Skocz do zawartości
Forum

Zły kontakt z rodzicami i namawianie do chodzenia do kościoła


Rekomendowane odpowiedzi

Witam, mam na imię Roksana, mam 18 lat, mieszkam z mamą, tatą i z bratem. Od zawsze miałam problem z dogadaniem się z rodzicami, nie wiem z którym jest gorzej. Zaczynając od początku, od kiedy pamiętam moje relacje z mamą i z tatą nie były za dobre, nigdy nie potrafiłam z nimi normalnie porozmawiać. Nie chciałam nigdy mówić o tym co u mnie, jak się czuję, jak w szkole, o moich problemach, słabościach.. Nie mówiłam im o niczym, nasze rozmowy odbywały się zazwyczaj tylko rano przed szkołą/pracą, jakiś krótki telefon po szkole z zapytaniem czy jestem już w domu, ewentualnie chwila rozmowy o czymś co mnie w ogóle nie interesuje przy herbacie na podwieczorek. Krócej rzecz ujmując, jesteśmy rodziną tylko na papierku. Równie dobrze mogłabym mieszkać sama i czułabym się o wiele lepiej bo nie sprawiano by mi żadnych przykrości. Jestem traktowana inaczej, bo mam inne poglądy na świat. To, co najbardziej denerwuje moich rodziców to fakt, że jestem niewierząca. Co jakiś czas, gdy im zachce się iść do kościoła (sami nie chodzą regularnie), namawiają mnie już ze dwa dni wcześniej, tak jak dziś. Jest piątek wieczór a ja już słyszę "tylko się przygotuj bo w niedzielę idziemy do kościoła!". Ja nie chcę, po prostu nie potrzebuję tam być! Oni tego nie rozumieją, kiedy mówię im, że nie muszę tam chodzić, że mam 18 lat i mogę decydować o swojej wierze lub jej braku przekraczają granice... Zaczynają się teksty typu "to skoro jesteś taka dorosła i decydujesz o sobie, znajdź sobie pracę, mieszkanie" i co mam wtedy odpowiedzieć? Jestem bezbronna. Do tego tematu dochodzi czasem coś takiego, że to wszystko przez mojego przyjaciela Damiana, który również jest niewierzący. To nieprawda, bo nie wierzę w Boga od dawna, jego poznałam w zeszłym roku, przedstawiłam go rodzicom z pół roku temu i teraz ciągle słyszę śpiewki, że to jego sprawka. Pytają, czy moje koleżanki też są takie "głupie" i czy nie chodzą do kościoła... To mnie męczy, strasznie, od razu mam łzy w oczach, zaczynam krzyczeć na nich, oni też i przekrzykujemy się. W końcu nie wytrzymuję i uciekam do swojego pokoju a zza ściany tylko słyszę "jak Ty ją wychowałaś/eś" mówi jeden do drugiego i kłócą się między sobą czyja to sprawka. Nie mogą zrozumieć, że zmuszając mnie i tak się nie dam przekonać? Nawet jak zabiorą mnie do tego kościoła wyłączam się, nie słucham nikogo, nie mówię żadnych modlitw tylko stoję lub siedzę. Według nich wychowałam się w katolickiej rodzinie tak jak oni i póki z nimi mieszkam będę chodzić do kościoła. Jest jeszcze jeden problem, mianowicie taki, że przez to jak oni starają się mi ubliżyć zaczynam sama nie lubić siebie i wytykam sobie coraz więcej wad. To, że jestem brzydka, za gruba, za wysoka, za duży nos, no ogólnie nieproporcjonalna ze mnie dziewczyna. Lecz chcę to zmienić, już z rok temu zaczęłam ćwiczyć w domu z różnymi osobami z internetu. Nie szło mi najlepiej, odpuszczałam po dwóch tygodniach, pewnie robiłam masę błędów przy poszczególnych ćwiczeniach... Od 4 października uczęszczam na siłownię, dziś wykupiłam drugi karnet miesięczny. W domu nie mogło się obejść bez skomentowania tego. Zaczęło się już kilka dni temu czy mam zamiar to kontynuować. Oczywiście mówiłam, że tak, a rodzice już zaczynali mi docinać. Po co ja to robię, skoro jestem zgrabna? Nieprawda, nie jestem zgrabna. Jestem wysoka i nie mam żadnej nadwagi, mam wagę w normie, ale po prostu nie podobam się sobie. Chcę to zmienić bo chcę czuć się dobrze w swoim ciele, a chyba o to chodzi, żeby podobać się sobie w pierwszej kolejności a nie komuś, prawda? Dostaję liczne uwagi i komentarze od nich, że robię to chyba dla "picu" i dla "lansu", mimo, że nikomu się tym nie chwalę poza najbliższymi koleżankami. Jedna z moich koleżanek zachęciła się do siłowni jakiś czas po mnie i oczywiście wychodzi na to według moich rodziców, że to ja ją namówiłam co nie jest prawdą bo koleżanka sama spytała czy może ze mną chodzić... Wcześniej wspominałam o moim przyjacielu Damianie. On również chodzi na siłownię, zaczął wiele szybciej niż się poznaliśmy. Tu również obwiniają jego za to, że chodzę na tę siłownię! Przecież to nie jego wina, że siłownia daje rezultaty i widać efekty a on sam czuje się z sobą dobrze, prawda? Ja też tak chcę, dlatego biorę z niego przykład. Dochodzi tu też kwestia pieniędzy, to 70 zł miesięcznie, ten karnet w większości wyłożyłam ze swoich pieniędzy, tzn z kieszonkowego, poprosiłam tylko o 10 zł! Czy to jakiś wielki majątek? Przecież inni ludzie w moim wieku uczęszczają na różne zajęcia dodatkowe, czy to dodatkowy angielski, czy taniec, czy basen, co zrobię, że wolę siłownię? Nigdy wcześniej nie chciałam pieniędzy na żadne dodatkowe zajęcia a teraz kiedy proszę są problemy. Każda zaczęta rozmowa na ten temat czy na temat religii kończy się kłótnią, płaczem, łapię zły humor, nie mam ochoty z nikim rozmawiać... To jest straszne, a robi się ze mną coraz gorzej. Nie potrafię sobie sama z tym poradzić. Potrzebuję pomocy, pilnie. Proszę o kilka dobrych rad... Może ze mną naprawdę jest coś nie tak? Czy ja wymagam tak wiele od swoich rodziców, że są mną tak bardzo zawiedzeni? :( Proszę o pomoc...

Odnośnik do komentarza

Dobrze, że chodzisz na siłownie. Nie daj się, nie rezygnuj, człowiek powinien dbać o swą kondycję, to jest tak samo ważne, jak wiedza . Trzeba w równym stopniu rozwijać ciało i umysł.
Kościół. Nie namawiam cię do wiary, ale dla świętego spokoju radzę, byś czasami z nimi poszła. Po prostu by nie było tak częstych kłótni.

Dorosłaś, pewnie byłaś dość grzecznym dzieckiem i rodzice nie mogą pogodzić się z tym, że masz już swoje zdanie i chcesz żyć tak, jak ty uważasz .
Z czasem się przyzwyczają, o ile nie będą to wieczne kłótnie, bo wtedy sprawa może się zaognić. Lepsza jest metoda "małych kroczków" czyli od czasu do czasu im ustępować /mam na myśli kościół/ - ale bez kłótni.

Odnośnik do komentarza

No tak, czasami opłaca się,a czasami trzeba , robić dobrą minę do złej gry,
poglądów rodziców nie zmienisz, a jakoś trzeba żyć,popieram metodę drobnych kroczków...,
dobrze jakbyście potrafiły tak usiąść z mamą i porozmawiać od serca...,powinna zrozumieć ,że nakazami i zakazami wywołuje bunt w Tobie,niechęć ...,że powinna się liczyć z Twoim zdaniem,itp.

Szanuj zdanie innych...

Odnośnik do komentarza

No to faktycznie niełatwą masz sytuację, ale może być Ci łatwiej się w niej odnaleźć, gdy ją przeanalizujesz, zdystansujesz się nieco od zachowania się rodziców i zachowasz spokój i własne zdanie nie wdając się z nimi w dyskusje na temat Twojej wiary które i tak są zupełnie bez sensu tutaj. Oni po prostu nie akceptują tego że Ty masz inne poglądy na te sprawy niż oni, dlatego próbują szukać winnych tego wszędzie gdzie się da, być może maskując tym jakieś swoje własne żale, bezradność czy poczucie winy. Postaraj się to zrozumieć, myśląc w ten sposób łatwiej Ci będzie nie reagować na każdą krytykę w temacie, nie ma sensu, tym bardziej wykłócać się o to. Im i tak nie będzie się podobało to że nie wierzysz w Boga, a Tobie nie będzie się podobała ich dezaprobata, ale może z czasem oni się pogodzą z tym stanem rzeczy i całą sprawa nie będzie miała dla Was takiego znaczenia. I dobrze, bo nie ma co kruszyć kopii o to, Ty też się za bardzo tym przejmujesz(nawet krzyczysz i płaczesz czasem), gdy lepiej jest zignorować takie uwagi, skupić się na czymś innym i zostać przy tym przy swoich poglądach.

Odnośnik do komentarza

Nie daj się ugiąć terrorowi rodziców. Zmuszanie kogoś do chodzenia do kościoła to nic innego jak przemoc psychiczna. Nie wiem co Ci doradzić bo najprawdopodobniej Twoi rodzice jak większość osób zmuszających dzieci do chodzenia do kościoła to osobowość autorytarna a takim ludziom z wyłączoną empatią nic się nie przetłumaczy. Nie daj się ugiąć i rób swoje, tyle mogę Ci doradzić. Trzymaj się ciepło!

Odnośnik do komentarza

witaj, jestem starsza od Ciebie, dawno po maturze, urodziłam dwie córki, które chodzą do podstawówki.Relacje z moimi rodzicami, zwłaszcza z mamą nie były, nie są i nie będą takie jakie ja bym chciała, żeby były.Ojciec zawsze uległy, pod dyktando mamy, ale dobry mężczyzna.Mama stanowcza, z zasadami, bałam się jej jak miałam kilka lat i kilkanaście.Wierzę, że mnie bardzo kocha, lecz nie potrafi okazać uczucia.Zawsze mnie krytykowała, robi to do dziś!Na stwierdzenie swojej dawnej koleżanki z pracy, że ja dobrze wyglądam, że jestem zadbana, ubrana ładnie-moja mama mówi:ale przytyła!
A skąd to wiem?bo mi jej koleżanka to przekazała, sama będąc zbulwersowana, że moja własna mama tak strasznie mnie neguje, mało tego, przed moimi dziećmi, które świata poza mną jako matką nie widzą, bo bardzo bardzo mnie kochają, też opowiada historie, jak ich mamusia jest taka czy taka.One do niej nawet chodzić nie chcą.Po co Ci to opisałam?Słuchaj,po mimo wszystkiego co doświadczyłam w swoim życiu od rodziców, zwłaszcza od matki, powiedziała mi jedną rzecz.Byłam wtedy mała.Około 4-5 lat ale pamiętam to do dziś.Nie chciałam mówić paciorka wieczorem, bo mi się nie chciało.a mama mówi słuchaj, my musimy się różnić od tych stworzonek, co mieszkają w chlewiku!Dla mnie to jest wystarczające, żeby żyć w zgodzie, ze sobą i z Tym co być może jest tam w niebie.Mam taką nadzieję....nie piszesz nic czy się uczysz, czy pracujesz.Nie można żyć w zawieszeniu tzn bez pracy lub nauki.Sama się lepiej poczujesz, jak znajdziesz pracę, będziesz mieć swój grosz, a jeżeli się uczysz, to pamiętaj, że robisz to dla siebie.Na pewno jesteś inteligentną i mądrą dziewczyną.Wszyscy robimy błędy i Ty i ja i Twoi rodzice i Twój chłopak , bo nikt nie jest idealny.Dzieci w domach dziecka pragną się przytulić do matki a nie mogą....na pewno Ciebie matka tuliła jak byłaś mała, jak zaczęłaś podrastać, jej relacja się zmieniła, ale to nie wynika z tego, że Cię nie kocha i że jesteś jej i ojcu obojętna.Oni nie umieją tego okazać.A co to znaczy być niewierzącym?Ja Nie będę Cię oceniać.Nie znamy odpowiedzi na wiele pytań dot.wiary.Bo gdybyśmy mieli wszystko podane na tacy, to by było zbyt proste.Jeżeli jesteś empatyczna względem innych osób, skłonna pomóc i wczuć się w drugiego człowieka, to jesteś chodzącym dobrem, czyli dzieckiem Bożym.Twój chłopak trochę nie do końca Cię prowadzi w dobrym kierunku.Ale może to Ty powinnaś jego poprowadzić?Jestem katoliczką i też nie raz nie poszłam do kościoła, bo mi się nie chciało ale na dłuższą metę źle bym się z ty czuła.Wierzę, że jest coś po śmierci, bo inaczej bym się załamała.Życzę Ci dużo szczęścia, mądrości i chwytaj każdą chwilę, bo szkoda czasu na smutek.

Odnośnik do komentarza

"Nie znamy odpowiedzi na wiele pytań dot.wiary."

I właśnie dlatego mówienie, że znamy jest kłamstwem a tak robią ludzie zmuszający kogoś do chodzenia do kościoła. Gdybyśmy znali odpowiedzi i byłyby one zgodne z Kościołem to można by wtedy dziecku kazać a teraz to ingerencja w prywatną sferę swojego dziecka. Katolicyzm wielu ludziom robi krzywdę na całe życie i trzyma ich w psychologicznej niewoli.

Odnośnik do komentarza
Gość Ala lalala

roksana_mowka trudna sytuacja. Twoi rodzice najwyraźniej nie są otwarci na ludzi o innych poglądach, a fakt, że nie urobili sobie Ciebie na swój obraz i podobieństwo w kwestiach światopoglądowych uznają za swoją osobistą klęskę.

Może zastanów się co jest dla Ciebie ważniejsze? Czy to, żeby nie chodzić do kościoła i nie robić nic wbrew swoim przekonaniom czy może ważniejsze dla Ciebie jest spokój w domu i tym samym spokój psychiczny? Przemyśl to dobrze i podejmij decyzję. Jak sama ją podejmiesz, to powinno być Ci łatwiej. Nawet jak uznasz raz na jakiś czas, że potrzebujesz spokoju psychicznego i pójdziesz do kościoła, to będziesz czuła, że jest to Twoja decyzja. Nie będziesz tak negatywnie odczuwała przymusu. Zastanów się też, czy może nie byłoby dobrze jak najszybciej się uniezależnić? Może masz możliwość pójść na studia albo/i znaleźć pracę w innym mieście?

Niestety, dopóki jesteś na ich utrzymaniu, będziesz musiała wykazać się dyplomacją.

Odnośnik do komentarza

Ale to będzie zły wzorzec postępowania jeśli dziewczyna będzie chodzić dla spokoju do kościoła i dzięki temu relacje z rodzicami będą lepsze. To oducza bezwarunkowej miłości i uczy, że rodzice będą ją kochać i będą dobrzy tylko jeśli będzie robić to co oni każą. W ten sposób człowiek pozbywa się siebie, uczy się manipulatorstwa. Tutaj jedynym wyjściem jest przeciwstawianie się rodzicom nawet jeśli to ma skutkować kłótniami.

Odnośnik do komentarza
Gość Ala lalala

Moim zdaniem to powinna być jej decyzja. Ma wybór i oba wiążą się z konsekwencjami. Niech sama zdecyduje, czy woli walczyć z rodzicami o wyjścia do kościoła czy mieć spokój psychiczny i lepsze z nimi relacje. Dla mnie to żadna różnica. Ona sama musi zdecydować.

Poza tym, bycie dyplomatycznym to nie to samo co bycie uległym. Jak komuś ulegasz, to pod wpływem presji tej osoby podporządkowujesz się jej. Jak jesteś dyplomatyczny, to zachowujesz się tak, bo sam uznałeś, że jest to najlepsze dla Ciebie wyjście z sytuacji. W pierwszym przypadku podporządkowujesz się komuś wbrew własnej woli, a w drugim sam podejmujesz decyzję, to duża różnica. To również nie to samo co manipulowanie. Czasami po prostu nie da się dojść z pewnymi ludźmi do porozumienia i trzeba iść z nimi w konflikt, zerwać kontakt albo właśnie zachowywać się w stosunku do nich dyplomatycznie, jeśli uważamy, że dobre relacje mają sens.

Ja rozumiem, że to nie jest łatwa decyzja, ale to musi być jej decyzja. Konsekwencje poniesie ona i nikt inny.

Odnośnik do komentarza

mój przykład omawia moją wiarę, ale ja jestem otwartym człowiekiem, nie neguję żadnej wiary poza taką, która wyrządza zło.Gdybym stanęła przed wyborem zmiany wyznania z różnych powodów, to bym to zrobiła ale nic wbrew sobie.Mój mąż był wychowany w innej wierze, ślub odbył się tam, gdzie panna młoda mieszkała, a co za tym idzie panna młoda jest katoliczką.Teraz mój mąż jest też katolikiem.Tak naprawdę to nie o to chodzi!katolik czy ewangelik czy inny.Chodzi o jakieś zasady normy wg których żyjemy.jednak wiele osób nie chodzi do kościoła a są dobrymi ludźmi, mają empatię do innych.Znam też gorliwych, którzy siedzą w pierwszych ławkach, a przysłowiowy nóż w plecy potrafią włożyć bliźniemu!Ja bym radziła albo iść do pracy, albo się uczyć.To już pisałam i ktoś też tak radził.Mądrzy rodzice nie powinni naciskać, ale podejrzewam , że między nimi też nie jest najlepiej

Odnośnik do komentarza

roksana_mowka
Zaczynając od początku, od kiedy pamiętam moje relacje z mamą i z tatą nie były za dobre, nigdy nie potrafiłam z nimi normalnie porozmawiać. Nie chciałam nigdy mówić o tym co u mnie, jak się czuję, jak w szkole, o moich problemach, słabościach.. Nie mówiłam im o niczym, nasze rozmowy odbywały się zazwyczaj tylko rano przed szkołą/pracą, jakiś krótki telefon po szkole z zapytaniem czy jestem już w domu, ewentualnie chwila rozmowy o czymś co mnie w ogóle nie interesuje przy herbacie na podwieczorek. Krócej rzecz ujmując, jesteśmy rodziną tylko na papierku.

W sumie z tego co tu napisałaś to Twoi rodzice od samego początku zagubili gdzieś kontakt z Tobą. Wasze relacje chyba nigdy nie były dobre, a te różnice zdań na tle wiary to jeden z objawów a nie przyczyn tego. Więc w sumie wątpliwe, czy to co ustalisz w sprawie chodzenia do kościoła będzie miało na te relacje jakiś znaczący wpływ, za bardzo to ich nie naprawi. Żeby coś naprawić trzeba by wiedzieć czemu się popsuło.
Patrz na to co która decyzja przyniesie Ci większy komfort psychiczny. Czy pójście do kościoła od czasu do czasu żeby mieć więcej spokoju, czy nie chodzenie tam, spory z tym związane ale też postępowanie w zgodzie ze sobą. Może w tym drugim przypadku rodzice przyzwyczailiby się do tego po jakimś czasie, i kłótnie by zniknęły.

Odnośnik do komentarza

Moze to tak jest... Teraz mamy antyoncepcje i dzieci sa z wyboru (ot tak ogolnie, nie wchodzac w innosci).
Nie tak dawno temu to dzieci robilo sie po to aby byla sila robocza na polu. Dodatkowo nie bylo dobrego systemu emerytalnego i mlodsze pokolenie zajmowalo sie starszym.
Jak to wszystko wplynelo na zachowanie ? Na relacje ludzkie czy rodzinne ?
Kto tam wtedy czytal bajki dzieciom na dobranoc ?
Tez taka mialam mame. Nie bylo dnia aby sruby nie dokrecila. Wiem ze mnie kochala bardzo tylko poprostu sama nie umiala inaczej. Nie potrafila okazywac milosci. A te wszystkie zlosliwosci... to sama z wslasnego domu wyniosla :(
Tak ja wychowali/traktowali i tak dalej robila w swojim doroslym zyciu.
Kolo sie kreci. Ja sie zdecydowalam ze to kolo zamkne. Z obawy bycia "kochajaca innaczej" matka postanowilam nie miec dzieci.
Napisalam ze mialam mame. Mama odeszla pare lat temu. Boli jak bylo by to wczoraj. Duzo bym dala aby byla tutaj jescze i juz bym dala jej taryfe ulgowa na dokrecanie srubek :)
Naucz sie zyc z wlasnymi rodzicami. Na rynku pracy tez duzo trudnych charakterow. Jak sie nauczysz wpsolpracowac/zyc z wlasnymi rodzicami to w przyszlosci bedzie ci latwiej znalezc wyjscie z innych podobnych sytuacji :)

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
×
×
  • Dodaj nową pozycję...