawsze należy nad sobą w tej kwestii pracować, ale nie obniżać swojej wartości jesli coś poszło nie po Twojej myśli. Zastanowić się i na przyszłość jakby inaczej zagrać i obserwować co się dzieje po zastosowaniu zmiany opcji. Uznać, ze lepiej być czasem milczącym słuchaczem niż nudnym interlokutorem i sobie spokojnie obserwować towarzystwo. To tyle co się nawymądrzalam na temat komunikacji. Oczywiście sposób wolontariatu koleżanki wydał mi się bardzo ciekawą opcją zmuszającą tu i teraz do zmian swoich przyzwyczajeń.
O tej swojej byłej dziewczynie już zapomnij. Bądż jej wdzięczny za to,że wogóle była w twoim życiu, jakoś je wzbogacila, nauczyła Cię czegoś o sobie samym,czego pewnie wcześniej nawet nie wiedziałeś, nauczyła Cię wiary, że umiesz tworzyć z kimś związek. Była stopniem w Twoim rozwoju osobistym. Miej nadzieję, że i Ty w jej życiu spełniłeś podobną rolę. Drogi się rozeszły i każde z Was jest mądrzejsze o to co było Wam dane przeżyć. Ale to już było, a teraz otwieraj szeroko oczy na to niesie Ci los i na te dziewczyny, co chciałyby Cię wypatrzeć. Pewien czas posuchy mimo uczucia zawieszenia i niepokoju, czy jeszcze kogoś fajnego znajdę jest zawsze potrzebny. Stara znajomość musi się "uleżeć", zeby być pełnym dobrej nadziei, że coś nowego, co ku mnie idzie, będzie jeszcze wspanialsze i bardziej fascynujące.
Pamiętaj, nie można tylko bawić się w porównania. Nowa osoba, jeśli się zjawi, to jest to nowa osoba. Ani gorsza, ani lepsza od tamtej, tylko po prostu inna i cały urok powinien polegać na jej odkrywaniu. Trzymam kciuki

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...