Skocz do zawartości
Forum

Teściowa zniszczyła mój związek


Gość Agata1981

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Agata1981

Witam. Mam 30 lat, 4 –letnie dziecko i czeka mnie sprawa rozwodowa. Jestem już bliska załamania nerwowego, mimo że od pół roku nie mieszkam z mężem maminsynkiem (ma prawie 40 lat) i jego mamusią. Żal mi najbardziej synka, bo nie o takim życiu marzyłam dla niego. Ale po kolei. Zanim wyszłam za mojego męża, spotykaliśmy się przez ok. 2 lata. Chyba największym moim błędem było to, że mąż nie zabrał mnie do siebie do domu i nie zobaczyłam tego, co mnie będzie czekać. Podejrzewam zresztą, że może nie zwróciłabym na to uwagi. Byłam zakochana, wydawało mi się, że mogę wszystko. Że nikt nie jest w stanie zniszczyć związku, w którym jak mi się wydawało, jest miłość. Raz nawet zmusiłam go, żeby zrobił dla mnie obiad w swoim domu, to zamiast zabrać mnie do swojego (tak naprawdę mamusi) domu, zrobił kolacje w domu swojej siostry, która akurat wyjechała nad morze. Po ślubie zamieszkałam z mężem i jego mamą. Było to dla mnie naturalne, ja mieszkałam w bloku z rodzicami i rodzeństwem, on miał dom. Wszystko niby normalnie. Ale dla mnie zaczął się koszmar. Zapomniałam dodać, że byłam w ciąży. Chciałam przygotować się do porodu, stworzyć nam Dom. Ale zaczął się dla mnie koszmar. Teściowa wtrącała mi się we wszystko. Najgorzej oczywiście było kuchni, gdzie ona najlepiej gotowała. Wszystko co ja zrobiłam było niesmaczne, przesolone w ogóle koszmarne. A jak przychodziło do obiadu, kiedy mąż wracał z pracy, to skakała koło niego jak szalona. Może ogóreczka, może pomidorka, a jeszcze może ziemniaczka … Dobrze, że go jeszcze nie karmiła. Koszmar. JA oczywiście była dla niej jak powietrze. Najgorsze jest to, że nie potrafiłam się odezwać nie wiem cos mnie powstrzymywało -jakiś strach ,nie mam pojęcia co. Mój mąż pracuje od 6 do 17, nie mogłam dać sobie rady, przestałam wychodzić z pokoju, całymi dniami czekałam na niego, czasami nie jadłam nic przez cały dzień, nie wychodziłam do ubikacji, żeby na nią nie patrzeć. Mój mąż o wszystkim wiedział, prosiłam go, żeby coś zrobił, porozmawiał z nią, bo tak nie mogę żyć, że to może zaszkodzić dziecku, że chciałabym czuć się swobodnie, a on nie zrobił nic, ani słowa się nie odezwał, twierdził, że mam paranoje, ze sobie wmawiam wszystko. Dzień wtedy wyglądał tak, że on wracał do domu, jadł obiad, nawet mnie nie wołając, nie pytając czy coś jadłam, pogadała z 2 godz. Z mamusia, pochodził koło domu i przychodził spać. Nie wzruszały go moje łzy. To było jakieś 2 tygodnie po ślubie. W końcu jak zaczęłam krzyczeć, że jeśli już nie lituje się nade mną, to niech popatrzy na dziecko. To powiedział, że kupi mi czajnik na górę, żebym mogła sobie chociaż herbatę zrobić i zostawi mi jakąś bułkę. A najlepiej jak będę wychodzić rano z nim do pracy, tzn. jechać do swojej mamy, a wieczorem wracać. Tak też zaczęłam robić, bo bałam się o zdrowie dziecka. A w końcu przeprowadziłam się do mamy, bo u niego sytuacja się nie zmieniała. Wręcz przeciwnie. Wyobraźcie sobie, że dopiero interwencja moich rodziców spowodowała, że zaczął coś robić, tzn zrobił z moim tatą łazienkę na górze, tzn na takim strychu, na którym mieszkałam przez 5 lat, i ogrzewanie, bo nie było tam nawet kaloryferów. O wyprowadzce stamtąd w ogóle nie chciał słyszeć. Do dziś żałuje, że się na to zgodziłam. Może gdybym wtedy podjęła decyzję o samotnym wychowywaniu dziecko, wszystko byłoby inaczej. Może wtedy odszedłby od mamusi. Po urodzeniu dziecka wróciłam do męża, prosto ze szpitala. Oczywiście 2 tygodnie, które miał na opiekę nade mną wykorzystała na jeżdżenie po sklepach, spędzanie czasu z mamusią i przebywanie całymi wieczorami w stodole. Do dziś nie wiem, co on tam robi. Ale siedzi tam co wieczór. Oprócz tego, że zajmowałam się 24 godz. Na dobę dzieckiem, to robiłam wszystko, żeby ten strych przypominał mieszkanie. Wymieniłam okna, bo były dziurawe, wymalowałam wszystko sama, wytapetowałam, kupiłam meble, bo spaliśmy na łóżku, po jakiś ciociach, na którym jak się usiadło, to powstawały tumany kurzu, ale mąż twierdził, że szkoda wydawać pieniędzy. Tak mijały moje samotne dni. Bo przecież mąż siedział z teściową. Nie będę już pisać o wtrącaniu się w wychowanie dziecka, że według jego rodzinki wszystko źle robiłam i w ogóle. Napiszę jeszcze o siostrze mojego męża. Bo tak naprawdę przez nią ostatecznie opuściłam ten Dom. Siostra ta jest starą panna, już po 40. Mieszka w Opolu. Przyjeżdżała na każde święta, na całe wakacje, na weekendy. Dla mnie każdy jej przyjazd oznaczał katorgę. Nie dość, że rządziła wszystkimi, każdy robił wszystko to, co kazała, każdy zmieniał swoje życie, żeby nie podpaść Agusi. Jest ona najbardziej zakłamaną osobą jaką znam. Kiedy nikt nie patrzył, obrażała, wyzywała, a przy rodzince udawała, że jest kochaną osobą i że mnie uwielbia. Żałuje dziś, że nie nagrałam tego, co mi mówiła i jak mnie obrażała. Oczywiście mąż twierdził, że ona jest super i że ona robi wszystko, żeby pomóc nam. Tak strasznie się jej bałam, że w końcu przestałam wychodzić ze swojego strychu. Siedziałam tam dzień i noc, bo bałam się spotkania z nią lub z mamusią. Chyba nie musze dodawać, że mąż i w tej sprawie nie zrobił niczego. Jego rozwiązaniem było to, że jeśli jest mi ciężko, to jak ona przyjeżdża, żebym jechała sobie do moich rodziców. I tak też za każdym razem robiłam. Z małym dzieckiem każde święta, weekendy, ferie spędzałam u rodziców. Oczywiście to była wegetacja, bo nie było dla nas miejsca, zawsze ktoś musiał spać na podłodze. Niby nigdy rodzice ani rodzeństwo słowa nie powiedzieli, że mieszkam tam, że zajmuje im pokój itp. Rodzice widzieli w jakim stanie jestem, bali się jak tam wracałam, żebym nie zrobiła sobie czegoś, bo widzieli w jakim stanie jestem. Oczywiście po każdych wakacjach wracałam, bo przecież moje rodzeństwo uczyło się, nie mogłam im zabierać miejsca do nauki, żeby oni we własnym domu nie mieli przeze mnie kąta. Bo siedziałam ja z dzieckiem. Zreszta jestem nauczycielem, więc wracałam do pracy we wrześniu. Każdy mój powrót na strych, to początek coraz gorszego piekła. Za każdym razem mąż obiecywał, ze się postara, ze będzie lepiej. A było jeszcze gorzej. Czego ja nie robiłam, żeby poprawić nasza sytuacje, uratować małżeństwo. Próbowałam prośbą, rozmową, groźbą zwrócić uwagę na nasze rozpadające się małżeństwo. Chyba tysiąc razy prosiłam, go żebyśmy kupili jakąś kawalerkę, proponowałam poradnie rodzinna, bo miałam nadzieje, że może ktoś obcy otworzy mu oczy. Oczywiście powiedział, że to ja mam problem i powinnam się leczyć, bo jestem chora psychicznie i wymyślam niestworzone rzeczy. Apogeum wszystkiego to rok 2009, a dokładnie wakacje. Oczywiście siostrunia przyjechała. Byłam w ciąży. Poroniłam. Boże, nie mogłam pogodzić się, że stratą dziecka, bo tak go pragnęłam. Przebaczałam 3 dni w szpitalu. Oczywiście nie miałam wsparcia w mężu, bo przecież według niego, nic się nie stało. Miał mnie odebrać ze szpitala, bo nie mogłam się ruszać. Jak zadzwoniłam po niego, ze już mogę wyjść, to zrobił mi awanturę, że przeszkadzam mu w pracy. Po powrocie do domu płakałam, było mi niesamowicie ciężko, kiedy usłyszał jak płacze w nocy, to cytuję: kazał mi zamknąć usta , bo on rano wstaje do pracy i się nie wyśpi. Psa się lepiej traktuje. Nazwałam o ch***m i człowiekiem bez serca. Musiała to usłyszeć jego siostrzyczka „gumowe ucho”. Rano zaczęłam krwawić, zadzwoniłam do szpitala co mam zrobić. Kazali mi przyjechać, spakowałam rzeczy do szpitala, spakowałam dziecko, żeby zawieźć je do mamy. I wtedy stało się coś w co do dzis nie mogę uwierzyć. Jego siostra Agusia zabrała mi dziecko, zamknęła przede mną drzwi do domu i powiedziała, że mi go nie odda a ja mogę spadac. Zaczęła mnie wyzywać od zabójczyń, że zabiłam dziecko, że jestem mordercą. Nie dość że tak strasznie cierpiałam, to jeszcze usłyszałam takie rzeczy. Tylko stara panna, która sama nie ma dzieci, może zrobić coś takiego. Udało mi się jakimś cudem wedrzeć się do domu, zadzwoniłam do męża, oczywiście mi nie uwierzył. A ta przyszła na strych i powiedziała, że mogę sobie opowiadać co chcę a i tak nikt mi nie uwierzy. Bo wszyscy uwierzą jej. Chyba nie musze dodawać, ze tak było. Zadzwoniłam po moja mamę. Przybiegła i oddali mi dziecko. Oczywiście zrobili ze mnie wariatkę, bo jak Agusia mogła mi zamknąć drzwi i zabrać dziecko. Bo ona tylko sprzątała i dlatego zamknęła drzwi. To nic, ze jej wersja nie trzymała się kupy, bo powiedziała, że chciałam wezwać policję. A skoro sprzątała to niby po co. Ale nieważne ona mówi prawdę. I oczywiście robiła to po to, żeby ratować nasze małżeństwo, bo obraziłam męża mówiąc ze jest ***. Tak nawiasem mówiąc, oczywiście teściowa zrobiła mi awanturę, że chciałam wezwać policję, bo swoje sprawy załatwia się w swoim domu. Bo to są osoby, które na zewnątrz są cudowne, którzy zrobią wszystko, żeby nic poza mury domu nie wyciekło. I dlatego ja jestem ta najgorsza. Oczywiście pojechałam do rodziców. Oczywiście byłam tą najgorsza, bo uraziłam starą pannę i ona chodzi koło domu i jest smutna. To usłyszałam od kochanego męża. Znów zbliżał się wrzesień. Nie miałam pieniędzy na wynajęcie czegoś swojego, wydawało mi się, ze nie dam rady sama się utrzymać. Znów wróciłam. Dziś sama siebie nie rozumiem, ale chyba byłam już w takim stanie i tak upokorzona, poniżona, ze wydawało mi się, że bez mężusia nie dam sobie rady. Zresztą cały czas mi to wmawiał. Że jestem nikim, że do niczego się nie nadaję, że mało zarabiam itp. Straciłam cała wiarę w siebie, w swoje możliwości. Wydawało mi się, że nikomu na świecie nie jestem potrzebna. U niego w domu zawadzam, bo przeszkadzam w jego związku z mamusią. U mnie w domu też czułam się piątym kołem u wozu. Już nie powiem ile razy myślałam o tym, żeby ze sobą skończyć. Bo po co takie osoby jak ja, mają żyć na świecie. Tak naprawdę przy zyciu trzymał mnie synek, wiedziałam, ze dla niego muszę żyć i muszę być silna. Że kiedyś się uwolnię z tej toksycznej rodziny. Już szukałam domów opieki dla samotnych matek, tylko ze w naszej miejscowości nie ma. O tym, że się wyprowadziłam przesądziły ostatnie wakacje. Już nie wytrzymałam. Po raz kolejny już przed wakacjami mąż powiedział, że możebnym wyprowadziła się, żeby on miał spokojne wakacje jak siostrunia przyjedzie. Mogę sobie na działce u moich rodziców spać z dzieckiem itp. Jak go zapytałam, czemu nie powie jej, żeby nie przyjeżdżała, przecież ma swój Dom, ma swoje Zycie. Dlaczego każde wakacje mam mieć zepsute „w swoim własnym” domu. Albo, żeby przynajmniej pokazała swojej rodzince, że jest ze mną, że mnie kocha, to wtedy oni się uspokoją, bo będą wiedzieć, że on się na to nie godzi. A tak to traktują mnie jak szmatę, bo wiedza, że on nic nie zrobi. Jak powiedziałam, że wystarczy, żeby swojej siostrze powiedziała, że kocha swoja rodzine i żeby zostawiła nas w spokoju. Nie musi jej ubliżać, obrażać jej. Opowiedział mi, że jak powie swojej rodzince, że mnie kocha, to jego rodzinka go znienawidzi. Chyba nie wymaga to komentarza. Kończę już. Ostatecznie zdecydowałam o wyprowadzce w momencie, kiedy mój piany mąż wrócił ze stodoły (o której już wcześniej pisałam) i zaczął wyzywać mnie od pasożytów, od nierobów. A zaczęło się od tego, że chciałam, żeby naprawił dziurawy dach, bo kapało mi z sufitu do jedzenia jak gotowałam, drugie to chciałam, żeby zrobił klatkę schodową, na której w zimie była temperatura taka, jak na polu. A tym samym u mnie na górze. Powiedziałam, ze dam nawet na remont, bo miałam odłożone pieniądze. Za każdym razem, kiedy prosiłam, żeby coś zrobił, to słyszałam, że jak mi się nie podobają warunki to, żebym sie wyniosła. Uwierzcie mi, ze to słowa padały na porządku dziennym. Codziennie dawał mi do zrozumienia, że jestem tam nikim i nic mi się tam nie należy, a on nie ma zamiaru nic do domu (tak naprawdę starej rudery)dokładać, bo są świetne warunki i ze powinnam się cieszyć z tego co mam. Więc tak naprawdę wszystko co chciałam robić robiłam sama, zresztą pisałam o tym wcześniej. Tego wieczoru, kiedy usłyszałam, ze jestem pasożytem, że jestem nikim, że jestem szmata i inne wyzwiska pod moim adresem, łącznie z tym, ze do końca wakacji mnie stamtąd wyrzuci, że jak się sama nie wyniosę, to zamknie mi drzwi i zostanę z dzieckiem bez niczego. Po tym jak wyremontowałam za własne pieniądze ten stary Dom, własnymi rękami, zrobiłam więcej niż oni przez całe Zycie tam, usłyszałam cos takiego. Teraz mieszkam u babci mojej bratowej. Ma ona już ok. 80 lat. W zamian za mieszkanie, zgodziłam się pomagać jej w pracach domowych, karmieniu kur, psa itp. Czest jest bardzo chora, trzeba wezwać pogotowie, pomóc jej dojść do łazienki itp. Ale wreszcie jestem z dala od nich. Tak w ogóle to prosiłam męża, żeby zamieszkał z nami. Oczywiście 40 letni facet nie jest w stanie zostawić mamusi. Ostatnio jak mu to zarzuciłam, to powiedział, ze on kiedyś wyjechał na miesiąc do Grecji do pracy, wiec jest w stanie zostawić mamusię. Nie komentuje. Tylko, ze mój koszmar się nie skończył. Najlepiej byłoby, gdybym odcięła się całkiem od męża i jego rodzinki. Ale ja nie chciałam, żeby mój synek nie znał swojego ojca, więc kiedy tylko chce, może przyjść do dziecka, tylko że jemu wystarczają 2 godz tygodniowo. Przychodzi, robi mi awantury i żąda, żebym dała dziecko jego mamie. Najgorsze jest to, że jemu samemu na dziecku nie zależy, a jedyne o co walczy to o dziecko dla mamusi. Coraz częściej mam wrażenie, że ożenił się ze mną tylko dlatego, że z mamusia nie mógł mieć dzieci. To chore, wiem, ale tak to wygląda. Zmusiłam go, żeby złożył sprawę do sądu. Podobno złożył. Nie wiem ile w tym prawdy, bo bardzo często zdarza mu się kłamać. W ostatnich dnia rozbiła mnie totalnie wiadomość, o tym, że jego rodzina mówi o mnie straszne rzeczy po ludziach, to jeszcze nic, bo przyzwyczaiłam się do ich ***, ale najbardziej zabolała mnie to, że robią złą opinię osobom, u których mieszkam. Nie rozumiem ich. Nigdy żadnemu z nich nic nie zrobiłam, nigdy nie odezwałam się źle, niekulturalnie do żadnego z nich, robiłam wszystko od prania, gotowania, sprzątania, remontowania. Nawet jak chyba 100 razy pytałam męża, czego ode mnie chca, dlaczego mnie nienawidzą. Nie potrafił odpowiedzieć. Chyba za to, że weszłam do ich rodziny, to była największa moja zbrodnia. Przez 5 lat traktowali mnie jak przedmiot pozbawiony uczuć, np. na gwiazdkę kupowali prezenty tylko mojemu dziecku i mężowi, który jeszcze przynosił je do mnie i się nimi chwalił. Mąż zapominał o moich urodzinach, imieninach rocznicy slubu itp. Najśmieszniejsze jest to, że o imieninach swojej siostry, starej panny pamiętał (ma na imie tak samo jak ja). Przy mnie składał jej życzenia, dawał prezent a ja jakbym nie istniała. Wiem, że to SA drobne rzeczy, ale strasznie to wszystko boli. Tak jak pisałam mąż chyba złożył sprawę w sądzie. Nalegałam, bo ja składam na mieszkanie, bo tu gdzie teraz jestem mogę mieszkać jeszcze rok, a szkoda mi każdej złotówki. Nawiasem mówiąc, Kiedy maż dowidział się, że kupuje mieszkanie przestał mi dawać pieniądze na dziecko. Wydaje mi się, że myślał, że ja pomieszkam tu przez te dwa lata i wrócę do niego i jego mamusi na strych. Mimo, że od początku nie ukrywałam, że tego nie zrobię. Czeka mnie sprawa w sądzie. Strasznie się boję. Wiem już, że mogę unieważnić moje małżeństwo w kościele. Bo mój mąż nie dojrzał do roli ojca i męża. Tylko nie wiem czy mam na to siłę. Bo to się ciągnie latami. A ja naprawdę najbardziej marzę o spokoju. Ostatnio nachodzą mnie wątpliwości. Wiem, że on nie dostanie dziecka, bo ja pracuje, zajmują się nim, dbam o niego. Niczego mu nie brakuje. Oprócz ojca oczywiście. Tylko zastanawiam się jak wygląda sprawa w sądzie. Przecież nie mam żadnych dowodów na to, jak zachowywała się teściowa, jak zachowywała się jego rodzina itp. A jak on przyprowadzi cała rodzinkę do sądu, to znów zrobią ze mnie wariatkę i najgorszą. Jak mam udowodnić, że mówię prawdę. Skoro to będzie moje słowo przeciw ich słowom. Tym bardziej, jest świetnym kłamcą. Wszystkim opowiada jakim jest cudownym ojcem, ile czasu spędza z dzieckiem mimo, że to ja opiekowałam się nim 24 godz na dobę. Bo on był wiecznie zmęczony praca w banku. Harował jak wół na Internecie. Strasznie się boję koszmaru który mnie czeka. Czy mogę zażyczyć sobie w sadzie, żeby toksyczna teściowa nie miała kontaktów z dzieckiem. Tak jak pisałam, nie chcę, żeby moje dziecko straciło kontakt z ojcem, ale z drugiej strony panicznie boje się rodziny męża. Tym bardziej, że maż cały czas jak przychodzi, to gada Mateuszowi jakieś głupoty, dziecko zrywa mi się z płaczem w nocy, że tata kłamie, że tata mówi, że mamusia go porwała i takie tam. Już tłumaczyłam mojemu męzowi, żę robi krzywde dziecku, że on jest jeszcze malutki, że tak nie można. Nawet ja, która nienawidzę rodziny męża, nie mówię mu złego słowa na nich. Uważam ze jak będzie duży to sam zrozumie, co się stało i będzie mógł ocenić, czy podjęłam słuszną decyzję. Pomóżcie, bo nie daję rady. Nie wiem jak się zachować. Co robić, żeby uwolnić się od nich. Od ich głupiego i niesprawiedliwego oczerniana mnie. Naprawdę jestem już wykończona.

Odnośnik do komentarza

To świetnie, że znalazłaś w sobie tyle siły i nie poddałaś się dla swojego syna. Wyprowadziłaś się a to pierwsza mądra decyzja. Załóż sprawę o rozwód, nie oglądaj się na męża, przecież mu na tym nie zależy. Chyba nie możesz zakazać teściowej widywać się z dzieckiem drogą sądową, ale masz prawo po prostu jej na to nie pozwolić. Jesteś matką i to Ty podejmujesz decyzje z kim Twoje dziecko będzie się widywało. Musisz też walczyć o alimenty na dziecko od ojca, chociaż tyle może dla Was zrobić. Twoja historia jest strasznie smutna i sama nie potrafię sobie wyobrazić co bym zrobiła na Twoim miejscu... Przede wszystkim musisz teraz odbudować szacunek do samej siebie, który był zburzony przez tą toksyczną rodzinkę. Odetnij się od nich raz na zawsze. Jeśli twój mąż podczas każdego spotkania z dzieckiem będzie mu tak mieszał w głowie i opowiadał te okropne rzeczy to powinnaś zabronić mu widywać się z dzieckiem do czasu aż będzie naprawdę chciał z nim stworzyć jakąś więź. Na chwilę obecną Twojemu dziecku nie potrzeba takiego ojca. Może kiedyś się zmieni, wtedy owszem, powinni mieć kontakt, ale teraz nie. W sądzie możesz też walczyć o odebranie praw rodzicielskich Twojemu mężowi. Bo jeśli on ciągle będzie miał władzę rodzicielską, to może robić Ci na złość i negować wszystkie decyzje dotyczące dziecka.

Odnośnik do komentarza

No to już wiadomo, czemu Twój mąż(wtedy narzeczony) tak się wymigiwał od zapoznania Cię z Twoją rodziną. W sumie całkiem sprytnie.
Koszmar to trafne słowo, niestety to nie jedyna teściowa, która zamieniła w niego życie człowieka. Kompletnie nie rozumiem tego zjawiska, jakiś obłęd. Bardzo Ci współczuję.
Bardzo dobrze, że w końcu się wyprowadziłaś. Anita ma rację, załóż sprawę o rozwód i odetnij się od męża najszybciej jak możesz. Nie przejmuj się w ogóle tym co sobie pomyśli. A w ogóle to dobrze go wtedy nazwałaś, i tak zasłużył na dużo więcej po tym jak Cię traktował przez tyle czasu.
Ale teraz już staraj się o tym nie myśleć. Skup się na swoim życiu, zatroszcz się o siebie i o dziecko.
Twój mąż jest też ojcem Twojego dziecka, więc na razie ma prawo do widywania się z nim. Ale to nie znaczy, że masz obowiązek zawożenia go do jego matki. Wręcz nie powinnaś tego robić po tym wszystkim, Bóg wie co tam dziecku na Ciebie naopowiada, może mu zupełnie wodę z mózgu zrobić.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...