Skocz do zawartości
Forum

Przestroga-Depresja


Gość Betia

Rekomendowane odpowiedzi

Kochani jestem tu zupelnie nowa,dopiero zapoznaje sie z tym wszystkim i prawde mowiac jestem niezmiernie przerazona ilu
z was juz w tak mlodym wieku cierpi na nerwice,lub depresje.
Chciala bym by to co pisze bylo motywacja dla tych ktorzy upadli i nie moga sie podniesc.
Wiele lat cierpialam poniewaz nie bylam zadowolona ze swojego zycia, z malzenstwa,nie moglam sie z tym pogodzic,staralam sie cos w swoim zyciu zmienic ,wszystko co robilam bylo waleniem glowa o mur,w niczym nie mialam szczescia..czulam sie odrzucona,niepotrzebna niezrozumiana przez caly swiat.Moje samopoczucie stawalo sie z dnia na dzien coraz gorsze bylam bardzo zmeczona zyciem...zaden psycholog mi nie pomogl,finansow ubywalo ,takie godzinne sesje nie byly tanie,przerozne leki na depresje okazaly sie chwilowa przykrywka na bol duszy..wszystko na nic...Tak naprawde nikogo w glebi duszy nie obchodzi nas stan wewnetrzny,kazdy ma swoje problemy z ktorymi sie boryka ale po moim doswiadczeniu moge powiedziec ze nawet kiedy sytuacja wydaje sie byc beznadziejna to uwierzcie ze moze byc jeszcze gorzej!Nie walczcie z tym czego nie mozecie zmienic !Poprostu trwajcie
i szukajcie zajecia dla mozgu i ciala ktore odsunie zle mysli i zle samopoczucie..nawet na krotkie chwile.Jezeli lubicie nature idzcie do lasu,usiadzcie pod drzewem,jezeli lubicie kino ogladajcie filmy .itp...kazdego dnia zrobcie cos milego,dobrego dla siebie.Czarne mysli nie zmienia zycia na lepsze.Brak mysli wyprowadzi was na prosta a zmiany przyjda same z siebie.Moja rozpacz i niemoc byla tak silna ze odbila sie na moim zdrowiu fizycznym,na sercu,ukladzie krazenia,.pekla mi aorta, glowna zyla serca...na szczescie dzieki wspanialym chirurgom zyje,bylam krok od smierci.To zmienilo moje zycie o 180St,stalam sie wyciszona,wszystkie czarnokrztalty myslowe odeszly ,teraz wiem ile warte jest zycie,ciesze sie z kazdej drobnej rzeczy,z kazdego promyka slonca,bardziej dbam o siebie,nadal jestem nieco osamotniona ale nie mam juz beznadziejnych mysli.Kochani nie pozwolcie by los doprowadzil was do jakiejkolwiek tragedi.Dzialajcie juz teraz starajcie sie dostrzec piekno zycia w kazdej drobnej rzeczy.,tylko nie idzcie pod prad nie ubolewajcie nad tym czego na chwile obecna nie mozecie zmienic i pamietajcie ze Zycie to cenny dar!

Odnośnik do komentarza

Droga Betio :-) To nie jest takie proste jak piszesz:cieszcie sie zyciem.Cieszylam sie zyciem,mialam wspanialych przyjaciol,kochajaca i wspierajaca rodzine,wymarzone studia,poczatek nowej milosci i nagle:jak grom z jasnego nieba....depresja,bez jakiegokolwiek ostrzezenia,wypieralam to z siebie,tlumaczylam,ze niemozliwe,na ta chorobe zapadaja ludzie z oroblemami,nieszczesliwi,ze to napewno nie mnie dotyczy,niestety,dotyczylo,nie wiem kto czuwal nademna,ze mialam sile pojsc do lekarza w chwili gdy tak naprawde zaplanowalam juz sobie samobojstwo.Na szczescie trafilam na dobrego specjaliste,spedzilam kilka tygodni na oddziale zamknietym i dzieki temu zyje i powoli wychodze na prosta.Chce zebyscie wiedzieli,ze samo pozytywne myslenie i cieszenie sie widokiem chmurek,slonka i drzewek nic nie da,bo po prostu chorzy na depresje nie potrafia sie cieszyc,niczym,tu moze pomoc tylko dobry specjalista i leki,na dlugi czas...Ja mialam szczescie...i zycze tego samego wszystkim borykajacym sie z ta straszna choroba...

Odnośnik do komentarza

Wspolczuje tobie i jak najbardziej Ciebie rozumiem ,depresja to bardzo ciezkie schorzenie,slonko i chmurki w tym nie pomoga , ale nie to bylo moim przekazem,staralam sie opisac problem w dosc lagodny sposob..
Chodzilo mi o to ze kiedy myslimy ze to juz koniec ,czujemy sie fatalnie ,wydaje sie nam ze swiat zapadl sie pod nogami wtedy los moze dokopac jeszcze wiecej byc moze po to by otrzasnac nas z letargu.Tak stalo sie przynajmniej w moim przypadku i ja mialam depresje,sytuacje ktorych nie moglam rozwiazac a jednoczesnie z ktorymi nie bylam w stanie zyc..codziennie rozpacz,lzy,budzenie sie z kolataniem serca,dziesiatki destrukcyjnych mysli,zmeczenie,niemoc,beznadzieja,mysl samobojcze...do momentu kiedy pewnego dnia jechalam autem i nagle ni z tad ni z owad pekla mi glowna zyla serca....przenigdy nie zycze nikomu takiego wydarzenia i takiej choroby a co dopiero bolu... po operacji uswiadomilam sobie ile warte jest zycie ,ze to nad czym ubolewalam bylo niczym w porownaniu do tego co mnie spotkalo, sztuczna zastawka ,rekonstrukcja aorty cale zycie musze brac leki rorzedzajace krew,by nie dostac zakrzepicy,cale zycie byc pod kontrola lekarska pobierac co tydzien krew a mam dopiero 44l....chcialam tym podkreslic ze uswiadomilam sobie po tak ciezkiej operacji ze sa ludzie bez nog,bez rak,sparalizowani,niewidomi,po wypadkach,rakowcy itp.maja straszne choroby,co dziennie umiera co 5 minut jedno dziecko z glodu ,dziesiatki tysiecy ludzi w Indiach na Filipinach i wielu innych krajach zyje w slamsach,spi i zyje na cmentarzach ,wysypiskach bez wody itp..itp...
Zaden czlowiek z depresja z pewnoscia nie chcial by byc na ich miejscu ,tylko ze nie jest w stanie w depresji sobie tego uswiadomic jak cenne jest jego wlasne zycie i ze zawsze moze by gorzej.
Co do specialistow skoro sa tacy dobrzy to dlaczego nadal tyle osob cierpi na depresje?Ta choroba ma nawroty,psychotromy podlecza psychike ale nie rozwiaza za nas problemow ktore doprowadzily do depresji dlatego bardzo duzo zalezy od nas samych..szukania pozytywow w swoim zyciu co kolwiek by to nie bylo ..a nie koncentrowania sie na tym co pogarsza nasze samopoczucie i w koncu nasze zdrowie.Docenmy nasze zycie!
A propo depresja nigdy nie pojawia sie ze wspanialego zycia zawsze sa czynniki w psychice ktore do tego prowadzaja...byc moze bylo cos w twojej podswiadomosci co z czasem wywolalo taki stan lub cos czego nie przepracowalas z dziecinstwa.

Odnośnik do komentarza
Gość uzależniona1

Nie wiem,może depresja u każdego jest inna,może tak naprawdę każdy z nas inaczej się czuje,inaczej myśli.Każdy na swój sposób to przechodzdzi.Ja dostrzegam ludzi chorych,cierpiących,dzieci te małe niewinne i chore- i żałuję że nie mogę się z nimi zamienić,wziąć ich cierpienia na siebie.Ja chcę cierpieć,zasłużylam na to,na ból- poprostu kaleczę się nieświadomie przez sen...Nie wiem,może każdy z nas powinien doznać targicznego doświadczenia żeby się otrząsnąć,żeby szanować swoje życie?A co jeśli marze o tym żeby mi się coś stało i żebym nie przeżyła?Co,gdy muzyka doprowadza do szału a z telewizji nie rozumiem już ani słowa?Słońce nie istnieje,śnieg nie istnieje,ludzie nie istnieją,nie ma nic.Otrząsnęłas się doświadczyłas wiele i cieszę się że ci się udało ale uwierz-nie każdy by chciał by mu się.udalo.Ale dziękuję Bogu że są ludzie którzy z tego wychodzą a doświadczenie sprawia że uczą się żyć na nowo,żyć pełnią życia.POZDRAWIAM :)

Odnośnik do komentarza

Depresja to tak naprawdę poważna choroba, w zwalczeniu której nie wystarczy samo pozytywne myślenie. jednym z jej objawów jest przecież to, że świat wydaje nam się paskudnym miejscem, a życie koszmarem. Naprawdę nie ma sensu namawianie chorego, by myślał pozytywnie. Z chorobą jednak w 100 % da się wygrać, jeśli poddamy się leczeniu u dobrego psychiatry. Niekiedy walka o zdrowie trwa bardzo długo, gdyż nie udaje się od razu dobrać odpowiednich leków. U mnie szukanie właściwego zestawu leków trwało 2,5 roku. Niestety okazało się, że nie każdy psychiatra potrafił właściwie podejść do sprawy (usłyszałam od lekarza np. "niektórzy męczą się tak całe życie" lub dostawałam leki na schizofrenię!), zatem niekiedy także lekarza trzeba zmienić. Wszystkich przechodzących te bardzo ciężkie chwile proszę, by wierzyli, że można wygrać! istnieją leki, które przywrócą Wam zdrowe, szczęśliwe życie. Wiem, że trudno czasem znaleźć motywację do długotrwałej walki, ale znajdźcie myśl, która pozwala Wam się trzymać na nogach - dla mnie to była świadomość, że moje dziecko potrzebuje matki, mój mąż potrzebuje swojej żony - zatem nie wolno mi ze sobą skończyć (a chciałam). MOŻNA wyzdrowieć. Teraz jestem zdrowa, zadowolona, nadal przyjmuję podtrzymującą dawkę leków przeciwdepresyjnych, ale wiem, że wygrałam z tym paskudztwem! Bądźcie dzielni!

Odnośnik do komentarza
Gość Aanonim

Piękny i motywujący post. Rozumiem Pani nastawienie jednak chciałabym, żeby to było takie proste..
Mimo wszystko sama byłam 7 lat w depresji z bólami somatycznymi - głowy i wiem jak słowa mało znaczą. Człowiek po prostu nie wierzy, że może być lepiej nawet jeśli nie jest źle jak się jemu wydaje.
Jeśli pojawiają się tu osoby chore na depresję, które czują ciężar życia, niepowodzeń, nie czują z niczego satysfakcji i radości, a nawet nie widzą sensu życia. NIE BÓJCIE SIĘ IŚĆ Z TYM DO PSYCHIATRY. Jeśli psychiatra nie pomaga i odprawia was z machnięciem ręki idźcie do innego. Każdy ma prawo do tego by czuć się dobrze. Każdy zasługuje na pomoc i wsparcie. Wcześniej myślałam, że depresja to zaburzenie psychiczne. Teraz po pełnym leczeniu lekami i terapii z psychologiem wiem, że nie poradziłabym sobie chociaż miałam wsparcie rodziny, znajomych. Depresja to choroba jak każda inna, ale zabiera bardzo wiele z życia. Dla wielu wydaje się banalną słabością-gdzie takich reakcji też doświadczyłam, ale jest chorobą, którą nie można ignorować i czekać aż przejdzie.
Trafiłam na bardzo dobrego psychiatrę dziecięcego i na dobrego psychologa więc zapewniam, że tacy są!

Przepraszam za wzniosłośc tego postu, ale bardzo chcę aby nikt nie musiał tak długo przechodzić tego okropnego choróbska. Oczywiście wiem, że każdy ma większe i mniejsze problemy, ale wychodząc z depresji naprawdę można im stawić czoła, wytrzymać i zrozumieć o wiele więcej rzeczy.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Może teraz, gdy z perspektywy czasu o tym piszę, brzmi to optymistycznie. Wiem jednak, że dla osób, które właśnie przeżywają chorobę, jest to niezmiernie trudne doświadczenie. Dla mnie to była chyba najgorsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała. Po prostu umysł odmówił mi posłuszeństwa i pojawiały się w nim treści trudne do opisania, do tego wycieńczająca bezsenność i inne, znane depresyjnym osobom, objawy. Bardzo chciałabym , by wszyscy ludzie wiedzieli o tym, że depresja jest chorobą, a nie słabością charakteru albo wynikiem złej woli. Że depresja ma przyczyny organiczne, biologiczne (neuroprzekaźniki w mózgu nie działają prawidłowo) i choćby nie wiem jak się tego pragnęło, nie zmieni się tego siłą woli. Tu trzeba leków , które regulują pracę mózgu. Ludziom wydaje się, że depresja to to samo, co "zły humor" , że wystarczy "wziąć się w garść" i będzie ok. Ciekawa jestem, czy te same osoby komuś, kto złamał nogę powiedziałyby "weź się w garść i poskacz na tej nodze- zobaczysz uda się!!!"
Tak samo jest z depresją.

Odnośnik do komentarza

świat niestety jest chory,
kapitalizm pwoowduje ze ludzie się gubią,
robia nie to co chca,są niejako zmuszani przez
ludzi,media,samych siebie do bycia -zamożnym.
w dodatku jak tak ciezko się pracuje,to na coś trzeba
wydawać i ludzie żyja dla tzw.przyjemności a nie dla siebie,
a przyjemności się nudza,trzeba ich coraz węcej.
stąd luźne związki,zdrady itp.
no i takie choroby jak depresje czy nerwice sa powszechne,
socjaizm był beznadziejny ale tam prawie się nei slyszalo
o tych chorobach.
trzeba szukac prawdziwych wartości i siebie w nich.
i depresja to nie grypa,nie bierze się z powietrza,tylko
z ukrywanych przed samym soba emocji,mysli.
nie można być szczęśliwym i bez powodu zapaśc na depresję,przynajmniej z tego co do tej pory wiem.

Odnośnik do komentarza
Gość czychacz

art7 większość Twojej wypowiedzi to błędne przekonania i pisanie tego co się usłyszało o depresji "kiedyś tam" Depresja nie musi mieć konkretnej przyczyny żeby zachorować ... Piszesz , że bierze się z ukrywanych emocji i myśli , to się może tyczyć do każdego innego zaburzenia ...
Piszesz takimi ogólnikami , że większość Twojego postu można byłoby umieścić na którymś portali w zakładce życie w społeczeństwie.
Poza tym depresja depresji nie jest równa .

Odnośnik do komentarza

Suzanne
mam wrażenie, że to jest piękne i motywujące tylko dla osób, które nie chorują na depresję

Ktoś kto nie choruje pewnie w ogóle by się na ten temat nie wypowiadał. Ja - jako osoba, która przeszła ciężką depresję i nadal bierze leki - chciałam chorującym swoim wpisem powiedzieć, że z depresji można wyjść, można ją wyleczyć z pomocą dobrego, uważnego, zaangażowanego psychiatry.

Odnośnik do komentarza

W polowie grudnia ,, cos,, zaczelo sie dziac, placz, natretne mysli itd, od 7 tyg biore wenlafaksyne w tym 4 150 mg...jak juz czulam.ze depresja powoli odchodzi zaczely sie lęki i nienaturalne drzenie calego ciala, niby czuje sie lepiej ale fizycznie fatalnie:( poranki sa najgorsze- poty, czuje sie jak sparalizowana tymi drzeniami usta, uda stopy dlonie, wszystko zawtoty glowy,mdlosci...zastanawia mnie czy po takim czasie to normalne ze takie cos sie dzieje?? Lekarz chce mi zmienic na 75 mg wenlafaksyny i 15 mg potem 30 mg mirtazapiny...boje sie bo od prawie 3 mcy czuje sie jak krolik doswiadczalny:/

Odnośnik do komentarza

A ja napiszę z drugiej strony - osoby, która żyje z kimś, kto miał, a w zasadzie ma depresję. Mojego męża poznałam 3 lata temu (małżeństwem jesteśmy od 1,5 roku). Kiedy się spotkaliśmy opowiedział mi, że chorował na depresję, ale w wyniku różnych okoliczności życiowych musiał odstawić nagle leki i odstawił, co omal nie doprowadziło go do śmierci, bo brał ich bardzo dużą ilość.
Teraz ma różne momenty. Generalnie jednak jest tak, że każda rozmowa na poważniejsze tematy życiowe wywołuje u niego bardzo duży stres i zwykle po dwóch minutach jest awantura i słyszę - nie chcę rozmawiać, jestem zmęczony. Następnie odchodzi rzucając za siebie słowa, jaka to jestem podła i jak nie potrafię z nim rozmawiać. Efekt jest taki, że poważniejsze życiowe sprawy rozwiązuję sama, a nasze rozmowy jeżeli są (bo zwykle mam się nie odzywać bo on odpoczywa po pracy, albo nie mam do kogo się odzywać, bo śpi) ograniczają się do tego co kupić i jak zaplanować np. obiady na przyszły tydzień. Ponieważ mąż się często denerwuje, co w efekcie (tak myślę ja bo nigdzie tego nie sprawdzaliśmy) powoduje u niego duże napięcie mięśni, to wszystko powoduje że odczuwa ból ręki. Bierze więc leki uspokajające, które ogólnie dostępne są w aptekach bez recepty. Kiedy próbuję z nim rozmawiać, że może powinien znaleźć inną metodę na rozluźnianie zwykle kończy się tak samo - awantura i słowa, że nie jestem lekarzem i się nie znam. A ja po prostu się boję, aby znowu się nie uzależnił i staram się mu podpowiedzieć coś innego, dopóki oczywiści jest na tyle dobrze, że nie trzeba psychotropów.
Zaczynam się bać też, że sama nie poradzę sobie z tym wszystkim, bo raz, jak wspomniałam większość życiowych kwestii to "moja działka", a dwa nie mam z kim o tym porozmawiać. Pewnie dlatego tu piszę...

Odnośnik do komentarza

Witam
WikaP współczuje pani złożonej sytuacji i sądzę że najrozważniej byłoby podzielić ją, gdyż poza problemami z komunikacją wspomniała pani o bólach reki męża.
Tutaj ma pani słuszna rację, to samo leczenie męża warto byłoby uzupełnić o wizytę u specjalisty. O ile boi się pani uzależnienia, to myślę że słaba skuteczność oraz niewłaściwe postępowanie również pozbawione jest sensu. Trudno wytłumaczyć drugiej osobie naszą nadwrażliwość, to następstwa przyzwolenia na bierność trudno będzie sobie samemu wytłumaczyć.
Odnośnie komunikacji, myślę że poza wpływem dolegliwości męża, nie wykluczał bym tych cech które posiada mężczyzna na drodze kształtowania charakteru, oraz sam fakt wpływu rozwoju małżeństwa. Opadła pani z sił, lecz w gruncie rzeczy, jest pani silną kobietą która mogła swoją stanowczością wyręczać niezauważalnie męża. Obecnie na nic człowiek niema czasu, mężczyzna znajdzie kobiecie więcej wytłumaczeń, niż doszukiwać się swoich słabości. Jeżeli wymiana zdań, jest rozczarowaniem to warto wygospodarować czas,na spokojnie ocenić sytuacje, może spa? Niekiedy to noszenie spodni, warto zamienić na spódnice, próbować uzyskać porozumienie metodami które z czasem umożliwią dalsze działania. Zarzucenie podłości czyjegoś działania, z całą pewnością warte jest przyjrzenia się w poprawności argumentacji.

Odnośnik do komentarza

nati28 bądź dzielna. 7 tygodni leczenia to jeszcze bardzo krótko i nawet przy dobrze dobranym leku możesz jeszcze czuć się źle. Dobieranie odpowiedniego leku, zmiana dawki, dobieranie drugiego a nawet trzeciego leku może trwać całymi miesiącami. wiem, że to bardzo trudne. Jeśli jednak wenlafaksyna choć trochę poprawiła Twój stan, to warto brać ją dalej. Zestawem, który mnie ostatecznie wyleczył była właśnie wenlafaksyna + mirtazapina. Dawki były zmieniane, by wreszcie ustalić właściwą. Może się jednak okazać, że dla Ciebie właściwy będzie zupełnie inny zestaw leków. ja aż przez 2,5 roku miałam serwowane rozmaite leki zanim wreszcie dobrano mi pomocne dla mnie. Obserwuj zmiany, jakie w Tobie zachodzą po różnych lekach. Nawet niewielka poprawa już jest dobrym sygnałem i przemawia za danym lekiem. Pamiętaj jednak, że poprawa następuje bardzo powoli, trwa miesiącami i trzeba być cierpliwą. Jeśli jeden lekarz po dłuższym czasie nie potrafi pomóc trzeba wybrać innego.

Odnośnik do komentarza
Gość madziore

wiem o czym mowisz... ja od kilku lat zmagam sie z depresja i musze powiedziec, ze to co sie ze mna dzialo/dzieje niszczy nie tylko mnie, ale takze moja rodzine. poszlam do lekarza psychologa i udalo sie chociaz troche ogarnąć... ale to wciaz jeszcze nie to :(

Odnośnik do komentarza

Choruję na depresję od 15 lat. Początkowo było tylko leczenie farmakologiczne. Pobyt na oddziale. Od kilku lat terapia z psychologiem i nadal leki. Nadal jest bardzo ciężko. Tracę nadzieję że kiedykolwiek wyleczę się z depresji! Czy po tylu latach jest to w ogóle możliwe?

Odnośnik do komentarza
Gość małoproblematycznie

Autorko postu! Pięknie napisałaś, szczerze i prawdziwie. Zgadzam się z Tobą w pełni, jednak w depresji, czy czymś podobnym człowiek tak skupia się na swoim wnętrzu, cierpieniu; na sobie..., że mimo wiedzy o pięknym świecie, nie jest w stanie poczuć, że taki jest, że ma z czego się cieszyć, że może być gorzej. Odczuwa zupełnie inaczej a w takim stanie zazwyczaj choćby chciał coś zrobić, zmienić- nie jest w stanie. Silna wola jest tak słaba, że planowanie zmian powoduje cierpienie, bo człowiek czuje się tak beznadziejny, bezsilny, że rezygnuje-nie wierząc, że da raę wprowadzić nawet drobne zmiany. Na pomoc środków farmakologicznych też nie liczę, bo one tylko tłumią zgromadzony ból, a nie leczą. Psychoterapia jest lepsza i skuteczniejsza-jeśli trafi się na dobrego specjalistę. I to bym uznała za pierwszą pomoc..., poźniej łatwiej próbować samemu, bo poczucie własnej wartości jest podbudowane.
U mnie osobiście psycholog stwierdził wstrząs pourazowy a wskutek tego dystymię-depresję, której z zewnątrz trudno się dopatrzeć. Trykająca humorem, pozornie zadbana, zdystansowana w osądzie, chcąca coś zmienić- taka poszłam na 1 wizytę. Dopiero po 6 spotkaniu i testach wyszło szyło z worka. Chodziłam na psychoterapię pół roku, leków psychotropowych nie brałam nigdy i to mi pomogło- wygadanie się, wydrążenie wszystkiego co mnie przygniatało. Stanęłam na nogi, znalazłam świetną pracę, ale stres obijał mnie znowu. Jego namiar spowodował zaburzenia somatyczne- wewnętrzne-nadprodukcję adrenaliny i kortyzolu i sprawił, że pojawiały się guzy w organiźmie, które również produkowały hormony. Też byłam o krok o śmierci i pobyt na oiomie po operacji, miesięczne pobyty w szpitalach wiele mi dały, spojrzałam na wszystko z jeszcze większym dystansem, co wydawało mi się niemożliwe. Straciłam pracę, wzięłam rozwód-znowu dół i niemoc. I tak już mam-wieczna sinusoida. Czasem radzę sobie świetnie, czasem w ogól sobie nie radzę, fizycznie jest beznadziejnie a porównywanie aktualnej sytuacji do potencjalnie lepszej lub gorszej nic nie daje, tzn. akceptuję stan rzeczy, ale może dlatego , że mam nadzieję? Poczucie humoru pomaga mi żyć, co nie zmienia faktu, że moja natura nadal pozostaje melancholijno (-choleryczna). Nie przepadam za sportem, ale drobna aktywność-rower, spacer, basen -chociaż raz w tygodniu poprawia samopoczucie. No i.... wiara- wbrew wszystkiemu, wbrew sobie nawet. Po coś to wszystko się dzieje.. Bo inaczej jaki miało by sens...? Może warto znaleźć go i zrozumieć... a potem złapać życie w swoje ręce i brać z niego co się da -na tyle na ile starczy sił każdego dnia, pomału, po prostu, bo to największy dar jaki mamy-nie bez powodu.

Odnośnik do komentarza

Cierpiałam jako nastolatka na depresję. Teraz wiem że depresja to jest samoistne rozczulanie się nad sobą i pogrążanie się, nie chciało mi się żyć. Miałam trudną sytuację życiową, zero wsparcia, wzorców, brak miłości, brak przyjaciół. Mimo wszystko można powiedzieć że minęło mi to, gdy mam swoją miłość, przyjaciół, hobby, studia, mam się czym zajmować, imprezować (wcześniej tego nie miałam a bardzo pragnęłam) i gdy teraz mam chęć życia, szaleństwa to zachorowałam i jestem ciężko chora. Czy to nie paradoks mojego życia? Teraz wiem że depresja to pikuś bo cierpienie przez inną chorobę (nie psychiczną) jest o wiele gorsze bo z depresji można się ogarnąć ale ból fizyczny ciężej jest mi znieść. Więc ludzie nie "depresjujcie" się dopóki jesteście zdrowi cieszcie się życiem!!! Bo swoje życie można posterować jak chcecie, to od was zależy, ale gdy będziecie chorzy wtedy zrozumiecie jak naprawdę może być do dupy. Wiec tyłek w troki i się ogarniać bo zazdroszczę wam że jesteście w pełni siły fizycznej.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...